Publikacje historyczne









Szczucin i okolice w rabacji tarnowskiej

Wydarzenia 1846 r. kojarzymy z dwoma wydarzeniami. Pierwsze dotyczy powstania ogólnonarodowego, które miało rozpocząć się w nocy z 21 na 22 lutego. Drugie wydarzenie związane jest z antyszlacheckim i antypańszczyźnianym zrywem chłopów, zwanym rabacją chłopską. To ostatnie spowodowane było narastającym wśród chłopów przekonaniem o niesprawiedliwym ucisku pańszczyźnianym. Napięcie wśród włościan w tamtym czasie objęło znaczną część środkowej Europy. W państwie Habsburgów, którego Galicja była częścią, do historii odchodził model uporządkowanego społeczeństwa, „w którym – jak pisał Stanisław Grodziski - monarcha rządzi, szlachta broni kraju, mieszczanie opłacają podatki, poddani chłopi zaś uprawiają rolę, która nie jest ich własnością, żyjąc szczęśliwie pod patriarchalną władzą ziemian.

Ten model ugładzonego społeczeństwa zbliżał się ku końcowi na obszarze Ziemi Tarnowskiej. Nadal jednak włościanin był przywiązany do swoich ubogich gospodarstw, które nie były jego własnością. Panu musiał oddawać od 30 do 50% swego dochodu z gruntu czy robocizny. Uciążliwą formą pracy chłopa na rzecz właściciela ziemskiego była pańszczyzna. Pisał o niej Jan Słomka, długoletni wójt Dzikowa (obecnie część Tarnobrzega) w „Pamiętnikach włościanina”:

Jak starsi mówili, którzy pańszczyznę odrabiali i zapamiętali, to nie trzeba większej kary na ludzi, jak była pańszczyzna, że człowiek gorzej wtedy był traktowany niż teraz to bydlę, które jest uparte. Bili w polu i w domu za lada bagatelę tak, że tego, co od starszych ludzi słyszałem, opisać nawet nie można i jest to wprost nie do uwierzenia, jak się nad ludem pastwili.

Każdy gospodarz musiał przedewszystkiem we dworze swoją powinność odrobić, zaprzęgiem lub pieszo, a dopiero prawie nocami swój grunt obrabiał, obsiewał i plon z niego zbierał. Nie było wymówki, że ma w domu pilną robotę, bo jak nie wyszedł do odrobienia pańszczyzny, przychodził zaraz polowy, a gdy np. zastał gospodynię przy gotowaniu, to konewką ogień zalewał, w zimie okna i drzwi od domu poodejmował itp. .

Przejdźmy do terenów Powiśla. Marian Tyrowicz pisał, że w Suchym Gruncie dwór utrzymywał „specjalnego draba” do smagania poddanych. Z kolei w Gręboszowie za rządcy Rydla niemal wszyscy gospodarze uciekli z gruntów za Wisłę.

Warto powtórzyć za Michałem Wiesiołowskim, przywódcą małopolskiej szlachty, że największym błędem szlachty polskiej było „niemiłosierdzie, z jakim się obchodzą z włościanami”. Ten stan rzeczy wynikał z wielowiekowego egoizmu. Bieg wydarzeń przyspieszyły lata 1844-1845, w których doszło do nieurodzajów, licznych podtopień, co jeszcze wzmogło rozpacz włościan.

Stan niepewności objął też część szlacheckich posiadaczy ziemskich, którzy zmierzali do odbudowy państwa polskiego oraz zażegnania wzmagającego się oporu na wsi. Narastało przekonanie, że ruch rewolucyjny zostanie poparty przez podobne ruchy w innych krajach. Szlachta nie prowadziła szerokiej agitacji na rzecz powstania wśród swoich poddanych. W zamyśle ziemiaństwa chłopi poprą powstanie, gdy ogłosi się im akt uwłaszczenia w dniu wybuchu powstania.

Powyższy problem zilustruję przy pomocy historii przesłuchań świadków, których do powstania zachęcał dziedzic Teofil Pikuziński z Dołęgi (obecnie gmina Szczurowa). Teofil Pikuziński czynnie angażował się w przygotowanie powstania w trzech zaborach. W czasie powstania przed tragiczną śmiercią w Partyni przebywał na Powiślu (m.in. w Bolesławiu, Oleśnie, Sieradzy).

Owe akta zostały zamieszczone w książce „Rabacja na Powiślu. Dziennik Marianny Pikuzińskiej i relacje chłopskie o krwawych wydarzeniach 1846 r.” w opracowaniu Kazimierza Bańdurskiego i Władysława Koniecznego. Czytamy w nich:

Zeznanie pierwsze:

Nazywam się Franciszek Banek, rodem z Dołęgi

Jędrzej Gadomski opowiedział mi, że przed 2. tygodniami (ok 30 stycznia) był u naszego pana Pikuzińskiego o pieniądze w ilości 40 florenów ( złotych polskich) za krawiecką robotę. Teofil Pikuziński nie odmówił mu tych żądanych pieniędzy, lecz nim je wypłacił, tak począł do niego mówić: „Wkrótce nim śnieg staje (stopnieje) będzie wojna, bo trzeba Polskę odbić, bo nie tylko tutaj, lecz także za Wisłą wszystko ruszy i nad tem działam, aby dawna Polska, którą na trzy części rozdzielono, była odzyskana, że będą aresztowanych uwalniać, aby tym, którzy na wojnę pójdą pomagali, że oficjerów sasarskich wybiją, poczem wojsko zgłupieje i także do nich przystanie, dalej, że wojna w Bochni, Tarnowie i Rzeszowie wybuchnie i że potem cesarza wypędzą.” (s.55 i n).

Zeznanie drugie:

Nazywam się Jędrzej Gadomski rodem z Gorzkowa, okręgu krakowskiego. Przybyłem, będąc jeszcze dzieckiem, z moimi rodzicami do Galicji, do Osieku, cyrkułu wadowickiego. Zamieszkały od 12. lat w Dołędze, cyrkułu bocheńskiego.”

„Przyszedłszy do dworu i spuszczając (sic) panu Pikuzińskienu włosy, zaczął tenże ze mną ze mną rozmawiać, co we wsi słychać i czyli o tem wiem, że będzie wkrótce rewolucja dla odzyskania dawnej Polski, że wielkie kupy ludzi na cyrkuł i Bochnię uderzą, że Niemców wyrżną, że się wszędzie ogłosi Polski rząd, że dopiero wtenczas nastaną dla wszystkich ludzi dobre czasy, albowiem „pańskie” ustanie, podatki się zmniejszą, sól stanieje i wszyscy ludzie sobie równi i wolni będą, wzywając mnie, czybym także z nim do rewolucji nie przystał. Gdym mu odpowiedział, że się boję, nazwał mnie głupim i mówił mi, że on jest przecież panem, że ma z czego żyć, że ma żonę i dzieci, że się przecież nie boi i do rewolucji pójdzie. Nareszcie mi zakazał komukolwiek o tem mówić, a zwłaszcza, żebym do zwierzchności o tem nie doniósł, ponieważby mi to i tak na nic się nie przydało, ponieważ on mówiąc ze mną w cztery oczy wszystkiego by się wyparł”. (s. 63 i n)

Ten spór między włościanami a szlachtą wykorzystywali Austriacy. Specjalnym patentem obciążyli chłopów podatkiem rustykalnym, a jego egzekwowanie powierzono dziedzicom. Ponadto właściciel ziemski sprawował nad chłopem władzę sądowniczą, policyjną oraz wyznaczał rekruta do wojska. Austriacy widząc zwiększoną aktywność spiskową wśród Polaków postanowili wykorzystać antagonizmy między tymi dwoma grupami społecznymi. Urzędnicy powiatowi oraz starosta tarnowski Józef Breinl von Wallenstern prowadzili wśród nich propagandę mówiącą, że winnymi ich położenia są właściciele majątków. Breinl szerzył wieści, że panowie po to się zbroją, aby nie dopuścić do uwolnienia ludu przez dobrego cesarza. Tym samym wpajano chłopom przeświadczenie o przychylnym stosunku zaborcy wobec chłopów oraz to, że szlachta nie chciała ulżyć ich doli. Ponadto do budowania mitu dobrego cesarza wśród włościan przyczyniała się służba w wojsku austriackim.

W pracy przygotowawczej do wybuchu powstania w Galicji wyróżniali się Edward Dembowski i Julian Goslar. Ten ostatni będąc nauczycielem po dworach (był m.in. nauczycielem domowym u Kotarskich w Oleśnie) krążył po wsiach agitując do przyszłego powstania.

W połowie lutego doszło do aresztowań organizatorów powstania w zaborze pruskim. Mimo tych niepowodzeń doszło jednak do prób podjęcia walki zbrojnej. Największy zasięg objęło powstanie w Krakowie. Wrzenie, które ogarnęło Kraków i jego okolice nie trwało długo. Po wycofaniu się wojsk austriackich ze stolicy małopolski, w kamienicy zwanej „Krzysztofory” przy Rynku Głównym powołano Rząd Narodowy Rzeczypospolitej Polskiej. Rząd w składzie: Ludwik Gorzkowski, Jan Tyssowski i Aleksander Grzegorzewski ogłosił Manifest. W Manifeście ogłoszono m. in. zniesienie pańszczyzny, zniesienie przywilejów oraz uwłaszczenie chłopów. Jednak po dziesięciu dniach wojska zaborców wkroczyły do Krakowa i powstanie zakończyło się klęską.

Przebieg powstania w Tarnowskiem

Na potrzeby niniejszego artykułu szczególnie przydatna okazała się publikacja Józefa Sieradzkiego i Czesława Wycecha, którzy w 1958 r. wydali „Rok 1846 w Galicji. Materiały źródłowe”. W lekturze szczególnie interesujące są zeznania chłopów opisujących przebieg rabacji w Tarnowskiem. Powiślu w niniejszej pracy autorzy poświęcili wiele troski. Pomocną lekturą był rozdział „Powiat dąbrowski w dziejach Galicji przedautonomicznej” Mariana Tyrowicza, w monografii „Dąbrowa Tarnowska. Zarys dziejów miasta i powiatu” pod redakcją Feliksa Kiryka i Zygmunta Ruty. O rabacji na Ziemi Szczucińskiej pisał Krzysztof Struziak w pracy „Szczucin i okolice. Zarys dziejów do 1948 roku.”

Z powyższych lektur wynika, że obwód tarnowski odegrał ważną rolę w planach powstańczych. Ustalono, że miejscem zbiórki dla powstańców w Tarnowskiem były punkty w Klikowej i w Tarnowcu na Górze św. Marcina. Do Klikowej dwoma głównymi szlakami przybywali powstańcy z okolic nadwiślańskich i okolic Mielca.

Pierwszy szlak prowadził powstańców z Powiśla i okolic Mielca. Powstańcy z Bolesławia przez Olesno, Sieradzę, Odporyszów, Łukową i Krzyż zbliżali się do Klikowej. Po drodze mieli dołączyć powstańcy ze Szczucina i Żabna.

Drugi szlak rozpoczynał się w Wojsławiu pod Mielcem w kierunku Lisiej Góry przez Partynię, Radomyśl, Jastrząbkę.

Termin wybuchu powstania wyznaczono na 21 lutego 1846 r. W Tarnowie, emerytowany major wojsk Polskich z powstania listopadowego, Leon Czachowski, samowolnie przyspieszył wybuch powstania z 18 na 19 lutego 1846 r. Powstańcy 18 lutego zdążali na punkty zbiorcze w Tarnowie.

W przygotowaniu powstania aktywnie uczestniczyła szlachta z Powiśla. U Mikołaja Rydla w Woli Szczucińskiej 18 lutego zebrała się część spiskowców, która udała się do Bolesławia. Tam zebrało się około 60 osób, którzy wieczorem różnymi drogami udali się do Łukowej, gdzie miało odbyć się zgrupowanie powstańców. Jednak już w Odporyszowie napotkali na pierwsze problemy. Tam chłopi z Odporyszowa rozpędzili powstańców. Nieliczni, którzy dotarli do Łukowej zostali podzieleni na trzy oddziały. Po przybyciu na cmentarz choleryczny w Klikowej pod Tarnowem, czekali na sygnał rozpoczęcia powstania. Miał nim być pożar karczmy na Górze św. Marcina. Brak sygnału spowodował, że atak na Tarnów nie nastąpił. Nawet przybycie na miejsce zbiórki majora Leona Czechowskiego, dowódcy powstania w Tarnowskiem nie spowodowało podjęcia zdecydowanych działań. Przyszli powstańcy zmęczeni rozgardiaszem, srogą lutową pogodą oraz długim oczekiwaniem na sygnał ataku rozpoczęli powrót do swoich dworów.

Chłopi, pod wpływem urzędników austriackich, zaatakowali powracających powstańców. Pomiędzy 19-22 lutego rzeź galicyjska rozszalała się w cyrkule tarnowskim. Niszczono dwory, palono dobytek panów, mordowano dziedziców, nawet dochodziło do plądrowania kościołów. W Tarnowskiem zanotowano 140 najść na dwory, 750 osób zamordowano na ogólną liczbę 1000 w całej Galicji. Żywiołowy ruch chłopski z czasem zaczął przybierać bardziej zorganizowane formy. Przywódcą ruchu został Jakub Szela, który blisko ćwierć wieku kierował oporem przeciwko Boguszom we wsi Smarzowa (dzisiaj powiat dębicki). Rodzina Boguszów ze Smarzowej była spokrewniona z Boguszami herbu Pólkozic, właścicielami dóbr w Lubaszu. Jego nieugięta postawa pozwoliła mu poprowadzić chłopów przeciwko sąsiednim dworom. Postać Jakuba Szeli z biegiem lat obrosła krwawą legendą.

Rannych, zabitych oraz dogorywających powstańców przywożono do Tarnowa. Za powstańców zwiezionych do miasta władze administracyjne wypłacały tzw. „krwawe premie”(5 złotych reńskich z żywego, 10 złotych reńskich za zabitego). Zmasakrowane ciała były rzucane przed Starostwem na placu Sobieskiego. Krew płynęła ulicą Krakowską i ulica Targową. Pomordowanych pochowano we wspólnej mogile rabacyjnej na Starym Cmentarzu w Tarnowie. Spośród 206 ofiar udało się ustalić nazwiska 53 zabitych. Z czasem mogiła zaczęła zarastać trawą. Tarnowianie żyli nadal tą tragedią i pamiętali o mogile o wymiarach ok. 17 m kw. Z czasem w oparciu o mogiłę pomordowanych w 1846 r. powstała Kwatera Zasłużonych. Na tablicy informacyjnej znajdującej się przed Kwaterą Zasłużonych czytamy:

Kwatera zasłużonych zwana także Kwaterą Powstańca jest miejscem szczególnej czci wielu pokoleń tarnowian. Znajdują się tu groby Synów Ojczyzny, którzy brali udział w XIX- wiecznych powstaniach, zrywach narodowych, w obu wojnach światowych.

Od końca XIX wieku, od czasów, gdy u naszych przodków rodziła się świadomość narodowa, miejsce to otoczone zostało przez mieszkańców miasta szczególną troską (…).

W czasie rabacji tarnowskiej, zwaną także rzezią galicyjską, zachęceni i zmotywowani przez zaborcę chłopi powiatu tarnowskiego i sąsiednich ruszyli na dwory zabijając ich właścicieli, niszcząc i rabując mienie dworskie. Ofiary tych napadów przywożono do Tarnowa, początkowo pod starostwo, później pod kamienicę Kamienobrodzkich. Zabitych lub zmarłych z ran spiskowców szlacheckich, służbę dworską, oficjalistów i duchowieństwo pochowano nocą we wspólnej mogile ziemnej. Mogiła miała na wieki pozostać anonimowa ku przestrodze zwyciężonych. Rabacja była największą zbrodnią publiczną w XIX- wiecznej Europy. „ Najsmutniejsza mogiła na świecie” stała się z czasem zaczątkiem Kwatery Zasłużonych. Jak wykazał Bogusław A. Baczyński, w mogile rabacyjnej złożono ciała 206 ofiar pamiętnych zapustów lutowych z 1846r.

Rabacja na Ziemi Szczucińskiej

Z dostępnej literatury wiemy, że w Słupcu u Rejów werbowano ochotników do powstania, a Mikołaj Rydel, dzierżawca Woli Szczucińskiej, już od 12 stycznia głosił o wybuchu powstania.

Krzysztof Struziak, historyk regionu, wykazuje w swojej książce „Szczucin i okolice”, że ruch chłopski w okolicy Szczucina rozpoczął się 21 lutego. Dwory w Lubaszu i Szczucinie oraz plebania w miasteczku były przyszykowane do obrony. Obronę organizował Gustaw Schurek przy pomocy straży granicznej. W obronę dworów swoich dziedziców na Ziemi Szczucińskiej często angażowali się miejscowi chłopi.

Najbardziej na naszym terenie ucierpiała rodzina Rydlów:

- Antoni Rydel zamordowany siekierą na oczach jego żony;

- Mikołaj Rydel zatłuczony przez chłopów cepami;

- Feliks Rydel zamordowany we własnym domu;

- Ludwik Gołuchowski wraz z dwoma synami spalony żywcem;

- Józef Rydel zamordowany w czasie obrony swojego dworu w Dąbrowicy.

Jak podaje lokalny historyk w samej Dąbrowicy zginęło dziesięć osób, a na terenie parafii Szczucin ponad dwadzieścia. Pochowano ich na „starym” cmentarzu szczucińskim.

W pracy Józefa Sieradzkiego i Czesława Wycecha „Rok 1846 w Galicji” zamieszczona jest relacja proboszcza Andrzeja Waligórskiego o przebiegu wydarzeń z czasów rabacji, które rozegrały się w parafii Słupiec. Czytamy w niej:

„a) Co do kościoła w Słupcu, ten niezrabowany dla swojego ubóstwa. Zdaje się, że jest najuboższy w całej Diecezji, jednakowoż jest zniszczony w niebytności Plebana od własnych parafian słupieckich, nie było żadnego uszanowania dla kościoła, w którym wszystko przewracano i rewidowano (…)

b) Co do Plebana ten żadnych fizycznych, lecz nadto moralnych plag [nie] odebrał i odbiera, gdyż dnia 21 lutego br. wieczorem dowiedział się, że się niezbożni Parafianie zmawiają napaść Plebanię i Plebana nocną porą uszedł do Szczucina pod opieką Straży nadgranicznej, a dzień 22 lutego około godziny 10 z rana napadnięta Plebania i zrabowana, w tym samym czasie napadnięty i kościół. (…).”

Z dalszej relacji wynika, że gdy proboszcz w asyście straży nadgranicznej ze Szczucina po przeczytaniu odezwy od Pasterza Diecezji Tarnowskiej oraz Najjaśniejszego Monarchy zwrócił się z prośbą do swoich Parafian, aby kosztowne rzeczy postarali się oddać właścicielom i za bezcen Żydom nie sprzedawali.

Proboszcz w Słupcu w 5 niedzielę postu głosił kazanie, w czasie której tłumaczył fragment rozdziału Jana Św. (8) o niewdzięczności Faryzeuszów. Wtedy Parafianie mieli „szemrać i niespokoić”, a proboszcz musiał przerwać naukę.

Interesującą częścią składową książki Józefa Sieradzkiego i Czesława Wycecha są wykazy zabitych oraz najść na dwory. Lista zabitych zawiera 449 nazwisk z obwodu tarnowskiego z 728 nazwisk zabitych w Galicji. Drugi wykaz obejmuje 474 dwory zniszczone przez chłopów.

Uczestnicy wydarzeń 1846 r.

W opracowaniu Józefa Sieradzkiego i Czesław Wycecha są zebrane zeznania 11 oskarżonych uczestników wyprawy na Tarnów z Powiśla, którzy przez sąd austriacki zostali skazani na śmierć. Ich życiorysy zostały opisane w zeznaniach. Wobec nich Sąd Najwyższy zastosował ułaskawienie z powodu braku dostatecznych dowodów. Jednak taki wyrok pozostawiał oskarżonego w sytuacji niepewnej - mógł się on obawiać w każdej chwili podjęcia postępowania na nowo.

Roman Czyżewski, urodzony w 1813 r., nadstrażnik skarbowy i komendant posterunku w Bolesławiu, gdzie posiadał gospodarstwo. Po zakończeniu powstania wraz z innymi uczestnikami wyprawy na Tarnów został przez władze austriackie odstawiony do Lwowa. Z zeznań wynika, że trzy razy ugodził się nożem w piersi.

Ułaskawiony na lat 15. („Rok 1846 w Galicji”. s.56)

Henryk Chwalibóg, urodzony w 1824 r., syn Antoniego Chwaliboga, dziedzica dóbr Szczucin. Po skończeniu gimnazjum w Tarnowie studiował w Wiedniu na Politechnice. W 1843 r. udał się swojej siostry Laury, która wraz ze swym mężem Konstantym Lisowskim prowadziła folwark w Kannie. W sprawie powstania kontaktował się z Mikołajem Rydlem, a wraz z Nikodemem Marynowskim udał się w tej sprawie do Maniowa.

18 lutego był drużbą na weselu Karoliny Tott z Andrzejem Rychterem w Maniowie. Wraz z orszakiem ślubnym udał się do kościoła w Szczucinie. W trakcie mszy ślubnej został wywołany przez Zygmunta Rydla, który na wózku czekał przed kościołem. Rydel przekazał mu informację o zmianie terminu powstania. Młody Chwalibóg szybko wrócił z weselem do Maniowa, a następnie z Marynowskim przejechali do Woli Szczucińskiej, w której uzbroił się. Następnie przemieszcza się do Bolesławia przez Szczucin, gdzie przebrał się w ciepłe ubranie. Los powstańczy ostatecznie rzucił go do Gruszowa, gdzie zostaje ujęty i pobity przez chłopów. W jego obecności zostaje m. in. zamordowany Prosper Konopka. Zostaje dostarczony do władz austriackich w Tarnowie, gdzie przebywał w szpitalu do końca kwietnia.

Ułaskawiony na 7 lat. („Rok 1846 w Galicji”. s.58)

Zygmunt Rydel, urodzony w 1819 r., syn Józefa, exmajora (zabitego przez chłopów), dzierżawcy Ostrówka. Po ukończeniu szkół, przebywał w gospodarstwie brata ciotecznego Mikołaja Rydla w Woli Szczucińskiej. 12 stycznia 1846 r., wracając podpity z jarmarku w Dąbrowie zatrzymał się w karczmie w Smęgorzowie. Tam wygłosił mowę do chłopów, w której mówił o pańszczyźnie i zbliżającej się rewolucji.

17 lutego 1846 r. do Rydlów w Woli Szczucińskiej przybyli Pikuziński z Michałem Sroczyńskim, którzy przynieśli wezwanie do rozpoczęcia powstania. Bracia cioteczni konno pojechali z tą wiadomością do swego wuja Ludwika Gołuchowskiego. Po drodze wstąpili do Feliksa Rydla, który mieszkał w Dąbrowicy.

Niebawem, wraz uzbrojonymi osobami (Henryk Chwalibóg, Nikodem Marynowski, Orzechowski, Wojciechowski, Bystroń) udają się do Bolesławia przez Szczucin. Następnie z Bolesławia Zygmunt Rydel wraz Gołuchowskim rozpoczynają podróż konnym wozem do punktu zbornego, który ulega zniszczeniu. Zmusza ich to dalszej podróży konno. Po zmyleniu drogi w Lisiej Górze, w mieszkaniu ekonoma Butrynowicza, zostają przez chłopów złapani, pobici i odstawieni do Tarnowa.

Ułaskawiony na 6 lat. („Rok 1846 w Galicji”. s.57)

Feliks Wojciechowski, lat 36, kawaler, mieszkaniec Skrzynki, mandatariusz (wykonywał czynności policyjno-administracyjno-sądowe w stosunku do ludności chłopskiej, w sprawach związanych z pańszczyzną) w Delastowicach.

W jego mieszkaniu w Skrzynce odbyła się 16 lutego narada przywódców powstania, tj. Rogalińskiego z Janem Łapińskim.

Był szwagrem Michała Sroczyńskiego, który poinformował go o rozpoczęciu powstania. Wojciechowski z tą wiadomością 18 lutego udał się do Franciszka Bogusza do Lubasza. Po zjedzeniu z nim obiadu wraca do domu. Tam zbroi się i wraz z Bystroniem jedzie do Bolesławia. Stamtąd ze Sroczyńskim i Twardzikowskim przez Dąbrowę udali się do Łukowa, by we dworze Wojciechowskiej czekać na oddziały z Radomyśla i od Wisłoka. Po powrocie, 20 lutego zostaje aresztowany w Delastowicach i odstawiony do Tarnowa.

Ułaskawiony na 12 lat.(Rok 1846 w Galicji” s. 57 i n.)

Bogumił Sroczyński, urodzony w 1825 r., syn Ferdynanda Sroczyńskiego, właściciela folwarku w Bolesławiu (zabitego przez chłopów). Młodszy brat Michała Sroczyńskiego. Do powstania wyjechał na wozie z czterema służącymi, którzy byli uzbrojeni w widły. Bogumił zabrał ze sobą pałasz i strzelbę. Do wyznaczonego miejsca z trudnościami udał się przez Dąbrowę wraz z Wojciechowskim do Łukowa.

Ułaskawiony na 3 lata. („Rok 1846 w Galicji”. s.60)

Michał Sroczyński, (zabity przez chłopów), syn Ferdynanda, W czasie studiów na Uniwersytecie Warszawskim brał udział w powstaniu listopadowym. Wspólnie z Goslarem aktywnie przygotowywał zryw powstańczy 1846 r.

17 lutego aktywnie agitował na rzecz powstania na terenie Powiśla. Z rozkazami był w miejscowościach: Breń, Szczucin, Wola Szczucińska, Maniów, Skrzynka, Borusowa, w nocy z 17/18 udał się do Borusowej, Woli Grądzkiej, Mędrzechowa. Agitacja odniosła sukces – w Bolesławiu zebrało się około 50 osób. Spiskowcy, którzy udali się na punkt zborny zostali zaatakowani przez chłopów już w Odporyszowie.

W nocy z 18/19 lutego wraz ze swoim oddziałem dotarł do Tarnowa, a brak aktywności wśród powstańców spowodował powrót do Bolesławia. („Rok 1846 w Galicji”. s.62,122)

Michał Sroczyński oraz jego ojciec Ferdynand zostali pochowali we wspólnej mogile na Starym Cmentarzu w Tarnowie. W kościele parafialnym pod wezwaniem św. Wojciecha w Bolesławiu (powiat dąbrowski) znajduje się epitafium z napisem: PRO MEMORIA/ Ś.P./ FERDYNAND ur. 1783 i MICHAŁ ur. 1812/ SROCZYŃSCY/ POWSTAŃCY 1831/ ZAMORDOWANI w RABACJI 20.II.1846/ POCHOW. W TARNOWIE

Karol Kotarski, właściciel majątku w Oleśnie, nazywany „królem chłopków”- pożyczał chłopom w swoich wsiach pieniądze w czasie przednówka, czuły na krzywdę chłopów. Osobiście nie angażował się powstanie w 1846 r. Jan Bania ze wsi Swarzów, działacz ludowy, w liście do Cz. Wycecha pisał o śmierci K. Kotarskiego: „Otóż w Oleśnie i dziś jest gorzelnia. Kiedy w dniu tym nadciągnęli chłopi z Lisiej Góry, Łukowa, rozbili beczkę z okowitą, upili się i część ich poszła do folwarku w Oleśnie zwanym Owczarnią i przywiedli do miejscowego cyrkułu zarządcę dóbr Kotarskiego. W domu chłopa Wielkusa na owym sądzie miał zła opinię i tam na podwórzu tegoż Wielkusa został zamordowany. ( s. 368).

Z kolei Antoni Sypek, tarnowski historyk podaje, że został pobity w Partyniu (dzisiejszy Łęg Tarnowski). Zmasakrowane ciało dziedzica Olesna zidentyfikowano po monogramie na koszuli. Pochowany we wspólnej mogile na Starym Cmentarzu. Rodzinie Kotarskiego pozwolono na wspólnej mogile ofiar postawić płytę nagrobną.

Epilog

Antyszlacheckie powstanie chłopskie z 1846 r. zwane rabacją nie było w stanie doprowadzić do likwidacji stosunków feudalnych na terenie Galicji. Jednak skutkiem powstania chłopskiego z 1846 było nadanie ziemi chłopom w zaborze austriackim w 1848 r.

Owo powstanie stanowiło motyw zainteresowań dla pisarzy i poetów.

Pomimo faktu, że na Powiślu niewiele jest miejsc upamiętniających wydarzenia z pierwszej połowy XIX wieku to jednak pamięć o tych wydarzeniach funkcjonuje w przestrzeni szkolnej, samorządowej i medialnej.

Na stronie internetowej Powiatu Dąbrowskiego czytamy, że 19 lutego 2021 r. na Cmentarzu Starym w Tarnowie przy Kwaterze Powstańczej przedstawiciele samorządów złożyli okolicznościowe wiązanki na mogile ofiar pomordowanych w czasie tragicznych wydarzeń z 1846 r. Powiat Dąbrowski reprezentował starosta dąbrowski Lesław Wieczorek. W zbiorowej mogile spoczywają osoby pochodzące z obecnego powiatu dąbrowskiego. Są to:

- Karol Kotarski – właściciel Olesna;

- Prosper Konopka – bohater powstania listopadowego;

- Ferdynand Sroczyński- właściciel majątku w Bolesławiu;

- Michał Sroczyński – syn Ferdynanda Sroczyńskiego.

