Pierwszy wpis jest autorstwa "geo-grafa trzymającego władzę" ;-)
Następne w miarę możliwości będą pisali pozostali uczestnicy wyjazdu
Dzień 1 - piątek 07.02.2020
3,2,1... Ruszamy!
:-)
...ale, ale zanim wyszliśmy z domowej strefy komfortu to już wydarzyło się sporo niespodzianek. Po pierwsze mieliśmy wyjechać w sobotę, ale odwołano prom z przyczyn technicznych... Nie pozostało nic innego jak przyspieszyć wyjazd o jeden dzień. Zmieniając bilety spojrzałem na godzinę dopłynięcia myśląc, że to godzina wypłynięcia i kupiłem bilety na pociąg o 5 rano na piątek. Na szczęście "żelazną" zasadą wyjazdu jest sprawdzanie przez młodzież wszystkich rezerwacji. "Kontrola" okazała się bardzo wnikliwa. Uczniowie z pewną dozą nieśmiałości zapytali dlaczego i po co będziemy w Gdańsku na 9 godzin przed odpłynięciem promu.... Nie pozostało nic innego jak znaleźć inny pociąg. Zamieniając bilety przewoźnik oddał nam część pieniędzy, co było absolutnie miłym zaskoczeniem... Wszystko za sprawą bardzo miłego kasjera, któremu się chciało. To się nazywa "czynnik ludzki" :-)
Dziś rano rozchorowała się Marta, ale pech... Cóż, życie jest życiowe, to nie ostatnia wyprawa geograficzna na północ. W efekcie jest nas dziesięcioro: Ola Grzejszczak, Magda Janasik, Julia Lech, Zuzanna Matuszkiewicz-Górska, Julia Staręga, Lidia Zastawa, Helena Zielińska, Andrzej Placek, Jan Sienkiewicz i prowokator wyjazdu, czyli ja.
Pewną niespodzianką, którą będzie się miło wspominać po czasie, będzie "zastępczy" prom. Właściwy się zepsuł, więc płyniemy dosłownie "gruzawikiem". Tiry, kierowcy tirów i my. Normalnie jest dużo foteli, ale na tym towarowym promie jest tylko kilkanaście.
Klimat takiego promu jest z "innej bajki" - wiadomo, prom płynie 18 godzin. Co robią kierowcy jak wsiądą na prom?
Przez trzy godziny spożywają na wyścigi i słuchają rosyjskojęzycznego discopolo... Do rana dochodzą do siebie. Piszę te słowa o 22:49 i już wszyscy dosłownie chóralnie chrapią i nie tylko chrapią ;-)
Przy recepcji znajduje się niezbędny element wyposażenia promu w takich sytuacjach - alkomat...
Przed startem...
Zakupy na wyjazd to zawsze wesoła sprawa... Kupiliśmy niezły zapas żywności, ciekawe czy to wszystko zjemy. Ten wyjazd ma też aspekt praktyczny. Uczestnicy uczą się szacować koszty wyjazdu, szukać optymalnych rozwiązań i planować posiłki. Z założenia nie musi się wszystko udać. Skoro mamy się nauczyć, trzeba się też czasami pomylić... Jedzenie wysłaliśmy w paczce do Abisko. Wyszły dwa kartony po 29 kg... Nie pozostaje nic innego jak powiedzieć smacznego pasztetom, zupkom, makaronom, kuskusowi i ryżowi... :-)
Koncepcja
Do Skandynawii wyjeżdżamy od 15 lat, Do tej pory jeździliśmy samochodem (własnym lub wynajętym), Tym razem postanowiliśmy, że pojedziemy łączonymi środkami transportu. Pociągami i promami. Wszystko ma swoje zalety i wady. Wygląda na to, że będzie wygodniej - w pociągu można chodzić i spać. Niestety nie można zjechać z trasy i odwiedzić spontanicznie jakiegoś miejsca...
