Kruki z Bögenhafen

Krótki wstęp do kampanii

Kampania toczy się w Reiklandzie, od małych wiosek, poprzez Bögenhafen, aż po twierdze krasnoludów. Bohaterowie początkowo na ważnej misji dla kultu Morra, trafiają na ślady większego zła, którego śladem ruszają. To jednak wydaje się za każdym razem uprzedzać ich o krok.

Zasady opcjonalne

Podczas kampanii korzystamy z:

  • szybkiego podliczania PS - dla dynamiki - str. 152

  • limitu Przewag do Bonusu Inicjatywy - początkowo kampania rozgrywała się bez tego limitu, jednak z biegiem czasu zdecydowaliśmy się na wprowadzenie go - str. 164

  • nagłej śmierci w stosunku do szeregowych przeciwników - aby przyspieszyć rozgrywkę - str. 173

  • testy powyżej 100% otrzymują dodatkowe PS - aby bonus zawsze coś dawał - str. 151

  • Fuks i Pech - znacznie w naszych oczach ubarwiają rozrywkę - str. 153

  • Inicjatywę sprawdzamy poprzez rzut K10 na początku walki. Do wyniku dodawany jest Bonus Inicjatywy - szybki i sprawny sposób na dynamiczną kolejność - str. 156

  • Defensywa - sporadycznie ktoś chce się bronić przed atakiem - ta zasada na to pozwala - str. 158

  • Strzelanie do walczących w zwarciu - aby zwiększyć złożoność taktyczną - str. 162

  • Coraz bliżej mroku... - dla podkręcenia klimatu - str. 182

  • Małostkowość - str. 220

  • Żar modlitwy - str. 218

Eckhart Herzog

Eckhart Herzog urodził się w miasteczku znajdującym się na południe traktem od Nuln: Dotternbach. Jest jedynym dzieckiem Erkenbranda i Elinor Herzogów. Jego ojciec został przyjęty za młodu do terminu aptekarskiego w Nuln, w którym to poznał matkę Eckharta- Elinor. Elinor była córką miejscowego szlachcica, który mimo początkowej niechęci wobec niżej wyrodzonego Erkenbranda, zgodził się na ich ślub. Po ukończeniu terminu ojciec Eckharta otworzył aptekę w aspirującej do miana miasteczka wiosce Dotternbach.

W dzieciństwie, Eckhart był typowym, radosnym dzieckiem, wiecznie rozbieganym i bawiącym się z rówieśnikami. Jego ojciec dobrze zarabiał, jego matka była najpiękniejszą kobietą w wiosce (przynajmniej wg Eckharta i jego ojca). Wiedli tam spokojne i szczęśliwe życie.

Wszystko zmieniło się pamiętnej nocy poprzedzającej dziesiąte urodziny Eckharta. Tej nocy śnił się mu straszny koszmar. Wschodziło słońce, a z oddali słyszał powarkiwania i krzyki dziwnych istot. Nad jego rodzinną wioską krążył dużo stado kruków. On sam znajdował się na wzgórzu wznoszącym się nad wioską, które było częstym miejscem zabaw, festynów i pikników. Eckhart przebudził się i powodowany nagłym impulsem wstał cicho z łóżka i w ciemności udał się na rzeczone wzgórze. Popatrzył w stronę miasta, nad którym właśnie zaczynało wschodzić słońce. Miasteczko wyglądało tak spokojnie. Nagle z miasteczka dobiegł go krzyk. Później następny. Chwilę później całe miasto zawodziło jak chór potępionych. Z kilku domów zaczął wydobywać się dym. W łunie płonącego miasta, Eckhart zauważył wielkie istoty, biegające po mieście, wynoszące zapasy z domów i mordujące wszystkich mieszkańców, którzy zdążyli wybiec na ulice. Zanim słońce wzeszło ponad horyzont, było po wszystkim. Następne godziny wydają się jedynie szarą mgłą, w centrum której jest jedna jedyna z bestii, o których okrucieństwie nigdy nie zapomni.