Marek Jachym


Źródła:

Jan Słomka, Pamiętniki włościanina od pańszczyzny do dni dzisiejszych, Kraków 1912

[Internet: https://pbc.rzeszow.pl › dlibra › publication › edition, dostęp12.07.2021]

Rok 1846 w Galicji. Materiały źródłowe. Zebrali i opracowali Józef Sieradzki i Czesław Wycech, Warszawa 1958

Krzysztof Struziak, Szczucin i okolice. Zarys dziejów do 1945 roku. Szczucin 2009

Marian Morawczyński, St. Potępa, Chłopi i szlachta (w:) Tarnów. Zamieście i Burek. Cz.3. Wielki Przewodnik, Tarnów 1996

Marian Morawczyński, St. Potępa, Spiski (w:) Tarnów. Zamieście i Burek. Cz.3. Wielki Przewodnik, Tarnów 1996

Marian Morawczyński, St. Potępa, Zagęszczenie się atmosfery (w:) Tarnów. Zamieście i Burek. Cz.3. Wielki Przewodnik, Tarnów 1996

Marian Morawczyński, St. Potępa, W Tarnowie przed wybuchem (w:) Tarnów. Zamieście i Burek. Cz.3. Wielki Przewodnik, Tarnów 1996

Marian Morawczyński, St. Potępa, Powstanie i rzeź (w:) Tarnów. Zamieście i Burek. Cz.3. Wielki Przewodnik, Tarnów 1996

A. Sypek, Józef Breinl Wallestern (w:) Tarnów. Zamieście i Burek. Cz.3. Wielki Przewodnik, Tarnów 1996

M. Tyrowicz, Powiat dąbrowski w dziejach Galicji przedrozbiorowej (w:) Dąbrowa Tarnowska. Zarys dziejów miasta i powiatu, pod red. F. Kiryka, Z. Ruty, Warszawa-Kraków 1974

A. Sypek, Cmentarz Stary w Tarnowie. Przewodnik, Tarnów 1999

J. A. Gierowski, Historia Polski 1764-1864, Warszawa 1984

Jan Słomka, Pamiętniki włościanina od pańszczyzny do dni dzisiejszych, Kraków 1912 [Internet: https://pbc.rzeszow.pl › dlibra › publication › edition, dostęp12.07.2021]

Kieniewicz, Stefan - "Rok 1846 w Galicji, recenzja „Przegląd Historyczny” nr 49/4 s. 792-802 [Internet BazHum MuzHP, dostęp 20.01.2022]

Uniwersał połaniecki

Dzieje Połańca są nierozerwalnie związane z Tadeuszem Kościuszko - historycznym bohaterem dwóch kontynentów. Był amerykańskim i polskim generałem, znakomitym dowódcą i inżynierem wojskowym. W czasie insurekcji kościuszkowskiej pełnił funkcję Najwyższego Naczelnika Siły Zbrojnej Narodowej, zapisując się m.in. na kartach historii Połańca - miasta w województwie świętokrzyskim.

Na początku insurekcji, 24 marca 1794 roku Tadeusz Kościuszko na krakowskim rynku wobec wojska i zgromadzonych tłumów złożył uroczystą przysięgę: „Ja, Tadeusz Kościuszko, przysięgam w obliczu Boga całemu Narodowi Polskiemu, iż powierzonej mi władzy na niczyj prywatny ucisk nie użyję, lecz jedynie jej dla obrony całości granic, odzyskania samodzielności Narodu i ugruntowania powszechnej wolności używać będę. Tak mi Panie Boże dopomóż i niewinna Męka Syna Twego.”

W czasie bitwy pod Racławicami, w krytycznym momencie, rzucił na rosyjskiego przeciwnika obwód złożony z trzystu dwudziestu kosynierów wzmocniony oddziałami piechoty. Historycy podkreślają, że uderzenie chłopów w decydującym momencie bitwy, miało duże znaczenie moralne i propagandowe dla przyszłości powstania. Rozumiał to Naczelnik Powstania, który po zwycięskiej bitwie przywdział na siebie symboliczną sukmanę dając świadectwo, że będzie walczył o wolność wszystkich stanów w Polsce.

Po zwycięskiej bitwie Kościuszko przebywał na ziemi świętokrzyskiej. Jego wojska spoczywały w Winiarach obok Nowego Korczyna. 30 kwietnia w Winiarach szlachta sandomierska ogłosiła przystąpienie do powstania, a 2 maja Naczelnik ogłosił obniżenie chłopom pańszczyzny.

Na początku maja Tadeusz Kościuszko pod Połańcem znalazł świetne warunki terenowe dla założenia obozu warownego. Był to teren podmokły szczególnie w okresie wiosennym. Kościuszko będąc w Połańcu umacniał także linie obronne, przyjmował ochotników, szkolił rekrutów i sposobił się do walki. Rozwinął także ożywioną działalność organizacyjną i polityczną. Wydawał rozkazy, objaśniał społeczeństwu sens swoich decyzji . Spod jego pióra wyszło wiele dokumentów, w tym uniwersał ogłoszony 7 maja 1794 zwany później Uniwersałem połanieckim.

Jego pełna nazwa to „Uniwersał urządzający powinności gruntowe włościan i zapewniający dla nich skuteczną opiekę rządową, bezpieczeństwo własności i sprawiedliwość w komisjach porządkowych”.

Przyznawał w nim chłopom wolność osobistą i pod pewnymi prawem określonymi sytuacjami zwalniał z płacenia pańszczyzny, przyznawał prawo opuszczenia wsi po spełnieniu określonych warunków (wywiązanie się z obowiązków wobec pana, zawiadomienie komisji porządkowej o miejscu przesiedlenia). Postulował zmniejszenie pańszczyzny o 25-50% na czas insurekcji i uwolnienie od pańszczyzny gospodarstw chłopów biorących udział w powstaniu. Ten manifest burzył jednak dotychczasowy porządek społeczny, zapowiadał nową epokę w dziejach wsi, czynił chłopów pełnoprawnymi obywatelami Rzeczypospolitej.

Dlatego większość szlachty była przeciwko postanowieniom Uniwersału i nie chciała dopuścić do jego ogłoszenia. W konsekwencji takiego stanowiska szlachty Uniwersał nie do końca okazał się sukcesem. Miał on też niewielki wpływ na sytuacje chłopów ze względu na szybki upadek insurekcji.

Kolejnym powodem wydania dokumentu była chęć przeciwstawienia się propagandzie moskiewskiej: „Los tedy Polski od tego zawisł, abyśmy skruszyli podwójną siłę nieprzyjaciół naszych, to jest: siłę oręża i siłę intrygi. Winienem przeto podać wiadomości narodowej, że Moskale szukają sposobów poburzenia wiejskiego ludu przeciwko nam, wystawiając mu arbitralność panów, dawną ich nędzę i na koniec pomyślniejszą przyszłość za pomocą moskiewską. To mówiąc, zachęcają i przypuszczają lud wiejski do wspólnego dworów rabunku”.

Postać Kościuszki na stałe weszła do legendy zasłużonych Polaków, nadal uosabia najpiękniejsze cnoty polskiego patriotyzmu. Społeczeństwo polskie utrwalało Jego pamięć przez budowę kopców ziemnych. Usytuowane zostały m.in. w Szczekocinach, Racławicach, Krakowie, Wyszkowie i Połańcu.

W Połańcu kopiec został usypany w 1917 r. w setną rocznicę śmierci Tadeusza Kościuszki, w miejscu, w którym w maju 1794 r. obozował Naczelnik wraz ze swym wojskiem. Usypano wzniesienie o promieniu 50 metrów, na którego szczycie postawiono drewniany krzyż. W okresie II Rzeczypospolitej pod kopcem uroczyście odbywały się święta państwowe. Po II wojnie światowej wielotysięczne obchody kościuszkowskie odbyły się 12 maja 1946 r. Na kopcu stanął nowy krzyż i granatowy obelisk. Z czasem wokół kopca posadzono las. W 1967 r. z okazji 150. rocznicy śmierci Tadeusza Kościuszki obchody miały państwowy charakter. Kolejne zmiany w wyglądzie kopca miały miejsce w 1984 r. przed 190. rocznicą Uniwersału połanieckiego. Wtedy to przy finansowej pomocy Elektrowni im. T. Kościuszki dokonano modernizacji kopca. Podwyższono górną platformę kopca, zbudowano kamienne schody oraz umieszczono stalowy krzyż. Przed kopcem umieszczone zostały dwa głazy. W kolejnych dekadach ciągle upiększano historyczny obiekt. Obecnie jest to miejsce, które w każdym przewodniku turystycznym polecane jest do zwiedzenia w Połańcu. Warto to zobaczyć.

Ewa Kseń

Źródła:

Internet:

http://kosciuszko.polaniec.net/tk/zeszyty-polanieckie/https://mnki.pl/pl/obiekt_tygodnia/2017/pokaz/216,uniwersal_polaniecki,5https://pl.wikipedia.org/wiki/Tadeusz_Ko%C5%9Bciuszkohttps://muzhp.pl/pl/e/1898/tadeusz-kosciuszko-oglosil-uniwersal-polanieckihttps://kronikidziejow.pl/porady/uniwersal-polaniecki-tresc-postanowienia-znaczenie-realizacja/

Literatura:“

H. Lawera, A. Bata, Królewskie miasto Połaniec dzieje i osobliwości, Krosno 2002.

Połaniec. Zarys dziejów – praca zbiorowa, Połaniec1994.


Kościół św. Idziego w Zborówku

Zbliżająca się wiosna sprawi, że będziemy spędzać czas na aktywnym wypoczynku. Popularną formą aktywnego spędzania czasu są wycieczki rowerowe. Często nie mamy wytyczonego celu naszej rowerowej przygody. Dlatego chciałam zaproponować wycieczkę do wsi Zborówek, która znajduje się w odległości kilkunastu kilometrów od Szczucina, w gminie Pacanów. Dzieje świętokrzyskiej wsi doczekały się wielu współczesnych opracowań. Uczynił to m.in. Stanisław Pytko w książce „Kościół w Zborówku. Parafia świętych Idziego i Mikołaja”.

. Stanisław Pytko urodził się w Pacanowie w 1929 r. Był polskim tribologiem (specjalista badający zjawiska tarcia i zużywania się powierzchni ruchomych elementów maszyn), profesorem zwyczajnym, inżynierem. Po wojennym dzieciństwie i zdanej w 1948 r. w Busku-Zdroju maturze, przyjechał do Krakowa studiować na ówczesnej Akademii Górniczej. Swoje życie związał z krakowską uczelnią.

Pisał też książki o swoich rodzinnych stronach - przewodniki turystyczne po zabytkowych kościołach: w Pacanowie pw. św. Marcina, w Zborówku pw. św. Idziego i Mikołaja, w Beszowej pw. św. Piotra i Pawła.

Zborówek za czasów Długosza należał do biskupów krakowskich. W latach 1835-60 dziedzicem Zborówka był Straszewicz. Po 1870 roku powstała gmina Zborówek w skład której weszły gromady: Zborówek, Zborówek Poduchowny, Biskupice, Zalesie, Kocowa. Wieś posiadała kościół drewniany, szkołę początkową, przytułek dla ubogich. Przed ostatnią wojną właścicielami części wsi byli Pileccy, którzy zbudowali na północ od kościoła piętrowy dwór. W marcu 1938 roku nowo wybudowanej szkole w Zborówku postanowiono nadać imię marszałka Józefa Piłsudskiego. Zawieruchy wojenne potraktowały kościół dość łaskawie. Pod koniec II wojny zniszczonych zostało wiele gospodarstw i domów we wsi.

` Charakterystycznym obiektem we wsi jest kościół pw. Świętego Idziego Opata, który położony jest na wzniesieniu, górującym nad okolicą. Pierwotny kościół został ufundowany w 1085 roku przez Władysława Hermana jako wotum dziękczynne za narodziny syna Bolesława zwanego Krzywoustym. Książę Władysław nie mógł mieć dzieci ze swoją żoną. Usłyszał on wtedy, że skutecznym orędownikiem w tych sprawach jest św. Idzi Opat.

Jak pisze Gall Anonim w kronice … „Gdy tak oni (mowa o Hermanie i jego żonie ) bez przerwy tym czynnościom poddawali się (modlili się ) przystąpił do nich … poznański biskup, niosąc zbawienna radę w te słowa: Jeżeli jak najpobożniej wypełnicie, co wam powiem, to niewątpliwie pragnienie wasze się wam spełni …Jest pewien święty w granicach Galii ku południowi około Marsylii gdzie Rodan wpada do morza…, a święty zowie się Idzi – który tak wielkie ma wobec Boga zasługi, że każdy człowiek, który z pobożnością swą ku niemu się zwraca i o nim pamięta, jeżeli o coś się go poprosi, osiągnie to z całą pewnością. Zatem na podobieństwo chłopca sporządźcie posąg ze złota, przygotujcie dary królewskie i pośpiesznie je posłać Idziemu”. W „Rocznikach” Jan Długosz pisał: „Księżna Judyta (Czeszka z pochodzenia) przez cały okres, kiedy była w ciąży spędzała czas na postach, czuwaniach, modlitwach. Okazywała też zdwojoną hojność wobec kościoła i ich sług, potrzebujących i ubogich i wszystkich nieszczęśliwie zanoszących prośby, by poród się odbył szczęśliwie …”. Po długich oczekiwaniach urodziła ona syna Bolesława. Stąd patronem tego kościoła jest właśnie ten święty.

W podziękowaniu za spełnienie prośby, książę Władysław Herman zbudował w Polsce kilka kościołów św. Idziego.

Pierwotnie był to jednonawowy kościół gotycki z prostokątną nawą i prezbiterium, zakończonym trójbocznie. Przypuszcza się, że pierwotny kościół popadł w ruinę bądź się spalił. Za czasów króla Kazimierza Jagiellończyka w 1459 r wybudowano nową świątynię z drzewa modrzewiowego krytą gontem. Tym samym kościół w Zborówku jest uważany za jeden z najstarszych drewnianych kościołów w Polsce. Potwierdza to data 1459, która została wyryta na siestrzanie czyli belce stropowej biegnącej wzdłuż całego pułapu dla podtrzymania go.

Obecny stan w zasadzie nie odbiega od pierwotnego za wyjątkiem ściany zachodniej, której brak. Usunięto ją w 1908 r. po wybudowaniu części murowanej. Kościół ma układ orientalny. Kościół z drewna ma nawę o wymiarach 750 na 900 cm i węższe prezbiterium prostokątne o wymiarach 530 na 470 cm.

W drewnianej części dużą wartość historyczną posiada gotycki tryptyk z rzeźbą św. Mikołaja z z namalowanymi na skrzydłach wizerunkami patronów Polski: św. Stanisława i św. Wojciecha. Ołtarz główny przypisywany jest szkole Wita Stwosza.

Drzwi od zakrystii to jeden z najstarszych elementów w kościele. Pochodzą one z XV w. Wykonane są z dwóch desek modrzewiowych z żelaznymi okuciami.

Pomiędzy starą, a nową częścią kościoła z lewej strony znajduję się ambona późnobarokowa z pierwszej połowy XVIII w.

Gdy kościół stał się za mały postanowiono w 1906 r. wybudować nowy. Powstał on przy wsparciu księcia Macieja Radziwiłła i jego żony Róży z Potockich. Radziwiłłowie obiecali dać na kościół 5000 rubli.

Z powodu ciężkiej sytuacji materialnej postanowiono, że nie będzie się budowało nowego prezbiterium, i zostawi się starą część kościoła. Dzięki temu mamy dziś zabytkową część kościoła, która znajduje się w katalogach sztuki sakralnej. Styl murowanej części kościoła przypomina styl przejściowy z romańskiego do gotyckiego. Kościół nie jest tynkowany. W nawie są cztery okna od południa jak i północy.

Tuż przy starej części kościoła, lecz w nawie nowej znajdują się w narożnikach dwa ołtarze boczne. W lewym ołtarzu jest figura Chrystusa Ukrzyżowanego oraz zabytkowy krucyfiks z pierwszej połowy XVI w.

W prawym bocznym ołtarzu znajduje się obraz Matki Boskiej z Dzieciątkiem na ręku. Obraz został namalowany farbami olejnymi, a szaty pokryte metalową blachą. Według zapisów historycznych z 1890 r szaty były pokryte deseczkami drewnianymi.

Na ścianach pod sufitem malowidła świętych i napisy z ich imionami. Stacje Drogi Krzyżowej są zawieszone w nowej nawie kościoła. Są to obrazy w ramach, malowane farbą olejną. Organy znajdują się części drewnianej posiadają dwie duże klawiatury i 11 głosów .

Obok kościoła postawiona jest drewniana dzwonnica. Zawieszone zostały w niej dzwony z napisami: duży „Mikołaj”, średni „Józef”, mały „Maria”.

Istotną też kwestią każdej parafii jest liczba jej mieszkańców. W księgach chrztów, które rozpoczął pisać ks. Marcin Matlakowski w 1736 r., znajdował się na początku taki zapis:

„Niech będzie zbawiony wszelki naród, który znalazł się zapisany w tej księdze”. W roku 1766, ks. Andrzej Pierzchała Piasecki rozpoczął pisać metryki małżeństw. W 1782 r. przed wizytacją generalną stwierdzono, że w parafii żyje 1472 mieszkańców.

Wieś Zborówek według zapisu w tym dokumencie leżała wtedy w powiecie sandomierskim i do parafii należały takie miejscowości jak: Zborówek, Komorów, Grabowica, Biskupice i Szczebrzusz. W 1783 r. do spowiedzi wielkanocnej przystąpiło 1202 osoby. W 1782 roku w parafii było 56 chrztów, 19 ślubów, 52 pogrzeby. W ostatnią niedzielę sierpnia ma miejsce odpust parafialny wraz dożynkami.

Obecnie proboszczem w Zborówku jest ks. Paweł Staroszczyk, a do parafii zalicza się osady: Zborówek Nowy, Zborówek Stary, Orzelec Duży, Książnice, Grabowica, część Komorowa, Zalesie. Parafia liczy sobie 1 473 mieszkańców.

Przejeżdżając koło Zborówka warto odwiedzić Pacanów i Beszową. W Pacanowie można zobaczyć Sanktuarium Pana Jezusa Konającego, czyli kościół wybudowany w XIII wieku, później przebudowany i odbudowany po pożarze w 1906 r. Obecnie Sanktuarium Jezusa Konającego, nosi tytuł bazyliki mniejszej. W Pacanowie znajduje się słynne Europejskie Centrum Bajki im. Koziołka Matołka. Udając się do Beszowej zobaczymy kościół pw. śś. Piotra i Pawła, jeden z najcenniejszych zabytków architektury XV wieku w południowej Polsce.

Zborówek to piękna i urokliwa wieś, którą warto odwiedzić. Ma bardzo bogatą historię. Szczególnie warto zobaczyć kościół znajdujący się w tej miejscowości i pomodlić się do św. Idziego, by wejść w nurt wiary i wymodlić sobie potrzebne łaski.

Ewa Kseń

BIBLIOGRAFIA

Internet:

https://www.emkielce.pl/kosciol/ksiadz-pawel-staroszczyk-w-zborowku-znajduje-sie-jeden-z-najstarszych-w-polsce-kosciolow-drewnianych

https://pl.wikipedia.org/wiki/Zbor%C3%B3wek

https://dziennikpolski24.pl/tribolog-z-zawodu-tworca-z-zamilowania/ar/2619266

https://pl.wikipedia.org/wiki/Stanis%C5%82aw_Pytko

https://www.polskieszlaki.pl/pacanow.html

https://diecezjasandomierska.pl/beszowa-sw-ap-piotra-i-pawla/

http://pacanow.tbu.pl/pa_online/tradycja/zbor/zbor.html

https://kielce.wyborcza.pl/kielce/7,47262,7650485,odkrywamy-swietokrzyskie-zborowek.html

https://diecezja.kielce.pl/parafie/zborowek-sw-idziego-opata

Literatura:

Stanisław Pytko, Kościół w Zborówku. Parafia świętych Idziego i Mikołaja, Kraków 1999



Druga wojna światowa w pamięci mieszkańców sołectwa Komorów

Na edukację historyczną składają się wydarzenia, które funkcjonują w dokumentach, książkach, filmach czy wspomnieniach. Wiedza na temat tego, jak ludzie postrzegają historię, jakie wydarzenia zapamiętują, jakie zapominają lub przemilczają bywa niezwykle interesująca zarówno dla historyka, jak i dla człowieka, który edukację szkolną ma już za sobą. W edukacji historycznej istotna rola przypada historii lokalnej, która jest ważnym polem poznawania przeszłości dla małych społeczności.

Mnie osobiście najbardziej interesuje tematyka dotycząca II wojny światowej. Już w gimnazjum w roku 2017/18 zainspirowana przez ówczesną polonistkę, brałam udział w konkursie pn. "II wojna światowa i czasy powojenne we wspomnieniach”. Ponieważ ten temat nadal mnie intryguje, postanowiłam – na miarę swoich możliwości – zbadać jak II wojnę światową pamiętają mieszkańcy sołectwa Komorów.

Dodatkowym bodźcem dla mych zainteresowań był fakt, że w części Komorowa zwanej Kiełmin, nieopodal miejsca zamieszkania mojej babci, znajduje się pomnik, ufundowany przez rodziny poległych mieszkańców mojej wsi. Na tablicy pomnika widnieje wiele nazwisk, wśród których troje z wymienionych osób jest ze mną spokrewnionych. Są to:

Marcin Kobos – kuzyn mojego dziadka, działacz ruchu oporu, pomagał najbardziej poszkodowanym w wyniku wojennych zmagań. Podczas wojny został ranny, poruszał się na wózku.

Piotr Kobos – dziadek mojej mamy, działacz ruchu oporu, przeżył wojnę. Był również zawodowym sanitariuszem.

Stanisław Kobos – ojciec Marcina Kobosa, działacz miejscowego ruchu oporu, przeżył wojnę.

W artykule wykorzystałam również informacje przekazane od mojego wujka, który jest ogromnym pasjonatem historii oraz jest blisko spokrewniony z byłymi działaczami Polskiego Państwa Podziemnego.

Współcześnie Komorów to wieś położona w gminie Pacanów, licząca prawie 400 mieszkańców. Do jej integralnych części należą przysiólki, które noszą oryginalną nazwę: Kiełmin, Rzym i Warszawa. Znajduje się tu kilkadziesiąt gospodarstw, ośrodek pomocy osobom niepełnosprawnym, który powstał na bazie byłej szkoły podstawowej i plac zabaw.

Wrzesień 1939 r. w Komorowie

Na terenie Komorowa nie znajdowały się żadne obiekty o znaczeniu militarnym, które mogłyby wzbudzić zainteresowanie Niemców. Aby zasiać strach wśród ludności cywilnej, już na początku września na moją miejscowość spadły pierwsze bomby lotnicze. W sklepach, w których i tak brakowało asortymentu szybko znikały towary, pieniądze traciły wartość, a brak zaopatrzenia i wieść o nadchodzącym niemieckim okupancie - niosły lęk i przerażenie.

Tragicznym dniem okazał się 9 września 1939 roku, kiedy Stopnica ( miejscowość położona nieopodal Pacanowa ) została oblężona przez wojska niemieckie nadchodzące od strony Staszowa. W ostateczności Stopnica została całkowicie otoczona przez oddziały niemieckie, a straty objęły również ludność cywilną.

W czasie wojny obronnej 1939 r. okazało się, że przeciwnik jest świetnie uzbrojony i przygotowany do bitwy. Zmagania okazały się nierówne i z czasem wojsko polskie poniosło ogromne straty w ludziach i sprzęcie wojskowym. Pomimo porażki Polacy, nie stracili ducha walki i stanęli w obronie Polski. Musieli jednak przyjąć taktykę walki partyzanckiej, która na obszarze gminy Pacanów miała dużo zwolenników.

Działalność „Jędrusiów”

Działali oni już w 1941r. w Tarnobrzeskiem, Sandomierskiem i w Górach Świętokrzyskich. Wyróżniali się nie tylko działaniami zbrojnymi przeciwko okupantowi, ale również założyli pismo „Odwet”. Było ono dla okolicznej ludności źródłem informacji na temat sytuacji panującej w kraju, w Europie i na świecie; dotyczyło w szczególności działań frontowych. Swym zasięgiem pismo obejmowało całą południową Polskę - docierało też do Szczucina. W piśmie tym apelowano do narodu o postawę patriotyczną, o samokształcenie, o pielęgnowanie grobów żołnierzy września, o uroczyste przeżywanie świąt narodowych takich jak: 3 maja, 15 sierpnia, 11 listopada. Pracę redakcyjną w konspiracji prowadziło wielu ludzi, za co groziła im śmierć ze strony hitlerowskiego okupanta. Ludzie byli tak zmotywowani, że działalności tej nie przerwali mimo aresztowań i represji.

Oddział łączyła wierność rozkazom, koleżeństwo i przyjaźń wpojona w harcerstwie, gdyż duża grupa młodych ludzi przed wojną należała do Związku Harcerstwa Polskiego. Wielu z nich poniosło śmierć w K.L Auschwitz i innych miejscach masowego mordu. Jedynym obszarem schronienia i szansą na przeżycie był las. „Jędrusie” podejmowali wiele działań przeciwko okupantowi m. in. rekwizycje transportów niemieckich, towarów w magazynach nieprzyjaciela, atakowali posterunki żandarmerii, by zdobyć broń i amunicję, likwidowali i ścigali konfidentów – zdrajców i osoby, które nadgorliwie służyły Niemcom. Rozbijali bandy rabunkowe napadające na ludność wiejską, organizowali miejsca zrzutów żywności i broni dokonywane przez Aliantów. Chętnie dzielili się z innymi oddziałami partyzanckimi i ludnością cywilną, która pomagała im w tych wszystkich działaniach konspiracyjnych. Mimo tego 9 stycznia 1943 roku w Trzciance niedaleko Połańca w skutek zdrady – poniósł śmierć dowódca Władysław Jasiński w wieku 34 lat oraz dwaj młodzi żołnierze. Pomimo ogromnej żałoby oddział nie zaprzestał swych działań.

W dniu 2 czerwca 1943 roku w miejscowości Strużki oddział partyzancki „Jędrusie” przeprowadził nieudaną zasadzkę na grupę żandarmerii z Rytwian - są to miejscowości sąsiadujące z moimi okolicami. W wyniku tej zasadzki zginął komendant posterunku, a drugiego żandarma wzięto do niewoli. Po przesłuchaniu skazano go na śmierć poprzez rozstrzelanie. W odwecie 3 czerwca 1943 roku, niemiecki oddział policyjnej ekspedycji karnej rozpoczął pacyfikację wsi. Niemcy mordowali ludność cywilną nie zważając na wiek czy płeć ofiar, spalili niemal wszystkie zabudowania - 74 osoby poniosły śmierć, w tym 24 dzieci. W pacyfikacji wsi Strużki udział wzięło około 180 hitlerowców, po jej zakończeniu ocalało parę domostw i kilkanaście osób, którym udało się ukryć w piwnicach lub nie było ich w tym czasie w domach.

Po zakończeniu II wojny światowej wielu członków oddziału „Jędrusie” należącego do Armii Krajowej, było prześladowanych i dostało się w ręce NKWD i UB. Jedni otrzymali wyroki wieloletniego pozbawienia wolności, a inni zostali zesłani do sowieckich łagrów - mało który powrócił. Oddział partyzancki „Jędrusie” w czasie II wojny światowej wykazał się wspaniałą postawą, a ich ofiarna postawa powinna zostać zapamiętana i godnie uczczona.

Udział mieszkańców Komorowa w obronie placówki na Westerplatte

W pamięci miejscowej ludności przetrwały dokonania żołnierzy z okolicznych sołectw, którzy w czasie kampanii wrześniowej w dniach 1 – 7 września 1939 roku brali czynny udział w obronie Wojskowej Składnicy Tranzytowej na półwyspie Westerplatte.

Do żołnierzy tych należał Franciszek Łojek urodzony w Komorowie. Jedyne co o nim wiadomo to, że służbę wojskową rozpoczął w czwartym pułku piechoty w Kielcach. W kwietniu 1939 roku jako celowniczy moździerzy przybył na Westerplatte, gdzie będąc rannym wyniósł z pola bitwy swojego dowódcę. Po kapitulacji placówki został osadzony w stalagu.

O jego losie bliscy dowiedzieli się dopiero w 1942 roku. Następną wiadomość krewni otrzymali dopiero po powrocie z Kanady, gdzie założył rodzinę i żył, pracując na plantacjach tytoniu, a potem w hucie żelaza. Kraj ojczysty odwiedził dwukrotnie, po raz pierwszy (od 1939 roku) w 1997 roku. Wtedy odwiedził Westerplatte, gdzie został obdarowany medalem 1000 – lecia Miasta Gdańska. Po tych wszystkich uroczystościach rocznicowych przybył do rodzinnej wsi Grabowica, zmarł nagle wieczorem 5 września w wieku 82 lat, spoczął na ojczystej ziemi w Zborówku. Był odznaczony krzyżem Virtuti Militari.

