Fantastyczna wyprawa w przepięknych okolicznościach przyrody i aury!!! Babia Góra jak zawsze gościnna, odwzajemniająca miłość pięknymi spektaklami zachodu i wschodu naszej gwiazdy :-)
Jak zawsze świetni ludzie spotkani na szlaku (pozdrowienia dla ekipy z Tokarni również nocującej w cudownym miliardgwiazdkowym hotelu "Pod diabelskim murkiem") ;-)
No i główny cel wyprawy - chrzest nowej i pożegnanie starej kawiarki osiągnięty baaaardzo smacznie - bo pyszna kawa po wschodzie Słońca to genialny początek dnia! :-) ;-)
To był cudowny łykend na ukochanym Diablaku :-) ;-)
Kiedy w kwietniu podczas "Diabelskiego miasteczka namiotowego" na Suchej Polanie moja ukochana kawiarka stwierdziła, że przechodzi na emeryturę, pewnym było, że następną będzie ten sam model czyli Bialetti Venus. Warunki (nieraz ekstremalne jak chociażby podczas "Diabelskiego wschodu Słońca w bieli) i częstotliwość w których była użytkowana dały tej kawiarce notę 10 na 10! Po "riserczu" padło jednak na jej następczynię czyli Bialetti Venus 2! Gdy nowa kawiarka już dotarła, następnym krokiem był górski jej chrzest - a gdzie Diabelski Wariat może przetestować jak nie na ukochanej Babiej Górze?! Zatem w łykend 10/11 lipca ruszyłem w umiłowane i gościnne progi Królowej Beskidów, aby przeżyć kolejną diabelską eskapadę. Start tradycyjnie z Lipnicy Wielkiej i trasa przez Słowację najładniejszym moim zdaniem szlakiem który prowadzi na Babią Górę.
Dojeżdżając do przysiółka Stańcowa diabelska gospodyni zdawała się być lekko stremowaną i lekko niedostępną - ot kokietka!
Pogoda była wspaniała w sam raz na wędrówkę, prognozy także napawały optymizmem, że będzie to wspaniały czas spędzony w pięknych babiogórskich terenach.
Droga od parkingu do granicy polsko-słowackiej dopiero co odnowiona przy okazji budowy szlaku rowerowego wręcz "pachniała" świeżością i zachęcała do marszu.
Tradycyjny przystanek na granicy tym razem był bardziej fotograficzny niż zazwyczaj ;-)
Od granicy jednak znów szło się jak zawsze dróżką w ciszy i spokoju, delektując się wspaniałym śpiewem ptaków i wspaniałymi widokami.
Po dotarciu do żółtego szlaku prowadzącego ze Slanej Wody na Diablaka trasa wiedzie już pod górę. Wraz ze zdobywaniem wysokości każdorazowe oglądnięcie się do tyłu roztacza coraz to piękniejsze widoki na Orawę, Jezioro Orawskie czy nie tak dalekie Tatry.
Kilka lat temu Słowaccy Parkowcy ustawili na tym szlaku dwie mini wieżyczki z lunetami (jedna na połączeniu niebieskiego szlaku z żółtym "Hájovňa na Rovniach" (ok. 900 m n.p.m.), druga na wysokości ok. 1200 m n.p.n.m.), przez które można za darmo podziwiać wspaniałe widoki - pomysł zaiste wart naśladowania, prawda?
Pogoda do wędrówki była wspaniała, więc szło mi się świetnie. Podczas chwil postoju rozkoszowałem się widokami a to Pilska, a to Małej Fatry, co dodawało sił w dalszej wędrówce w górę.
Tradycyjna chwila wytchnienia przy dwóch tablicach między pierwszą a drugą wiatą to czas na podziwianie wspaniałych zdjęć z historii Babiej Góry, jak chociażby zdjęcia schroniska Beskidenverein, którego ruiny są doskonale widoczne przy zielonym szlaku schodzącym z Diablaka do Lipnicy. Ach gdyby to schronisko móc odbudować - to byłoby najcudowniejsze schronisko w Beskidach!
Dotarłszy do przedostatniej wiaty uzmysłowiłem sobie, że aby zrobić zdjęcia zachodzącego Słońca muszę działać wręcz błyskawicznie - Zostawienie plecaka w wiacie i szybki marsz z samym aparatem i statywem do góry tzw. Zimną Cestą (czyli zimowym szlakiem na szczyt Diablaka, który znacząco się różni od normalnego przebiegu żółtego szlaku w jego końcowej części) pozwolił uchwycić naszą gwiazdę w jej ostatnich tego dnia widokach.
Kiedy już ustawiałem aparat na statywie dostrzegłem, że z góry idzie całkiem szybko chmura, która całkowicie zasłoni mi Słońce!
Ale na szczęście po kilku minutach Słońce wyjrzało jeszcze raz, dzięki czemu mogłem spokojnie obserwować (i focić) jego zjawiskowe zniknięcie za horyzontem.
Po bardzo ładnym spektaklu zachodu naszej gwiazdy już na spokojnie mogłem nabrać wodę ze źródełka które jest koło drugiej wiaty (wszak woda na kawę o wschodzie Słońca musi być!) i ruszyć dalej żółtym szlakiem na szczyt Diablaka.