Eckhart zabrany został z ruin Dotternbach przez wędrownego kapłana Morra - Ojca Ottona Brimfena. Początkowo miał być oddany do sierocińca w stolicy Wissenlandu, jednak po opowiedzeniu kapłanowi o swojej wizji, Ojciec Otton natychmiast podjął decyzję o zaopiekowaniu się dzieckiem i umieszczeniu go za własne pieniądze w świątyni Morra w Nuln, gdzie nauczono go pisać i czytać, a także przygotowywano go do roli przyszłego kapłana Boga Umarłych. W drodze do Nuln, Otton przepowiedział także przyszły los Eckberta: "Czerwone żądło koniec Twój sprowadzi".

W okresie inicjacyjnym, Eckhart zaprzyjaźnił się z bliźniakami Alriciem oraz Arne Lenksterami. Wspólnie się uczyli, bawili i odbywali kary (zwykle z winy „młodszego” z bliźniaków- Arnego, który potrafił wyprowadzić z równowagi nawet najbardziej poważnych z kapłanów).

Po wyświęceniu na kleryka, Eckhart przez prawie 3 lata podróżował z Ojcem Ottonem w roli jego asystenta, ucząc się od starszego kapłana, jak ten zawód wygląda w praktyce. Po tym czasie Eckhart dostał zadanie polegające na służeniu okolicznym wioskom na terenie Reiklandu na uczęszczanych traktach (Weissbruck, Gramdorf, Trosreut, zamek Grauenburg.

Największym marzeniem Eckharta jest ponowne zobaczenie rodziców. Eckhart w życiu niewiele miał wzorów do naśladowania. Praktycznie rzecz biorąc wychowywał się w świątyni w Nuln pod kuratelą wieli różnych kapłanów. Dopiero po uświęceniu na kleryka, Ojciec Otton otworzył oczy Eckharta na prawdziwe oblicze świata. To właśnie on nauczył Eckharta, że bycie wiernym zasadom pozwala na prawdziwą służbę światu człowieka. Eckhart angażuje się w przygody, ponieważ chcąc dalej rozwijając się jako wędrowny kapłan, musi się zaprawić w podróżach, bo nie zawsze będzie mógł polegać na eskorcie w postaci swoich towarzyszy. Ponadto, chcąc ustanowić miejsce pamięci w miejscu przedstawionym mu w jego pierwszej wizji, musi wpierw zebrać na nią fundusze.

Horst Nuhren

Horst Nuhren wychował się w malutkiej wiosce nieopodal Trosreut. Zamiast rodziców miał parę poczciwych wieśniaków, Aldheim i Kunne Nuhrenów, którzy znaleźli niemowlę na obrzeżach wsi. Horst miał też starszego o 2 lata brata Ditwin’a, z którym nigdy się nie lubili.

Ojciec był wioskowym kowalem, jako jedyny w wiosce miał przy domu niewielki warsztat, a w nim kowadło i piec wystarczające do prostych napraw. Oprócz tego rodzina miała parę świń i kur, oraz małe poletko zwykle obsiane kaszą, które towarzyszyła Horst’owi w każdym posiłku, odkąd tylko pamięta (stąd też krasnolud szczerze ją znienawidził). Obejściem zajmowali się wszyscy członkowie rodziny, chyba że ktoś z wioski potrzebował usług „kowala” wtedy też Ojciec, czasami z pomocą któregoś z chłopaków zajmował się kuźnią. W przeciwieństwie do Ditwina, Horst dużo chętniej spędzał czas w kuźni, niż tarzając się w brudzie i uganiając za prosiakami. Była to chyba jedyna rzecz, w której istniała zgoda pomiędzy braćmi: Horst pomagał w warsztacie, a Ditwin taplał się z wieprzami.

Wieczorami gdy zaczynało się ściemniać, a praca w obejściu się kończyła, Aldheima często odwiedzał szwagier Nicklos, by pogadać i napić się po ciężkim dniu pracy. Dzieci natomiast wypuszczane były na pole, „by pobawić się z rówieśnikami” albo może żeby nie przeszkadzać rodzicom. W tym czasie, gdy byli młodsi, bracia często się bili, czy raczej Ditwin wyżywał się na młodszym Horście. Wszystko to skończyło się, gdy żnica wieku została wreszcie zniwelowana przez krasnoludzką krzepę i to Horst zaczynał być górą. Od tego czasu Ditwin spędzał więcej czasu z innymi dzieciakami, dbając by te również nie przepadały za młodszym bratem co pozwalało dalej tłuc go, dzięki przewadze liczebnej. Krasnoludzka krew nie była w stanie sprostać tej sytuacji, a wręcz ją pogarszała, bo odmienność Horsta tylko podsycała chęć przemocy. Jedna z tych walk niemal skończyła się utratą ucha u Horsta: właściwie to został mu po niej tylko niewielki kawałek małżowiny, reszta została oderwana, a może odgryziona ? Stąd też Horst starał się unikać swoich rówieśników i wieczorami włóczył się po obrzeżach wsi, blisko lasu, gdzie inne dzieciaki raczej się nie zapuszczały. Tam też poznał Beth Kammendunner pulchną córkę Gregora i Edythe Kammendunnerów, najbogatszych mieszkańców wsi.