Podobny los wojny i obrońcy tego sławnego półwyspu spotkał Jana Wójtowicza pochodzącego z Kars Małych. Przybył on na Westerplatte w marcu 1939 roku, uczestniczył w obronie placówki jako celowniczy karabinu maszynowego. Po kapitulacji obrony Westerplatte za próbę ucieczki z obozu został zesłany w głąb Rzeszy niemieckiej. Trafił tam do obozu koncentracyjnego Bergen – Belsen, w którym przebywał do końca wojny. W roku 1947 powrócił do Ojczyzny i zamieszkał w Stargardzie Szczecińskim, był podporucznikiem w stanie spoczynku. Zmarł 1 grudnia 1991 roku, został pochowany na cmentarzu komunalnym w Stargardzie Szczecińskim.

Trzecim żołnierzem biorącym udział w obronie placówki na Westerplatte był Stanisław Zając z Orzelca Dużego. Od 1939 r. pełnił on funkcję wartownika, podczas obrony obsługiwał ckm (ciężki karabin maszynowy) w schronie nad brzegiem morza. Został ranny, a po kapitulacji zabrano go do niewoli do obozu niemieckiego. Tam pracował w fabryce amunicji, po próbie ucieczki został wywieziony w głąb Rzeszy niemieckiej. Powrócił do domu po wkroczeniu wojsk amerykańskich na teren Niemiec. W roku 1989 otrzymał nominację na stopień podporucznika w stanie spoczynku. Wiele lat swego życia spędził na Ziemi Kubickiej, prowadził tam gospodarstwo rolne. Zmarł w 1994 roku w wieku 79 lat.

Skutki zmagań wojennych dla Gminy Pacanów

Być może wielu ludziom wydaje się, że wydarzeń związanych z konfliktem zbrojnym w latach 1939-1945 w moim rejonie nie było dużo. Należy podkreślić, że przyniosły one dla gminy Pacanów i okolic tragiczne skutki. Wielu mieszkańców poniosło śmierć, okoliczna ludność poniosła straty materialne; spalone zostały domy i zniszczone zagrody, które były jedynym źródłem zapewniającym przeżycie mieszkańcom tych terenów. Osoby, którym udało się przeżyć ten okrutny czas, pamiętają go doskonale. Ludzie, z którymi rozmawiałam, byli wtedy bardzo młodzi i nie zdawali sobie do końca sprawy z tego co ich czeka, z kolei starsi zapewniali ich, że wojna szybko się zakończy, a ich życie na nowo zyska stabilizację. Dla wszystkich starszych osób czas wojny i okupacji kojarzony jest ze smutkiem i rozstaniem z bliskimi.

Niemcy niszczyli głównie wysokie budynki, dlatego też 17 sierpnia 1944 roku ostrzelali kościół w Pacanowie a tym samym wywołali pożar, gdyż myśleli, że w wieży kościelnej znajduje się stanowisko obserwacyjne. Należy wspomnieć, iż taki punkt urządzili żołnierze radzieccy w Szkole Podstawowej w Gacach Słupieckich, w tamtym czasie we wsi był to najwyższy budynek.

Wydarzenia z czasów II wojny światowej pomimo upływu lat pozostawiły swoje piętno w świadomości historycznej mieszkańców mojej wsi.

Aleksandra Babiarz

Źródła informacji:

- A. Babiarz, II wojna światowa i czasy powojenne we wspomnieniach ( maszynopis pracy wykonanej na konkurs historyczny- zbiory autora)

- relacje ustne mieszkańcami sołectwa Komorów (min. Stefani Kobos)

- zbiory archiwalne mieszkańców sołectwa Komorów

Zmierzch pancerników

Pancernik to okręt liniowy o dużej wyporności, który w XX w. służył do zdobycia panowania na morzach i oceanach. Przewagę zdobywał ogniem dział artylerii o dużym kalibrze umieszczonych w pancernych wieżach. Był bezpieczny, gdyż chronił go potężny pancerz burtowy oraz kilka pokładów pancernych, które zapewniały wysoką odporność na uszkodzenia. Olbrzymie gabaryty (np. USS Missouri, na pokładzie którego podpisano 2 września 1945 r. akt kapitulacji Japonii kończący II wojnę światową, posiadał następujące wymiary: długość -270,43 m, szerokość – 32, 97 m, zanurzenie – 11,03 m) powodowały, że miał ograniczoną prędkość oraz manewrowość.

Po zakończeniu I wojny światowej 6 lutego 1922 r. został podpisany traktat waszyngtoński, który rozpoczął proces zmniejszający rolę pancerników w działaniach morskich. Wtedy to amerykański sekretarz stanu Ch. E. Hughes zaproponował, aby dokonać kasacji 15 pancerników oraz zaprzestania budowy 9-u nowych. Z dokumentu wynikało, że program ten miał dotyczyć takich potęg morskich jak: USA, Wielka Brytania czy Japonia.

Jednak pewna część kadłubów pancerników, które miały być skasowane, zostały wykorzystane do budowy pomocniczych lotniskowców.

Dlaczego tyle sprawnych okrętów zostało zniszczonych? Po wydarzeniach z lat 1914-18 wszystkie państwa (poza Japonią) były zmęczone wojną, a ich ludność nie chciała utrzymywać niepotrzebnych, wielkich machin wojennych.

Stalowe dinozaury

W czasie II wojny światowej potężne olbrzymy mimo potencjalnych możliwości nie odegrały jednak istotnej roli w czasie walki na morzu. W tym czasie pancernik to pływające opancerzone stanowiska artyleryjskie o tonażu (wyporności) sięgającej do 40-u tysięcy ton i załodze liczącej średnio 2000 osób. Okręt ten był wyposażony w obracające się wieże z minimum dwoma działami na każdej z nich, które miały potężną siłę ognia.

Można ją porównać do wystrzelenia samochodu (pocisk kalibru 406 mm ważył ok. 1,5 tony) na odległość kilkudziesięciu (nawet 40-u) kilometrów.

Wystrzelony pocisk potrafił wyżłobić krater głęboki na około trzy metry na powierzchni większej od boiska tenisowego.

Mimo tak dużej siły rażenia klasyczne bitwy morskie toczone przez pancerniki były czasochłonne. Spowodowane to było tym, że co prawda działo mogło efektywnie strzelać na dystansie 30-40 kilometrów, ale skuteczność trafienia w cel była mniejsza niemal o połowę. W okresie II wojny nie potrafiono jeszcze w pełni wykorzystać posiadanych na okrętach urządzeń celowniczych.

Często toczono walkę na duże odległości. Pierwsza salwa nigdy nie była celna, ponieważ służyła ona tylko do określenia prędkości wrogiego okrętu i odległości od poprzedniej salwy. Potwierdzeniem dobrego wyszkolenia załogi był fakt, że pierwszy wystrzelony pocisk uderzał w odległości około 200 metrów od celu. Podczas walk o Indie Holenderskie w 1942 roku załoga okrętu aliantów musiała wystrzelić dziesięć salw zanim wstrzelała się w cel. Natomiast walka pancerników w niewielkiej odległości (do pięciu kilometrów) od siebie porównywana była do typowej walki wręcz.

Pływające lotniska

Rozwój techniki wojskowej spowodował, że siła ognia, którą dysponował każdy pancernik stała się zbędna. Już w czasie II wojny światowej pancerniki zaczęły być wypierane przez kolosy morskie, z których startowały samoloty.Samoloty startujące z lotniskowców mogły dokonywać operacji na morzu, będąc oddalone o kilkaset kilometrów od okrętu, z którego startowały. Praktyka morska wykazała, że w czasie bitwy z innym okrętem pancernik mógł nawiązać równą walkę. Ale z atakującymi samolotami było już o wiele trudniej. Lotniskowiec, który był w dużej odległości od pancernika mógł w jego kierunku wysłać eskadry lotnictwa (lotniskowiec mógł zabrać na swój pokład do 100 samolotów), które były w stanie dokonać bardzo celnego ataku torpedowego. Mimo zaawansowanej obrony przeciwlotniczej załoga atakowanego okrętu nie potrafiła odeprzeć nacierających samolotów.

Często wystarczyła najczęściej jedna celna torpeda odpalona z samolotu, aby szybko posłać całą jednostkę na dno.

Pierwsza taka walka rozpoczęła się na Morzu Koralowym, i toczyła się od 4 do 8 maja roku 1942 między siłami USA i Australii a Japonią. W owej bitwie nie padł żaden bezpośredni strzał z okrętu nie mówiąc już o wzajemnym widzeniu wrogich sobie jednostek. Już wtedy pancerniki zaczęły służyć do ochrony największych lotniskowców (np. amerykański lotniskowiec Lexington liczył: 270,66 m długości, 32,31 m szerokości, 50 000 t. wyporności).

Wybitny dowódca Japońskiej Cesarskiej Marynarki Wojennej admirał Yamamoto Isoroku przewidział, że pancerniki przechodzą do historii w obliczu nowej, groźnej broni. Symbolem końca pancerników może być los największego pancernika w historii - Yamato, który został zatopiony w czasie walk o Okinawę w kwietniu 1945 r. Mimo że był największym, najpotężniejszym i najwspanialszym pancernikiem w historii i korzystał ze wsparcia kilku niszczycieli (okrętów wyposażonych w wyrzutnie torped), został posłany na dno po uprzednim zlokalizowaniu go przez samoloty zwiadowcze United States Navy (Amerykańskiej Marynarki Wojennej). Po wykryciu Yamato zostało przeciw niemu wysłanych ponad 400 bombowców i bombowców torpedowych. Okręt zanim zatonął, przyjął 12 bomb i 9 (!) torped. Jednostka nie wystrzeliła wówczas z głównych dział ani razu. Japoński pancernik eksplodował i poszedł na dno 7 kwietnia 1945 r.

To wydarzenie uświadomiło wojskowym, że czas pancerników bezpowrotnie minął. Ich miejsce zajęły lotniskowce, z pokładu których startujące samoloty mogły przenikać za linię wroga i siać spustoszenie na dużych obszarach morskich i lądowych. Ten trend utrzymał się do dziś.

Vincent Żurek

Bibliografia:

Zbigniew Flisowski, Burza nad Pacyfikiem, Poznań 1986.

https://en.wikipedia.org/wiki/Japanese_battleship_Yamato

https://en.wikipedia.org/wiki/Battle_of_the_Coral_Sea

Borki - centrum kultu fatimskiego na Powiślu

Mieszkam w niewielkiej wsi położonej w powiecie dąbrowskim, w gminie Szczucin. Przez wieś liczącą około 760 mieszkańców przebiega droga wojewódzka numer 982, którą można dojechać do Szczucina i Mielca. Z Borkami sąsiadują takie miejscowości jak: Maniów, Słupiec, Załuże, Wola Szczucińska, Dąbrowica i Świdrówka. Sołtysem wsi od 3 kadencji jest Pani Danuta Kogut.

Kościół w Borkach - Sanktuarium

W Borkach - podobnie jak w większości wsi w Polsce - znajdują się: szkoła podstawowa, przedszkole, kapliczka, cmentarz, biblioteka, sklepy. Od reszty wsi w Polsce odróżnia Borki sanktuarium, które zdecydowanie podnosi prestiż mojej miejscowości. Przypomnę, że przez sanktuarium rozumie się kościół lub inne miejsce święte, do którego - za aprobatą ordynariusza miejscowego - pielgrzymują liczni wierni, z powodu szczególnej pobożności.

Obecnie sanktuarium jest budowlą dwukondygnacyjną. Na początku istnienia parafii msze odbywały się w kościele dolnym. Najważniejszym elementem dolnej kondygnacji jest XVII-wieczny obraz Świętej Rodziny. Fundatorem obrazu był śp. ks. Henryk Kozdrój ( wieloletni proboszcz parafii w Słupcu).

Po kilkunastu latach istnienia kościoła zaczęto odprawiać nabożeństwa w kościele górnym. Najważniejsze elementy tej części kościoła to:

- figura Matki Bożej Fatimskiej wraz ze złotym różańcem – dary od Papieża Jana Pawła II, obok figury po prawej stronie znajduje się malowidło

przedstawiające trójkę fatimskich dzieci, natomiast po drugiej stronie można dostrzec wizerunek Syna Bożego oraz budowlę kościoła;

- nad ołtarzem znajduje się duży drewniany krzyż, do którego przybity jest Chrystus cierniem ukoronowany;

- w prezbiterium jest usytuowane malowidło malarza Józefa Furdyna przedstawiające dwunastu apostołów;

- stacja Drogi Krzyżowej wykonana przez rzeźbiarza Michała Mikołajewicza z Tarnopola;

- obraz Miłosierdzia Bożego - „Jezu ufam Tobie” - zawieszony na ścianie na początku Drogi Krzyżowej – autor – Mikołaj Mikołajewicz,

- okna kościoła ozdobione są witrażami przedstawiającymi postacie świętych i błogosławionych. Są to: Stefan Wyszyński, bł. Jerzy Popiełuszko, św. Maksymilian Kolbe, św. Faustyna, św. Kinga, bł. Karolina Kózkówna;

- w ostatnim czasie w sanktuarium pojawił się nowy obraz; znajduje się tuż obok drzwi bocznych. Obraz przedstawia wizerunek Ojca Świętego Jana Pawła II.

Na trójkątnym zwieńczeniu dachu Sanktuarium od strony frontu znajduje się postać Papieża Polaka. Jego uniesiona ręka może symbolizować błogosławieństwo, którym Papież wielokrotnie otaczał parafię i jej wiernych..

Na placu kościelnym znajduje się pięć murowanych kapliczek. Do dóbr parafialnych należą także trzy dzwony, które zostały ufundowane przez parafię w 1989 roku.

Noszą one imiona:

- Maria – wysokość – 115 cm, waga - 960 kg;

- Jan Paweł II – wysokość – 105 cm, waga – 500 kg,

- Święci Stanisław i Kazimierz – wysokość – 72 cm, waga – 260 kg

Dzwony zostały wykonane w ludwisarni Felczyńskich w Przemyślu. Poświęcenia dzwonów dokonał Ks. Bp. Józef Gucwa ( Wikariusz Generalny Diecezji Tarnowskiej ); data tego wydarzenia przypadła na 29 września 1989 roku.

Historia wsi Borki

Pierwsza wzmianka o osadzie Borki pojawiła się w 1699 roku w spisie dóbr parafii szczucińskiej pod wezwaniem św. Marii Magdaleny. Nazwa osady Borki powstała od ciągnących się od doliny Brnia borów. Z czasem ich powierzchnia stopniowo się zmniejszała. W wyniku tego nazwa dawnych borów uległa zdrobnieniu, dzięki czemu powstało nowe określenie.

Po pierwszym rozbiorze Polski w 1772 roku Borki wraz z pozostałymi miejscowościami powiatu dąbrowskiego znajdowały się pod zaborem austriackim. Nie był to łatwy okres dla mieszkańców. Mieszkańcy sołectwa w okresie zaborów nie pozostawali obojętni na sytuację, która dotknęła cały kraj. Wstępowali do oddziałów powstańczych, a także legionów. Brali także czynny udział w walkach podczas I i II wojny światowej.

Okupacja niemiecka to trudny czas dla Borkowian. Niemcy odbierali moim rodakom żywność, zmuszali do przymusowej pracy, a także nieustannie przeprowadzali rewizje. Przykładem jest dom Jana Kapla, w którym znaleziono radio – zabronione w tamtym okresie. Jego dom rozebrano, a materiał z rozbiórki przeznaczono na budowę baraków. Jan Kapel wraz z dwiema córkami (Zofią i Kazimierą), żoną (Emilią) oraz matką żony zdążyli uciec dzięki czemu uratowali swoje życie.

Miejscowe podziemie próbowało przeciwdziałać temu procederowi - niestety ich starania były nieskuteczne. Próby ukrywania żywności wywołały działania mające na celu pacyfikację wsi Borki. Okupant wydawał rozporządzenia, które utrudniały życie Polakom. Mieszkańcy Generalnego

Gubernatorstwa mieli m. in. oddać posiadaną broń, radia oraz samochody będące pozostałościami po polskiej armii. Konieczność oddania tego środka transportu dotknęła rolnika Czesława Makucha.

Młodych mieszkańców wsi wywożono na przymusowe roboty do Niemiec. Byli to: Józef Chrzan, Stanisław Warzecha, Piotr Bielaszka. Niewola spotkała tych, którzy służyli w wojsku polskim. Byli to: Andrzej Ryczek, Jan Ryczek, Franciszek Makuch. Z niewoli powrócił A. Ryczek oraz F. Makuch.

W tym czasie na terenie Słupca, który znajduję się tuż obok Borek, trwały jeszcze walki. Wycofujące się siły niemieckie zaminowały okolicę, o czym nie wiedzieli powracający z wysiedlenia mieszkańcy Borek. Konsekwencje były dla niektórych tragiczne. Od min zginęli: Józef Chrzan, Czesław Makuch, Stanisław Juda, Marian Topór oraz wielu innych Borkowian. W czasie wojny spłonęło 26 gospodarstw, a wiele z nich nie nadawało się do użytkowania. W 1945 roku sytuacja się ustabilizowała.

Po wojnie w 1950 roku założono w Borkach spółdzielnię produkcyjną, która stała się kolejnym problemem i przyczyną prześladowań. Mieszkańcy niechętnie wstępowali do spółdzielni, ponieważ byli przywiązani do rodzinnych gospodarstw przekazywanych z ojca na syna. Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego (PUBP) w Dąbrowie Tarnowskiej stosował wobec nich terror, co doprowadziło do ożywienia organizacji podziemia.

Działaczem UB z Borek był Ignacy Kiełbasa (w latach 1946 – 1947 szef PUBP w Dąbrowie Tarnowskiej). Natomiast rolnik Franciszek Kapel był przywódcą organizacji podziemnej działającej na tamtejszym terenie. Organizacja przeciwstawiała się terrorowi ze strony komunistów. Za działania te jego rodzinę wraz z nim dotknęły liczne cierpienia.

W tym okresie w okolicy Borek rozwinął się przemysł, dzięki czemu wielu młodych ludzi zyskało pracę.

Miejscowość Borki z racji swojego położenia geograficznego już kilka razy w przeciągu całego istnienia borykała się z problemem powodzi, które występowały w latach: 1564, 1772, 1775, 1786, 1813, 1828, 1884, 1903 ( dwukrotnie), 1936, 1960. Ostatnia powódź dotknęła Borkowian w 2010 roku.

Historia kościoła

Przed utworzeniem sanktuarium 36 lat temu mieszkańcy Borek i okolicznych miejscowości należeli do parafii pod wezwaniem św. Marii Magdaleny w Szczucinie, w diecezji tarnowskiej. Parafia ta była bardzo rozległa i decyzją proboszcza parafii ks. Mariana Bracha (proboszcz parafii w latach 1959-1980) dokonano jej podziału. Powstały dwie nowe parafie. Ordynariusz diecezji, biskup Jerzy Ablewicz powołał nową parafię w Borkach dekretem z dnia 8 września 1981 roku. W jej granicach miały znaleźć się cztery wioski: Borki, Maniów, Wola Szczucińska i Załuże. Łącznie parafia miała liczyć około 2000 wiernych.

Przed powstaniem parafii w Borkach Msze święte odbywały się w małej przydrożnej kapliczce wykonanej z kamienia i cegły. Mieściła się ona w granicach posesji państwa Strzyżów. W jej wnętrzu znajdował się ołtarzyk Matki Boskiej Różańcowej. Kapliczka mieściła jedynie celebransa. Wierni stali na placu pod gołym niebem.

Po długotrwałych staraniach władze lokalne wydały pozwolenie na budowę kościoła. Opiekę nad budową nowego kościoła powierzono dotychczasowemu wikariuszowi w parafii Szczucin księdzu Stanisławowi Kempie. Od dnia 16 marca 1981 roku rozpoczęto wstępne prace przy budowie fundamentów. Jeszcze w tym samym roku przyszły kościół miał przyjąć wezwanie od wspomnianej wcześniej przydrożnej kapliczki.

Biskup Ablewicz zaplanował uroczystość nadania wezwania na 13 maja. Na ten dzień przypadała 64 rocznica pierwszego objawienia się Matki Boskiej w Fatimie. Wierni licznie przybyli na planowaną uroczystość, która miała rozpocząć się o godzinie 18:00. Przed samą uroczystością stała się rzecz niezwykła, która sprawiła, że Borki stały się znanym Sanktuarium Maryjnym. Kolejność wydarzeń tego pamiętnego popołudnia – równolegle w Rzymie i Borkach - była następująca: Jak pamiętamy na Placu św. Piotra o godzinie 17:19 padły strzały. Jan Paweł II został postrzelony przez tureckiego zamachowca Mehmeta Ali Agcę. Biskup Ablewicz przybył do Borek o godzinie 17:55. Tuż przed jego przyjazdem ks. Kempa usłyszał nadaną przez rozgłośnie całego świata wiadomość o zamachu na życie Papieża. W ten sposób narodziła się idea, aby planowane nabożeństwo majowe i Msza święta były sprawowane w intencji ocalenia życia Ojca Świętego. Ks. Stanisław Kempa w Kronice Parafialnej odwołał się do tego wydarzenia następująco: „ Dziękuję na koniec ks. Biskupowi za jego posługę powiedziałem, że jak te ciężkie chmury za kilka chwil się rozpłyną i wyjdzie słońce , tak i ta ciemna noc zbrodni zamachu na życie Ojca Świętego zabłyśnie nowym światłem i blaskiem jego chwały, mając w zamyśle to, by tę świątynię, która ma powstać, budować jako kościół – pomnik, wotum wdzięczności za ocalenie życia Ojca Świętego Jana Pawła II”. Myśl ta przyjęła się natychmiast. Już 16 maja Biskup Ablewicz potwierdził oficjalnie pomysł ks. Stanisława Kempy. Dzięki temu nieprzewidzianemu zbiegowi okoliczności wzniesiony po dziesięciu latach kościół w Borkach stał się pierwszym w Polsce i na świecie – wotum wdzięczności za ocalenie życia Jana Pawła II.

W dniu 18 października 1981 r. Ordynariusz diecezji Biskup Ablewicz dokonał poświęcenia i wmurowania kamienia węgielnego.

Dokładnie w pierwszą rocznicę zamachu czyli 13 maja 1982 roku papież Jan Paweł II udał się do Fatimy z podziękowaniem Matce Bożej Fatimskiej za ocalenie życia. Podczas tej pielgrzymki Papieżowi towarzyszył Biskup tarnowski Jerzy Ablewicz, wraz ze swoim ówczesnym kapelanem ks. Władysławem Kostrzewą, który podsunął pomysł, aby Ojciec Święty ofiarował dla Borek figurę, którą otrzymał w prezencie. Prośba o figurę została skierowana do sekretarza papieskiego ks. Stanisława Dziwisza. Po powrocie do Polski Biskup Ablewicz otrzymał wiadomość z Watykanu, która informowała o możliwości odbioru pięknej Figury Matki Boskiej Różańcowej. Ojciec Święty poświęcił figurę i przekazał do Borek wraz ze złotym różańcem, takim samym jakim ozdobił cudowną figurę Matki Boskiej w Fatimie. Figura przechowywana była przez Biskupa tarnowskiego w jego prywatnej kaplicy, aż do momentu przygotowania dla niej miejsca w nowo powstającym kościele.

Uroczysta intronizacja figury do Borek odbyła się 15 maja 1983 roku podczas uroczystej Mszy świętej. Uroczystość ta została przygotowana niezwykle precyzyjnie. Przedstawiono szczegółowy plan uroczystości, a w parafii odbyły się całotygodniowe rekolekcje. To podniosłe wydarzenie zgromadziło księży, biskupów, duchowieństwo i liczne rzesze wiernych z parafii i okolic. Wszyscy przybyli na powitanie Fatimskiej Pani. Uroczystość intronizacji figury Matki Boskiej Fatimskiej w Borkach zyskała duży rozgłos w całym kraju, dzięki ówczesnej prasie. Artykuły prasowe powstałe z tej okazji nosiły następujące tytuły: „ Z Fatimy nad Wisłę”, „Znaki Matki Bożej Fatimskiej w Borkach”, „W drugą rocznicę zamachu na Ojca Świętego – w podzięce MB Fatimskiej”. Dzięki tym informacjom wieści o wydarzeniach fatimskich w Borkach rozniosły się na całą Polskę.

Artykuł „ Z Fatimy nad Wisłę”, którego autorem był znany artysta malarz Jerzy Skąpski przypomniał profesor Irenie Pfeiffer rodzinne strony. Pochodziła ona ze Szczucina, ale Borki pamiętała bardzo dobrze. Napisała ona pieśń do Matki Boskiej w Borkach, wraz z melodią. Utwór ten dedykowała Janowi Pawłowi II, którego znała jeszcze z czasów, kiedy przebywał w Krakowie. Papież odpowiedział na ten dar listownie 23 czerwca 1983 roku. List zawierał podziękowanie i błogosławieństwo, był także opatrzony własnoręcznym podpisem Ojca Świętego.

13 maja 1992 roku, Biskup Józef Życiński dokonał w uroczysty sposób urzędowego ogłoszenia podniesienia kościoła do rangi Sanktuarium Matki Bożej Różańcowej w Borkach k. Szczucina, a rok później dokonał urzędowego ogłoszenia tych postanowień wobec wiernych.

Uroczystości kościelne

Pamiątką szczególnej łączności kościoła w Borkach z Matką Bożą Fatimską i osobą Jana Pawła II są „Dni Fatimskie”. Stały się one elementem charakterystycznym dla tego Sanktuarium, który pomimo znaczącego rozwoju kultu Fatimskiej Pani w Polsce nie jest spotykany nigdzie indziej. „Dni Fatimskie” są to nabożeństwa, które odbywają się każdego 13-go dnia miesiąca w Sanktuarium Maryjnym. Skierowane są ku czci Matki Boskiej Fatimskiej. Odbywają się one nieprzerwanie od prawie 34 lat. W nabożeństwach biorą udział nie tylko parafianie, ale także wielu pielgrzymów z okolicznych parafii. Modlitwom przewodniczy zawsze zaproszony w tym celu obcy kaznodzieja, zaś księża z dekanatu przybywają, aby sprawować sakrament pokuty.

Pierwszy „Dzień Fatimski” odbył się 13 czerwca 1983 roku. Nabożeństwom przewodniczył wtedy ks. Prałat Jan Marszałek, były proboszcz parafii św. Józefa i Matki Boskiej Fatimskiej w Tarnowie. Był to wybitny kaznodzieja, więzień obozu koncentracyjnego w Auschwitz, a po wojnie inicjator i nieustraszony szerzyciel kultu Matki Boskiej Fatimskiej w diecezji tarnowskiej.

Kolejnym ważnym wydarzeniem jest modlitwa strażaków, którzy w pierwszą niedzielę po 4 maja przybywają do Borek z terenu Powiśla, aby modlić się u stóp Fatimskiej Pani.

Należy wspomnieć, że w parafii Matki Bożej Fatimskiej w Borkach odpusty parafialne odbywają się dwa razy do roku. Pierwsza uroczystość odpustowa przypada na 13 dzień miesiąca maja, a druga na 13 października. Daty te stanowiły początek oraz koniec objawień Matki Bożej w Fatimie w 1917 roku.

Corocznie w pierwszą niedzielę po 15 sierpnia w parafii odbywają się dożynki regionalne. Uroczystość ta jest dziękczynieniem ofiarowanym Bogu w zamian za otrzymane plony żniwne.

Ważne wydarzenia w parafii

1983 - pierwsze misje; przeprowadzone przez Ojców Redemptorystów z Tuchowa. Pamiątkę po tym wydarzeniu stanowi drewniany Krzyż Misyjny, który znajduje się na placu kościelnym.

1995 - nawiedzenie parafii przez kopię Figury Matki Bożej Fatimskiej, z samej Fatimy. Figura przebywała w parafii w dniach 14-15 grudnia 1995. W tym dniu uroczystą sumę koncelebrowało aż pięćdziesięciu kapłanów. Należy podkreślić, że było to szczególne wydarzenie, ponieważ kopia ta nawiedzała przez dziesięć lat wszystkie kontynenty świata. Mimo tak długiej podróży na jej drodze znalazła się także ta mała, ale jakże wyjątkowa Parafia w Borkach.

2006 - parafia obchodziła 25 rocznicę istnienia. Ksiądz Biskup dr. Wiktor Skworc dokonał uroczystej konsekracji świątyni w Borkach. Miała ona miejsce dokładnie 13 października, było to „Dzień Fatimski”, a także uroczystość odpustu parafialnego.

2011 - Gimnazjum w Borkach przyjęło imię Błogosławionego Jana Pawła II.

2014- 28-29 październik 2014 roku parafia gościła obraz Jezusa Miłosiernego oraz relikwie św. Siostry Faustyny i św. Jana Pawła II. Cała parafia udekorowana została kwiatami z bibuły, chorągiewkami oraz obrazkami z wizerunkiem Ojca świętego. W dniu przybycia obrazu do Sanktuarium odbyła się uroczysta Msza święta, której przewodniczył ks. Biskup Andrzej Jeż. Kościół przepełniony był duża liczbą wiernych z parafii i okolic. Po zakończeniu mszy rozpoczęła się 24 godzinna adoracja.

2017- 100 - lecie objawień Maryi, która w 1917 roku ukazywała się trójce pasterzy; 13 maja 2017 roku w sanktuarium odbyła się uroczysta Msza Święta, której przewodniczył Biskup Tarnowski Andrzej Jeż.