Dzień 2 - 08.02.2020
tekst: Julia Staręga
Dzisiejszy dzień obfitował w nowe wrażenia. Od godziny 8 rano zaczęliśmy leniwie otwierać oczy po dość ciężkiej nocy. Do 11 zjedliśmy śniadanie, wypiliśmy herbatę i kawę i wyszliśmy na górę promu, gdzie orzeźwiła nas morska bryza. Brrr… zimno było.
O godzinie 12 szczęśliwie dobiliśmy do brzegu i powitaliśmy Szwecję, a konkretniej Nynäshamn. Wyszliśmy z promu, backpackerzy założyli plecaki na plecy, osoby z walizkami pochwyciły je w dłonie i dziarskim krokiem pomaszerowaliśmy za Psorem Janasikiem na stację kolejową. Kupiliśmy bilety, poczekaliśmy na pociąg i wtedy rozpoczęła się nasza prawdziwie skandynawska przygoda. Do Sztokholmu jechaliśmy mniej więcej godzinę. Powitaliśmy tamtejszy dworzec kolejowy i przejechaliśmy się długimi i szybkimi ruchomymi schodami, to była miła odmiana po kilkunastu godzinach siedzenia.
Od stacji do naszego hotelu szło się w miarę szybko, jednak jak to w przypadku bagaży bywa - ciężko. Plecaki i walizki nie przeszkodziły nam jednak w podziwianiu uroków Sztokholmu. Nim się obejrzeliśmy, Birka Hostel znalazł się przed nami. Ulokowaliśmy się w pokojach i zeszliśmy do kuchni, by zjeść obiad. A na obiad mieliśmy… tak, pierogi! Przyjechały z nami z Polski, zawekowane i starannie zapakowane. Cztery rodzaje pierogów - od tych z mięsem, poprzez ruskie, z serem na słodko i po te z kapustą i grzybami czekały na skonsumowanie. Zjedliśmy je wspólnie w ciepłym pomieszczeniu. Pyszności.
Choć po obiedzie liczyliśmy na dłuższą przerwę, to nic z tego! Mieliśmy w planach udać się na festyn lapoński, jednak ku naszemu zasmuceniu - nie odbywał się w Sztokholmie, tylko ponad 700 km od niego. Trochę daleko, na pieszo też byśmy nie zdążyli dotrzeć. No cóż, tak też się zdarza. Zamiast tego szybko wpadliśmy na plan B. Wypiliśmy herbatę, ubraliśmy się w bluzy, kurtki, czapki i rękawiczki i udaliśmy się na wieczorny spacer po Drottninggatanie - najdłuższym “deptaku”, handlowej ulicy w Sztokholmie. Była pięknie oświetlona, co prawda zatłoczona, ale bardzo miło się nam spacerowało.
Minęliśmy najwęższą uliczkę w Sztokholmie, a różne sklepy przykuwały naszą uwagę - ze słodyczami z lukrecji czy też z bąbelkowymi goframi i lodami Ben & Jerry’s. Gdyby tylko lody były tańsze.. jedna gałka w przeliczeniu na złotówki kosztowała 16 złotych! Porzuciliśmy więc marzenia o ciepłych gofrach z lodami i poszliśmy do sklepu spożywczego na małe zakupy, głównie słodyczowe. Malinowa coca-cola, wegańskie żelki czy karmelowy popcorn… Gdy jest zimno, dużo bardziej ma się ochotę zjeść to, co słodkie.
Wracając do hotelu mieliśmy przyjemność przechodzić przez tunel dla pieszych - tak, w Sztokholmie są tunele, które ułatwiają poruszanie się po mieście! Coś fantastycznego. Nie musieliśmy wchodzić po schodach, było nam ciut cieplej.
Po powrocie zjedliśmy kolację, część osób grała w gry karciane, część odpoczywała w pokojach - tak spędzaliśmy pierwszy wieczór po podróży i aktywnym dniu.
