Publikacje o AK









Placówka AK „Stanisława”(Zarys działalności)

9 maja 2012 r. w Domu Parafialnym „KANA” odbyła się uroczystość poświęcona obchodom I rocznicy powołania Klubu Historycznego im. Armii Krajowej w Gimnazjum im. Bohaterów Września w Szczucinie oraz inauguracji tegoż Klubu w Zespole Szkół Ponadgimnazjalnych im. Jana Rutyny w Szczucinie.

Na uroczystość przybył Pan płk Zdzisław Baszak - honorowy Prezes Okręgu Tarnów Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej (ŚZŻAK). To właśnie z inicjatywy pułkownika (obecnie generała) w szczucińskich szkołach powstały Kluby Historyczne im. Armii Krajowej, którym pułkownik przekazał sztandary ŚZŻAK ze Szczucina i Delastowic. Owe sztandary uświetniają lokalne uroczystości państwowe i samorządowe.

Po zakończeniu spotkania odbyłem rozmowę z płk Baszakiem, w której stwierdził, że główny udział w tworzeniu struktur Polskiego Państwa Podziemnego na Ziemi Szczucińskiej odegrali miejscowi ludowcy.

Szczucińscy ludowcy w II RP na naszym terenie mieli rozbudowane struktury oraz zaangażowanych działaczy. W naszej gminie szczególnie wybił się Stanisław Klimczak ze Słupca. W nadwiślańskiej wiosce dołączył do ruchu ludowego, któremu został wierny aż do śmierci. Jego aktywna postawa została doceniona i w 1935 r. na zjeździe Stronnictwa Ludowego został wybrany na stanowisko wiceprezesa, a następnie prezesa w Dąbrowie Tarnowskiej. W 1941 r. powołany został na stanowisko Powiatowego Delegata Rządu, czyli konspiracyjnego starostę dąbrowskiego. Wtedy posługiwał się pseudonimem „Żelazny” oraz „Ułan”. To „Żelazny” decydował o akcjach zbrojnych i sabotażowych wykonywanych przez podziemie. Aktywnie wspierał tajne nauczanie oraz wydawanie prasy konspiracyjnej. „Żelazny” zapłacił wysoką cenę za swoją działalność. Jego syn i żona zostali zamordowani przez okupanta.

Młodszemu czytelnikowi warto przypomnieć kilka faktów dotyczących Polskiego Państwa Podziemnego, w którym Stanisław Klimczak sprawował funkcje okupacyjnego starosty w powiecie.

Otóż po wrześniu 1939 r. Rząd Rzeczypospolitej Polskiej na uchodźstwie (zwany rządem londyńskim) sprawował funkcje władzy państwowej na terytorium okupowanej Polski poprzez Delegaturę Rządu Rzeczypospolitej na Kraj, której oddano sprawy polityczne, wojskowe i zagadnienia administracji cywilnej. Struktury i działalność administracji musiały zostać dostosowane do warunków konspiracji. Delegaturze rządowej podporządkowano departamenty będące odpowiednikiem ministerstw. Stworzona została administracja podziemna, która funkcjonowała na szczeblu wojewódzkim i powiatowym.

Walka z okupantem niemieckim, a potem i sowieckim, była podstawową formą działalności polskiego podziemia. Początkowo była to Służba Zwycięstwu Polski (SZP) - powołana we wrześniu 1939 r. Decyzją rządu emigracyjnego w Paryżu z listopada 1939 r. powołano do życia Związek Walki Zbrojnej (ZWZ), jako część Sił Zbrojnych RP.

14 lutego 1942 r. Naczelny Wódz Polskich Sił Zbrojnych, gen. Władysław Sikorski rozkazem skierowanym do Komendanta Głównego ZWZ, gen. Stefana Roweckiego rozkazał: Znoszę dla użytku zewnętrznego nazwę ZWZ - wszyscy żołnierze w czynnej służbie wojskowej w Kraju stanowią „Armię Krajową”.

Skąd ta zmiana nazwy? Po pierwsze, był to akt polityczny – pokazujący, że w okupowanej Polsce są przygotowywane kadry w celu wystąpienia przeciw okupantowi w najbardziej sprzyjającym momencie wojny. Po drugie, był to akt symboliczny; przemianowanie ZWZ na AK ukazywało, że istnieją następujące części Polskich Sił Zbrojnych: Armia Polska na Zachodzie i Armia Krajowa w okupowanym kraju. Kolejnym powodem zmiany nazwy był proces scalenia wszystkich konspiracyjnych sił zbrojnych w Polsce.

Aby podkreślić apolityczność wojskowej organizacji, przestała ona być Związkiem, a stała się Armią Krajową, częścią Polskich Sił Zbrojnych. To posunięcie przyniosło sukces. Stan liczebny zaprzysiężonych w 1944 r. wynosił ponad 350 tysięcy żołnierzy. AK-cy czuli się bardziej żołnierzami niż członkami konspiracyjnej organizacji. Nazwa ta nadal jednoczyła żołnierzy nawet po rozwiązaniu Armii Krajowej.

Armia Krajowa w powiecie dąbrowskim

Jak już wspomniałem od początku okupacji budowano strukturę terenową sił zbrojnych Polskiego Państwa Podziemnego. Okręgi, które odpowiadały w zasadzie przedwojennym województwom, dzieliły się na inspektoraty i obwody (powiaty) rejony i placówki (szczebel gminy). Placówki dzieliły się na plutony, które składały się przeważnie z 3 drużyn. Na czele obszarów, okręgów, obwodów i placówek stali komendanci.

Obwód Dąbrowa Tarnowska (kryptonim „Drewniaki” i „Drukarnia”) oraz obwody brzeski (kryptonim „Buty”, „Batuta”) i tarnowski (kryptonim „Tandeta”, „Tartak”) wchodziły w skład Inspektoratu Tarnów (kryptonim „Traktor”, „Tama”), który organizacyjnie podlegał Okręgowi Kraków.

Obwód Dąbrowa Tarnowska ps. „Drewniaki” składał się z siedmiu placówek:

1. placówka – Dąbrowa Tarnowska-Radgoszcz; kryptonim „Dzięcioł”, „Danuta”

2. placówka – Gręboszów; kryptonim „Głuszec”, „Genia”, „Genowefa”

3. placówka – Mędrzechów-Bolesław; kryptonim „Marta”, „Malwina”,

4. placówka – Radłów- kryptonim „Roma”, „Regina”, „Rozalia”; „Renata”

5. placówka – Szczucin – kryptonim „Szpak”, „Stefa”, „Stanisława”

6. placówka – Wietrzychowice - kryptonim „Wrona”, „Wacława”,

7. placówka – Żabno-Otfinów – kryptonim „Zięba”, „Zofia”

W obwodzie dąbrowskim udało się utworzyć 25 plutonów, w każdym było po 3 drużyny – średnio po 15 żołnierzy. Ilość osób w plutonie odpowiadała normom przewidzianym dla tej wojskowej formacji w okresie międzywojennym - wynosiła około 50 - 60 żołnierzy.

Poszczególne plutony otrzymały określony numer. Placówka w Szczucinie otrzymała numery poszczególnych plutonów: 305, 305a, 306, 307, 308, 340, 341.

Kpt. Władysław Kabat ps. „Brzechwa” - dowódca obwodu Dąbrowa Tarnowska pisał:

„W każdej gminie na terenie powiatu już w kwietniu 1940 r działała Komenda Placówki ZWZ, przy której pracował samodzielnie czynnik polityczny w osobie powołanego uprzednio przez mnie męża zaufania (podkreślił M. J.) Sieć mężów zaufania tworzyli najbardziej wpływowi i ruchliwi działacze „Wici” i Stronnictwa Ludowego. Oni to właśnie decydowali o kadrach powołanych w kwietniu i maju komend placówek ZWZ”.

Na terenie gminy Szczucin takim mężem zaufania został Franciszek Kapel ps. „Wyżeł”, mieszkaniec Woli Szczucińskiej, który od młodych lat, razem ze Stanisławem Klimczakiem był aktywnym członkiem ruchu ludowego.

O jego zaangażowaniu w działalność konspiracyjną może świadczyć opinia, którą w 1952 r. sporządził informator Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Dąbrowie Tarnowskiej: „Jeśli chodzi o Kapla Franciszka zam. Wola Szczucińska to uważam, że gdyby na terenie gminy Szczucin było organizowane podziemie to tylko on mógłby być tego organizatorem” (materiały IPN –Kraków).

Do organizacji wprowadzano „chłopaków”, którzy mieli doświadczenie wojskowe. Złożyli w II RP przysięgę, która kończyła się słowami: „za sprawę Ojczyzny mej walczyć do ostatniego tchu w piersiach i w ogóle tak postępować, abym mógł żyć i umierać jak prawy Żołnierz Polski. Tak mi dopomóż Bóg i Święta Syna jego Męka, Amen"

Aleksandra Pietrzykowa w publikacji (wyd. 1984 r.) poświęconej ruchowi oporu w regionie tarnowskim opisując genezę działalności na terenie naszej gminy stwierdziła: „W działalności konspiracyjnej wyróżniała się placówka w Szczucinie. Jej współorganizatorem był F. Kapel ps. „Wyżeł”, który swoją działalność rozpoczął od akcji propagandowej i gromadzenia broni. W roku 1941 dowództwo placówki objął kpt. Franciszek Wiatr ps. Duch”.

W końcowej fazie wojny (grudzień 1944 r.) kpt. Franciszek Wiatr został mianowany dowódcą obwodu w Dąbrowie Tarnowskiej.

Placówka w Szczucinie początkowo miała pseudonimy: „Stefa”, „Szpak” a od 1943 r. „Stanisława”.

Na podstawie rękopisu sporządzonego przez kpt. Franciszka Wiatra, przedstawię skład osobowy placówki AK „Stanisława”. Oryginał pisma znajduje się w tekach ppłka Stefana Musiałka-Łowickiego, które są dostępne w Archiwum Państwowym w Tarnowie. Ppłk Stefan Musiałek-Łowicki w czasie okupacji hitlerowskiej był inspektorem Inspektoratu AK Tarnów, kawaler Orderu Virtuti Militari. Po wojnie wielu AK-ców przesłało do swojego dowódcy materiały o działalności placówek AK z Ziemi Tarnowskiej.

Skład Placówki AK „ Stanisława”:

Dowódca placówki – kpt. Wiatr Franciszek ps. „Duch”

I Zastępca dowódcy – kpt. Kijak Józef ps. „Budrys”

II Zastępca dowódcy – st. sierż. Dzięgiel Franciszek ps. „Zygzak”

I Adiutant – sierż. Zygmunt Franciszek ps. „Piła”

II Adiutant plut. Orszulak Jan ps. „Wydra”

Referent wywiadu – plut. Kapel Franciszek ps. „Wyżeł”; „Rygielski”

Zastępca referenta wywiadu – plut. Witaszek Wojciech ps. „Grab”

Łącznik - strzel. Grabowski Jerzy syn kpt. ps. „Szczupak”

Służba Ochrony Powstania

Dowódca druż. sierż. Mazur Stanisław ps. „Żbik”

Zastępca dowódcy – plut. Giera Feliks ps. „Ryś”

Pomocnicza Służba Kobiet

Dowódca – żona kpt. art. Grabowska Zofia ps. „Jolanta”

Zastępca – żona ogn. art. Głód Irena „Rezeda”

Obsada plutonów i drużyn:

Dowódca I plutonu – ppor. Szmist Jan ps. „Bokser”

Zastępca dowódcy – plut. Jabłoński Jerzy ps. „Karaś”

Dowódca 1 drużyny – kpr. Wolak Marcin ps. „Sosna”

Dowódca 2 drużyny – kpr. Osika Antoni ps. „Wałek”

Dowódca 3 drużyny – kpr. Obara Bronisław ps. „ Żyła”

Dowódca II plutonu – plut. Rżany Władysław ps. „Żelazny”

Zastępca dowódcy – plut. Klimczak Jan ps. „Mocny”

Dowódca 4 drużyny – kpr. Klimas Stefan ps. „Orzeł”

Dowódca 5 drużyny – kpr. Kapel Władysław ps. „Gazda”

Dowódca 6 drużyny – kpr. Lech Jan ps. „Rudek”

Dowódca III plutonu – sierż. Dzięgiel Jan ps. „Skała”

Zastępca dowódcy – plut. Dudek Józef ps. „Śmiały”

Dowódca 7 drużyny – kpr. Duda Władysław ps. „Sarna”

Dowódca 8 drużyny – kpr. Jasiak Zygmunt ps. „Wałek”

Dowódca 9 drużyny – kpr. Żuchowicz Kazimierz ps. „Jastrząb”

Zanim przejdę do omówienia działalności Placówki AK „Stanisława” wspomnę o Batalionach Chłopskich. Jest to temat na osobny artykuł. Józef Kozioł, działacz ludowy z Delastowic, ocenił współpracę na Ziemi Nadwiślańskiej między AK i BCH wymownie: „tu ruch ludowy w Gminie Szczucin żył przyjaźni z ruchem AK”.

Walka z okupantem

Na terenie gminy zaprzysiężeni żołnierze Polskiego Państwa Podziemnego przebywali w swoich domach, by w razie potrzeby, na rozkaz, tworzyć oddziały dywersyjne, które miały wykonać określone zadanie. Przypadki dywersji zbrojnej były u nas nieliczne. W gminie Szczucin często miejscowa konspiracja sabotaż prowadziła przy współpracy z placówką „Malwina”. Prowadzona walka musiała być dostosowana do realnych możliwości lokalnej konspiracji oraz nie mogła prowokować odwetu ze strony okupanta. Zapewne pamięć o 12 września 1939 r. oraz o 5 kwietnia 1941 r. ową działalność hamowała. Po drugie przywódcy (Stanisław Klimczak, Franciszek Kapel) poznali skutki działalności konspiracyjnej. W czasie okupacji musieli się ukrywać, a ich bliscy przeżyli niejedną tragedię. Kolejnym problemem było posiadanie odpowiedniej ilości broni i amunicji. Arsenał placówki „Stanisława” nie był imponujący.

Jedną z pierwszych odnotowanych akcji na terenie obwodu dąbrowskiego należy wymienić sabotaż w Szczucinie, dokonany w marcu 1941 r. Niemcy, którzy przygotowywali się do wojny ze Związkiem Radzieckim przywozili tutaj w częściach baraki, w których miało stacjonować wojsko. Na stację kolejową do Szczucina przysłano kilka wagonów z płytami do montażu baraków. Płyty zostały niedbale złożone na placu stacji.

Opis akcji przedstawię za maszynopisem pracy Powiat Dąbrowa Tarnowska w czasie okupacji hitlerowskiej od 1939 do 1945 roku, która została opracowana przez Tadeusza Babiarza w 1975 r. na zlecenie Komisji Historycznej Związku Bojowników o Wolność i Demokrację. Monografia jest dostępna w Archiwum Narodowym Oddział w Tarnowie. Miejscowy ruch oporu podjął decyzję o ich podpaleniu. Akcję przeprowadzili: Franciszek Kapel, st. sierżant P. Topór, Wojciech Cieślak z Łęki Szczucińskiej. W monografii czytamy: „W nocy przygotowali flaszkę benzyny, próchna ze starej wierzby oraz prochu wydobytego z naboi karabinowych. Noc nie była ciemna, ale wartownika nie było. Próchno wcześniej podpalone mieli w puszce blaszanej, którą położyli na cegle tuż przy płycie barakowej na która nasypali dość dużą nitkę prochu dobiegająca do butelki z benzyną zakorkowanej szmatką nasycona świeżą benzyną”. Pożar został szybko ugaszony przez wojsko.

Niemcy po tej akcji wydali polecenie sołtysom okolicznych wsi, by wyznaczyli zakładników na wypadek, gdyby miała powtórzyć się jakakolwiek kolejna akcja sabotażowa. W dniu 27 marca 1941 r. nastąpiło ich aresztowanie, a w razie powtórzenia akcji mieli być publicznie rozstrzelani. Aresztowani przetrzymywani byli w budynku gospodarczym, w podwórzu szczucińskiej kamienicy, obok ówczesnej siedziby gminy. Spichlerz nie był ogrzewany, pozbawiony był też możliwości mycia się. Osoby zatrzymane były niedożywione, bez możliwości kontaktu z osobami zewnątrz, pod stałą wartą Niemców. W dzień zmuszeni byli oni do wykonywania prac, które odbywały się również pod ścisłą kontrolą i nadzorem Niemców. Dzięki staraniom ówczesnego wójta zostali szczęśliwie uwolnieni w dniu 23 kwietnia 1941 r.

Akcja na mleczarnię

Jan Orszulak, adiutant placówki „Stanisława” o akcji na mleczarnię pisał: Akcje dywersyjna na mleczarnię w Szczucinie wykonał „Dymus” Wojciech Dynak ze Smęgorzowa, zastępca dowódcy plutonu 307, pod nadzorem dowódcy plutonu „Skaly” Marcina Dzięgla z Radwana. Miał on chłopców ze Smęgorzowa, Brzezówki i Skrzynki. (…) Maszynę do pisania, skonfiskowaną w mleczarni, dostarczył do mnie (osobiście z patrolem) „Dymus”. W akcji tej brało udział trzech żołnierzy z drugiej strony Wisły (stopnickie). Następnego dnia przeprowadzono bezskuteczne poszukiwania, a Niemcy byli przekonani, że akcja została przeprowadzona przez „Jędrusiów”. Dlatego wobec mieszkańców Szczucina nie dokonano żadnych działań odwetowych. Sami zaś szczucinianie twierdzili, że w akcji na mleczarnię brała udział znaczna grupa żołnierzy na koniach, która przybyła zza Wisły.

Pod koniec lipca 1944 r., w czasie której żołnierze AK dokonali napadu na Monopol Tytoniowy w Szczucinie. Zabrano wtedy pieniądze, z których 50 000 wysłano do komendy obwodu w Dąbrowie Tarnowskiej.

Nie wszystkie akcje kończyły się szczęśliwie. W lipcu 1944 r. wieczorem, grupa uderzeniowa z placówki Malwina: „Malik” – dowódca, „Ebro” i „Leśniak” udała się do Delastowic w celu zabezpieczenia mąki dla oddziału znajdującego się na terenie placówki „Malwina”. W Szczucinie mieli pozyskać drożdże. W tym czasie w miasteczku w związku z rozwijającą się ofensywą radziecką przebywały duże ilości frontowego wojska. Dowódca patrolu zdecydował się na dodatkową akcję w domu znajdującym się w centrum Szczucina. Nieodpowiednie zabezpieczenie akcji spowodowało, że właściciel domu zdążył powiadomić żandarmów. „Malik” oraz ranny „Leśniak” widząc, że przewaga Niemców jest zbyt duża opuścili miasteczko. W nierównej, krótkiej walce poległ Misiaszek Czesław ps. „Ebro”, pochowany na cmentarzu parafialnym w Szczucinie.

Jędrusie

Wydarzeniem, które pozostało w pamięci mieszkańców Szczucina była czerwcowa noc 1944 r. Wtedy z terenu województwa kieleckiego uderzył oddział „Jędrusiów”, który wcześniej rozpoznał teren ataku.

Grupa „majątkowa” rozbijała maszyny oraz niszczyła dokumenty w miejscowej gorzelni. Z magazynów zabrano materiały (cukier, spirytus), umieszczono na wozach i przewieziono na drugi brzeg Wisły. W czasie wywożenia ładunku doszło do wymiany ognia z Niemcami, którzy jednak nie przejawiali chęci do dłuższej walki.

Eugeniu Dąbrowski w książce Szlakiem „Jędrusiów” o tej akcji pisał: „W mieście krążyły nasze patrole, a jeden z nich otrzymał zadanie specjalne, polegające na nałożeniu kontrybucji na Polaków współpracujących z okupantem i zajmujących odpowiedzialne stanowiska w aparacie administracyjnym i handlowym. Wywiad przekazał nam ich adresy i w czasie akcji odwiedziliśmy ich i zmusiliśmy do przekazania większej gotówki na rzecz polskiej partyzantki. Przy tej okazji otrzymali też „lekcję wychowania obywatelskiego”.

Wyroki

W czasie okupacji wśród Polaków znalazły się osoby, które czerpały korzyści ze współpracy z okupantem. Wtedy wystarczył pisemny lub ustny donos, aby kogoś zgubić. Informacja, że ktoś ma broń, ukrywa Żydów, słucha radia, czyta prasę konspiracyjną bądź źle mówi o okupancie, albo zabił świnię lub miele zboże, mogła doprowadzić do tragedii. Za takie postepowanie można było trafić do aresztu bądź do obozu koncentracyjnego, a nawet z całą rodziną ponieść śmierć. Dlatego przedstawiciele Polskiego Państwa Podziemnego wypowiedzieli takim ludziom zdecydowaną walkę. Wyroki wobec zdrajców wydawał sąd podziemny, a wykonywali je żołnierze podziemia. Aby nie być rozpoznanym z reguły rzadko wykonywali je na swoim terenie. Niestety zdarzały się też i pomyłki.

W Szczucinie i okolicy głośnym echem odbiła się publiczna likwidacja Rozmusa Po kilkakrotnych, nieudanych próbach jego likwidacji, zapadła decyzja, aby wyrok wykonać w Szczucinie. Do zadania wyznaczono placówkę „Malwina”, z której sekcja pod dowództwem Ignacego Łazarza ps. Lot” z Mieczysławem Skrzekiem ps. „Konrad”, w drugiej dekadzie maja 1944 r., rowerami, bocznymi drogami i wałem wiślanym udała się do Szczucina. Zdzisław Baszak ps. „Pirat”, oficer dywersyjnego Obwodu pisze: „W końcu zapadła decyzja, aby wyrok wykonać w Szczucinie, na ulicy wiodącej ze stacji do rynku (ul. Kościuszki – uwaga M. J.). Rozmus na pewno nie spodziewał się, że wyrok zostanie wykonany w biały dzień obok budynku zajmowanego przez Niemców. Tym razem, policyjny nos, zawiódł szpicla. Dwaj wykonawcy wyroku, ubezpieczani przez dwóch kolegów z automatami, wyszli spokojnie na chodnik. Akurat ulicą szło wiele osób ze stacji kolejowej. Wykonawcy nie znali dobrze Rozmusa. Szpicla miał wskazać Józef Bigda, kierownik gospodarstwa Kapturkiewiczów z Delastowic. Tak się złożyło, że spotkanie nastąpiło tuż przed domem zajmowanym przez Niemców. Wypadki potoczyły się błyskawicznie.Wyrok został wykonany, a zdezorientowani Niemcy nie podjęli pościgu. Zespół egzekucyjny szybko się oddalił.

W literaturze opisany jest przypadek leśniczego ze Skrzynki, który współpracował z okupantem, źle odnosił się do rodaków i wyrokiem sądu podziemnego został skazany na śmierć. Wykonano też wyrok na Ukraińcu, który mieszkał w majątku Lubasz i pisał listowne donosy na Polaków do gestapo. Ich przechwycenie uratowało życie zadenuncjonowanych osób. Przy zastrzelonym znaleziono kartkę z nazwiskami żołnierzy AK.

Stosowano też niekonwencjonalne metody walki z okupantem. W sposób bardzo sprytny dokonano likwidacji współpracownika gestapo Leopolda Wendlanda, wójta Bolesława i Mędrzechowa, któremu w restauracji w Szczucinie podano truciznę do jego kieliszka z alkoholem, co miało sugerować skręt kiszek spowodowany nadmierną ilością spożytego alkoholu. Wójt wraz ze swym pomocnikiem, zwanym „Siakiemem” słynęli z tego, że znęcali się nad ludźmi, którzy zalegali z dostawą wyznaczonych dla nich kontyngentów.

Ze wspomnień Jana Orszulaka wynika, że w lipcu 1944 r. dwóch żołnierzy placówki „Stanisława” (pluton 305 i 306) brało udział w likwidacji osobnika współpracującego z Niemcami. Wyrok został wykonany w okolicach Gręboszowa. Żołnierze w czasie powrotu rowerami z akcji w Świebodzinie zostali zaatakowani przez żandarmerię z Mędrzechowa, która z psem penetrowała teren. Po zastrzeleniu psa żołnierze AK zdołali uciec: pierwszy z wykorzystał rower a drugi wysoko rosnące żyto.

Żołnierze ruchu oporu wykonywali wyroki sądu podziemnego na kobietach, które donosiły na Polaków. Kobiety, na których wykonano wyrok śmierci nie pochodziły z gminy Szczucin. Wyroki te wykonano w miejscowościach: Delastowice i Brzezówka.

Miejscowy ruch oporu walczył też z donosicielstwem wśród Polaków. W tej sprawie są tylko poszlaki.

Propaganda

Okupant poprzez zależną od siebie prasę, która wśród Polaków była nazwana gadzinówką, prowadził działalność propagandowa wśród polskiego społeczeństwa. Polskie Państwo Podziemne musiało temu dać silny odpór. Takim narzędziem był nasłuch radiowy. W 1940 r. na terenie powiatu „organizacja konspiracyjna mogła dysponować zaledwie czterema aparatami zdatnymi do użytku” – wspomina Władysław Kabat.

Ze wspomnień Franciszka Kapla wynika, że w początkowym okresie okupacji radio znajdowało się w jego domu. Słuchali go najbardziej zaufani ludowcy z Woli Szczucińskiej, Borek i Słupca. Z informacji korzystały też organizacje konspiracyjne oraz niektóre osoby prywatne. Względy bezpieczeństwa spowodowały, że radio zostało przeniesione do domu Jana Witaszka ps. „Drąg” w Woli Szczucińskiej, którego dom znajdował się na uboczu. Krąg słuchaczy został zawężony. Bywał tu m.in. Stanisław Klimczak. Obawa przed dekonspiracją spowodowała, że w maju 1940 r. aparat radiowy został przewieziony do brata Franciszka - Jana Kapla ps. „Trzebik” w Borkach (przyczółek Czołnów). Odbiornik początkowo służył do słuchania komunikatów nadawanych w języku polskim z Francji, a po jej klęsce podstawowym źródłem wiadomości była Brytyjska Korporacja Nadawcza – BBC. W okresie późniejszym słuchano radia radzieckiego bądź „Głosu Ameryki”

Polskie podziemie na naszym terenie wydawało gazetki: „Odwet”, „Pobudka”, „Jedność”.

Zachowały się źródła, które opisują w jaki sposób gazetki konspiracyjne były przewożone. Józef Kozioł wspominał, że prasa ta została zrolowana, następnie po wyciągnięciu siodła z roweru włożona została do rurki, w którą wkładało się siodło. Pozostała część, została umieszczona w kierownicy. W ten sposób można było transportować niewielkie ilości tzw. bibuły do kolejnych punktów konspiracji. Do transportu często posługiwano się też młodzieżą,

Prawdopodobnie wpadka czytelników gazetki konspiracyjnej była przyczyną kolejnej tragedii, która miała epilog na rynku w Szczucinie. Otóż 3 kwietnia 1941 r. w czasie rewizji u adwokata Władysława Prausa, który był wysiedlony z Poznania we wrześniu 1939 r., znaleziono egzemplarze konspiracyjnej gazetki. Niemcy zabrali go do Tarnowa. Dwa dni później 5 kwietnia 1941 r., Niemcy urządzili na rynku w Szczucinie łapankę. Przyjechało tu gestapo z Tarnowa wraz z pobitym Prausem, które z miejscowym wojskiem w sile około 100 żołnierzy otoczyło miasto w promieniu 1 km.