Duszpasterze

Proboszczowie:

● Ks. mgr Stanisław Kempa (1981-1988)

● Ks. mgr Kazimierz Bukowiec (1988-1991)

● Ks. mgr Stefan Michalski (1991-2001)

● Ks. mgr Józef Jeziorek od 15 sierpnia 2001 roku

Wikariusze:

● Ks. mgr Antoni Węc (1987-1990)

● Ks. mgr Antoni Marek (1990-1993)

● Ks. mgr Wiesław Majca (1993-1998)

● Ks. mgr Tadeusz Sępek (1998-2003)

● Ks. mgr Paweł Gruszka (2003-2006)

● Ks. mgr Paweł Herudziński (2006-2009)

● Ks. mgr Grzegorz Krakowski (2009-2012)

● Ks. mgr Mateusz Duda (2012-2015)

● Ks. mgr Jakub Matura od 2015 roku

Wnioski

Podstawowym celem artykułu jest przedstawienie dziejów mojej miejscowości oraz przybliżenie genezy powstania Sanktuarium osobom, które korzystają z internetowej strony Powiatowego Centrum Edukacji i Kompetencji Zawodowych w Szczucinie. Kolejnym było zaspokojenie ciekawości ucznia lubiącego regionalną historię. Do tego celu wykorzystałam dwie prace:

1) „Borki. Monografia”, której autorką jest miejscowa nauczycielka Ewa Knap,

2) „Srebrny jubileusz Sanktuarium Matki Boskiej Fatimskiej w Borkach k/Szczucina 1981-2006”. ks. Władysława Szczebaka.

Obydwie prace uzmysłowiły mi, że wśród nas są osoby, którym historia „Małej Ojczyzny” nie jest obca, a swą wiedzę chcą przekazać innym. Trzeba dążyć, aby ta wiedza była powszechnie dostępna. Temu służy internet, gdyż taka forma przekazu dociera najszybciej do moich młodych kolegów i koleżanek. Być może znajdą się inni, którzy opiszą inne ciekawe miejsca.

Magdalena Golemo

Literatura:

E. Knap, Borki. Monografia, Borki 1998.

ks. J. Matura, U stóp Pani z Fatimy, „Gazeta Szczucińska”, 2(4) 2017, s. 3.

ks. W. Szczebak, Srebrny jubileusz Sanktuarium Matki Boskiej Fatimskiej w Borkach k/Szczucina 1981-2006, Borki 2006.

Ocalmy od zapomnienia

„ Jam tak ukochał wszystko to, co nasze,

Co przypomina wielkie nasze dzieje,

I silnie wierzę, ze to orle lasze,

Powstanie ze snu i wolność zadnieje”.

Wojciech Zawada

Szczucin 1900

Mieszkam w małej miejscowości Szczucin - obecnie województwo małopolskie - której rodowód sięga początku XIV wieku. W odległej

przeszłości właścicielami Szczucina były rody znane nie tylko w Małopolsce. W XIV-XV wieku dobra szczucińskie należały do Pacanowskich herbu

Jelita, w 1579 roku część Szczucina należała do Niewiadomskich, druga do Jakuba Przyłuskiego herbu Sulima. Od II połowy XVI wieku aż po wiek

XVII Szczucin był w rękach Stradomskich herbu Prus. W II połowie XVII wieku przeszedł na własność Małachowskich herbu Nałęcz, potem był w

rękach Chwalibogów herbu Strzemię, następnie w XIX wieku Husarzewskich, a później Lubomirskich. W tym czasie właścicielami klucza

lubaskiego, znajdującego się nieopodal Szczucina, stała się rodzina Boguszów.

Konkurs „Opowieść o końcu świata …. Reforma rolna. Losy ziemiaństwa po uwłaszczeniu” spowodował, że zainteresowałem się losami

rodów Husarzewskich i Boguszów, które w okresie Galicji i II Rzeczypospolitej oraz okupacji miały wpływ na dzieje Szczucina.

Swoje „spotkanie” z konkursem rozpocząłem od zdobycia wiedzy na temat reformy rolnej, która spowodowała, że struktura społeczna i

gospodarcza Szczucina uległa całkowitemu przeobrażeniu. 6 września 1944 roku Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego wprowadził dekret,

którego celem było zniszczenie podstaw funkcjonowania ziemiaństwa w Polsce. Ważne, było też dla nowych władz pozyskanie przychylności i

poparcia obdarowanych ziemią chłopów. W ramach reformy miano tworzyć samodzielne gospodarstwa rolne dla bezrolnych, robotników i

pracowników rolnych oraz drobnych dzierżawców. Dekret pozbawił bez odszkodowania ziemian całego majątku. Przyznawał wywłaszczonym

miesięczne zaopatrzenie. Kwota była niezależna od majątku. Ograniczono to jednak do grup osób niezdolnych do pracy a później zamieniono na rentę

inwalidzką. Jak pisze Agnieszka Łuczak - wbrew intencjom twórców dekretu „nie doszło do spontanicznego rewolucyjnego dzielenia ziemi, ani do

aktów przemocy wobec właścicielki ziemskich…. Chłopi reagowali zgoła przeciwnie – współczuli ziemianom, odwozili na dworzec kolejowy ( często żegnając z płaczem) , a także starali się udzielać pomocy”. [1]

Aby usprawnić i przyspieszyć reformę wprowadzono przepisy karne, które sprzeciw wobec reformy rolnej traktowały jako przestępstwo

wobec państwa (30 październik 1944 r.). Wcześniej 7 października uchwalono dekret o mobilizacji sił mierniczych, a 11 października dekret o

przyspieszeniu reformy rolnej. Natomiast 20 marca 1945 roku wprowadzono rozporządzenie wydane przez Komisję Centralną Związków

Zawodowych mające usprawnić reformę „wskazówki dla brygad robotniczych pracujących przy parcelacji majątków”.

Zgodnie z instrukcją KC PZPR o zadaniach komitetów folwarcznych miały one pilnować, aby wywłaszczonym właścicielom pozostawiono

tylko mienie osobiste (odzież, bieliznę, urządzenie mieszkania, sprzęt domowy). Zabrać mogli jedynie tę część majątku osobistego, która nie miała „

wartości rynkowej, artystycznej, lub muzealnej”.

Zacząłem zastanawiać się nad tym jak odbyło się to na naszym terenie.

Rozpocząłem od poszukania informacji o majątkach ziemian ze Szczucina. Dotarłem do następujących informacji.

1. Struktura użytkowania ziemi w najważniejszych majątków w okolicach Szczucina w 1857 roku :

Źródło : Skorowidz wszystkich miejscowości, skorowidz dóbr tabularnych.

2. Dokładne zmiany dotyczące zmian w strukturze ziemi wielkiej własności w latach 1889 – 1903:

Źródło : Skorowidz dóbr tabularnych 1890, 1905.

3. Folwarki, karczmy i zakłady przemysłowe w majątkach szlacheckich :

Źródło : Skorowidz dóbr tabularnych

4. Podatek gruntowy i dochodowy płacony przez klucze majątkowe w 1889 i 1903 roku :

Źródło : Skorowidz dóbr tabularnych 1890, 1905.

W kluczu szczucińskim na przełomie XIX i XX wieku zwiększył się odsetek ziemi ornej o prawie 150 morgów oraz łąk i ogrodów, o około 130 morgów. Stało się to kosztem lasów i pastwisk, których areał zmniejszył się w tym czasie o ponad 700 morgów. Prawdopodobnie około 400 morgów, głównie lasów i pastwisk rozparcelowano i sprzedano. W dworach Lubomirskich znajdowała się obora bydła zarodowego rasy czerwonej polskiej.

Hodowano tam bydło wysokiej jakości, które dla celów hodowlanych zakupywały: Krakowska Izba Rzemieślnicza i Małopolskie Towarzystwo Rolnicze.

Dochody majątku podniósł również przemysł rolno – przetwórczy powstały przy majątku tj. gorzelnia, młyn i mleczarnia. Wykorzystując pokłady dobrej gliny znajdujące się w Łęce Szczucińskiej założono dobrze prosperującą cegielnię, gdzie produkowano również oprócz cegieł dreny i dachówki.

Ogólnie na terenie dworskim klucza szczucińskiego funkcjonowało pod koniec XIX wieku 5 karczem, 1 młyn, 1 cegielnia, 1 gorzelnia i 4 folwarki. W 1903 roku wybuchł pożar w majątku księżnej w Szczucinie. Spłonęły doszczętnie stodoły, a straty oceniono na około 100,000 koron. Odbudowa zniszczenia trwała prawie dwa lata. Ponowne zniszczenia miały miejsce w latach pierwszej wojny światowej. Dobra ziemskie Lubomirskich poniosły duże straty materialne, spowodowane rekwizycjami wojsk austriackich, rosyjskich oraz bezpośrednimi działaniami wojennymi. Po zakończeniu wojny administracja klucza przystąpiła do odbudowy zniszczeń. Szczególnie wiele uwagi poświęcono gospodarce rolnej, hodowlanej i leśnej.

Systematycznie likwidowane były odłogi, do uprawy wprowadzono nowe odmiany zbóż, naprawiano uszkodzone w czasie wojny budynki gospodarcze i mieszkalne, z lasów usuwano zniszczone parcele, z których drewno służyło za odpłatnością także do odbudowy wydzierżawionych folwarków oraz gospodarstw chłopskich. Intensywny chów bydła w okresie międzywojennym związany był z działalnością gorzelni, która produkowała około 180 hektolitrów spirytusu rocznie zużywając na ten cel około 1500 q ziemniaków i 50 q jęczmienia.

W okresie kryzysu gospodarczego, silny ekonomicznie klucz szczuciński ledwo wegetował. Majątek był zadłużony w instytucjach kredytowych, zalegał również ze spłatą podatku gruntowego. Od 1934 roku, do wybuchu wojny na łączną sumę dokładnie 52 283 zł 42 gr. Do kanonu weszło pożyczenie pieniędzy u pacanowskich Żydów, a dług spłacono bydłem opasowym. Częściowo również ratowano się wyprzedażą ziemi.

Parcelowano i sprzedawano głównie ziemie płożone dalej od centrum klucza, przede wszystkim w Zabrniu, które praktycznie przed wybuchem wojny było całkowicie rozparcelowane. Administracja klucza próbowała unowocześnić gospodarkę i szukać oszczędności, ale prowadziło to do niezadowolenia i sprzeciwu robotników folwarcznych. Przykładem może być strajk robotników rolnych w 1933 roku. Bezpośrednią przyczyną strajku była decyzja dyrektora majątku Lubomirskich – Konopki, który odmówił robotnikom pozwolenia na hodowlę krów i wstrzymał deputaty paszowe.

Ogłoszono strajk okupacyjny, robotnicy nocowali w stajniach i przez trzy dni nie wyjechali do prac polowych. Konopka musiał ustąpić, przywrócony został przydział pasz tzw. Deputaty. Klucz szczuciński był zarządzany przed administratorów, a księżna rzadko pojawiała się w Szczucinie.

Prężnie rozwijał się klucz lubaski zarządzany przez samych właścicieli. Na terenie klucza znajdowało się aż 7 karczem i 3 folwarki w Lubaszu, Brzezówce i w Suchym Gruncie. W 1903 roku z klucza płacono 2 740,13 złr podatku z czego 2 662,53 złr podatku gruntowego i 117,60 złr podatku domowo-klasowego.

Znając już wielkości i strukturę majątków, rozpocząłem poszukiwanie materiałów dotyczących właścicieli.

Rozpocząłem od posiadaczy klucza szczucińskiego. Jak podają źródła już za czasów właściciela Antoniego Małachowskiego w XVIII w. wartość i dochód jego dóbr wynosiły 321 700 zł.[2] W skład klucza szczucińskiego wchodziło 12 wsi: Borki, Czołnów, Dąbrowica, Kółko, Maniów, Orczki, Ruszkowice, Suchy Grunt, Świdrówska Łąka, Wola, Zabrnie i Załuże. W tym też czasie Szczucin zaczyna nabierać cech osady miasta. Z badań przeprowadzonych przez Krzysztofa Struziaka wynika, ze prawa miejskie Szczucin otrzymał prawdopodobnie w 1772 roku.[3]

Część dóbr szczucińskich pod koniec XVIII wieku lub na początku XIX była prawdopodobnie własnością Karola Antoniego

Husarzewskiego, szambelana Stanisława Augusta (1785 r.). W 1787 zawarł on intercyzę przedślubną z Elżbietą Podoską, córką Adama Podoskiego herbu Janosza, starosty Lenartowskiego i Ewy z Ożarowskich herbu Rawicz. W tym przypadku o przejęciu dóbr szczucińskich zadecydowały koligacje rodzinne. Otóż siostra Antoniego Małachowskiego – Helena byłą żoną Józefa Podoskiego spokrewnionego z Adamem Podoskiem ojcem

Elżbiety Husarzewskiej.

O Helenie Husarzewskiej jako właścicielce Szczucina i Maniowa pisze M. Turowicz w swojej książce przy okazji pomocy udzielanej powstańcom kościuszkowskim w 1794 roku: „ …. niektóre dwory tutejsze a zwłaszcza pani jak np. Elżbieta Husarzewska ze Szczucina i Maniowa, były tak aktywne w popieraniu insurekcji, że ambasador austriacki w Petersburgu zaraportował o tym do Wiednia”. [4]

W drugiej połowie XIX wieku, hr. Helena Husarzewska utworzyła klucz szczuciński, poprzez wykup folwarków, w którego skład weszły: Szczucin, Borki, Łęka Szczucińska, Świdrówka, Maniów i Zabrnie. Była to już ostatnia na omawianym terenie próba scalenia gruntów wielkiej własności[5]. Majątek jej oceniany był na 1 916 morgów.

Dzięki jej pomocy i fundacji w latach 1864-73 dobudowano do kościoła parafialnego parę bocznych kaplic, przedsionek od wschodu oraz wieżę. Helena Husarzewska wspomagała ubogich w okresie klęsk żywiołowych. Zmarła w 1892 roku i została pochowana w podziemiach kościoła. Po jej śmierci klucz otrzymała wnuczka Eleonora. Ojcem jej był Józef Husarzewski (ur. 5 października 1840 w Wiedniu , zm. 19 lutego 1892 w Krakowie ) – galicyjski ziemianin i podróżnik. Był synem Jana Adolfa (1790-1855), szambelana cesarskiego i Kawalera Honoru i Dewocji w Wielkim Przeoracie Czeskim i Heleny z Sierakowskich (1811-1893), Damy Krzyża Gwiaździstego (Hochadliger Frauenzimmer Sternkreuzorden), właścicieli Szczucin nad Wisłą. Od 28 kwietnia 1859 Kawaler Honoru i Dewocji w Wielkim Przeoracie Czeskim, 29 marca 1874 został cesarskim i królewskim szambelanem. 6 kwietnia 1864 poślubił w Wiedniu Karolinę ks. Jabłonowską (1842-1897), córkę Karola (1807-1885) i Eleonory (1816-1870) z domu Skarbek[6].

W 2009 roku nakładem Księgarni Akademickiej w Krakowie ukazały się wspomnienia Józefa Husarzewskiego zatytułowane „Wspomnienia z naszej podróży na Wschodzie 1871-1872”. U źródeł tej dalekiej i egzotycznej wyprawy leżały wskazania lekarzy, by niedomagająca Karolina (żona Husarzewskiego) - zimę spędziła w cieplejszym klimacie. Ostatecznie wybrano na miejsce zimowego pobytu Egipt. Zadecydowała o tym głównie egzotyczność krainy i bliskość Ziemi Świętej. Od drugiej połowy XIX wieku europejscy lekarze zalecali na przeróżne choroby, w tym płuc i nerek, wyjazdy do Egiptu. Gorący, suchy klimat miał mieć zbawienny wpływ na organizm. Józef Husarzewski (1840-1892), galicyjski arystokrata zapisywał swoje wrażenia z podróży na bieżąco w pamiętniku, który zachował się do dziś - jest przechowywany w Zakładzie Narodowym im. Ossolińskich we

Wrocławiu.

Choroba matki i podróże ojca były przyczyną przekazania majątku przez Helenę Husarzewską wnuczce Eleonorze Lubomirskiej i ona figuruje jako ostatnia właścicielka Szczucina. Po śmierci hr. Heleny Husarzewskiej w 1893 roku, klucz szczuciński przechodzi w ręce jednego z potężniejszych rodów galicyjskich, a dokładnie Andrzeja ks. Lubomirskiego II Ordynata na Przeworsku.

Właścicielem Szczucina stał się ks. Andrzej Lubomirski poprzez małżeństwo (ślub odbył się w Krakowie 6 IV 1884 r.) z wnuczką Heleny Husarzewskiej, hr. Eleonorą Husarzewską urodzoną w Krakowie 5 VI 1866 roku. Ojcem ks. Eleonory był Józef hr. Husarzewski urodzony około 1840 w Bursztynie koło Stanisławowa na Ukrainie, a matką Karolina ks. Jabłonowska urodzona 30 X 1842 roku w Niżnikowie, córka ks. Karola Jabłonowskiego i hr. Eleonory Skarbek.

Książę Andrzej był synem ks. Jerzego Henryka Lubomirskiego, Pierwszego Ordynata na Przeworsku. Andrzej ks. Lubomirski, oprócz tego, że zarządzał ordynacją w Przeworsku (właścicielem pałacu został w 1875r.) był kuratorem Zakładu im. Ossolińskich we Lwowie, na który szła znaczna część dochodów z Ordynacji. Eleonora Lubomirska, żona Andrzeja podarowała Ossolineum bibliotekę Husarzewskich. Ks. Andrzej Lubomirski był także posłem na galicyjski Sejm Krajowy (1888r.), posłem do austriackiej Rady Państwa (1907-1918), dziedzicznym członkiem austriackiej Izby Panów, posłem na Sejm RP, w latach 1930-1935.

W 1922 roku majątek Eleonory ks. Lubomirskiej liczył łącznie 3 120 hektary. Wojciech Roszkowski w „ Liście największych

właścicieli ziemskich w Polsce w 1922 roku podaje: „własnością Lubomirskich był majątek w Szczucinie do którego należały dwory położone w okolicznych wsiach : Wola Szczucińska, Borki, Zabrnie -Różnica”.

Właściciele klucza szczucińskiego służyli pomocą okolicznym mieszkańcom. W 1891 roku finansowali budowę murowanego budynku szkolnego ukończoną w 1895 roku. Księżna Lubomirska dała materiał ze swojej cegielni na budowę w latach 1934-1936 domu parafialnego.

Wybudowała ochronkę sióstr służebniczek, do której sprowadziła siostry zakonne, które otrzymały od niej utrzymanie. Opiekowała się też dziećmi służby dworskiej. Jedna z głównych ulic Szczucina otrzymała nazwę Husarzewskich. Po zakończeniu II wojny światowej decyzją władz gminnych zmieniono ją na ulicę Wolności. Eleonora Lubomirska w 1914 była na czele komitetu do spraw uchodźców w Salzburgu .

Książę Andrzej Lubomirski, w gronie swoich działaczy w 1898 roku podjął działania mające na celu budowę linii kolejowej do Dąbrowy Tarnowskiej. Znalazł się on w komitecie wykonawczym spółki akcyjnej, która nadzorowała budowę i dzięki jego zaangażowaniu w 1906 roku otwarto regularną komunikację.

Majątek Lubomirskich miał też problemy finansowe. Księga gruntowa z 1939 roku (strona 119, poz. 519) podaje, że księżna Lubomirska zalegała z podatkiem na kwotę 52 288 zł 42 gr. (około 60 morgów ziemi), w 1940 roku dopisano jej zaległości na kwotę 27 295 złotych.

Księżna Eleonora Lubomirska wyjechała prawdopodobnie przed wybuchem wojny do Francji, gdzie zmarła w miejscowości Pau. Jej mąż ks. Andrzej w czasie wojny część swych dochodów z Ordynacji Przeworskiej przekazywał na rzecz Ossolineum we Lwowie. Wyjechał z Polski w 1944 roku, uciekając przed zbliżającą się Czerwoną Armią. Zmarł w Jacarezinho, Brazylia 29 XI 1953 roku.

Dzieci Eleonory i Andrzeja Lubomirskich:

Helena Maria ks. Lubomirska z Lubomierza h. Drużyna. Urodzona dnia 25 VIII 1886 w Przeworsku, zmarła dnia 26 X 1939 - w Rypinie w wieku: 53 lat rozstrzelana przez Niemców.

Jerzy Rafał Alf ks. Lubomirski z Lubomierza h. Drużyna. Urodzony dnia 17 VIII 1887 w Przeworsku , zmarł dnia 19 XII 1978 - Mentona w wieku 91 lat.

Teresa Izabela ks. Lubomirska z Lubomierza h. Drużyna. Urodzona dnia 17 XII 1888 we Lwowie , zmarła dnia 13 VII 1964 - Nairobi, Kenia w wieku 75 lat.

Maria Innocenta ks. Lubomirska z Lubomierza h. Drużyna. Urodzona dnia 4 VII 1894 w Przeworsku, zmarła dnia 13 XII 1979 - Los Angeles w wieku 85 lat.

Lubomirscy wyjechali z Polski przed wybuchem II wojny światowej i nigdy już do Polski nie wrócili. Wszyscy zmarli na obczyźnie i nigdy nie

upominali się o swoje ziemie zabrane po wojnie.

Park. Jedynym, znaczącym śladem po kluczu szczucińskim pozostał park krajobrazowy, którego początki sięgają końca XVIII wieku. Park liczy około 5 ha ze stawem w części północnej, aleją grabową i polanami, którego centrum stanowił dwór, wraz z całym kompleksem budynków gospodarczych. Helena Husarzewska dołożyła wielu starań, by zespół parkowy w Szczucinie był utrzymywany w należytym stanie. Do jego utrzymania zatrudniła w drugiej połowie XIX wieku, I. Bachowskiego, jednego z najlepszych ogrodników w Galicji. Ozdobą parku był kopiec widokowy. Miał ponad 5 m wysokości i koło 20 m średnicy, a górną jego część tworzyła murowana platforma, na której stała ośmiokątna altana. Na wierzchołek kopca wchodziło się dębowymi schodami z poręczami. Z zabudowań dworskich pozostały do dziś jedynie dwa klasycystyczne budynki przy bramie. Murowane, parterowe, z rozalitami od frontu, na planach kwadratowych, między którymi znajduje się brama.[7]

Klasycystyczne budynki przy bramie wjazdowej do posiadłości Lubomirskch.

Jak wspomniałem wcześniej głównym elementem parku był dwór, którego wygląd możemy tylko odtworzyć z fotografii i wspomnień. Marcelina Szymura wspomina: Pałac w Szczucinie posiadał 22 pokoje z dwoma tarasami. Obok pałacu znajdowała się oficyna administratora majątku.

Cały dziedziniec przed pałacem wysadzany był lipami i krzewami ozdobnymi. Z dziedzińca wychodziła droga, która prowadziła do obejść folwarcznych.

Najpierw była wozownia z powozami, stajnie dla koni roboczych, obora dla krów, dwie stodoły czyli gumna. Z pałacu piękna aleja prowadziła do bramy wjazdowej na ulicę. Obok pałacu był staw na którym były łódki i wodne kwiaty. W głębi parku na usypanym wzniesieniu zbudowana była altana , gdzie podawano podwieczorki. Od strony południowej była duża oranżeria, opodal pasieka , która liczyła 100 pni. Przy bramie wjazdowej stoją dwa domki zamieszkane przez s. Park został wykonany na wzór warszawskich łazienek. W skład majątku wchodziła też cegielnia, cukiernia. Dla służby budynki mieszkalne mieściły się w pobliżu dworu. [8]

Pałac Husarzewskich i Lubomirskich

Po II wojnie światowej majątki zostały rozparcelowane przez władze PRL a z materiałów po rozbiórce i parcelacji gruntów wybudowano szeregowe domy przy ulicy Spółdzielczej.

Z relacji Eugeniusza Piekielniaka wynika, że po wojnie częściowo zdewastowany został pałac Lubomirskich, a gorzelnia, młyn z braku remontu z czasem uległy zniszczeniu. Parcelacje dóbr prowadzili sami chłopi, powołano komisje wiejskie i gminne, które dokonywały podziału ziemi majątków Lubomirskich i Boguszów. Pałac zaraz po okupacji stał się schronieniem dla tych, którzy nie mieli, gdzie mieszkać. Część pomieszczeń została zniszczona przez działania wojenne, nikt nie przeprowadzał remontu co przyspieszyło zniszczeniu. Budynki dworskie pozostały bezpańskie, a potrzeby ludzi ogromne, co zwiększyło dewastację. W kolejnych latach budynki zostały rozebrane a materiał sprzedany okolicznym mieszkańcom przez Radę Narodową.[9]

Na terenach parku i miejscu, gdzie stał dwór Lubomirskich mieści się obecnie Powiatowe Centrum Edukacji i Kompetencji Zawodowych w Szczucinie (dawniej Zasadnicza Szkoła Zawodowa im. XXV lecia PRL), w którym jestem uczniem. We dworze Lubomirskich, gdy została spalona szkoła we wrześniu 1939 r. mieściła się szkoła podstawowa. Nadal na placu szkoły średniej oraz na sąsiedniej posesji znajdują się dwa budynki, które w majątku były wykorzystane jako budowle gospodarcze. Względy bezpieczeństwa spowodowały, że komin po cegielni z majątku Lubomirskich został wysadzony w latach 90. XX wieku. Właścicielem placu po cegielni jest miasto i firmy prywatne. W rękach prywatnych są też budynki gospodarcze położone na Woli Szczucińskiej. Park w obecnej chwili jest własnością komunalną, w którym na uwagę zasługują stare dęby, staw oraz spacerowe aleje. W 70 latach XX wieku na terenie parku ówczesne władze samorządowe rozpoczęły budowę sztucznego lodowiska. Budowa nigdy nie została ukończona.

Nie wiadomo kiedy został założony Lubasz. Wygląda na to, ze nazwa wsi pochodzi od nazwy osobowej Lubacz, ale takiej nie notują żadne starsze źródła. Nie jest ona też jasna pod względem budowy słowotwórczej, choć widać związek z rdzeniem lub od imienia Lubomir.

Po śmierci Andrzeja Rawicza Gawrońskiego (nie zostawił on testamentu) w 1813 roku jego rodzina popadła w kłopoty finansowe. Prawdopodobnie już wtedy, a na pewno przed 1819 rokiem dobra lubaskie zostały całkowicie przejęte przez Boguszów herbu Pólkozic, którzy pisali się z Ziemblic, gdyż w tym czasie wymieniany jest jako właściciel Lubasza Franciszek Ksawery Bogusz urodzony w Biechowie w 1871 roku brat Stanisława Szambelana królewskiego.

Ksawery Bogusz miał 4 synów, najstarszy Tytus i ojciec Ksawery zostali zamordowani w 1846 roku podczas „ rabacji galicyjskiej”. Bracia Aleksander i Walery brali udział w powstaniu styczniowym. Obaj zmarli w końcu 1868 r.

Siedziba rodzinna Ksawerego był Lubasz, gdzie do dziś istnieje dawny pałac. Był on dwukrotnie odnawiany i modernizowany przez syna Aleksandra – Franciszka Ksawerego około 1887 roku i przez Edwarda w 1917 roku.

W II połowie XIX wieku właścicielem Lubasza był Aleksander Bogusz, natomiast jego brat Walerian Bogusz po Marii Grnufeld posiadał Suchy Grunt.

Żoną Aleksandra Bogusza była Florentyna z Dąbskich matka Franciszka Ksawerego. Po śmierci męża z racji młodego wieku Franciszka zajmowała się majątkiem. Zmarły jej dzieci : 1862 rok dwuletni Kazimierz, w 1864 roku Antonina, w 1871 roku sześcioletnia Maria, oraz w 1875 roku utonął w Wiśle Zygmunt. Florentyna została pochowana w kaplicy cmentarnej obok swojego męża.

Kaplica cmentarna Boguszów.

Franciszek Ksawery z Ziemblic (1856-1919), ziemianin starał się pomnażać majątek odziedziczony po ojcu i stryju. Jego ojciec czynnie pomagał powstańcom w 1863, przeprowadzając ich przez pobliska Wisłę. F. K. B. w 1914 ofiarował kilka tysięcy koron na rzecz tworzących się Legionów Polskich. Żoną jego była Jadwiga z domu Bogusz Boguszowa (1859-1894). Ich synowie: Aleksander (1881-1890) i Bogusz Edward Franciszek ( 1893- 1986. Drugą żoną była Wanda Rusocka przeżyła męża o 36 lat, urodziła syna Franciszka Ksawerego (1896-1955) .

