Nigdy nie sądziłem, że problem wypalenia zawodowego dotknie mnie osobiście. Wiedziałem, że takie zjawisko istnieje, jednak nie myślałem, że jestem na nie podany. Okazuje się jednak, że pewne sploty sytuacji osobistych mogą skomplikować życie zawodowe.
W IT pracuję od 2017 roku, sukcesywnie rozwijałem się jako Salesforce Developer. Każdy projekt, który realizowałem był dla mnie rozwojowy, uczyłem się nowych rzeczy. Trwało to do pewnego momentu. Analizując swoją "karierę" zauważyłem pewne symptomy, które ewidentnie zignorowałem, a które doprowadziły mnie do sytuacji obecnej.
Przede wszystkim projekt, który realizowałem jako MVP ze sztywnym terminem, który był mało realny. Mimo wszelkich trudności udało się dostarczyć produkt spełniający kryteria MVP z którego klient był bardzo zadowolony. Kosztowało to sporo pracy, mnie dodatkowo kosztowało (jak się teraz okazuje) zdrowie. Dlaczego? Chyba zbyt ambitnie podszedłem do tematu, narzuciłem sobie pewne standardy, których nie dało się dotrzymać. Chciałem tym projektem pokazać jak bardzo się rozwinąłem, wszedłem w rolę developera połączoną z rolą architekta. Niestety nie mieliśmy osoby odpowiedzialnej za architekturę, rzucono nas na nowy projekt pisany od zera ale który miał zachować kompatybilność z istniejącym systemem i procesami biznesowymi. Było to nie lada wyzwanie tym bardziej, że architektura obejmowała zarówno frontend jak i backend. Udało się wprowadzić pewne standardy, wzorce i architekturę, czy sensowną? Sądząc po tym jak projekt się rozwija stwierdzam, że tak. Jednak przy tak szybkiej pracy z wybujałymi ambicjami zostawia się nieświadomie część siebie. Początkowo tego nie widziałem, cieszyłem się tym co powstaje, byłem dumny z produktu. Z czasem jednak kurz opadł, dopadła mnie rutyna, tempo zmalało a ja czułem się, że nie mam sił. Gdzie one się podziały? Z dnia na dzień czułem stagnację, brak rozwoju, bezsensowność dalszych działań. I wtedy stało się coś gorszego...
Zmarł mój tata. Bardzo to przeżyłem. Czułem, że muszę uspokoić emocje a najlepszym sposobem na to będzie zmiana otoczenia, zmiana projektu. Tak też się stało. Odszedłem. Z roli developero-architekta do roli podrzędnego developera. Dlaczego podrzędnego? Dlatego, że dostawałem wszystkie możliwe zrzuty, zadania, które nie były ciekawe, nie były rozwojowe, z których nie byłem zadowolony. Dodatkowo trudny klient, który nie wiedział co chce i jak działa ich produkt. Na kolejnym polu miałem też zgrzyt z drugim developerem, który pomimo review ignorował sobie część moich rad i wskazówek. Zderzenie z takim podejściem odbiło w mojej psychice pewien symbol. Poczułem się źle, bo miałem wrażenie że nikt nie liczy się z moim doświadczeniem. Chyba nie byłem na to gotowy.
Wytrwałem tak 8 miesięcy. Projekt zakończył się ponieważ klientowi brakło funduszy. Z racji mojego małego wkładu związanego głównie z niezadowoleniem zostałem od projektu odsunięty, a reszta pieniędzy jaka na niego została klient rozdysponował na powolne wdrażanie poprawek w bardzo okrojonym składzie. Pomyślałem, że może to i lepiej, może firma wrzuci mnie do czegoś ambitnego? Prosiłem o możliwość rozwoju w projekcie z wykorzystaniem LWC i JSa. Pod koniec roku trafiłem do supportu...
W międzyczasie zdarzyła się kolejna sytuacja, która psychicznie mnie zmęczyła. Miałem nieprzyjemność znaleźć człowieka, który postanowił zakończyć swoje życie poprzez powieszenie się w piwnicy. Obraz tego zdarzenia mam do dziś przed oczami. Pamiętam każdy szczegół, ta sytuacja wyryła mi rysę w psychice. Nie mogę spać, nie mogę odnaleźć spokoju. To plus policzek od firmy sprawiło, że z wypalenia wpadłem w depresję. Czuję się beznadziejnie, nie czuję swojej wartości, nie mam chęci do pracy, każdy dzień zaczyna się jakby za karę. Nie mam ochoty jechać do biura, nie mam ochoty z nikim rozmawiać. Jestem przemęczony chociaż nie robię zbyt dużo, nie mam energii, chęci do działania.
Po co o tym piszę? Chyba po to aby uświadomić takim osobom jak ja, że nie ma ludzi niezniszczalnych. Jako programista chciałbym mieć balans psychiczny, taki aby umożliwiał mi spokojną pracę w skupieniu. Nie jest to proste w obecnej sytuacji.
Jest jednak i pozytywna strona tego wszystkiego. Nauczyłem się, aby nie brać na swoje barki więcej niż jest się w stanie zrobić, aby podchodzić mniej ambitnie do pracy, nie zostanę przecież developerem roku. Chyba wszystko to sprawiło, że zacząłem rewidować swoją obecną posadę, zakres obowiązków. Wiem co chcę robić, wiem w jakim kierunku chcę się rozwijać, zacząłem mieć wątpliwości czy Salesforce to jest mój kierunek rozwoju.
Zaczynam pracę nad sobą. Nie chce tkwić w tym stanie. To chyba dobrze?
Czas pokaże.