W kronice Powiatowego Centrum Edukacji i Kompetencji Zawodowych czytamy: „Po wszystkich drogach i ścieżkach polnych prowadzących do Szczucina żołnierze niemieccy aresztowali bez wyjątku wszystkich; ktokolwiek jechał lub szedł Szczucina, czy też ze Szczucina w pole do pracy. Aresztowanych odstawiano grupami na rynek, na którym gromadzono też mieszkańców Szczucina idących do pracy w urzędach, sklepach, czy udających się na stację kolejową do pociągu, jednym słowem wszystkich, kto pokazał się na ulicy. Te aresztowania odbywały się do godziny 9 rano. Oprócz tych ofiar przygodnie złowionych przez żołnierzy Gestapo dokonywało aresztowań po domach na podstawie listy obejmującej ludzi na kierowniczych stanowiskach. I tak Gestapo aresztowało: kierownika szkoły podstawowej Stanisława Wytyczaka, naczelnika poczty Robaka, miejscowego lekarza dr. Śnieżkę, dyrektora majątku Szczucin Krzemińskiego, zawiadowcę stacji kolejowej Mersingera, sołtysa Szczucina Urbanika, inspektora kolejowego wysiedlonego z Łodzi Taflińskiego, zawiadowcę stacji kolejowej z Gdyni Stanisława Głoda, Jana Głoda właściciela sklepu, oraz cały szereg kupców, pracowników kolejowych, gminnych, poczty itd.

Ofiary spędzone na rynek przez wojsko i gestapo musiały klęczeć na kamieniach w największym milczeniu i bezruchu, czego znów dopilnowali gestapowcy, okładając klęczących nahajkami. Aresztowanych z listy, którą gestapo miało przygotowaną w straszny sposób bito i kopano na rynku lub wprowadzano do lokalu gromady, skąd po skatowaniu wypuszczano z powrotem na rynek, pod pałki innych katów. Ta gehenna klęczących i katowanych trwała do godziny 11, czyli dla pierwszych ofiar już sześć godzin.

Następnie zrobiono przegląd mężczyzn i niektórych z nich odstawiono, a reszcie klęczących kazano się rozbiec, dając równocześnie kilka salw karabinowych. Uciekający byli przekonani, że te strzały są skierowane za nimi. Następnie na rynek zajechało 5 aut ciężarowych do których wśród nowego bicia, kopania i popychania wtłoczono aresztowanych przez Gestapo w liczbie ponad 80 osób i przewieziono do więzienia politycznego w Tarnowie. Część z nich około 40 osób zostało po czterech miesiącach aresztu więzienia politycznego w dniu 16 lipca 1941 r. wypuszczonych na wolność i powróciło do Szczucina.

Niemcy kolejny raz urządzili u nas obławę 17 lipca 1941 r. Wtedy przyjechało gestapo w celu dokonania nowych aresztowań w Szczucinie oraz Maniowie.

Arcybiskup Sapieha

Jan Orszulak, relacjonuje, że w ostatnich dniach grudnia 1944 r. zgłosił się do niego mieszkaniec Szczucina z propozycją, „by opisać o całej działalności „ewakuacyjnej” Wermachtu do generalnego gubernatora Franka i dowództwa wojskowego w Krakowie, z wnioskiem o wydanie polecenia oddziałom frontowym zaprzestania znęcania się nad ludnością polską terenów przyfrontowych”. Poprzez miejscowego księdza miano poprosić metropolitę krakowskiego księdza arcybiskupa Sapiehę, by pismo doręczył osobiście Generalnemu Gubernatorowi w Krakowie. W tym czasie administratorem w szczucińskim kościele był ks. Julian Juza, który zastąpił ukrywającego się od 22 lipca 1941 r. ks. Jana Ligęzę. Od listopada 1944 r. kościół był zamknięty, a księża przebywali na plebani w Bolesławiu.

Zrzut na placówkę „ Stanisława”

O zaufaniu dowództwa AK do placówki „Stanisława” może świadczyć fakt powierzenia jej odebrania zrzutu broni, który miał posłużyć do realizacji akcji militarno-politycznej pod kryptonimem „Burza”. Według tego planu podziemie miało atakować wycofujące się odziały niemieckie, a jednocześnie wojska radzieckie miały być witane przez reprezentantów PPP jako gospodarze. Poważnym problemem był brak broni, koniecznie należało dozbroić oddziały. Jednym ze sposobów uzupełnienia tych braków miały być miały być zrzuty broni z samolotów alianckich.

Aliancki samolot Halifaks JD-319 18 grudnia 1943 r. dokonał udanego zrzutu w okolicach Lubasza i Skrzynki. Cały lot trwał prawie 12 godzin. Dowódca placówki kpt Franciszek Wiatr o zrzucie napisał: „Zrzut z samolotu został przeprowadzony na polanie w m. Skrzynka w nocy ….grudnia 1943 r. Pojemniki zostały załadowane na 2 wozy i skierowane ustalona trasą w kierunku Tarnowa”.

Dramat załogi Liberatora KH-152 „F”

Otóż 16/17 X 1944 r. został zestrzelony nad miejscowością Czarkówka (gmina Radgoszcz) Liberator KH – 152 „F” z 34 Dywizjonu SAAF (Siły Powietrzne Południowej Afryki), który miał dokonać zrzutu na placówkę AK „Buk” 201 koło Radomska. Liberator KH -152 „F” został zestrzelony przez Karla Maisha pilotującego Junkersa Ju-88, niemieckiego lotnika z pułku nocnych myśliwców, który stacjonował na Górnym Śląsku.. Szczęśliwie udało się wyskoczyć z płonącego samolotu trzem lotnikom. Byli to: por. E. Colbert (SAAF) - nawigator i ppor. G. C. Dicks (SAAF) - radiotelegrafista oraz por. S. I. Fourie (SAAF) – strzelec. Nawigatorem i radiotelegrafistą zaopiekowała się Armia Krajowa z placówki „Stanisława”. Mniej szczęścia miał tylny strzelec por. Fourie, który wylądował nieopodal na spadochronie na terenie folwarku Bukowiec. Ranny lotnik niefortunnie trafił na kwaterę dowódcy niemieckiego pułku, który stacjonował w folwarku Bukowiec. Stamtąd przejęła go żandarmeria niemiecka. Uratowani lotnicy pozostawili listy, które po przetłumaczeniu są zamieszczone na stronie PCEiKZ w Szczucinie.

Akcja „Burza”

W zbiorach ppłk. Stefana Musiałka-Łowickiego z 22 marca 1944 r. znajduje się częściowy opis planu organizacyjnego akcji „Burza”. Wynika z niego, że spośród 9 plutonów (numeracja od B1 po B9), które miały uczestniczyć w tej akcji placówka „Stanisława” miała współtworzyć: Pluton „Wisła” i Zgrupowanie „Mościce”, Dowódcą Plutonu „Wisła” (B4) miał być „Skała”, a dowódcą Zgrupowania „Wisła” - kpt. Franciszek Wiatr ps. „Duch”. Można przypuszczać, że zmiana sytuacji na froncie wschodnim w letnich miesiącach 1944 r. spowodowała zmianę owych planów.

Z rękopisu kpt. Franciszka Wiatra ps. „Duch”, wynika, że 28 lipca 1944 r. w leśniczówce koło Bolesławia AK zorganizowało zgrupowanie oddziałów, które z terenu Powiśla miały brać udział w akcji „Burza”. Napisał on: Z uwagi na zmianę sytuacji – ustalenie linii frontu wzdłuż Wisły do akcji „B” nie doszło.

W kwietniu 1945 r. na Powiślu Służba Bezpieczeństwa przystąpiła do aresztowania żołnierzy konspiracji, którzy ujawnili się. Pozostali w obawie przed więzieniem wyjechali na Ziemie Odzyskane. Z placówki „Stanisława” wyjechało 26 członków PPP. Z dostępnych źródeł wynika, że zdecydowana część ludności potępiała zachowanie nowej władzy.

Wraz z wkroczeniem wojsk radzieckich na tereny powiatu dąbrowskiego został utworzony Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego (PUBP), który rozpoczął masowe aresztowania wśród wyróżniających się żołnierzy AK. Z terenu placówki „Stanisława” aresztowano 18 żołnierzy, m.in st. sierż. Marcina Dzięgla ps. „Skała” z Podradwania oraz plut. Jana Orszulaka ps. „Wydra” z Woli Mędrzechowskiej, adiutanta placówki „Stanisława”. Pod koniec kwietnia 1945 w więzieniu znalazło się około 80 ludzi. Aby uratować te osoby, postanowiono zorganizować akcję w celu ich odbicia.

Mimo, że więzienie w Dąbrowie Tarnowskiej było dość dobrze strzeżone, przystąpiono do opracowania planu ataku, który został wyznaczony na dzień z 9 na 10 maja 1945. Akcja zakończyła się całkowitym powodzeniem.

Dla AK-ców po 1945 r. zaczęły się ciężkie chwile. Żołnierze AK oraz działacze Polskiego Państwa Podziemnego byli prześladowani przez władze komunistyczne.

O niezłomnej postawie żołnierzy AK może świadczyć wiersz napisany w 1944 r. przez Jana Orszulaka ps. „Wydra”, adiutanta Placówki „Stanisława”:

Żołnierzowi polskiemu cześć!

O cześć ci żołnierzu Polski ukochanej

Za życie poświęceń i trudów

Za marsz ku wolności w wierze niezachwianej

Za boje, w których męstwa dokonujesz cudów

Tyś pierwszy wystąpił do walki z teutonem

Pierwszyś na jego stanął drodze

I mimo, że na cię parł siły ogromem

Walczyłeś i nigdy nie uległeś trwodze

A po przegranej w potrzebie wrześniowej

Tyś się nie poddał rozpaczy

Poszedłeś śladami wędrówki dziejowej

Na dole żołnierzy tułaczy

Tam nogi piechura utrudzone srodze

Ślad Polski walczącej znaczyły

A jako wieczysty dokument w tej drodze

Zostały poległych mogiły

Widziały cię piaski dalekiej Afryki

Gdzieś znosił pragnienia upały

Krwią swoją zbroczyłeś Norwegii brzeg dziki

Dla Ciebie Polsko i dla twej chwały

Ty wreszcie żołnierzu co zmuszony byłeś

Zostać pod strasznym wroga obuchem

W Armii Krajowej swe siły skupiłeś

Tym samym jesteś owiany duchem

Las i melina zaciszem twoim

Noc kryje twoje ruchy

Na zagrożonym odcinku stoim

Wśród wroga suniem jak duchy

A choć Warszawy wyczyn stłumiony

Nie ciesz się wrogu wielce

Bo pozostały takie bastiony

Jak, Kraków, Poznań, Radom, Kielce

I dopóki nie zostanie pobity wróg

Dopóki go nie wygnam ze wszystkich naszych dróg

Dopóty nie powrócę na domu mego próg

Tak nam dopomóż Bóg

Marek Jachym

Bibliografia:

Baszak Z., Placówka AK ‘Malwina”, Tarnów 1992.

Dąbrowski E., Szlakiem „Jędrusiów”, Kraków 1992.

Hebda J., Stanisław Klimczak ze Słupca (1899-1968). Zarys życia i działalności, Tarnów 1995.

Instytut Pamięci Narodowej Kraków, akta 075/195, cz. 2, k. 426.

Jachym M., Ruch oporu w gminie Szczucin w latach 1939 – 1945, maszynopis w zbiorach autora.

Jachym M., Zarys działalności Armii Krajowej na terenie Powiatu Dąbrowskiego, (w:) Śladami historii Powiśla Dąbrowskiego. Buczyna 1939, Dabrowa Tarnowska 2013.

Musiał A. K., Krwawe upiory. Dzieje powiatu Dabrowa Tarnowska w okresie okupacji hitlerowskiej, Tarnów 1993.

Kabat W., Walka w cieniu złowrogiej swastyki (w:) Polska wolna i niepodległa. Konspiracja i walka zbrojna Armii Krajowej na Powiślu. Dokumenty z lat 1939 -1945, Zebrał i opracował Edward Kabat, Instytut Pomocy Młodzieży.

Kapel F., Wspomnienia pośmiertne o Stanisławie Klimczaku ze Słupca, maszynopis w zbiorach Anny Łabuz, córki Stanisława Klimczaka.

Kozioł J., Wspomnienia. O Pracy „Wici” .O wojnie 1939 r. i ruchu oporu Bataliony Chłopskie w gminach, Szczucin, Mędrzechów i Bolesław, Delastowice 1987, maszynopis w zbiorach Bogusławy Szczepańskiej, córki Józefa Kozioła.

Kronika Powiatowego Centrum Edukacji i Kompetencji Zawodowych, cz. 1, s. 11-12

Relacje ustne

Orszulak J., Teki ppłk Stefana Musiała-Łowickiego, Inspektora Inspektoratu AK Tarnów, maszynopisy, sygn. 33/504, Archiwum Narodowe Oddział w Tarnowie.

Pietrzyk A., Powiat dąbrowski w latach okupacji hitlerowskiej (1939 – 1945). (w:) Dąbrowa Tarnowska. Zarys dziejów miasta i powiatu. Pod red. F. Kiryka, Z. Ruty, Warszawa-Kraków 1974.

Pietrzykowa A., Region tarnowski w okresie okupacji hitlerowskiej – polityka okupanta i ruch oporu, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa-Kraków 1984.

Powiat Dąbrowa Tarnowska w czasie okupacji hitlerowskiej od 1939 do 1945 roku, Zebrał i opracował T. Babiarz, Dabrowa Tarnowska 1975, Opracowanie napisane przez Komisję Historyczną Związku Bojowników o Wolność i Demokrację w Dąbrowie Tarnowskiej, Archiwum Narodowe Oddział w Tarnowie, maszynopis, sygn. 33/350.

Struziak K., Szczucin i okolice. Zarys dziejów do 1948 roku, Szczucin 2009.


Działalność Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej w Szczucinie w latach 1990-2019


Historia Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej – Koło Szczucin, pierwszej niezależnej organizacji kombatanckiej w naszej gminie, jest dziś świadectwem tego, jak uzyskaną wolność w III RP starali się zagospodarować ludzie związani z Polskim Państwem Podziemnym. W przekonaniu członków tej organizacji jest to historia dość smutna. Dopiero po 40 latach uczestnicy konspiracji niepodległościowej mieli możliwość oficjalnie utrwalać i rozpowszechniać wiedzę na temat tradycji i dziedzictwa ideowego Armii Krajowej.

Tempo przemian po 1989 r. doprowadziło do wyzwolenia inicjatyw społecznych, które przez peerelowskie władze były zakazane. Jedną z nich było utworzenie w marcu 1990 r. Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej (ŚZŻAK). Bardzo szybko to stowarzyszenie kombatanckie rozpoczęło tworzenie struktur lokalnych w Szczucinie i Delastowicach. U nas organizatorem Koła został Eugeniusz Piekielniak.. Odzew był zdumiewający. Już w pierwszym roku działalności do organizacji wstąpiło 120 osób.

Założyciel i pierwszy prezes organizacji Eugeniusz Piekielniak (1928-1998) do Armii Krajowej (AK) wstąpił w czerwcu 1943 r., przyjął ps. „Styka”. Brał udział w zgrupowaniu w ramach akcji „Burza”, przy zrzucie broni oraz w innych akcjach sabotażowych. Po odbyciu służby wojskowej w latach 1949–1952 pracował zawodowo 43 lata do 1990 r. Ostatnie 20 lat był z-cą dyrektora w Tarnowskim Przedsiębiorstwie Nasiennictwa. W 1991 r. uzyskał awans na stopień sierżanta.

W 1990 r. przystąpił do założenia Koła ŚZŻAK w Szczucinie. Był jego prezesem do 1998 r., organizator wielu uroczystości i inicjator działań lokalnych. Nagrodzony: Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, Złotym i Srebrnym Krzyżem Zasługi, Krzyżem Armii Krajowej, Srebrnym i Brązowym medalem „Za zasługi dla obronności kraju”. Aktywnie udzielając się w Komitecie Obchodów Świąt i Rocznic Państwowych w Szczucinie doprowadził do zrealizowania wielu przedsięwzięć, z których korzystamy do dziś.

Drugim prezesem Koła w Szczucinie został Wojciech Kołodziej (1914-2003), mieszkaniec Słupca. Brał udział w Wojnie Obronnej 1939 r. Po jej zakończeniu wstąpił w sierpniu 1942 r. do 305 plutonu placówki „Stanisława”. W czasie okupacji pod pseudonimem „Ryś” brał czynny udział w akcjach sabotażowych oraz kolportował prasę konspiracyjną na terenie gminy Szczucin. Po wyzwoleniu kilkakrotnie aresztowany przez Urząd Bezpieczeństwa (UB) pod zarzutem przynależności do cywilno-wojskowej organizacji konspiracyjnej - Zrzeszenie Wolność i Niezawisłość (WiN). W latach 1998-2003 prezes ŚZŻAK w Szczucinie. Odznaczony Brązowym Krzyżem Zasługi, Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski oraz Krzyżem Partyzanckim.

Kolejnym prezesem organizacji był Władysław Paleń (1925-2015). Wstąpił do Szarych Szeregów w Dąbrowie Tarnowskiej w 1944 r., gdzie przyjął pseudonim „Mik”. W czasie okupacji przekazywał meldunki o wagonach z uzbrojeniem. Doręczał materiał wybuchowy, brał udział w sabotażu. Nagrodzony Krzyżem Armii Krajowej oraz Odznaką Weterana Walk o Niepodległość. Prezes Koła w Szczucinie od 2003 do 2011 r. Awansowany na kapitana w 2014 r.

Obecnie prezesem jest Maria Pietracha, mieszkanka Szczucina, emerytowana nauczycielka. Przez wiele lat skarbnikiem Koła był Tomasz Szymura, a sekretarzem Stefan Mac. Przyczyny naturalne spowodowały, że liczba członków stowarzyszenia systematycznie malała. Proces ten przedstawia tabela nr 1, a tabela nr 2 zawiera nazwiska członków Koła w latach 2007, 2011 i 2019.

Tabela 1. Członkowie ŚZŻAK w Szczucinie w latach 1990- 2019

Źródło: Wykazy członków Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej. Teki ŚZŻAK – Koło w Szczucinie. Materiały archiwalne Marii Pietracha – prezes ŚZŻAK – Koło Szczucin.

Tabela nr 2. Członkowie Koła w 2007, 2011 i 2019 r.



Źródło: Wykaz członków Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej z 31 grudnia 2007 r. Teka ŚZŻAK – Koło w Szczucinie. Materiały archiwalne Marii Pietracha – prezes ŚZŻAK – Koło Szczucin.

Koło w Szczucinie prowadziło swoją dokumentację, z której wynika, że wielu weteranów zostało wyróżnionych awansami na stopnie oficerskie. Dodatkowo starano się uhonorować kombatantów odznaczeniami.

W marcu 2001 r. w Urzędzie Gminy Szczucin w Szczucinie odbyła się uroczystość wręczenia aktów mianowania na pierwszy stopień oficerski. Mianowanie na podporucznika z rąk pułkownika Franciszka Bilińskiego odebrali: Stefan Guła, Stanisław Kaczówka, Tadeusz Klimaj, Albina Marchwicka, Roman Topór, Władysława Topór, Tadeusz Wątroba, Antonina Nowak, Bronisław Nowak, Bronisław Giera, Franciszek Makuch, Stefan Skoczylas, Franciszek Fetela, Stefan Mac, Edwin Bronhard, Bronisław Doroż, Władysław Dzięgiel, Kazimierz Gałęziowski, Anastazja Jasak, Michał Kapel, Wojciech Kołodziej, Władysław Kowal, Franciszek Kułaga, Zofia Kupiec, Cecylia Lech, Maria Lech, Stanisław Nowak, Zygmunt Nowak, Władysław Paleń, Eugeniusz Piekielniak, Józef Rogóź, Leon Szymura, Tomasz Szymura, Stanisław Wałek, Wanda Wójcik.

W maju 2004 r. siedmioro kombatantów ŚZŻAK otrzymało nominację na stopień porucznika. Awanse otrzymali: Franciszek Fetela z Delastowic, Anastazja Jasak ze Szczucina, Franciszek Kułaga z Brzezówki, Stefan Mac ze Szczucina, Władysław Paleń ze Szczucina, Stefan Skoczylas z Załuża, Tomasz Szymura ze Szczucina. W grudniu tego roku w siedzibie Związku Kombatantów RP i Byłych Więźniów Politycznych w Szczucinie Władysława Kowalik, Zygmunt Łachut i Edmund Gumuła otrzymali awans do stopnia podporucznika. W 2013 r. Władysław Dzięgiel i Franciszek Kułaga zostali mianowani na wyższy stopień oficerski, czyli na stopień kapitana. W 2014 r. stopień kapitana otrzymał Władysław Paleń.

W 2006 r. Koło w Szczucinie wystosowało pismo do Zarządu Okręgu w Tarnowie z prośbą o wydanie nowych zezwoleń umożliwiających noszenie mundurów dla poruczników: Władysława Dzięgla, Franciszka Feteli, Stefana Maca, Władysława Palenia, Stefana Skoczylasa, Tomasza Szymury.

Z dokumentów ŚZŻAK w Szczucinie wynika (patrz tabela nr 3), że Koło wnioskowało o nadanie Krzyża Partyzanckiego dla następujących członków:

Tabela nr 3. Zestawienie wniosków o nadanie Krzyża Partyzanckiego członkom ŚZŻAK w Szczucinie

Źródło: Zestawienie wniosków o nadanie Krzyża Partyzanckiego. Teka ŚZŻAK – Koło w Szczucinie.

Wykorzystując pomoc Urzędu Gminy Szczucin ŚZŻAK w Szczucinie organizował dla swoich członków bezpłatne wycieczki turystyczne - np. 21 lipca 2001 r. wycieczka do Warszawy. W drugą niedzielę września kombatanci ze Szczucina brali udział w Ogólnopolskiej Pielgrzymce Kombatantów na Jasną Górę.

Członkowie miejscowego Koła dużo uwagi poświęcali działalności patriotycznej. Szczególnie dążyli do upamiętniania tych miejsc na terenie gminy, w których w czasie wojny doszło do walk oraz miejsc upamiętnionych męczeństwem. Wobec nich podjęli wiele inicjatyw, które miejscowemu społeczeństwu służą po dzień dzisiejszy.

W latach pięćdziesiątych XX wieku powstał Komitet Budowy Pomnika w Szczucinie, który doprowadził do zbudowania pomnika w miejscu spalonej szkoły dn. 12 września 1939 r. Uroczyste odsłonięcie pomnika miało miejsce w listopadzie 1957 r. Pomnik przez następne dekady przypominał mieszkańcom Ziemi Szczucińskiej o zbrodni dokonanej przez Wehrmacht na żołnierzach polskich. Upływ czasu spowodował, że pomnik wymagał renowacji.

W 1991 r. z inicjatywy Eugeniusza Piekielnika nastąpiło odnowienie pomnika. 10 listopada 1991 r. odbyło się uroczyste odsłonięcie odrestaurowanego pomnika. Po Mszy Świętej, którą celebrował biskup Józef Gucwa nastąpił przemarsz pod pomnik przy ulicy Wolności. Tam biskup tarnowski Józef Gucwa, żołnierz Armii Krajowej, dokonał poświęcenia pomnika, a Eugeniusz Piekielniak, prezes ŚZŻAK – Koło Szczucin wygłosił okolicznościowe przemówienie. Odsłonięcia pomnika dokonali wójt gminy Bolesław Łączyński oraz Inspektor ŚZŻAK w Tarnowie kpt. Zdzisław Baszak. Uroczystość spotkała się ze spontanicznym odzewem miejscowego społeczeństwa – uczestniczyło w niej 20 pocztów sztandarowych. Uroczystość poświęcenia odnowionego pomnika w Szczucinie zakończyła się uroczystym przekazaniem opieki nad Pomnikiem Męczeństwa młodzieży Zespołu Szkół Zawodowych oraz Szkoły Podstawowej w Szczucinie. Akty przekazania wręczył przewodniczący Rady Gminy w Szczucinie na ręce dyrektorów obu szkół: Brunona Chrabąszcza (ZSZ) i Kazimierza Żurka (Szkoła Podstawowa).

W styczniu 1996 r. ŚZŻAK w Szczucinie wystąpił z inicjatywą powołania Społecznego Komitetu Budowy Kwatery Pamięci Narodowej w naszej miejscowości, któremu przewodniczył Bolesław Łączyński – wójt gminy Szczucin, a Eugeniusz Piekielniak pełnił funkcję zastępcy przewodniczącego Komitetu. Do Komitetu Budowy weszli radni gminy, proboszczowie parafii rzymsko-katolickich, lekarze, sołtysi wsi, przedstawiciele organizacji społecznych i kierownicy zakładów pracy. Członkowie Koła czynnie włączyli się w pieniężną akcję zbiórkową rozprowadzając cegiełki o wartości: 0,5 zł, 1zl, 2 zł, 5 zł, 10 zł, 20 zł, 50 zł, 100 zł. Przedsięwzięcie wśród mieszkańców lokalnej społeczności cieszyło się dużym powodzeniem. Ofiarodawca miał być wpisany do Księgi Pamiątkowej założonej w Urzędzie Gminy Szczucin.

Miejscowe stowarzyszenie kombatantów poczyniło wiele starań, aby zorganizować w dniu 17 września 2000 r. uroczystość patriotyczno-religijną w 60. rocznicę Zbrodni Katyńskiej. Kilka dni wcześniej br. delegacja ŚZŻAK w składzie: Franciszek Fetela, Tomasz Szymura, Stefan Mac i zastępca wójta Józef Padak, przywiozła ze Stowarzyszenia Rodzin Katyńskich w Tarnowie urnę z Ziemią Katyńską, która została wmurowana u podnóża głównego pomnika.

Członkowie Koła wraz ze sztandarem systematycznie brali udział w uroczystościach państwowych, które odbywały się pod Kwatera Pamięci. Prezesi Koła uczestniczyli w spotkaniach Gminnego Społecznego Komitetu Obchodów Świąt i Rocznic Państwowych w Szczucinie.

Sztandary Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej w czasie przemarszu. Fotografia ze zbiorów rodziny Tadeusza Boberka ps. „Tygrys”.

Szczucińskie Koło już na samym starcie podjęło działania zmierzające do posiadania własnego sztandaru, który został poświęcony przez ks. prałata Józefa Przybycienia 11 listopada 1992 r. w czasie uroczystej Mszy Świętej w kościele parafialnym w Szczucinie. Fundatorzy sztandaru to: Eugeniusz Piekielniak, prezes ŚZŻAK w Szczucinie oraz członkowie Koła. Rodzicami chrzestnymi sztandaru zostali: Zofia Kupiec i Wojciech Kołodziej. Proporzec był przechowywany w szklanej gablocie w pomieszczeniu Zarządu Koła ŚZŻAK – ul Piłsudskiego 7 w Szczucinie, a jego dysponentem został Tomasz Szymura, skarbnik Koła.

Na środku płata sztandaru jest godło Państwa wraz z opisem organizacji do której należy sztandar oraz nazwa 16 Pułku Piechoty w Tarnowie w skład którego placówka „Stanisława” w czasie wojny wchodziła. W rogach bandery umieszczono: kotwicę z latami 1939-1945, skrót AK oraz BCH oraz strzemię, które jest herbem Szczucina. Na drugiej stronie znalazł się obraz Matki Boskiej Szczucińskiej z napisem Bóg- Honor- Ojczyzna. Na dole płata napis: placówka „Stanisława”, a w rogach sztandaru: krzyż AK, skrót AK-BCH i nazwa 16 PP.