Dzień 3 - 09.02.2020 notował Geograf
“Bawimy się wesoło, bo zawsze najlepiej jest dobrze się bawić”
Dziś spokojny dzień. No prawie… Rano troszkę się nam przeciągnęło śniadanie, ponieważ migrowaliśmy między pokojami i żegnaliśmy się z “weteranami”, którzy wyruszyli już do Abisko.
Ola i Julia zaplanowały fajny i rozsądny program zwiedzania. Zamek Królewski, Muzeum Nobla i Kościół św. Mikołaja. W planach było jeszcze lodowisko, ale od 16 zaczęło lać i wiać…
Nie pozostało nic innego jak wrócić do hostelu i wypić morze herbaty. Jak wróciliśmy do pokoju, to okazało się, że chłopaki “weterani” zostawili torbę: szczotki do włosów, ładowarka, zakupy, bielizna… No nieźle. Pomyślałem, że albo dowieziemy im zgubę do Abisko, albo zostawimy w recepcji. Po konsultacji z równoległą ekipą, ustaliliśmy, że rzeczy pozostawimy w recepcji.
Około 23:30 w naszym pokoju pojawił się sympatyczny pan z niewiadomego kraju i zaczął pytać o torbę ze swoimi rzeczami… No i pech… to był jego dobytek. Cały :-(
W nocy w hostelu nie ma nikogo z obsługi. Rzeczy będą do odbioru rano...
Dzień 4 - 10.02.2020
Dziś dzień w “terenie”. Mieliśmy odwiedzić liceum w Sztokholmie, ale z uwagi na jakieś “ważniejsze” spotkania obeszliśmy się smakiem. Cóż, odwiedzimy jakieś szwedzkie liceum innym razem.
Nasz plan “B” był naprawdę dobry: Muzeum Vasa, Muzeum Nordyckie, a po obiedzie pojeździliśmy na łyżwach.
Wieczorami ciągle gramy. Mistrzem gier jest Janek, który chyba ma ich cały plecak. Ciekawe, czy zmieściła się ciepła kurtka… ;-)
Dzień 5 - 11.02.2020
tekst: Julia Lech
Dzisiejszy dzień rozpoczęliśmy intensywnym porankiem - pakowaliśmy walizki oraz zabraliśmy chińskie zupki, które leżały samotnie w torebce. Nikt się po nie nie zgłosił, nawet nasz sąsiad z pokoju, więc zapewne komuś wypadły. W każdym razie - mamy co jeść :)
Zjedliśmy szybkie śniadanko i ruszyliśmy w poszukiwaniu najpiękniejszego metra w Sztokholmie.
Po prawie półgodzinnym jeżdżeniu od stacji do stacji, w poszukiwaniu tego jedynego, udało się nam! Dotarliśmy do czerwono-zielonej stacji, która przypominała nam arbuza - od razu zrobiło się nam cieplej.
Następnie powędrowaliśmy do Królewskiej Akademii Muzycznej, która zachwyciła nas niezwykle nowoczesnym i przestronnym wystrojem.
Po krótkim spacerze po uczelni, wpatrując się na uczniów chodzących ze świeżo paloną kawą w ręku, zdecydowaliśmy się czym prędzej poszukać idealnej kawiarni, w której będziemy mogli odpocząć i napić się gorącej kawki czy herbatki. Psor powiedział nam, że niedaleko znajduje się cudowna kawiarnia “z duszą”.
Właścicielką kawiarni okazała się wybitna śpiewaczka operowa, która poczęstowała nas kawą i opowiedziała pokrótce o swojej muzycznej karierze. W międzyczasie Ola, Hela i Andrzej zagrali nam piękne “symfonie” na pianinie takie jak na “Protectors of the Earth”, “Jingle bells” czy “Perfect”
Eda Sheeran’a. Pełni siły oraz kofeiny ruszyliśmy na szybki obiadek i powędrowaliśmy na Dworzec Centralny w Sztokholmie.