Bogusz Edward Franciszek (1893 -1986) ukończył Gimnazjum im. Króla Jana Sobieskiego w Krakowie (matura 1912), 3 semestry studiów na Akademii Rolniczej w Hohenheim k. Stuttgartu. Od 1911 prezes organizacji młodzieży gimnazjalnej w Krakowie, od 1914 żołnierz 2 pułku ułanów Legionów Polskich (awansował od ułanado wachmistrza), po kryzysie przysięgowym w 1917 internowany. Od 1918 w WP w szeregach 2. pułku Szwoleżerów Rokitniańskich w walkach o Śląsk i wojnie polsko-bolszewickiej 1920. Poślubił (1920) - Stefanię z domu Bogusz. Ciężko ranny w walkach nad Styrem, w 1921 zwolniony z WP jako inwalida. Po śmierci ojca w 1919 odziedziczył majątek Lubasz. Członek Wydziału Powiatowego i Rady Powiatowej w Dąbrowie Tarnowskiej, wiceprezes Okręgowego Towarzystwa Rolniczego, założyciel i prezes Rady Nadzorczej Kasy Stefczyka w Szczucinie oraz członek innych organizacji społeczno-gospodarczych. Pod koniec l. 20. na prośbę zarządu, znajdującej się w trudnej sytuacji finansowej, Spółdzielni Rolniczo-Handlowej "Łan" w Dąbrowie Tarnowskiej, został jej prezesem i po upadku spółdzielni przejął jej długi, ratując przed bankructwem drobnych rolników (współżyrantów), co zapewniło mu sukces wyborczy w 1935. Został wtedy posłem na Sejm z okręgu nr 84 (Tarnów, Dabrowa Tarnowska, Mielec) z listy BBWR. W 1939 roku wraz z synem Edwardem Adamem poprzez Rumunię, Jugosławię i Włochy przedostał się do Francji, gdzie służył w Sztabie Naczelnego Wodza gen. W. Sikorskiego. Po upadku Francji i ewakuacji do Wielkiej Brytanii (1940) służył w oddziałach polskich w Szkocji (awansując do stopnia rotmistrza), następnie pracował w Ministerstwie Rolnictwa Rządu RP w Londynie. Po wojnie objął kierownictwo szkoły rolniczej dla zdemobilizowanych żołnierzy w Szkocji, następnie przez kilka lat pracował w biurze pośrednictwa pracy. Był prezesem koła 2. pułku Szwoleżerów Rokitniańskich. Został odznaczony Krzyżem Niepodległości (1933), Krzyżem Oficerski Orderu

Polonia Restituta, czterokrotnie Krzyżem Walecznych (trzykrotnie w 1922), dwukrotnie Złoty Krzyż Zasługi. Zmarł 13.07.1986 roku w Londynie. Został pochowany na Cmentarzu Greenford w Londynie [10]. List pożegnalny do rodziny zakończył słowami :” Ukochanego wnuczka proszę , by był dobrym szlachetnym człowiekiem. Błagam

wychowajcie go na dobrego Polaka. Przecież dla Polski zgłaszałem się 3 razy do wojska, byłem dwukrotnie ranny. Dla Polski posłałem syna na wojnę, z której wrócił inwalidą, a córka siedziała trzy lata w więzieniu UB”.[11]

Stefania Bogusz z Ziembic (1895 -1982). Ukończyła gimnazjum w Krakowie oraz trzyletnią Wyższą Szkołę Ogrodniczą w Wiedniu w 1917. 23 listopada 1920 wzięła ślub z Edwardem Boguszem. Zajęła się prowadzeniem dworu w Lubaszu. Gdy w 1934 r. na Powiślu miała miejsce powódź, brała osobiście udział w ratowaniu majątku okolicznej ludności. Została oznaczona Srebrnym Krzyżem Zasługi. W okresie okupacji jej dwór stał się miejscem, w którym potrzebujący znajdowali pomoc . Właścicielka dworu w Lubaszu pomagała też ludności żydowskiej. „Do chwili likwidacji miejscowego getta w 1941 codziennie około 30-osobowa grupa Żydów (z zastępcą rabina włącznie) przychodziła do pracy, która siła rzeczy była fikcyjna, ale przynosiła im zarobek na życie”. We dworze odbywało się też tajne nauczanie i egzaminy maturalne . Stefania Bogusz na zlecenie okręgowych władz Armii Krajowej założyła magazyn lekarstw i środków pierwszej pomocy dla podziemia. Z polecenia władz niemieckich w listopadzie 1944 musiała opuścić dwór wraz z ukrywającym się od 1942 na aryjskich papierach młodym człowiekiem. Zamieszkała wraz z córka w Krakowie. Pracowała jako kierowniczka stołówki PKP oraz inspektor w Ogrodzie Botanicznym UJ. W 1962 wyjechała z córką do Londynu .

Dzieci. Syn ich Edward Adam (1921-1986) ukończył prywatne gimnazjum w Rydzynie , Liceum Państwowe im. Króla Jana Sobieskiego w Krakowie, przyjęty do podchorążówki artylerii konnej we Włodzimierzu Wołyńskim, nie zdążył jej rozpocząć z powodu wybuchu wojny. We wrześniu wraz z ojcem przedostał się do Francji. Był żołnierzem 1. Dywizji Pancernej gen. S. Maczka, ciężko ranny zwolniony został z wojska w randze ppor. jako inwalida ze sztywną nogą. Zakupił farmę w Anglii, gdzie pracował do 1948 roku. W 1950 ożenił się z Ann Savill i pracował na farmie pod Oxfordem. W 1965 roku powtórnie żonaty z Ann Vale zamieszkał w hrabstwie Sussex, gdzie zmarł na atak serca . Córka - Jadwiga Bogusz-Bajorek (ur. 1928), ekonomistka, absolwentka UJ. Mąż Franciszek Bajorek (23 września 1908 w Karwinie - 23 listopada 1987) polski prawnik, działacz narodowy i polityk z regionu Zaolziu w Czechosłowacji. Był członkiem wielu organizacji działających wśród mniejszości polskiej w międzywojennej Czechosłowacji. Po klęsce wojsk polskich w kampanii wrześniowej, Bajorek uciekł Niemcom przez Tatry, Węgry i Jugosławię , dotarł do polskich żołnierzy we Francji. Tam wstąpił do polskiej szkoły wojskowej , którą ukończył w Wielkiej Brytanii. Po 1945 roku zdecydował się na pobyt w Wielkiej Brytanii, gdzie założył Stowarzyszenie cieszyńskich Ślązaków, będąc jej prezesem przez 40 lat. Zmarł 23 listopada 1987 w Londynie i został pochowany na cmentarzu w Greenford. Jadwiga Bogusz- Bajorek po przymusowym opuszczeniu majątku w Lubaszu 1944 roku jak wspomina „ jednym wozem z krową, przywiązaną z tył, wioząc jeszcze pięć osób” wraz z matką przybyła do Krakowa. Ukończyła 3 klasy gimnazjum w okresie 1940-1943 na tajnych kompletach w majątku swoich rodziców w Lubaszu . 4 klasę i małą maturę zdała w państwowym gimnazjum im. Królowej Wandy w Krakowie. W 1947-1950 studiowała na UJ. W 1952 roku została aresztowana przez UB i osadzona w więzieniu przy ul Montelupich w Krakowie. Po śledztwie została skazana wyrokiem Sadu Wojskowego na 5 lat więzienia z art. 36 KK WP – „ działalność zmierzająca do obalenia ustroju. Zmieniono go później w wyniku amnestii na 3 lata – zwolniona z więzienia w Fordonie w 1955 roku. Pracowała w spółdzielniach „ Robotnik” i w Wojewódzkim Związku Spółdzielni Pracy, skąd zagrożona zwolnieniem przez kierownika, współpracownika UB przeniosła się do spółdzielni „ Parkiet”. W 1962 roku dzięki pomocy znajomego, którego matka gościła podczas wojny w majątku w Lubaszu otrzymała paszport do Anglii, gdzie po przyjeździe, wraz z matką osiedliła się na stałe. Po 23 latach połączyła się z ojcem i

bratem. Pracowała dorywczo w Londynie jednocześnie uczęszczając na kursy języka angielskiego. Od 1964 roku pracowała jako wykwalifikowana księgowa w organizacji charytatywnej. W 1967 roku wyszła za mąż a w 1969 roku urodził im się syn Franciszek Edward. Zmarła w 2008 roku. Syn ich Franciszek skończył Politechnikę w Londynie gdzie wziął ślub z Dorotą i mają córkę Oliwię i na tym kończą się moje informacje o ostatnich potomkach Boguszów.

Majątek ich został zabrany przez władze PRL. W pałacu w Lubaszu od 1947 roku mieściła się szkoła mechanizacji rolnictwa z internatem dla młodzieży. Zabudowania podworskie adoptowano na warsztaty , zniszczeniu uległ park wokół pałacu. Od 1953 roku w miejsce szkoły utworzono Państwowy Ośrodek Maszynowy, który funkcjonował do 1990 roku. W 1992 roku miasto Szczucin sprzedało pałac wraz z zabudowaniami i terenem wokół pałacu spółce paliw „ Tankpol”, gdzie aktualnie mieszczą się biura. Obecnie pałac jest odrestaurowany i odpowiednio urządzony.

Dwór w Lubaszu obecnie.

Budynek dworu, wybudowany ok. 1917 roku na miejscu starszego, w którym przyszedł na świat Andrzej Rawicz Gawroński, lekarz króla Stanisława Augusta Poniatowskiego i sekretarz Komisji Edukacji Narodowej. Parterowy, prostokątny korpus, flankowany po bokach z prostokątnymi ryzalitami o trójkątnych szczytach zwieńczeń, posiada pośrodku pozorny ryzalit z facjatką w partii piętra. Stromiznę dachu przerywają niewielkie, trójkątnie zwieńczone lukarny, oświetlające poddasze. Budowla, pozbawiona niemal zupełnie dekoracji architektonicznej zachowała do dzisiaj całą siłę wyrazu i właściwy jedynie ziemiańskim rezydencjom klimat. Z dawnego parku pozostały wiekowe, majestatyczne dęby.

Dwór w Bukowcu obecnie.

Franciszek Ksawery (1896-1955) zamieszkał po śmierci ojca w folwarku w Bukowcu którego był właścicielem a zarazem zarządzał folwarkiem w Suchym Gruncie. Dwór w Bukowcu z 1929 roku to eklektyczny murowany, parterowy budynek na planie prostokąta, dwutraktowy , nakryty dachem Vansardowymmontu. 19 września 1914 roku na dworze w Bukowcu przebywał Józef Piłsudski.Franciszek Ksawery działał w organizacjach katolicko-społecznych. Był prezesem koła Akcji Katolickiej Diecezji Tarnowskiej. Za zasługi dla Kościoła został w 1937 roku mianowany szambelanem papieskim. Od 1939 roku przebywał w Anglii , gdzie pracował w Polskim Czerwonym Krzyżu. Matka jego Wanda Rusocka , gdy jej syn w 1939 roku przedostał się na Zachód prowadziła majątek w Bukowcu przy pomocy miejscowego gospodarza a nominalnym administratorem majątku była synowa Stefania Bogusz. Podczas wojny dała schronienie kilku rodzinom oraz 2 angielskim lotnikom, którzy po zestrzeleniu ich samolotu wracającego z misji pomocy walczącej Warszawie zawędrowali do Bukowca, dzięki pomocy miejscowego AK w 1945 roku powrócili do Anglii. Franciszek Ksawery w 1946 roku powrócił do Polski, by opiekować się matką usuniętą z majątku w Bukowcu. Pracował jako inspektor Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Krakowie, gdzie zmarł w 1955 roku podobnie jak jego matka Wanda. W budynku dworu w Bukowcu powstało Samorządowe Gimnazjum Spółdzielczości, później budynek został przeznaczony na mieszkania komunalne. Obecnie znajduje się w rękach prywatnych pięknie odrestaurowany.

Dwór w Suchym Gruncie w 1945 roku został spalony, a mury rozebrane. Z części murów i cegieł wybudowano szkołę podstawową. Do rodziny Walerego a później Wandy Bogusz należał tez dwór w Brzezówce. Po wojnie majętności Boguszów zostały skonfiskowane w ramach reformy rolnej a lasy zmieniono na państwowe.

Do dnia dzisiejszego pozostają nieuregulowane własności niektórych gruntów pozostałych po Boguszach . W Internecie można natknąć się na notkę wzywającą do zgłaszania się właścicieli dóbr np.

OGŁOSZENIA WYMAGANE PRZEZ KODEKS POSTĘPOWANIA CYWILNEGO

6. Inne

Pozycja 1007.

Wnioskodawca Łabuz Stanisław i Nowak Weronika

SĄD REJONOWY W DĄBROWIE TARNOWSKIEJ, WYDZIAŁ I CYWILNY, sygnatura akt: I Ns 450/01

[BM-647/2002]

Przed Sądem Rejonowym w Dąbrowie Tarnowskiej, Wydział I Cywilny, w sprawie o sygn. akt I Ns 450/01 toczy się postępowanie z wniosku Stanisława Łabuza i Weroniki Nowak o stwierdzenie nabycia na podstawie ustawy z 26.10.1971 r. o uregulowaniu własności gospodarstw rolnych własności nieruchomości składającej się z działki nr 899 o pow. 1,4546 ha, położonej w Brzezówce, gmina Szczucin, objętych

116 gm. kat. Brzezówka, gdzie jako właściciel ujawniony jest Franciszek Ksawery Bogusz.

Sąd wzywa Franciszka Ksawerego Bogusza bądź jego następców prawnych, jak również wszystkie zainteresowane osoby, aby w terminie 3 miesięcy od ukazania się niniejszego ogłoszenia zgłosili się do Sądu i wykazały swoje prawa do nieruchomości, gdyż w przeciwnym razie Sąd stwierdzić nabycie nieruchomości, o ile zostanie udowodnione.[12]

Można z tego wnosić, że nie wszystkie sprawy własnościowe zostały prawidłowo zakończone.

Po rodzinie Boguszów i z ich fundacji pozostała drewniana kapliczka wybudowana w początku XIX w. Czworoboczna, skromna poprzedzona od frontu płytkim gankiem wspartym na dwóch słupkach nie posiada cennych elementów wyposażenia. W Lubaszu kamienny posąg Serca Jezusa powstały w końcu XIX w. wznosi się na plastronie dekorowanym płaskorzeźbionymi główkami aniołów. W 1939 roku figura Matki Bożej z Dzieciątkiem z Fundacji Ksawerego Bogusza, a z 1858 przydrożny Krzyż.

Jak przebiegała reforma rolna w Szczucinie? Po wojnie w 1945 roku liczba ludności gminy wynosiła około 8 050 osób i w 95% była to ludność rolnicza. Pozostała część to: kupcy i rzemieślnicy 2%, emeryci i urzędnicy 2% i robotnicy 1%. W tym samym roku 70% mieszkańców Szczucina stanowili małorolni, a pozostałe 30% utrzymywało się z zajęć pozarolniczych. Szczególne znaczenie w takiej sytuacji miała przeprowadzona reforma rolna. W dniu 11 marca 1945 roku, na posiedzeniu Rady Gminy „Uchwalono wydzielić ziemię z dworów Szczucin i Lubasz pod cegielnię, młyn, gorzelnię, pod budowę szkół, fabryk, budowę portu pod rozbudowę miasta Szczucina. Resztę wydzielić dla małorolnych bezrolnych, urzędników i rzemieślników”[13]. Ogółem ziemi wielkiej własności, o powierzchni powyżej 50 ha, pozostało po wojnie już stosunkowo niewiele, bo jedynie 1 909 ha, czyli około 3 320 morgów. Pozostałą część majątku Szczucin, na wniosek radnego Antoniego Wajdowicza, GRN postanowiła w 1948 roku jednomyślnie przydzielić: na parcelę budowlaną i parcele gruntowe Średniej Szkole Zawodowej, pozostałe budynki i parcele przydzielić Gminnej Spółdzielni Samopomoc Chłopska w Szczucinie na Ośrodek Maszynowy i Przetwórnię Owocową. Budynek znajdujący się przy szosie Szczucin – Mielec wraz z przyległą parcelą przydzielić Zarządowi Gminy na lokale biurowe. Wystąpiono również z wnioskiem do Starostwa Powiatowego o przydzielenie resztówki Orczki na następujące cele szkolnictwa powszechnego: 1 ha gruntu na plac pod budowę przedszkola dla gromad Maniów i Borki, 1 ha gruntu na plac pod budowę Domu Ludowego, 11/2 ha na boisko sportowe, ½ ha dla gromady Borki na cmentarz. W budynku w Bukowcu powstało Samorządowe Gimnazjum Spółdzielczości.

Przyjęta przez komunistów strategia polityczna wobec ziemiaństwa była okrutna. Przyniosła wielu z nich pobyt w więzieniach za działalność niepodległościową. Decyzją władz rodziny stłoczono w mieszkaniach wraz z robotnikami, marginesem społecznym, a czasem funkcjonariuszami UB.

Nagminnie zwalniani byli z pracy, utrudniano naukę dzieciom. Zmuszano do emigracji, która prowadziła do rozdzielenia rodzin na długie lata.Jednak przetrwało w nich poczucie własnej wartości oraz etos i tradycje przekazywane kolejnym pokoleniom. Niektórzy po latach odzyskali swoją własność a dzieci ojcowiznę. W mojej miejscowości nikt nie odzyskał zabranych dóbr, ale w pamięci ludzi pozostali dzięki pozostawionym po sobie spuściźnie tj. kaplicom, figurom przydrożnym, ochronce, nawom w kościele, kolei łączącej Szczucin z Tarnowem ( obecnie nieczynnej).

Mam nadzieję, że dzięki tej pracy inne osoby zainteresuje też temat ziemiaństwa w naszej okolicy.

Bartosz Sieroń

Bibliografia:

Literatura:

A. Bata, H. Lawera. Szczucin i ziemia szczucińska. Krosno, 1999.

Dąbrowa Tarnowska. Zarys dziejów miasta i powiatu. Pod red. Feliksa Kiryka, Zygmunta Ruty. Warszawa 1971.

Kto był kim w Drugiej Rzeczpospolitej pod red. Jacka Majchrowskiego, Warszawa 1994.

A. Kunisz, Udział ziemi tarnowskiej w Powstaniu Styczniowym, Kraków 1980

ks. M. Łabuz, Proboszczowie parafii Szczucin w latach 1326-1980, Tarnów 2006.

A. Łuczak. Biuletyn IPN nr 3/11, s. 53-59, 115-123.

Pierwsze dziesięciolecie Odrodzonej Ojczyzny. Księga Pamiątkowa. Kraków 1931.

J. Piwek. Działalność gospodarcza Małachowskich w XVIII i XIX wieku. Kielce 1999

K. Struziak, Szczucin i okolice. Zarys dziejów miasta do 1948 roku. Szczucin 2009.

M. Tymowicz. Powiat Dąbrowski w dziejach Galicji przedautonomicznej. Warszawa 1971.

W dąbrowsko-tarnowskim powiecie, Dąbrowa Tarnowska 1955.

Ziemianie Polscy XX wieku, T. 1 pod red. Antoniego Arkuszewskiego, Warszawa 1999,

Źródła:

Skorowidz wszystkich miejscowości położonych w Królestwie Galicji i Lodomerii wraz z Wielkim Księstwem Krakowskim. Lwów 1868

Wywiady:

Marcelina Szymura

Eugeniusz Piekielniak

Strony internetowe:

http://biblioteka.kijowski.pl/antologie/spisszlachtykro.pdf

www.yasni.info/ext.php?url=http%3A%2F%2Fencyklopedia.naukowy.pl%2FEdward_Bogusz&name=Franciszek+Bogusz&showads=1&lc=pl-pl&lg=pl&rg=pl&rip=pl

http://pl.wikipedia.org/wiki/Lubomirscy_herbu_Szreniawa_bez_Krzy%C5%BCa

http://pl.rodovid.org/wk/Specjalna:Tree/494039

http://www.przodkowie.com/pl/art/1_1298.xml

http://bs.sejm.gov.pl/F?func=find-b&request=000000126&find_code=SYS&local_base=ARS10

http://www.archivesportaleurope.net/ead-display/-/ead/pl/aicode/PL-29/type/fa/id/PL-29-279_SLASH_0/unitid/1537

http://www.genealogia.okiem.pl/forum/viewtopic.php?f=73&t=17125

http://www.imsig.pl/pozycja/2002/20/1007,Wnioskodawca_%C5%81abuz_Stanis%C5%82aw_i_Nowak_Weronika

http://pl.wikipedia.org/wiki/J%C3%B3zef_Hussarzewski

http://pl.wikipedia.org/wiki/Edward_Bogusz

Przypisy:

[1] Agnieszka Łuczak, Reforma rolna i represje wobec polskiego ziemiaństwa po roku 1944. Biuletyn IPN 3/2011 s. 53.

[2] Piwek J. Działalność gospodarcza Małachowskich w XVIII i XIX wieku. Kielce 1999, s. 30.

[3] Struziak K. Szczucin i okolice. Szczucin 2009, s.45.

[4] M. Tyrowicz. Powiat Dąbrowski w dziejach w dziejach Galicji przedautonomicznej. Warszawa 1971, s. 191

[5] Struziak K. dzieło cyt., s. 164

[6] http://pl.wikipedia.org/wiki/J%C3%B3zef_Hussarzewski

[7] Struziak K. dzieło cyt. s. 166.

[8] Wywiad z Marceliną Szymurą Teczki PCEiKZ

[9] Wywiad z Eugeniuszem Piekielniakiem Teczki PCEiKZ

[10]www.yasni.info/ext.php?url=http%3A%2F%2Fencyklopedia.naukowy.pl%2FEdward_Bogusz&name=Franciszek+Bogusz&showads=1&lc=pl-pl&lg=pl&rg=pl&rip=pl

[11] Ziemianie Polscy XX wieku, T. 1 pod red. Antoniego Arkuszewskiego, Warszawa 1999 s. 16.

[12]http://www.imsig.pl/pozycja/2002/20/1007,Wnioskodawca_%C5%81abuz_Stanis%C5%82aw_i_Nowak_Weronika

[13] K. Struziak. Szczucin i okolice. Szczucin 2009, s.386.

Praca napisana na konkurs "Opowieść o końcu światareforma rolna. Losy ziemiaństwa po wywłaszczeniu” – rok szkolny 2014/2015.

Ulica Wolności kiedyś ulica Husarzewskich

W Szczucinie jest wiele ulic, które nawiązują do lokalnych postaci historycznych. Są to ulice: Edwarda Dunajewskiego, doktora Rudnickiego, Jakuba Przyłuskiego, Jana Kościńskiego, Wincentego Witosa, braci Mamuszków. Najstarsi mieszkańcy Szczucina pamiętają, że ulica Wolności - przy której mieszkam – nosiła nazwę Husarzewskich.

Kim była Husarzewska, że dawniejsze władze Szczucina chcąc upamiętnić tę postać nadały nazwę ulicy jej imienia. Warto ją przybliżyć czytelnikowi.

Historia rodu Husarzewskich sięga odległych czasów. Dość powiedzieć, że jeden z przodków rodu Karol Antoni Husarzewski (1755-1830) w XVIII w. nabył dobra szczucińskie. Z kolei jego syn Adolf Jan Husarzewski (1790-1855) w 1832 r. poślubił Helenę Mariannę Sierakowską (1811-1893). Helena Husarzewska przekazała ów majątek swojej wnuczce Eleonorze Marii Teresie Husarzewskiej (1866-1940), która w 1885 wyszła za mąż za księcia Andrzeja Lubomirskiego. Tym samym dobra szczucińskie przeszły na rzecz Lubomirskich. To właśnie w drugiej połowie XIX wieku hrabina Helena Husarzewska poczyniła starania o wzmocnienie dóbr szczucińskich, w których znalazły się folwarki: Szczucin, Borki, Łęka Szczucińska, Świdrówka, Maniów i Zabrnie. Majątek wtedy został upiększony parkiem, który pielęgnował ogrodnik Ignacy Bachowski (1823-1886) - m.in. opiekował się Parkiem Miejskim w Tarnowie. Park ten nadal jest ozdobą Szczucina. Warto wspomnieć, że Helena Husarzewska i Eleonora Lubomirska zaliczają się do kolatorek, które wspomagały miejscowy kościół.

Obecnie ulica Wolności jest częścią drogi wojewódzkiej nr 982 (DW 982) o długości 36 km łączącej Szczucin i Jaślany. Ulica swój początek ma w rynku, a kończy się za parkiem (była własność Husarzewskiej). Podobną długość zapewne miała ul. Husarzewskiej. Aktualnie omawiana ulica liczy około 1,5 km, której pokonanie pieszo zajmie 17 min, rowerem - 4 min, natomiast samochód pokona ją w 2 min. Pierwszym budynkiem przy ul. Wolności jest pizzeria Havana, natomiast budynkiem kończącym długość ulicy jest dom rodzinny o numerze 114. Na tej ulicy znajduje się około 130 domów. Dawna ulica Husarzewskich sąsiaduje aktualnie z ulicami: Parkową, Bohaterów Września, Witosa, Dunajewskiego, Księdza M. Bracha, Sienkiewicza, Świerkową, Warzywną, doktora Rudnickiego.

Zmianę nazwy ul. Husarzewskich na Wolności zapewne należy wytłumaczyć tym, że w styczniu 1945 r. Szczucin został wyzwolony przez Armię Czerwoną, która wkroczyła do miasteczka od wschodu. Przyniosła mieszkańcom miasteczka wolność od okupacji hitlerowskiej.

Warto pamiętać, że przed wojną przy ulicy Husarzewskich mieścił się budynek szkoły powszechnej, który funkcjonował od końca XIX w. Dzisiaj na miejscu szkoły znajduje się pomnik ofiar zbrodni dokonanej przez Niemców 12 września 1939r.

Pomnik został ufundowany przez mieszkańców Szczucina w 1957 r. Upamiętnia on masakrę dokonaną przez żołnierzy 8 Dywizji Piechoty z VIII Korpusu Armijnego (generała Ernsta Buscha), wchodzącego w skład 14. Armii generała Wilhelma Lista. Stanisław Dąbrowa-Kostka w artykule „Zbrodnia w Szczucinie” tak pisał: „Okolu dwudziestu jeńców ulokowali Niemcy w polowym szpitalu obok swoich rannych żołnierzy. Kilkudziesięciu umieścili pod strażą w budynku szkolnym. Sami zajmowali zabudowania plebanii i kwaterowali gdzie się dało. (…)

Był miedzy nimi kapelan, poszedł do miejscowego proboszcza, i powiadomił go. iż w polowym szpitalu ciężko ranni jeńcy oczekują księdza, a zamknięci w szkole głodują i przydałaby się im pomoc z zewnątrz.

Proboszcz niezwłocznie odwiedził Feldlazaret nr 8. 12 września pełniąc tam swoje obowiązki usłyszał nagle strzały od strony szkoły sąsiadującej z improwizowanym w Domu Parafialnym szpitalem i oddzielonej od niego tylko szerokością ulicy. Przez okno ujrzał rozbiegających się niemieckich żołnierzy i cywilnych mieszkańców miasteczka. Strzelanina wzmagała się gwałtownie. Eksplodowały granaty. Na podwórzu szkolnym zobaczył grupkę klęczących polskich żołnierzy z twarzami przy samej ziemi i rękami splecionymi na karkach. Obrzucony granatami budynek szkolny wkrótce począł płonąć. Na dachu pojawili się ludzie w zielonych mundurach. Zestrzelono ich.

Stanisława Dąbrowa –Kostka dalej pisał: „Pretekstem tak okrutnej zbrodni miała być rzekoma sprzeczka między oficerem polskim a niemieckim podoficerem. Podobno Polak w imieniu głodujących jeńców domagał się lepszego traktowania. Niemiec miał odpowiedzieć obelgami i groził bronią. Ponoć zdenerwowany do ostateczności oficer wyrwał hitlerowcowi pistolet, zastrzelił go i natychmiast popełnił samobójstwo.”

W odwecie Niemcy ostrzelali i podpalili budynek szkolny. W płomieniach i od kul zginęło około 70 osób (40 żołnierzy z 6 kompanii 20 pp. Ziemi Krakowskiej, Armii Kraków; 30 cywilów). Ustalono jedynie 4 nazwiska: Józef Bębenek (13 II 1915 - 12 IX 1939; kierownik szkoły w Dąbrowie Szlacheckiej), Jan Kościński (kierownik szkoły w Szczucinie), Ryszard Nastała z Drohobycza i Jan Struzik z gminy Świątniki.

Z pogromu zdołało się uratować jedynie dwóch jeńców polskich, woźny szkolny oraz rodzina szczucińska, ukrywająca się w szkolnej piwnicy, którą wypuścił niemiecki żołnierz. Zwłoki zostały pogrzebane 16 IX przez Żydów za budynkiem szkoły, których następnie żołnierze Wehrmachtu rozstrzelali. Ofiary zbrodni dokonanej w budynku szkoły zostały ekshumowane w styczniu 1940 r. i złożone na cmentarzach: żydowskim i katolickim.

Po transformacji ustrojowej dodano obeliski symetrycznie zamykające boki centralnego pomnika. Na każdym z nich znajduje się tablica inskrypcyjna.

Napis na głównym pomniku:

BOHATEROM WOJSKA POLSKIEGO, KTÓRZY ZGINĘLI ŻYWCEM SPALENI PRZEZ NAJEŹDŹCÓW HORDY HITLEROWSKIEJ W DNIU 12 WRZEŚNIA 1939 R.

