Czerwone światełko

Czerwone światełko

Pamięci Mateusza M.


-Szczęść Boże.- przywitał się ksiądz proboszcz przekroczywszy próg.


-Bóg zapłać.- odpowiedzieli jednocześnie matka i ojciec.


Ksiądz błyskawicznie zdjął z siebie palto i kapelusz. Następnie przeszedł z rodzicami do kuchni. To naturalne, że na wsi u biednych rodzin kuchnia zastępuje salon. Wszyscy usiedli przy stole.


-Widzi ksiądz- zaczął ojciec- długo się zastanawialiśmy, czy o pomoc poprosić ojca czy wiedźmę...


Na twarzy proboszcza pojawił się grymas, który można by nazwać oznaką małego wzburzenia.


-Ile wam razy mam powtarzać, żebyście nie chodzili po pomoc do szatańskiej nierządnicy! Ona przyciąga wszelkie zło!


Ojciec zrobił zawstydzoną minę. Matka nie wiele lepszą.


-No, ale czasami bywa skuteczna- ojciec próbował się usprawiedliwić. Jakby liczył, że przekona księdza do współpracy z osobą, która sypia z diabłem.


-Na takiej samej zasadzie, jak skuteczny jest narkotyk. - proboszcz zripostował. - Ale mniejsza z tym, widzę, że macie tutaj jakiś bardzo poważny problem. Czyżby opętanie?


Rodzice na chwilę zamilkli. Wiać było, że zastanawiają się, co powiedzieć. W końcu odezwała się matka:


-Właściwie to sami nie wiemy, czy to jest opętanie czy nie. Nie potrafimy zrozumieć tego zjawiska. I właśnie to jest w tym wszystkim najgorsze.


-Chodzi o naszego syna- doprecyzował ojciec- on zachowuje się bardzo dziwnie. Być może jest to jakaś forma opętania.


-Może najlepiej będzie, jak ojciec go sam zobaczy. - matka przeszła do sedna.


-Zazwyczaj, wolę najpierw wszystko omówić z rodziną, ale niech wam będzie.


Ksiądz najwidoczniej widział, iż od zdesperowanych rodziców nic się konkretnego nie dowie.


Poszli więc do pokoju syna. Ten był na górze.


Z początku widok wydawał się zwyczajny. Młody chłopak w swym niewielkim pokoju siedział przy komputerze. Większość jego rówieśników tak robi. Zwłaszcza na wsi, gdyż tam jest bardzo mało atrakcji.


-Szczęść Boże! - przywitał się proboszcz.


Chłopak nie odpowiedział. Właściwie to zachował się jakby, nikt do pomieszczenia nie wszedł. Nadal gapił się w ekran.


-Teraz ksiądz rozumie- powiedział ojciec- on zachowuje się tak już tydzień. Siedzi przed komputerem robiąc przerwy tylko na sen. Nawet nie je i nie korzysta z łazienki.


Ksiądz popatrzył na komputer. Zauważył na nim coś, czego nie widział na żadnym innym. Mianowicie czerwone światełko. Pokazał na nie palcem i spytał:


-Czy to pojawiło się wraz z problemem?


-Dokładnie pierwszego dnia- odpowiedziała matka- ale jest jeszcze inne dziwactwo. Niech ksiądz obejrzy syna od przodu i zobaczy jego oczy.


Ksiądz, gdy to zrobił, omal nie zdębiał. Oczy chłopaka świeciły się na czerwono. Była to identyczna czerwień, jak ta ze światełka na komputerze. I co dziwniejsze, a zarazem najstraszniejsze, ta czerwień obejmowała nie tylko tęczówkę, ale również źrenice.


Proboszcz, widząc to, odskoczył jak poparzony. Szybko przeżegnał się, po czym otworzył swoją torbę. Rodzice spodziewali się, że wyjmie z niej różaniec. Tymczasem, on wyciągnął wielki młotek i rozbił nim komputer. Gdy maszyna była już zniszczona, chłopiec zaczął wracać do normy. Po około dziesięciu minutach można było z nim rozmawiać.


-Więc to nie jest sen.- Wykrztusił z siebie.


-Co nie jest snem?- Zapytał ksiądz.


-Wy wszyscy. Myślałem, że nic nie istnieje, oprócz mnie i mojego komputera.


Na chwilę zamilkł.

- No i łóżka. Tylko, że ono pojawiało się tylko wtedy gdy byłem śpiący. Potem znikało. Leżąc w nim śniłem o większym świecie. Ale, gdy się budziłem, to myślałem, że to tylko takie fantazje.


- Jak to się stało synu?- Ojciec próbował się dowiedzieć.


-Ja bardzo mało pamiętam.- Chłopak mówiąc to, złapał się za głowę. Potem już milczał.


Ksiądz zaproponował ojcu wyjście i porozmawianie na osobności.


- Radzę go teraz nie przypytywać; jest wykończony. Potem jednak należy go skontaktować z psychologiem bądź psychiatrą. - Ksiądz udzielił fachowej porady.


-Czy to było działanie diabła?


-Trudno rozstrzygnąć. Chyba nigdy nie poznamy odpowiedzi na te pytanie.


- A jeszcze jedno; ile się księdzu należy?


Proboszcz znakiem otwartej dłoni pokazał, że nic. Potem powiedział:


- Duchowny nie bierze pieniędzy za swoją posługę.


Ojciec złapał się za głowę.


-To po co ja oddaję pół renty na Radio Maryja!


-Proszę więcej nie dawać Ale mniejsza z tym; na mnie już czas. Muszę zająć się pogrzebem tego waszego sąsiada, co go niedawno znaleziono w lesie, z nożem w plecach.


Przed wyjściem jednak pobłogosławił syna. Ten zaś czuł się coraz lepiej. Po odejściu księdza wrócił do swego pokoju.


Z tym zniszczonym komputerem pomieszczenie wyglądało dziwnie, w pewnym sensie smutno. Usiadł na łóżku i wziął do ręki swój telefon komórkowy. Świeciło na nim czerwone światełko.


Marek Adam Grabowski

Warszawa 2019