Felitony Słonia


Czy mucha siada?

Powszechnie mówi się, że mucha nie siada. Pozornie zdanie to wydaje się być zwyczajnym powiedzeniem, jednak gdy zagłębimy się w filozofię siadania… Czy na pewno mucha może usiąść?

“Wysprzątane, że mucha nie siada”. Ile razy słyszeliśmy to, z pozoru logiczne, powiedzenie? Z perspektywy przysłów i powiedzeń mucha może jak najbardziej usiąść i tym samym zbezcześcić wyczyszczony na błysk przedmiot, jednak po spojrzeniu na to z perspektywy biologii nie jest to już takie oczywiste.

Słownik Języka Polskiego (SJP) mówi, że czasownik siedzieć oznacza “znajdować się w pozycji, w której ciało spoczywa całym ciężarem na pośladkach, a nogi są zwykle zgięte w kolanach”, jednak matka natura nie obdarzyła muchy ani kolanami ani pośladkami, więc jak ma ona usiąść? Co ciekawe ten sam słownik podaje, że słowo “przysiąść”, oprócz standardowego znaczenia siedzenia gdzieś przez krótką chwilę, oznacza też Obniżenie pozycji ciała, uginając nogi (w przypadku muchy odnóża) co jak najbardziej muchy są już wstanie zrobić. Wszyscy dobrze wiemy z doświadczenia, że wobec naszych skrzydlatych współlokatorów musimy stosować wojnę podjazdową. Ma ona przewagę prędkości nad swoimi antagonistami między innymi właśnie przez swoją fizjologię, uniemożliwiającą jej odpoczynek w pozycji siedzącej. Musi ona być w ciągłym locie lub pozycji stojącej, która pozwala jej na stałą gotowość do odlotu w razie ataku z zaskoczenia.

Po przedstawieniu wszystkich perspektyw z jakich na to pytanie można

spojrzeć pozostaje jedno pytanie. Pod jakim kątem należy patrzeć na muchy?

Powinniśmy przymknąć oko na nieścisłości czy może powinniśmy brać wszystko

dosłownie i przekształcić powiedzenie “Mucha nie siada” na “Mucha niePRZYsiada”?

Myślę, że pytanie to będzie jeszcze nurtować ludzkość przez wiele lat.

Maciej Krupiński


Maestro

Zdeptane pudełko po papierosach LD, kawałek plastiku, resztka skrobaczki do śniegu, butelka po piwie Heineken, wytłoczka po lekarstwie Kamagra, butelka Soplica orzech laskowy 200ml, kawałek folii, reklamówka, rękawiczka foliowa, kawałek folii, opakowanie po orzeszkach Alesto, folia po(?) Danona, tektura z pudełka po zabawce, butelka po piwie Łomża 500ml, kawałek styropianu, psie odchody w woreczku foliowym, butelka po piwie Starop(?), foliówka, butelka po wodzie Cisowianka, wieczko puszki metalowej, Dr. Marcus car perfume, worek po rurkach kukurydzianych z kaszą jaglaną, zgniecione pudełko po Kinder-niespodzience, kubek po kawie Adela, taśma foliowa, stare męskie majtki, budowlana taśma, puszka po energetyku 4move, rozbita butelka po piwie Desperados 400ml , butelka po Lipton green ice tea, worek foliowy, puszki po konserwach w worku foliowym, kawałek folii, rękawiczka plastikowa, opakowanie po gumach Orbit white, butelka po żołądkowa gorzka z miętą 90ml, kawałek folii, butelka po żołądkowa gorzka z miętą 90ml, folia ,,Marcheweczki” mini marchewki, worek foliowy, opakowanie Pawełek mleczny, przedziurawiona puszka z wypływającym napojem Recordeling premium swedish cider, butelka po piwie Desperados 400ml, pognieciony kubek plastikowy, folia z cztero-paku piwo Tatra, rękawiczka foliowa, pognieciona puszka po piwie Lech, sreberko, kawałek folii, plastikowa butelka po napoju ,,Qeency premium aloe vera+zielony jęczmień napój aloesowy bez konserwantów i barwników z witaminą C”, opakowanie ,,Magnetic przyciąga smakiem czekolada truskawkowa”, kawałek folii, rękawiczka foliowa, puszka po piwie Żywiec 500ml, folia po sześcio-paku wody Cisowianka, zgnieciona puszka po piwie, pudełko kartonowe McDoland’s ,,I’m lovin’ it”, puszka Żywiec z niedopitym piwem, zgnieciona butelka po Cola Original 2l, kawałek gumy od części samochodowej, 2 kawałki styropianu, 3 kawałki folii, wytłoczka po ciastkach Delicje, rozszarpany worek foliowy, opakowanie po Crunchy musli bar, szmatka samochodowa, butelka po piwie Łomża, kawałek petardy…