W pewnym momencie nasza droga się urwała i musieliśmy przebiegać przez "drogę szybkiego ruchu", adrenalinka wskoczyła i byliśmy gotowi do odjazdu.
Przewidywany czas jazdy pociągu do Abisko to 17 godzin, siedzimy i czekamy na zaspy śnieżne.
Dzień 6 - 12.02.2020
Tekst Julia Staręga
Stuk puk stuk puk trrrrr stop.
Pociąg się zatrzymał na naszej stacji - Abisko. Oto ono.
Biało, biało, biało.
Jest po prostu biało, krystalicznie czysto. Śnieg się iskrzy, mieni jak małe diamenciki.
Cały świat jest odkryty puchatą pierzynką. Gdzieniegdzie nieśmiało wyłaniają się spod niej zielone trawki, małe krzaczki. Chcą do słońca, do słońca im tęskno, bo pod śniegiem go nie widzą. Przecież tutaj słońce wcześniej zachodzi i później wschodzi. Nie widać zwierząt, ale to pewnie tylko chwilowe, pewnie niedługo jakieś się pojawią. Czekamy.
W oddali, prócz zimozielonych roślin, można dostrzec pojedyncze, wolnostojące czerwone domki. Ich zmrożone ściany, ośnieżone dachy i zwisające z nich sople są czymś niesamowitym, pięknym - przecież nieczęsto widzi się czerwone, okryte śniegiem domki.
Dzika przyroda, pośrodku pozornego niczego tory, po których jechał nasz pociąg. Klimacik, skandynawski klimacik, to mi się podoba.
Takiej zimy dawno w Polsce nie było, dawno.
Tutaj, w Abisko, czas się zatrzymał, zamroził tak, jak wszystko to, co jest ukryte pod śniegiem.
Tajemnica, tajemnica, co jeszcze pięknego skrywa mroźna północ Szwecji?
Dowiemy się już jutro, gotowi na odkrywanie jej cudowności. Odpoczywamy po spacerze, siedzimy w ciepłych skarpetkach, gramy w karty, czytamy książki, pijemy ciepłe napoje i wspominamy dzisiejszy dzień. Do jutra!
Update:
Około godziny 22 wybraliśmy się na spacer, jednak nie był to spacer byle jaki, bo miał on konkretny cel - wypatrzenie zielonych smug na niebie - zorzy. Wyczekiwaliśmy ich wytrwale ubrani w narciarskie spodnie, grube rękawice i ciepłe czapki. Stojąc na zamarzniętym jeziorze patrzyliśmy z utęsknieniem w niebo i być może co poniektórzy zadawali sobie pytanie z cyklu tych, na które nikt nie zna odpowiedzi: "Czy czy zobaczymy dziś zorzę? Czy niebo się rozchmurzy?".
Jest godzina 24:50, niedawno wróciliśmy do schroniska i mamy cichą nadzieję, że dziś zobaczymy zorzę, choć jesteśmy na tyle zmęczeni, że chcemy po prostu iść spać i nie uśmiecha się nam wychodzić na mróz. Choć… dla takich momentów warto wstać z łóżka, założyć ciepłą kurtkę, stać się tym samym podobnym do okrągłego bałwanka i ucieszyć oczy pięknym zjawiskiem.
Dzień 7 - 13.02.2020 Abisko cd
tekst: Julia Starega
Dzień był aktywny. Rano wycieczka do "miasta".
Czyli mały 10km rekonesans po okolicy. Trzeba wiedzieć gdzie będziemy w nocy wędrować. W pierwszej kolejności poszliśmy nad jezioro, później zamarzniętą taflą udaliśmy się na wschód, a tam jak wiadomo jest cywilizacja... Stacja benzynowa z jednym dystrybutorem i sklep. Przy okazji obeszliśmy całą osadę, która zbudowana jest w tradycyjnym skandynawskim stylu. Trochę jak wizyta w skansenie:-)
A wieczorem... Cicho. Csiiii... Jest 22:00. Idziemy na zewnątrz!
