GOŚCINNIE NA STARSZYM KURSIE

W pierwszy weekend marca ośmiu kursantów i dwóch kierowników Kursu 2017-19 wzięło udział w ostatnim wyjeździe autokarowym Kursu 2016-18. Młodszych kursantów zaskoczyły pierwsze minuty wyjazdu, w których ze zdumieniem spostrzegli, że opowiadanie przez mikrofon intensywnie rozpoczyna się już w centrum Krakowa. – Najpierw było zaskoczenie ile oni gadają, potem byliśmy w szoku, jak szybko przy tych opowieściach dotarliśmy do Dębna – wspomina Agnieszka.

W drodze na Spisz zwiedzaliśmy drewniany kościół w Dębnie Podhalańskim, a później spacerowaliśmy po Frydmanie i podziwialiśmy od kuchni, a raczej od stodół, charakterystyczną zabudowę regionu. Dla młodszych kursantów było to pierwsze spotkanie ze Spiszem, bo wyjazd naszego Kursu w ten teren odbędzie się w połowie kwietnia. Przejście przez piwnice we Frydmanie było dla nich nowością i sporą atrakcją. – To była niespodzianka, bo kiedyś byłam w tej miejscowości na campingu i nic, o zgrozo(!), o nich nie wiedziałam – zauważa Agnieszka.

Kolejnymi punktami były zamek w Niedzicy wraz z jego barwnymi historiami, zapora na Dunajcu, przejazd przez Sromowce. – Jeszcze nie widziałem Trzech Koron z tej strony i z tak bliska – cieszył się Arek. Dobre wrażenie wywarł także zamek w Czorsztynie, z którego podziwialiśmy Tatry, następnie udaliśmy się do Szczawnicy, by pokręcić się po okolicznych dolinach.

Wyspawszy się w Rytrze, ruszyliśmy doliną Popradu ku południowym atrakcjom Beskidu Sądeckiego. Na początek zgłębialiśmy tajemnice „Bulgotki”, po przeprowadzeniu eksperymentów przejechaliśmy do Powroźnika, by tam zapoznać się z cudem dekoracji cerkiewnych, po czym pojechaliśmy pojeździć po Krynicy. To, że nie udało nam się wejść do wnętrza cerkwi św. Jakuba Młodszego, zrekompensowaliśmy dokładnym zwiedzeniem skansenu pszczelarstwa w Kamiannej. – To była fajna atrakcja, nie słyszałem wcześniej o tym miejscu – przyznał Łukasz. Następnie przejechaliśmy przez dolinę Smolnika, gdzie znaleźliśmy drzewo rodzące przewodników.

Zrobiwszy panoramę z okien autokaru, okrążyliśmy Jezioro Rożnowskie (a przejazd o tej porze dnia był iście magiczny!), by znaleźć romańskie okno kościoła w Tropiu i szukać najstarszych elementów Czchowa. Zachwyceni fryzem, ruszyliśmy z powrotem do Krakowa. – Dzięki temu, że cały czas jeździliśmy, bardzo ładnie ułożyła mi się w głowie duża połać topografii. To przestrzenne ogarnięcie topografii, dużo większe niż w przypadku wyjazdów pieszych, było najfajniejsze – docenia Paulina.

Najbardziej podobało mi się, że…

- Mogliśmy poczuć się jak na prawdziwej wycieczce z pilotem i słuchać bez stresu, że za chwilę usłyszymy swoje imię wywołane do prowadzenia. Dowiedziałem się mnóstwa ciekawych rzeczy i wiem na jakie tematy zwrócić uwagę, jakie dziedziny swojej wiedzy poszerzyć – cieszy się Łukasz.

- Mimo że była to ich ostatnia autokarówka przed egzaminem, wszyscy się uśmiechali, dobrze bawili, widać było, że dobrze się czują w swoim towarzystwie. Potrafili cieszyć się wspólnie spędzonym wieczorem przy gitarze, mimo ogromu materiału – zwraca uwagę Paulina.

- Super było sobie słuchać i śledzić na mapie to, o czym jest mówione. Czasami sami już trochę kojarzyliśmy i mogliśmy się przekonać, że jednak coś już wiemy. Po powrocie mieliśmy wrażenie, że byliśmy na tygodniowym wyjeździe, a nie tylko na weekend – przyznaje Agnieszka.

- Niektóre osoby były świetnie przygotowane i bardzo dobrze się tego słuchało! Korzystne było też przypomnienie sobie sztampowych rzeczy, jak opis budowy kościoła. Nowością było tempo, w jakim wszystko się działo, wielość informacji, które docierały do nas cały czas. Fajnie było na zamku w Czorsztynie – podkreśla Ania.

- Doświadczenie autokarówki było rewelacyjną sprawą, bo nigdy nie byłem na tego typu wyjeździe. Zdecydowanie uspokoiło mnie to przed naszymi wycieczkami i już wiem jak się za to zabrać. Fajnie było też popatrzeć jak inni kursanci walczą o przetrwanie, jak opisują pewne rzeczy, jakie błędy popełniają. Mają zdecydowanie większe doświadczenie, schodzili sporo kilometrów, a jeszcze więcej zjeździli, więc warto było ich podpatrywać, pytać jak się uczą, rozmawiać o kolejnych etapach kursu – docenia Arek.

- Byłam bezpieczna i nie musiałam obawiać się trudnych pytań. Mogłam spojrzeć na przyszłych przewodników jak prawdziwy turysta – Teresa.

- Bardzo mi się spodobała góra Chełm. Tak się śmiesznie stromo urywa, jak zadek świnki morskiej. Mofeta i architektura drewniana też zawsze robią wrażenie, podobnie jak ruiny, których co prawda nie zwiedzaliśmy, ale miło było choćby na nie popatrzeć – Paulina.

- Wielki szacunek dla starszego kursu, bo my, choć z perspektywy obserwatora, padaliśmy ze zmęczenia po autokarówce bardziej niż po naszym ostatnim wyjeździe w pasmo Jaworzyny. Spotkała nas masa atrakcji i informacji i teraz nasze skrypty wyjazdowe już nie są nam straszne – Agnieszka.