Po otrzymaniu niezbędnych materiałów Komisja Imprez i Sztandarów Zarządu Głównego Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej pismem z dnia 25 września 2002 r. postanowiła dokonać rejestracji sztandaru Koła w Szczucinie Okręgu w Tarnowie (numer pisma Sz/Zw/133/2002).

Naturalne procesy spowodowały, że coraz trudniej było zebrać pełny skład pocztu sztandarowego. Dlatego w 2006 roku pojawił się pomysł, aby w przyszłości przekazać sztandar miejscowego Koła do Muzeum Armii Krajowej w Tarnowie.

Tutejsze Koło przyłączyło się do organizacji obchodów Listopadowego Święta Niepodległości w dniu 11 listopada 1993 r. W tym mroźnym listopadowym dniu na moście na Wiśle w Szczucinie odbyło się spotkanie z mieszkańcami województwa kieleckiego. Był to symbol połączenia się byłych zaborów austriackiego i rosyjskiego w jedno Niepodległe Państwo Polskie.

W odpowiedzi na apel władz ŚZŻAK lokalne Koło sporządziło obszerny spis obsady placówki „Stanisława”. Pod zestawieniem znajdują się podpisy Eugeniusza Piekielniaka, Tomasza Szymury i Wojciecha Kołodzieja. Członkowie Koła opracowali obszerny wykaz poległych w czasie pierwszej i drugiej wojny światowej z miejscowości z terenu gminy Szczucin. Obydwa źródła nadal są używane przez lokalnych pasjonatów historii i nauczycieli historii.

Z dokumentów z 11 sierpnia 2004 r. wynika, że organizacja czyniła starania o uzyskanie danych dotyczących nazwisk żołnierzy, którzy 12 września 1939 r. zostali spaleni w miejscowej szkole podstawowej. Nazwiska pomordowanych miały być umieszczone na tablicy pamiątkowej przy mogile zbiorowej, która znajduje się na cmentarzu parafialnym. Jednak nie udało się ich odnaleźć.

Kolejna inicjatywa Koła została podjęta w związku z obchodzoną 100. Rocznicą Odzyskania przez Polskę Niepodległości. 18 listopada 2018 r. Z inicjatywy Marii Pietracha, prezesa ŚZŻAK w Szczucinie, na cmentarzu parafialnym została odsłonięta i poświęcona tablica upamiętniająca żołnierzy poległych w I wojnie światowej, która nawiązywała do oryginalnej, umieszczonej na cmentarzu wojennym nr 247. Odsłonięto też tablice informujące o miejscach spoczynku osób, które poświęciły swoje życie w walce o wolność Ojczyzny w powstaniu styczniowym i 12 września 1939 r.

ŚZŻAK ma wiele funkcji do realizacji, a jedną z nich jest przekazywanie młodzieży wiedzy o Polskim Państwie Podziemnym.

Kombatanci brali udział w spotkaniach z młodzieżą szkolną w czasie których zostały wygłoszone odczyty o tematyce patriotycznej. Z okazji 70. Rocznicy przemianowania Związku Waki Zbrojnej na Armię Krajową w lutym 2012 r. w Zespole Szkół Ponadgimnazjalnych w Szczucinie (ZSP) odbyła się lekcja historii. Prowadziła ją Maria Pietracha, która zachęcała młodzież do uczestnictwa w Szkolnym Klubie Historycznym im. Armii Krajowej. Opowiedziała zebranej młodzieży o idei powstawania tej organizacji. Podkreśliła, że liczba zwyczajnych członków ŚZŻAK z naturalnych przyczyn maleje i dlatego kombatanci z tej organizacji chcą przekazać młodszym pokoleniom wartości o które walczyli.

Z inicjatywy płk. Zdzisława Baszaka, za pośrednictwem Piotra Kurka, członka Prezydium Zarządu Głównego ŚZŻAK został utworzony Klub Historyczny im. Armii Krajowej przy Gimnazjum w Szczucinie. Uroczysta inauguracja klubu miała miejsce 9 maja 2011 r. Rok później 9 maja w Katolickim Centrum Edukacji Młodzieży „KANA”. odbyła się uroczystość poświęcona obchodom I rocznicy powołania klubu historycznego w gimnazjum w Szczucinie oraz inauguracji tegoż Klubu w Zespole Szkół Ponadgimnazjalnych im. Jana Rutyny w Szczucinie (obecnie PCEiKZ). Z inicjatywy władz ŚZŻAK Klubom zostały przekazane sztandary, które znajdowały się w Izbie Pamięci ŚZŻAK w Tarnowie, a pierwotnie były własnością Kół w Szczucinie i Delastowicach. Przekazania sztandarów dokonał płk Zdzisław Baszak, honorowy prezes Okręgu Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej w Tarnowie, twórca Izby Pamięci ŚZŻAK w Tarnowie. Uroczyste przekazanie sztandarów dla społeczności szkolnej gimnazjum miało miejsce w 2011 r., a dla szkoły średniej w 2017 r.

Uroczystość poświęcona obchodom powołania Klubów Historycznych im Armii Krajowej. Siedzą od lewej por. Stefan Mac, por. Władysław Dzięgiel por. Franciszek Kułaga. Fotografia ze zbiorów M. Jachyma.

Kolejną uroczystością w której brały udział władze ŚZŻAK była patriotyczna lekcja historii, która odbyła się 5 czerwca 2014 r. w Szkole Podstawowej im. Stanisława Klimczaka w Słupcu. Upamiętniała ona działalność Polskiego Państwa Podziemnego na Ziemi Szczucińskiej w czasie okupacji. Po zakończeniu konferencji udano się pod Pomnik Pomordowanych w Słupcu oraz na miejscowy cmentarz parafialny. Przemarsz otwierał sztandar Armii Krajowej z placówki „Stanisława”, niesiony przez delegację młodzieży z klubu historycznego przy gimnazjum w Szczucinie.

13 grudnia 2019 r. Maria Pietracha uczestniczyła w spotkaniu edukacyjnym w PCEiKZ w Szczucinie. W trakcie spotkania z młodzieżą prezes Koła ŚZŻAK wręczyła dyplomy uczniom, którzy brali udział w szkolnym konkursie wiedzy o Polskim Państwie Podziemnym oraz omówiła historię placówki AK ps. „Stanisława”.

Szczucińscy kombatanci, których praktycznie już wśród nas już nie ma – pozostawili po sobie wartości, które ukazują, że zaangażowanie w pracy na rzecz Ojczyzny jest najwyższą wartością. To przeświadczenie realizowali w czasie okupacji, gdy z bronią w ręku marzyli o wolnej Ojczyźnie. Mimo, że wolność która przyszła o nich zapomniała – to nadal Jej służyli. Dopiero z chwilą powstania III Rzeczypospolitej mogli realizować etos Armii Krajowej wśród szczucińskiego społeczeństwa. Wychowali swoich następców, którzy to dzieło nadal kontynuują.

Marek Jachym

Źródło:

Awanse dla kombatantów, „Wieści Szczucińskie”, nr 3(28) 2001, s. 5.

Awanse dla kombatantów, „Wieści Szczucińskie”, nr 1(44) 2005, s. 15.

M. Gadziała, 60. rocznica Zbrodni Katyńskiej, „Wieści Szczucińskie”, nr5(24)2000, s. 5 i n.

M. Gadziała, Wspomnienia o Eugeniuszu Piekielniaku, „Wieści Szczucińskie”, nr3(12)1998, s. 11.

Pamięć wyrazem kultury i jej miarą, „Informator Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej - Inspektorat Tarnów”, nr 8 1991, s. 7. Teki ŚZŻAK-Koło w Delastowicach .

Materiały archiwalne Marii Pietracha .

Relacje ustne Marii Pietracha.

K. Struziak, Kulisy zbrodni wojennej w Szczucinie, e-Kurier Dąbrowski [dostęp internetowy 31 XII 2019]

Teki Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej – Koło w Szczucinie.

W. Zamora, Inauguracyjna sesja Klubu Historycznego im. Armii Krajowej w Gimnazjum im. Bohaterów Września w Szczucinie, „Wieści Szczucińskie”, nr 3(80) 2011, s. 19.

Koło Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej w Delastowicach. Zarys działalności

Z połączenia Stowarzyszenia Żołnierzy Armii Krajowej, Związku Żołnierzy Armii Krajowej oraz organizacji kombatanckich na obczyźnie założono na I Walnym Zjeździe w 1990 r. Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej (ŚZŻAK), którego struktury zostały podzielone na okręgi i koła. Zarząd Okręgu w Krakowie powołał Inspektorat ŚZŻAK w Tarnowie, któremu miały podlegać poszczególne Koła terenowe – wchodzące w zakres działania 16 Pułku Piechoty Ziemi Tarnowskiej AK - kryptonim „Tama”. W zakres działania pułku w czasie II wojny światowej wchodziły tereny z Ziemi Dąbrowskiej, które organizacyjnie tworzyły Obwód „Drewniaki”.

Początki działalności

Jeszcze w tym samym roku 21 byłych żołnierzy Obwodu „Drewniaki” z sołectw Delastowice (5 –członków), Wójcina (5-członków), Laskówka Delastowska ( 8-członków) i Odmętu (3-członków) w obecności porucznika Zdzisława Baszaka ps. „Pirat”, oficera dywersji Obwodu „Drewniaki”, złożyli akces do założenia własnej organizacji.

Powyższe zgłoszenie zachowało się w dokumentach Koła:

„My b. żołnierze AK Placówki ………………….. Obwodu „DREWNIAKI” (Dąbrowa Tarnowska Inspektoratu „TARTAK”/Tarnów/)na inauguracyjnym spotkaniu w dniu ………….. w ……………. postanawiamy zorganizować Koło Światowego Związku Żołnierzy AK po zapoznaniu się z założeniami ideowymi zgłoszonymi na pierwszy Zjazd Żołnierzy AK.

Niżej podpisani, znamy siebie z uwagi na to że w czasie okupacji mieszkaliśmy na tym samym terenie i spotykaliśmy się w czasie zbiórek, patroli, ćwiczeń, akcji, koncentracji w dniu 1 sierpnia 1944 r. oświadczamy równocześnie, że żaden z nas nie splamił dobrego imienia żołnierza Armii Krajowej co stwierdzamy własnoręcznymi podpisami w obecności Kol. Zdzisława Baszaka – oficera dywersji Obwodu „Drewniaki”, porucznika „Pirata”.

W dalszej części deklaracji jest miejsce na podpisy członków Koła. Na pierwszym spotkaniu, w głosowaniu jawnym, został wybrany

Zarząd Koła w składzie:

Przewodniczący Koła: Tadeusz Wątroba

Sekretarz Koła – Józef Kozioł

Skarbnik Koła: Stefan Ciomborowski.

Nazwiska członków Koła zostały zamieszczone na drugiej stronie zgłoszenia (patrz tabela 1)

Tabela 1. Nazwiska i imiona członków Koła w Delastowicach, którzy wyrazili akces założenia ŚZŻAK.

Źródło: Zgłoszenie powstania Koła – Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej, maszynopis. Materiały ŚZŻAK- Koło Delastowice.

Oprócz Koła w Delastowicach na Powiślu, w obszarze działania Obwodu Dąbrowskiego kryptonim „Drewniaki”, powołano Koła w następujących miejscowościach: Bolesław, Dąbrowa Tarnowska, Mędrzechów, Nieciecza, Przybysławice, Radgoszcz, Smęgorzów, Szczucin i Żabno.

Członkowie organizacji otrzymali legitymacje członkowskie, które były uroczyście wręczane w czasie zebrania członków Koła. Spotkania odbywały się w świetlicy znajdującej się w Laskówce Delastowskiej.

Dokumentacja

Koło w Delastowicach prowadziło swoją dokumentację, która została przechowana przez Beatę Pabian, córkę Tadeusza Wątroby. Teczka m.in. zawiera: sprawozdania z działalności koła, wykazy poległych z I i II wojny światowej mieszkańców z 4 sołectw (Delastowice, Laskówka Delastowska, Odmęt, Wójcina), karty osobowe poszczególnych członków Koła w Delastowicach oraz wykaz osób, które winny otrzymać odznakę pamiątkową za udział w akcji „Burza” (patrz tabela 2).

Akcja „Burza” to kryptonim działań zbrojnych prowadzonych przez AK na tyłach wojsk niemieckich, wycofujących się pod naporem Armii Czerwonej. W sierpniu 1944 r. dowódca AK wydał rozkaz zorganizowania odsieczy dla Warszawy. Już w lipcu 1944 r. na terenie mędrzechowskiego lasu została przeprowadzona koncentracja oddziałów bojowych w sile jednej kompanii. Powstrzymanie przez Niemców w lecie 1944 r. ofensywy radzieckiej spowodowało, że zgrupowanie mędrzechowskie zostało rozwiązane.

Tabela 2. Członkowie Koła w Delastowicach, którzy brali udział w akcji „Burza”

Źródło: Wykaz zbiorczy wniosków o nadanie odznaki pamiątkowej akcji „Burza”, maszynopis. Materiały ŚZŻAK- Koło Delastowice.

Jednym ze statutowych celów Związku jest badanie, utrwalanie i rozpowszechnianie historii naszej Ojczyzny. Członkowie Koła opracowali wykaz poległych w drugiej wojnie światowej z miejscowości Delastowice, Laskówka Delastowska, Odmęt i Wójcina (patrz tabela 3).

Tabela 3. Wykaz poległych w drugiej wojnie światowej od września 1939 r. do 1955 r.) z terenu działania ŚZŻAK – Koło Delastowice

Źródło: Wykaz poległych w drugiej wojnie światowej od września 1939 r. do 1955 r.) z terenu działania ŚZŻAK – Koło Delastowice, maszynopis. Materiały ŚZŻAK- Koło Delastowice.

Poszczególni członkowie Koła przystąpili też do spisania swoich wspomnień z okresu II wojny światowej. Szczególną aktywność w tym zakresie wykazał Józef Kozioł ps. „Królik”, sekretarz Koła, który w swoich wspomnieniach opisał działalność ruchu ludowego oraz ruchu oporu w gminach Szczucin, Mędrzechów i Bolesław. Wspomnienia w postaci maszynopisu spisane zostały w 1987 r. i nadal służą miejscowym historykom.

Z kronikarskiego obowiązku dodajmy, że Tadeusz Wątroba, prezes Koła w Delastowicach, w 2001 r., został przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej awansowany do stopnia podporucznika Wojska Polskiego.

Poczet sztandarowy Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej - Koło Delastowice. Fotografia pochodzi ze zbiorów ŚZŻAK- Koło w Delastowicach.

Poświęcenie sztandaru

Cechą charakterystyczną każdej organizacji o rodowodzie wojskowym jest posiadanie swojego znaku rozpoznawczego – sztandaru. Członkowie Koła już od samego początku przystąpili do zbierania funduszy na ten cel. Zebrana kwota wyniosła w 1991 r. - 4 000 000 zł. Projektantem weksylium był Zarząd Koła, który został ukończony 15 września 1991 r.

O projekcie sztandaru przez Zarząd Koła czytamy w arkuszu rejestracji sztandaru:

e) wyjaśnienia numerów i skrótów umieszczonych na płatach sztandaru:

W środku sztandaru Godło Państwa z napisem „Bóg - Honor – Ojczyzna” z nazwą organizacji, do której należy sztandar, tj. ŚZŻAK

Koło Delastowice.

f) wyjaśnienia wizerunków, godła i herbu umieszonych na płatach sztandaru:

Pośrodku sztandaru Obraz Matki Boskiej z Dzieciątkiem „Królowo Korony Polskiej miej w nas w opiece”.

W dniu 6 października 1991 r. w kościele parafialnym w Delastowicach odbyła się uroczysta Msza Święta, w czasie której dokonano poświęcenia sztandaru miejscowego Koła Armii Krajowej. Uroczystą Mszę Świętą za zmarłych oraz żyjących członków Koła odprawił ks. Marian Majka, proboszcz delastowskiej parafii.

Na uroczystość przybyły delegacje sąsiednich Kół, a mianowicie: Szczucina, Mędrzechowa, Bolesława, Smęgorzowa oraz poczty sztandarowe sąsiednich organizacji ŚZŻAK z Mędrzechowa i Bolesława, a także straży pożarnej z Laskówki Delastowskiej. We Mszy św. uczestniczyła delegacja Inspektoratu ŚZŻAK z Tarnowa, której przewodniczył kpt. Zdzisław Baszak. Po Mszy św. uczestnicy Koła zrobili sobie pamiątkowe zdjęcia ze sztandarem. Wszystkim uczestnikom uroczystości podziękował Józef Kozioł, sekretarz Koła.

W porozumieniu z księdzem proboszczem ustalono, że sztandar po uroczystościach ma być przechowywany w gablocie w

kościele parafialnym pod wezwaniem Serca Jezusowego w Delastowicach.

Sztandar Koła w przyszłości ma być wystawiany wg. następujących kryteriów: otrzymania zaproszenia na uroczystości

religijno-patriotyczne oraz pogrzeby członków ŚZŻAK.

Już 10 listopada 1991 r., a więc w niedługim czasie od poświęcenia swojego sztandaru zaprezentowano go na uroczystości

przed Kwaterą Pamięci Narodowej w Szczucinie. W tym dniu mieszkańcy Szczucina uroczyście świętowali 73. rocznicę odzyskania

niepodległości, 52. rocznicę zbrodni w Szczucinie oraz 50 rocznicę powstania Armii Krajowej. Uroczystą Mszę świętą celebrował

biskup Józef Gucwa. Po mszy nastąpił przemarsz pod odnowiony pomnik przy ulicy Wolności. Tam biskup tarnowski Józef Gucwa,

żołnierz Armii Krajowej, dokonał poświęcenia pomnika, a Eugeniusz Piekielniak, prezes ŚZŻAK – Koło Szczucin wygłosił

okolicznościowe przemówienie. Odsłonięcia pomnika dokonali wójt gminy Bolesław Łączyński oraz Inspektor ŚZŻAK w Tarnowie

kpt. Zdzisław Baszak. W uroczystości wzięło udział 20 pocztów sztandarowych.

Dodatkowo 35 byłych żołnierzy AK z Delastowic, Mędrzechowa i Szczucina otrzymało awanse z rąk płk. Antoniego

Marchwickiego.Sztandar wraz z pocztem sztandarowym jeszcze wiele razy występował w uroczystościach

państwowych i lokalnych.

Powrót sztandaru

Niestety, przyczyny naturalne sprawiły, że liczba członków Koła systematycznie malała. W pewnym momencie, ostatni członkowie delastowskiej organizacji podjęli decyzję o przekazaniu sztandaru do Izby Pamięci Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej w Tarnowie. Tam spoczywał do 2017 r., gdy został przekazany Klubowi Historycznemu im. Armii Krajowej w Powiatowym Centrum Edukacji i Kompetencji Zawodowych (PCEiKZ) w Szczucinie.

Płk Zdzisław Baszak, honorowy prezes Okręgu Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej w Tarnowie, twórca Izby Pamięci ŚZŻAK w Tarnowie, przekazał Szkolnemu Klubowi Historycznemu im. Armii Krajowej PCEiKZ w Szczucinie sztandar Światowego Związku Żołnierzu Armii Krajowej – Koło Delastowice. Uroczystość przekazania sztandaru odbyła się w Izbie Pamięci ŚZŻAK w Tarnowie. Sztandar 5 lipca 2017 r. w imieniu społeczności naszej szkoły przyjęli: Maria Pietracha – prezes ŚZŻAK- Koło Szczucin, Magdalena Mach-Surowiec – dyrektor PCEiKZ w Szczucinie, Marek Jachym - opiekun szkolnego koła historycznego.

Sztandar wraz z gablotą po przewiezieniu go przez Jerzego Furgała, miejscowego przedsiębiorcy, został umieszczony w sali historii PCEiKZ.

Przypomnę, że kilka lat wcześniej płk Zdzisław Baszak przekazał sztandar ŚZŻAK- Koło w Szczucinie dla

Koła Historycznego im. Armii Krajowej działającego przy Gimnazjum im. Bohaterów Września w Szczucinie.

Tym samym obydwa sztandary znów znalazły się na Ziemi Szczucińskiej. Uczestnicy lokalnych uroczystości, które odbywają

się przed Kwaterą Pamięci Narodowej w Szczucinie, są świadkami „sztafety pokoleń”. Widzą, że sztandary, które w przeszłości były

z dumą noszone przez żołnierzy Polskiego Państwa Podziemnego, obecnie są wystawiane przez młodzież szczucińskich szkół. W tym

wypadku ideały AK nadal są utrwalane w lokalnym społeczeństwie.

Marek Jachym

Próba rekonstrukcji pobytu lotników zestrzelonych w październiku 1944 na terenie Lubasza –Zalesie

Do napisania niniejszego artykułu skłoniła mnie wiadomość, jaką w czasie ferii zimowych uzyskałem od pani Marii Pietracha - prezesa Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej – Koło w Szczucinie. Poinformowała mnie, że zadzwonił do niej pan Stefan Wolak, który w czasie okupacji był mieszkańcem Lubasza (przysiółek Zalesie). Z rozmowy wynikało, że ma pewną wiedzę o pobycie lotników zestrzelonych nad Czarkówką w październiku 1944 r. Ponieważ ten temat nie był mi obcy, poprosiłem pana Wolaka o spotkanie. Zgodził się bardzo chętnie. Wcześniej zapoznał się z moim oraz Witolda Dobrowolskiego artykułem zamieszczonym w „Gazecie Szczucińskiej”, a także z listami uratowanych dwóch lotników. Zaproponował, że postara się odtworzyć pobyt uratowanych lotników ma terenie Bukowca i Lubasza (przysiółek Zalesie).

Świadek historii stwierdził, że choć w październiku 1944 r. był jeszcze dzieckiem, to jednak pewne fakty dotyczące pobytu lotników w Lubaszu utkwiły w jego pamięci. Wyraził też zadowolenie, że dwaj uratowani lotnicy przeżyli wojnę.

Na początku spotkania, w okolicach dworu w Bukowcu, pan Wolak odtworzył ówczesną sytuację militarną dotyczącą najbliższej okolicy. Około kilku kilometrów na wschód od majątku w Bukowcu przebiegała linia frontu, i cały ten obszar był zatem pasem ziemi frontowej. Niemcy za główną linią obrony ciągle budowali dodatkowe punkty oporu, które w razie przerwania pierwszej linii miały zatrzymać Armię Czerwoną. Ten stan trwał od sierpnia 1944 r. do stycznia 1945 r. Z Lubasza oraz najbliższej okolicy do budowy niemieckich okopów w okolicach Brzezówki zatrudniano dorosłych mężczyzn. Wczesnym rankiem wytypowani mężczyźni z narzędziami zbierali się w wyznaczonym miejscu we wsi. W okolicznych domach stacjonowali żołnierze niemieccy, którzy wykonywali prace inżynieryjne przygotowujące rejon Brzezówka – Zabrnie do odparcia Rosjan. We dworze w Bukowcu mieścił się sztab jednostki.

Koleje losu por. Samuela Isaaka Fourie

Lotnicy wyskoczyli ze spadającej maszyny, która rozbiła się w Czarkówce. Andrzej Kupiec w artykule pt. „Zapomniana historia radgoskiego Liberatora” ustalił, że po wyskoczeniu z samolotu trzech lotników (t.j. porucznik James Arthur Lithgow, porucznik Keit Brennand Mac William, sierżant William Francis Cowan) poniosło śmierć na polach miejscowych rolników w Brzezówce, a dwóch (sierżant Geoffrey Frederick Ellis, sierżant Tom Myers) zginęło we wraku samolotu. Trzech pozostałych(porucznik Graham C. Dicks, porucznik Samuel Isaak Fourie, porucznik Evan Colbert) szczęśliwie wylądowało w okolicy Bukowca.

Z listu porucznika Dicksa wynika, że porucznik Samuel Jsaak Fourie, tylny strzelec Liberatora w czasie skoku na spadochronie najprawdopodobniej złamał rękę. Fakt ten mógł zdecydować o jego dalszych losach. Być może szukając pomocy trafił do pałacu w Bukowcu, gdzie kwaterowało dowództwo odcinka frontu. A być może napotkany mieszkaniec Bukowca – nie mogąc się z nim porozumieć - skierował go do sztabu, aby tam udzielono mu pomocy medycznej. Tam zostaje przez Niemców zatrzymany i rano w otoczeniu pilnujących go żołnierzy niemieckich wywieziony na ciężarówce w kierunku Dąbrowy Tarnowskiej. Do dzisiaj los rannego oficera nie jest znany.

Koleje losu porucznika Evana Colberta

Z listu porucznika Colberta wynika, że po udanym skoku na spadochronie wylądował ranny w lesie, w niewielkiej odległości od linii frontu. Tam spędził noc, a nad ranem po usłyszeniu odgłosu szczekającego psa udał się w jego kierunku. Po około dziesięciu minutach marszu (był ranny w nogę) zobaczył na polance samotne gospodarstwo i krzątających się gospodarzy. Według relacji Stefana Wolaka mogła to być zagroda Jana Misiaszka zwanego „Janeczkiem”, z którą dom rodzinny naszego rozmówcy sąsiadował. Wtedy dom Misiaszka był drewniany i pokryty strzechą, a w zagrodzie otoczonej drewnianym płotem przebywał duży pies. Porucznik Colbert podszedł do obejścia, gdy, najprawdopodobniej, gospodarze przystąpili do porannego obrządku w gospodarstwie. Początkowo chciał się przedostać w okolicę rosyjskiego frontu. Na szczęście gospodarze zatrzymali angielskiego oficera, nakarmili i umieścili na strychu. Stefan Wolak stwierdził, że niemal w każdym domu w Lubaszu był członek miejscowej placówki Armii Krajowej. Tym samym wiedza o tym wydarzeniu szybko musiała dotrzeć do dowództwa placówki. Stąd ich szybka reakcja.

Pan Wolak pamięta też pewien epizod - być może dotyczący tego wydarzenia. Otóż późną nocą do jego domu przybyła grupa ludzi ( co najmniej cztery osoby). Rozmowy toczyły się w sieni. Ponieważ był wtedy dzieckiem, nie został do nich dopuszczony. Czy był to ranny lotnik? Pan Wolak nie może tego faktu potwierdzić.

Koleje losu porucznika Grahama C. Dicks,a

Porucznik Dicks najprawdopodobniej wylądował w lesie nieopodal kamiennej drogi Szczucin – Dąbrowa Tarnowska (obecnie droga krajowa nr 73). Rano, po wcześniejszym wydostaniu się ze spadochronu, udał się w kierunku południowym wzdłuż ścieżki obok głównej drogi, na której widział przemieszczających się niemieckich żołnierzy. Mieszkaniec Lubasza potwierdził, że obok tej kamiennej drogi była wydeptana ścieżka, którą on sam wraz z miejscową ludnością wędrowali do Szczucina.

Po wyjściu z lasu, aliancki oficer spotkał miejscowego gospodarza, który szedł do kopania niemieckich okopów. Mógł to być Michał Duda, którego dom znajdował się nieopodal głównej drogi, sąsiad Bukowieckich (dawniej Piekielniaków). Po wojnie widziano w tym domu lotniczą kurtkę. Gospodarz umieścił angielskiego oficera na skraju lasu i udał się po pomoc. Porucznik z lasu obserwował trakt. W pewnej chwili na ciężarówce niemieckiej zobaczył - por. Samuela Isaaka Fourie, członka swojej załogi, który został przez Niemców zatrzymany we dworze w Bukowcu i rankiem wraz z eskortą odtransportowany w kierunku Dąbrowy Tarnowskiej.