Zimno. Ciemno. Sucho. Mroźno. Na drzewach skrzy się lód - dzika przyroda. Ziemia przykryta jest puszystym śniegiem, niedawno padał. Słychać tylko skrzypiący pod nogami śnieg i szeleszczące ubrania, co jakiś czas czyjś śmiech, nic poza tym.
Idziemy nad jezioro, choć prognozy zorzowe nie były obiecujące. Rozstawiamy statyw, na nim aparat. Czekamy. Patrzymy w niebo - jest plus - nie ma chmur. Nudę zagryzamy czekoladą, wygłupiamy się próbując zrobić ze swoich ciał napis "Abisko" żeby się rozgrzać.
I nagle przychodzi długo wyczekiwany moment - na niebo powoli wstępuje zielona wstążka, ledwo dostrzegalna okiem na żywo, lepiej widoczna w podglądzie aparatu. Chwilę później zielona wstążka się rozszerza, rozpływa, jest jasna. Słuchać przeciągłe i pełne szczęścia grupowe "woooooah". Tak, to zorza.
Ten dzień był jednym z lepszych. Kto by pomyślał - drugi wieczór w Abisko i taka niespodzianka!
Dzień 8 - 14.02.2020
tekst: Geo-graf
Powoli wchodzimy w rytm wyjazdowy, a właściwie wypadamy z ustalonego porządku…
Śnieg skrzypi, świat lśni, a ciemność zapada niespodziewanie szybko… Na jeziorze widać cały wszechświat. Godzina może 22, a może jest po północy… Ciągle czekamy, a szyja trochę drętwieje od spoglądania w górę. Na północy coś się dzieje. Trudno powiedzieć, jak łaskawe będą dla nas światła północy. Czy jak zimno robi się dokuczliwe, to już mamy iść do schroniska? Czy może coś stracimy…
Czas światła to spacery i zabawy ze szpadlem w śniegu. Wykopanie dołka to śnieżna przyjemność. Kopiącym na pewno nie jest zimno… Szukanie torfowiska pod śnieżną pierzyną, to również rozkosz geograficzna...
Poobiednia drzemka to podstawa. Czas na trawienie i złapanie sił. Wczesny wieczór to symboliczne wyjście do sauny. Tu zawsze kogoś spotkamy. Z jednym Szwedem to już jesteśmy prawie kumplami. Mieszka 5km od schroniska, nie ma w zimie wody. Do sauny przychodzi się zagrzać i umyć. Jest potomkiem Lapończyków. W trakcie jednej sesji parowej śpiewał yoyki - tradycyjne pieśni lapońskie. Lał przy tym na kamienie niemiłosiernie dużo wody. O mało się nie ugotowaliśmy…
Najpiękniejsza w tym wszystkim jest nieprzewidywalność. Czy zorza będzie dla nas łaskawa? Czy wiatr przewieje chmury? Czy w saunie spotkamy kogoś nowego? Czy dziś zjeść chlebek wasa z pasztetem, czy z mielonką?
Jaki dziś dzień? Jak człowiek kładzie się o 2-3 w nocy, drzemie w ciągu dnia i jeszcze sporo przebywa na dworze, to wszystko potrafi się pomieszać...
Dzień 9 - 15.11.2020
Długie spacery na mrozie to czysta zimowa przyjemność… Tym razem udaliśmy się na południe wbrew pozorom wcale nie szukać ciepła…
Chcieliśmy pokopać w śniegu w głębi Parku Narodowego Abisko. Po drodze spotkaliśmy sporą rodzinkę łosi. Pierwszy napotkany nic sobie z nas nie robił, a nawet mieliśmy wrażenie, że ma nas dość głęboko… w śniegu. Spokojnie zajadał porosty nie patrząc nam w oczy.
Następne łosie to już rodzina z małymi - jak nas dojrzały, to zrobiły się niespokojne i nerwowe.
