Słoń Recenzuje

Sundown
Sundown zrodził się w 2021 roku z łona młodego meksykańskiego reżysera Michela Franco. W rolach głównych wspaniała Charlotte Gainsbourg (znana między innymi z Melancholii i Antychrysta) oraz Tim Roth (jeden z ulubionych aktorów Quentina Tarantino). Ten meksykańsko, szwedzko, francuski film jest z jednej strony przykładem nowoczesnego dramatu ale również czymś zupełnie innym.



Dzieło idealnie wpasowywuje się w modny w tym sezonie format: bogata rodzina spędza czas w eksluzywnym resorcie. Popularna ostatnio krytyka post-kapitalizmu (np. Biały lotos 2021-, W trójkącie 2022, Zabawa w pochowanego 2019 czy To my 2019) wydaje się  teraz oklepana i mało odkrywcza. Ale zanim widz zdąży zirytować się tym względnym banałem, dochodzi do raptownej zmiany. Nasi bohaterowie: matka (Alice Bennet) z jej dwójką nastoletnich dzieci oraz ich wujem (bratem Alice: Neilem Bennet) muszą nagle przerwać wakacje w obliczu śmierci bliskiej im osoby. Neil jednak pozostaje apatyczny i pod zmyślonym pretekstem zostaje w Meksyku. To właśnie wtedy rozpoczyna się ta druga część filmu, odbiegająca trochę od wspomnianej już oklepanej sekwencji. Sundown staje się historią o odchodzeniu, nihilizmie i anhedonii człowieka u schyłku życia. Postać Neila Benneta wspaniale zagrana przez Tima Rotha przepływa przez świat jak obserwator. Widzimy jak traci radość czy ekscytację z życia. Oddala się coraz bardziej  w ciche i spokojne miejsce jak gdyby umarł jeszcze przed śmiercią. Nie ruszają go pieniądze, romans, śmierć bliskich czy jego własne rychłe odejście. Sundown- zachód słońca. W tym przypadku również zachód życia w  człowieku.


Osobiście film odebrałam bardzo dobrze. Tuż po seansie nie sądziłam, że zrobił na mnie piorunujące wrażenie jednak został ze mną długo. Wyciszająca a zarazem zasępiająca atmosfera, wspaniała gra aktorska, symbolika i mniej lub bardziej niespodziewane zwroty akcji czynią ten film zdecydowanie godnym uwagi. Mimo tych wszystkich zalet dzieło niebyło szczególnie odkrywcze. Nie wydaje mi się zresztą aby odkrywanie jakiś zapomnianych czy zupełnie nowych prawd było celem twórcy. Ponad to film momentami trochę się dłuży i sprawia wrażenie w jakimś stopniu niedopracowanego. Z drugiej strony nadawało to Sundown pewnej niezaprzeczalnej świeżości typowej dla sztuki młodych i rozwijających się artystów (reżyser i scenarzysta: Michel Franco ma przecież jedynie 44 lata). Postać Neila nie jest zasadniczo negatywna ani pozytywna. Mnie jednak było trudno żałować tego rozpieszczonego egoisty. Martwiłam się bardziej o bohaterów, których obecność była dla niego raczej tłem , dla nich jednak Neil stanowił wszystko.


Sądzę, że z czystym sumieniem mogę polecić ten film wszystkim zainteresowanym jako ciekawy kontekst i powód do rozmyślania nad różnicą między życiem a egzystencją.

Antonina M.Hejno