Zesłaniec

Manifestacja w Wilnie

Panowie raczą wsiąść do dorożki!

Katedra wileńska, fot. Wikipedia
Ulica w Wilnie XIX w., Zygmunt Vogel, zbiory Muzeum Narodowego w Krakowie, fot. Wikipedia
Boże coś Polskę, fot. Polona


Pod koniec marca 1861 roku Bolesław Limanowski wyjechał z Paryża i przez Kraków, Warszawę i Dorpat przybył do Wilna. Przyświecała mu myśl zorganizowania na Litwie demonstracji o charakterze patriotyczno-religijnym. 8 maja tego roku przygotowano manifestację, polegającą na odśpiewaniu hymnu "Boże, coś Polskę" w katedrze wileńskiej. Przygotowanie tej akcji zostało starannie zaplanowane. Zorganizowano koło śpiewaków, którzy nauczyli się na pamięć słów hymnu. Próby odbywały się za miastem.

Ukryci w zaroślach, zaśpiewywaliśmy się. A że dni były piękne, wiosenne, więc te wycieczki sprawiały prawdziwą przyjemność (…) Obawiając się, ażeby nas nie aresztowano i nie przeszkodzono w ten sposób odbyciu się manifestacji, postanowiliśmy nie nocować w domu. (…) Z rana, przed udaniem się do kościoła, poszliśmy do mieszkania, by uprzątnąć wszystko, co by nas mogło na wypadek rewizji kompromitować. Nie przypuszczając, ażeby nas aresztowano na ulicy, rozmaite kompromitujące notatki włożyłem do bocznej kieszeni surduta.(…) Dzień 8 maja był prawdziwie wiosenny, jasny, słoneczny. (…) Kościół był przepełniony. (…) Wreszcie ozwało się z organów oczekiwane hasło, a nasza gromadka nie tyle umiejętnie i składnie, ile z całych sił swego gardła i piersi wzniosła błagalną pieśń: „Boże, coś Polskę”. Wszyscy zwrócili ku nam oczy, a stojący tuż pod kratami szef żandarmów, Adamowicz, zwrócił się całą twarzą ku nam i uporczywie w nas się wpatrywał." (Bolesław Limanowski, Pamiętniki 1835-1870, s. 286.)

O przygotowaniu tego wystąpienia wiedziało niewiele osób i było ono wielką niespodzianką dla osób zgromadzonych w katedrze. Reakcje były różne od zdumienia, trwogi do rozrzewnienia.

"Wiele kobiet płakało. Przed ukończeniem jeszcze mszy rozproszyliśmy się po kościele, ażeby nie wychodzić razem. (…) Zaledwie zeszliśmy z trotuaru, stanęła przed nami dorożka i wysiadło z niej dwóch komisarzy policyjnych, którzy zastąpili nam drogę mówiąc:

- Panowie raczą wsiąść do dorożki, mamy polecenie zawieźć ich do policmajstra.” (Bolesław Limanowski, Pamiętniki 1835-1870, s. 286.)

Limanowski wraz z innymi uczestnikami został aresztowany, uwięziony i zesłany do guberni archangielskiej.

Manifestacja wywarła wielki wpływ i odtąd śpiewanie hymnu "Boże, coś Polskę" stało się powszechne podczas majowych nabożeństw, wzmacniało to ogromnie ducha Polaków.


Gubernia archangielska

Postanowiłem uciekać drogą morską.

Port w Archangielsku, fot. Wikipedia
Jacek Malczewski, Wigilia na Syberii (1892 r.), fot. Wikipedia
Pochód na Sybir, Artur Grottger (1902 r.), fot. Biblioteka Polona
Sybiracy "1863", Artur Grottger (1902 r.), fot. Biblioteka Polona


Do miejsca zesłania Limanowski dotarł pod koniec sierpnia 1861 roku, jadąc kibitką, koleją i statkiem. W miasteczku Mazeń otrzymał posadę w sądzie ziemskim. Przebywał tam do roku 1863, pracując w kancelarii, a w wolnym czasie pracował naukowo.

"Już na uniwersytecie przyzwyczaiłem się wcześnie wstawać i po wypiciu paru szklanek herbaty czułem się najlepiej usposobiony do pracy umysłowej. Weszło to u mnie w nawyknienie (...) i tylko z rana do południa praca poważna, a jeszcze bardziej twórcza, szła lekko i pewnie. Po południu, po obiedzie, przyzwyczaiłem się sypiać, czytałem powieści, gazety, a wieczorem, po wypiciu herbaty, pisałem listy, robiłem wyciągi z książek lub przygotowywałem materiał do tego, co miałem opracować na drugi dzień z rana." (Bolesław Limanowski: Pamiętniki 1835-1870), s. 317-318)

Zajął się socjologią, historią Inflant, czytał książki, spotykał z zesłańcami, pisał korespondencję do "Gazety Polskiej" oraz wiele listów. Odbywał też wycieczki poza Mazeń, między innymi brał udział w polowaniu na kuropatwy (zimą na nartach w lasach odległych o kilka godzin) oraz wyprawach na sankach samojedzkich do tundry.

