anegdoty o naukowcach

David Hilbert (1862-1943) wybitny niemiecki matematyk zapytany o jednego z byłych uczniów odpowiedział: Ach, ten, został poetą. Na matematyka miał zbyt mało wyobraźni.

***

Zapytano pewnego razu Alberta Einsteina (1879-1955), w jaki sposób pojawiają się odkrycia, które przeobrażają świat. Wielki fizyk odpowiedział: Bardzo prosto. Wszyscy wiedzą, że czegoś zrobić nie można. Ale przypadkowo znajduje się jakiś nieuk, który tego nie wie. I on właśnie robi odkrycie.

***

Einstein nie potrafił bez pomocy drugiej osoby wypełnić deklaracji podatkowej. Mawiał: To jest zbyt skomplikowane dla matematyka. Do tego trzeba być filozofem.

***

O niektórych ze swoich niezwykle "oryginalnych" kolegów Littlewood mawiał: Oczywiście, każdy człowiek jest jedyny w swoim rodzaju, ale niektórzy ludzie są „bardziej jedyni” niż inni.

***

Goerge Polya mawiał: von Neumann był jedynym moim uczniem, którego się bałem (John von Neumann 1903-1957, amerykański matematyk węgierskiego pochodzenia). Prowadziłem w Zurichu seminarium, którego uczestnikiem był von Neumann. Doszedłszy do pewnego twierdzenia powiedziałem, że nie jest udowodnione i dowód pewnie byłby trudny. Von Neumann nie odezwał się, ale po pięciu minutach podniósł rękę. Gdy go wywołałem, podszedł do tablicy i zaczął dowodzić. Odtąd lękałem się go.

***

Na Uniwersytecie Jagiellońskim student zdaje egzamin u Franciszka Lei (1885-1979). Pada pytanie: Proszę napisać asymptotyczny wzór Stirlinga na funkcje Gamma. Nastąpiła chwila wiele mówiącej ciszy, przerwana wyznaniem studenta: Niestety, zapomniałem. Na to Leja: Wie pan, ja też zapomniałem, ale tak się składa, że to pan zdaje egzamin, a nie ja.

***

Hugo Steinhaus miał prowadzić wykład, na który przyszło tylko dwóch słuchaczy. Powstał problem, czy warto odbyć go w tak nielicznym gronie. Steinhaus stwierdził: Tres faciunt collegium (troje czyni kolegium) i wykład się odbył. Następnym razem na sali oprócz Steinhausa był tylko jeden student, ale Steinhaus spokojnie rozpoczął wykład. Wtedy student przerwał: Ale przecież jest nas tylko dwóch? Steinhaus odpowiedział: Bóg jest obecny zawsze i wszędzie.

***

W końcu lat 60. XX wieku zatelefonowano do Steinhausa z informacją, że za godzinę na dworcu we Wrocławiu zjawi się delegacja radzieckich uczonych i profesor musi ich powitać. Steinhaus odpowiedział: Drogi kolego, jestem zdrowy na umyśle, natomiast słaby na ciele. Gdyby było na odwrót, pospieszyłbym niezwłocznie.

***

Podczas egzaminu zirytowany Knaster powiedział do bełkotliwie odpowiadającej studentki: "Inteligentnego człowieka poznaje się po tym, że inni rozumieją to, co on mówi. Rozumie Pani?" - "Nie" - odpowiedziała rezolutnie studentka.

***

Stefan Banach (1892-1945) znany był ze swej niechęci do formalnych procedur akademickich. Był sławny na całym świecie ze swoich osiągnięć naukowych, a nie miał doktoratu. Żeby uzyskać doktorat należało złożyć pracę doktorską oraz zdać egzamin przed specjalną komisją. Z tym pierwszym nie było problemu - wystarczyło zebrać jego prace naukowe. Poważnym problemem był jednak ów egzamin, bowiem Banachowi absolutnie nie chciało się go zdawać. Wtedy władze Wydziału Matematycznego Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie wymyśliły fortel. Wiedząc, że Banach był entuzjastą dyskusji naukowych, koledzy poinformowali go, że w sekretariacie jest grupa matematyków z Warszawy, która chciałaby przedyskutować z nim kilka problemów matematycznych i on na pewno będzie mógł im pomóc. Banach zapalił się, przybył na spotkanie i ochoczo odpowiadał na pytania. Następnego dnia dowiedział się ze zdziwieniem, że znakomicie zdał egzamin doktorski.

***

Stefan Banach nie znosił posiedzeń akademickich. Gdy dostawał zaproszenie na takie posiedzenie, mówił: Wiem, gdzie nie będę.

***

Kurt Gödel po emigracji do USA starał się uzyskać obywatelstwo amerykańskie. W tym celu należało między innymi zdać egzamin ze znajomości konstytucji Stanów Zjednoczonych. Gödel, rzetelnie przygotowując się do egzaminu, odkrył, że konstytucja jest wewnętrznie logicznie sprzeczna, co usiłował udowodnić przed komisją egzaminacyjną. Na jego szczęście obecni przy tym przyjaciele (m.in. Albert Einstein) nie pozwolili mu na to.

***

Na seminarium Andrzeja Mostowskiego (1913-1975) doszło do ostrego starcia dwóch studentów matematyki (jednym z nich był Janusz Korwin-Mikke ur. 1942), podczas której przekrzykiwali się oni nawzajem. Gdy emocje trochę opadły, Mostowski - człowiek niezwykle spokojny - zwrócił się do nich cichym głosem: Ależ panowie, o racji w nauce nie decyduje siła płuc.