Beth była dziwna, wychowana przez nadopiekuńczą matkę w domu, zawsze rozpieszczona. Stąd w przeciwieństwie do innych mieszkańców miała bardzo delikatną skórę, nie zgrubiałą od ciężkiej pracy w obejściu, gdyż jej matka nigdy by nie pozwoliła, aby Beth zajmowała się takimi rzeczami. Jednak pod pulchną i mięciutką powłoką, w Beth skrywało się coś mrocznego. Lubiła łapać małe zwierzątka i sprawdzać jak dużo kończyn da się oderwać, zanim te przestaną się ruszać. Beth zachęcała Horsta: "Chodź, sprawdzimy na ilu nogach da radę się ruszać" albo "Ciekawe po co jej 3 części, myślisz że bez tej tylnej też da radę chodzić?". Dla innych byłby to pewien znak ostrzegawczy, jednak nie dla samotnego i odrzuconego Horsta. Lubił spędzać czas z Beth, przy pełnym pracy i kaszy życiu u kochających, acz surowych rodziców. Przez brak akceptacji wśród innych dzieci, to była jedyna okazja na uzyskanie jej i odrobiny ciepła. Początkowo Horst wzdrygał się na zabawy Beth, ale z czasem je zaakceptował, nawet trochę polubił. Czas spędzony z Beth, był ulubioną częścią dnia Horsta, stąd też tortury na zwierzaczkach też kojarzyły mu się przyjemnie. Z wiekiem ta relacja robiła się coraz bardziej pokręcona, czasami odrywali piórka kurczakom i ucinali im skrzydła, czasem odrywali złapanej wiewiórce ogon i patrzyli jak ta biega w amoku nie mogąc się wspiąć na drzewo. W końcu doszło też do relacji erotycznej pomiędzy tą dwójką. Początki były niewinne, jak z tymi mrówkami kilka lat temu. Potem szybko zaczęło się szukanie urozmaiceń i mocniejszych wrażeń, drapanie gryzienie, w końcu cięcie. Tego było za wiele dla Horsta: przyjemna odskocznia od niedoli codzienności, zaczęła przypominać salę tortur. Horst zaczął unikać Beth tak, jak reszty rówieśników. Może to była opatrzność boska, że akurat wtedy zdecydował się ją odtrącić, gdyż w następnym roku pojawił się w wiosce kapłan Sigmara, wraz z łowcami czarownic, a Beth razem z rodzicami została spalona na stosie jako wyznawcy Slaneesha.

Tak Horst dożył swoich 16 urodzin, na które dostał od rodziców podłużny, walcowaty przedmiot w kolorze granatu, mniej więcej wielkości palca, przez którego koniec przewleczony był łańcuszek. Jak się dowiedział od rodziców ten naszyjnik to była jedyna rzecz którą znaleźli 16 lat wcześniej pośród szczątków barki wymytych na brzeg rzeki, razem z zawiniątkiem w którym był Horst.

Horst czuł że nie należy do tej małej społeczności w której dotąd dorastał, oczywiście żywił ciepłe uczucia do swych opiekunów, którzy go wychowali od małego, ale nie czuł już żadnego związku z tym miejscem. Pożegnał się z rodzicami zdecydowawszy się wyruszyć na poszukiwanie swoich pobratymców, przodków i właściwego sobie miejsca na ziemi. Na odchodnym dostał od ojca młot kowalski. Ojciec powiedział, że zawsze dobrze mieć ze sobą kawałek ciężkiego żelastwa, zwłaszcza w podróży.