Róg przed budynkiem. Zebrane na 15 metrach kwadratowych na trawniku, obok parkujących samochodów. Tak żyją mieszkańcy wrocławskiego osiedla ,,Maestro”.

Sofija Głuch


W obronie skarpet

Napięcie rośnie.­­­ Na twarzy ciekawość, podekscytowanie i strach. Szelest papieru nasila się, tasiemki leżą wokoło w nieładzie i gdy nikt się tego nie spodziewa, słychać rozdarcie ostateczne. Odsuwasz delikatnie wielki płat papieru i, jak za użyciem magicznej różdżki, błysk w oku znika bezpowrotnie, bo widzisz… skarpety.

Musimy porozmawiać. Harmonogram Świąt Bożego Narodzenia od wielu lat jest taki sam, koszula, którą zakładasz na wigilijną kolację zapewne również. Każdego roku, mimo drobnych różnic w palecie barw dla projektantów ubrań, spotykamy rzeczy niezmienne, powtarzalne. I tu pojawia się moje pytanie. Dlaczego na liście nietrafionych prezentów, zawsze, co każde dwanaście miesięcy, całkowicie bezpodstawnie na podium stoją skarpety? Ludzie, otwórzcie oczy! Ja co roku czekam na kolejną paczkę skarpet i, mimo mojej ogromnej empatii (i skromności rzecz jasna), nie jestem w stanie pojąć procesów myślowych zachodzących w głowach osób, zawiedzionych prezentem w postaci świątecznych kapitek. Czy zestaw garnków, których prawdopodobnie nie użyjesz, bo wolisz swoje stare i sprawdzone, da ci tyle ciepła co skarpetki? Nie. Czy gra planszowa polegająca na rozwiązywaniu zadań matematycznych da ci wygodę i wprowadzi świąteczną atmosferę tak, jak skarpetki? Również nie. A czy książka o pielęgnacji roślin wieloletnich noszona na co dzień pod pachą sprawi, że ludzie na ulicy będą postrzegać cię jako wyluzowaną, zdystansowaną, cieszącą się magicznym czasem osobę? I tu wyjątkowo, odpowiedź brzmi… nie. Po co ja w ogóle odpowiadam na te pytania? Jest na tym świecie wiele oczywistości, ale chyba najprostszą z nich jest fakt, że skarpety jako prezent są ekstra! I teraz uznajmy, że przeszliśmy już przez etap litanii (bardzo słabych) argumentów pod tytułem: ale one są nudne, mało oryginalne, a bo ja chciałam coś innego, a ja już mam ich dużo… Stop! Darujmy to sobie. Fakty to fakty. Poza tym, co z tego, że mało oryginalne? Są praktyczne, kolorowe, wygodne i prawie ładne. To się liczy. Jeśli chcecie oryginalnych prezentów, mogę kupić wam spersonalizowane długopisy, z wygrawerowanym waszym imieniem, imieniem waszego psa i skuwką ze złota. Oh, jak to? Zgubiłeś? Właśnie, a nawet jeśli nie, to zgadnij, co się stanie, kiedy się wypisze. Ojoj, koniec. Koniec chwalenia się dizajnerskim pisadełkiem w biurze, szkole, czy gdzie tam jeszcze można go użyć. A zgadnijcie co stanie się wtedy. Otóż wejdę ja, w swoich kolorowych skarpetach, z rozgrzanymi stópkami, gotowa pracować na dobre wyniki. Tymczasem ty nie masz czym pisać, a w stopy ci zimno, bo dla swojego bajecznego prezentu znalazłeś w szafie nieodnajdywaną lokalizację albo w sekrecie oddałeś je młodszemu kuzynowi, który jak człowiek rozsądny przyjął je z uśmiechem na ustach. Jeden do zera. Dla mnie. A jeśli nie długopis, to może twoja wymarzona bluzka, warta miliony monet? Jak mi przykro, nie leży tak, jak miała? W dodatku gryzie? Nie martw się, mam dla niej idealne miejsce. Niezbadane odmęty garderoby. Zawsze możesz sobie na nią popatrzeć. Mogę ci towarzyszyć, w skarpetach, które pasują zawsze, do każdej stopy. Dwa do zera. Rzeczą kolejną są niekomfortowe sytuacje przy odpakowywaniu podarków. Powiedzcie mi, co czuje człowiek, który dostał żel pod prysznic, dezodorant, książkę o odchudzaniu, rower stacjonarny? Spieszę z odpowiedzią. Taki człowiek czuje się urażony. Zakłopotany. Zostaje postawiony w niekomfortowej sytuacji. I tutaj poproszę fanfary, bo wjeżdżają… skarpetki. Podarunek, do którego już długiej listy zalet dołącza kolejna, czyt. Neutralność. Skarpetkami nie da się zranić człowieka. Przecież są miękkie. Spokojnie, żartuję, bądźmy poważni. Te bawełniane opakowania na stopy nie sugerują niczego innego niż to, że nadawca dba o twój komfort i temperaturę ciała. A czy nie o to właśnie chodzi w świętach? O czułość, bliskość, życzliwość? Nie wiem jak wy, ale ja uważam, że wspomniane już dziś propozycje nijak się mają do naszego głównego bohatera. Jest jednak pewna bardzo istotna rzecz, które pojawia się przy wyborze ich ma prezent.