***

Znany matematyk polskiego pochodzenia Mark Kac (1914-1984) wygłaszał referat w CalTech (Kalifornijski Instytut Technologii). Wśród słuchaczy był sławny fizyk, noblista Richard Feynman (1918-1988), który lubił pokpiwać z przesadnej dbałości matematyków o ścisłość. Gdyby matematyka nie istniała, to świat cofnąłby się tylko o tydzień - rzekł Feynman. Ależ tak, właśnie o ten tydzień, w którym Pan Bóg stworzył świat - odpowiedział bez namysłu Kac.

***

Grzegorz Plebanek (ur. 1957) do studentów matematyki UWr szukających dyrektora Instytutu Bogdana Mincera (ur. 1952): Mincera szukacie? Bez szans. On jest nigdzie gęsty.

***

Einstein, kiedy był studentem, nie był zbyt lubiany przez profesorów. Pewnego razu jeden z nich zwrócił się drwiąco do niego:- Jak pan sądzi, czy skutek może wyprzedzać przyczynę? - Może - odparł Einstein - na przykład taczki popychane przez człowieka.

***

Innego razu Kelvin demonstrował działanie wahadła balistycznego. Był to jeden z bardziej ulubionych jego pokazów i wymagał strzelby, z której strzelał do wahadła. Zdarzyło się jednak, że Kelvin chybił i kula przeszła przez ścianę do sąsiedniej sali wykładowej, gdzie utkwiła w tablicy. Przerażony Kelvin pobiegł zobaczyć co się stało. Na szczęście wykładający tam profesor nie poniósł szwanku, ale wbiegający Kelvina studenci powitali okrzykiem: - Nie trafił go pan, proszę spróbować jeszcze raz.

***

Mikołaj Kopernik, tłumaczył kiedyś w towarzystwie, że Ziemia obraca się wokół Słońca, a nie na odwrót, jak dotąd sądzono. Ktoś z obecnych na biesiadzie nie zgodził się z tym. Dyskusja trwała dość długo, ale Kopernik nie potrafił przekonać niedowiarka. Wreszcie zniecierpliwiony astronom rzucił na salę ostatni argument: - Przecież nie ogień kręci się wokół pieczeni, lecz pieczeń przy ogniu obracać się musi...

***

- Mam cudowny pomysł - powiedział Edisonowi pewien młody człowiek. - Chcę wynaleźć uniwersalny rozpuszczalnik: ciecz, która będzie rozpuszczać każdy materiał. Ale nie mam środków na realizację tej idei. - Uniwersalny rozpuszczalnik? - zdziwił się Edison - a w jakim naczyniu będzie go pan trzymał?

***

Euler po ukończeniu studiów pracował w Petersburgu ale gdy atmosfera się pogorszyła skorzystał z zaproszenia króla Prus Fryderyka wielkiego i przeniósł się do Berlina. W Berlinie królowa starała się przy spotkaniach wciągnąć sławnego uczonego w rozmowę, ale on odpowiadał tylko monosylabami. - Dlaczego Pan nie chce ze mną rozmawiać? - spytała królowa. - Wasza Wysokość, przybyłem z kraju, w którym tych, którzy mówią, posyła się na szubienicę - wyjaśnił Euler.

***

Po ustnym egzaminie doktorskim Oppenheimera, przeprowadzający ten egzamin noblista James Franck miał powiedzieć:- Ledwo udało się wybrnąć. Oppenheimer już zaczynał mnie egzaminować.

***

Heisenberga zatrzymuje patrol policyjny, kiedy jedzie ulicą w swoim samochodzie. - Czy wie Pan z jaką prędkością Pan jechał?!? - pyta policjant. - Nie, ale wiem gdzie jestem - odpowiedział Heisenberg.

***

Pewnego razu Franklin puszczał latawiec w czasie burzy. Do sznurka, który trzymał w ręku przymocował metalowy klucz. Gdy piorun uderzył w mokry sznurek latawca, prąd elektryczny spłynął w kierunku klucza i Franklina. Mogło to spowodować śmierć badacza, tak jak to się stało z niektórymi śmiałkami, którzy próbowali powtórzyć jego doświadczenie. Przygoda ta pomogła wynaleźć piorunochron. Pierwszy taki przyrząd Franklin zainstalował na swoim domu w Filadelfii w 1752 roku.

***

Łojasiewicz na początku dwugodzinnego wykładu wypowiedział twierdzenie mające postać równoważności, po czym przez dwie godziny dowodził go w jedną stronę. Na pół minuty przed końcem wykładu spojrzał na tablicę i stwierdził: - A w drugą stronę dowód jest niezwykle trywialny. Słuchacze byli tak zmęczeni dwugodzinnym dowodem, że uwierzyli na słowo. Przed egzaminem nikt tej trywialności nie mógł dostrzec, ale nie mając śmiałości zapytać profesora, studenci poszli na egzamin, nie znając dowodu w drugą stronę. Jeden z pierwszych egzaminowanych został poproszony o wypowiedzenie i przedstawienie szkicu dowodu tego właśnie twierdzenia. Wypowiedział, przedstawił szkic w jedną stronę i rzekł: - A w drugą stronę dowód jest niezwykle trywialny. Profesor zamilkł i zamarli obaj w ciszy. Trwało to kilka minut, po czym powiedział: - Ma pan rację, to jest trywialne.I wstawił studentowi piątkę do indeksu.