Paisaje, landscape, landszaft… W żadnym języku nie da się opisać krajobrazów Abisko NP.
Po długim spacerze jak zawsze czas na obiad. Tym razem nastąpiło niezłe zadymienie, a to za sprawą “pewnych” kłopotów z gotowaniem makaronu. A wydawałoby się, że nie da się przypalić… Nie ma rzeczy niemożliwych.
Wieczór jak zawsze potoczył sie nieprzewidywalnie. Przez przypadek wyjrzeliśmy na dwór trochę wcześniej a tu zorza! Nie było czasu ubrać się dobrze…
Jest jakaś magia w tym zjawisku. Nos, poliki i ręce marzną, a jednak jesteśmy ciągle na dworze…
Wróciliśmy na trochę do schroniska. Dobrze zawsze jest wyjrzeć na zewnątrz. Na mrozie można kogoś spotkać… Dwóch zakutanych gości, ledwie widać im oczy, zapytało jak dojść do jeziora. My drogę znamy na pamięć i dochodzimy tam bez latarek. Zaproponowaliśmy im wspólną eskapadę o 22. Dwaj sympatyczni Meksykanie niezwykle się ucieszyli z możliwości nocnej wyprawy...
W międzyczasie robiliśmy naleśniki. Oj zadymiliśmy nieźle… W schronisku była niezła mgła… Dziewczynom z pomocą przyszły dwie Turczynki, które nie mówiły zbyt dobrze po angielsku… Na szczęście niektórzy z uczestników wyjazdy znają “esperanto” - uniwersalny język niezbędny w podróży - mieszanka rosyjskiego, angielskiego, niemieckiego, hiszpańskiego i oczywiście języka migowego. Najważniejsze to chcieć się skomunikować…
Dziewczyny z Turcji z nieukrywaną chęcią przystały na propozycję nocnej eskapady nad jezioro. Szkoda, że nie miały czapek...
W taki dziwny i zawikłany sposób powstała drużyna polsko-meksykańsko-turecka… :-)
Na jeziorze niestety pogoda nas nie rozpieszczała, niebo było zasłonięte chmurami. Zupełnie nam to nie przeszkadzało w miłym spędzeniu czasu. “Esperanto” podróżników działało bez problemów, skończyło się na wspólnych śpiewach i tańcach…
Pięknie jest poznawać ludzi…
Tradycyjnie poszliśmy spać bardzo późno. Na zegarze było już dobrze po 2 w nocy…
Dzień 10 - 16.10.2020
Pierwszy dzień naprawdę paskudnej pogody. Silny porywisty wiatr i duży opad śniegu nie zachęcała do wędrówek. Postanowiliśmy wybrać się do Narwiku z naszymi nowymi przyjaciółmi z Turcji. Dwie godziny jazdy przez targany wiatrem i śniegiem świat… Narwik również nie zachęcał do spacerów, więc udaliśmy się do Muzeum II Wojny Światowej, a właściwie historii walk wokół portu. Oczywiście w muzeum znaleźliśmy dużo akcentów związanych z żołnierzami z Polski.
Spokojny dzień, spokojna noc. Niebo zachmurzone w 100%. Kładziemy się wcześnie spać...
Dzień 11 - 17.02.2020
Narty biegowe to fajna sprawa. A jeszcze w takich okolicznościach przyrody! Po prostu pęknie! Po krótkiej instrukcji obsługi nart, wiązań i techniki biegowej ruszyliśmy na wycieczkę. Słońce i przestrzeń… W szczególności wyprawa na środek jeziora była bardzo urocza…
:-)
Wieczorem znów pełne zachmurzenie :-(
Dzień 12 - 18.02.2020
Po takim dniu, aż chce się żyć. Silne opady śniegu i widoczność na około 200m. Na szczęście było ciepło i nie wiało, więc spokojnie mogliśmy pójść w teren na “zabawy ze szpadlem w śniegu”. Niestety z uwagi na zamknięte szlaki nie wdrapaliśmy się na najwyższą górkę, ale za to zrobiliśmy wycieczkę na uroczą wyspę na jeziorze. “Pion geograficzny” jak zawsze pysznie się bawił :-) Reszta chyba też :-)
Z ciekawostek - dowiedzieliśmy się, że Andrzej w poprzednim wcieleniu był reniferem - uwielbia porosty...