Słowa ojca bardzo szybko okazały się bardzo prawdziwe, gdy pół dnia drogi od domu Horst zauważył człowieka napadniętego przez paru zwierzoludzi. Widząc drobną postać okrążoną przez 3 bestie nie myślał długo, złapał za młot i rzucił się na pomoc. Na szczęście zwierzoludzie nie byli zbyt mocni i całkiem sprawnie udało im się z nimi rozprawić. Krasnolud widząc że rękaw maga szybko zabarwia się czerwienią zdjął torbę i pospiesznie wygrzebał kawałek bandaża.

-Wygląda poważnie, pokaż łapę, trzeba to opatrzyć bo w tym stanie zdechniesz zanim dojdziesz do miasta. Kurwa leje się jak z pierdolonej fontanny – gadał krasnolud opatrując oszołomionego studenta.

Nim student się otrząsnął z szoku rana już była obwiązana, przynajmniej na tyle aby zatamować krwawienie. Podziękował krasnoludowi za ratunek i obiecał się jakoś odwdzięczyć. Wtedy Horst nagle usłyszał głos całkiem blisko siebie, trochę się wzdrygnął, ale dostrzegł jedynie łowcę pochylającego się nad jednym z ciał.

- Skąd oni się tutaj wzięli, środek Reiklandu, przecież to uczęszczany szlak… ci zwierzoludzie są niesłychani – dziwił się Łowca Nagród oglądając zmasakrowane ciała zwierzoludzi – Mości krasnoludzie widziałem jak ich załatwiłeś, godne podziwu, nie widziałem jeszcze chyba żeby ktoś tak wywijał młotem.

Po tym zajściu Horst był rad że ma z kim wspólnie przejść pozostały odcinek drogi jaki ich dzielił od miasta. Na miejscu zasiedli w karczmie i odpoczęli racząc się wzajemnie rozmową. Kiedy Horst wyznał że jest niemal bez grosza, łowca, najwyraźniej pod wrażeniem walki którą widział na trakcie, zaproponował że poleci go ponieważ szukają w sądzie Zwadźcy do reprezentowania prawa podczas sądów bożych. Po wypytaniu czym taki Zwadźca miałby się zajmować, Krasnolud oczywiście przystał na propozycję, w końcu ma plany na wielkie podróże, bóg wie jak daleko przyjdzie mu szukać swego miejsca, a takie rzeczy na pewno nie są tanie. Był bardzo wdzięczny nowo poznanemu łowcy za ta pomoc, obiecał więc że gdyby mógł jakoś się odwdzięczyć zrobi to z całą przyjemnością.

Na okazję nie przyszło mu czekać długo. Już po paru tygodniach, pewnego deszczowego dnia, kiedy nikt o zdrowych zmysłach nie włóczy się po ulicach kiedy może siedzieć w ciepłej karczmie, Egon poprosił o pomoc, co gorsza nie chciał słuchać żadnego głosu rozsądku, by przeczekać fatalną pogodę. Ledwo Horstowi udało się dopić piwo, przed wyjściem na ziąb.

Egon zaprowadził Horsta do jakiejś podejrzanej rudery, przed którą stało dwóch szemranych typów tłumacząc że w środku siedzi jakiś Kaban co to na niego ma zlecenie. Narobili przy tym okropnego hałasu, ale ostatecznie po kilku celnych ciosach w Kolano obaj bandyci leżeli na ziemi “unieszkodliwieni” tylko szkoda że darli się tak przeokrutnie…

Kiedy Horst wszedł do środka zauważył że ten cały Kaban właśnie przepełza przez małe okienko, z powrotem na ten paskudny deszcz. Doskoczył do niego szybko, złapał za nogę i wciągnął go do środka, jak by debil prysł to by się jeszcze skończyło lataniem za nim na tym deszczu, a powrót do ciepłej karczmy przeciągnął by się nie wiadomo o ile. Kiedy już Egon krępował ręce pasera ten zaczął ględzić coś o córce i długach, na szczęście pod ręką była jakaś stara szmata szybko skończyła w ryju Kabana z takim impetem że aż poleciały zęby, Horst miał już dziś wystarczająco zły humor, nie musi wysłuchiwać jakiś pierdół. Nie każdy komu życie rzuca kłody pod nogi zostaje przestępcą.

Wychodząc z budynku Horst zauważył jeszcze małą figurkę na biurku, przypominała krasnoluda, nie myśląc długo szybkim ruchem zgarnął ją do kieszeni, przecież nikt nie zauważy.


