Początek marca

Początek marca


Było to na przełomie zimy i wiosny. Przypuszczalnie na początku marca. Ostatnie płaty śniegu już topniały pod promieniami słońca, jednak jeszcze nie pojawiły się nowe trawy czy liście na drzewach.


Sołtys Jasiek i pan Jakubek poszli do lasu. Był chłodny poranek, a las tonął we mgle. Widoczność była więc bardzo słaba.


Obywaj szli niemal w całkowitym milczeniu. Oczywiście, co jakiś czas, któryś z nich coś palnął, ale jakoś nie byli w stanie nawiązać dłuższej rozmowy.


W pewnym momencie ujrzeli wśród mgły niewyraźny kontur ludzki. Stopniowo stawał się on coraz większy. W końcu mogli już dokładnie przyjrzeć się temu człowiekowi. Zdębieli widząc go. Był to chudy, można by rzec wychudzony blondyn; ubrany w brązową, zniszczoną, skórzaną kurtkę i znoszone, sztruksowe spodnie. Na prawym ramieniu miał biało-czerwona przepaskę, a na plecach plecak. Co jednak najważniejsze, w rękach dzierżył karabin. Gdy zobaczyli, że jest uzbrojony przerazili się.


-Kurwa, czemu nie wziąłem ze sobą pistoletu!- Pomyślał sołtys.


Nieznajomy chyba domyślił się ich reakcji, gdyż powiedział:


-Proszę się mnie nie bać. Nie jestem bandytą, choć tak mnie nazywają.


Sołtys zdębiał. Po chwili jednak przemówił:


-Ale kim jesteś? Co tu robisz?


Wiecie, że nie mogę podać wam moich danych. - Zgubiłem się od mojego oddziału i teraz błąkam się po lesie; już sam nie wiem, jak długo.


Na chwilę zamilkł, po czym dodał:


-Generalnie unikam kontaktu z ludźmi, ale moja sytuacja zrobiła się specyficzna. Potrzebuję pomocy.


-W czym w takim razie problem?- Spytał Jakubek.


-Właśnie- dodał Sołtys- nie wiemy, czy możemy ci pomóc, bo nie wiemy czego chcesz.


Spojrzenie nieznajomego wskazywało na zrozumienie.


-Otóż dzisiaj skończyło mi się picie. Czy nie moglibyście mi czegoś dać? Proszę pomóżcie; ja nie jestem złym człowiekiem. Przecież mogłem do was strzelić z tyłu, a tego nie zrobiłem. Wolałem jednak z wami porozmawiać, chociaż brałem pod uwagę, że możecie mnie wydać.


Pan Jakubek wyjął z kieszeni butelkę wody mineralnej i powiedział:


-Nikomu cię nie wydamy. Masz tu wodę.


Nieznajomy wziął ją do ręki i zaczął się jej uważnie przyglądać. Robił wrażenie zdziwionego.


- Jakaś dziwna ta butelka. Taka miękka. To chyba nowość?

-Tak to nowość. - Wyjaśnił pan Jakubek- Ale proszę się nie bać. Jest dobra.


-Od tego ukrywania się zupełnie straciłem orientację w tym, co się w Polsce dzieje. Zupełnie nie znam powojennej rzeczywistości.


Po tych słowach nieznajomy napił się. Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Widać było, że jest już zaspokojony.


- Dobre, jednak nawet pod rządami czerwonych powstają nowe, wartościowe rzeczy.

Zakręcił niedopitą butelkę i włożył ją do plecaka.


-Resztę zostawię sobie na później.


-Poczekaj- powiedział sołtys- mam dla ciebie jeszcze to.


Po tych słowach wyjął butelkę piwa.


-Ten trunek też jak się domyślam jest powojenny. Nie kojarzę browaru, a butelka ma oryginalny kształt.


-Tak, to wszystko powojenne produkty.- Przytaknął sołtys.


Nieznajomo schował piwo.


-Bardzo dziękuję panom. Obydwaj mocno mi pomogliście.


-Nie ma sprawy.- Zaśmiał się Jasiek.- Czy jednak nie potrzebujesz jeszcze czegoś do jedzenia. Moglibyśmy pójść do wsi i dać ci np. trochę kiełbasy.


-Nie trzeba. Żywię się leśnymi owocami. Poza tym na wsi mogą być tajniacy. - Odparł nieznajomy.


Potem wszyscy na moment zamilkli. W końcu partyzant (gdyż tak chyba możemy go nazwać) przełamał ciszę.


-Naprawdę jestem bardzo wdzięczny za waszą pomoc. Wiem, że o nas Ruskie rozpowiadają różne bzdury; że niby palimy wsie; że gwałcimy kobiety, i tym podobne. To jednak wszystko bzdury wsysane z palca, i nie mające żadnego pokrycia w faktach. Oczywiście nie twierdzę, że nie mogło być jakiś takich pojedynczych przypadków; ale na pewno ogół nas tak nie postępuje.


-Wierzymy ci.- odrzekał sołtys; a Jakubek pokiwał głową.


-No dobra, muszę już iść. Mam nadzieję, że wkrótce odnajdę mój oddział. Bywajcie. Z Bogiem.


Po tych słowach odszedł. Szybko jego postać zniknęła we mgle.


Mimo tego, iż już nie było go widać, dwaj mieszkańcy wsi jeszcze patrzyli w punkt do którego się oddalił.


-Myślisz, że odnajdzie swój oddział?- Spytał pan Jakubek.


-Już jest chyba za późno.


-Pewnie masz rację. Raczej, tez inni do nasz nie przyjdą.


-Z pewnością. To był ostatni wyklęty.


Marek Adam Grabowski

Warszawa 2019