Po przybyciu miejscowych gospodarzy lotnik przebrał się w cywilne ubranie i został odprowadzony do pobliskiego gospodarstwa. W Lubaszu uratowani lotnicy przebywali krótko. Nie udało się ustalić, w jakich jeszcze domach mogli przebywać. Świadek ma tylko przypuszczenia, które wymagają dalszych badań. Dzięki żołnierzom miejscowej placówki „Stanisława” pobyt na Ziemi Szczucińskiej zakończył się szczęśliwie. Zostali przekazani do placówki „Malwina”, gdzie na kwaterach doczekali końca wojny.

Dalsze wspomnienia

W trakcie rozmowy o zasadniczym temacie pan Wolak przekazał mi jeszcze kilka dodatkowych informacji, które zapewne zainteresują czytelników. Z jego relacji wynika, że młodzi ludzie na placu wśród pastwisk udając, że grają w piłkę, potajemnie odbywali praktyczne ćwiczenia wojskowe. Nadzór nad ćwiczeniami sprawował Władysław Warias, który mieszkał w domu Głodów w Szczucinie.

Mieszkaniec Lubasza wspomina, że żołnierze niemieccy, którzy powrócili z frontu wschodniego, nadal odczuwali skutki rosyjskiej zimy. Mieli też różny stosunek do Polaków, a Ślązacy w niemieckich mundurach byli przyjaźnie nastawieni do miejscowej ludności. Informowali nawet gospodarzy, u których stacjonowali na kwaterach, kiedy będą mieć służbę i że wtedy nie będzie ich w domu.

Kolejną ciekawą historią jest opowieść o miejscowej kapliczce, która nadal jest zawieszona na drzewie obok drogi krajowej po prawej stronie od Góry Lubaskiej w kierunku Dąbrowy Tarnowskiej. Otóż żołnierze niemieccy rozpoczęli wysadzanie drzew rosnących wzdłuż tej drogi. Miały one stanowić naturalną przeszkodę dla nacierających Rosjan. Wszystkie drzewa zostały zniszczone oprócz tego, na którym umieszczona była kapliczka. Obecnie trudno stwierdzić: czy był to przypadek, czy też świadoma działalność Ślązaków. Ślązacy mieli mieć też wyrzuty sumienia, gdy otrzymali od przełożonych rozkaz wysadzenia kościelnej wieży w Szczucinie.

Wiedza o naszej historii lokalnej z czasów drugiej wojny światowej wciąż jest ułomna – i pozostanie taką, dopóki nie ukaże się obszerna praca poświęcona temu okresowi. Na tę chwilę należy spisywać wszystkie relacje od osób pamiętających wojenne lata. Relacja pana Wolaka jest niewątpliwie pierwszym świadectwem opisującym pobyt zestrzelonych lotników w Lubaszu. Warto zadbać o to, aby były kolejne.

Marek Jachym

Nowe szczegóły w sprawie zestrzelonego samolotu nad Czarkówką

16 października 1944 r.

Historia załogi „Liberatora”, który został zestrzelony nad Czarkówką, nadal budzi wiele emocji. W dalszym ciągu jest wiele niejasnych okoliczności związanych z momentem zestrzelenia samolotu oraz późniejszym pobytem dwóch uratowanych członków załogi na Powiślu.

W trakcie kwerendy dotyczącej historii ruchu oporu na Ziemi Szczucińskiej, dotarłem do nowych informacji, mających związek z tym wydarzeniem. Otóż w Archiwum Państwowym w Tarnowie, w tekach (teki 33/504/15) ppłka „Mirosława” Stefana Musiałka-Łowickiego, inspektora Inspektoratu AK Tarnów i dowódca 16 Pułku Piechoty Ziemi Tarnowskiej AK, natknąłem się na dwa listy w języku angielskim z 16 i 17 grudnia 1944 r. Ich autorami byli uratowani oficerowie z zestrzelonego samolotu: por. Evan Colbert (nawigator) i por. Graham C. Dicks (radiotelegrafista). Listy zostały napisane dwa miesiące po zestrzeleniu, a miesiąc przed wkroczeniem Armii Czerwonej na Powiśle.

Pierwsza trudność z listami Południowoafrykańczyków polegała na przetłumaczeniu ich na język polski. Tłumaczenia listów podjęła się Magdalena Mach –Surowiec, dyrektor Powiatowego Centrum Edukacji i Kompetencji Zawodowych (PCEiKZ) w Szczucinie, nauczyciel języka angielskiego.

Początkowo zamierzałem czytelnikom przedstawić stan wiedzy o tej historii, by na końcu artykułu w całości przedstawić treść przetłumaczonych listów, które mają charakter oświadczeń. Ostatecznie zdecydowałem się na inną strukturę artykułu. Fragmenty obydwóch listów zamieściłem w ujęciu problemowo-chronologicznym. Pod nimi zamieściłem krótki komentarz, oparty na wiedzy, którą o tym wydarzeniu zdobyłem w istniejącej literaturze historycznej. Dalsza część artykułu dotyczy nowych informacji, które ustaliłem już po wygłoszeniu referatu w PCEiKZ 25 listopada 2014 r., w czasie „Wieczornicy” upamiętniającej owo wydarzenie.

Warto przypomnieć, że listy zostały napisane w czasie, gdy jeszcze trwała okupacja niemiecka. Mimo, że zestrzeleni lotnicy ujawnili wydarzenia, które miały miejsce od ich „przymusowego lądowania” w Polsce, to nie mogli jednak pisać o faktach, które by pozwoliły okupantowi dotrzeć do osób zaangażowanych w pomoc zestrzelonym lotnikom. Polakom oraz ich rodzinom groziła za to śmierć.

Fragmenty listu porucznika G. C. Dicks'a. Teki ppłka "Mirosława" Stefana Musiałka - Łowickiego (sygn. 33/504/15). Archiwum Państwowe w Tarnowie.

Zestrzelenie

por. Graham C. Dicks:

"Około godziny 8:30 wieczorem 16 października 1944 roku, samolot którym byłem transportowany (na służbie) jako telegrafista został zestrzelony przez (przypuszczalnie) żołnierza nieprzyjaciela. Jak wnioskuję doszło do tego nad linią niemiecko-rosyjskiego frontu, wziąwszy pod uwagę fakt, że wylądowałem około dwóch mil za niemiecką linią. Lądując ze spadochronem widziałem jak nasz samolot spadł około 5 mil dalej na linii naszego kursu i stanął w płomieniach".

por. Evan Colbert:

"Nocą 16 października 1944 roku nasza maszyna została zestrzelona przez wroga około pięciu mil za linią niemiecką. Miałem na tyle szczęścia by wylądować w lesie, gdzie pozostałem do rana. Podczas lądowania raniłem się w lewą nogę, co sprawiało duży ból podczas chodzenia".

Ciężki samolot bombowy B-24 „Liberator” nr KH – 152 „F”, należący do 34. Dywizjonu Bombowego SAAF (Południowoafrykańskie Siły Powietrzne), w trakcie lotu został zestrzelony przez nocny samolot myśliwski (prawdopodobnie Junkers Ju-88) w odległości 30 km na północny wschód od Tarnowa. Palący się samolot spadł w rejonie Czarkówki na obszarze gminy Radgoszcz. Z dostępnych źródeł wynika, że załoga jeszcze próbowała wyrzucić ładunek, który miał być dostarczony Armii Krajowej w rejon Radomska. Miejscowi badacze twierdzą, że poważna część ładunku dostała się w ręce Niemców, a niewielka jego część została przejęta przez miejscową ludność i zakopana. Ta ostatnia czynność odbywała się w ogromnym pośpiechu, gdyż Szczucin i okolice były wtedy strefą przyfrontową.

Z załogi liczącej ośmiu członków - dwóch zginęło w środku samolotu (strzelec –sierż – Geoffrey F. Ellis, bombardier – sierż. Tom Myers), trzech poniosło śmierć po wyskoczeniu z płonącego samolotu (dowódca, I pilot – por. James Arthur Lithgow, II pilot – por. Keit B. Mac William, strzelec - sierż William Francis Cowan), a tylny strzelec – por. Samuel Isaak Fourie, po szczęśliwym lądowaniu w okolicach Lubasza, prawdopodobnie udał się do pobliskiego majątku w Bukowcu, w którym kwaterowało dowództwo niemieckiego pułku. Tam przejęła go niemiecka żandarmeria wojskowa, a dalszy los Południowoafrykańczyka jest nieznany. Do dwóch członków załogi (nawigator - por. Evan Colbert, radiotelegrafista- por. Graham Dicks) - którzy wyskoczyli z płonącego samolotu - los się bardziej uśmiechnął. Dzięki pomocy miejscowej placówki Armii Krajowej „Stanisława” przeżyli wojnę.

Fragmenty listu porucznika E. Colberta. Teki ppłka "Mirosława" Stefana Musiałka - Łowickiego (sygn. 33/504/15). Archiwum Państwowe w Tarnowie.

Pierwsze chwile

por. Graham C. Dicks:

"Spadając niefortunnie pomiędzy dwa drzewa zaczepiłem spadochronem o ich wierzchołki i utknąłem w ich koronach. Niektóre gałęzie odłamały się robiąc przy tym niemiłosierny hałas, więc pozostałem w powietrzu wisząc nieruchomo w ciszy przez około godzinę. Trwało to dopóty, dopóki mogłem wytrzymać uprząż spadochronu wcinającą się w moje ciało: następnie rozhuśtałem się tak, aby być w stanie wypiąć uprząż spadochronu. Niestety nie mogłem znaleźć gałęzi odpowiednich do zejścia w dół. Noc była ciemna i zimna, a ja pozostałem na drzewie do świtu. Następnie, przy użyciu uprzęży spadochronu zszedłem na ziemię po pozbawionym gałęzi pniu z wysokości ok. 60 stóp. Drzewa, na których zawisłem rosły na skraju lasu, wzdłuż głównej drogi, biegnącej w stronę frontu. Przez kolejne pół godziny próbowałem ustalić moją pozycję na mapie, którą miałem ze sobą, siedząc w lesie w pobliżu wydeptanej ścieżki i obserwując niemieckich żołnierzy przemieszczających się drogą.

Po około godzinie od nastania świtu pojawił się chłop (polski), zmierzający do kopania niemieckich okopów, którego natychmiast zatrzymałem. Zgodnie z jego orientacją w terenie zostałem zestrzelony jakieś 3 km na południowy zachód od Szczucina. Po wyjaśnieniu skąd się wziąłem i kim jestem człowiek ten niezwłocznie udał się do pobliskiego gospodarstwa aby zawiadomić partyzantów. W bardzo niedługim czasie ten sam miejscowy wrócił z partyzantem, dwoma gospodarzami, chlebem i wieprzowiną. Czterej mężczyźni wymieli krótkie informacje, po czy zniknęli znowu aby znaleźć dla mnie cywilne ubranie.

Kiedy czekałem na nich leżąc w leśnej trawie, drogą, w odległości ok. 100 jardów, przejechała niemiecka ciężarówka. Na ciężarówce jechali trzej niemieccy żołnierze, a osoba siedząca obok kierowcy, to południowoafrykański oficer, który jak sądzę (na ile byłem w stanie dostrzec z tej odległości) był naszym tylnym strzelcem. Rozpoznane przeze mnie z dużą pewnością dystynkcje S. A. Red na ramionach, postura więźnia oraz włosy na jego odkrytej głowie wskazywały na naszego tylnego strzelca pokładowego. Wrócili czterej mężczyźni i przebrałem się w cywilne ubranie. Jeden z nich dowiedział się, że jakiś oficer S.A. złamał rękę i w nocy trafił do domu, w którym stacjonowali Niemcy. Zakładam, że to był nasz tylny strzelec pokładowy, w przeciwnym razie nie trafiłby tak szybko do niewoli i nie został tak wcześnie przetransportowany".

por. Evan Colbert:

"O świcie następnego dnia (17) ruszyłem w drogę przez las, w kierunku, w którym słyszałem szczekanie psa, gdzie jak wywnioskowałem, musiało być gospodarstwo. Po około dziesięciu minutach marszu dotarłem do polany gdzie stało gospodarstwo. Przed wejściem na jego teren zaczekałem, aby sprawdzić, czy nie ma tam żadnych Niemców. Po około pół godzinie z domu wyszli kobieta i mężczyzna, jak wiadomo, chłopi. Podszedłem do nich i starałem się wyjaśnić, że jestem angielskim oficerem i że chce przedostać się do linii rosyjskiej.

Mężczyzna wskazał w kierunku linii rosyjskiej i ruszyłem w drogę, wtem mężczyzna zawołał mnie i zapytał czy nie potrzebuje jedzenia. Następnie zabrał mnie do swojego domu i dał mi dobry posiłek i trochę mleka do picia. Wyjaśnił, że jest Polakiem i dał do zrozumienia, że będzie lepiej, jeśli zostanę u niego na strychu aż się ściemni, bo w okolicy roi się od Niemców. Tak postanowiłem zrobić, zwłaszcza, że moja noga bardzo mnie bolała. Rankiem przyszedł zobaczyć się ze mną chłop w podeszłym wieku, który trochę mówił po angielsku. Powiedział, że samolot rozbił się na terenie jego gospodarstwa. Trzech członków załogi było praktycznie spalonych w maszynie, a że dwóch innych niedaleko maszyny, więc najprawdopodobniej spadochrony się nie otwarły lub skoczyli ze zbyt małej wysokości. Pokazał m dokument jaki wyciągnął z kieszeni jednego z mężczyzn. Był to stary raport techniczny z zapisanym nazwiskiem porucznik MacWilliams, który był naszym drugim pilotem. Ten drugi mężczyzna miał obydwie nogi złamane i Niemcy zastrzelili go na miejscu. Było pięciu martwych, ale relacjonujący był w stanie zidentyfikować tylko jednego porucznika Mac Williamsa".

Z miejscowych źródeł wynika, że obydwaj lotnicy po zestrzeleniu Liberatora wylądowali w lesie koła Bukowca, gdzie widząc przemieszczających się Niemców, pozostali w ukryciu. Następnego dnia dzięki przypadkowemu spotkaniu w lubaskim lesie, zostali uratowani przez członków miejscowego ruchu oporu. Jednego z południowoafrykańskich żołnierzy miał osobiście spotkać komendant placówki „Stanisława”, kapitan Franciszek Wiatr ps. „Duch”, drugi zaś natknął się na kaprala Władysława Dudę ps. „Sarna”.

Colbert pisał, że po szczęśliwie zakończonym skoku, o świcie udał się do miejscowych gospodarzy, którzy mieli odwagę go ugościć i powiadomić miejscowy ruch oporu. Zapewne było to gospodarstwo znajdujące się na terenie gminy Radgoszcz. Dopiero następnej nocy por. Colbert został oprowadzony przez partyzantów do domu w okolicach Bukowca, w którym spotkał radiotelegrafistę. Opierając się na raportach zestrzelonych lotników, w zbliżony sposób opisuje to wydarzenie Kajetan Bieniecki w książce „Lotnicze wsparcie Armii Krajowej”.

Zaś z listu Dicksa wynika, że wylądował w lubaskim lesie, w niewielkiej odległości od dworu w Bukowcu.

Pobyt w okolicach Szczucina

por. Evan Colbert:

"Przed opuszczeniem naszej bazy zostaliśmy poinformowani przez nasz wywiad, że w przypadku przymusowego lądowania w Polsce mamy się kontaktować z partyzantami i wykonywać ich instrukcje. Powiedziałem o tym temu mężczyźnie, a on odpowiedział, że partyzanci zostali powiadomieni i zjawią się wieczorem.

Przyjechali około osiemnastej i po moim kolejnym posiłku zabrali mnie, albo lepiej powiedzieć, wręcz zanieśli mnie do innego domu, około dwie mile dalej. Moja noga w tym czasie była praktycznie bezużyteczna. W drugim domu dali mi cywilne ubrania, więcej jedzenia i papierosów. Warto wspomnieć, że nie miałem pieniędzy, wszystko co miałem zostało stracone wraz z maszyną, ale oni ani razu nie wspomnieli o zapłacie Powiedziano mi, że kilka mil dalej mają innego oficera i że zabiorą mnie do niego tej nocy. Tak tez zrobili i po moim przybyciu na miejsce stwierdziłem, że tym oficerem jest nasz operator łączności z samolotu. Te noc spędziliśmy w trzecim domu. Następnego dnia wczesnym rankiem przedostaliśmy się do lasu. Szliśmy w stronę innego gospodarstwa w lesie, ale dwóch Niemców tam kwaterowało, więc musieliśmy leżeć na ziemi w lesie, podczas gdy Partyzanci szukali bezpiecznego miejsca dla nas. Wrócili do nas po kilku godzinach i wyruszyliśmy do pobliskiej wioski do miejscowej szkoły. Tam zostaliśmy przetrzymani do wieczora, następnie znowu przetransportowani, tym razem na wozie, do domu położonego około 10 mil od wioski. Tam zostaliśmy rozdzieleni, jako że Partyzanci nie uważali tego za rozsądne, abyśmy przebywali razem".

por. Graham C. Dicks:

"W cywilnym ubraniu, unikając głównych traktów, zostałem przeprowadzony przez partyzanta do pobliskiego gospodarstwa, gdzie jeszcze raz

dosłownie zmusili mnie do przyjęcia kolejnej porcji chleba i herbaty. W związku z niewielką odległością od linii wroga zostałem później bezpiecznie odeskortowany do innego gospodarstwa, około 4 mile dalej. Zagroda była również usytułowana przy głównej drodze, ale zostałem poproszony o schowanie się w sianie na strychu, gdzie mogłem spać. Byłem już bardzo zmęczony, a moje całe ciało potwornie obolałe. Około godziny 2 po południu obudziła mnie w mojej kryjówce żona gospodarza, serwując posiłek wystarczający dla trzech osób. Poinformowała mnie także, że nasz nawigator jest bezpieczny i pojawi się tej nocy, 17 października 1944 roku. Po obiedzie spałem aż do nocy, kiedy to zostałem zabrany do domu gospodarza, gdzie mogłem porządnie się umyć i zjeść kolację. Ta składała się z trzech jajek i szynki. Dostałem także dużo papierosów. Ponieważ jeszcze nie odespałem zmęczenia i nie pozbyłem się bólu, szybko wróciłem do kryjówki w sianie, gdzie o około 10 w nocy dołączył do mnie nawigator naszego samolotu. Jeszcze przed świtem zostaliśmy zabrani przez las do kolejnego gospodarstwa. Tu raz jeszcze, gdzie wroga w bród, pozostaliśmy w ukryciu, czekając na dogodny moment tego poranka".

Teren, na którym wylądowali zestrzeleni członkowie ciężkiego bombowca, wchodził w zakres działania placówki AK „Stanisława”. Z relacji por. Colberta wynika, że był ranny w nogę i samodzielnie nie mógł się poruszać. Wieczorem miejscowi „partyzanci” przenieśli rannego oficera do zagrody, która była oddalona o kilka mil. Do któregoś domu, w nocy, został też dostarczony drugi z uratowanych lotników. Niestety, w żadnym znanym mi lokalnym źródle nie natrafiłem na informacje, w jakich domach na terenie gminy Szczucin zestrzeleni lotnicy mogli być ukrywani. Jedynie o tym fakcie pisała Jadwiga Bogusz-Bajorek w opracowaniu „Ziemianie polscy w XX w. Słownik biograficzny”.

Szczucin i okolice znalazły się w strefie przyfrontowej, a tym samym były szczególnie narażone na zwiększoną kontrolę ze strony okupanta. Dodatkowo sołectwa były wysiedlane, a miejscowa ludność była zmuszana do prac przy fortyfikacjach. Tym samym, przemieszczanie się z osobami, które miały trudności w chodzeniu, nie znały języka polskiego i ukrywanie ich musiało stanowić dużą trudność.

Pobyt na Powiślu

por. Graham C. Dicks:

"Następnie zaopiekował się nami dyrektor szkoły w małej wiosce, który przetrzymał nas aż do zmierzchu, kiedy to po raz kolejny zostaliśmy przetransportowani furmanką do oddalonej o 10 mil wioski. Tam zostaliśmy rozdzieleni ze względów bezpieczeństwa, nawigator został zabrany w miejsce, gdzie mógł otrzymać właściwa opiekę lekarską miejscowego medyka. Podczas lądowania poważnie uszkodził kolano.

Przez następny tydzień przebywałem u rodziny, w której jedna z córek całkiem dobrze mówiła po angielsku. Dzięki temu, że ludzie owi byli raczej zamożni, zostałem wyposażony we wszystkie niezbędne rzeczy, nie wyłączając brzytwy. Stamtąd zostałem ponownie przewieziony furmanką do następnego gospodarstwa oddalonego o 10 mil, gdzie pozostałem przez 3 tygodnie. Ten dom był dobrze chroniony poprzez drzewa i bliskość Wisły. Mogłem swobodnie się przemieszczać bez obawy zauważenia przez niemieckich żołnierzy. Niestety odnowiło się moje zranienie spowodowane uprzężą

spadochronu, ale muszę przyznać, że otrzymałem wszelką niezbędna pomoc ze strony doktora, który odwiedzał mnie regularnie co kilka dni. Rana wymagała zastrzyków, co wkrótce okazało się skuteczną kuracją. Wielkie dzięki DOKTORZE!"

por. Evan Colbert:

"Na miejscu (w piątym domu) zostałem położony spać i opiekowano się mną jak dzieckiem. Następnego ranka sprowadzono miejscowego lekarza, który włożył moją nogę w gips. Ludzie ci byli całkiem dobrze sytuowani i, można powiedzieć, grube ryby w okolicy. Zostałem tam przez około tydzień, następnie zdecydowali przenieść mnie raz jeszcze, jako że Niemcy poinformowali ich o tym, że chcieliby zakwaterować tam jakichś oficerów następnego dnia.

Od tego momentu byłem przenoszony jeszcze do trzech innych domów, których mieszkańcy byli przedstawicielami różnych klas społecznych, zarówno ubodzy jak i zamożni. We wszystkich polskich domach, w których przebywałem, bez względu na to czy u ludzi biednych czy bogatych, otrzymywałem tak samo dobre traktowanie, oddawali mi wszystko co mieli. Ubrania, papierosy, przybory toaletowe, a obecnie próbują dla nas zdobyć karty identyfikacyjne.

Obecnie jestem z powrotem w tym dużym domu, gdzie najpierw oglądał mnie lekarz i gdzie traktują mnie w sposób nie inny jak tylko doskonały".

Ponieważ Szczucin i okolice stanowiły strefę przyfrontową, która była szczególnie nadzorowana przez okupanta, w dowództwie placówki „Stanisława” zapadła decyzja o sprawnej ewakuacji uratowanych lotników w bezpieczniejsze rejony Powiśla. Do tego zadania wyznaczono – Jana Orszulaka ps. „Wydra”, adiutanta placówki „Stanisława”. Do punktu kontaktowego miał ich dostarczyć Franciszek Dzięgiel ps. Zygzak”. W trakcie zbliżania się do umówionego miejsca, natknęli się na patrol niemiecki, który na wędrujących lasem mężczyzn nie zwrócił żadnej uwagi.

Do zakończenia działań wojennych uratowani lotnicy przebywali w sołectwach Kanna i Bolesław. Zamieszkiwali w domach Pawła Kochanka z Bolesławia, Tadeusza Babiarza ps. „Sodalis” oraz rodziny Hudyków. Gościny użyczył im też dworek Krzysztofa Sroczyńskiego.

Trud przechowania lotników nie poszedł na marne. Zestrzelonym lotnikom po wkroczeniu Armii Czerwonej udało się przez Związek Radziecki przedostać do swoich.

Obraz Niemców

por. Evan Colbert:

"Chciałbym dodać kilka słów o niemieckim traktowaniu tutejszych ludzi. Osobiście nie widziałem przykładów brutalności czy zabijania, ponieważ tutaj, ze względu na to, że do linii frontu jest około 10 mil, nie ma Gestapo. Ale praktycznie każda rodzina straciła jakiegoś krewnego z powodu niemieckiego okrucieństwa. Widziałem mężczyzn wywożonych na roboty. Starsi mężczyźni, którzy ledwo chodzą, kopią okopy dla Niemców, a gdy zrobią dostatecznie dużo, już nie wracają. W tym domu widuję dużo Niemców, praktycznie codziennie jednego lub dwóch. Zabrali niemalże wszystko, np.bydło i konie. Konie do pracy, bydło na ubój. Oczywiście oni skupują zboże i nikomu nie wolno sprzedać komu innemu, chociaż oczywiście tak się zdarza".

por. Graham C. Dicks:

"Jeśli chodzi o okrucieństwo Niemców, opisane w załączonym oświadczeniu, nie mogę zrobić nic więcej poza poświadczeniem jego prawdziwości. Nie widziałem wprawdzie brutalności czy morderstw, słyszałem natomiast wystarczająco wiele, aby wyrobić sobie opinię o niemieckim zachowaniu, nie wyłączając grabieży miejscowych z większości zapasów żywności czy inwentarza które mieli w posiadaniu. W obliczu trwającej już pięć lat okupacji szczególnie podziwiam polską odwagę i śmiałość okazaną w opiece nad nami i ochronie przed dostaniem się do niewoli, zwłaszcza ze względu na bliskość frontu".

Uratowani lotnicy, dzięki wzorowej postawie Polaków, nie zetknęli się z bezpośrednio z niemieckim okupantem. Godzi się przypomnieć, że Dicks

w czasie pobytu na Powiślu, zaznał uczucia strachu wobec Niemców. W chwili, gdy udawał się na badania, on oraz towarzyszący mu Jan Misiaszek ps. „Wit”, żołnierz placówki „Malwina”, natknęli się patrol niemiecki, który rozpoczął rewizję w domu, w którym zdążył się ukryć aliancki lotnik. Na

szczęście skończyło się to szczęśliwie, a żołnierze z miejscowej placówki „Malwina” byli przygotowani do ewentualnego odbicia lotnika.

Obraz Polaków

por. Evan Colbert:

.

"Kiedy myślę o tych ludziach tak dla nas dobrych, którzy mogli być zastrzeleni w przypadku zdemaskowania, dociera do mnie, że oni ponosili to całe ryzyko niczego w zamian nie oczekując.Powyższe słowa są prawdopodobnie skromną relacją mojego pobytu w Polsce. To co chciałem przekazać, mam nadzieję jest jasne. To znaczy ten wspaniały sposób, w który Polacy, po pięciu latach piekła ciągle mają odwagę, żeby stawiać im opór. Obecnie wszyscy czekamy z nadzieją na ofensywę Bolszewików, ponieważ przedostanie się w tej chwili na drugą stronę linii frontu jest niemożliwe. Istnieje tez prawdopodobieństwo, że Niemcy będą chcieli się ewakuować w te rejony. W takim wypadku każdy dostanie dwie godziny na spakowanie, wszystko użyteczne zostanie zabrane przez Niemców, reszta spalona.

