POWINNOŚĆ HISTORYKA

„Historyk nie ma żadnego wyboru. Historyk powinien mówić, pisać tylko prawdę, tylko to co wynika z dokumentów, tylko to co wynika z obiektywnych relacji. Musi się w tym kierować ogólnymi normami etycznymi dobra i zła.”

Powinność historyka, rzetelność badania, prawo czy obowiązek? etyka zawodowa.

Każdy zawód ma swój kodeks etyczny. Jedną z naczelnych zasad etycznych w medycynie jest „primum non nocere” (z łac. „po pierwsze nie szkodzić”).

Jakimi zaś zasadami powinien kierować się historyk aby w godny sposób móc tytułować się tym mianem, a nie zostać postacią, która zajmuje się działalnością popularyzującą wiedzę o przeszłości? W tej materii zapraszamy do zapoznania się z esejem profesora Rafała StobieckiegoHistoryk wobec etyki szkic niezobowiązujący” opublikowanym w Roczniku Antropologii Historii, 2013, rok III, nr 1(4), ss. 307–320. Profesor Stobiecki pisze między innymi, stawia pytanie o charakterze etycznym:

…. co wolno, a czego nie wolno robić historykowi na początku XXI wieku? Jakie zachowania możemy uznać za dopuszczalne i mieszczące się w szeroko rozumianym etosie zawodowym, a jakie niejako dyskwalifikują badacza w środowisku, wykluczają go ze społeczności akademickiej? Jeśli zgodzimy się bowiem na to, że nie ma różnicy między dobrym a złym historykiem, to tym samym dajemy przyzwolenie na to, że można upowszechniać wszelkie bzdury, nazywając je wiedzą historyczną.

Profesor Stobiecki w swoim opracowaniu przypomina słowa przysięgi doktorskiej, w której młodzi adepci muzy Klio ślubują m.in., że

… godność, którą otrzymają, zachowają „czystą i nieskalaną i nigdy jej nie splamią nieprawymi obyczajami lub hańbiącym życiem oraz, że badania naukowe w swoich dyscyplinach ochoczo i gorliwie będą uprawiać i rozwijać nie z chęci marnego zysku czy dla osiągnięcia próżnej sławy, lecz po to, by tym bardziej krzewiła się prawda i jaśniej błyszczało jej światło, od którego zależy dobro rodzaju ludzkiego.

…dalej zaś autor eseju czerpie z autorytetu profesora Stefana Kieniewicza, który zasadniczy problem stojący przed historykiem definiował następująco:

Powinien on (historyk przyp. PP.) w badaniach swych dociekać prawdy, ale wciąż narażony jest na to, że będzie tę prawdę zniekształcał: czy to pod wpływem własnych przekonań czy przesądów, czy pod wpływem zewnętrznych oddziaływań. Czy nie ma wyjścia z tego dylematu? Czy pozostaje nam już tylko cyniczne dopasowywanie naszych tez naukowych do tego, co poczytne, popłatne lub dobrze widziane? Historyk rozmiłowany w swym zawodzie na tę kapitulację nie pójdzie […]. Główną zaś jego ostoją będzie ta kardynalna zasada, że najskuteczniejszą obroną słusznej sprawy jest mówienie prawdy; że historyczne fałszerstwa mają krótkie nogi; że na niewiele się zdaje zatajanie prawd niewygodnych, jeśli i tak jest o nich głośno w świecie […]. Zasady tej: że warto jest się trzymać prawdy, powinien bronić historyk wobec swych mocodawców – ale i wobec samego siebie. Jak łatwo bowiem ulega się samozłudzeniom!

Szczególnej uwadze polecamy całość tekstu profesora Stobieckiego panu doktorowi habilitowanemu Sławomirowi Cenckiewiczowi, który w sierpniu 2017 roku na łamach czasopisma Historia doRzeczy opublikował tekst o naszym ojcu pt. „Czerwony historyk – fakty spoza strony Jerzego Poksińskiego” nr wydania 8/2017 (54). Z rzetelności faktograficznej, załączamy tekst autorstwa dr hab. S. Cenckiewicza.

Wśród grona historyków na publikację zareagował pan dr Jarosław Pałka tekstem wysłanym do redakcji Historia doRzeczy. Tekst ten na łamach czasopisma, mimo upływu kilku miesięcy, nie został opublikowany. Być może zdanie J. Pałki nie realizuje pierwotnych tez przyświecających publikacji Cenckiewicza o naszym ojcu. Zdanie to natomiast zostało opublikowane w kwartalniku historycznym „KARTA„, numer wydania 93/2017.