Napisy na tablicach inskrypcyjnych:

- Wolnego ludu krew Zanieśli przed Boga tron, Aby pamięć nie zginęła O tych, którzy zginęli W wojnie 1939 r. - POLEGŁO 35 ŻOŁNIERZY

- Historii tych dziejów nie pisał Wam nikt Historia to wieków przymierze Historię swą własną pisaliście krwią Wy Polski Podziemnej żołnierze AK i BCh POLEGŁO 33 ŻOŁNIERZY

- Odmówiono Wam sławy i życia. Ostra kula zabrała Wam życie bez słowa. Was nie stało - lecz Polska nie zginie. Wichrem chwały w historię popłynie 1945-1956 ZGINĘŁO 3 OSOBY

- Dziś są dla Was schylone sztandary Nikt Wam laurów nie wkłada na głowy Wyście przecież zginęli za Polskę Skuci w grobie sowieckiej okowy 1939-1956/ ZGINĘŁO 10 OSÓB/

- Nie zmógł ich Wehrmacht, Gestapo ni kat Walczyli z wrogiem przez długich pięć lat Tocząc bój o życie i Wolny Lud Hardzi, dumni i wierni po grób 1939-1945 ZAMORDOWANO 55 OSÓB

- Za Naszą wolność i Waszą Chwała poległym, wolność żywym Życie przerwały Im kule i miny Odeszli do wiecznej krainy 1939-1955/ZGINĘŁO 142 OSOBY

Jak już wspomniałem naprzeciw szkoły powszechnej znajduje się Dom Parafialny. Ponieważ w parafii brakowało budynku na zebrania organizacji katolickich to ówczesny proboszcz ks. Jan Ligęza oraz Edward Bogusz - prezes Akcji Katolickiej w diecezji tarnowskiej postanowili zbudować lokal, który spełniłby owe zadanie. Ks. J. Ligęza oddał pod budowę część ogrodu plebańskiego, środki zaś uzyskał ze sprzedaży części pola plebańskiego. Dom parafialny został poświęcony przez biskupa Edwarda Komara w 1937 roku. Urządzano w nim były jasełka, drogi krzyżowe, akademie o charakterze religijnym oraz zebrania stowarzyszeń.

Warto wspomnieć, że w późniejszych latach Dom Parafialny w Szczucinie był przez 30 lat wykorzystywany jako kino, które nosiło nazwę „Pierwiosnek”. Jednak, aby kino mogło prosperować samodzielnie, musiało minąć trochę czasu. Na początku do budynku parafialnego przyjeżdżały kina objazdowe które wyświetlały filmy na własnym sprzęcie. Era prawdziwego kina „Pierwiosnek” zaczęła się w latach 50. Wtedy to urząd gminy wydzierżawił od szczucińskiej parafii ten właśnie budynek, który po generalnym remoncie i zainstalowaniu specjalnego sprzętu do wyświetlania filmu zaczęło działać jako prawdziwe, pełnometrażowe kino. Sala kinowa mieściła około 200 osób, znajdowało się tam 13 rzędów krzeseł.

Kino nie było jednak jedyną funkcją, jaką spełniał budynek. Zaraz po okupacji w Domu Parafialnym mieściła się szkoła podstawowa, a w kolejnych dekadach odbywały się tam lekcje religii. Scena w budynku służyła również do pokazów artystycznych i teatralnych. Schyłek kina przypadł na połowę lat 80. Wtedy to budynek wrócił całkowicie we władanie parafii.

W budynku mieściło się Katolickie Centrum Młodzieży „Kana” . Obecnie Dom Parafialny nadal służy parafii oraz lokalnej społeczności.

Na dużą uwagę zasługuje znajdujący się na ulicy Wolności staw wraz z figurką Matki Boskiej. Za twórcę stawu wraz z figurka uznaje się dra Karola Rudnickiego, który uporządkował i zagospodarował rozlewisko (bajoro) na staw hodowli ryb, które sprzedawano kupcom żydowskim. Pieniądze ze sprzedaży złowionych ryb były przeznaczane na potrzeby straży ogniowej. W 1900 r. dr. Karol Rudnicki ufundował figurkę Matki Boskiej. Był to prezent z okazji obchodzonego w naszej parafii jubileuszu XIX wieków chrześcijaństwa.

Wygląd stawu zmieniał się z biegiem lat. Jednak do dnia dzisiejszego, możemy podziwiać figurę Matki Boskiej, która została odnowiona. Aktualnie staw jest wykorzystywany do hodowli małej ilości ryb. W 2010 roku staw przeszedł renowacje, podczas której oczyszczono go ze wszystkich zanieczyszczeń. Do figurki Matki Boskiej poprowadzono mały mostek. Na pochwałę zasługuje również usytuowanie wokół stawu kilku ławeczek, które wykorzystują mieszkańcy Szczucina podczas niedzielnych spacerów. Staw wykorzystywany jest głownie przez rybaków, którzy często urządzają na stawie prowizoryczne zawody w łowieniu ryb, a w zimie służy jako ślizgawka.

Przy omawianiu szczucińskiego stawu trzeba wspomnieć o postaci dra Karola Rudnickiego, dzięki któremu staw przetrwał do czasów obecnych. Karol Rudnicki był burmistrzem Szczucina, który założył OSP i wybudował dla niej w rynku remizę zwaną ratuszem. Urodził się 18 stycznia 1857 roku w Jakubkowicach, a zmarł 18 czerwca 1913 roku po krótkiej chorobie. Przez długi okres mieszkał w domu Popadańców (dzisiaj dom państwa Kolanów), później przeniósł się do własnego domu który był wybudowany na aktualnej posesji państwa Żurków. W rynku z jego inicjatywy, powstało 5 studni (trzy na pompę dla wszystkich i dwie dla pożarnictwa). Uporządkował on ul. Husarzewskich. Sfinansował też jedną z latarni oświetleniowych w rynku. Po wielkim pożarze w rynku zabronił budowaniu drewnianych domów. Zaangażował się w 1891 roku w budowę Szkoły Podstawowej w Szczucinie. Po wsiach prowadził bezpłatne kursy dla miejscowych akuszerek i udzielania pierwszej pomocy medycznej.

Naprzeciwko stawu znajduje się budynek zwany „Ochronką”, w którym mieszkają Siostry Służebniczki Najświętszej Maryi Panny Niepokalanie Poczętej. Siostry przybyły do Szczucina by pomagać w utrzymaniu miejscowego kościoła oraz w pracy katechetycznej z małymi dziećmi. Plac pod budowę budynku w 1885 r. wydzieliła ze swych dóbr hrabina Husarzewska. Pięć lat później do budynku sprowadziły się siostry, które troszczyły się o czystość i porządek w kościele; zimą prowadziły kursy gotowania i szycia dla miejscowych dziewcząt. Obecnie w budynku mieści się Przedszkole Niepubliczne Ochronka św. Józefa.

Koniecznie należy wspomnieć, że pod koniec lat czterdziestych powstał Komitet Odbudowy Szkoły w Szczucinie, który zaproponował kilka miejsc, w którym szkoła mogłaby być zbudowana. Jednym z takich miejsc był plac koło ochronki naprzeciwko stawu. Komisja dość wysoko oceniła tę lokalizację. Ostatecznie wybrano plac koło Zarządu Dróg Wodnych mieszczący się na ulicy Kościuszki.

Na końcu ulicy Wolności znajduje się park dworski, który został założony na przełomie XVIII i XIX wieku przez Chwalibogów. Na terenie parku krajobrazowego znajdował się w części północnej staw, aleja grabowa i polany o powierzchni około 5 ha. Kiedyś po stawie pływały łódki i ozdabiały go wodne kwiaty. W przeszłości centrum parku stanowił pałac wraz z całym kompleksem budynków gospodarczych. Pałac w wyniku wojny został zniszczony.

Helena Husarzewska, dokładała wielu starań, by zespół parkowy w Szczucinie był utrzymywany w jak najlepszym stanie.

Ozdobą parku był kopiec widokowy. Miał on ponad 5 metrów wysokości i około 20 metrów średnicy, a górna jego cześć tworzyła murowana platforma, na której stała ośmiokątna altana, gdzie podawano podwieczorki. Aktualnie z zabudowań dworskich pozostały do dziś jedynie dwa klasycystyczne budynki przy bramie. Murowane, parterowe, z rozalitami od frontu, na planach kwadratowych, miedzy którymi znajduje się metalowa brama wjazdowa. W parku przeważają głównie wiekowe klony i graby. Są także, liczące ponad 200 lat dęby i lipy. Park graniczy z Powiatowym Centrum Edukacji i Kompetencji Zawodowych. Przez park prowadzą ścieżki, które są wysypane kamieniami.

Przez pewien czas Ludowy Klub Sportowy Wisła Szczucin na tymczasowym boisku w parku rozgrywał swoje ligowe mecze. Spowodowane było to tym, że dotychczasowy stadion mieszczący się przy ulicy Wincentego Witosa został oddany do remontu.

Aby umożliwić szczucinianom aktywny sposób spędzania wolnego czasu czyniono starania, by na terenie chwilowego boiska zbudować sztuczne lodowisko. Projekt ten nigdy nie został zakończony. W czasach PRL-u w parku z okazji Święta Pracy odbywały się zabawy taneczne. Starsi mieszkańcy Szczucina wspominają je z dużym sentymentem.

Obecnie Urząd Miasta i Gminy w Szczucinie ufundował ławki wraz z koszami, które zostały ustawione przy ścieżkach. Część parku została oświetlona, co umożliwia przechadzanie się po parku również wieczorem. W parku znalazło się również miejsce na grill, który znajduje się na terenie niedokończonego sztucznego lodowiska.

Pamięć o tamtych czasach powoli zanika. Trudno dzisiaj sobie wyobrazić, jak hrabina Husarzewska powozem zajeżdżała na nabożeństwa do szczucińskiego kościoła, a miejscowe dziewczęta z oranżerii znajdującej się w jej majątku zanosiły kwiaty na ołtarz tegoż kościoła. Nie pamiętamy, że przy ulicy Husarzewskiej mieściła się szkoła, do której nasi przodkowie przez wiele lat licznie podążali. Łatwiej sobie wyobrazić, jak ulicą Wolności od rynku do parku przez wiele dekad przemieszczał się pierwszomajowy pochód. Takich obrazów w historii Szczucina jest wiele. Warto je pamiętać.

Dariusz Dąbrowski

Bibliografia:

Stanisław Dąbrowa –Kostka, Zbrodnia w Szczucinie, „Kierunki” (brak numeru i daty wydania).

ks. Marek Łabuz, Proboszczowie parafii Szczucin w latach 1326-1980, Tarnów 2006.

Agnieszka Starzyk, Piotr Strycharz, Historia kina „Pierwiosnek” (Internet –www.pceikz.pl).

Krzysztof Struziak, Szczucin i okolice. Zarys dziejów do 1948 roku, Szczucin 2009.

Ryszard Pietracha, Świąteczny Biuletyn Ochotniczej Straży Pożarnej w Szczucinie, opracowanie i łamanie Maria Gadziała, Mielec.

Bożena Popiołek, Franciszek Husarzewski - szlachcic nieubogi, czyli pomyłka historyka, "Rocznik Lubelskiego Towarzystwa Genealogicznego" , t. III, Lublin 2011, s. 31-48.

Rejestr miejsc i faktów zbrodni popełnionych przez okupanta hitlerowskiego na ziemiach polskich w latach 1939 - 1945. Województwo tarnowskie, Warszawa 1984

http://pl.wikipedia.org/wiki/Zbrodnia_w_Szczucinie_1939

http://www.podstawowa-szczucin.neostrada.pl/historia_text_3.htm

Ciche bohaterki rodu Boguszów

Wstęp

Przygotowując się do pisania pracy i poszukiwań przypomniałem sobie jak będąc dzieckiem przychodziłem do babci pracującej w Państwowym Ośrodku Maszynowym , której biuro mieściło się w dawnym dworku rodziny Boguszów. Później odwiedzałem ciotkę i tatę , którzy pracują w firmie Tankpol znajdującej się na terenie dawnego dworku. Zastanawiałem się, kto tutaj mieszkał, jakie były dzieje właścicieli. Informacje o tym były bardzo mizerne. W ubiegłym roku wziąłem udział w konkursie „Opowieść o końcu świata …. Reforma rolna. Losy ziemiaństwa po uwłaszczeniu”. Dotarłem do informacji o losach tej rodziny , zrobiłem ich drzewo genealogiczne. Zainteresowały mnie szczególnie ostatnie kobiety z tego rodu i mieszkanki dworku. Postanowiłem odszukać informacje o ich życiu i działalności. W toku poszukiwań okazało się , że nie tylko mężczyźni mają patent na bycie bohaterami i osobowościami godnymi naśladowania.

Dwór Boguszów, w którym po uwłaszczeniu mieścił się Państwowy Ośrodek Maszynowy.

Dwór obecnie. Własność firmy Tankpol.

Zarys dziejów rodu

Boguszowie to ród z tradycjami powstańczymi, rewolucyjnymi patriotycznymi. W herbarzach pisze się o nich to stary ród piszący się Bogusz z Ziembic herbu Półkozic ( „ Półkoza, Pułkowa, Połukoza”) [1] sięgający korzeniami genealogicznymi XVI wieku a pierwsze informacje o przedstawicielach tego rodu wymieniane są w księgach z XI wieku. Ród zajmował poczesne i godne miejsce w historii Polski zajmując różne stanowiska rządowe i inne ( hetmanów, wojewodów, księży , biskupów). Podczas „ rabacji galicyjskiej” jak podają niektórzy straty z rodziny Boguszów łącznie wymordowano 24 osoby. Pozostali przy życiu byli karani przez Austriaków więzieniem, za prace organizacyjne, zaopatrzeniowe, pomoc w przeprawie powstańców przez Wisłę.

W różnych publikacjach znaleźć można informacje, że w powstaniu styczniowym wzięło udział 8 osób noszących nazwisko Bogusz, w tym 5 z okolic Tarnowa.

Rodzina Boguszów jak pokazują dane źródłowe i informacje jakie zdołałem zebrać pojawiła się w Szczucinie w 1813 roku przejmując dobra lubaskie od rodziny Andrzeja Rawicza Gawrońskiego. Pierwszym właścicielem był Franciszek Ksawery Bogusz, urodzony w Biechowie w 1871 roku, brat Stanisława Szambelana królewskiego.

Siedzibą rodu był Lubasz, którego teren obecnie administracyjnie jest włączony do Szczucina.

Drzewo genealogiczne rodu Boguszów zamieszkujących Szczucin poniżej:[2]

Ksawery Bogusz miał 4 synów, najstarszy Tytus i ojciec Ksawery zostali zamordowani w 1846 roku podczas „rabacji galicyjskiej”. Bracia Aleksander i Walery brali udział w powstaniu styczniowym. Obaj zmarli w końcu 1868 r.

W II połowie XIX wieku właścicielem Lubasza był Aleksander Bogusz, natomiast jego brat Walerian Bogusz po matce Marii Grnufeld posiadał Suchy Grunt.

Franciszek Ksawery z Ziemblic żył latach 04.12.1856 - 21.02.1919. Jego ojciec czynnie pomagał powstańcom w 1863, przeprowadzając ich przez pobliska Wisłę do zaboru rosyjskiego a po upadku powstania ukrywał uciekających do zaboru austriackiego. W czasie zaborów świadczył na tajny skarb Narodowy na ręce skarbnika - socjalisty Dehnela . W sierpniu 1914 roku po wybuchu wojny wpłacił kilka tysięcy koron Polskiemu Komitetowi Narodowemu na cele Legionów. Żoną jego była Jadwiga z domu Bogusz Boguszowa (1859-1894). Ich synowie: Aleksander (1881-1890) i Bogusz Edward Franciszek (1893-1986). Drugą żoną była Wanda Rusocka , urodziła syna Franciszka Ksawerego (1896-1955) .

Sylwetki kobiet

Teraz przedstawię sylwetki trzech kobiet teściowej, synowej i córki, które odegrały istotną rolę w życiu mieszkańców naszej miejscowości i nie tylko za swoją działalność warte są zapamiętania. Jak widać rodzina Boguszów miała duże tradycje patriotyczne. Często historia pomija lub zmniejsza rolę kobiet w ważnych wydarzeniach historycznych, tak tych powszechnych jak i lokalnych. Dlatego przedstawię nasze lokalne zapomniane bohaterki.

Seniorka : Wanda Bogusz z Ziemblic ( 22.06.1869 – 21.07.1955) Córka Konstantego Russockiego i Wandy z Krzęciewskich . Urodzona w Krakowie żona Franciszka Ksawerego z Ziembic Bogusza właściciela majątku Lubasz.

Po śmierci męża 1919 roku przeniosła się do sąsiedniego majątku w Bukowcu ( 19 września 1914 roku na tym dworze przebywał Józef Piłsudski ).

Tam Wanda Rusocka prowadziła majątek przy pomocy miejscowego gospodarza a nominalnym administratorem majątku była synowa Stefania Bogusz. ( o której opowiem później).

Pozostając sama musiała radzić sobie z utrzymaniem majątku gdyż syn jej Franciszek Ksawery działacz organizacji katolicko-społecznych, prezes koła Akcji Katolickich Diecezji Tarnowskiej, w 1937 roku uzyskał nominację na szambelana papieskiego. Od 1939 roku przebywał w Anglii , gdzie pracował w Polskim Czerwonym Krzyżu.

Podczas wojny pomagała miejscowej ludności przetrwać czas okupacji , dała też schronienie kilku rodzinom , którzy na skutek działań wojennych zostali pozbawieni dachu nad głową. W lipcu 1944 roku cała okolica znalazła się w pasie przyfrontowym , dwór w Bukowcu został zajęty przez niemieckie dowództwo a jego mieszkańcy zostali usunięci do stojącej obok oficyny. W swojej piwnicy jesienią 1944 roku, pod bokiem sztabu niemieckiego Wanda Russocka Boguszowa ukrywała dwóch lotników, którzy po zestrzeleniu ich samolotu wracającego z misji pomocy walczącej Warszawie zawędrowali do Bukowca. Dzięki pomocy miejscowego AK lotnicy zostali przeprowadzeni do odległego Bolesławia, gdzie zostali ukryci do czasu wkroczenia wojsk sowieckich. W 1945 roku powrócili do Anglii. Nie zważając na niebezpieczeństwo jakie jej groziło Wanda Russocka Boguszowa dała przykład lojalności i odwagi. Syn jej Franciszek Ksawery w 1946 roku powrócił do Polski, by opiekować się matką usuniętą z majątku w Bukowcu. Razem wyjechali do Krakowa , gdzie syn i matka zmarli w 1955 roku.

Stefania Bogusz z Ziembic (08.07.1895 -13.03.1982). Córka Ludwika Bogusza i Leontyny z Baranowskich. Urodzona w Krakowie. W 1914 roku ukończyła gimnazjum pp. Starżyńskich w Krakowie oraz trzyletnią Wyższą Szkołę Ogrodniczą w Wiedniu w 1917. Pracowała jako ochotniczka-pielęgniarka w szpitalu wojskowym w Krakowie 1917-1918. 23 listopada 1920 wzięła ślub z Edwardem Boguszem dalekim krewnym i zamieszkała w Krakowie. W tym miejscu warto wspomnieć o mężu i synu , którzy pozostawili ją wraz z córką w kraju a sami, by prowadzić dalszą walkę i udali się na emigrację.

Bogusz Edward Franciszek (1893 -1986) działacz społeczny, żołnierz 2 pułku ułanów Legionów Polskich oraz 2. pułku Szwoleżerów Rokitniańskich w walkach o Śląsk i wojnie polsko-bolszewickiej 1920. Ciężko ranny w walkach nad Styrem, w 1921 zwolniony z WP jako inwalida. Po śmierci ojca w 1919 odziedziczył majątek Lubasz. Członek Wydziału Powiatowego i Rady Powiatowej w Dąbrowie Tarnowskiej, wiceprezes Okręgowego Towarzystwa Rolniczego, założyciel i prezes Rady Nadzorczej Kasy Stefczyka w Szczucinie.

W 1935 został posłem na Sejm z okręgu nr 84 [3]. W 1939 roku wraz z synem Edwardem Adamem poprzez Rumunię, Jugosławię i Włochy przedostał się do Francji, gdzie służył w Sztabie Naczelnego Wodza gen. W. Sikorskiego. Był prezesem koła 2. pułku Szwoleżerów Rokitniańskich. Został odznaczony Krzyżem Niepodległości (1933), Krzyżem Oficerskim Orderu Polonia Restituta, czterokrotnie Krzyżem Walecznych (trzykrotnie w 1922), dwukrotnie Złotym Krzyżem Zasługi. Zmarł 13.07.1986 roku w Londynie. Został pochowany na Cmentarzu Greenford w Londynie.

Syn Edward Adam (1921-1986) przyjęty do podchorążówki artylerii konnej we Włodzimierzu Wołyńskim, nie zdążył jej rozpocząć z powodu wybuchu wojny. Był żołnierzem 1. Dywizji Pancernej gen. S. Maczka, ciężko ranny zwolniony został z wojska w randze ppor. jako inwalida ze sztywną nogą. W 1965 roku zmarł na atak serca .

Stefania Bogusz zajmowała się prowadzeniem domu, ogrodu oraz prowadzeniem punktu pierwszej pomocy dla pracowników dworu oraz innych mieszkańców wsi. Gdy w 1934 r. na Powiślu miała miejsce powódź, brała osobiście udział w ratowaniu majątku okolicznej ludności, wraz z saperami na pontonach ratowała ludzi i ich dobytek. Została za to oznaczona Srebrnym Krzyżem Zasługi.

Od września 1939 roku do 1944 zarządzała majątkiem w Lubaszu. Po powrocie do Lubasza z dziesięcioletnią córką, objęła prowadzenie gospodarstwa. Było to możliwe dzięki dobrej znajomości języka niemieckiego. W okresie okupacji jej dwór stał się miejscem, w którym potrzebujący znajdowali pomoc. Od końca 1939 roku majątek zapełnił się ludźmi pozbawionymi dachu nad głową. W majątku Stefanii Bogusz w czasie okupacji znalazły schronienie następujące osoby: trzyosobowa rodzina z Krakowa ( rodzeństwo Żydów z opiekunem inż. Słomczyńskim) , siedem osób ( w tym troje dzieci) wysiedlonych z Poznańskiego( rodzina Brzeskich), dr Kazimierz Nejman z rodziną, trzech uciekinierów ze wschodniej Polski, ukrywający się syn prof. Uniwersytetu Jagiellońskiego z Krakowa. Razem z przyjezdnymi z głodującego Krakowa przeciętnie zasiadało do stołu w letnie miesiące 15-20 osób.

Właścicielka dworu w Lubaszu pomagała też ludności żydowskiej. W Szczucinie około 40% mieszkańców stanowiła ludność żydowska. Z końcem 1940 roku Niemcy zgromadzili ich w gettcie pozbawiając pracy i środków do życia. Stefania Bogusz złożyła zapotrzebowanie na „przydział” żydowskiej siły roboczej do prac rolnych. Do chwili likwidacji miejscowego getta w 1941 codziennie około 30-osobow a grupa Żydów (z zastępcą rabina włącznie) przychodziła do pracy, która siłą rzeczy była fikcyjna, ale przynosiła im największą zapłatę a mianowicie życie. Za te wysiłki niemieckie władze nazywały Stefanię „Judische Freundin”[4] co niekoniecznie było gwarancją bezpieczeństwa. Przechowywała też kilku rodzinom towary i dobytek, dzięki temu zdołali go sprzedać przed likwidacja getta.

W domu pełnym ludzi (goście i służba) nie dało się ukryć przed wywózką nikogo z miejscowej ludności żydowskiej. Natomiast od 1942 roku aż do końca wojny Stefania Bogusz ukrywała w Lubaszu syna krakowskiego adwokata, miał on fałszywe papiery aryjskie i zatrudniony w majątku przeżył wojnę.

W Lubaszu, w majątku Boguszów podczas okupacji mieszkało 4-5 osób w wieku szkolnym. Od 1940 zatrudniano nauczycielkę gimnazjum, która prowadziła komplety tajnego nauczania, także dla 3 osób dochodzących. Raz w roku przyjeżdżała do dworu komisja tajnego nauczania egzaminować młodzież z okolicy a uzyskane świadectwa zostały po wojnie zweryfikowane. Ostatnie egzaminy miały miejsce w 1943 roku, gdyż Niemcy otrzymali o tym informacje i bano się aresztowań.

Stefania Bogusz na zlecenie okręgowych władz Armii Krajowej założyła magazyn lekarstw i środków pierwszej pomocy dla podziemia. Wyposażenie było częściowo dostarczane przez lekarzy z Dąbrowy Tarnowskiej, a w większości zakupione z własnych środków.

Prowadzenie majątku wymagało ogromnej siły i pracy. Była to ciągła walka z władzami niemieckimi o obniżenie przymusowych dostaw, zdobywanie kartek, przydziałów dla pracowników, problemy z wyżywieniem.

Z polecenia władz niemieckich Stefania Bogusz w listopadzie 1944 musiała opuścić dwór wraz z ukrywającym się od 1942 na aryjskich papierach młodym Żydem. Zabrała ze sobą trochę zboża wóz i krowę. Zamieszkała wraz z córką w Krakowie. Pracowała jako kierowniczka stołówki PKP oraz od 1947 roku inspektor w Ogrodzie Botanicznym Uniwersytetu Jagiellońskiego[5]. Do jej zasług należy uzyskanie od Państwowej Komisji Planowania Gospodarczego planów kredytu na rozbudowę palmiarni oraz odzyskanie od jednostki wojskowej sąsiadującej parceli, którą przyłączono do ogrodu botanicznego . W 1962 wyjechała z córką do Londynu , by po 23 latach połączyć się z mężem i synem.

Jej pomoc w czasie okupacji wielu ludziom pośrednio i bezpośrednio uratowała życie. Mieszkańcy niewiele wiedzą o jej działalności w Armii Krajowej czy w tajnym nauczaniu. Warto o tym mówić i zapisać te informacje, aby pamięć o tym pozostała.

Ostatnia z rodu mieszkanka Lubasza

Jadwiga Bogusz - Bajorek urodzona 05.12.1928 roku w Krakowie. Mieszkała najpierw w Krakowie a od 1939 do 1944 w Lubaszu po czym wraz z matką na skutek rozkazu przymusowego opuszczenia majątku wróciła do Krakowa. Ukończyła 3 klasy gimnazjum w okresie 1940-1943 na tajnych kompletach w majątku swoich rodziców w Lubaszu . 4 klasę i małą maturę zdała w państwowym gimnazjum im. Królowej Wandy w Krakowie, matura w 1947 roku. W 1947-1950 studiowała na Uniwersytecie Jagiellońskim w Studium Spółdzielczym, ukończonym w 1951 roku z tytułem mgr nauk ekonomiczno - spółdzielczych. Uniwersytetu Jagiellońskiego. W latach 1951-52 pracowała w wydziale planowania Wojskowego Związku Spółdzielni Inwalidzkich w Krakowie. W 1952 roku została aresztowana przez UB i osadzona w więzieniu przy ul Montelupich w Krakowie. Po śledztwie została skazana wyrokiem Sądu Wojskowego na 5 lat więzienia z art. 36 KK WP – „ za działalność zmierzającą do obalenia ustroju. W wyniku amnestii wyrok zmieniono na 3 lata – w 1955 zwolniona z więzienia. Od 1955 roku pracowała w spółdzielniach „Robotnik” następnie przez rok w Wojskowym Związku Spółdzielni Pracy, skąd zagrożona zwolnieniem przez kierownika działu, byłego pracownika UB, przeniosła się do spółdzielni „ Parkiet”. W 1962 roku dzięki pomocy znajomego, którego matka gościła podczas wojny w majątku w Lubaszu otrzymała paszport do Anglii, gdzie po przyjeździe, wraz z matką osiedliła się na stałe. Po 23 latach połączyła się z ojcem i bratem. Pracowała dorywczo w Londynie jednocześnie uczęszczając na kursy języka angielskiego. Od 1964 roku pracowała jako wykwalifikowana księgowa w organizacji charytatywnej. W 1967 roku wyszła za mąż.

Mąż Franciszek Bajorek ( urodzony 23 września 1908 w Karwinie - zmarł 23 listopada 1987) Polski prawnik, działacz narodowy i polityk z regionu Zaolziu w Czechosłowacji. Był członkiem wielu organizacji działających wśród mniejszości polskiej w międzywojennej Czechosłowacji. Po klęsce wojsk polskich w kampanii wrześniowej, Bajorek uciekł Niemcom przez Tatry, Węgry i Jugosławię, dotarł do polskich żołnierzy we Francji. Tam wstąpił do polskiej szkoły wojskowej , którą ukończył w Wielkiej Brytanii. Po 1945 roku zdecydował się na pobyt w Wielkiej Brytanii, gdzie założył Stowarzyszenie cieszyńskich Ślązaków, będąc jej prezesem przez 40 lat. W 1969 roku urodził im się syn Franciszek Edward. Syn skończył Politechnikę w Londynie gdzie wziął ślub z Dorotą i mają córkę Oliwię. Mąż Franciszek zmarł 23 listopada 1987 w Londynie i został pochowany na cmentarzu w Greenford. Jadwiga zmarła 4 października 2008 roku w Londynie.

Patriotyzm przekazywany był w jej rodzinie z pokolenia na pokolenie. Jadwiga nie walczyła w powstaniach, z zaborcami, okupantem hitlerowskim, ale przyszło jej walczyć z władzami komunistycznymi PRL. Świadoma niesprawiedliwości w kraju próbowała przeciwstawić się w możliwy dla niej sposób. Niestety i ona wyjechała z kraju , ale na emigracji pozostała zawsze Polką działając w organizacjach polonijnych.