Na zakończenie stwierdzam, że jeśli zostaniemy wzięci do niewoli przez Niemców, lub nie zdołamy opuścić Polski, nie nastąpi to z powodu braku pomocy i wysiłków ze strony partyzantów aby nas przetrzymać bezpiecznych i wolnych".

por. Graham C. Dicks:

"W momencie pisania tego listu, dwa miesiące po naszym zestrzeleniu jestem w kolejnej wiosce, gdzie zostałem przyjęty bardzo szczodrze. Prawie powróciłem do zdrowia i mam już za sobą najgorsze – pęcherze i aklimatyzację. We wszystkich miejscach, gdzie się ukrywałem, pomimo, że były to gospodarstwa lub stodoły, miałem najlepszą możliwą opiekę. Doceniam i chcę pamiętać o niedoli, jaką znosili Polacy pozbawieni spokoju i bezpieczeństwa w tym, co robili. Gdziekolwiek się znalazłem, wśród bogatych czy biednych, chłopów czy gospodarzy, byłem zawsze traktowany w sposób najlepszy z możliwych. Nieraz dostrzegałem u nich irytację, kiedy proponowałem zapłatę za jakieś artykuły czy żywność. Partyzanci po prostu odmawiają przyjmowania pieniędzy, twierdząc, że wspieranie nas jest ich obowiązkiem. (…)

Podsumowując muszę stwierdzić, że nie mogło być dla nas bezpieczniejszego i bardziej komfortowego schronienia, niż to, w którym się znaleźliśmy. Jeśli natomiast wydarzy się coś nieprzewidywanego, co uniemożliwi nam nasze bezpieczne opuszczenie Polski, nie będzie to udziałem Polskich partyzantów".

Z listów wynika, że Polacy to odważny naród, który mimo długiej okupacji, nadal miał siłę stawiać wrogowi opór. Alianccy żołnierze byli przekonani, że nawet gdyby dostali się do niewoli, nie będzie to winą Polaków.

Nowe ustalenia

Trudno jest dzisiaj odtworzyć wszystkie miejsca pobytu lotników na terenie gminy Szczucin. Niewątpliwie pewne światło rzuca na tę sprawę pierwszy tom serii słowników biograficznych opisujących ziemian polskich XX wieku. W 1tomie „Ziemianie polscy w XX wieku” (red. Antoni Arkuszewicz) Jadwiga Bogusz –Bajorek w nocie poświęconej Wandzie Bogusz z Ziemblic, żonie Franciszka Ksawerego z Ziemblic Bogusza, która od 1919 r. mieszkała w Bukowcu, twierdzi, że w lipcu 1944 r. "gdy cała okolica znalazła się w pasie przyfrontowym, dwór w Bukowcu, dzięki położeniu w środku lasów, został zajęty przez niemieckie dowództwo frontu, a jego mieszkańcy zostali usunięci do stojącej obok oficyny. W piwnicy tejże oficyny na początku września 1944 r., pod bokiem sztabu niemieckiego, Wanda Bogusz dała schronienie dwom angielskim lotnikom, którzy po zestrzeleniu ich samolotu wracającego z misji pomocy walczącej Warszawie, zawędrowali niemalże w „paszczę lwa”. Po skontaktowaniu się z

miejscowym członkiem AK, lotnicy zostali przeprowadzeni do odległego o 20 km dworu w Bolesławiu".

Dalsze światełko dotyczące tego wydarzenia dostarczają nam ustne relacje mieszkańców gminy Szczucin. Wynika z nich, że jeden z lotników mógł ukrywać się w domu rodzinnym Piekielniaków w Lubaszu, który znajduje się w bliskiej odległości od dworu Boguszów. Jeszcze po wojnie, w domu Piekielniaków, miała być widziana lotnicza kurtka.

W materiałach zebranych przez ppłka Stefana Musiałka-Łowickiego znajdują się meldunki miejscowej AK, która informowała swoje dowództwo o zestrzelonym samolocie w październiku 1944 r. na Powiślu. Z pierwszego meldunku wynika, że w wyniku walki między Liberatorem a Messerschmittem obydwa samoloty spadły. Z załogi alianckiego samolotu czterech członków załogi uratowało się dzięki żołnierzom z placówek „Stanisława” i „Malwina”, jeden natknął się na wartę nieprzyjaciela i został ujęty, a los pozostałych członków załogi jest nieznany.

Meldunek z 27 października 1944 r mówi o tym, że rozkazem dowódcy obwodu Dąbrowa Tarnowska, kpt. Stanisław Rogawski ps. „Tomasz”, udzielił żołnierskiego podziękowania dowódcy placówki „Stanisława” oraz żołnierzom, którzy brali udział w pewnej akcji, w czasie której wykazali pełne poświęcenie i takt. Zasady konspiracji uniemożliwiły dokładne określenie przyczyn podziękowania. Jednak data rozkazu (10 dni od zestrzelenia Liberatora) pozwala przypuszczać, że mogło tu chodzić o uratowanie alianckich lotników.

Z kolejnego meldunku (listopad 1944 r.) wynika, że wiedza o tej tragedii jest już precyzyjniejsza. Nadal meldowano, że samolot niemiecki też został strącony, ale pięciu członków załogi Liberatora poniosło śmierć, a dwóch z trzech, którzy wyskoczyli zostało zamelinowanych przez miejscowy ruch oporu: "Są to Anglicy: 1. Ltn. Dicks nr 313340 (SAAF) 2. Ltn. Colbert nr 102502 (SAAF). Wyżej powiadomieni proszą o powiadomienia dowództwa i rodzin". [Teki ppłka Stefana Musiałka –Łowickiego 33/504/9].

Poszukiwania zestrzelonych lotników alianckich przez powiatowe władze trwały jeszcze w październiku 1945 r. Z zachowanych akt zarządu Gminy Szczucin wynika, że Michał Fortuna, wójt gminy Szczucin, w odpowiedzi na telefonogram o poszukiwaniu brytyjskiego lotnika, napisał o ustaleniach, do jakich udało się dotrzeć ówczesnym urzędnikom. Informowano, że samolot został zestrzelony około 10 godz. wieczorem w sierpniu 1944 r. Widzieli ten fakt mieszkańcy sołectwa Brzezówka (sąsiednia miejscowość od Czarkówki), którzy natknęli się na zabitego mężczyznę w brytyjskim mundurze wraz ze spadochronem. Był wysokiego wzrostu, lat ok. 30. Rano Niemcy postawili przy nim wartę i rozpoczęli poszukiwania pozostałych członków załogi, których nie udało się najprawdopodobniej odnaleźć. Około południa Niemcy rozebrali zabitego z munduru, a zwłoki zabitego kazali ludności cywilnej pochować.

Udało się też dotrzeć do spisanych relacji świadka tych wydarzeń. Świadectwo tych wydarzeń znalazłem w tekach ppłka Stefana Musiałka-Łowickiego. Jest to obszerny artykuł pt.: „Katastrofa brytyjskiego Liberatora” (3 strony maszynopisu), napisany po wojnie przez plutonowego Jana Orszulaka ps. „Wydra”, adiutanta placówki „Stanisława”, uczestnika tych wydarzeń. Były żołnierz placówki szczegółowo opisał moment zestrzelenia samolotu:

"Z pięciu ludzi, którzy opuścili płonący samolot ze spadochronami, tylko trzej wylądowali cało na polskiej ziemi, dwu z nich, którym

spadochrony, ze względu na małą wysokość nie otworzyły się, zginęli śmiercią lotnika. Dwóch ostatnich z załogi lotników, którzy nie zdążyli

opuścić samolotu – a może byli ciężko ranni lub zabici – zginęło straszną śmiercią w ogniu własnej maszyny, która uderzając o ziemię, jakby

w końcowej agonii, wyrzuciła wysoko gejzer ognia, niczym ostatni salut dla poległych lotników". [J. Orszulak, "Katastrofa brytyjskiego Liberatora", mps, Teki ppłka

Stefana Musiałka-Łowickiego 33/504/10].

"Katastrofa brytyjskiego Liberatora", Jan Orszulak , maszynopis. Teki ppłka "Mirosława" Stefana Musiałka - Łowickiego (sygn. 33/504/10). Archiwum Państwowe w Tarnowie.

Początkowo uratowani lotnicy zostali „zamelinowani” przez Jana Orszulaka w mieszkaniu Stanisława Ryczka, kierownika szkoły w Wólce Mędrzechowskiej. Później kontakt z alianckimi lotnikami autorowi artykułu urwał się, gdyż przejęli ich żołnierze z placówki „Malwina”. Z relacji Jana Orszulaka wynika, że w jego domu w Wólce Mędrzechowskiej zdeponowane zostały dokumenty poległych lotników, oznaki broni i stopni oraz zdjęcia. Niestety pamiątki te zaginęły.

Kończąc artykuł chciałbym jeszcze raz przypomnieć słowa Jana Orszulaka, który opisując moment roztrzaskania się o ziemię płonącego Liberatora porównał go do wysokiego gejzeru ognia, który był jakby ostatnim salutem dla poległych lotników. Uważam, że nie był to ostatni salut dla tych dzielnych młodych ludzi. Pamięć o bohaterskich lotnikach oraz o osobach, które uratowanym lotnikom udzieliły pomocy na Powiślu trwa nadal.

Marek Jachym

Bibliografia:

Baszak Z., Placówka AK „Malwina”, Tarnów 1992.

Bieniecki K., Lotnicze wsparcie Armii Krajowej, Warszawa 2005.

Bogusz-Bajorek J., Bogusz z Ziemblic Wanda, Ziemianie polscy w XX w. Słownik biograficzny, Warszawa 1999, s. 15.

Jachym M., Dramat pilotów Liberatora KH-152 „F”, Dostępny w Internecie https://sites.google.com/site/klubak32/publikacje-o-AK.

Kupiec A., Zapomniana historia radgoskiego Liberatora, Dostępny w Internecie www.kurier dąbrowski.pl/zapomniana-historia-radgoskiego-liberatora

List S. Krajewskiego do Powiatowego Oddziału PCK w Dąbrowie Tarnowskiej z 20 maja 1947 r. , rękopis, Archiwum Szkoły Podstawowej w Zabrniu

Lithgow M. D., Jak zginął pilot Lithgow?, „Przekrój” 1959, nr 762.

Orszulak J., Jak zginął pilot Lithgow?, „Przekrój” 1969, ,nr 1280.

J. Orszulak, Katastrofa brytyjskiego Liberatora, , maszynopis , Archiwum Narodowe Tarnów -Teki ppłk. Stefana Musiałka-Łowickiego -33/504/ 10.

Meldunek sytuacyjny z dnia 20X 1944 o godz. 16.00, rękopis, Archiwum Narodowe Tarnów - Teki ppłk. Stefana Musiałka-Łowickiego -33/504/10.

Meldunek sytuacyjny z dnia 1i 2 XI 44 o godz. 6.00, maszynopis , Archiwum Narodowe Tarnów - Teki ppłk. Stefana Musiałka-Łowickiego -33/504/9.

Pismo do Starostwa Powiatowego w Dąbrowie z dn. 30.10. 1945, maszynopis, Archiwum Narodowe Tarnów – Akta Gminy Szczucin 26.

Rzeszuto J., Jak było naprawdę z „Liberatorem”, „TeMI” 1990, nr 47.

Rozkaz nr43, maszynopis, Archiwum Narodowe Tarnów -Teki ppłk. Stefana Musiałka-Łowickiego -33/504/ 10.

Sitarz Z., Nieznana historia zestrzelonego Liberatora, Dostępny w Internecie www.temi.pltemi/regiom/27-region/5468-nieznana-historia-zestrzelonego-Liberatora.

Zestrzelony Liberator, [dostęp 16 stycznia 2015]. Dostępny w Internecie www.dws.org.pl

Ignacy Łazarz ps. „Lot” – niezłomny żołnierz placówki AK „Malwina”

Ignacy Łazarz. Cmentarz w Bolesławiu.

O świcie trzeciego lipca 1944 r., w Świebodzinie miało miejsce wydarzenie, które utkwiło w pamięci mieszkańców tej wsi. Otóż Niemcy obstawili dom, w którym spał Ignacy Łazarz. Po dramatycznej walce, mieszkaniec Świebodzina został zastrzelony, po czym okupanci pastwili się nad jego ciałem, jego grób został przez Niemców zniszczony, a następnie zaminowany. Kim był Ignacy Łazarz, że Niemcy nawet po śmierci bali się jego legendy? Dlaczego okupant chciał wymazać tę postać ze świadomości mieszkańców Powiśla?

Mieszkańcy Świebodzina pamiętają o tej niezwykłej postaci. Po wyzwoleniu, w rocznicę śmierci, zwłoki bohatera zostały przeniesione na cmentarz parafialny w Bolesławiu. W 1975 roku w miejscu jego śmierci został postawiony pomnik, który upamiętnia tamto smutne wydarzenie. W dniu 3 lipca 1994 r. uroczyście obchodzono 50-tą rocznicę jego bohaterskiej śmierci. Od 2004 r. Gimnazjum w Podlipiu nosi nazwę Ignacego Łazarza ps. „Lot”. Na stronie internetowej Gimnazjum znajduje się wymowny zapis: ,,zginął młodo, ale jako żołnierz, ale za ojczyznę". W 10 - tą rocznicę nadania imienia Gimnazjum, odbyła się uroczystość upamiętniająca to wydarzenie, na której gościli żołnierze 16 batalionu powietrznodesantowego z Krakowa.

Tablica pamiątkowa. Gimnazjum w Podlipiu im. Ignacego Łazarza ps. "Lot".

W ubiegłym roku szkolnym stowarzyszenie „Wiedzieć Więcej” zorganizowało konkurs dla uczniów szkół gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych o

bohaterach Powiśla Dąbrowskiego. Uczniowie mieli zapoznać się z życiorysami 10 wybranych osób działających na terenie Powiśla. Wśród tych osób była

też sylwetka Ignacego Łazarza.

Młodość

Ignacy Łazarz urodził się 26 stycznia 1914 r., jako siódme dziecko w rodzinie Honoraty i Wawrzyńca Łazarzów. Jego rodzinną wioską był Świebodzin, wieś w gminie Bolesław, w powiecie dąbrowskim. Wyrósł na ruchliwego, inteligentnego i pogodnego chłopca. Ukończył szkołę powszechną w swojej rodzinnej wsi, gdzie ogromny wpływ na jego dalsze losy mieli: kierowniczka szkoły - Matylda Kalicka oraz Piotr Kozioł – działacz Stronnictwa Ludowego. To właśnie wtedy uczył się miłości do Ojczyzny.

W latach 1935-1937 Ignacy Łazarz odbył obowiązkową służbę wojskową w I Pułku Strzelców Podhalańskich w Nowym Sączu. Po ukończeniu Szkoły Podoficerskiej w Samborze (obecnie Ukraina) w marcu 1938 r. otrzymał nominację na starszego strzelca. Służbę wojskową, w stopniu kaprala, pełnił aż do kampanii wrześniowej jako podoficer nadterminowy.

We wrześniu 1939 r. Ignacy Łazarz został dowódcą drużyny w 16. Pułku Piechoty Ziemi Tarnowskiej, z którym walczył pod Pszczyną. Wyróżniał się niezwykłą odwagą. Jego specjalnością było urządzanie zasadzek na hitlerowskich motocyklistów. Jego drużyna, skapitulowała 21 września 1939 r., do końca zachowując pełną sprawność bojową.

Po klęsce wrześniowej Ignacy wrócił do rodzinnego domu i wraz z młodzieżą ,,wiciową" zbierał broń porzuconą przez polskie oddziały we wrześniu 1939 r.

Konspiracja

Już w 1940 r. Ignacy Łazarz związał się ze Związkiem Walki Zbrojnej (od 1942 r. Armia Krajowa), w którym otrzymał pseudonim konspiracyjny – „Lot”. Wspólnie ze starszym sierżantem Stanisławem Chwałkiem ps. ,,Babicz" ze Świebodzina, przystąpili do organizowania drużyny, która funkcjonowała w ramach placówki ,,Malwina". Ta ostatnia wchodziła w skład obwodu Dąbrowa Tarnowska ps. „Drewniaki”. Placówka „Malwina” pod dowództwem Bolesława Babuli ps. „Malik” działała na terenie gmin: Bolesław i Mędrzechów. Przy placówce „Malwina” istniały plutony: 314, później 314 a, 315, 316, 316b. Drużyna ze Świebodzina wchodziła w skład plutonu 314, który składał się z mieszkańców wsi: Świebodzin, Podlipie, Kuzie, Zalipie, Niwka i Pilcza Żelichowska. Ich dowódcą został Stanisław Chwałek, a jego zastępcą Ignacy Łazarz.

W 1942 r. na rozkaz komendanta obwodu, została wydzielona specjalna sekcja - sabotażowo-dywersyjna, której dowódcą został Łazarz. Sekcja była troskliwie szkolona i przygotowywana do dywersji przez ,,Lota". Brała ona udział w wielu niebezpiecznych akcjach na terenie Powiśla.

Do nich można m.in. zaliczyć niszczenie dokumentów w urzędach gminnych, gdzie prowadzono ścisłą ewidencję bydła i trzody chlewnej. Dane te służyły Niemcom do ściągania obowiązkowych kontyngentów i wysyłania Polaków na przymusowe roboty. Działalność ta dezorientowała lokalną administrację niemiecką. Sekcja uczestniczyła w unieruchamianiu mleczarń dostarczających towar dla Niemców, w których niszczono dokumenty i części urządzeń, co unieruchamiało mleczarnię na pewien czas. Likwidowała także gorzelnie oraz nielegalne bimbrownie. Akcje te ukazywały siłę i znaczenie Polskiego Państwa Podziemnego na okupowanym terenie.

Głośna akcja w Szczucinie

Do jednej z największych akcji przeprowadzanych przez sekcję ,,Malwina" należało wykonanie wyroku na Rozmusie, funkcjonariuszu policji granatowej, który współpracował z okupantem. Wcześniej otrzymał pisemnie ostrzeżenie, że jeśli nie zaprzestanie swoich czynów, zostanie zlikwidowany. Ponieważ ostrzeżenie nie poskutkowało, to w maju 1944 r. postanowiono go zlikwidować. Ustalono, że Rozmus pojedzie rano pociągiem do Szczucina. O tym fakcie powiadomiono ,,Lota", który wieczorem doprowadził wyznaczonych żołnierzy w bezpieczne miejsce w Pawłowie, gdzie przenocowali. Rano bocznymi drogami i wałem wiślanym pojechali rowerami do Szczucina. Po dotarciu na miejsce, ukryli rowery w zbożu i zajęli wskazane stanowiska ogniowe w celu osłony odwrotu po wykonaniu akcji. Sam ,,Konrad" z ,,Lotem" z ukrytą za pasem bronią udali się w kierunku stacji kolejowej, niedaleko której, po przeciwnej stronie ulicy, w piętrowym domu z balkonem, pełnili służbę niemieccy żołnierze.

Ponieważ żołnierze z placówki „Malwina” nie znali Rozmusa, to miał im go wskazać miejscowy działacz AK. Kiedy zamachowcy znaleźli się na wysokości niemieckiej wartowni, zauważyli ustalony znak rozpoznawczy. Wyrok w biały dzień, obok stanowisk Niemców został wykonany. Uczestnicy akcji szybko wsiedli na rowery i wałem wiślanym – spokojnie wrócili do domów. Po tej brawurowej, odważnej akcji, ,,Lot" otrzymał awans do stopnia plutonowego.

Akcja na Wiśle

Szerokim echem na Powiślu odbiła się akcja mająca na celu zdobycie węgla, który płynął galarami Wisłą. W akcji tej wzięła udział drużyna ,,Lota". Nocą 28 czerwca 1944 r. sekcja ,,Lota" wkroczyła na przycumowane do brzegu galary. Ładunek miał być odsprzedany po niskich cenach miejscowej ludności. Akcja została przeprowadzona sprawnie. Uprowadzone galary cumowały też na terenie województwa świętokrzyskiego. W tej akcji, która trwała 4-5 dni, brało udział: 30 żołnierzy z obwodu Dąbrowa Tarnowska i ponad 100 osób ubezpieczających lewy brzeg Wisły. 1 lipca około południa sekcja plut. ,,Lota", która miała największy udział w akcji ,,Węgiel", została wysadzona na brzegu we wsi Tonia. Uczestnicy akcji szli chwilę razem, a później każdy poszedł w swoim kierunku. W tym dniu drużyna Ignacego po raz ostatni widziała swojego dowódcę.

Ostatnia walka

Ignacy Łazarz wiedział, że był obserwowany przez Niemców, dlatego od dłuższego czasu wraz z bratem nie spali w domu. Noc 2/3 lipca 1944 r. też spędził poza domem. Rankiem jednak przyszedł do domu. O tym fakcie dowiedzieli się Niemcy, którzy przybyli do jego rodzinnej wsi. Po przyjeździe na miejsce obstawili dom i jeden z żołnierzy zawołał: ,,Ignacy otwórz". Ten, gdy zobaczył Niemców, rozpoczął samotną, nierówną walkę. Rozwścieczeni Niemcy przystąpili do oblężenia. Żołnierz placówki „Malwina” walczył zażarcie. Wykorzystując chwilowe zamieszanie, skoczył ze strychu, zabił stojącego na dole Niemca i zaczął uciekać. Niestety, ucieczka zakończyła się niepowodzeniem, a bohaterski żołnierz Armii Krajowej został śmiertelnie ugodzony. Niemcy sponiewierali jego zwłoki, a potem rozkazali, aby za domem wykopać dół i tam wrzucić ciało ,, Lota", a miejsce zrównać z ziemią.

Z rozkazu st. sierż. Stanisława Chwałka ps. ,, Babicz", Stanisław Chlastawa z Podlipia, wykonał trumnę, którą nocą przyniesiono na podwórze ,,Lota". Chłopcy odgrzebali zwłoki dowódcy, umyli je, ubrali i włożyli do trumny, którą zakopali w grobie. Dziewczęta ze wsi Świebodzin ustroiły mogiłę wiązankami z biało-czerwonych kwiatów. Na biało czerwonych szarfach widniał napis: „Bohaterowi Polski - koledzy”.

Na drugi dzień Niemcy urządzili podobną obławę na dom Stanisława Chwałka, ale nie zastali go w domu. Przy okazji podjechali znowu pod dom ,,Lota" . Gdy ujrzeli mogiłę ustrojoną kwiatami, zniszczyli ją. Po jakimś czasie chłopcy z drużyny Ignacego, ponownie uprzątnęli grób, ale został on również zniszczony przez Niemców. Mimo założonych min na grobie i tak codziennie, były tam świeże kwiaty. Dopiero po wojnie spowodowano ostrożny wybuch min; niestety - trumna została uszkodzona. Wykonano więc nową, dębową trumnę i włożono do niej starą ze zwłokami bohatera. Konduktowi żałobnemu przewodniczył ówczesny proboszcz parafii, ksiądz Marcin Dybiec, a brali w nim udział: przyjaciele, koledzy mieszkańcy wsi i orkiestra parafialna. 3 lipca 1948 r. został pochowany na cmentarzu parafialnym w zbiorowej mogile z sześcioma nieznanymi żołnierzami polskimi, którzy polegli w walce z Niemcami na terenie Bolesławia w 1939 r.

Grób Ignacego Łazarza ps. "Lot", cmentarz w Bolesławiu.

Pamiętajmy!

Dzisiaj rzadko pamiętamy o tych, którzy walczyli i umierali za Ojczyznę. A już na pewno zapominamy o bohaterach z niedużych miasteczek, czy wiosek. To właśnie ich życiorysów nie znajdziemy w podręcznikach do historii. Warto o nich pamiętać. Dlatego postanowiłam przypomnieć dzieje „Lota”, niezłomnego żołnierza Polski Podziemnej. Korzystałam z lektur: Epitafium dla żołnierza. Czyli wspomnienie o Ignacym Łazarzu (opracowali Ryszard Buczak i Marta Kanak), Placówka AK „Malwina” (Zdzisław Baszak) oraz Ostania walka „Lota” (Jerzy Rzeszuto). Polecam te opracowania do przeczytania moim kolegom i koleżankom.

Natalia Zaglaniczna

Dramat pilotów Liberatora KH-152 „F”

Jesienią 1944 r. na Ziemi Szczucińskiej zbliżające się od wschodu wojska radzieckie w ramach frontu wschodniego, ustabilizowały swoje pozycje na linii Wisły i Wisłoki aż do stycznia 1945 r. Gmina Szczucin znalazła się w bezpośredniej strefie działania wojsk frontowych - po stronie niemieckiej. Niemcy od dłuższego czasu wykorzystywali miejscową ludność do budowy licznych umocnień fortyfikacyjnych, co powodowało utrudnione poruszanie się. Wielu mieszkańców nadwiślańskich miejscowości zostało wysiedlonych. Rosjanie mocno ostrzeliwali nasze tereny zza rzeki Wisły. Zapewne znakiem zbliżających się nowych czasów było zniszczenie przez Niemców mostu w Szczucinie.

Ogólna sytuacja zaczynała być dla Niemców coraz bardziej problematyczna: alianci wylądowali w Normandii – powstał front zachodni, a na froncie wschodnim Niemcy systematycznie cofają się. 20 lipca 1944 r. miał miejsce nieudany zamach przeprowadzony przez oficerów Wehrmachtu (pod przywództwem pułkownika Clausa von Stauffenberga) na życie Adolfa Hitlera. Dowództwo Armii Krajowej (AK) wobec niesprzyjającej sytuacji militarnej i międzynarodowej plan powstania powszechnego zastępuje planem operacji „Burza”. Sytuację komplikuje również powołanie na obszarze wyzwalanym spod okupacji niemieckiej w lipcu zależnego od ZSRR, niesamodzielnego rządu Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego. Sytuacja jest coraz bardziej dynamiczna; na Powiślu odgłosy frontu wschodniego są coraz wyraźniejsze, zapowiadają nadejście upragnionej wolności. Zanim to nastąpiło w lesie w okolicach Szczucina w październiku 1944 r. miała miejsce niezwykła historia.

Zaskakująca historia

Otóż 16 X 1944 r ok. godziny 20.30. został zestrzelony nad miejscowością Czarkówka (w Gminie Radgoszcz) Liberator KH – 152 „F” z 34. Dywizjonu SAAF (South African Air Force – Południowoafrykańskie Siły Powietrzne), który miał dokonać zrzutu na placówkę AK „Buk” 201 koło Radomska. Samolot został zestrzelony przez niemieckiego lotnika z pułku nocnych myśliwców. Załoga składała się z ośmiu lotników: 5 Południowoafrykańczyków (SAAF) i 3 Brytyjczyków (RAF – Royal Air Force – Królewskie Siły Powietrzne) . We wraku samolotu śmierć ponieśli: por. J. A. Lithgow (pilot), por. K. B. Mac Wiliam (pilot), sierż. T. Myers (RAF- bombardier), sierż. F.G. Ellis (RAF – strzelec), sierż. W. F. Cowan (RAF – strzelec).

Trzem lotnikom udało się wylądować na Ziemi Szczucińskiej. Byli to: por. E. Colbert (SAAF) - nawigator i ppor. G. C. Dicks (SAAF) - radiotelegrafista oraz por. S. I. Fourie (SAAF) – strzelec. Nawigatorem i radiotelegrafistą zaopiekowała się Armia Krajowa z placówki „Stanisława”. Mniej szczęścia miał tylny strzelec por. Fourie, który wylądował na spadochronie nieopodal folwarku Bukowiec. Ranny lotnik niefortunnie trafił na kwaterę dowódcy niemieckiego pułku, który tam stacjonował. Stamtąd przejęła go żandarmeria niemiecka. Został uwięziony w obozie koncentracyjnym.

