Bolesław Łukasz Tadeusz Limanowski przyszedł na świat 18 października 1835 roku w majątku Podgórze koło Dyneburga, w polskich Inflantach (obecnie Łotwa), w średniozamożnej rodzinie ziemiańskiej. Jego rodzice, Bolesław Wincenty i Katarzyna z Wysłouchów, mieli siedmioro dzieci: Aleksandra, Anicentego, Kamilę, Bolesława, Lucjana, Józefa i Jana.
Najwcześniejsze dzieciństwo Bolesław spędził w majątku Jassy u babci Wysłouchowej, która sama, mając cztery córki, chętnie zajęła się wychowaniem chłopca, w ten sposób odciążając wielodzietną rodzinę Limanowskich. Mały Bolcio był rozpieszczany przez babcię, która pozwalała mu niemal na wszystko.
"Byłem podobno pieszczochem babki, któremu niemal wszystko było wolno. Ciotki nie śmiały mię skarcić nawet słowem. Babka tak się o mnie troszczyła, że na noc kładła mi pod poduszkę kawał chleba. Jeżeli się rozgniewała na mnie, to największą jej groźbą było, że nie będzie mnie kochać. Wówczas miałem stawać przed babką w bojowej pozycji i rozkazująco krzyczeć >kochaj!<" (Bolesław Limanowski, Pamiętniki 1835-1870, s. 22)
Bolesław robił więc, co chciał, chodził, gdzie chciał i sprawiał babci oraz ciotkom wiele kłopotów. Jednego ze swoich pomysłów omal nie przypłacił życiem.
"Słyszałem, że płynące Dźwiną statki, na które tak często patrzyłem, zdążają do wielkiego i pięknego miasta nazwiskiem Ryga. Zrodziła się we mnie gorąca chęć, by dostać się do tej słynnej Rygi. Na drugi rok, kiedy z wiosną Dźwina ruszyła i ogromne tafle kry płynęły, dotykając często samego brzegu, w głowie mej raptownie powstała myśl odbyć podróż do sławnego miasta na jednej z takich tafli. Jużem był wskoczył na jedną, która się zbliżyła do brzegu, gdy na moje szczęście spostrzeżono to, narobiono ogromnego krzyku, ściągnięto mię na ziemię i szturchając i łając odprowadzono skąpanego w wodzie i zapłakanego winowajcę przed oblicze babki." (Bolesław Limanowski, Pamiętniki 1835-1870, s. 24)
Po tym wybryku zdecydowano, by odesłać Bolesława do domu rodziców.
"Dom był drewniany, piętrowy, na podmurowaniu. Przed nim rozpościerał się szeroki dziedziniec, a poza nim znajdował się ogródek kwiatowy, pełny aromatu od jaśminów, róż i innych kwiatów i ziół pachnących." (Bolesław Limanowski, Pamiętniki 1835-1870, s. 26-27)
Wspomnienia Limanowskiego, dotyczące tego okresu, przywołują Podgórze jako Arkadię, krainę wiecznej szczęśliwości.
"Dwór, otoczony z dala wiankiem lasów, w pobliżu wielkiej rzeki [Dźwiny], co najwyżej w odległości dziesięciu minut pieszej drogi, był przyjemnym miejscem pobytu. Ziemia - karmicielka żyzna, a ryby, grzyby i jagody z dodatkiem orzechów - był bowiem cały lasek leszczynowy - stanowiły hojny dar przyrody." (Bolesław Limanowski, Pamiętniki 1835-1870, s. 26)
Dzieciństwo w Podgórzu upływało wesoło: zabawy, nauka, czytanie książek, wizyty sąsiadów, wspólne rozmowy, pływanie w rzece... Do czasu rozpoczęcia nauki w gimnazjum dzieci pobierały nauki w domu, pod kierunkiem guwernerów.
