Pogarszanie się warunków życia Polaków było zauważalne już od samego początku PRL i rządów komunistów. Do pierwszego z najgłośniejszych strajków doszło już w czerwcu 1956 roku w Poznaniu, kiedy robotnicy Zakładów im. Hipolita Cegielskiego zorganizowali wielką manifestację. Wielotysięczny pochód pomaszerował pod gmach poznańskiego Komitetu Wojewódzkiego PZPR.
W odpowiedzi na ten protest, PZPR wysłało na manifestantów nie tylko milicję, ale aż 10 tysięcy żołnierzy i 360 czołgów.
W walkach w Poznaniu zginęło ponad 70 osób, a około 600 zostało rannych i mnóstwo ludzi aresztowano, wypełniając po brzegi wiele więzień.
W wyniku tej wielkiej i głośnej manifestacji PZPR zdecydowało się na zmianę swojego I sekretarza KC PZPR i nowym szefem partii został Władysław Gomułka. Obiecywał on poprawę warunków życia oraz zwiększenie udziału społeczeństwa w sprawowaniu władzy.
W grudniu 1970 roku władze podniosły ceny żywności, co spowodowało wielki gniew społeczeństwa. Ludzie, którzy mieli już dosyć biedy i braku wolności, wyszli na ulice, co doprowadziło do zamieszek w całym kraju. Do najkrwawszych starć doszło w Gdańsku, Gdyni, Szczecinie i Elblągu. Przeciwko strajkującym znowu ruszyło wojsko i milicja. Zginęło wtedy 41 robotników, ponad 1000 zostało rannych i tysiące wtrącono do więzień.
Po tych wydarzeniach, władze PZPR znów zdecydowały się na zmianę i urząd I sekretarza KC PZPR objął Edward Gierek.
Na początku rządów Edwarda Gierka sytuacja obywateli w Polsce uległa poprawie. PZPR zgodziła się zmiany, które wcześniej nie były nawet brane pod uwagę. Produkowano na przykład więcej towarów zaspokajających codzienne potrzeby ludzi i w sklepach na pewien czas nie było już takich pustek.
Pozwolono także zakładać prywatne firmy, co wcześniej nie było przecież w ogóle do pomyślenia. Był to dość duży krok w stronę wolności i pierwsza wyraźna oznaka, że z komuną można wygrać. Prywatne firmy w końcu były sprzeczne z założeniami komunizmu. Zbudowano też nowe fabryki i wielkie osiedla dla setek tysięcy Polaków.
W połowie lat siedemdziesiątych sytuacja znów się jednak pogorszyła. Powstawały wtedy nowe ugrupowania i uformowała się po raz pierwszy opozycja, czyli organizacje polityczne przeciwne polityce rządu. W końcu, z powodu wielkiego niezadowolenia, 14 sierpnia 1980 roku doszło do wybuchu wielkiego strajku w Stoczni Gdańskiej. Protestem tym kierował Lech Wałęsa.
Robotnicy domagali się poprawy warunków pracy, a także legalizacji związków zawodowych (organizacji, która zrzesza i wspiera pracowników, dba o ich godne warunki pracy i dobre traktowanie przez pracodawcę). Akcja ta prędko rozszerzyła się na cały kraj i w strajku wzięły udział tysiące zakładów pracy w całym kraju.
To spowodowało, że gospodarka zamarła, bo ustała wszelka produkcja. To zmusiło PZPR do przystąpienia do rozmów ze strajkującymi. Zakończyły się one 31 sierpnia 1981 roku podpisaniem porozumień sierpniowych. PZPR wydało m.in. zgodę na istnienie pierwszego w PRL związku zawodowego o nazwie Niezależny Samorząd Związku Zawodowego "Solidarność". Na czele tego związku stanął Lech Wałęsa.
31 sierpnia 1981 roku władza podpisała ze strajkującymi stoczniowcami tak zwane porozumienia sierpniowe, w których PZPR dało zgodę na istnienie związku zawodowego Solidarność.
Powstanie i legalizacja Solidarności była czymś niesłychanie ważnym dla Polaków. W końcu odczuli, że mają szanse na dobre zmiany w Polsce i dało im to nadzieję na odzyskanie wolności. Do NSZZ "Solidarność" wstąpiły miliony Polaków, coraz mocniej marzących o prawidziwie wolnej Polsce i coraz chętniej angażujących się w walkę z PZPR.
Solidarność bardzo szybko stała się symbolem walki z komunizmem, który był już kojarzony tylko z dyktaturą i brakiem wolności. Do Solidarności w krótkim czasie zapisały się miliony Polaków, a Lech Wałęsa - elektryk, pracownik Stoczni Gdańskiej, stał się dla Polaków bohaterem. Dla reszty świata stał się znaną, heroiczną postacią, która symbolizowała, że zwykły człowiek może sprzeciwić się całemu systemowi.