Dalsza historia uratowanych oficerów na Powiślu Dąbrowskim ma niecodzienny przebieg. Pierwszy jej akt rozegrał się w lesie, znajdującym się w niewielkiej odległości od zestrzelonego wraku samolotu.

Opisując pomoc lotniczą dla Armii Krajowej Kajetan Bieniecki, który działał w SZP-ZWZ-AK, żołnierz batalionu „Barbara” 16 pułku Piechoty Armii Krajowej, napisał książkę „Lotnicze wsparcie Armii Krajowej”, w której w oparciu o raporty brytyjskich lotników pisze:

Pilot wydał rozkaz do skoku. Lt. Colbert wylądował koło wsi Czarkówka i skrył się w lesie. Rano poszedł do najbliższej zagrody i poprosił o pomoc w doprowadzeniu go do linii frontu. Nakarmiono go i doradzono, aby poczekał do nocy, bo w okolicy jest pełno Niemców. Wieczorem przyszli uzbrojeni polscy partyzanci …(…). Następnej nocy partyzanci odprowadzili Colberta do domu odległego o 5 km, gdzie przebywał drugi Południowoafrykanin, radiotelegrafista 2/Lt. G. C. Dicks (nr 313340-V)”.

Z kolei bezpośredni uczestnik tych wydarzeń Jan Orszulak, adiutant placówki „Stanisława”, na łamach krakowskiego „Przekroju” z 1969 r. pisze, że zestrzeleni lotnicy mieli dużo szczęścia, gdyż natknęli się na miejscowych żołnierzy AK z placówki „Stanisława”. „Jednego spotkał w lesie osobiście komendant Obwodu AK kapitan „Duch” (Franciszek Wiatr), drugi natknął się na łącznika kapitana „Ducha” „Sarnę”, wracającego z punktu kontaktowego. O sprawie tej pisze też Stanisław Krajewski, kierownik Szkoły Podstawowej w Zabrniu: „Na drugi dzień rano dowiedziano się, że w lesie w Bukowcu ukrywa się 2 lotników brytyjskich, pochodzących z owego samolotu. Sprowadzony tłumacz Szymon Dziekan z Brzezówki, w rozmowie z lotnikami dowiedział się, że załoga płonącego samolotu składała się z 8 ludzi i że jeden z nich jest Afrykańczykiem. Był on wzrostu wysokiego, twarz okrągła, włosy czarne, kędzierzawe, lat około 23. Losem ich zajął się kapitan wojsk polskich Wiatr ze Świdrówki gm. Szczucin”.

Ostatecznie uratowanych lotników przejęli żołnierze AK z placówki „Stanisława”. Ponieważ teren był mocno penetrowany przez Niemców, zapadła decyzja, że przejętych lotników należy umieścić w bezpiecznym miejscu. Wtedy to miała miejsce zaskakująca historia. „Otrzymałem od kapitana „Ducha” – pisze Jan Orszulak - rozkaz przygotowania w pobliżu mej kwatery odpowiedniej meliny. Obydwu lotników miał doprowadzić i przekazać mi w oznaczonym czasie na punkcie kontaktowym (na granicy lasu Skrzynka i Wólka Mędrzechowska) zastępca komendanta placówki, nieżyjący już „Zygzak” (Franciszek Dzięgiel). Oczekiwałem lotników w wiadomym miejscu. Czekanie przeciągało się. Już miałem zwijać posterunek, kiedy spostrzegłem „Zygzaka”. Był blady i bardzo roztrzęsiony.

Wypaliliśmy milcząco papierosa i gdy się uspokoił opowiedział mi, co się stało. Po przejęciu lotników prowadził ich duktami leśnymi na wyznaczone miejsce. Za jednym z zakrętów nadziewają się nagle na niemiecki patrol, stojący zaledwie o kilkadziesiąt metrów. Na wycofanie się i ratowanie ucieczką jest za późno. Zresztą jeden z lotników był kontuzjowany i poruszał się z trudem przy pomocy laski. Uzbrojeni nie byli. Prowadzi więc dalej „Zygzak” lotników prosto w paszczę lwa. O jednym tylko myślał wówczas: jeśli go będą rozwalać, to prosi by to uczynili na oczach lotników. Tymczasem idą dalej, dochodzą do patrolu, a ponieważ ten nie wykazuje – o dziwo – żadnego nimi zainteresowania, mijają go. Oczekują strzałów w plecy. Po przejściu około 20 kroków oglądają się i stwierdzają, ze patrol znikł. (…) Dlaczego nie zareagowali? Pozostanie to już chyba na zawsze tajemnicą”.

Zanim omówię dalsze losy uratowanych lotników, chciałbym zatrzymać się nad przyczyną tego wydarzenia, które doprowadziło do spotkania w lesie, w okolicach Szczucina, dwóch lotników z państwa leżącego na południowym krańcu Afryki oraz przedstawicieli AK z placówki „Stanisława”.

Geneza zrzutów nad Polską

Pomysł stworzenia specjalnej eskadry lotniczej, która utrzymywałaby stałą komunikację lotniczą z okupowaną Polską a władzami rządu

emigracyjnego, narodził się już w listopadzie 1939 r. Sprawa utworzenia specjalnej eskadry łącznikowej przez długi czas była analizowana przez

sztabowców. Po wielu dyskusjach w lipcu 1940 r. utworzono w rządzie brytyjskim organizację Specjal Operations Executive (SOE czyli Kierownictwo

Operacji Specjalnych). Była to tajna agencja, której zadaniem było m.in. prowadzenie dywersji, wspomaganie oporu w okupowanych krajach Europy w

czasie II wojny światowej.

Komenda Główna Armii Krajowej w swoim zakresie opracowała plany wsparcia lotniczego w okupowanym kraju, a w końcu czerwca 1940 r. w ramach polskiego Sztabu Naczelnego powstał Oddział VI Sztabu Naczelnego Wodza, który zajmował się przerzutem lotniczym do kraju. Zanim przystąpiono do zrzutów musiały w okupowanym kraju powstać placówki odbiorcze. W czteroletnim okresie zrzutów w Polsce zorganizowano w sumie 700 takich placówek. Poszczególne okręgi otrzymały kryptonimy - Okręg Kraków zwano „Kanarek” i „Wilga”. Zorganizowane zostały tez punkty kontaktowe dla „zrzutków” oraz melin dla „ptaszków” (konspiracyjna nazwa zestrzelonych lotników) oraz stworzono oddziały osłonowe strzegące miejsca zrzutu lub lądowisk.

Z czasem, aby zmniejszyć liczbę czuwających placówek ustalono, że po polskiej audycji BBC (British Broadcasting Corporation - Brytyjska Korporacja Nadawcza) nadawano melodie i szereg trzycyfrowych liczb. Melodia oznaczała, że samoloty wystartowały, a liczby oznaczały placówki do których miał trafić zrzut. Lotnicy mieli na odprawach podane numery placówek i ich położenie geograficzne oraz świetlne kody sygnalizacyjne. Kody określały: hasło samolotu, odzew i kierunek przyziemnego wiatru. Znaki te były sygnalizowane lampami koloru białego i czerwonego. Z oczywistych względów hasła te były zmieniane.

Ilustrację samolotu typu Liberator wykonała Martyna Gadziała.

Trasa lotnicza

Warto przez chwile zatrzymać się nad trasą owych wypraw lotniczych. Do 1943 r. latano tzw. trasą północna przez Szwecję lub Danię z lotniska w

Tempsford (około 75 km od centrum Londynu). Lot przez Szwecję trwał średnio 16 godzin i 45 minut. Średnie zużycie paliwa to 765 litrów benzyny na

godzinę. Po wprowadzeniu do lotów samolotu typu Liberator, pod koniec 1943 r. zrezygnowano z trasy północnej na rzecz trasy południowej z basenu

Morza Śródziemnego. Samoloty powstałej eskadry znalazły się w Tunisie na lotnisku Sidi Amor. Wkrótce okazało się jednak, że pomysł ten nie był

szczęśliwy. Trasa południowa była co prawda krótsza, ale leciano przez dwa pasma gór: Dynarskich i Karpat. Ponadto panowała tam zmienna pogoda, liczne burze, wyładowania atmosferyczne i dochodziło do oblodzenia samolotów.

Południowoafrykańskie Siły Powietrzne (SAAF)

Zapewne czytelnika zainteresuje kolejny fakt: skąd w czasie II wojny światowej lotnicy sił powietrznych Unii Południowoafrykańskiej znaleźli się na Powiślu Dąbrowskim? O lotnikach SAAF, którzy nieśli pomoc okupowanej Polsce pisał Andrzej Olejko w pracy „Tropami zestrzelonych”. Pomoc udzielana Powstaniu Warszawskiemu przez lotników brytyjskich i polskich przynosiła poważne straty. Zapadła decyzja, by do pomocy walczącej Warszawie włączyć 2. Skrzydło Bombowe 205. Grupy Bombowej RAF w składzie: 31. i 34. Dywizjony Bombowe Sił Powietrznych Południowej Afryki (SAAF).

Związek Południowej Afryki w okresie II wojny światowej był dominium brytyjskim, który razem z Wielką Brytanią uczestniczył w wojnie od 1939 r. po stronie alianckiej. Personel Suid-Afrikaanse Lugmag, bo tak brzmi nazwa SAAF w języku afrikaans już w 1941 roku liczył 31 204 żołnierzy, z czego prawie 1000 stanowili lotnicy.

Dla lotników SAAF wyprawy nad Warszawę były „zwykłym samobójstwem”. „Afrykanie”, którzy byli doskonale przyzwyczajeni do lotów nad Afryką Północną mieli duże trudności z realizacją nowego zadania. Załogi nie były przygotowane do działań w europejskich warunkach - szybko się wykruszały. Lot trwał nocą przez kilkanaście godzin, na lotników czyhały nocne myśliwce oraz liczna artyleria przeciwlotnicza. Lotnicy SAAF po upadku Powstania Warszawskiego, latali nad Polskę jako ochotnicy. Małopolska jest zaznaczona licznymi tragediami lotników z RPA.

Zrzuty na placówkę „ Stanisława”

Na obszarze Obwodu AK Dąbrowa Tarnowska (kryptonim „Drewniaki” i „Drukarnia”), który wchodził w skład Inspektoratu Tarnów (kryptonim

„Traktor”, „Tama”), na terenie Gminy Szczucin funkcjonowała placówka „Stanisława”, którą dowodził kpt. Franciszek Wiatr ps. „Duch”.

Lokalne źródła historyczne podają, że na placówkę „Stanisława” był wykonany zrzut w grudniu 1943 r. Potwierdza to Kajetan Bieniecki, który w pracy: Lotnicze wsparcie Armii Krajowej napisał, że w środę 15 grudnia 1943 r. z lotniska Sidi Amor (niedaleko Tunisu w Tunezji) wyleciały trzy samoloty z ładunkiem do okupowanej Polski. Halifax JD-362 „L” (Eskadra 1586 PAF – Polish Air Force – Polskie Siły Powietrzne) poleciał w operacji Ohio 2 z 6 zasobnikami i 6 paczkami na placówkę „Tukan-1” 12, która był położona 31 km na północ od stacji kolejowej Tarnów, koło miejscowości Szczucin nad Wisłą. Ponieważ zła pogoda uniemożliwiła wykonanie tego zadania, samolot po 10 godzinach lotu wylądował na lotnisku Campo Casale koło Brindisi we Włoszech. Samolot dotankował paliwo i powrócił do Sidi Amor, gdzie wylądował po 3.15 godzinach lotu.

Kolejny raz z ładunkiem do placówki „Stanisława” samolot poleciał w sobotę 18 grudnia 1943 r. W polskiej audycji BBC o odpowiednim czasie nadano melodie „Tango łyczakowskie”, „Wszystko co nasze” i „Czy w radzie czy swadzie:”. Dla dyżurnych placówek znaczyło to, że samoloty wystartowały. W Okręgu Kraków od 17 do 20 grudnia czuwało ich wtedy cztery, w tym placówka „Stanisława”, której lotniczy kryptonim brzmiał „Tukan-1”. Halifaks JD-319 „A” dokonał udanego zrzutu w okolicach Lubasza i Skrzynki. Cały lot trwał prawie 12 godzin. Ładunek został przewieziony wozami do Inspektoratu „Tama” w Tarnowie.

Pomoc lotnicza w 1944 r. przybrała na sile. Związane to było z pomocą dla Powstania Warszawskiego. W sierpniu 1944 roku zestrzelonych zostało w promieniu 85 km od Tarnowa 13 samolotów, a w drugiej połowie października 2 maszyny południowoafrykańskie. Straty te były spowodowane faktem ,że w tym rejonie zniżano lot, aby sprawdzić swoje położenie. Z tych 15 zestrzelonych samolotów poległo 83 lotników, uszło z życiem 26, a 16 uratowała Armia Krajowa. Dwóch lotników uratowali żołnierze z placówki „ Stanisława”. Jakie były dalsze losy uratowanych lotników?

Dalsze losy

Kajetan Bieniecki, w przytaczanej książce o tej sprawie napisał, że partyzanci odprowadzili por. Colberta do domu, w którym przebywał już drugi

uratowany Południowoafrykanin ppor. Dicks. Obu doprowadzono do wsi Bolesław, gdzie ukrywano Colberta wraz z amerykańskim sierżantem aż do

wkroczenia wojsk sowieckich 16 stycznia 1945 r. „Natomiast Dicksa z oficerem amerykańskim - pisze Kajetan Bieniecki - ukrywano w pobliskiej wsi

Kanna. Colbert przybył do obozu w Odessie 17 marca (1945 r.- dop. M.J.) , skąd odpłynął do W. Brytanii”.

Z kolei o perypetiach jakie przeszli uratowani lotnicy w czasie pobytu na placówce „Malwina” (Gminy Bolesław i Mędrzechów) przedstawił naoczny uczestnik tych wydarzeń, Zdzisław Baszak w książce „Placówka AK „Malwina”:

Tak więc pod koniec roku 1944 na terenie placówki „Malwina” znaleźli schronienie dwaj piloci angielscy: Evan Colbert i G. C. Dicks, którzy zostali przekazani przez partyzantów z placówki „Stanisława”, oraz dwaj piloci amerykańscy: Carl Brown i George Gaines. Piloci angielscy zostali przeniesieni na teren „Malwiny”, gdyż Niemcy mając w niewoli pilota z ich załogi, łatwo mogli wpaść na trop pozostałych. Do Mędrzechowa doprowadził pilotów st. sierż. Franciszek Dzięgiel ps. „Zygzak”. Ze względu na bezpieczeństwo, lotnicy często zmieniali miejsce pobytu. Lotnik Evan Colbert przebywał w dworku pp. Sroczyńskich, a także u wójta gminy Bolesław, Pawła Kochanka, u którego pozostawił pisemne podziękowanie w języku angielskim. Lotnik G. C. Dicks był początkowo w dworku państwa Sroczyńskich, następnie przeniesiono go do rodziny Hudyków, gdzie nad jego bezpieczeństwem czuwała Maria Pocilas, potem przerzucono go do plut. Tadeusza Babiarza ps. „Sodalis” (Kupienin – dop. M.J.). Tu Dicks doczekał końca wojny”.

Por. Dicks w czasie pobytu na Powiślu, mimo starannej opieki ze strony placówki AK „Malwina”, był uczestnikiem kilku niefortunnych wydarzeń. Choroba spowodowała, że chodził na badania do doktora Józefa Kołodzieja, które odbywały się w leśniczówce należącej do Zofii Kuczkowskiej. Tym samym musiał przebyć drogę z Mędrzechowa do Kupienina. „Towarzyszył mu - wspomina Zdzisław Baszak - sierż. Jan Misiaszek ps. „Wit”, dowódca plutonu nr 313. Nagle pojawił się patrol żandarmerii niemieckiej. Dicks i „Wit” przyspieszyli nieco i gdy znaleźli się w pobliżu zabudowań, ruszyli biegiem. Zauważyli, że żandarmi rozwinięci w tyralierę również biegli szybko. „Wit” ukrył się wśród zabudowań, zaś jego towarzysz zdążył dobiec do zabudowań „Solidasa”. Nie alarmując nikogo, Anglik wbiegł po drabinie na strych domu. Ukrył się za beczką z pierzem. (…) Biedny Dicks po odejściu Niemców opowiadał, że gdyby Szwab posunął się jeszcze poł kroku, byłby na niego nadepnął. Gdy mówił, że żandarm próbował odsunąć beczkę, „Sodalis” poprowadził go do lustra. Gdy pilot zobaczył swoje odbicie natychmiast roześmiał się. Całe jego ubranie oblepione było pierzem i pajęczyną, a fryzura wyglądała fantastycznie. Od tej pory przylgnął do niego przydomek „lotnik z beczki”. St. sierż. „Wit” zaalarmował kilku chłopców i czekał w zasadzce na wynik rewizji u „Sodalisa”, zamierzając odbić Dicksa w wypadku, gdyby wpadł on w łapy Niemców. Szczęście sprzyjało i pilotowi i wielodzietnej rodzinie „Solidasa”.Niemcy odeszli podpici i zadowoleni”.

Lotnicy angielscy brali też udział w innych uroczystościach. Gdy w dworku państwa Sroczyńskich w Bolesławiu nagle pojawił się sztab dywizji niemieckiej,. Evan Colbert, który władał językiem niemieckim, namówił domowników, aby zorganizować kolację z udziałem oficerów niemieckich. W czasie kolacji podchmieleni Niemcy przekazali wiele interesujących wojskowych wiadomości, które zostały przekazane radzieckiemu oddziałowi wywiadowczemu. Lotnicy angielscy brali też udział w wieczorze sylwestrowym 31 grudnia 1944 r.

Por. G. C. Dicks, po wyzwoleniu, a przed wyjazdem z Powiśla pozostawił pamiętnik, który zakończył: „Do dnia mej śmierci nie zapomnę swoich przyjaciół, którzy mi dali więcej pomocy i pociechy, niż byli w stanie. Piszę to, ponieważ wiem, ile ich samych to kosztowało. Dali mi wszystko, co mieli najlepsze. Powiem, że ci ludzie, mają mężne serca i są dzielni. Niech żyją długo i niech mają nadzieję, że mieć będą spokojne i szczęśliwe życie na wolności. „Dziękuję” jest małym słowem ode mnie, ale mogę was zapewnić, że mówię to całym sercem i duszą, W czasie pisania tego. Mogę Wam tylko ten sposób wyrazić moje uznanie: Dziękuję milion razy” (Z. Baszak, Placówka AK „Malwina”. 1992).

Cmentarz Rakowicki w Krakowie. Kwatera żołnierzy brytyjskich.

Nagrobki lotników zestrzelonych 16 października 1944 r. Cmentarz Rakowicki w Krakowie.

Cmentarz Rakowicki

Tragedia, która rozegrała się na niebie w październiku 1944 r. odbiła się szerokim echem nie tylko w miejscowości, w której spadł strącony Liberator.

Zapewne pamięć o tej tragedii spowodowała, że 20 maja 1947 r., Stanisław Krajewski, naoczny świadek dramatu, kierownik Szkoły Podstawowej w

Zabrniu, która znajduje się blisko miejsca zestrzelania Liberatora KH 152 „F, wystosował list do Powiatowego Oddziału Polskiego Czerwonego Krzyża

(PCK), w którym informował, że grobami 5 zestrzelonych lotników opiekuje się młodzież miejscowej szkoły. List ten dotarł do Zarządu Głównego PCK.

Kierownik szkoły skrupulatnie opisał miejsca, w których zostali pochowani lotnicy zestrzelonego samolotu. Z relacji wynika, że pochówku dokonała

miejscowa ludność, na polach miejscowych rolników. „Zwłoki piątego lotnika- napisał Stanisław Krajewski – znaleziono na gruncie Ob. Szarka

Władysława w Brzezówce i tam je pochowano. Lotnik ten był w randze oficera – tak twierdził niemiecki żandarm polowy, który zabrał wszystkie jego

papiery. Był wzrostu dość wysokiego, twarz podłużna, lat około 21. Zwłoki jego widział też piszący niniejsze sprawozdanie. (…) Wszyscy trzej lotnicy

ponieśli śmierć przy wyskakiwaniu z płonącego samolotu. (…) Płonący samolot poszybował dalej w stronę południową od Brzezówki i opadł w sąsiedniej

gromadzie Łęg (…)w odległości 2 km od Brzezówki, grzebiąc pod sobą 2 pozostałych lotników, których zwłoki pochowała miejscowa ludność na gruncie

Ob. Franciszka Szczupaka”.

Poległych członków załogi Liberatora KH – 152 „F” ekshumowano i przeniesiono na Cmentarz Rakowicki w Krakowie. Prochy załogi zostały umieszczone w kwaterze żołnierzy Wspólnoty Brytyjskiej.

Blacha duraluminiowa zestrzelonego samolotu. Muzeum Drogownictwa w Szczucinie.

Blacha duraluminiowa zestrzelonego samolotu oraz tablica pamiątkowa poświęcona lotnikom Liberatora KH-152 "F" . Muzeum Drogownictwa w Szczucinie.

„Strażnicy pamięci”

Polacy i mieszkańcy Powiśla nigdy nie zapomnieli o alianckich lotnikach, którzy w czasie okupacji nieśli pomoc powstańcom warszawskim oraz Armii

Krajowej w czasie okupacji. Od zestrzelenia Liberatora KH – 152 „F” minęło ponad 70 lat. Pamięć o wydarzeniu, które miało miejsce 16 października

1944 r. na Ziemi Szczucińskiej funkcjonuje w dwóch obszarach. Po pierwsze „strażnikami pamięci” tego wydarzenia jest pokolenie, które pamięta II wojnę

światową z autopsji, oraz osoby, które miały z nimi kontakt. Po drugie w naszym środowisku są czynione starania, aby nigdy nie zapomnieć tych zdarzeń.

Warto przedstawić kilka faktów: Stanisław Krajewski, ówczesny kierownik szkoły już w 1947 r. informował Powiatowy Oddział Polskiego Czerwonego

Krzyża o mogiłach zestrzelonych lotników, którymi opiekowała się młodzież skupiona w szkolnym kole młodzieży PCK. List ten nadal pieczołowicie przechowany jest w archiwum Szkoły Podstawowej w Zabrniu, umieszczony został w publikacji Mariana Skowrona Szkoła Podstawowa w Zabrniu. Wczoraj i dziś”, która omawia historię tejże szkoły na tle dziejów Gminy Szczucin i powiatu dąbrowskiego.

W krakowskim „Przekroju” w 1959 r. ukazał się apel, w którym Donald M. Lithgow szukał wojennych śladów swojego brata. W 25. rocznicę tych wydarzeń na łamach tegoż czasopisma w dziale „Do i od redakcji” w artykule „Jak zginął pilot Lithgow? na prośbę obywatela RPA udzielił obszernej odpowiedzi Jan Orszulak, były adiutant placówki AK „Stanisława”. Naoczni świadkowie tych wydarzeń w październiku 1944 r. listownie odpowiedzieli na apel brata zabitego pilota. O dalszych losach uratowanych lotników pisali Zdzisław Baszak (Placówka AK „Malwina), Kajetan Bieniecki (Lotnicze wsparcie Armii Krajowej), Andrzej Olejnik (Tropami zestrzelonych). Informacji o tym wydarzeniu można też poszukać w Internecie (www.dws.org.pl)

Aktywni byli też badacze historii lokalnej: Witold Dobrowolski wykonał opracowanie dotyczące tego wydarzenia, które przekazał do szkoły w Zabrniu i Muzeum Drogownictwa w Szczucinie, Michał Mach oraz Ryszard Pietracha odpowiedzieli na prośbę nauczyciela akademickiego Uniwersytetu Rzeszowskiego, Andrzeja Olejnika, który zbierał dane o zestrzelonych samolotach „nad Galicją pod Szczucinem i Żabnem”. Napisał on list do szkoły w Szczucinie z prośbą o informację. Odpowiedzi udzielili w/w mieszkańcy, a ich wiedza na temat wydarzenia została zamieszczona w książce „Tropami zestrzelonych” (2001).

Naczelnik Muzeum Drogownictwa w Szczucinie, Marceli Bochenek, utworzył kącik pamięci poświęcony temu wydarzeniu. Moją uwagę zwróciła blacha duraluminiowa z konstrukcji tego samolotu oraz tablica pamiątkowa, która upamiętnia owe zdarzenie. W Powiatowym Centrum Edukacji i Kompetencji Zawodowych w Szczucinie odbyła się dnia 25 listopada 2014 r. wieczornica upamiętniająca 70. rocznicę dramatu załogi Liberatora KH-152 „F”. W wieczornicy uczestniczyli dyrektorzy gimnazjów z terenu Gminy Szczucin, nauczyciele historii, bibliotekarze oraz członkowie koła bibliotecznego. Autor niniejszego artykułu wygłosił wtedy okolicznościowy referat, w którym zwrócił się do zebranych z apelem, aby liczba „strażników pamięci” o tym wydarzeniu ciągle rosła. Apel ten jest nadal aktualny.

Marek Jachym

Bibliografia:

Baszak Z., Placówka AK „Malwina”, Tarnów 1992.

Bieniecki K., Lotnicze wsparcie Armii Krajowej, Warszawa 2005.

Januś D., Ostatnia misja Kapitana Blynna, Dąbrowa Tarnowska 2013.

Kurc A., Pomoc lotnicza dla Armii Krajowej, „Przegląd Pruszkowski, 2009 (www. mazowsze.hist.pl)

Lithgow M.D., Jak zginął pilot Lithgow? „Przekrój” 1959, nr 762.

Skowron M., Szkoła Podstawowa w Zabrniu. Wczoraj i dziś, Zabrnie 2008.

Olejnik A. Tropami zestrzelonych, Dębica 2001.

Orpen N., Lotnicy 44. Na pomoc Warszawie, Warszawa 2006.

Orszulak J., Jak zginął pilot Lithgow?, „Przekrój” 1969, nr 1280.

Wittels K., Lotnicy południowo-afrykańscy na pomoc walczącej Warszawie (W:) Afryka w Warszawie. Dzieje afrykańskiej diaspory nad Wisłą, praca zbiorowa pod redakcją P. Średzińskiego i M. Dioufa, Warszawa 2010. Dostępny w Internecie http://afrykaorg./afryka pdf

Zestrzelony Liberator, [dostęp 16 stycznia 2015]. Dostępny w Internecie www.dws.org.pl

Korzystałem m.in. z materiałów oraz indywidualnych relacji: Witolda Dobrowolskiego, Michała Macha, Marii Pietrachy, Ryszarda Pietrachy, Józefa Sokoła, archiwum Szkoły Podstawowej w Zabrniu.

Stanisław Klimczak – bohater wojny i pokoju

Stanisław Klimczak na Ziemi Szczucińskiej jest postacią znaną - to działacz ruchu ludowego, mieszkaniec Słupca. Pamiętają o nim działacze ruchu

ludowego, a młodzież uczy się w szkole jego imienia. Pojawiły się o nim publikacje, które przypominają tę postać. Postać Klimczaka przybliżył nam Jan

Hebda w pracy „Stanisław Klimczak ze Słupca (1899-1968). Zarys życia i działalności”, która ukazała się drukiem w 1995 r. Postać Stanisława Klimczaka

często wspominana jest przy omawianiu historii ruchu ludowego w województwie małopolskim, czy przy omawianiu okupacji niemieckiej, gdy Stanisław

Klimczak sprawował urząd Powiatowego Delegata Rządu RP na powiat.