"Życie mieliśmy spokojne. Naukami nas nie męczono, uczyliśmy się więc chętnie. Żeby karano za nauki, tego wcale sobie nie przypominam. Mieliśmy sporo czasu na bieganie i zabawy. (...) Biegaliśmy więc, najczęściej na bosaka, gdzieśmy chcieli. Najulubieńszą zabawą była wojna. Urządzaliśmy sobie trzy rzeczypospolite. Moja znajdowała się pomiędzy sadzawką i płotem od ogrodu owocowego." (Bolesław Limanowski, Pamiętniki 1835-1870, s. 31)
"Miałem też swego ulubieńca, małego pieska Mirtela. (...) dzieliłem się z nim tym, co miałem do jedzenia, sypiał w moim łóżku razem ze mną(...)." (Bolesław Limanowski, Pamiętniki 1835-1870, s. 46)
Limanowski wielokrotnie wspomina w swoich Pamiętnikach, jak bardzo lubił pływać, w dzieciństwie i również jako dorosły człowiek, np. w drodze na zesłanie, a także będąc na zesłaniu w guberni woroneskiej nad Donem. Umiejętność tę zdobył dzięki bratu, pływając w Dźwinie.
"Kąpiąc się często w Dźwinie, wprawiałem się był do pływania, lecz nie odważyłem się puszczać na głębsze miejsca. Brat zachęcał mnie, ażebym płynął z nim razem do drugiego brzegu Indry. Na widok jednak dość szeroko rozlanych wód ogarnął mnie lęk i wzbraniałem się tak odważnego kroku. Wziął mnie więc Anicenty na plecy, a wypłynąwszy na środek rzeki, zrzucił do wody. Wybijając rękami i nogami, trzymałem się powierzchni i dostałem się do przeciwnego brzegu. Wróciłem już płynąc obok brata. Był to mój egzamin z pływania i odtąd coraz śmielej oddalałem się od brzegu." (Bolesław Limanowski, Pamiętniki 1835-1870, s. 46)
Z pamiętników Limanowskiego dowiadujemy się sporo o życiu ówczesnej szlachty polskiej- jak spędzali dni powszednie i świąteczne, jak wyglądały spotkania towarzyskie, zabawy, zjazdy, polowania, w jakich mieszkali dworach, a nawet co jadali na co dzień i od święta.
"Potrawy były proste: krupniki, kapusta, kasze, grochy, ziemniaki, maślanka, twaróg, mleko słodkie lub kwaśne. Mięsa nie dawano, tylko wyjątkowo, w święta jak Boże Narodzenie i Wielkanoc, albo jakie dnie niezwykłe. (...) Do późna w życiu wolałem nasze zwykłe, proste potrawy od wszelkich specjałów sztuki kucharskiej. Mięsa długo nie lubiłem. Dopiero odbywając studia lekarskie i słysząc z katedry o potrzebie potraw mięsnych dla organizmu, zacząłem je chętniej jadać." (Bolesław Limanowski, Pamiętniki 1835-1870, s. 31)
Możemy zadać pytanie - kto wywarł największy wpływ na przyszłość Bolesława? Z pewnością nie byli to rodzice, gdyż jak sam pisał, on i jego rodzeństwo byli wychowywani "w pewnym oddaleniu od rodziców, a nawet jakby zaniedbywani" w tym względzie. To starszym braciom- Aleksandrowi i Anicentemu- zawdzięczał chęci do nauki i czytania, to oni nauczyli go "patriotyzmu polskiego", rozumianego jako miłość do ojczyzny i bunt przeciwko działaniom Rosjan względem Polaków.
"Skąd się wziął u nas patriotyzm polski? Oto, o ile przypominam sobie, z książek. Okazuje się z tego, jak wielki wpływ może mieć bibuła. (...) Zapewne sama atmosfera rodzinna i społeczna, którą oddychaliśmy duchowo, czyniła nas Polakami. Nie o to jednak chodzi. Mówiąc o patriotyzmie mam na myśli nie bierny, lecz czynny patriotyzm, tę rozżarzającą się coraz silniej chęć pomszczenia krzywd narodowych, wyrzucenia wrogów z granic swych ziem. (...) Uczynili to dopiero starsi bracia, Aleksander i Anicenty. (...) Aleksander przyjechawszy na wakacje z Moskwy, z rana chodził z nami kąpać się w Dźwinie. Wracając z kąpieli siadywaliśmy po drodze w uroczym wąwozie, pod cieniem drzew i słuchaliśmy opowiadań Lelewela, które brat nam czytał, o rozbiorach Polski, o powstaniu kościuszkowskim, o okrucieństwach Moskali. (...) Pamiętam dobrze, jak ze łzami w oczach słuchałem, kiedy czytał i opowiadał o strasznych męczarniach zadawanych Konarskiemu w wileńskim więzieniu. Wówczas w tajni mej duszy zaprzysiągłem zemstę Moskalom." (Bolesław Limanowski, Pamiętniki 1835-1870, s. 37-39)