Link do obrazu krasnoluda

Egon Tilgner

Egon zerknął ponownie w stronę okna pałacu szlachcica. Pomieszczenie rozświetlał nikły płomień świecy, ale jego blask wystarczył do tego, aby mógł obserwować powoli poruszające się cienie dwóch osób leżących na łóżku. W końcu ich ruchy ustały, a po kilku minutach jedna z osób wstała i przeszła przez pomieszczenie. Widoczną przez okno ścianę rozświetlił nowy błysk światła wpadającego przez otwierane drzwi. Młody łowca złodziei schował się za kamienną kolumną i oparł o nią plecami tak, aby nadchodząca od wejścia od posiadłości złodziejka zobaczyła go dopiero wtedy, gdy minie jego kryjówkę. Skrzywił się czując przyśpieszone bicie swojego serca i ścisk we wnętrznościach. Były mu ono nie w smak, bo zwiastowały kłopoty z wykonaniem zadania.

Młoda, ładna czarnowłosa dziewczyna ostrożnie uchyliła drzwi pałacyku i rozglądnęła się uważnie, oddychając szybko. Nikogo nie dostrzegła - ogród wypełniała cisza. Ruszyła niespokojnie alejką w kierunku bramy posiadłości, pragnąc jak najszybciej opuścić to miejsce. W połowie drogi zaczęła biec. Gdy mijała kolumnę, męska dłoń wystrzeliła zza marmuru, chwyciła ją za nadgarstek i przyciągnęła do siebie. Dziewczyna wydała z siebie zduszony pisk, ale szybko zamilkła. Po krótkiej chwili dostrzegła znajomą złocistą, równo przyciętą krótką brodę i gęste brwi. Widok ten nie sprawił jej bynajmniej ulgi. Przeciwnie, zaczęła drżeć podejrzewając że tym razem prawdopodobnie nie uda jej się uniknąć kłopotów. Nie zamierzała się jednak poddawać.

“Dowiaduję się o tobie coraz więcej nowych rzeczy. Poznałem cię jako złodziejkę, ale widzę że jesteś także prostytutką.” wycedził cicho łowca. Wyczuła silne obrzydzenie w jego głosie. Paradoksalnie dało jej ono nadzieję. Wiedziała, czego jest dowodem. “Zrobię wszystko żeby mieć co dać jeść mojej córce.” wyszeptała z bólem, próbując bezskutecznie uwolnić nadgarstek z uścisku Egona, po czym ze złością dodała “Tego też mi nie wolno? Wrzucisz mnie za to do więzienia?”. Egon uśmiechnął się kwaśno, po czym położył rękę na jej talii i zapukał. Odpowiedział mu brzdęk schowanych pod ubraniem metalowych przedmiotów. “Nie przestałaś być złodziejką. Właśnie za to wylądujesz w więzieniu.” W oczach kobiety pojawiły się łzy. Dostrzegł je bez problemu w słabym świetle księżyca. “Jesteś potworem!” krzyknęła cicho. “Wiesz, że nie mam wyboru! Wiesz co się stanie, jeśli mnie zabraknie!”. Egon ledwo utrzymał kamienny wyraz twarzy i odpowiedział spokojnie. “Twoja córka trafi do dobrego sierocińca. Przygotowałem jej tam dziś miejsce.” Dziewczyna słysząc to osunęła się na kolana i ukryła twarz w dłoniach, szlochając cicho. Egon odwrócił wzrok i kontynuował starając się nie patrzyć na jej rozpacz. “Tym razem nie dam się omamić obietnicami poprawy. Poświęciłem tydzień, aby ponownie cię wytropić, a wcześniej pół miesiąca aby odebrać ci naszyjnik, który skradłaś żonie sierżanta Hagena. Był bardzo niepocieszony, gdy dowiedział się że odzyskałem jego skarb, ale nie ująłem złodziejki. Nie potrafiłem mu wiarygodnie wytłumaczyć jak to się stało, że drobna i słaba niewiasta umknęła łowcy złodziei.” Poczuł, że dziewczyna obejmuje mu nogi. Odruchowo przykucnął i wyciągnął ręce, aby jej to udaremnić i podnieść ją z ziemi. Zaklął pod nosem gdy zdał sobie sprawę, co robi. Ich twarze zrównały się, a on przez chwilę spoglądał na jej wykrzywione bólem i pełne niemego błagania oblicze. Drżała, próbowała coś powiedzieć, ale żaden głos nie wydobywał się z jej ściśniętego gardła. Patrzyła tylko na niego przez łzy, potrząsając głową jakby próbowała zaprzeczyć temu, co się dzieje. Zaczął cicho zapewniać ją, że wyrok będzie łagodny i spędzi na przymusowych robotach najwyżej kilka tygodni, ale umilkł, dopiero teraz zdając sobie sprawę że sam nie wierzy w to co mówi. Mężczyzna, którego kilka dni wcześniej również okradła, poważnie się na nią zawziął. Podobno uwiodła go i oszukała, a jego zranionej dumie nie wystarczy zwykły kilkutygodniowy wyrok więzienia dla zdradzieckiej kochanki. Dziewczyna również wiedziała, że nie skończy się na kilku tygodniach. Płakała, jakby nigdy już nie miała zobaczyć córki.