Słupiec - charakterystyka

Stanisław Klimczak zdecydowaną część swojego życia przeżył w Słupcu. Słupiec leży między Szczucinem a Mielcem, w pobliżu ujścia Brnia do Wisły, na

terenach zalewowych. Warunki utworzone przez przyrodę miały istotny wpływ na życie mieszkańców tej wsi. Powodowały one powodzie, ale woda też

nanosiła żyzne muły, co sprzyjało rozwojowi rolnictwa.

Słupiec w czasie powstania styczniowego był świadkiem przemarszu oddziałów mjr. Jana Popiela, który przeprawiał się na druga stronę Wisły przechodząc do Królestwa Polskiego.

W Słupcu znajduje się kościół parafialny p.w. św. Trójcy, zbudowany według projektu inż. Jana Gotwalda. i inż. Kazimierza Terleckiego. Powstał on w miejscu starego kościoła, zbudowanego w XVII w., a dziedzic dóbr słupskich Aleksander Chlewiński, w tym samym wieku, ufundował szpital i szkołę. Obok wzniesienia, znajduje się figurka Najświętszej Marii Panny Niepokalanie Poczętej (1900 r.) oraz pomnik ofiar wojny w Słupcu. Charakterystyczną budowlą w Słupcu był dwór Śmiałowskich, usytuowany na obrzeżu rozległego parku. Przy skrzyżowaniu dróg, w granicy prywatnej posesji uwagę zwraca obelisk, w kształcie krzyża, ustanowiony w 1868 r. z fundacji właścicieli majątku – Wilhelma i Ludwiki Gawrońskich.

Współcześnie Słupiec rozwija się dość dynamicznie, ciągle powstają nowe rodzinne firmy, w których pracuje ludność z okolicznych sołectw. Wielu mieszkańców znalazło pracę w pobliskim Mielcu. Znajduje się tam specjalna Strefa Ekonomiczna EURO-PARK MIELEC, która powstała na bazie WSK „PZL-Mielec”.

Ruch ludowy

Stanisław Klimczak był liderem ruchu ludowego, który na Powiślu Dąbrowskim odgrywa nadal istotną rolę. Warto przez chwilę przypomnieć historię tego stronnictwa. Polskie Stronnictwo Ludowe (PSL) zostało założone w 1895 r. na zjeździe delegatów chłopskich w Rzeszowie. PSL skupiało różne nurty ruchu chłopskiego, a jego działacze stali się naturalnymi przewodnikami na wsi. Do jego założycieli zalicza się chłopów: Jana Stapińskiego, Jakuba Bojko, Wincentego Witosa. W wyniku rozłamu, w 1914 r. powstała partia PSL „Piast”, która była jedną z większych partii w II Rzeczypospolitej. Przywódca PSL –„Piast” – Wincenty Witos był trzykrotnie premierem Polski przed 1926 r. Po przewrocie majowym 1926 r. partia ta przeszła do opozycji. Była atakowana przez sanację. W 1931 r. PSL – „Piast” wraz z innymi stronnictwami chłopskimi utworzyło Stronnictwo Ludowe (SL).W okresie okupacji działało wraz z innymi organizacjami ludowymi pod kryptonimem „ROCH”. Po II wojnie tradycje ruchu ludowego były kontynuowane przez Polskie Stronnictwo Ludowe. Wraz z powrotem do kraju Stanisława Mikołajczyka stronnictwo przystąpiło do realizacji swojego programu. Stronnictwo było zwalczane przez władze komunistyczne. W 1949 r. powstało Zjednoczone Stronnictwo Ludowe (ZSL), które już nie miało samodzielności politycznej.

Młodość

Stanisław Klimczak urodził się 12 października 1899 roku w Brniu Osuchowskim, wsi na pograniczu dwóch powiatów: mieleckiego i dąbrowskiego. Jego rodzice, Tomasz i Anna, należeli do dość bogatych gospodarzy, dzięki temu ich dzieci mogły wyrastać w dobrobycie. Jego rodzina od pokoleń mieszkała w Brniu Osuchowskim, a jego ojciec cieszył się tam sporym autorytetem. Źródłem owego autorytetu była niesamowita pracowitość i zapobiegliwość. Tomasz Klimczak posiadał spore gospodarstwo, które przynosiło dochód. Dobre prowadzenie gospodarstwa wymagało naprawdę dużego nakładu pracy, dlatego dzieci Tomasza i Anny już od najmłodszych lat ciężko pracowały w gospodarstwie. Stanisław, jak i reszta jego rodzeństwa ukończył tylko cztero-klasową szkołę podstawową.

Jesienią 1906 r. Stanisław podjął naukę w szkole ludowej w Kawęczynie. Już po roku nauki okazało się, że jest on naprawdę bardzo zdolnym dzieckiem. Jego dzieciństwo upłynęło na ciężkiej pracy w gospodarstwie rodziców, bawieniu rodzeństwa, nauce w szkole ludowej, i samodzielnym dokształcaniu. Po ukończeniu 18 lat późną jesienią 1917 roku, po krótkim przeszkoleniu został wysłany na front. Początkowo znalazł się w 40 pułku piechoty w Samborze, a następnie został wysłany na front włoski w południowym Tyrolu. Po rozpadzie dynastii Habsburgów w 1918 roku powrócił do kraju.

Działalność w II Rzeczypospolitej

Po przybyciu do Krakowa mógł wreszcie odetchnąć wolnością. Stanisław nie wrócił do domu, lecz zgłosił się do nowo tworzonego Wojska Polskiego. Brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej, uczestniczył w słynnej bitwie warszawskiej. W 1922, po prawie 5 latach wojennej tułaczki powrócił do rodzinnego Brnia Osuchowskiego.

Po powrocie do domu żywo włączył się w nurt pracy politycznej, podejmując działalność wśród młodzieży wiejskiej. W decydującym stopniu przyczynił się do utworzenia koła Małopolskiego Związku Młodzieży (MZM) grupującego młodzież z Brnia Osuchowskiego i Kawęczyna. Nowo powstałe koło rozwinęło działalność kulturalną i oświatową. Stanisław ożenił się we wrześniu 1923 roku z Julią ze Sroków i na stałe osiedlił się w Słupcu. W 1924 roku został prezesem słupieckiego koła PSL – Piast. Udzielał się nie tylko w pracy politycznej, ale także włączył się w działalność istniejącego w Słupcu od wielu lat Kółka Rolniczego.

Pełniąc z powodzeniem obowiązki prezesa i wykorzystując swoje doświadczenie z pracy z młodzieżą Klimczak zainspirował powstanie w Słupcu koła młodzieży wiejskiej, które założono 6 września 1925 roku. Liczyło ono 45 młodych ludzi. Stanisław Klimczak zaczął wywierać coraz większy wpływ na oblicze polityczne swojej wsi. Po zamachu majowym i objęciu władzy przez ekipę sanacyjną, która wrogo odnosiła się do piastowskiego nurtu ruchu ludowego, dość wyraźnie ochłodziły się ich stosunki. W Krakowie powstał odłam utworzonego wcześniej w Warszawie Związku Młodzieży Wiejskiej Rzeczypospolitej Polskiej „Wici”. W byłej Galicji tę organizację zaczęto nazywać Zniczem od jej organu prasowego, miesięcznika „Znicz”. Wiosną 1930 roku słupieckie koło MZM przeszło do Znicza. Koło to liczyło około 100 członków.

W roku 1931 na Kongresie Jedności Ruchu Ludowego w Warszawie doszło do zjednoczenia trzech głównych partii chłopskich: PSL – Piast, PSL – Wyzwolenie i Stronnictwa Chłopskiego, z których powstało Stronnictwo Ludowe. Słupieckie koło na czele z Stanisławem Klimczakiem jako jedno z pierwszych zaczęło działać na nowych zasadach. Właśnie w Słupcu odbyła się powiatowa uroczystość Święta Ludowego. Stanisław Klimczak był organizatorem wielu strajków m.in. bojkotu targowisk, czy strajku leśnego. Na początku 1935 roku został wiceprezesem Zarządu Powiatowego Stronnictwa Ludowego (ZP SL) w powiecie dąbrowskim. Rozwinął on agitację na rzecz zbojkotowania przez dąbrowską wieś wyborów parlamentarnych. Został on w czasie owej agitacji aresztowany. Obsługując kolejne wiece i zgromadzenia w Dąbrowie oraz w okolicznych wsiach powiatu i wygłaszając ostre w tonie i treści przemówienia, utrwalił swoją pozycję w gronie czołowych działaczy SL. Dalszy rozwój wydarzeń i dążeń do władzy przerwał wybuch II wojny światowej.

Okupacja

Wiosną 1940 roku powstało polityczne kierownictwo konspiracyjne ruchu ludowego na powiat dąbrowski. Tworzyli je Stanisław Klimczak,

Władysław Latocha i Emil Kozioł. Klimczak przewodniczył trójce przynajmniej do połowy 1941 roku, gdyż wtedy najprawdopodobniej został powołany na

stanowisko Powiatowego Delegata Rządu, czyli został konspiracyjnym starostą. Stanisław Klimczak przyjął pseudonim „Żelazny”. W swojej działalności

„Żelazny” był jednym z najbardziej zaangażowanych i zasłużonych ludowców, jak i głównym inspiratorem znakomitej większości konspiracyjnych

poczynań dąbrowskich ludowców. Był także najbardziej czynnym dąbrowskim konspirantem. Wielkie poczucie odpowiedzialności, oddanie sprawie i

głęboki patriotyzm kazały mu zawsze być tam, gdzie był najbardziej potrzebny. 23 marca 1942 roku wraz z synem Tadeuszem został aresztowany przez

Gestapo. Aresztowanym jednak udało się uciec. W czasie ucieczki, Tadeusz syn Stanisława został ciężko ranny i zamordowany. Tak zginał jedyny syn

Stanisława Klimczaka. „Żelazny” już do końca okupacji musiał się ukrywać. Dokładnie w rok po zamordowaniu syna, gestapo dowiedziało się, że Klimczak

potajemnie odwiedził żonę. Zostało ona na jego oczach zamordowana.

Lata powojenne

W wyniku ofensywy styczniowej Armii Czerwonej hitlerowski okupant został wypędzony z ziemi dąbrowskiej, a w życiu byłego Delegata, czyli

konspiracyjnego powiatowego starosty rozpoczęła się nowa faza. Ten okres trwał 11 lat. Klimczak powrócił do Słupca, jednak widząc całkowitą ruinę

dorobku swojego życia postanowił zamieszkać u swojego znajomego w Dąbrowie Tarnowskiej. Włączył się w proces odbudowy powiatu i odtwarzanie

różnych struktur życia politycznego, a zwłaszcza ruchu ludowego. 6 marca 1945 roku został wybrany na prezesa ZP SL, a 17 marca został

przewodniczącym Powiatowej Rady Narodowej (PRN). Klimczak jako przewodniczący PRN, wniósł duży wkład w odbudowę zniszczonego powiatu.

W kwietniu 1945 został członkiem Wojewódzkiej Rady Narodowej (WRN) w Krakowie. Po utworzeniu w czerwcu 1945 roku Tymczasowego Rządu

Jedności Narodowej (TRJN) Klimczak został desygnowany do Krajowej Rady Narodowej (KRN), co nadało mu status posła. „Żelazny” został wybrany na

prezesa powiatowej organizacji PSL. 15 września 1946 roku został wybrany prezesem Zarządu Wojewódzkiego PSL w Krakowie. Objęcie tego stanowiska

zmusiło Klimczaka do przynajmniej częściowego wyłączenia się z pracy politycznej w powiecie. W roku 1947 nie widząc szans na kontynuowanie

niezależnej działalności PSL w powiecie dąbrowskim, na naradzie aktywu powiatowego 29 października podjęto uchwałę o rozwiązaniu PSL w powiecie

dąbrowskim. Podczas ostatniej konferencji wojewódzkiej PSL 7 listopada 1947 roku, podjęto uchwałę potępiającą politykę Mikołajczyka.

Klimczak wiedział, że jego dni na stanowisku prezesa są już policzone. 13 listopada został on odwołany ze stanowiska prezesa wojewódzkiego. „Żelazny” powrócił do Słupca, gdzie zabrał się za odbudowę zrujnowanego gospodarstwa. Ożenił się ponownie z nauczycielką miejscowej szkoły Franciszką Wojtanowską. Oficjalnie nie zajmował się już polityką, ale nie przestał się nią interesować. W okresie stalinowskim był poddawany niezwykle skrupulatnej inwigilacji, gdyż w oczach władzy był uważany za zagrożenie. 22 lipca 1950 r. został aresztowany, a dom poddany gruntownej rewizji. W godzinach nocnych został wywieziony do aresztu do Krakowa. Dopiero po 10 miesiącach jego żona uzyskała zgodę na widzenie. Po rozprawie, która odbyła się 31 października 1951 roku, został skazany na 5 lat więzienia. W 1954 roku w Słupcu odbyło się zebranie koła ZSL, na którym pojawiła się myśl wystosowania petycji o wcześniejsze zwolnienie z więzienia Klimczaka. 9 lutego 1956 roku Klimczak został zwolniony z więzienia w Potulicach. Radość z powrotu była trudna do opisania: radowała się żona i rodzina, jego córka dopiero wtedy poznała ojca.

Wieloletni pobyt w więzieniu, sprawił, że do domu powrócił cień dawnego Klimczaka. Jednak w domowych warunkach dość szybko dochodził do siebie. Zabrał się do ciężkiej pracy, by postawić gospodarstwo na nogi. W Słupcu reaktywowano Kółko Rolnicze, do czego w znacznym stopniu przyczynił się Klimczak. Mieszkając w Słupcu z duża satysfakcją przyglądał się poczynaniom mieszkańców. Budowali drogi, młodzież reaktywowała ZMW, utworzono pierwszą w powiecie Spółdzielnię Zdrowia. „Żelazny” w 1957 r. został wybrany w skład Rady Spółdzielczej Gminnej Spółdzielni „Samopomoc Chłopska” w Szczucinie, a dwa lata później wybrano go na przewodniczącego Rady Spółdzielczej, którym był przez dwie kadencje.

W drugiej połowie lat sześćdziesiątych stan zdrowia Stanisława Klimczaka zaczął się drastycznie pogarszać. Dały o sobie znać długie lata ciężkiej pracy. W 1967r. ujawniła się dręcząca go choroba, której rozwoju niestety nie udało się zahamować. Szpitalna kuracja już nic nie pomagała. 16 lutego 1968 roku, „Żelazny” wykończony chorobą zmarł. Na uroczystości pogrzebowej zgromadziły się tłumy ludzi. Manifestacyjny pogrzeb, jak przystało na tego typu uroczystość, przebiegał w atmosferze spokoju, zadumy i refleksji.

Zakończenie

Stanisław Klimczak był dobrym i nowoczesnym jak na tamte czasy gospodarzem, który rozumiał, iż wieś musi się zmieniać i podążać za tempem

przeobrażeń świata. Jak wszyscy chłopi, był człowiekiem bardzo pobożnym i doceniał rolę kościoła w życiu wsi. Miał dar wymowy, umiał publicznie

przemawiać, a jego logiczna mowa trafiała do szerokiego grona odbiorców. Klimczak jest wręcz wzorcowym przykładem na to, że wieś w Polsce w każdych

okolicznościach, nawet tych najgorszych jest w stanie wyłonić z siebie naturalnych przywódców.

Rafał Warzecha

Źródła:

J. Hebda, Stanisław Klimczak ze Słupca (1899-1968). Zarys życia i działalności, Tarnów 1995r.

F. Kapel, Wspomnienie pośmiertne o Stanisławie Klimczaku ze Słupca, mps

H. Lawera, A. Bata, Gmina Szczucin, Krosno 2002

Zbiory prywatne Anny Łabuz, córki Stanisława Klimczaka

Rys historyczny Armii Krajowej oraz struktura organizacyjna

Początki Armii Krajowej datuje się na 27 września 1939r., wtedy to powołana została konspiracyjna organizacja ,,Służba Zwycięstwu Polski”. Jej komendantem został gen. Michał Karaszewicz-Tokarzewski. W kraju powstały samorzutne i niezależne od niej liczne tajne sprzysiężenia. 13 listopada 1939 Naczelny Wódz, gen. Władysław Sikorski z inicjatywy Rządu znajdującego się na emigracji we Francji, rozwiązał ją i powołał w jej miejsce nową organizację: ,,Związek Walki Zbrojnej”. Komendantem mianowany został gen. Kazimierz Sosnkowski. W 1940 roku podjęto tzw. "akcję scaleniową”, polegającą na włączeniu w skład ZWZ innych organizacji podziemnych. Armię zasilali żołnierze Wojska Polskiego, a także liczna młodzież. 14 lutego 1942 roku z rozkazu gen. Władysława Sikorskiego, Związek Walki Zbrojnej został przemianowany na Armię Krajową. Celem tej decyzji było scalenie wszystkich działających w kraju organizacji konspiracyjnych i przygotowanie sił i środków do zbrojnego powstania. Komendantem Głównym został gen. Stefan Rowecki „Grot”.

Od początku budowano strukturę terenową AK – okręgi odpowiadające w zasadzie przedwojennym województwom. Okręgi dzieliły się na inspektoraty i obwody (powiaty) rejony i placówki (szczebel gminy). Na czele obszarów, okręgów, obwodów i placówek stali komendanci.

Przeprowadzano zatem werbunek do organizacji, szkolono żołnierzy, budowano system łączności, gromadzono broń prowadzono wywiad, wydawano lokalne wydawnictwa konspiracyjne, prowadzono walkę zbrojną z okupantem, planowano działania powstańcze na terenie kraju.

Podstawowym ogniwem był pluton liczący do 50 ludzi, podzielony na drużyny i sekcje w taki sposób, aby jedna osoba miała kontakt tylko z kilkoma współtowarzyszami walki oraz dowódcą. W ZWZ i AK posługiwano się tylko pseudonimami, obowiązywała bezwzględna tajemnica.

Obecnie skupię się na działalności AK na terenie powiatu dąbrowskiego (z uwzględnieniem gmin Bolesław, Mędrzechów i Szczucin). Posłużyłam się lekturą płk Zdzisława Baszaka „Placówka AK „Malwina”-wydaną w 1992 r. oraz materiałami zgromadzonymi przez Koło Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej w Szczucinie.

Już w pierwszych miesiącach okupacji na ternie ziemi tarnowskiej rozpoczęła się konspiracyjna walka z Niemcami. Tarnowski ośrodek ruchu oporu nawiązał kontakt z ludźmi w Dąbrowie Tarnowskiej, którzy chcieli tworzyć grupy konspiracyjne. W skład obwodu Dąbrowa Tarnowska ps. „Drewniaki” wchodziły placówki: „Giena” – Gręboszów, „Wacława” – Wietrzychowice, „Zofia” – Żabno i Otfinów, „Danuta” – Dąbrowa i Radgoszcz, „Stanisława”- Szczucin, „Renata” – Radłów „Malwina” – Bolesław i Mędrzechów. Obwód „Drewniaki” wchodził w skład Inspektoratu AK Tarnów, czyli 16 Pułku Piechoty w Tarnowie, który podlegał pod Okręg AK Kraków, a ten z kolei pod Główną Komendę AK.

Już w 1940 r. na terenie gminy Bolesław i Mędrzechów utworzona została placówka pod kryptonimem „Marta”, a później posługiwano się nazwą „Malwina”. Dowódcą placówki (odpowiednik kompanii) został Bolesław Babula, ps. „Malik”, Jego bezpośrednim zwierzchnikiem był Władysław Kabat ps. „Brzechwa”, dowódca obwodu Dąbrowa Tarnowska. W 1941 r. w skład placówki wchodziły plutony: pluton 313 - dowódca Leon Ziętara ps. „Łukasz”, pluton 315 – dowódca Jan Misiaszek ps. „Wit”, pluton 316 – dowódca Furmański ps. „Wanł”, pluton 316a – dowódca Stanisław Chwałek ps. „Bohun”.

W latach 1941-44 do placówki było zaprzysiężonych ponad 500 osób. Byli to przede wszystkim młodzi mężczyźni po wojsku. Oprócz tego okoliczna ludność zaangażowana w walkę pomagała w różny sposób: dostarczała żywność, ubrania, oraz udostępniała kwatery.

Warto w tym miejscu wymienić działania sabotażowo-dywersyjne na terenie tych sąsiednich gmin. Do akcji, które odbiły się szerokim echem w powiecie zapewne można zaliczyć operacje związane z mleczarnią w Szczucinie, Niecieczy, Przybysławicach i Dąbrowie Tarnowskiej. Głośny rozgłos zdobyły też akcje przeciwko targownikom. Operacje te polegały na zbieraniu i niszczeniu ewidencji zwierząt, ewidencji gruntów, obowiązkowych dostaw zboża i żywca. Likwidowano też zdrajców i konfidentów. Właśnie w Szczucinie został wykonany wyrok na Rozmusie, funkcjonariuszu policji granatowej. Do największej akcji z udziałem ponad 200 osób należy zaliczyć wyładunek węgla z galer na Wiśle. Akcja trwała kilka dni, okupant stracił sporą ilość węgla, którą zyskali Polacy.

Przejdę teraz do omówienia działania AK na terenie Szczucina, gdzie głównym organizatorem działalności ZWZ i AK był Franciszek Kapel ps. „Wyżeł”. Placówka początkowo miała pseudonim „Szczepan”, a od 1943 r. „Stanisława”. Dowódcą placówki był kpt Franciszek Wiatr ps. „Duch” a zastępcą dowódcy podporucznik Józef Kijak ps. „Budrys”. Warto przypomnieć choćby nazwiska dowódców poszczególnych plutonów: pluton 305 – dowódca podporucznik Józef Szmist ps. „Bokser”, pluton 305a – dowódca plutonowy Władysław Rżany ps. „Zuch”, pluton 306 – dowódca plutonowy Karol Dudek ps. „Śmigły”, pluton 307 – dowódca st. sierżant Jan Kowal ps. „Konar”, pluton 308 – dowódca st. sierżant Marcin Dzięgiel ps.. „Skała”.

Oddziały placówki „Stanisława” brały udział w zniszczeniu Zakładu Mleczarskiego w Szczucinie oraz cegielni. Grupa operacyjna plutonu 305 brała bezpośredni udział w akcji zniszczenia punktu żywca w Bolesławiu. Wspólnie z grupą partyzantów „Jędrusie” działającą na ziemi kieleckiej zorganizowano akcję dywersyjną na dwór i gorzelnię (teren dzisiaj należący do ZSP Szczucin).

Anna Grzywa

Zarys działalności Armii Krajowej na terenie powiatu dąbrowskiego

Po zakończeniu działań wojennych w 1939 r. rozpoczął się proces budowania Polskiego Państwa Podziemnego, w którym Armia Krajowa (AK) stanowiła najliczniejszą konspiracyjną organizację wojskową działającą w czasie II wojny światowej. Zalążkiem Armii Krajowej była Służba Zwycięstwu Polski (SZP), która decyzją Naczelnego Wodza i premiera Władysława Sikorskiego przekształcona została w Związek Walki Zbrojnej (ZWZ), a który 14 lutego 1942 r. został przemianowany na Armię Krajową.

Jakie były zasady wstępowania do tych organizacji? Z instrukcji powołującej Związek Walki Zbrojnej dowiemy się, że członkiem „może być każdy Polak (każda Polka), nieposzlakowanej czci, poczynając od wieku lat 17-u, który cele organizacji przyjmie za swoje, podda się bez zastrzeżeń jej regulaminowi, oraz złoży przepisaną przysięgę”. System konspiracji miał być oparty o następujące zasady:

- pseudonimy członków,

- oparcie rozkazodawstwa o zlecenia ustne i system pamięciowy, przy ograniczeniu pisania do niezbędnego minimum,

- oparcie systemu łączności o hasła i odzewy słowne lub materialne,

- kontakty organizacyjne odbywają się na kwaterach tajnych, nieustanne zmienianych,

- w zasadzie każdy żołnierz ZWZ zna tylko swych towarzyszy w sekcji; kontakty komend odbywają się w porządku ściśle hierarchicznym wedle zasady: tylko jeden kontakt w górę,

- zasada najważniejsza: w doborze członków kłaść nacisk na jakość kandydatów, ich niewątpliwą wartość moralną, pamiętając, iż największym błędem byłoby dążenie do sukcesów ilościowych.

Każdy żołnierz Armii Krajowej składał przysięgę: „W obliczu Boga Wszechmogącego i Najświętszej Marii Panny Królowej Korony Polskiej, kładę swe ręce na ten święty Krzyż, znak Męki i Zbawienia, przysięgam być wiernym Ojczyźnie mej, Rzeczypospolitej Polskiej, stać nieugięcie na straży Jej honoru i o wyzwolenie Jej z niewoli walczyć ze wszystkich sił aż do ofiary mego życia. Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej i rozkazom Naczelnego Wodza oraz wyznaczonemu przezeń Dowódcy Armii Krajowej będę bezwzględnie posłuszny, a tajemnicy niezłomnie dochowam, cokolwiek by mnie spotkać miało”.

Od początku budowano strukturę terenową ZWZ/AK. Na terenie województw tworzono okręgi, w powiatach obwody, w gminie lub kilku gminach placówki. W zależności od potrzeb w ramach okręgów i podokręgów tworzono inspektoraty terenowe. Na czele okręgów, inspektoratu, obwodów i placówek stali komendanci.

Podstawowym ogniwem był pluton liczący do 50 ludzi, podzielony na drużyny i sekcje w taki sposób, aby jedna osoba miała kontakt tylko z kilkoma współtowarzyszami walki oraz dowódcą.

Struktura AK w powiecie dąbrowskim

Obwód Dąbrowa Tarnowska (kryptonim „Drewniaki” i „Drukarnia”) oraz obwody brzeski (kryptonim „Buty”, „Batuta”) i tarnowski (kryptonim „Tandeta”, „Tartak”) wchodziły w skład Inspektoratu Tarnów (kryptonim „Traktor”, „Tama”), który organizacyjnie podlegał pod Okręg Kraków. Obwody te odpowiadały powiatom według podziału administracyjnego sprzed 1939 roku, zgodnie zaś z podziałem wojskowym sprzed wojny wchodziły one w skład jednego obwodu pułkowego – 16 Pułku Piechoty Ziemi Tarnowskiej.

Na obszarze powiatu dąbrowskiego pierwsze komórki konspiracyjne powstały już w pierwszych miesiącach okupacji, w wyniku kontaktów nawiązanych przez tarnowskich konspiratorów na zasadzie przedwojennych znajomości bądź powiązań rodzinnych. Historyk Aleksandra Pietrzykowa o tej sprawie pisze, że w procesie powstawania siatki terenowej SZP w powiecie dąbrowskim stanowiły kontakty nawiązane przez mjra Stanisława Sowiźrała z dyrektorem Banku Spółdzielczego w Dąbrowie, działaczem ludowym, posłem na Sejm II Rzeczypospolitej Henrykiem Krzciukiem. W powiecie dr Paweł Socha (później aktywny nauczyciel tajnego nauczania) wciągnął do pracy konspiracyjnej absolwentów Liceum Ogólnokształcącego. Pierwszym komendantem obwodu dąbrowskiego został kpt. Władysław Kabat ps. „Brzechwa”, który po otrzymaniu określonego polecenia od Henryka Krzciuka ps. „Daniel” oraz hasła i kontaktu, zgłosił się w dniu 10 marca 1940 r. w firmie „Okazja” w Tarnowie, gdzie w obecności mjra Kazimierza Kosiby złożył przysięgę i otrzymał nominację na pierwszego komendanta obwodu dąbrowskiego. Kpt. Władysław Kabat rozpoczął werbowanie ludzi i tworzenie zrębów organizacji. Drugim komendantem Obwodu był kpt. Zbigniew Rogawski, ps. „Baca”, „Młot”, a trzecim kpt. Franciszek Wiatr ps. „Duch”.

