Historia Abrahama

Zenon Ziółkowski Najtrudniejsze stronice Biblii


„Ofiara z Izaaka” była i jest przedmiotem niezliczonych komentarzy tak wspólnoty judaistycznej, jak i chrześcijańskiej, pisarz natchniony otwiera to niezwykłe opowiadanie stwierdzeniem: „… Bóg wystawił Abrahama na próbę”, a zamyka je słowami anioła: „Wszystkie ludy ziemi będą sobie życzyć szczęścia twego potomstwa, dlatego że usłuchałeś mego rozkazu” (Rdz 22,1.18). Była to więc szczególna próba.

Od chwili wydania tego rozkazu pojawia się w historii zbawienia wymóg postawy całkowitego zaufania, koniecznej u człowieka Bożego. Jest to warunek uczestnictwa w działalności Boga. Wymóg ten powraca w historii Izraela, przejawia się w działalności proroków, towarzyszy Janowi Chrzcicielowi, Maryi, nawet Jezusowi, Apostołom, wszystkim świętym, przełożonym wspólnot chrześcijańskich. […]

Należy jednak zauważyć, że obydwaj, Bóg i Abraham, nie działali niemoralnie. Pierwszy nie chciał śmierci Izaaka, drugi wykonywał Jego polecenie wiedząc o tym, że ofiara z syna jest najwyższym wyrazem oddania się bóstwu, a praktyka taka nie była obca nie tylko Kananejczykom – na których ziemi się znalazł – ale i innym ludom starożytnym. Można powiedzieć, że Bóg prowadził Abrahama po samej krawędzi niebezpiecznego doświadczenia. Taki był jednak semicki sposób nauczenia czego: przez bezpośrednie doznanie, krzyczące często swoją drastycznością. Hebrajczycy bez trudu odczytali tę naukę jako rozkaz i jako nakaz. Prawda, że tylko Bóg może rozporządzać życiem człowieka […] nie może być uzewnętrzniana przez ofiary z ludzi, jak to czasami czynili poganie […]. Przygotowany przez Boga baranek stał się pierwszą krwawą ofiarą w okresie historii zbawieniem rozpoczętym przez Abrahama. Odtąd w zastępstwie życia człowieka naród będzie składał w ofierze zastępczej życie zwierząt.

Zenon Ziółkowski, Najtrudniejsze stronice Biblii, Warszawa 1989, s. 187–188.

Leszek Kołakowski Abraham czyli Smutek wyższych racji


Historia Abrahama i Izaaka została filozoficznie zinterpretowana przez Sørena Kierkegaarda i jego następców jako problem trwogi: Abraham ma poświęcić syna na rozkaz Boga, ale skąd pewność, że to rozkaz Boga, a nie pokusa szatańska, złudzenie lub obłęd? Skąd pewność, że trafnie tłumaczy sobie rozkaz? Innymi słowy: założeniem egzystencjalnej interpretacji sprawy Izaaka jest pogląd, że ostateczna decyzja leży w ręku Abrahama, że nie może on posiąść niezachwianej pewności co do źródła rozkazu ani jego treści, że miotany jest lękiem, bo, być może, poświęca życie syna na darmo. Abraham występuje jako uosobienie trwogi ludzkiej wobec sytuacji, w której istnieje przymus wyboru między wielkimi wartościami i brak racji zewnętrznych dla jego dokonania.

Wyznaję, że mam ochotę rozważać sprawę Izaaka w sposób znacznie prostszy i bardziej związany z poprzednimi kolejami życia Abrahama. Zakładam, że Abraham nie mógł mieć wątpliwości co do boskiego pochodzenia rozkazu, miał on bowiem niezawodne sposoby porozumiewania się ze Stwórcą, dzisiejszym ludziom nieznane, obcował z nim często i nawet spoufalił się do pewnego stopnia ze Zwierzchnikiem. Biorę również pod uwagę sławną obietnicę, jaką od niego otrzymał uprzednio: że uczyni zeń naród wielki, otoczony szczególnym błogosławieństwem i obdarzony wyjątkową pozycją w świecie. Warunek był tylko jeden: absolutne posłuszeństwo władzy. Gdyby Abraham nie był pewien, czy Bóg naprawdę do niego przemawia, zamiar Boga byłby bez sensu: pragnął on bowiem wypróbować wierność poddanego, musiał więc zapewne znaleźć środki, aby doprowadzić do jego umysłu niezłomne przekonanie, że taki właśnie rozkaz uzyskał od Zwierzchnika; w przeciwnym razie cel przedsięwzięcia byłby chybiony – miast zastanawiać się, czy spełnić rozkaz, Abraham musiałby rozmyślać, czy w ogóle rozkaz otrzymał. Innymi słowy: na Abrahamie ciąży odpowiedzialność za rację stanu. Przyszły los ludu i wielkość państwa zależą od skrupulatnego wypełniania rozkazów bożych, ale Bóg żąda, aby poświęcił własne dziecko. Abraham miał naturę kaprala i przywykł do ścisłego trzymania się instrukcji z góry – nie był jednak nieczuły na los rodziny. Bóg, kiedy polecił mu ofiarować syna na ofiarę ognia, nie uważał za stosowne uzasadniać swoich rozkazów. Nie jest wszak, że zwyczajem autokratów – tłumaczyć się subalternom ze swoich poleceń. Istota rozkazu boskiego polega bowiem na tym, że winien on być wykonany dlatego, że jest rozkazem, nie zaś dlatego, że jest rozsądny, skuteczny, przemyślany; nie ma potrzeby, żeby wykonawca rozumiał cel rozkazu – każdy inny system prowadzi nieuchronnie do anarchii i bezładu. Wykonawca, który pyta o racje otrzymywanych zleceń, jest siewcą nieporządku i demaskuje się jako bezpłodny rezoner, pyszałkowaty mędrek, w istocie rzeczy wróg zwierzchności, ładu społecznego i systemu.

