Koszula, której aktualnie używam, jest efektem mojego drugiego podejścia do tej części stroju. Pierwszą uszyłem z fabrycznie tkanego, chemicznie barwionego na boleśnie bordowy kolor lnu - nie dość, że wyglądała bardzo niewiarygodnie, to jeszcze w dodatku była za ciasna pod pachami, a zdecydowanie za szeroka na ramionach. Nauczyłem się jednak co nieco. Przy szyciu drugiej koszuli miałem w głowie ultra-historyczny plan. Satysfakcja po wielu dniach szycia stroju z ręcznie tkanego lnu przy pomocy kościanej igły, nierzadko wieczorami przy świetle świecy, była naprawdę niesamowita.
Koszula ma bardzo prostą budowę. Do tułowia wyciętego z jednego fragmentu materiału doszyte są rękawy zwężane od pachy, z małymi klinami pod samymi pachami. Na wysokości pasa zaczynają się rozcięcia, które zapewniają swobodę ruchu. Koszula jest dość długa, bo sięga do połowy uda - takie wyglądają dobrze w zestawie z ozdobnym pasem i kaftanem, do którego szycia się przymierzam. Pod szyją rozcięcie spinam zwykle miedzianą spinką podkowiastą, dzięki czemu krawędzie lepiej zakrywają obojczyki, chroniąc tym samym przed otarciem ich pasem mieczowym.
Jest to, razem z koszulą, podstawowy element wczesnośredniowiecznej męskiej garderoby. Istnieją przeróżne kroje, od najprostszych i luźnych, po te zszyte z wielu elementów i dopasowane dokładnie do sylwetki. Ja swoje spodnie uszyłem według najprostszego wzoru i z dużym zapasem materiału, szczególnie w pasie i w kroku. Umożliwia mi to poruszanie się i ustawianie w różnych przedziwnych pozycjach, na przykład w trakcie pracy i walki, bez obaw przed rozdarciem. Spodnie zaciągane są na ręcznie pleciony w warkocz sznurek lniany, zaszyty wzdłuż górnej krawędzi. Wiążę je od kostki po kolano za pomocą krajek - inaczej szerokie nogawki mi przeszkadzają. Wykonane są z dość delikatnego lnu. Nie było to zamierzone, ostatecznie materiał okazał się jednak dobry i nie ociera mnie w żadnym miejscu.