Chodzi o to, jakie podejście ma nadawca. Część osób, co niezwykle mnie zasmuca i przygnębia, kupuje skarpetki w sytuacji, gdy nie chce jej się myśleć nad innym prezentem. Jest to uznawane za najprostsze i najmniej wymagające rozwiązanie lub też ostatnią deskę ratunku. I to jest właśnie problem, który w tak okrutny sposób zniesławił ten wspaniały podarek. Nasz sposób myślenia. Wbrew pozorom, to nie pieniądze, lecz nasze intencje nadają prezentowi wartość. Jeśli kupimy skarpetki, nawet nie patrząc, czy są w dobrym rozmiarze, nie wspominając o kolorze czy wzorze, to jestem wyobrazić sobie, że nie jest to prezent marzeń. Dlatego mówię stop patrzeniu na kapitki w tak negatywny sposób. Zakorzeniona głęboko w nas niechęć nie będzie łatwa do wyplewienia, ale tylko dzięki zmianie perspektywy, małymi krokami uda nam się przywrócić chwałę, sławę i świetność temu niedocenianemu podarkowi. Wnioskuję więc do każdego kto to czyta, do każdego kto tego nie czyta i do rodzin tych ludzi, aby następnym razem w grudniu spróbowali sprawić, aby skarpetki, w sensie przenośnym, były wypełnione miłością (choć osobiście pogratuluję osobie, która ją zmaterializuje), aby znów dawały nam ciepło w obu wymiarach i dogoniły klasą spersonalizowane długopisy.

Dziękuję, tyle ode mnie. Wesołego jajka wszystkim.

Aleksandra Kulas