Ostatecznie Obwód Dąbrowa Tarnowska składał się z siedmiu placówek. Korzystając z literatury historycznej warto odtworzyć zasięg terytorialny poszczególnych placówek oraz przypomnieć ich dowódców:

- placówka – Dąbrowa Tarnowska-Radgoszcz; kryptonim „Dzięcioł”, „Danuta”

plut. pchor.. Zdzisław Baszak ps. „Pirat”, Władysław Kabat ps. „Brzechwa”, ppor. Tadeusz Świerzb ps. „Robak”, ppor. Stanisław Węgiel ps „Kula”, „Janusz”

- placówka – Gręboszów; kryptonim „Głuszec”, „Gena”, „Genowefa”

pchor. Stefan Wójcik ps. „ Tatar”, sierż. Stanisław Biskup ps. „Bicz”

- placówka – Mędrzechów-Bolesław; kryptonim „”Mewa”, „Malwina”

plut pchor.. F Tracz ps. „Artur”, kpt.. Bolesław Babula ps. „ Malik”

-placówka – Radłów- kryptonim „Roma”, „Regina” „Renata”, „Rozalia”

plut. pchor. Paweł Łata ps. „Znicz”, plut. Władysław Witkowski ps. „Włodek”

st. sierż. Władysław Ciukaj ps. „Zator”

- placówka – Szczucin – kryptonim „Szpak”, „Stefan”, „Stanisława”

kpt. Franciszek Wiatr ps. „Duch”

- placówka – Wietrzychowice - kryptonim „Wrona”, „Wacława”, „Weronika” „Wiesława”

E. Wojciechowski, por. „Kuczak”, ppor. Bronisław Czech ps. „Jurand”

- placówka – Żabno-Otfinów – kryptonim „Zięba”, „Zofia”

ppor. Eugeniusz Kozak „ps. Zor”

Niemożliwe w niniejszym artykule jest przedstawienie z nazwiska i imienia kolejnych dowódców i składów plutonów i drużyn w poszczególnych placówkach. Wymienię jeszcze tylko pozostałe funkcje na szczeblu obwodu (powiatu). Można do nich zaliczyć oficera wyszkolenia oraz osoby zajmujące się wywiadem, łącznością, dywersją i propagandą. Ważną rolę odgrywali mężowie zaufania, którzy znajdowali się przy każdej placówce. Delegatem rządu londyńskiego na powiat dąbrowski był Stanisław Klimczak ze Słupca ps. „Żelazny”.

Stan osobowy obwodu na początku okupacji kształtował się w granicach ok. 400 zaprzysiężonych, a według zestawienia sporządzonego przez pierwszego komendanta Obwodu Władysława Kabata, w maju 1944 r., a więc już po scaleniu z Batalionami Chłopskimi, w obwodzie dąbrowskim w 25 plutonach było zorganizowanych około 1900 żołnierzy, przy czym w zestawieniu tym nie ujęto plutonów Wojskowej Służby Ochrony Powstania. Warto choć w przybliżeniu odtworzyć stan niektórych placówek. I tak np.: placówka „Danuta” (Dąbrowa Tarnowska- Radgoszcz) liczyła ponad 360 żołnierzy, placówka „Malwina” (Mędrzechów-Bolesław) - około 440 żołnierzy, placówka „Stanisława” (Szczucin) po podporządkowaniu Batalionów Chłopskich pod dowództwo Armii Krajowej wynosiła - 444 żołnierzy Aby uwiarygodnić te liczby przytoczę opinię Zdzisława Baszaka: „Od listopada 1939 r. do marca 1940 r. otrzymywałem szereg sprawozdań dotyczących stanu osobowego i uzbrojenia. Meldunki dotyczyły gmin Gręboszów, Bolesław, Mędrzechów, częściowo Szczucin, Dąbrowa Tarnowska, Radgoszcz. Wynikało z nich, że na tym terenie, znalazły się setki ludzi”.

W 1942 r. ppłk Stefan Musiałek-Łowicki dowódca Inspektoratu Tarnów AK przeprowadził dokładną kontrolę wszystkich trzech obwodów (Tarnów, Brzesko, Dąbrowa Tarnowska), po której stwierdził, że jedynie obwód dąbrowski przedstawiał się bez zarzutu, tak pod względem organizacyjnym, jak i wyszkoleniowym. Scharakteryzował też pierwszego komendanta: „Kpt. „Brzechwa” osobiście był dobrze wyszkolony był doskonałym organizatorem i konspiratorem, miał dobre podejście do ludzi, był przez wielu lubiany i posiadał duży autorytet wśród podwładnych. Ogólnie: bardzo dobry oficer i dowódca konspiracyjny”. Cały zaś Inspektorat Tarnów miał wynosić po scaleniu (łącznie z Wojskową Służbą Kobiet) na wiosnę 1944 r. ponad 9000 żołnierzy, ale uzbrojenia – zdaniem jego dowódcy – już po zrzutach angielskich posiadano bardzo niewiele.

Z Armią Krajową było powiązane podziemne harcerstwo, które w czasie okupacji pełniło służbę pomocniczą, zwiadowczą i łączności na rzecz Komendy Obwodu „Drewniaki”.

Działalność sabotażowa.

Ramy niniejszego artykułu ograniczają szczegółowe omówienie działalności sabotażowo-dywersyjnej na terenie „Drewniaków”. W pierwszych latach okupacji ta forma działalności prowadzona była dorywczo. Drużyny dywersyjne z poszczególnych placówek niszczyły wykazy kontyngentowe, likwidowały bimbrownie, niszczyły urządzenia w mleczarni, karały chłostą donosicieli i kolaborantów. „W ramach szkolenia – pisał Z. Baszak - sekcje „Malwiny” wykonały szereg akcji. Między innymi były to operacje związane z mleczarniami. Partyzanci zabierali stamtąd masło niszczyli dokumenty, zabierali części urządzeń (zwłaszcza bąki z wirówek). Działania te unieruchamiały na pewien czas mleczarnie, pozbawiały gospodarkę niemiecką paru ton masła, co cieszyło niezmiernie nas Polaków”.

Wiosną 1944 r. zorganizowano akcję na więzienie w Dąbrowie Tarnowskiej, w której uwolniono ok. 40 osób zatrzymanych jako zakładników.

Głośnym echem na Powiślu odbiła się akcja z czerwca 1944 roku, którą przeprowadził Zdzisław Baszak ps. „Pirat”. Akcja polegała na zablokowaniu transportu węgla płynącego po Wiśle. W okresie prawie 10 dni zajmowano przepływające galary z węglem, który zabierali dla siebie mieszkańcy okolicznych wsi, cierpiący na brak opału.

Wymienić jeszcze należy: rozbrojenie posterunku policji granatowej w Radgoszczy (czerwiec 1944) przez 30 osobowy oddział żołnierzy Polski Podziemnej, w lecie 1944 r. przeszkodzenie Niemcom w wywiezieniu kilkuset sztuk bydła z majątku barona Feliksa Konopki w Brniu, akcję na hurtownię tytoniową w Dąbrowie.

Armia Krajowa zajmowała się też bezwzględnym tępieniem zdrajców i konfidentów. Wśród większych akcji tego typu było przeprowadzenie przez grupę sabotażowo-dywersyjną „Malwiny” wykonanie wyroku na Rozmusie, funkcjonariuszu policji granatowej, który gorliwie współpracował z Niemcami, a wyrokiem sądu podziemnego AK został skazany na śmierć. Po kilkakrotnych, nieudanych próbach jego likwidacji, zapadła decyzja, aby wyrok wykonać w Szczucinie. Stało się to w biały dzień na ulicy Kościuszki. Zdezorientowani Niemcy nie podjęli pościgu, a zespół egzekucyjny spokojnie oddalił się.

Stosowano też niekonwencjonalne metody walki z okupantem. W sposób bardzo sprytny dokonano likwidacji współpracownika gestapo Leopolda Wendlanda, wójta Bolesława i Mędrzechowa, któremu podano truciznę do jego kieliszka z alkoholem, co miało sugerować skręt kiszek spowodowany nadmierną ilością spożytego alkoholu.

W podobny sposób próbowano zlikwidować żandarma Engelberta Guzdka, który słynął na Powiślu ze zbrodniczej działalności. Sprawa ta budzi po dzień dzisiejszy wiele emocji. Likwidacja zbrodniarza nie była rzeczą łatwą, gdyż Niemcy ogłosili, że w wypadku jego śmierci zostanie rozstrzelanych 100 zakładników. Tadeusz Stefan Krasnodębski ps. „Kostek” o tej sprawie pisze: „Sprawa wykonania wyroku na Guzdku cały czas zaprzątała uwagę moją i moich przełożonych. Często rozważaliśmy z „Bacą”, „Leszkiem” i „Brzechwą” rozmaite warianty likwidacji zbrodniarza, lecz żaden nie gwarantował nam uniknięcia zemsty (…) Przełożeni, nie widząc dobrego sposobu, postanowili zdać się na jakiś szczęśliwy przypadek i dali wolną rękę w rozwiązaniu tego problemu”. „Kostek” to członek struktur niepodległościowych, który w 1940 r. na rozkaz przełożonych podejmuje służbę w tzw. Policji Polskiej GG, zwanej powszechnie policją „granatową”. Pełnił w niej przez 4 lata rolę konspiracyjnej „wtyczki”.

Otóż policjant granatowy wykorzystał sprzyjającą okazję jaka się wydarzyła, gdy Guzdek wraz z żandarmem Steinem i granatowym policjantem Mądrym mieli rozstrzelać osadzonych w areszcie w Otfinowie trzech Ukraińców zbiegłych z obozu pracy. O tych zamiarach wiedział „Kostek” i postanowił to wykorzystać. Kiedy Stein i Mądry oddali strzały do skazańców, „Kostek” wystrzelił w stronę Guzdka. Po dochodzeniach Niemcy uznali, że Guzdka zastrzelił zbiegły Ukrainiec.

Akcja „II i III Most”

Inspektorat AK w Tarnowie został wyznaczony do przeprowadzenia akcji, której celem było lądowanie alianckich samolotów w Polsce. Umożliwiały

one szybki przerzut z Anglii do Polski i odwrotnie ważnych osobistości politycznych i wojskowych kurierów, ważnych dokumentów i materiałów, sprzętu

wojskowego. Działania lotnicze, połączone z lądowaniem samolotów w Polsce nazwano „mostami”, a lądowiska „bajorami”. Na styku 3 powiatów: Tarnów,

Dąbrowa Tarnowska i Brzesko ciągnie się od miejscowości Wał - Ruda szeroki pas łąk, na których przeprowadzono akcje „II i III Most” .

Dowódcą operacji był ppłk Stefan Musiałek-Łowicki ps. „Mirosław” - szef Inspektoratu „Tama”. Na dowódcę oddziałów osłonowych i zastępcę operacji w czasie II „Mostu” został wyznaczony Komendant Obwodu Dąbrowa Tarnowska kpt. Zbigniew Rogawski ps. „Młot”. Lądowanie miało miejsce w nocy 29 na 30 maja 1944 r. Zakończyło się pełnym sukcesem, choć wcześniej wśród dowódców było wiele wątpliwości o jej celowości. Wątpliwości te pojawiły się, gdy w Dąbrowie Tarnowskiej i w gminie Wietrzychowice na początku maja Niemcy przeprowadzili poważne aresztowania wśród członków AK. Mimo tych strat, zdecydowano o lądowaniu, a wydzieleni żołnierze myśleli, że biorą udział w ćwiczeniach. Sprawnie wyładowano z samolotu ładunek oraz umieszczono w nim emisariuszy. Samolot przebywał na ziemi tylko 7 minut.

Akcja „III Most”, która była niemal powtórzeniem poprzedniej, została przeprowadzona w nocy 25 na 26 lipca 1944 r,. na prośbę rządu brytyjskiego, a celem jej było dostarczenie aliantom części, fotografii, rysunków i opisu tajnej broni niemieckiej - V-2. Po ich odbiór miał przylecieć z bazy lotniczej koło Brindisi angielski samolot typu Dakota. W czerwcu 1944 r. na dowódcę osłony akcji „III Most”, lądowiska „Motyl” i jego okolic został wyznaczony kpt. Władysław Kabat ps. „Brzechwa”, funkcję zastępcy dowódcy pełnił podchorąży Zdzisław Baszak ps. „Pirat”. W decydującym momencie „III Mostu”, samolot nie mógł wystartować i nawet zaczęto rozważać jego zniszczenie. Szczęśliwie, po dramatycznych wysiłkach maszyna wystartowała i ładunek bezpiecznie dotarł do celu.

Po zakończeniu operacji „II i III Most” dowódca Stefan Musiałek-Łowicki wnioskował do Komendanta Okręgu listę osób do odznaczenia. I tak kpt. „Brzechwa” (Kabat Władysław) – Krzyż „Virtuti Militari” V klasy, kpt „Młot” (Rogawski Zbigniew) - Złoty Krzyż Zasługi.

Działalność propagandowa

Koniecznie trzeba wspomnieć o działalności propagandowej jaką prowadziło dąbrowskie podziemie. Na obszarze obwodu już na wiosnę 1940 r. docierały pierwsze egzemplarze „Biuletynu Tarnowskiego”, z czasem na dużo większą skalę kolportowano gazetę „Odwet”, który pouczał jak należy postępować w konkretnej sytuacji wytworzonej przez okupanta. Nade wszystko informował też o aktualnej sytuacji na froncie. O sprawności oraz o możliwościach organizacyjnych rozprowadzania gazety w czasie okupacji niech świadczy fakt, że punkt przebitkowy potrafił w ciągu nocy, pracując na jedną zmianę przy powielaczu wykonać ok. 800-1000 egzemplarzy „Odwetu”. Niestety, doszło do licznych aresztowań kolporterów konspiracyjnej gazety i Komendant Obwodu „Drewniaki” podjął decyzję o wydawaniu własnej gazety. Nadano jej nazwę „Pobudka”. Znaczą część „Pobudki” zajmował serwis informacyjny oraz informacje o wyróżniających się akcjach bojowych AK.

Straty

Niemcy przez cały okres okupacji starali się wytropić żołnierzy Polski Walczącej. System konspiracji powodował, że te działania okupanta były dość utrudnione. Niestety, nieszczęśliwy przypadek, donos, wpadka często decydowały o życiu i śmierci członków AK. Obecnie skoncentruję się tylko na wybranych zagadnieniach.

Na terenie Szczucina i okolic kolportowano konspiracyjną gazetkę „Odwet”, która systematycznie zwiększała grono czytelników. Zorganizowana siatka kolportażu została przerwana przez aresztowania, które miały miejsce w Szczucinie w sobotę dn. 4 kwietnia 1941 r.

Dnia 3 lipca 1943 r. o świcie do Świebodzina podjechały ciężarówki z gestapowcami, którzy otoczyli dom w którym przebywał Ignacy Łazarz ps. „Lot”. „Lot” brał udział w wielu akcjach dywersyjnych. Niszczył dokumenty w urzędach gminnych i w urzędach tzw. targowników, którzy prowadzili ścisłą ewidencję bydła i trzody chlewnej, brał też udział w likwidacji w Szczucinie Rozmusa oraz w akcji, którą opatrzono kryptonimem „Węgiel”. Po długiej i rozpaczliwej walce „Lot” ginie, a Niemcy pastwią się nad jego ciałem, wrzucają je do wykopanego dołu. Trzy dni później z polecenia dowódcy plutonu, Stanisława Chwałka ps. „Babicz” zwłoki zostały wykopane, umyte i ubrane, po czym z honorami wojskowymi włożone do grobu. Na świeżym grobie spoczęły kwiaty, a na biało-czerwonych szarfach widniał napis; „Bohaterowi Polski – Koledzy”. Niemcy ze złości zaminowali grób. Po wyzwoleniu ciało Ignacego Łazarza przeniesiono na cmentarz parafialny w Bolesławiu.

Dnia 4 maja 1944 r. wieś Jadowniki Mokre w gminie Wietrzychowice została spacyfikowana przez gestapo i niemieckie oddziały policyjne. Rozstrzelano 22 osoby, w większości członków AK i BCh. Aresztowano ponad 50 osób, część po interwencji wietrzychowickiego proboszcza wypuszczono, część zaś wywieziono do tarnowskiego gestapo na ulicy Urszulańskiej.

Dnia 6 maja 1944 r. nad ranem kilkoma samochodami zjechali do Dąbrowy Niemcy. obstawili wszystkie ulice wylotowe z miasta, wkroczyli do budynku „Sokoła” , gdzie mieściły się biura spółdzielni „Rolnik”, która skupowała płody i zaopatrywała rolników w narzędzia rolnicze. Wśród ponad 40 pracowników spółdzielni 12 było członkami AK . Niemcy aresztowali wszystkich pracowników których zastali tam. Po upływie kilkunastu dni tylko jeden z 14 wywiezionych odzyskał wolność.

Powojenne losy

Po zakończeniu działań wojennych, AK na terenach wyzwolonych była traktowana jako organizacja przestępcza, jej żołnierze byli internowani, aresztowani i wywożeni do ZSRR. Wszędzie też struktury organizacyjne AK przechodziły do głębokiej konspiracji w ramach utworzonych organizacji NIE oraz Wolność i Niezawisłość ( WiN). Miały one kontynuować walkę o odzyskanie przez Polskę niepodległości, odwoływały się do tradycji Polski podziemnej z lat okupacji niemieckiej. Były bezwzględnie zwalczane przez władze komunistyczne, które w tym celu utworzyły Urząd Bezpieczeństwa Publicznego.

W Dąbrowie Tarnowskiej powstał Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego (PUBP). Rozpoczęły się masowe aresztowania żołnierzy Armii Krajowej. Pod koniec kwietnia 1945 r. więziono w dąbrowskim więzieniu około 80 ludzi, część z nich została już wywieziona. Aby uratować pozostałych postanowiono pozostałych odbić. Urząd w Dąbrowie Tarnowskiej został w nocy z 8 na 9 maja 1945 r. zaatakowany przez około 50-osobowy oddział Tadeusza Musiała ps. „Zarys”. Rozbito miejscowe więzienie i uwolniono więźniów. Akcja ta odbiła się szerokim echem na Powiślu.

Bezpieka czując się coraz pewniej, krwawo rozprawiała się z byłymi już żołnierzami AK. Wielu z nich przypłaciło to zdrowiem i życiem.

Pierwszy komendant Obwodu AK w Dąbrowie Tarnowskiej Władysław Kabat ps. „Brzechwa”, po wyzwoleniu krótko był żołnierzem Ludowego Wojska Polskiego, po zdemobilizowaniu został aresztowany i więziony przez Urząd Bezpieczeństwa (UB) za przynależność do AK, przeszedł tzw. „golgotę wrocławską”, gdzie był przesłuchiwany w sposób wprost niewiarygodny. Oto fragment z przesłuchania „Brzechwy”: „ W kącie pokoju nr 17, pomiędzy ścianą z żelazną szafą stoję w postawie na baczność. Co osiem godzin dwóch oprawców zmienia się i przesłuchuje mnie bez przerwy. W przypadku, gdy się poruszę biją moją głową o ścianę, kopią po kostkach i w golenie. Celem lepszej kontroli nakreślają kredą trójkąt wokół moich stóp i mówią: „uważaj i stój spokojnie bo jeśli nadepniesz na krechę, to cię tu zaraz szlag trafi”. Ten, który kreślił trójkąt, może mieć najwyżej 18 lat. I tak sześć dób bez snu jedzenia, bez picia, wśród ustawicznych obelg i drwin. Mimo próśb i błagań nie pozwolą pójść do ubikacji i nie podadzą szklanki wody.” Okropne doświadczenia więzienne przyczyniły się do amputacji obu nóg oraz spowodowały wiele innych schorzeń.

Eugeniusz Kotra, ps. „Leszek” został zabrany z domu przez żołnierzy UB. Po kilku dniach pod stogiem siana w Luszowicach znaleziono jego potwornie zmasakrowane zwłoki. Ciało było wręcz czarne od bicia, kończyny i żebra połamane.

Zdzisław Baszak ps. „Pirat”, rozpoczął studia w Akademii Handlowej w Krakowie. Zostały one przerwane z powodu aresztowania przez UB. Otrzymał wyrok 6 lat pozbawienia wolności, z czego był więziony przez 3 lata.

Niestety, wiele jeszcze lat w powojennej Polsce musieli jeszcze cierpieć byli żołnierze AK za przynależność do tej formacji, a polityczny „pył. zapomnienia” sprawił, że dzieje AK zostały usunięte z najnowszej historii Polski. Dopiero po 1989 r. przyszły lata, w których ich działalność ojczyzna doceniła. Powstał Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej. W 1990 r. w Dąbrowie Tarnowskiej płk Zdzisław Baszak utworzył muzeum Armii Krajowej, a byli żołnierze AK prowadzą dziś działalność edukacyjną i popularyzatorską. Powstają liczne Kluby Historyczne im. Armii Krajowej. Obecnie wiedza o roli Armii Krajowe w czasie wojny oparta jest na prawdzie historycznej, a jej uczestnicy mogą ją przekazywać zgodnie ze swoją wiedzą.

Marek Jachym

Korzystałem m.in. z publikacji:

Baszak Z. „Placówka AK „Malwina” (1992)

Kabat E. „Zapomniana „operacja III Most” i niezłomny dowódca płk Władysław Kabat” (2009)

Kozaczka J. „Kulisy wsypy” („Kurier Dąbrowski”1993)

Krasnodębski T. „Policjant konspiratorem. Szesnaście lat na muszce Gestapo i bezpieki” (2007)

Pietrzykowa A. „Region tarnowski w okresie okupacji hitlerowskiej - polityka okupanta i ruch oporu” (1984);

Rzeszuto J. „ Ostatnia walka „Lota” („Kurier Dąbrowski”1994)

Skowron A. „Rozbicie więzienia śledczego Urzędu Bezpieczeństwa w Dąbrowie Tarnowskiej z dnia 8 na 9 maja 1945 roku” („Rocznik Tarnowski”2003/2004)

BATALIONY CHŁOPSKIE

Mam szesnaście lat. W latach 2008-2011 uczęszczałam do Gimnazjum nr 2 w Ratajach Słupskich. Kiedy moja szkoła w 2010 r. przyjęła imię "Batalionów Chłopskich", to szerzej zainteresowałam się tą organizacją.

Heroiczna postawa chłopów polskich znana była od wieków. Szczególnie widoczne to było w czasach gdy traciliśmy niepodległość. W czasie drugiej wojny światowej powstały organizacje zbrojne oparte na ruchu ludowym. Już w sierpniu 1940 r. powstała konspiracyjna organizacja zbrojna pod nazwą Chłopska Straż, a od wiosny 1941 r. organizacja przyjęła nazwę Bataliony Chłopskie (BCh). BCh zostały utworzone przez Stronnictwo Ludowe wchodzące w skład koalicji rządowej. Komendantem głównym BCh był Franciszek Kamiński. Początkowo kierowano członków BCh do Związku Walki Zbrojnej. Z czasem zapadła decyzja o utworzeniu własnej siły zbrojnej opartej na tradycjach ruchu ludowego. Szczególnie widoczne tu były dążenia młodzieży wiejskiej do aktywności konspiracyjnej.

Ważnym momentem w dziejach chłopskiej organizacji zbrojnej była akcja scalania z Armią Krajową. Jednak znaczna część BCh zachowała niezależność. Struktura organizacyjna przedstawiała się następująco: okręg (obejmował województwo), podokręg (kilka powiatów), obwód (powiat), rejon (kilka gmin), gminę i gromadę.

Każdy z członków Batalionów Chłopskich był zobowiązany do wypowiedzenia słów przysięgi. Jej autorem był sam Komendant Główny, a brzmiały one: "W obliczu wiekuistości minionych pokoleń ojców i praojców, w obliczu nieśmiertelnego ducha ojczyzny mojej, Polski, w obliczu zakutego w kajdany niewoli narodu polskiego postanawiam i ślubuję w swym sumieniu człowieczym i obywatelskim, że na każdym miejscu i we wszystkich okolicznościach walczyć będę z najeźdźcą o przywrócenie całkowitej wolności narodu polskiego i niepodległości państwowej Polski. Do walki tej staję świadomie i dobrowolnie w bojowych szeregach Batalionów Chłopskich, kierowanych przez znaną mi organizację ideowopolityczną zmierzającą do sprawiedliwej Polski Ludowej na chrześcijańskich zasadach demokracji opartej. Na tej drodze walki wszelkie zlecenia i rozkazy wykonywać będę rzetelnie i karnie, powierzonych mi tajemnic nie ujawnię przed nikim, nawet przed najbliższymi mi osobami. W wykonywaniu rozkazów oraz zachowaniu powierzonych mi tajemnic nie powstrzyma mnie nawet groza utraty życia. Stając w szeregach Batalionów Chłopskich do szeregów żadnej innej organizacji ideowo-politycznej nie wejdę i w żadnym wypadku z szeregów Batalionów Chłopskich samodzielnie nie wystąpię. Przyrzeczenie to składam i ślubuję dotrzymać. Tak mi dopomóż Bóg”.

Bataliony Chłopskie w czasie wojny zasięgiem swojej działalności objęły również obszar, z którego pochodzę.

2 sierpnia 1944 roku oddział Batalionów Chłopskich, którym dowodził Piotr Pawlina stoczył triumfalny bój z oddziałami Wehrmachtu. Zwycięstwo było dla wielu zaskoczeniem, gdyż liczebna przewaga niemieckiego okupanta była ogromna.

Dziewięciu Polaków utraciło życie: Władysław Dufaj z Chrzanowa, Marian Walęzak z Zalesia, Franciszek Godzwon z Łyczby, Władysław Płachta z Gac Słupieckich, "Blacharz" (nazwisko nieustalone) z Rakowa, "Raf" (nazwisko nieustalone) 21-latek pochodzący z Warszawy -więzień odbity w czasie akcji na więzienie w Pińczowie, Władysław Wach ps. "Kruszyna" z Ponika, Jan Zal ps. "Chudy" z Jarosławic, oraz komendant powiatowy Ludowej Straży Bezpieczeństwa Batalionów Chłopskich pochodzący z Zofiówki Jan Sowa ps. "Grot". Po stronie nieprzyjaciela były liczne straty.

Mieszkańcy, w miejscu gdzie stoczono bój, usypali kopiec, na którym usytuowano drewniany krzyż, a nieopodal postawiono pomnik. Niedawno obelisk w miejscu bitwy został wyremontowany, a rocznica bitwy weszła do kalendarza imprez patriotycznych na terenie naszej gminy. Gromadzą się wtedy poczty sztandarowe organizacji kombatanckich, politycznych, Ochotniczej Straży Pożarnej oraz szkół. Na uroczystość liczne stawiają się przedstawiciele samorządu, parlamentu, mieszkańcy oraz młodzież. Odbywa się uroczysta msza, apel poległych, składanie wieńców przez liczne delegacje.

Historia naszego kraju jest pełna takich zdarzeń. Często popadają w zapomnienie. Warto opowiadać młodym pokoleniom o tym, co zdarzyło się kiedyś, jakich wspaniałych ludzi wydała nasza ojczyzna.

Justyna Bielacha