Z kraju nadchodziły wieści o prześladowaniach moskiewskich, karach wymierzanych za patriotyczne śpiewy w kościołach, ogłoszeniu stanu wojennego na Litwie. Kiełkowała i narastała w Limanowskim myśl o ucieczce z niewoli. Wybuch powstania styczniowego w 1863 roku sprawił, że zaczął poważnie obmyślać sposoby ucieczki. Największą przeszkodą był brak pieniędzy, które zaczął odkładać z wielkim trudem i wyrzeczeniami.

"Za wypadkami w kraju, śledziłem pilnie, to ciesząc się, to smucąc. (…) Cieszyłem się ze zwycięstw Langiewicza; rozpaczałem, gdym się dowiedział o jego upadku. Wierzyłem jednak silnie, że nastąpi wielka i korzystna zmiana, tym bardziej, że za Polską ujęły się i rząd francuski, i angielski.(…) Postanowiłem uciekać drogą morską, korzystając z tego, że do Archangielska przybywały okręty zagraniczne.

Dowiedziawszy się, że jeden z okrętów angielskich odpłynie za parę dni, postanowiłem, bądź co bądź, rozmówić się z jego kapitanem. (…) Okazał zupełną gotowość dopomóc mi do ucieczki.

- (…) Można to zrobić tak- mówił. - Okręt po odbyciu rewizji zatrzyma się kilka godzin w zatoce. Rozwinął mapę morską i pokazał mi, gdzie okręt się zatrzyma. Na brzegu jest wieś, niech pan się tam uda i wynajmie czółno, a ja widząc, że ktoś podpływa, każę spuścić czółno i zabrać pana. Tam już jestem swobodny, nikt nie ma prawa mnie zatrzymać. (…)” (Bolesław Limanowski: Pamiętniki 1835-1870, s. 362-363)

Niestety we wsi, z której Limanowski miał płynąć łódką na statek, został ujęty przez strażników celnych i odesłany pod strażą do Archangielska, gdzie trafił do więzienia.

„Z Petersburga nadesłano wyrok albo w końcu roku 1865, albo też na początku 1866 r. Brzmiał on mniej więcej w ten sposób: śledztwo nie dostarczyło dowodów, ażeby oskarżony zamierzał uciekać za granicę; ze wszystkiego jednak wnioskować można, że gotów byłby skorzystać z nadarzającej się ku temu sposobności.” (Bolesław Limanowski, Pamiętniki 1835-1870, s. 375)

Gubernia woroneska

Byłoby mi w Pawłowsku zupełnie dobrze, gdyby nie tęsknota do czynnej roli we własnym kraju...

Mapa guberni, fot. Wikipedia
Rzeka Don, fot. https://pl.puntomarinero.com

Limanowski odsiedział w więzieniu sześć tygodni i został przesiedlony do guberni woroneskiej, do Pawłowska nad Donem. Podróż tam trwała cztery i pół miesiąca. W czasie pobytu na zesłaniu poznał swoją przyszłą żonę Wincentynę Szarską.

„Pomiędzy wygnańcami była Wincentyna Szarska, późniejsza moja żona, o czym już wspomniałem. Z Wińcią często się spotykałem, ceniłem jej charakter, miałem dla niej wielką cześć.” (Bolesław Limanowski, Pamiętniki 1835-1870, s. 431)

W Pawłowsku Limanowski spotykał się z innymi wygnańcami, z którymi toczył rozmowy naukowe i polityczno-społeczne, inicjował spotkania literackie, czytał książki, zarabiał, dając lekcje miejscowej ludności.

„Chcąc wytworzyć wśród wygnańców pewien łącznik, który by spowodował wspólne zebrania, skłaniał do wymiany zdań, zachęcał do zajęć umysłowych, do czytania książek, zaproponowałem urządzanie wieczorków literackich.(…) Zgromadzenia te odbywały się raz tygodniowo.” (Bolesław Limanowski, Pamiętniki 1835-1870, s. 433)

Wolny czas wypełniały mu długie wędrówki po okolicy i pływanie w Donie.

„Kiedy przybyłem do Pawłowska, była piękna i ciepła jesień. Wstawałem ze świtem i szedłem do kąpieli w Donie. Kąpałem się do późna, kiedy już stawało się dobrze zimno (…).” (Bolesław Limanowski, Pamiętniki 1835-1870, s. 434)

Pobyt w tym miejscu był okresem przeobrażeń ideowych Limanowskiego. Pod wpływem lektur i spotkań z zesłanymi robotnikami stał się socjalistą.

„Byłoby mi w Pawłowsku zupełnie dobrze, gdyby nie tęsknota do czynnej roli we własnym kraju, do pracy użytecznej dla swego narodu. Miałem już pewien urobiony program działania: w dziedzinie myśli krzewienie pozytywizmu, w dziedzinie życia społecznego propaganda socjalizmu.” (Bolesław Limanowski, Pamiętniki 1835-1870, s. 441)

Latem 1867 r. car Aleksander II, chcąc zjednać sobie opinię europejską, podpisał częściową amnestię dla uczestników powstania styczniowego. We wrześniu Limanowski został zwolniony z zesłania i otrzymał tak zwany wilczy paszport (koloru czerwonego), pozwalający na przesiedlenie do Królestwa Polskiego, bez prawa odwiedzenia rodzinnych stron.