Ale kiedy rozkaz opiewa: zabij własnego syna?

Konflikt Abrahama jest zwykłym konfliktem żołnierskim. Abraham ma świadomość, że znalazł się w sytuacji nienaturalnej; dowodem na to jest okoliczność, że kiedy zbliżył się do miejsca ofiary, kazał sługom pozostać, skłamał, że udaje się z synem odprawiać modły, i pośpieszył w samotności dokonać okrutnej rozprawy. Nie zdradził również synowi celu wyprawy. Nie chciał, by jedyny syn był świadom, że pada ofiarą własnego rodzica.

Kiedy przyszli na miejsce, Abraham długo i z ociąganiem układał stos z przyniesionych polan żywicznych. Stos nie bardzo chciał się zbudować, drwa rozsypywały się po trawie i parokrotnie trzeba było zaczynać od nowa. Izaak nie brał udziału w tej pracy, przypatrywał się ojcu zalękniony, pytał czasem o coś nieśmiało, ale otrzymywał odpowiedzi mrukliwe i niechętne.

Wreszcie nie można było dłużej przeciągać. Abraham nie chciał do końca uświadomić syna co do jego losu; to nie było zawarte w rozkazie, mógł więc oszczędzić dziecku przerażenia. Chciał go uśmiercić błyskawicznym ciosem od tyłu, wypróbowanym ciosem, przy którym nikt nie ma czasu uświadomić sobie, że ginie.

Ale to właśnie się nie udało. Izaak wdrapał się na stos, gdzie ojciec kazał mu poprawić jakiś nieznaczący szczegół. W tej chwili Abraham podniósł ciężki brązowy miecz, którym zwykł ubijać woły od jednego ciosu. I w tej samej chwili rozległ się stanowczy okrzyk anioła: „Zatrzymaj się!” Zaraz po nim drugi okrzyk grozy i przerażenia: to Izaak odwrócił się i zobaczył ojca zastygłego ze wzniesioną bronią, z błyskiem brutalnej determinacji w oczach, z zaciśniętymi ustami i wyrazem zaciętej stanowczości na twarzy. Wydał przeciągły krzyk i upadł zemdlony.

Bóg uśmiechnął się dobrodusznie i poklepał Abrahama po plecach. Dobrze się sprawiasz – powiedział z uznaniem. – Teraz wiem, że na mój rozkaz nie oszczędzisz własnego syna”. Po czym powtórzył dawną obietnicę rozmnożenia jego ludu i okazania pomocy w zgnieceniu wrogów: „albowiem usłuchałeś mego głosu”.

Na tym historia się kończy. Jednak mogła ona mieć dwa zakończenia różne. Gdyby Izaak nie był odwrócił głowy w ostatniej chwili, mógłby w ogóle nie spostrzec, że coś się stało. Mógł zejść po chwili ze stosu i zobaczyć ojca już z mieczem wbitym w ziemię, jak oprawia baranka. Wtedy cała historia rozegrałaby się poza świadomością Izaaka i zamknęłaby się bez dalszych skutków jako sprawa między Abrahamem a Bogiem. Byłaby ilustracją pewnego typu wychowania. Jednak Izaak zobaczył. Abraham był zadowolony, bo zaskarbił sobie uznanie Boga, pewność wielkiego państwa w przyszłości i ostatecznie syna zachował. Wszystko skończyło się dobrze i w rodzinie było dużo śmiechu. Izaakowi pozostała tylko drobna dolegliwość: od tej pory chwiał się na nogach i dostawał mdłości na widok ojca. Ale w końcu żył długo i pomyślnie.

Morał: jakiś zniewieściały inteligent, histeryczny płaksa powie może, że czy Abraham zabił syna, czy tylko podniósł miecz w zamiarze zabicia i ktoś go powstrzymał – to z punktu widzenia moralnego wszystko jedno. My jednak wraz z Abrahamem jesteśmy przeciwnego zdania – my, prawdziwi mężczyźni. My oceniamy wyniki i wiemy, że wszystko jedno – chciał zabić czy nie chciał zabić – skoro w końcu nie zabił. Dlatego śmiejemy się do rozpuku z fajnego kawału Pana Boga. Ostatecznie sami widzicie, że to morowy chłop.

Leszek Kołakowski, Abraham czyli Smutek wyższych racji, [w:] tegoż, Bajki różne. Opowieści biblijne. Rozmowy z diabłem, Warszawa 1990, s. 121–123.