Na szczycie ku mojemu lekkiemu zdziwieniu było kilka osób, które tak jak ja zamierzały nocować pod diabelskim murkiem.
Po chwili rozmów okazało się, że to ekipa pozytywnych ludzi z Tokarni, która również postanowiła połączyć zachód Słońca z jego wschodem bez schodzenia ze szczytu. Jak zawsze gdy spotka się podobnych sobie wariatów - rozmowom nie było końca ;-)
Ale koniec końców po północy trzeba było iść spać, bo wiadomym było, że od ok. 3-ej zacznie się na szczycie robić tłoczno.
I faktycznie jak zawsze w letni łykend na wschód Słońca na Królowej Beskidów ściągnęła wielka rzesza chętnych - tak na oko dobrze ponad setka.
Niezliczone rzesze turystów spragnionych zobaczyć wschód Słońca na Królowej Beskidów rzeczywiście od ok. 3-ej zaczęły docierać na szczyt. Wschód Słońca jednak tym razem nie był taki oczywisty, gdyż co i rusz szczyt dosłownie tonął w białej masie przelewającej się bez cienia zrozumienia dla oczekujących na pojawienie się gwiazdy zza horyzontu.
Ale w końcu kilka minut po planowanych "narodzinach" przez szczyt przeszedł głośny szmer zachwytu, bo oto pojawiło się dla naszych oczu Słonko!
A ja zacząłem początek sesji kawiarek ;-)
W końcu w tak pięknych okolicznościach nie mogłem ich nie uwiecznić!
Gdy Słonko zaczęło się wspinać po niebie coraz wyżej, większość ludzi opuściła szczyt i zrobiło się jakby luźniej ;-)
To był znak do kolejnej części sesji starej i nowej kawiarki na Diablaku ;-)
Słońce wspinało się coraz wyżej, chmury także już sporadycznie tylko przesłaniały nam widoki, które były po prostu piękne!
Kolejni ludzie schodzili ze szczytu, a widoki były coraz piękniejsze!
Także patrząc na zachód było co podziwiać, jak choćby opatulone szczelnie przez chmury Pilsko ;-)
Nadszedł najwyższy czas na pierwszą w górach kawę zrobioną w nowej kawiarce!
Był to także ostatni "występ" palnika, gdyż i tutaj nadszedł czas na nowy sprzęt (ale o tym więcej w relacji z Diabelskiego Pilska).
Czyż zakończenie swojej długoletniej i wspaniałej służby na Babiej Górze to nie zaszczyt? ;-)
Babia Góra to także miejsce magiczne pod wieloma względami.
Kiedy byłem tutaj w listopadzie na Memoriale dla mojego Taty, połączonym wyjątkowo ze świętowaniem urodzin, spotkałem przemiłych ludzi którzy wtedy poratowali mnie zdjęciami, gdyż mój telefon odmówił posłuszeństwa.
I teraz ku wielkiemu zdziwieniu okazało się, że Jakub także jest na Diablaku! Oczywiście jak zawsze ze świetną ekipą, z której jeden człowiek - Marek - też miał kawiarkę (a nawet młynek do kawy!). oczywiście także Bialetti, chociaż inną wersję niż moja, ale czyż także nie jest ona piękna?! ;-)
Oczywiście nie mogło zabraknąć i Gruppenn Fottenn z tak świetną ekipą ;-)
A tymczasem Słonko wędrowało coraz wyżej i wyżej, coraz bardziej rozświetlając i ogrzewając naszą planetę.
Widoczki także robiły się coraz piękniejsze i wyrazistsze ;-)
A gdy szczyt już niemal całkiem opustoszał, mogłem urządzić moim kawiarkom dalszą (główną) część sesji ;-)
Nie mogło zabraknąć i sesji z kulą ;-)
Po wypiciu pysznej pierwszej kawy i po całej sesji nadszedł czas opuścić szczyt, gdyż wzmagał się wiatr, a w planach był jeszcze spory czas na diabelski relaks ;-)
Widoki które docierały do oczu przy schodzeniu ze szczytu skutecznie spowalniały tempo marszu ;-)
W końcu dotarłem do swojego miejsca na biwakowy relaks!
Kolejna kawa na babiogórskiej wodzie smakowała rewelacyjnie!
Pogoda była wspaniała, Słonko dość mocno już przygrzewało, więc po kawce przyszedł czas na drzemkę w cudnych babiogórskich okolicznościach przyrody ;-)
Koło 12-ej jednak na niebie całkowicie zapanowały chmury, więc były już nici z opalania. Mało tego od Jeziora Orawskiego szła... ściana deszczu, więc z wielką niechcicą zebrałem się i ruszyłem w dół.
Na parkingu jeszcze napełniłem zapas wody do kawy w domu (kawa pita w domku na wodzie z Babiej Góry smakuje wybornie!), przebrałem się, usadowiłem za kierownicą Micruni i... w tym momencie zaczęło padać - no jak w pysk strzelił - idealnie ;-)
Po drodze nie mogło zabraknąć jeszcze tradycyjnego zdjęcia pożegnalnego z Diablakiem z Przełęczy Spytkowickiej ;-)
I tak wyglądał Diabelski chrzest nowej i pożegnanie starej kawiarki ;-)
To był fantastyczny diabelsko-kawowy czas ;-)