Wieczór to topienie kilkunastu próbek śniegu, obliczanie gęstości śniegu i tworzenie map. Ciekawe rzeczy wyszły nam z obserwacji i wyników badań.
Szkoda, że nie mogliśmy tego skorelować z odczytami naszego magnetometru protonowego ponieważ… Nigdzie nie mogliśmy kupić baterii 9V, a ta zabrana z Polski szybko wyczerpała się na mrozie (niestety po jednym z pomiarów zapomnieliśmy wyłączyć urządzenia…)
Już właściwie mieliśmy położyć się spać, ale… Ktoś z gości naszego hostelu powiedział, że się przejaśnia i chyba widać zorzę. Tak, to było cudowne 45 minut!
Ostatnia noc i zwieńczenie naszych nieprzespanych nocy!!! Istne szaleństwo! Część osób wyszła w kapciach, cześć zapomniała się ciepło ubrać, ale emocje grzały…
Dzień 13 - 19.02.2020
Ale krótki sen. Poszliśmy spać chyba około 3 nad ranem. O 8 pobudka, ponieważ do 10:00 musieliśmy zwolnić pokój. W pokoju panował geograficzny chaosik. Wiadomo, że funkcjonowanie o dziwnych porach i warunki schroniskowe nie sprzyjają utrzymywaniu się ładu… Było co sprzątać. O dziwo wyrobiliśmy się do 10.
Zostawiliśmy bagaże w schowku i udaliśmy się na ostatni spacer do “centrum” Abisko. Dla przypomnienia - Abisko liczy 85 stałych mieszkańców, ale porządny sklep jest i do tego naprawdę zaskakująco dobrze zaopatrzony!
Jeszcze tylko ostatni obiad w uroczej kuchni w schronisku i o 16:46 wsiedliśmy do pociągu… Przed nami 17 godzin w pociągu.
Już wspominaliśmy, że do Abisko wysłaliśmy blisko 60 kg jedzenia. Oczywiście trochę nam zostało, ale nie jakoś strasznie dużo. Po przeanalizowaniu “resztek” można pokusić się o kilka spostrzeżeń:
Na szczęście w Abisko jest specjalna szuflada, która cieszy się wśród gości olbrzymią popularnością - na drzwiach ma napis “FREE FOOD” - tu nic się nie zmarnuje!
Dzień 14 - 20.02.2020
Jazda pociągiem minęła zaskakująco szybko. Raczej nie wyglądamy na wyspanych…
W Birka Hostel czujemy się już prawie jak stali bywalcy. Znów jesteśmy w tym samym pokoju. Jest klimat, trzypoziomowe łóżka na relatywnie niewielkiej przestrzeni dają poczucie “przytulności”. Po zostawieniu rzeczy ruszyliśmy na spacer. Tym razem Julia zaproponowała spacerek do muzeum fotografii. Warto było. Wystawy czasowe robiły wrażenie, w szczególności czarno-biała fotografia reporterska i zdjęcia “Nordic life”.