Lech Wałęsa był zatem głównym wrogiem PZPR, dlatego agenci SB (Służba Bezpieczeństwa) go śledzili i wielokrotnie próbowali nakłonić do współpracy. PZPR chciał znać każdy ruch Wałęsy i unieszkodliwić go jak najszybciej.
Podczas stanu wojennego, Lech Wałęsa został internowany (odizolowany, przetrzymywany przez milicję w odosobnieniu) jeszcze pierwszego dnia, a gdy go wypuszczono, był ciągle pilnowany przez milicję.
Jego popularność w Polsce i na świecie jednak stale rosła i 5 października 1983 Komitet Noblowski ogłosił decyzję o przyznaniu mu Pokojowej Nagrody Nobla. Lech nie mógł go jednak odebrać, gdyż władze oczywiście specjalnie nie pozwoliły mu uzyskać paszport i uniemożliwiły mu wyjazd do Oslo. Nagrodę w jego imieniu odebrała jego żona Danuta Wałęsa wraz z synem Bogdanem, a przemówienie Lecha Wałęsy odczytał na uroczystości znany historyk i działacz solidarnościowy Bohdan Cywiński.
Pomimo ustaleń grudniowych, PZPR wcale nie chciały się dzielić władzą ani wprowadzać więcej wolności, co osłabiłoby pozycę PZPR. Wiedzieli oni również, że skoro udało się Solidarności wywalczyć tak wiele, to mogą spróbować niedługo kolejny raz wywalczyć strajkami jeszcze więcej. PZPR bardzo bała się tego, bo wiedziała, że może się to źle dla nich skończyć. Poza tym Solidarność popierało już ponad 60% społeczeństwa (według oficjalnych statystyk, w rzeczywistości znacznie więcej).
Agenci, którzy dla władzy szpiegowali Solidarność, niedługo potwierdzili obawy PZPR-u i dowiedzieli się o planowanym przez Solidarność kolejnym, wielkim strajku. Władze wiedziały, że tym razem może się to skończyć wielkim rozlewem krwi, a PZPR może będzie zmuszony w ten sposób nawet do całkowitego oddania władzy (w końcu nie zamordują za pomocą wojska milionów strajkujących Polaków). Do tego istniało duże ryzyko, że niezadowolone z sytuacji w Polsce władze ZSRR mogą zdecydować się na militarny atak, skoro PZPR sobie sama nie może poradzić z problemami. W Polsce z resztą nadal na stałe stacjonowały wtedy jeszcze wosjka radzieckie ze względu na Układ Warszawski.
W związku z tym, władze PZPR postanowiły wyprzedzić Solidarność i nie dopuścić do wielkiego strajku Solidarności. Ówczesny I sekretarz KC PZPR, generał Wojciech Jaruzelski, w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 roku ogłosił stan wojenny, w wyniku czego rządy w Polsce przejęło wojsko. Co ciekawe, decyzja ta była zupełnie bezprawna, niezgodna z Konstytucją PRL, gdyż oceniając sytuację kraju obiektywnie, nie było wcale powodów do wprowadzenia takiego stanu.
Władze internowały najważniejszych działaczy Solidarności i aresztowały aż około 10 tysięcy jej działaczy, a samą Solidarność rozwiązano, tak samo jak i inne organizacje polityczne poza PZPR. Wojsko wprowadziło godzinę policyjną i od godziny 22.00 do 6.00 nie wolno było opuszczać domów, bo groziło to aresztowaniem, a nawet zastrzeleniem. Granice kraju były przez długi czas zamknięte, a na ulicach wszędzie było wojsko, pilnujące porządku i patrolujące obywateli. Czasami nie można nawet było opuścić granic swojego miasta bez pozwolenia wojska.
Czołgi na ulicach, wojskowe patrole i blokady to codzienność podczas stanu wojennego. Ludzie żyli w niepewności i w strachu, nie wiedzieli czym skończy się ta sytuacja. Mieli jednak nadzieję, że Solidarność, działająca już teraz nielegalnie, w końcu wywalczy Polsce wolność. Jedną z form wyrażania swojego oporu i wiary w Solidarność były napisy na murach tworzone przez zwykłych obywateli.
Stan wojenny został zawieszony 31 grudnia 1982 roku, a zniesiono go 22 lipca 1983 roku. W trakcie jego trwania internowano łącznie 10 131 działaczy związanych z „Solidarnością”, a życie w różnych strajkach i zamieszkach straciło około 40 osób.
Chociaż wprowadzenie stanu wojennego ostatecznie nie powstrzymało "Solidarności" i nie uchroniło rządów komunistów przed upadkiem, to skutecznie je opóźniło o wiele lat.