O wartościach jakie były ważne w jej rodzinie niech świadczą słowa wypowiedziane w liście pożegnalnym do rodziny jej ojca Edwarda Franciszka Bogusza :” Ukochanego wnuczka proszę , by był dobrym szlachetnym człowiekiem. Błagam wychowajcie go na dobrego Polaka. Przecież dla Polski zgłaszałem się 3 razy do wojska, byłem dwukrotnie ranny. Dla Polski posłałem syna na wojnę, z której wrócił inwalidą, a córka siedziała trzy lata w więzieniu UB”.[6]

Po rodzinie Boguszów i z ich fundacji pozostał dwór w Lubaszu i Bukowcu ( obecnie oba w rękach prywatnych), kaplica cmentarna rodowa z 1877 roku, drewniana kapliczka wybudowana w początku XIX w. Czworoboczna, skromna poprzedzona od frontu płytkim gankiem wspartym na dwóch słupkach nie posiada cennych elementów wyposażenia. W Lubaszu kamienny posąg Serca Jezusa powstały w końcu XIX w. wznosi się na plastronie dekorowanym płaskorzeźbionymi główkami aniołów. W 1939 roku figura Matki Bożej z Dzieciątkiem z Fundacji Ksawerego Bogusza, a z 1858 przydrożny Krzyż. Wszystkie te obiekty znajdują się na terenie Szczucina.

Rodzina ta miała bardzo bogatą tradycję patriotyczną . Jej losy wplatały się w historię Polski i nierozłącznie z nią splatały. Mieszkam w małej miejscowości, rozpoczynając pisanie pracy nie spodziewałem się, że znajdę tak ważne i ciekawe materiały . Historia rodu nie jest znana . Wiemy, że taki ród mieszkał na naszym terenie ale jej poszczególne postaci nie są znane. Okazuje się, że to szczególnie kobiety , gdy mężczyźni wyemigrowali pozostawały i niosły pomoc, nie tylko mieszkańcom, ale też innym prześladowanym. Pamięć o nich i ich historii powinna pozostać w pamięci przyszłych pokoleń.

Nie bacząc na niebezpieczeństwa – w czasie okupacji polskie kobiety chroniły i żywiły ukrywających się konspiratorów czy uciekających od zagłady Żydów. Dzielenie się chlebem, dachem nad głową i wszelkimi innymi doczesnymi darami to przejaw nie tylko chrześcijańskiej wizji postępowania ale odwagi. Odwaga to cecha mierzona codziennymi decyzjami kobiet – matek wychowujących dzieci, matek dbających o polskość płynącą z pokolenia na pokolenie. Opieka i odwaga to pojęcia sobie najbliższe w „duszy kobiety”, dyskretnej wobec „męskich” zadań: obrońców walczących o niepodległą Polskę.

Moje bohaterki mają twarz i charakter, siłę zdolną przenosić góry również wtedy, gdy wymaga tego prozaiczna codzienność. Kiedy kończy się walka nie odchodzą, zakasują rękawy do dalszej pracy. Takie są Polki i moje „ciche bohaterki” Wanda, Stefania Jadwiga Bogusz. Na szczęście są na tym świecie symbole, które nie giną.

Bartosz Sieroń

Bibliografia:

Literatura:

A. Bata, H. Lawera. Szczucin i ziemia szczucińska. Krosno, 1999.

Dąbrowa Tarnowska. Zarys dziejów miasta i powiatu. Pod red. Feliksa Kiryka, Zygmunta Ruty. Warszawa 1971.

Kto był kim w Drugiej Rzeczpospolitej pod red. Jacka Majchrowskiego. Warszawa 1994.

P. Nałęcz Małachowski. Zbiór nazwisk szlachty. Lublin 1805

B. Sieroń. Ocalmy od zapomnienia. Szczucin 2015

W. Szafer. Wspomnienia przyrodnika. Wrocław 1973.

K. Struziak, Szczucin i okolice. Zarys dziejów miasta do 1948 roku. Szczucin 2009.

M. Tymowicz. Powiat Dąbrowski w dziejach Galicji przedautonomicznej. Warszawa 1971.

W dąbrowsko-tarnowskim powiecie, Dąbrowa Tarnowska 1955.

Ziemianie Polscy XX wieku, T. 1 pod red. Antoniego Arkuszewskiego, Warszawa 1999,

Źródła:

Informacje z tablic nagrobnych kaplicy Boguszów cmentarz w Szczucinie

Strony internetowe:

www.yasni.info/ext.php?url=http%3A%2F%2Fencyklopedia.naukowy.pl%2FEdward_Bogusz&name=Franciszek+Bogusz&showads=1&lc=pl-pl&lg=pl&rg=pl&rip=pl

http://bs.sejm.gov.pl/F?func=find-b&request=000000126&find_code=SYS&local_base=ARS10

http://pl.wikipedia.org/wiki/Edward_Bogusz

https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/0/05/Herb_Polkozic.jpg

[1] P. Nałęcz Małachowski. Zbiór nazwisk szlachty. Lublin 1805 s. 58.

[2] B. Sieroń. Ocalmy od zapomnienia Szczucin 2015 s. 12.

[3]http://bs.sejm.gov.pl/F?func=findb&request=000000126&find_code=SYS&local_base=ARS10

[4] Ziemianie Polscy XX wieku, T. 1 pod red. Antoniego Arkuszewskiego, Warszawa 1999 s. 18.

[5] W. Szafer. Wspomnienia przyrodnika. Wrocław 1973, s.254.

[6] Ziemianie Polscy XX wieku, T. 1 pod red. Antoniego Arkuszewskiego, Warszawa 1999 s. 15.

Praca napisana na Ogólnopolski Konkurs Losy Bliskich i losy Dalekich - życie Polaków w latach 1914-1989 - rok szkolny 2016/17.

Czy to nadal Ojczyzna?

Kresy to jak powiedział kiedyś Marszałek Józef Piłsudski:

„Wszystkie narody, wszystkie państwa mają swoje kresy.

Nieszczęśliwy i zmienny jest los grodu i siół kresowych.

Gdy chmura się zbierze, ostry wiatr siecze przede wszystkim ziem kresowych łany.

Gdy grzmią pioruny przede wszystkim tu w wieżyce i domy uderzają.

Tam, w dalekim środowisku rodzimej kultury być może

ludziom słońce jeszcze wschodzi, gdy tu noc czarna panuje.

A gdy wreszcie losy nakażą, by zima śnieżnym całunem cały naród pokryła,

to mrozy i zimy są najdroższe, tu właśnie oddech ludzi ona hamuje i krew w żyłach tamuje.

Nieszczęśliwe kresy……”[1]

Wiedza Polaków o dawnych wschodnich województwach Rzeczypospolitej jest nadal nikła. Obco brzmi słowo „ kresy”. Wraz z odchodzącymi

z tego świata ich mieszkańcami umiera pamięć o tych ziemiach, ludziach i ich losach. Trzeba o tych sprawach mówić. Była to kiedyś kraina bogata w

urokliwa przyrodę, różnorodna pod względem nacji, religii, spięta klamrą kultury polskiej. Lata wojny, wywózki na Wschód czy do Rzeszy,

eksterminacja w więzieniach, obozach koncentracyjnych a wreszcie masowe ludobójstwo dokonane przez oddziały OUN-UPA - zakończyły się

wypędzeniem ocalałych a nazwane zostało „dobrowolną repatriacją”. Ale czy jest możliwe „repatriować” z własnej ojczyzny?

Na kresach nie wyniszczano jedynie ludzi, niszczono całą cywilizację. Palono zabytki kultury, obiekty użyteczności publicznej. Straty kultury były niewyobrażalne i trudne do oszacowania. Razem z dobytkiem niszczony był inwentarz, dlatego nie wiadomo co dokładnie zaginęło. Nadal krąży dowcip o „złotej papierośnicy prezencie władcy Kremla dla prezydenta USA z dedykacją -Zamoyscy-Potockim”. Burzono lub dewastowano kościoły, kaplice, dwory. Nie oszczędzono nawet cmentarzy czy kaplic grobowych. Niszczono cały dorobek wsi polskiej. Palono nierzadko z mieszkańcami i inwentarzem dziesiątki tysięcy gospodarstw, obiektów publicznych tj. szkoły, urzędy, ale też ogrody, sady, plantacje a nawet pojedyncze drzewa przy dworach by nie został żaden ślad po dawnych polskich mieszkańcach.

I jak i do czego można było wracać a jednak wracano by tworzyć nową historię i znów walczyć !

Opowiem o losach rodziny Bugajewskich. Czy jest prawdziwa? Na pewno mogła się wydarzyć. Usłyszałem o tym będąc na wycieczce w Sandomierzu a przewoźnik po Wiśle pan Ryszard chciał nam uzmysłowić jak trudne i zagmatwane są losy ludzi. A jak przedstawiała się jego historia ? O tym za chwilę. Wcześniej kilka faktów historycznych.

Rząd polski tworząc na odzyskanych terenach zaborów nową Polskę uchwałą Sejmu z 1 sierpnia 1919 roku dokonał podziału administracyjnego dzieląc kraj na województwa, powiaty i gminy. Na terenach tzw. Galicji Wschodniej utworzono trzy województwa: lwowskie, stanisławowskie, tarnopolskie. Według spisu ludności w 1921 roku Polacy stanowili 39% ogółu ludności trzech województw kresowych, Żydzi i inni - 7,2 %, Ukraincy - 53,7 %.[2] Jeśli chodzi o używanie języka polskiego nie był na terenie jednolity i zależał od liczebności osób różnych narodowości. Ludność polska rozmawiała po polsku, lecz w wyniku współżycia z ludnością ukraińską władała lepiej czy gorzej językiem ukraińskim. Wywoływało to nazywaną przez językoznawców „interferencję językową”. Na dzień 1 stycznia 1939 roku południowo-zachodnią Ukrainę czyli 55 powiatów Małopolski Wschodniej podzielono na „grupy etniczne”: Ukraińcy, Polacy, Polscy Koloniści , Łacinnicy, Żydzi, Niemcy i inni.

Rodzina Bugajewskich mieszkała w Olejowie, w powiecie zborowskim województwa tarnopolskiego II Rzeczypospolitej. Ojciec Adam, matka Julia i trójka dzieci: Mania, Aniela i najmłodszy Julek. Adam Bugajewski pracował jako kolejarz. Miał małą działkę za torami, gdzie wybudował dom. On sam w wolnych chwilach wyrabiał różne przedmioty z drewna, przeważnie dewocjonalia: różańce, ołtarzyki, ryngrafy co dawało mu dodatkowe źródło dochodów. Dzieci dorastały wśród malowniczej przyrody, chodziły do szkoły z dziećmi ukraińskimi i żydowskimi. Razem z innymi narodowościami uczyli się w szkołach języka polskiego i ruskiego. Młodszy brat Adama był żołnierzem - zakończył swoje życie w Mokranach, został pochowany w zbiorowej mogile. Drugi brat, żołnierz 83 Pułku Strzelców, zmarł w więzieniu na lwowskich Brygidkach. Wszyscy wychowani byli w głębokim patriotyzmie oraz poczuciu obowiązku służenia ojczyźnie i poświeceniu dla niej. Żona Adama Julia miała siostrę Emilię, która wraz z rodziną mieszkała w Zborowie. Została zamordowana wraz z całą swoją rodzina przez bandę UPA.

Po przejściu frontu 1939 roku Adam został zatrudniony przez okupanta bo potrzebni byli kolejarze. Rodzina przez chwilę była razem i dawała sobie jakoś radę mimo wojny. Jednak rozpoczęła się bratobójcza walka, wydano rozkaz zabijania nawet mąż - żonę, gdy nie jest Ukrainką. Wśród ludności polskiej zapanował strach i rodzina Bugajewskich stanęła przed dylematem pozostać czy emigrować? Postanawiają jednak uciec, ale tylko Julia wraz z córkami Manią i Anielą. Wiedząc o rozkazie dowódcy UPA Tarasa Czuprynki ostrzeżeni przez sąsiadów zabierają najpotrzebniejsze rzeczy i wyjeżdżają. Rozkaz brzmiał: „przyśpieszyć likwidacje Polaków…niszczyć ich zagrody, palić w takim przypadku, jeżeli są oddalone od zagrody ukraińskiej o co najmniej – 20 m”. Do mieszkańców Olejowa z początkiem 1944 roku dotarła tragiczna wieść, że oddalone o kilkanaście kilometrów wsie są atakowane przez siły ukraińskie przy wsparciu ogniowym 14 Dywizji „ SS – Galizien” niszczone, palone a Polacy w bestialski sposób mordowani.

Od końca 1939 roku do 1945 roku z rąk ukraińskich terrorystów i bojówek banderowskich w powiecie zborowskim zginęło ponad 2,5 tyś osób. Układ o repatriacji podpisany przez Nikitę Chruszczowa i Edwarda Osóbkę Morawskiego z 9 października 1944 roku przewidywał wyjazd polskich obywateli II Rzeczypospolitej do Polski Ludowej za rzekę Bug, San Niemen. Repatrianci mogli zabrać ze sobą rodziny i rzeczy osobiste do 2 ton.

Tam gdzie mieszkali Polacy dokonywano zbrodni. Mordowanie ich stało się „zaszczytem i obowiązkiem” dla ukraińskich nacjonalistów. Rząd radziecki chciał mieć te ziemie wolne od Polaków. Jedynym wyjściem dla nich było wyjechać na zachód. Sam wyjazd i droga stawały się gehenną. Wagony, w których mieli jechać repatrianci zajęte były przez wojsko a dla nich brakowało miejsca. Przeważnie 6 tygodni trwała jazda, nie było paszy dla zwierząt, żywności, leków dla ludzi. Choroby były udręką dla chorych, starszych czy dzieci. Julii z córkami udało się przetrwać morderczą jazdę, dotrzeć do Polski i osiedlić w Opolu. Do dziś tu mieszka część rodziny.

Tymczasem kierownictwo polityczne Polski walczącej rozpowszechniało w 1944 roku ulotki:

„Każdy Polak powinien pamiętać, że nie jest sam, ze jest członkiem narodu polskiego…za cenę nawet ofiar, nie wolno porzucać rodzinnej ziemi…Musicie tu tkwić , jak drzewa i nie dać się wydrzeć , nawet siłą! Polacy nie dajcie się zastraszyć!”. Jak było nie wyjeżdżać skoro wszędzie czystki etniczne

Następował dylemat czy jechać pozostawić domy, dorobek całych pokoleń, groby najbliższych, miejsca pamięci narodowej, kościoły. Opuścić – zdradzić ojczyste strony.

Były osoby, które pozostały, nie chciały opuszczać swoich domów, zostawiać dorobku wielu pokoleń. Tak też zrobił Adam Bugajewski wraz z synem Julkiem pozostali w Olejowie. Przecież sąsiedzi nic im nie zrobią razem chodzili na imprezy, śpiewali, mieszkali w sąsiednich domach, żenili się, ich dzieci bawiły się razem i nagle…Wojna - mordercze szaleństwo toczyło się po kresach. I mają się teraz ich bać ? Dlaczego? Jednak i tutaj dociera szaleństwo i chciwość. Nocami Adam wraz z Julkiem nocami widząc nadchodzących Ukraińców chowają się w piwnicy wykopanej w stodole. Pewnego razu bandyci nie znajdując nikogo w obejściu zabierają konia, krowę i odjeżdżają. Kolejnej nocy ojciec z synem schowali się w kopcu po ziemniakach i dzięki temu przeżyli, gdyż dom, stodoła wszystko spłonęło. Zamieszkali w ziemiance, nie opuścili ziemi ojców. Żywili się zapasami z ziemianki i tym co zostało w opuszczonych domach. Nastała wiosna, Adam wiedział, że jego rodzina jest bezpieczna. Część dalszej rodziny też wyjechała, wiedział, że teraz będzie musiał radzić sobie sam. Dziadek zawsze mówił, że nikomu nic nie zrobił, nikomu nic nie jest winien, więc dlaczego ma uciekać . Teraz niemożliwy stał się już wyjazd do Polski, ze względów bezpieczeństwa zrezygnował z kontaktów z nimi. Już nie widać było płomieni palących się domostw, następowała względna stabilizacja życia. Tak zaczęto powoli wracać do normalnego życia. Adam wraz z Julkiem zamieszkali w ziemiance, dziadek miał rozpoczętą budowę budynku gospodarczego obok spalonego domu. Wspólnie z synem zaczęli dobudowę pomieszczeń mieszkalnych. Cieszyli się, że uratowali to co najcenniejsze czyli życie swoje i swoich bliskich. Choć stracili dobytek. Nie widać było już w Olejowie znajomych, sąsiadów. Adam chciał jednak, aby życie wróciło do normalności . Nie było to takie proste. Chciał odbudować dom dla swoich dzieci i żony, aby mieli gdzie wracać. Dawniej szanowano wielokulturowość społeczności, ale nastały inne czasy. Chciano zniszczyć to, co zostało po Polakach toteż nie pozwolono sprowadzać rodziny. Dziadek potrafił wykonywać, różne funkcjonalne rzeczy z drewna. Zatrudniał się jako cieśla a przy odbudowach był bardzo poszukiwany. W ten sposób zdobywał materiały potrzebne do dalszej budowy pomieszczeń mieszkalnych. Dzięki jego pracy mieli co jeść a nadchodząca zima nie była tak straszna. Gorzej było z wujkiem Julkiem - brakowało mu matki i sióstr a wyjazd nie był możliwy. Dziadek chciał zapewnić mu jakąś naukę, by uczył się języka polskiego. Pomocny okazał się ksiądz Józefowicz, choć parafia została zlikwidowana, to jednak nie zapomniał o pozostałych w niej Polakach. Za przewinienia księża w tym czasie karani byli tzw. utratą „sprawek” oficjalnie zezwalającymi na działalność duszpasterską, ale także likwidacją parafii, zamknięciem kościoła. Urządzali nabożeństwa w prywatnych domach i kaplicach cmentarnych, czy też nabożeństwa w kościołach przy zamkniętych drzwiach. Księża działali często nielegalnie czy raczej prowadząc działalność misyjną. Często prowadzono spowiedzi w szafach. Kościół parafialny w Olejowie został przejęty przez władze. Usunięte zostały wszelkie cechy architektoniczne świadczące o kościelnym przeznaczeniu obiektu. Nawę obniżono do wysokości parterowego budynku i zamieniono na zwykły magazyn. W latach 90-tych ponownie przekazano parafii i adaptowano na dom kultury.

W Olejowie oprócz dziadka pozostały jeszcze dwie rodziny. Dzięki Adamskim i Zielińskim łatwiej było zachować polskość. Trzymali się razem. Dziadek, gdy zabrano kościół w swoim domu pozwolił odprawiać nabożeństwa i nauczać polskiego i historii. W podobnym do Julka wieku było jeszcze czworo dzieci i dzięki temu miał on kontakt z rówieśnikami, gdyż nie wolno było dzieciom ukraińskim bawić się z polskimi. Wciąż był strach przed śmiercią i żywa pamięć o sąsiadach, których pomordowano nierzadko na ich oczach. Dziadek Adam zajmował się ratowaniem pamiątek polskiej kultury, utrzymywaniem języka polskiego, kultywowaniem religii, wspieraniem parafii katolickich, organizowaniem uroczystości patriotycznych i religijnych. Pracował przy przebudowie świątyń zabieranych do celów świeckich, adaptował budynki mieszkalne na miejsca kultu. Dzięki temu, że potrafił wykonywać prace w drewnie był pomocny księżom przy wykonywaniu ołtarzy, remoncie kaplic czy wykonaniu różańców. Interesował się losem polskich cmentarzy i opiekował się zaniedbanymi grobami. Jak inni Polacy, którzy pozostali na Kresach, trwał w nadziei, że jego dom będzie kiedyś znów w granicach Polski.

Życie na kresach nie było łatwe często do Olejowa docierały informacje o represjach wobec Polaków o ich izolowaniu i traktowaniu jak gorszą kategorię ludzi. Oni natomiast żyli w miarę bezpiecznie

Niestety kontakt z rodziną nie był możliwy, mówiono, że w Polsce zapomniano o nich. A przecież babci też nie było łatwo, wciąż myślała o swoich bliskich a w oczach Polaków była „ ruską”. Córkom łatwiej było zaadoptować się w społeczeństwie polskim. Mieszkały z innymi rodzinami w jednym mieszkaniu ze wspólną kuchnią i łazienką. Pamiętały o swoim rodzinnym domu, polach, lasach tym co pozostawiły. Babcia bardzo tęskniła. Często wspominała bliskich, którzy tam zostali na Kresach na zawsze. Serce bolało ją, że Oni tam leżą bez postawionego krzyża, że nie może zapalić im znicza, mówiła, że nie możemy zapomnieć o przeszłości. Próbowała nawet przekroczyć granicę, ale jej się to nie udało i spowodowało wiele kłopotów. Mówienie, że pochodzi się z Kresów było niebezpieczne, a o zbrodniach tam dokonanych na Polakach już w ogóle. Jedyną osobą z jaką mógł się zobaczyć dziadek była Mania, która z gościnnymi występami swojego chóru udała się do Wilna i zobaczyła z ojcem i bratem. To była mama pana Ryszarda, który starał się w skrócie opowiedzieć o swojej rodzinie.

Wujek Julek założył rodzinę. Ojciec Adam przekazywał swoim wnukom miłość do ojczystej ziemi i tradycje. Na jego rodzinnej ziemi ludzie nie godzili się na ateizm. Żyli wiarą swoich przodków. Miejscowość była bogata w piękną religijną i patriotyczną tradycję. Szczególnie ważne były zwyczaje świąteczne: choinka, stojący w kącie król, kutia (w czasie wieczerzy gospodarz nabierał łyżką kutię i rzucał w sufit a ilość przyczepionych ziaren symbolizowała zbiór tzw. ilość kop). Na Wielkanoc gospodarze ze mszy rezurekcyjnej wracali do domu na wyścigi, kto szybciej wrócił miał szybciej zebrać zboże z pól. Kurom w ten dzień dawano jeść w powrośle, sypano im zboże w obrębie splecionego ze słomy powrośla, miało to zapewnić trzymanie się kur blisko domu, aby nie chodziły do sąsiednich zagród. Wujek Julek przekazywał rodzinie pana Ryszarda życzenia z okazji 3 maja czy 11 listopada co w Polsce było niespotykane a świadczyło o wielkim patriotyzmie. Wartości te wpoił swoim bliskim dziadek Adam.

Czas płynął. Ludzie z ufnością patrzyli na zmiany zachodzące w Polsce. Ożywiało się też na kresach, zakładano organizacje i stowarzyszenia. Pojawiała się też swoboda w rozpowszechnianiu książek polskich, dewocjonaliów, tworzone były szkółki języka polskiego i parafie katolickie. Niestety Adam Bugajewski zawsze powtarzał, że największym jego rozczarowaniem jest brak oficjalnego potępienia skutków paktu Ribbentrop - Mołotow z 1939 roku. Pragnął, aby jego wytrwałość i walkę o zachowanie polskiej tożsamości na kresach, ktoś w kraju docenił i pamiętał. Sam robił wszystko, co było w jego mocy, aby ludzie nie zapomnieli o swoich korzeniach, przyczyniając się do rozbudzania poczucia przynależności do narodu polskiego przez naukę języka polskiego, historii oraz kultywowanie wiary katolickiej. Na Kresach być Polakiem to być katolikiem. To Kościół przetrwał wielowiekowe wojny.

Gdy między Polską a Ukrainą zaczęła obowiązywać umowa o ruchu bezwizowym (od 1996 roku) Pan Ryszard odwiedził dziadka i opowiedział o zmianach jakie zaszły w Polsce, o tym że wszyscy pamiętają o Wołyniu, o miejscach pamięci pomordowanych. Wtedy dziadek stwierdził: „teraz mogę umierać bo wiem, że Polska o mnie pamięta” . Wszechobecna tęsknota za Polską opierała się na jego silnej wierze w Boga i przywiązaniu do Kościoła.

Istotnym wydarzeniem we wzajemnych relacjach pomiędzy Polakami a Ukraińcami była pielgrzymka Jana Pawła II na Ukrainę w czerwcu 2001 r. Przyczyniła się ona w znacznym stopniu do wzrostu aktywności Kościołów rzymskokatolickiego i greckokatolickiego zarówno w Polsce jak i w Ukrainie na polu pojednania obu narodów.

Finałem przesiedleń w latach 1945-46 była ewakuacja ludności ukraińskiej z przygranicznych rejonów PRL do wsi i miast opuszczonych przez Polaków. Masowe przesiedlenia, deportacje, czystki etniczne spowodowały zmiany w stosunkach demograficznych ziem kresowych. Ofiary tamtych dni i czasów milczały długo, bo w czasach komunizmu samo wspomnienie o tym, że pozostawiono ziemie czy rodzinę na Wschodzie stanowiło zagrożenie. Na kresach tworzono akcję zacierania śladów polskości miast, wsi – niszczono pamiątki, tablice, ulice, cmentarze, dokumenty, akty własności. Na kresach iskra polskości, nie zgasła mimo rosyjskich represji, II wojny światowej czy komunizmu. Polacy zamieszkujący kresy to ludzie, którzy oparli się rusyfikacji, pozostali w miejscu, które nadal nazywają domem. Tworzą polskie związki, kluby, działają razem na rzecz podtrzymania kultury polskiej, która ponad pół tysiąclecia cywilizowała kresy.

Dzisiaj Polacy to zdecydowana mniejszość na kresach. Koło historii toczy się nadal, a ludzie którzy nadal żyją na kresach są żywym spadkiem po tysiącach Polaków, którzy przez wieki umierali za tę ziemię.

Obecnie na kresach: „udaje się umocnić pozycje Polaków. Obchodzone jest m. in. Święto Kultury Polskiej, W Tarnopolu jest np. 8 szkół, gdzie język polski wykładany jest jako przedmiot nauczania. Do szkół sobotnio-niedzielnych chodzą nie tylko dzieci rodzin polskich. Polszczyzna staje się atrakcyjna”[3].

Mimo tego, wyjazdy na Ukrainę są mało popularne wśród Polaków, jedynie Ci, którzy mają jakieś powiązania rodzinne decydują się na wyjazdy. Albo Ci, którzy poszukują swoich korzeni. A przecież Kresy to też nasza ojczyzna.

Bartosz Sieroń

Przypisy:

[1] Marszałek Józef Piłsudski 11 październik 1919 rok – inauguracja zajęć na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie

[2] A. Wyrobiec. Zborów i Ziemia Zborowska. Zielona Góra, 2004 s. 102.

[3] „ Gazeta Lwowska” 29.02.2003 r.

Praca Czy to nadal Ojczyzna? uzyskała tytuł finalisty w kategorii praca pisemna dla uczniów szkół ponadgimnazjalnych w roku szkolnym 2015/2016 w konkursie: Polacy bez Ojczyzny. Losy Polaków na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej w latach 1946-2015. Konkurs był realizowany w ramach IV edycji projektu Kresy – polskie ziemie wschodnie w XX wieku.

Organizatorzy konkursu: Biuro Edukacji Publicznej Oddziału Instytutu Pamięci Narodowej w Krakowie, Uniwersytet Papieski im. Jana Pawła II w

Krakowie, Kuratorium Oświaty w Krakowie, Centrum Dokumentacji Czynu Niepodległościowego w Krakowie, Muzeum Archeologiczne w Krakowie.

Pomnik przy trasie

Bitwa pod Słupią w świadomości lokalnej społeczności

Uważny podróżnik przy drodze krajowej nr 73 między Szczucinem a Pacanowem zauważy pomnik, na którym m.in. znajduje się napis:

Żołnierzom BCH poległym za ojczyznę

w zwycięskiej bitwie z Niemcami

pod Słupią Pacanowska 2VIII 1944 r.

Pomnik ten powstał w 1989 r. z okazji 45 rocznicy tej bitwy z inicjatywy ludowców z Kielecczyzny oraz społeczeństwa Gminy Pacanów.

Wydarzenie z sierpnia 1944 r. nadal egzystuje w świadomości historycznej lokalnego społeczeństwa a także budzi szereg emocji. Autorki artykułu, mieszkanki wsi, która sąsiaduje z Słupią Pacanowską postanowiły ową wiedzę „zebrać” w jednym artykule, aby młodsi koledzy i koleżanki mieli ułatwiony dostęp do tej historii sprzed wielu dekad.

Powszechnie wiadomo, że Armia Czerwona rozpoczęła generalną ofensywę w styczniu 1945 r. Spowodowała ona wyzwolenie naszych terenów od okupanta niemieckiego. Młodszemu czytelnikowi należy wyjaśnić: dlaczego oddziały Batalionów Chłopskich (BCh) już latem 1944 r. - a więc pół roku wcześniej, zostały postawione w stan gotowości bojowej. Wyjaśnienie aktywności BCh na terenach gminy Pacanów latem 1944 r. należy wiązać z powstałym w tym czasie przyczółkiem baranowsko-sandomierskim.

W ramach 1 Frontu Ukraińskiego Armii Czerwonej pod koniec lipca 1944 r. oddziały armii radzieckiej rozpoczęły forsowanie Wisły w rejonie Baranowa Sandomierskiego. Powstały przyczółek obejmował teren długości 70 km i szerokości 40 km między Baranowem a Sandomierzem. Był jednym z największych przyczółków uchwyconych przez Armię Radziecką na zachodnim brzegu Wisły. Stworzenie przyczółku za Wisłą było z taktycznego punktu widzenia bardzo ważne przy dalszych operacjach wojennych. Wojska radzieckie dotarły m.in. do takich miejscowości jak Koszyce, Kazimierza Wielka, Stopnica, Nowy Korczyn i Pacanów. Ostatecznie przyczółek obejmował prawie cały powiat sandomierski oraz częściowo niektóre gminy powiatu stopnickiego (m. in. Pacanów).