Szkoda, że zabrakło nam sił na dłuższy spacer po wyspie Sodermalm - wyjątkowo uroczy zakątek Sztokholmu. Cóż, jeszcze pewnie nie raz tu wrócimy. Wszyscy czekaliśmy a kulminacyjny moment dzisiejszego dnia. Wizytę u kapelusznika… To magiczny sklep. Ma może 20 metrów kwadratowych, zawsze jest ten sam sprzedawca, Szwed tureckiego pochodzenia o nieokreślonym wieku. Może ma 50, a może 70 lat… Wybór kapeluszy jest ogromny… Skórzane, filcowe, materiałowe.... Realizowaliśmy różne zamówienia… Pokazaliśmy sprzedawcy zdjęcie zamawiającego w telefonie i od razu wybrał ten jeden…
Zapowiada się, że będziemy szkołą o największym zagęszczeniu męskich kapeluszy w Polsce ;-)
Przedostatni obiad to kuskus z sosem pomidorowym z oliwkami, kukurydzą, ciecierzycą i szynką z puszki. Oczywiście na deser były pączki. Chyba nie zdradzę tajemnicy, jeśli napiszę, że pączki poszły na przystawkę… ;-)
W końcu dziś tłusty czwartek!
Dzień 15 - 21.02.2020
Jakoś dopadło nas rozleniwienie… Wstaliśmy na śniadanie jak zawsze o 9.00, ale czas płynął swoim tempem. Mieliśmy jeszcze dziś pójść do jednego muzeum, ale zabrakło sił i czasu. Nie ma co się napinać… Małe zakupy pamiątek na drogę i będziemy ruszać na prom.
Tym razem mamy normalny prom, nie jakiś zastępczy. Foteli jest dużo i nie ma wschodniego discopolo… Nie obeszło się jednak bez akcentów muzycznych. Młodzież wybrała się na dyskotekę na promie. Było wesoło, jak to na promie...
Dzień 16 - 22.02.2020
Na Bałtyku sztorm. Oficjalnie mamy 3,5 godziny opóźnienia. Może jeszcze ulec zmianie. Jeśli będzie zgodne z przewidywaniami to pociąg nam czmychnie i trzeba będzie improwizować z połączeniami powrotnymi. Cóż, siła wyższa. Niby już widać Polskę, ale jeszcze czeka nas przepłynięcie przez Zatokę Gdańską. Zobaczymy ile czasu się jeszcze zejdzie. Cierpliwość i gotowość na nieprzewidywalne zmiany to podstawa w podróży.
Jakoś mamy szczęście do ludzi. Po prostu miłych i życzliwych. Dziś Pani z PKP dzwoniła do nas chyba trzy razy… Najpierw zapytać czy na pewno dziś jedziem. Jak się dowiedziała, że mamy sztorm, to bardzo się zmartwiła i zadzwoniła o 16, czy jednak może zdążyliśmy na pociąg, bo czeka na nas poczęstunek… Ciekawe… Oczywiście nie zdążyliśmy na pociąg z uwagi na ponad 3 godzinne opóźnienie promu.
Z ciekawostek w międzyczasie w autobusie kierowca powiedział parze Szwedów, który nie mieli złotówek, a chcieli kupić bilety, żeby się nie wygłupiali i nie martwili.
Na dworcu Gdańsk Główny kupiliśmy nowe bilety, miła pani w kasie w iście ekspresowym tempie wyjaśnił nam jak możemy starać się o zwrot części pieniędzy za poprzedni bilet. W pociągu kierownik napisał nam dwa oświadczenia, że jednak jedziemy i że mamy dwa bilety i możemy starać się o częściowy zwrot za poprzedni.
Jak już jechaliśmy pociągiem, zadzwoniła (po raz trzeci!!!) pani w sprawie naszego przejazdu. Zadała pytania, które wprawiły w osłupienie: Czy wszystko w porządku? Czy udało nam się w końcu dopłynąć do Polski? Czy wiemy jak się starać o częściowe wyrównanie za niewykorzystane bilety? Co ma zrobić z przygotowanym poczęstunkiem? Na ostatnie pytanie oczywiście odpowiedziałem, że rozdać jakimś sympatycznym podróżnym. Naprawdę zastanawiałem się czy dziś nie jest 1 kwietnia - prima aprilis… Sprawdziłem, dziś jest 22.02.2020 - ostatni dzień naszego wyjazdu…
Jak we wszystkim w życiu, czynnik ludzki robi różnicę.