Wtem z wnętrza domu rozległy się podniesione głosy. Być może była to zwykła awantura wśród służących, a być może właściciel posiadłości odkrył zniknięcie towarzyszki łoża oraz kradzież srebrnej zastawy i wszczął alarm. Egon szarpnął dziewczynę i przeciągnął ją za żywopłot, aby nie można było jej dostrzec od strony wejścia, i przygwoździł do ziemi. Był wściekły na samego siebie. Wiedział, że powinien teraz zaciągnąć ją siłą do właściciela i obwieścić że schwytał na gorącym uczynku uciekającą złodziejkę. Nie pierwszy raz jednak przestępca spętał mu ręce jego własnym współczuciem. Obiecał sobie jednak dzisiaj że będzie z tym walczył. Minuty mijały, a dziewczyna w końcu odzyskała zdolność mowy “Proszę… Proszę… Oddam wszystko, tylko pozwól mi uciec… Nie oddawaj im mnie, proszę… Jeśli nie dla mnie to dla mojej córki! Ona jest niewinna! Proszę, nie pozbawiaj jej matki!” Egon milczał, zaciskając mocno usta i powieki. Trzymał ją w żelaznym uścisku, ale nie potrafił zrobić nic więcej. Po prostu czekał. Miał cichą nadzieję, że hałasy które słyszy nie są oznaką pogoni. Że będzie miał jeszcze szansę złamać się i ulec swojej litości. Nadzieja ta jednak prysła, gdy usłyszał za sobą szczekanie psów. Dziewczyna zaczęła w panice wyrywać się i wić na ziemi, niemalże skomląc o litość. “Alwino, uspokój się! Już za późno, zaraz tu będą. Poddaj się, odpuść. Twoja córka będzie bezpieczna, zadbam o to!” szeptał, lecz głos mu drżał. Czuł się podle. Choć ujął przestępcę, sam czuł się jak przestępca.

***

Jego ojciec był łowcą piratów, a matka prawniczką. Oboje opowiadali mu jak chwalebne i szlachetne jest doprowadzanie złodziei przed oblicze sprawiedliwości, by mogli otrzymać słuszną karę za swoje występki. To za ich radą postanowił stać się łowcą nagród. Marzył o sławie pogromcy nikczemników i obrońcy uciśnionych. Podziwiał wielu słynnych łowców nagród, którzy mijali jego dom w tryumfalnych pochodach, prowadząc w łańcuchach ludzi odpowiedzialnych za obrzydliwe zbrodnie i siejących niegdyś postrach w społeczeństwie. Gdy jednak sam zdobył licencję i ruszył w świat, szybko odkrył że jego możliwości są zbyt małe by mierzyć się z prawdziwymi grubymi rybami świata przestępczego. Po serii dotkliwych porażek i bezowocnych śledztw zajrzało mu w oczy widmo głodu. Aby przeżyć, musiał zająć się się ściganiem drobnych złodziei - ludzi ledwo wiążących koniec z końcem, którzy w desperacji postanowili okraść kogoś ważnego i tym samym wydali na siebie wyrok w formie wiszącego na ścianach i tablicach ogłoszeniowych w całym mieście listu gończego. Często miał wrażenie, że ściga dobrych ludzi na polecenie złych ludzi, a cała otoczka szlachetnego obrońcy prawa, która temu towarzyszy, to ułuda. Towarzystwo innych łowców nagród też odarło go ze złudzeń - w większości byli to ludzie pozbawieni skrupułów, liczący na łatwy zysk i unikający ryzyka. Nie mieli w sobie nic z tych godnych podziwu bohaterów, którzy łapali bandyckich czempionów. Próbował pogodzić się ze swoim losem i wmówić sobie, że walcząc z drobną przestępczością zniechęca przyszłych potencjalnych złodziei i włamywaczy do zejścia na drogę występku, ale sam czuł w głębi serca że nie jest ze sobą szczery.