11_POGLOSY-K93.pdf

Cóż można dodać? Nasz ojciec zasłużył na szacunek swoją rzetelnością i niezakłamywaniem historii w tym dotyczącej własnej osoby. Jak wynika z dostępnych publikacji, sprawy, których powierzchownie dotyka dr hab. S. Cenckiewicz, były w środowisku znane. Nie wiemy więc czemu służył artykuł publikowany na łamach Historia doRzeczy jak nie ślepemu deprecjonowaniu kolejnego uznanego autorytetu.

Słowo o stronie internetowej. Jesteśmy autorami witryny o naszym ojcu Jerzym Poksińskim. Wykonaliśmy ją przy okazji promocji książki o Michale Żymierskim. Uważaliśmy to za nasz minimalny wkład w upamiętnienie działań ojca. Wbrew temu co insynuuje w swoim tekście dr hab. S. Cenckiewicz, Instytut Pamięci Narodowej oraz Ośrodek Karta nie objęły swoim patronatem strony internetowej Jerzego Poksińskiego. Nie ma więc mowy o rzekomym ekskluzywnym traktowaniu naszego ojca przez wymienione powyżej instytucje. Sądzimy, że pan S. Cenckiewicz zasiadając w Kolegium Instytutu Pamięci Narodowej mógł tę informację sprawdzić korzystając ze swojego organizacyjnego umocowania. Nie wiemy czego w tym miejscu zabrakło, czasu, dobrej woli czy zawodowego warsztatu?

Blanka i Przemysław Poksińscy

Supplementum:

Interesującym jest dla inżyniera informatyki czy doktor nauk humanistycznych widzi różnicę między zawodem historyka a archiwisty? W mojej subiektywnej opinii historyk jest badaczem, który czerpie wiedzę i konstruuje wnioski na podstawie kwerend ze zróżnicowanych źródeł, do których należą dokumenty, relacje świadków, oceny sytuacji, przyczyny i skutki podejmowanych decyzji. Archiwista, jak sugeruje sama nazwa, kataloguje, porządkuje i archiwizuje dokumentację, w tym teczki, obecną na terenie danej firmy lub instytucji.

Mój ojciec był historykiem, który nie sprzeniewierzył się doktorskiej przysiędze. Jerzy Poksiński dotarłby do świadków i zwróciłby uwagę na drobne szczegóły, których archiwista mógłby nie zauważyć. Historyk zwróciłby uwagę, na okoliczności pracy w KW MO i przyczyny odejścia (może wydalenia) ze służby. Historyk zwróciłby uwagę na jedno zdanie w dokumentacji – „W archiwach WBH znalazła się nawet unikatowa relacja ppor. Poksińskiego, bo spisana na rozkaz Wydziału Politycznego 7. Łużyckiej Dywizji Desantowej”. Historyk zwróciłby uwagę na zdanie – „Otrzymaliśmy amunicję bojową, nie otrzymaliśmy natomiast żadnych środków pozoracyjnych.” – , które brzmi wręcz jak skarga. Żołnierzom, oficerom nie pozostawiono żadnej alternatywy dla podejmowanych decyzji. Zdanie zaś ostatnie sporządzonej notatki służbowej jest dla mnie najważniejsze w ocenie udziału mojego ojca w wydarzeniach grudniowych – „Mimo rozkazu o użyciu broni i sytuacji pełnych napięć psychicznych nie oddaliśmy nigdzie ani jednego strzału.„. W wielu przypadkach, w tamtych smutnych i tragicznych chwilach się to nie udało. Historyk, zwróciłby na to uwagę.

W grudniu 1970 roku ppor. J. Poksiński miał właśnie skończone 28 lat. Ja byłem niespełna pięcioletnim chłopcem, który w oknie domu przy ulicy Sienkiewicza w Nowym Dworze Gdańskim patrzył na przejeżdżające z Braniewa do Gdańska czołgi. Pamiętam, że się wtedy bałem.

Przemysław Poksiński

ppor. J. Poksiński z synem i podległymi żołnierzami 20 Dywizjonu Artylerii Rakietowej podczas wycieczki historycznej Malbork / jesień 1970