Choć to nadal magia stanowi trzon jego potęgi, Vihil nauczył się niedawno traktować broń białą już nie jako ostateczność, lecz jako efektywne uzupełnienie swojego arsenału, narzędzie, którym po treningu u tajemniczego szermierza na Arantice, potrafi operować znacznie skuteczniej niż przedtem.
Szarowłosemu w ostatnie trzy tygodnie udało się rozwinąć swój styl fechtunku o bardziej świadome, złożone manewry, wykraczające już poza podstawowe techniki samoobrony. Fakt faktem, nadal opiera się głównie na defensywie, ale teraz jego kontrataki bywają teraz znacznie groźniejsze. Kluczową zmianą w stylu Vihila jest wprowadzenie synergii pomiędzy ostrzem a chitynowymi szponami, które w naturalny sposób wydłużają i poszerzają jego wachlarz ataków. Podczas zwarć potrafi niespodziewanie zmienić trajektorię ruchu dłoni lub nogi, by uderzyć z innej płaszczyzny – czasem jedynie, by zaburzyć rytm przeciwnika, czasem, by zadać kolejny cios. Te organiczne „przedłużenia” jego ciała służą też jako improwizowane narzędzia defensywne, co pozwala mu utrzymać się w zwarciu nawet wtedy, gdy nie zdąży zareagować poprawną gardą.
Niemniej jednak, mimo coraz wyraźniejszego wyczucia rytmu walki, Vihil nie przestaje być wojownikiem „z przymusu”. Wciąż brakuje mu siły przebicia i ofensywnej agresji, którą odznaczają się prawdziwi szermierze. Choć jego nowy styl bywa trudny do przełamania, wymaga jednocześnie ogromnej cierpliwości, precyzji i zachowania zimnej krwi. Każdy moment nieuwagi może wystarczyć, by cała konstrukcja runęła. Mimo rosnącej pewności siebie, Vihil wciąż postrzega więc fechtunek jako plan awaryjny, a każde starcie z przywołanym rapierem to dla niego droga, którą lepiej byłoby ominąć.
Kiedy jednak już musi nią podążyć — czyni to z dyscypliną i coraz groźniejszym kunsztem.