***

Okrążyło ich stado pitbulów. Nie potrafiły odróżnić łowców złodziei od przestępców, więc momentalnie zaczęły szarpać i jego i Alwinę. Wymierzył im kilka silnych ciosów, ale przypłacił to rozdartym ramieniem i śladami psich zębów na karku, które później przerodziły się w widoczną bliznę. Nie pozwolił im jednak pogryźć twarzy złodziejki i utrzymał je na dystans do momentu gdy nadbiegli ich właściciele. Zdumiony lord Wolfgang kazał wstrzymać ogary i podszedł do niespodziewanego gościa, który wciąż pilnował szlochającej cicho złodziejki. “Mów kim jesteś, intruzie? Jak się tu znalazłeś i… skąd wiedziałeś że mnie okradła?” “Egon Tilgner, niezależny łowca złodziei. Obserwowałem ją od kilku dni. Wiedziałem jak próbuje ci się przypodobać panie. Wiem, że nie jest to pierwsza rzecz, którą ukradła. I pewnie nie byłaby też ostatnią, jeśli by się jej to udało. “ odpowiedział Egon bezbarwnym i podbawionym duszy głosem, recytując z pamięci przygotowaną wcześniej odpowiedź. Nie był w stanie powiedzieć nic więcej. Czuł piekący ciężar pod swoim sercem. Słudzy Wolfganga podeszli do niego i pomogli mu wstać, po czym pochwycili Alwinę a któryś z nich pobiegł po strażników miejskich. “Jestem ci więc winny wdzięczność, Egonie. Ta plugawa demonica, służka Slaanesha, podstępem i urokiem zniewoliła mnie i wbrew mojej woli spętała rozpustą! Moi słudzy zaświadczą, że posłużyła się w tym celu plugawymi obrzędami chaosu! Co więcej, próbowała zbiec z cennymi srebrami mojej matki…” Dalszego ciągu jego słów Egon nie zapamiętał. Podążał wzrokiem za Alwiną, po którą przybyli strażnicy miejscy. Odwróciła się w jego stronę, gdy przekazywano ją w ich ręce. Jej twarz, zrezygnowana i blada, przypominała bardziej twarz trupa niż żywego człowieka, jednak pełne nienawiści spojrzenie młodej matki, którą właśnie oddzielano od córki wbiło mu się w pamięć, podobnie jak słowa, które odchodząc szeptała do niego po wielokroć, poruszając bezgłośnie ustami: “Jesteś potworem.”

“I właśnie ze względu na to, że uratowałeś moje życie i przełamałeś niewolący mnie czar, chciałbym Ci ofiarować ten cenny sztylet, abyś mógł z jego pomocą nieść pomoc potrzebującym tak, jak to zrobiłeś teraz!” dokończył Wolfgang, wciskając w dłoń Egona bogato zdobiony sztylet z jelcem w postaci gołębicy trzymającej klucz w dziobie. Zaskoczony nietypowym widokiem Egon wzdrygnął się. Samo istnienie ostrza o podobnym kształcie było bluźnierstwem wobec Shallyi. Nie wiedział, czy przez samo jego użycie nie spadnie na niego jej klątwa. Przyjął jednak dar, gdyż potraktował go jako znak, którego jeszcze nie potrafił rozpoznać. Lord Wolfgang jeszcze przez chwilę mu dziękował, po czym widząc że ze swoim wybawicielem i tak nie ma kontaktu, pożegnał się i wraz ze sługami powrócił do pałacu. Egon stał chwilę samotnie w ogrodzie, po czym nagle zawył głośno i dobywszy miecza zaczął wściekle ciąć żywopłot, krzewy i drzewka w ogrodzie. Krzyczał i niszczył wszystko, aż zupełnie opuściły go siły. Osunął się na ziemię, nienawidząc tego kim się stał.

