Warszawski Utopiec

Warszawski Utopiec


-Sie ma siostra!- te słowa powiedziałem wchodząc do pokoju Zosi.


To bardzo mały i ciasny pokój. Zwłaszcza odkąd starzy kupili jej wiszący bujany fotel. Kosztował majątek, ale dostała go, gdyż zaszantażowała rodziców samobójstwem. Oczywiście w ogóle z niego nie korzysta. Właściwie to nawet nie ma specjalnie jak. Jeśli by się bujnęła do tyłu to wyjebałaby się na swoją granatową ścianę, jeśli do przodu to na łóżko, jeśli w prawo to na biurko, które stoi pod oknem, a jeśli w lewo to na drzwi. Pieniądze jednak na to poszły. Matka woli oszczędzać na głupotach np. na moich podręcznikach do socjologii.


-Sie ma.- odpowiedziała siedząc przy komputerze. - Oglądam na You tube Salę Samobójców.


-Przecież byliśmy na tym tydzień temu w kinie?- zdziwiłem się.- Idziesz ze mną, z Bidonem i Orangutanem na nadwiślańską plażę?


-Oczywiście, że nie. -odpowiedziała nie odrywając wzroku od komputera. - Po pierwsze tam nie ma komputera, a po drugie nie posiadam stroju plażowego.


-To są pierdoły. - wyjaśniłem- Salę Samobójców możesz oglądać z komórki, a opalać się możesz w czarnej, grubej bluzie z kapturem i w czarnych dżinsach. Musisz czasami wyjść, gdyż inaczej zwariujesz.


-Już zwariowałam. - odpowiedziała.- Ale niech ci będzie. Idę.


Godzinę później byliśmy już na miejscu. Położyliśmy się na kocu. My byliśmy ubrani w slipki, a siostra w swoją bluzę z wielkim napisem: „Fuck You”. Założyła sobie kaptur na głowę. Można było podziwiać gruby brzuch Bidona i chudy brzuch Orangutana. Było zajebiście. Najpierw wypiliśmy piwo, a Zuzia w tym czasie dokończyła oglądać Salę Samobójców na komórce. Potem poszliśmy puszczać kaczki i zostawiliśmy siostrę samą, ona w tym czasie sprawdzała na Facebooku samookaleczenia jej koleżanek i kolegów. Nawet nie zauważyła, że nas nie było. Gdy wróciliśmy to zaczęliśmy wspominać dawne kapele punkowe, jednak nie za głośno, by nie przeszkadzać Zosi w grze komputerowej. Następnie zamówiliśmy sobie hot dogi. Siostra powiedziała, że nie ma ochoty i wysłała komuś meila. A co była potem? A to bardzo ciekawe. Zaraz wam opowiem.


-Kurwa do szczęścia brakuje mi tylko jednego. -powiedział Bidon zapaliwszy nowego szluga. - Kąpieli w Wiśle.


-O tym możesz tylko pomarzyć. - puściłem dymek z ust.- To jest zabronione. Mamy brudną wodę i grząski grunt.


-To jest wersja oficjalna.- rzekł pełen zadumy Orangutan. Nawet nie zauważył, że popiół z papierosa spadł mu na rudą brodę. - Naprawdę niebezpieczeństwo jest inne.


-Niby, kurwa jakie? - spytałem.


Tym czasem Zosia zaczęła przeglądać mangi w księgarniach internatowych.


-Topielec.- jednym słowem wyjaśnił Orangutan.


Wybuchnęliśmy z Bidonem śmiechem. Omal nie połknęliśmy przy tym papierosów.


-Śmiejcie się z własnej głupoty!


-I niby jak on tam się znalazł?- spytałem sarkastycznie.


-To był początek lat sześćdziesiątych.- pierdolił dalej.- Był bikiniarzem zamieszkałym na Powiślu. Zakochał się w jednej dziewczynie. Córce Ubeka. Ona go jednak nie chciała. Z rozpaczy utopił się w Wiśle. Przez to samobójstwo został wodnikiem.


-Nasłuchałeś się Crepypast! -ledwo wymówiłem te słowa, tak bardzo się śmiałem.


-W tym nie ma nic śmiesznego!- omal nie spadły mu okulary, tak się wzburzył.- On jest bardzo niebezpieczny! Topi niemal wszystkich. Można go pokonać jedynie na dwa sposoby. Pierwszy to pokazanie mu czegoś świętego np. Różańca. A drugi to jakaś zagadka. Jak mu ją powiesz, to zaczyna ją rozwiązywać i na moment zapomina o ofierze.


-Jest jeszcze trzeci.- zachichotałem- Trzeba wziąć psychotropy.


Po tych słowach zapaliłem kolejnego papierosa. Nie wiedziałem, że Orangutan jest taki głupi.


-Nie chcesz, to nie wierz! - mówił uparcie.- Utopiec jednak jest faktem. Nawet nadal ma na sobie to samo ubranie, w którym się utopił. Buty na słoninie, marynarkę w kratkę i krawat z rysunkiem bikini. Tyle, że to wszystko jest pobrudzone wodorostami.


-Ale żel na włosach się zmył zapewne!- parsknąłem śmiechem.


Bidon też się śmiał. Nawet głośniej. Jednak Orangutanowi wcale nie było do śmiechu. Wkurwiony leżał i w milczeniu przeżuwał papierosa.


Po chwili jednak zmieniliśmy temat. Rozmawialiśmy o Jeżu Jerzym. Dokładnie o różnicach między komiksem i filmem. Tymczasem Zosia przeczytała w internecie jakieś głupie opowiadanie. Potem poszliśmy na lody. Siostra powiedziała, że nie chce, ale sprawdziła w słowniku internetowym jak są po japońsku lody. Po lodach zaczęliśmy obrzucać się piaskiem. Oczywiście uważaliśmy, żeby nie przeszkadzać Zosi, która weszła na forum o Anime. A potem zrobiło się późno.


-Musimy już wracać.- powiedziałem.


-No już się ściemnia. - przytaknął mi Bidon.


Ponieważ moja siostra mnie nie słuchała wyjaśniłem jej, że zbieramy się.


-Szkoda.-Powiedziała- właśnie miałam obejrzeć na You tube japoński program rozrywkowy.


-Zrobisz to w domu na komputerze.- zaproponowałem.


Wstała i włożyła komórkę do kieszeni. Spytała przy tym:


-Właściwie, to o czym rozmawialiście chłopaki? Zupełnie was nie słuchałam.


Nie chciałem jej wtajemniczać, ale Bidon odparł:


-O głupotach. Według Orangutana ludzi w Wiśle topi topielec.


Na szczęście siostra nie uwierzyła w te brednie.


-Co za debilizm. Przecież powszechnie wiadomo, że ludzi wciąga w wodę rusałka. - oparła. A potem dodała.- Miałeś fajny pomysł z tą plażą Piotrek. Tu się zajebiście przegląda internet. Przeszkadzał mi tylko piasek, woda, szum drzew, słońce i inni ludzie.


Gdy wracaliśmy mostem, ujrzeliśmy butelkę po piwie na balustradzie. Bidon strącił ją z mostu. Z pluskiem utonęła w wodzie Wisły.


-Czy ciebie pojebało! -spytałem retorycznie.- Ależ dajesz przykład mojej siostrze, wandalu!


O jedynym jednak nie powiedziałem. Po tym plusku, usłyszałem jakby głos z wody:


-Kurwa, ale oberwałem w głowę!


W tym głosie było coś przeraźliwego. Najprawdopodobniej się przesłyszałem.


Marek Adam Grabowski

Warszawa 2018