***

Stary oficer Leopold,(średniego wzrostu, siwowłosy, z dumnym zafarbowanym wg najnowszej mody wąsem w kolorze purpury, zawsze dobrze ubrany i podążający za najnowszymi trendami mody, o ile podkreślała jego męskość) z wyraźną troską spoglądał na niezbyt wysokiego długowłosego blondyna o równo przystrzyżonej złocistej brodzie i lekko krzaczastych, gęstych brwiach spod których spoglądały na niego przekrwione, udręczone szare oczy. Postanowił odwiedzić młodego przyjaciela Egona i jakoś go wesprzeć, ale teraz zupełnie nie wiedział, co początkujący łowca nagród powinien usłyszeć. “Egonie, wiem że to zabrzmi bezdusznie, ale… zawsze miałeś słabość do kobiet. Młode dziewczyny wmawiały ci co tylko chciały, a ty nie potrafiłeś się im oprzeć. Może tym razem jest tak samo? Może wyrzucasz to sobie tak naprawdę nie dlatego, że zrobiłeś coś złego, ale ponieważ się zakochałeś? Sam przecież mówisz, że uwiodła przynajmniej dwóch szlachciców…” “To nie jest tak, Leopoldzie!” przerwał mu Egon wstając. “Przekazałem ją w ręce sprawiedliwości wiedząc, że czeka ją tam niesprawiedliwość. Lecz nawet ja nie spodziewałem się, że skażą ją na śmierć. Nie była wiedźmą tylko złodziejką, ale oskarżyli ją o powiązania z Chaosem bo naraziła się dwóm wpływowym ludziom. A ja byłem narzędziem w ich ręku. Finalnie to oni mną manipulowali, nie ona!” Leopold zadumał się, lecz po chwili milczenia zauważył “Nie zaprzeczyłeś, Egonie. Czujesz że ona dla ciebie coś znaczy. Jeszcze zanim ją pochwyciłeś, wiedziałeś że będzie ci przez to ciężej.” Egon popatrzył na niego zniecierpliwionym spojrzeniem. “Każda nieco ładniejsza kobieta wpada mi w oko. Nauczyłem się z tym żyć. Ta nie jest w żaden sposób wyjątkowa.” Leopold pokręcił głową i westchnął, a potem położył mu rękę na ramieniu i spojrzał głęboko w oczy. “Nawet jeśli masz rację i popełniłeś błąd to z tym również musisz nauczyć się z tym żyć. Wyciągnij wnioski, nie popełnij już tego samego błędu. Ale nade wszystko pogódź się z tym, że ta sprawa jest już przeszłością i nie wracaj do tego. Wyrzuć to z serca i zapomnij.”. Egon pokiwał głową, lecz Leopold nie był pewien czy oznacza to że zrozumiał jego radę.

***

“Sąd boży tak nie działa, mój młody przyjacielu” odpowiedział cierpliwie i z wyrozumiałością podstarzały kapłan Morra. “Nie jest to usługa, za którą można zapłacić. Jeśli świątynia ma się za kimś wstawić i zażądać rozstrzygnięcia jakiejś sprawy w ramach sądu bożego, sam Morr musi spojrzeć łaskawym okiem na skazanego i przemówić poprzez swoich kapłanów.” Egon nie dawał jednak za wygraną: “Wobec tego przekonam samego Morra, że nie nadszedł jeszcze czas na śmierć dla tej kobiety!”. Widząc zapał w oczach młodzieńca kapłan pokiwał głową i zamyślił się. “Jest jedna rzecz, która sprawi ze Morr zwróci na ciebie uwagę i być może cię wysłucha, młodzieńcze. Widzisz, od pewnego czasu trapi nas pewna sprawa…”. Kapłan opowiedział Egonowi o zadaniu, do którego poszukuje od pewnego czasu chętnych. “Do tej pory nie zgłosiło się zbyt wielu śmiałków, a ci którzy byli zainteresowani zrezygnowali po usłyszeniu szczegółów. Oczywiście płacimy szczerym złotem, więc jeśli znałbyś jakichś chętnych poszukujących zarobku, sprowadź ich do nas. Nie byłoby bezpiecznie gdybyś wyruszył na tą wyprawę sam.”