Jak się okazuje to właśnie aktywność Rosjan w lipcu 1944 r. spowodowała, że – w opinii miejscowego ruchu oporu – wyzwolenie gminy Pacanów było tylko kwestią czasu. Przystąpiono do akcji. Na początku sierpnia 1944 r. we wsi Brody odbyło się zgrupowanie oddziałów BCh pod dowództwem Piotra Pawliny. W zgrupowaniu uczestniczyły też inne oddziały partyzanckie. Wśród żołnierzy był też komendant powiatowy Ludowej Straży Bezpieczeństwa na powiat buski - Jan Sowa ps. „Grot”.

2 sierpnia oddział około 130 partyzantów zaatakował liczną kolumnę niemiecką, która przez Pacanów podążała drogą w kierunku Szczucina. Kolumna ta zatrzymała się w ogrodach zabudowań pałacu w Słupi. O tym przemarszu dowiedziało się dowództwo Batalionów Chłopskich, które mając w niewielkiej odległości zgrupowane oddziały, wydało decyzje o likwidacji kolumny wroga. Rozgorzała zacięta bitwa z kolumną transportową. Bitwa zakończyła się rozbiciem Niemców. Do walki doszło także z oddziałami wroga kwaterującymi w Słupi. Tutaj wróg zorganizował silną obronę, którą pomogły rozbić dwa radzieckie pojazdy pancerne..

Niestety w trakcie bitwy zginęli żołnierze BCh: Władysław Dufaj, Marian Walęzak, Franiszek Godzwoń, Władysław Płachta, Władysław Wach, Jan Zal, Jan Sowa ps. „Grot” oraz dwóch żołnierzy, których nazwisk nie udało się ustalić. Straty Niemców to kilkudziesięciu zabitych oraz wziętych do niewoli.

Choć od bitwy minęło ponad 70 lat, to jednak mieszkańcy Ziemi Kieleckiej ciągle o niej pamiętają. Świadczą o tym następujące fakty. W 1965 roku w miejscu bitwy społeczeństwo Słupi i Pacanowa zbudowało pomnik na kopcu ziemnym a w 1989 r. w 45. rocznicę bitwy, pomnik został odrestaurowany. Pod nim co roku odbywają się uroczystości upamiętniające ową bitwę.

Autorki dotarły do artykułów w internecie, które są poświęcone kolejnym rocznicom tej bitwy. Tytułem przykładu zacytujemy kilka:

65. rocznica tego wydarzenia: W uroczystościach wzięło udział około 1000 osób i ponad 30 pocztów sztandarowych organizacji kombatanckich, PSL, OSP oraz innych jednostek samorządowych i społecznych. Uroczystość uświetniły swoją obecnością kompania honorowa Wojska Polskiego, wystawiona przez Centrum Szkolenia Sił Pokojowych z kieleckiej Bukówki oraz orkiestra dęta kopalni siarki „Siarkopol” z Grzybowa. ( cytat za: Uczestniczyliśmy w uroczystościach w Słupi Pacanowskiej, www.psl-kielce.org/)

70. rocznica bitwy: Tegoroczna uroczystość miała wyjątkowo bogatą oprawę w postaci Orkiestry Reprezentacyjnej Wojska Polskiego z Warszawy pod batutą starszego chorążego sztabowego Ryszarda Klechy, Kompanii Honorowej WP z Kielc i na podsumowanie rekonstrukcji bitwy przygotowanej przez kielecką grupę rekonstrukcyjną ”Jodła” pod kierownictwem prezesa stowarzyszenia Dionizego Krawczyńskiego. Po intencyjnej mszy polowej odprawionej pod pomnikiem przez proboszcza parafii Zborówek ks. Zbigniewa Abramowicza i ks. Macieja Woszczyka członka grupy rekonstrukcyjnej w intencji poległych partyzantów i wszystkich, którzy zginęli za ojczyznę w latach 1939-1945, apelu poległych i trzykrotnej salwie honorowej złożone zostały wieńce i kwiaty od władz samorządowych gminy, powiatu, województwa, stowarzyszeń, Związku Kombatantów RP i Byłych Więźniów Politycznych z oddziałów w Busku Zdroju i Pacanowie, młodzieży szkolnej opiekującej się tym miejscem. Apel poległych poprowadził kapitan Rafał Kwapień z garnizonu m. Kielce. (cytat za: R. Gwóźdź, 70-ta rocznica bitwy oddziałów Batalionów Chłopskich z Wehrmachtem pod Słupią, busko.net.pl)

72. rocznica bitwy: Tegoroczne obchody uświetniła swoją obecnością drużyna strzelecka nr 3021 z powiatu Kazimierza Wielka pod dowództwem podporucznika Sylwestra Szmit. Głos zabrali: Krystian Jarubas, prezes Zarządu Okręgu BCh płk Jan Sałek oraz Maria Zeliaś – córka partyzanta walczącego pod Słupią, którzy podkreślili w swoich wystąpieniach konieczność kultywowania takich rocznic i zachowania w pamięci czynów żołnierskich.

Słowem była to żywa lekcja patriotyzmu i historii z głębokim przesłaniem dla współczesnego pokolenia, zwłaszcza dla młodzieży. W imieniu Zarządu Okręgu Związku Żołnierzy Batalionów Chłopskich płk Jan Sałek – szef Związku udekorował wójta gminy W.Skopa Krzyżem Zasługi BCh w podziękowaniu za wieloletnią troskę o właściwą rangę rocznicowych Obchodów bitwy pod Słupią i pomoc dla kombatantów. (cytat za: Obchody 72 rocznicy bitwy oddziałów Batalionów Chłopskich z Wehrmachtem pod Słupią, Serwis informacyjny UG Pacanów).

Społeczeństwo gminy Pacanów nie zapomniało o tym wydarzeniu. Warto je przypomnieć.

Istotnym wydarzeniem podkreślającym czyn Batalionów Chłopskich w tych rejonach był dzień 5 września 2010 r., kiedy to gimnazjum w Gacach Słupieckich otrzymało nazwę „Bataliony Chłopskie”. Na stronie gimnazjum, która jest poświęcona patronowi szkoły czytamy: Niech bohaterstwo tych ludzi będzie wzorem gorącego patriotyzmu, a wielki tragizm owych dni przestrogą i nauką dla przyszłych pokoleń. Autorki są absolwentkami tego gimnazjum.

2 maja 2015 roku w nadwiślańskim Komorowie odbyła się doniosła uroczystość odsłonięcia tablicy, która upamiętniła konspiracyjne spotkania Batalionów Chłopskich odbywających się w latach 1941-1944 na terenie gospodarstwa Anieli i Mikołaja Kuców oraz przysięgi na wierność Ojczyźnie.

Co roku w sierpniu lokalne społeczeństwo pamięta o tych wydarzeniach i systematycznie spotyka się pod pomnikiem. Spotkanie pod pomnikiem dla mieszkańców gminy Pacanów stało się wydarzeniem, które rokrocznie przez nich jest świętowane. Tym samym wpisało się na stałe w lokalną tożsamość historyczną.

Kończąc artykuł warto przypomnieć wspomnienia Władysław Kuca, mieszkańca Komorowa. Wspomina, że jesienią 1944 r w jego domu 15 członków BCH złożyło przysięgę przed porucznikiem Janem Sową pseudonim „GROT”. Po złożonej przysiędze mężczyźni bardzo szybko wyszli i przenieśli się na ćwiczenia nocne na łąkach. Wśród młodych ludzi należących do lokalnego oddziału BCh byli: Marcin Dupońka, Jan Gomuła, Jan Kieras (który nadal żyje), Piotr Kobos (zawodowy sanitariusz), Franciszek Mrzygłód, Franciszek Nasienniak oraz starszy strzelec Jan Wrześniak. Ważną rolę spełniały też młode kobiety, które po przeszkoleniu stawały się łącznikami i sanitariuszkami. Były to: Emilia Korczak, Bronisława Nasienniak, Janina Dupońka oraz Stanisława Konieczna-Wrześniak. Trzeba również nadmienić, że w tym czasie w domu rodzinnym państwa Kuców, znajdował się szpital dla rannych partyzantów.

Z wywiadu wynika, że młodzi ludzie chętnie przystępowali do bitwy, gdyż jak powiedział jeden z mieszkańców gminy Pacanów: chcieliśmy Polski Wolnej, sprawiedliwej i demokratycznej, dającej szansę rozwoju wszystkim warstwom społecznym. Te wydarzenia sprzed 70-laty pamiętam bardzo dobrze, mimo że miałem wtedy 12 lat.

Wyrażamy nadzieję, że nadal jak co roku w pierwszą niedzielę sierpnia będą odbywać się rocznicowe uroczystości z udziałem lokalnych władz i kombatantów BCh z województwa, powiatu i gminy. My, autorki, absolwentki gimnazjum w Ratajach Słupskich, mieszkanki gminy Pacanów jesteśmy bardzo dumne z postawy naszych przodków, którzy byli szczerymi patriotami i walczyli w obronie ojczyzny.

Aleksandra Karkocha, Natalia Mietłowska

Do Niepodległej

W bieżącym roku szkolnym brałem udział w konkursie „Bój o czapkę kpt. Antoniego Stawarza”, którego organizatorami byli: Stowarzyszenie Tradycyjny Oddział C.iK. Regimentu Artylerii Fortecznej No.2 barona Edwarda von Beschi - Twierdza Kraków oraz Uniwersytet Pedagogiczny w Krakowie i Uniwersytet Jana Kochanowskiego w Kielcach.

Plakat propagujący konkurs „Bój o czapkę kpt. Antoniego Stawarza”

Temat konkursu spowodował, że zainteresowałem się problemem odzyskania niepodległości Polski w 1918 r. zwłaszcza na naszym terenie. Mieszkam w województwie świętokrzyskim a uczęszczam do szkoły w województwie małopolskim. Codziennie przejeżdżam mostem, który od dekad łączy te dwa województwa. Z lektury historycznej wynika, że most drewniany istniał w okresie międzywojennym a w 1918 r. na prowizorycznym moście odbyła się podniosła uroczystość związana z odzyskaniem niepodległości. Młodszym czytelnikom warto przypomnieć, że przed 1918 r. Ziemia Kielecka wchodziła w skład Królestwa Polskiego - była w zaborze rosyjskim a Powiśle było częścią zaboru austriackiego, zaś rzeka Wisła była granicą dzielącą dwa państwa: Rosję i Austro-Węgry.

Zanim przejdę do lokalnych spraw, przypomnę niektóre wydarzenia mające miejsce na arenie międzynarodowej oraz na ziemiach polskich przed 1918 r.

W XIX wieku w Europie doszło do zjednoczenia Niemiec i Włoch. Konkurowały one z Francją i Wielką Brytanią o wpływy gospodarcze i militarne. W krótkim czasie to Niemcy wyszli na prowadzenie w europejskim pojedynku gospodarczym i politycznym oraz zaangażowali się w rywalizację o posiadłości kolonialne. Rywalizacja między nimi doprowadziła do zaostrzenia się wzajemnych stosunków między państwami w Europie. Ta napięta sytuacja przyczyniła się do powstania dwóch sojuszy. Pierwszy określano mianem trójprzymierza (Niemcy, Austro-Węgry i Włochy), a drugi trójporozumienia

(Wielka Brytania, Francja i Rosja). Było tylko kwestią czasu, kiedy wybuchnie konflikt. Rozpoczął się on w 1914 i trwał do 1918 r. Historycy ten czas określi mianem Wielkiej Wojny.

Przejdźmy do spraw Polski. Po upadku powstania styczniowego zaborcy przystąpili do wynaradawiania polskości za pomocą rusyfikacji i germanizacji. Jedynie w zaborze austriackim Polacy cieszyli się szeroką autonomią i możliwością kultywowania tradycji narodowych. Dzięki temu zabór austriacki stał się centrum polskiego życia politycznego i kulturalnego. Nowa sytuacja polityczna spowodowała, że wśród Polaków powstała nadzieja na odzyskanie niepodległości. Jednak nasi działacze polityczni nie byli w tej kwestii jednomyślni, którą walczącą stronę poprzeć. Józef Piłsudski wiązał swoje nadzieje z Austro-Węgrami, w skład której wchodziła Galicja.

Jeszcze przed wybuchem Wielkiej Wojny to właśnie w Galicji powstały polskie organizacje militarne (Strzelec, Związek Strzelecki, Polskie Drużyny Strzeleckie, Polowe Drużyny „Sokoła”, Drużyny Bartoszowe). Z tych organizacji Józef Piłsudski w sierpniu 1914 r. w Krakowie utworzył Kompanię Kadrową, która miała być zalążkiem Wojska Polskiego. W skład kompanii wchodziły cztery plutony, a każdy z nich złożony był z czterech dziesięcioosobowych sekcji. Po dwóch dniach przeznaczonych na organizację i szkolenie kompanii, 6 sierpnia 1914 r. o godzinie 2:42 Kompania wyruszyła z krakowskich Oleandrów w stronę Miechowa. W Michałowicach żołnierze "Kadrówki" obalili rosyjskie słupy graniczne. Po próbie przebicia się do Warszawy w celu wywołania powstania, Pierwsza Kadrowa powróciła do Krakowa, stając się zalążkiem Legionów Polskich, które walczyły po stronie państw centralnych do 1917 r. Legiony walczyły też na naszych terenach. Informacje o tych wydarzeniach zostały zamieszczona na portalach internetowych gmin z naszego regionu:

Gmina Korczyn:

Między 15-24 września 1914 r. toczyły się na tych terenach ciężkie walki formującego się dopiero I Pułku Piechoty Legionów dowodzonego przez Józefa Piłsudskiego. Na tym ważnym dla trwałości frontu austriackiego odcinku legioniści prowadzili działania obronne powstrzymujące postępy ofensywy rosyjskiego korpusu kawalerii gen. Aleksandra Nowikowa. W samym mieście znajdowała się kwatera Piłsudskiego, mieścił się tu również jego sztab.

Gmina Szczucin:

We wrześniu 1914 roku, na zachód od Szczucina, wzdłuż Wisły rozlokowały się oddziały Legionów Józefa Piłsudskiego, atakując Rosjan po drugiej stronie rzeki i odnosząc spore sukcesy. Po wycofaniu się legionistów, ziemię szczucińską i cały powiat dąbrowski zajęły wojska rosyjskie. Szczucin był okupowany do maja 1915 roku, kiedy to, po słynnej bitwie gorlickiej Rosjanie zmuszeni zostali do odwrotu na froncie galicyjskim. Podczas walk i ostrzału artyleryjskiego legł w gruzach pałac Eleonory hr. Husarzewskiej ks. Lubomirskiej, zniszczony został kościół i niektóre budynki w mieście.

Gmina Bolesław:

Latem 1914 roku wybuchła I wojna, a we wrześniu tego roku zawitał do nas Józef Piłsudski ze swoim oddziałem, po wycofaniu się przez Szczucin z Kongresówki. Pod Pawłowem doszło do bitwy z Rosjanami. Nadzieja na wolną Polskę obudziła ducha walki i nasi przodkowie walczyli i ginęli pod Łowczówkiem na Pogórzu Karpackim, na Bałkanach i później w kampanii wschodniej Piłsudskiego.

Działania wojenne w latach 1914-1918 spowodowały, że wśród Polaków odżyła nadzieja na odzyskanie niepodległości. Początkowo kształtowanie polskiej państwowości odbywało się w obrębie poszczególnych zaborów. Październik 1918 r. to czas w którym rozpoczął się proces tworzenia pierwszych ośrodków państwowości polskiej. To w tych dniach aktywnie walczył o niepodległość Krakowa kpt. Antoni Stawarz, bohater konkursu w którym brałem udział. Kpt. Antoni Stawarz od czerwca 1918 r. był komendantem plutonu przy batalionie 93 Pułku Piechoty w Krakowie. Na tajnym spotkaniu w dniu 30 października 1918 r. rozpoczął agitację o rozpoczęciu powstania w Krakowie. W następnym dniu oddziały pod jego dowództwem zajęły dworzec w Płaszowie, rozbrojono żołnierzy austriackich, zajęto koszary w Podgórzu. Odbył się pochód do Rynku Głównego w Krakowie. Wydarzenia tego dnia można uznać za początek niepodległości Polski.

W Tarnowie w październiku 1918 r. z rozkazu pułkownika Bolesława Roji z Krakowa doszło do powstania Polskiej Organizacji Wojskowej (POW). Jan Styliński i Władysław Dziadosz, założyciele miejscowego POW – doszli do przekonania, że sytuacja była korzystna do wykonania przewrotu. Moment ten nastąpił w nocy z 30 na 31 października 1918 r. Rankiem 31 października austriackie władze wojskowe w Tarnowie zostały obalone. Wtajemniczeni żołnierze 20. Pułku Piechoty w Tarnowie, POW i harcerze obsadzili strategiczne punkty w mieście. Tarnów stał się wolnym miastem.

Fragment tygodnika "Lud Katolicki" z 9 kwietnia 1916 r. , w którym znalazła się informacja o przekazaniu pieniędzy na rzecz Legionów Polskich . Zbiory PCEiKZ w Szczucinie.

W Dąbrowie Tarnowskiej jak i na terenie zaboru austriackiego przejmowaniem władzy z rąk zaborców zajęła się Polska Komisja Likwidacyjna (PKL). Na czele tego ośrodka stał Wincenty Witos – działacz ludowy, mieszkaniec Wierzchosławic. PKL 31 października 1918 r. objął władzę w Krakowie i Galicji Zachodniej. Już w pierwszych tygodniach listopada 1918 r., gdy tworzono tymczasowe ośrodki władzy na terenie Galicji PKL mocno zaakcentowała potrzebę istnienia samorządu. 23 listopada 1918 r. PKL wydała rozporządzenie w którym m.in. czytamy: „powołane do Rad miejskich mogą być także kobiety”. Tym samym Polska dołączyła do państw, które szybko zrealizowały potrzeby kobiet w pozyskaniu prawa wyborczego. Pierwszym komisarzem powiatowym w Dąbrowie Tarnowskiej decyzją PKL został Włodzimierz Hendrich.

Zaświadczenie mówiące o walce Władysława Filipskiego na froncie ukraińskim od 15 grudnia 1918 r. do 10 lipca 1919 r. Zbiory PCEiKZ w Szczucinie

Gdy nastała Niepodległość w 1918 r. władze Szczucina oraz Pacanowa, powodowane tą radosną chwilą - zorganizowały podniosłą uroczystość na prowizorycznym moście. To wydarzenie utrwaliła Kronika Szkoły Podstawowej w Szczucinie:

W końcu listopada 1918 roku odbyła się w Szczucinie podniosła, symboliczna, uroczystość zjednoczenia ziem byłej Galicji z pozostałymi ziemiami wyzwolonymi spod władzy zaborców. Jednym z organizatorów tej uroczystości był ks. T. Ligęza. Brały w niej udział tłumy ludzi, młodzież i dziatwa szkolna z miejscowości położonych po obu stronach Wisły. Ze Szczucina ruszył pochód uformowany na rynku. Szeregi dzieci ze wszystkich szkół w parafii postępowały za udekorowanymi tablicami z napisem nazwy szkoły i miejscowości, niosąc biało-czerwone chorągiewki. Identycznie wyglądał pochód z drugiej strony. Oba zdążały nad Wisłę, dawną granicę zaborów. Na prowizorycznym moście odbył się symboliczny akt zjednoczenia ziem nadwiślańskich dwóch zaborów. Na środku mostu umieszczono godło Polski, poniżej w poprzek umieszczono biało-czerwoną szarfę. Przy dźwiękach orkiestr weszli na most przedstawiciele władz państwowych, duchowieństwo, nauczyciele, mieszczanie i lud wiejski. Po przemówieniach dokonano przecięcia szarfy. Następnie zjednoczone już pochody ruszyły do kościoła parafialnego w Szczucinie na dziękczynne nabożeństwo. Akademię patriotyczną przygotował ks. Andrzej Juszczyk. Dzieci deklamowały wiersze o charakterze patriotycznym, po czym była odprawiona Msza św., w czasie której ks. proboszcz wygłosił płomienne kazanie. Na zakończenie wszyscy zebrani w kościele odśpiewali hymn Boże, coś Polskę. (cytat za: ks. M. Łabuz, Proboszczowie parafii Szczucin w latach 1326-1980, s. 102 i n.)

Wydanie specjalne gazetki z okazji 75 rocznicy symbolicznego zjednoczenia.

W listopadzie 1993 r. w 75 rocznicę symbolicznego zjednoczenia władze województwa tarnowskiego i władze samorządowe gminy Szczucin przygotowały piękną uroczystość nawiązującą do ówczesnych wydarzeń. O tej uroczystości pisał Wiesław Skop w „Gazecie Kieleckiej”:

11 listopada br. punktualnie o godz. 15:30 na środku mostu w Szczucinie spotkały się pochody z województw kieleckiego i tarnowskiego. Na całej długości mostu- jak okiem sięgnąć - stały poczty sztandarowe, grupy kombatantów, zespoły folklorystyczne, orkiestry, rzesze młodzieży szkolnej i dorosłych.

Pochód z województwa kieleckiego prowadził wicewojewoda Zygmunt Szopa pospołu z wójtem gminy Pacanów Ryszardem Gułą. W ich otoczeniu na czele kolumny, widać było przedstawicieli gminnego samorządu, PSL, duchowieństwa, organizacji kombatanckiej, OSP i dyrektorów miejscowych szkół.

Czuło się nastrój powagi i oczekiwania. Padły po obu stronach komendy, pochyliły się sztandary. W imieniu gospodarzy manifestacji witał gości wojewoda tarnowski Jerzy Orzeł i wójt gminy Szczucin Bolesław Łączyński. (…) Połączona już kolumna udała się na rynek w Szczucinie. Tu o godz. 16. do licznie zabranych uczestników manifestacji przemówił gospodarz gminy wójt B. Łączyński, a po nim wicewojewoda kielecki Z. Szopa. Obydwaj mówcy nawiązując w swoich wystąpieniach do historii podkreślali również konieczność eliminowania wszelkich wewnętrznych podziałów i potrzebę wytrwałej pracy dla dobra kraju. (…)

Po nabożeństwie przedstawiciele władz lokalnych i zaproszeni goście spotkali się – jak 75 lat temu – na przyjęciu przygotowanym przez księdza prałata Józefa Przybycienia, bardzo mocno zaangażowanego w uroczystość. Rozstając się, zebrani zaintonowali - jak wtedy, w pamiętny listopadowy wieczór 1918 r. – „Kochajmy się”.

Kończąc pragnę podzielić się z czytelnikiem refleksją, że w tych wydarzeniach z listopada 1918 r. mój region miał istotny udział, a zdobytą wiedzę wykorzystam na lekcjach oraz w kolejnych konkursach historycznych.

Marek Marcinek I TMT

Bibliografia:

M. Jachym, Dzieje samorządu terytorialnego, Internet (www.pceikz.pl)

ks. M. Łabuz, Proboszczowie parafii Szczucin w latach 1326-1980, Tarnów 2006.

S. Roszak, J. Kłaczkow, Poznaj przeszłość. Wiek XX. Podręcznik do historii dla szkół ponadgimnazjalnych. Klasa 1,Warszawa 2011.

K. Struziak, Szczucin i okolice, Zarys dziejów do 1948 roku, Szczucin 2009

W. Skop, W Szczucinie nad Wisłą powiało wiatrem historii, „Gazeta Kielecka”, 22.11.1993, s.7.

M. Żychowska, Tarnowianie w pierwszych dniach niepodległości (W:) Tarnowskie Drogi Niepodległości, red. S. Potępa, Tarnów 1989

Tarnów jako pierwszy odzyskał niepodległość, Internet (www.it.tarnow.pl)

Internet(www. szczucin.pl)

Internet (www.nowykorczyn.pl)

Internet (www. bolesław.com.pl)

Internet (wikipedia.org/wiki/Pierwsza_Kompania_Kadrowa)

Internet (wikipedia.org/wiki/Antoni_Stawarz)

Figurka kamienna zwana św. Markiem

Współczesne podręczniki do historii zawierają różnorodne teksty źródłowe takie jak: dokumenty, kroniki, wspomnienia, pamiętniki oraz fragmenty literatury historycznej. Owe źródła zwiększają nasze zainteresowanie historią i inspirują do poznawania przeszłości. Obok źródeł pisanych w edukacji historycznej wykorzystywane są również źródła niepisane, które pozwalają młodemu człowiekowi na poznanie atmosfery minionych lat. Na kartach podręczników są to zdjęcia kościołów, pałaców, zamków oraz rzeźb. Potrzeby dydaktyczne uzmysławiają uczniowi, że źródła materialne znajdują się wokół niego.

Bitwa wiedeńska

Koniec wieku XVII to ostatnie złote lata dla Polski. Na przestrzeni kolejnych lat Imperium Osmańskie najeżdżało i podbijało inne państwa. Sobieski zabrał z Krakowa ok. 30 tys. wojsk koronnych i 29 lipca pomaszerował na odsiecz Wiedniowi. Bitwa rozpoczęła się rankiem 12 września 1683 roku. Głównym problemem wojsk Kary Mustafy była słaba defensywa. Sobieski zaatakował tureckie wojska późnym popołudniem, w tym miejscu, w którym się go Turcy nie spodziewali. Bitwa trwała około 12 godzin.

Po wygranej bitwie król napisał dwa listy, jeden do papieża, drugi do małżonki. W pierwszym napisał słowa, które przeszły do historii: Przybyliśmy, zobaczyliśmy i Bóg zwyciężył. Straty Turków w bitwie to około 20 tys. zabitych i 5 tys. rannych. Kara Mustafa za przegraną pod Wiedniem został skazany na śmierć przez uduszenie. Tę wygraną możemy zawdzięczać m.in. polskiej husarii. Głównym atutem husarii była dobra taktyka i nietypowe uzbrojenie, które miało na celu wystraszenie przeciwnika. Te dwie rzeczy tworzyły jedną z najskuteczniejszych formacji wojskowych.

Źródła pisane

W niniejszym artykule chciałbym się pochwalić zabytkiem, które znajduje się na ulicy św. Marka. Uliczka ta jest usytuowana prostopadle do szczucińskiego rynku. Nazwa ulicy pochodzi od figury kamiennej zwanej św. Markiem z końca XVII wieku. Data powstania figury uzmysłowiła mi, że obiektów o takiej historii w Szczucinie nie ma zbyt wielu. Ponieważ trudno jest uczniowi dotrzeć do źródeł, które by wyjaśniały genezę budowy figury, z konieczności muszę się oprzeć na dostępnych dla mnie źródłach pisanych:

•W monografii Dąbrowa Tarnowska. Zarys dziejów miasta i powiatu, która ukazała się drukiem w 1974 r. w rozdziale Zabytki sztuki powiatu dąbrowskiego autorstwa Ignacego Trybowskiego czytamy: „Nie możemy nie wymienić choćby pobieżnie niektórych kapliczek i figur przydrożnych, charakterystycznych dla tutejszego zabytkowego krajobrazu. Najstarsze sięgają w. XVII, jak np. w Oleśnie posąg N.P. Marii na słupie ozdobionym herbem Łabędź czy w Szczucinie figura zwana Marek z 1684 r”.

W lokalnym czasopiśmie „Wiadomości parafii” z 1995 r. został zamieszczony artykuł To warto zobaczyć, w którym o genezie figury pisano: „Przy ulicy Św. Marka wznosi się barokowa kamienna kolumna z kapliczką na szczycie. Wewnątrz kapliczki znajdują się płaskorzeźby kamienne: św. Marka ewangelisty, Mnicha, pielgrzyma i modlącego się Pustelnika. Prawdopodobnie została ufundowana z okazji przemarszu wojsk Jana Sobieskiego pod Wiedeń w 1684 r. dla uczczenia brata królewskiego Marka Sobieskiego starosty krasnostawskiego.

Do dziś dochowały się fragmenty napisu łacińskiego na cokole:

Ad ....Dei

Gloria.....Onore

ERX........

ANNO DNI

16…”

Hanna Lawera i Artur Bata są autorami publikacji z 2002 r, Gmina Szczucin. Znajdujemy tam informacje: „Z licznych, przydrożnych figur najcenniejszym obiektem jest kamienna figura zwana „Markiem”, usytuowana przy wąskiej uliczce św. Marka. Wzniesiona w 1684 roku na kształt wysokiej kolumny zwieńczonej kompozytowym kapitelem, na którym umocowano czworoboczną, ażurową kapliczkę z płaskorzeźbionymi wyobrażeniami świętych, nakrytą daszkiem, ponad którym niewielka wieżyczka i krzyż”.

•W 2014 r. Wydawnictwo Kartograficzne „Compass” we współpracy z Województwem Małopolskim opracowało mapę Powiśle Dąbrowskie. W części opisującej zabytki Powiśla znalazł się następujący opis: „Kamienna figura, niezwykłe dzieło z 1684 roku, które według przekazu zostało wzniesione przez żołnierza króla Jana III Sobieskiego, wracającego z Wiednia”.

•Ostatnim źródłem, które chciałbym przedstawić jest kronika Powiatowego Centrum Edukacji i Kompetencji Zawodowych w Szczucinie. W części poświęconej historii Szczucina została zamieszczona informacja o figurce: „Szczucin w swojej przeszłości przeżywał chwile "wielkie i małe" w zależności od tego jak układały się stosunki ich właścicieli. Do takich "wielkich dni" należał przemarsz przez Szczucin wojsk Sobieskiego pod Wiedeń w roku 1683 o czym świadczy ufundowana na tę pamiątkę i zapomniana dziś figura świętego Marka z wyraźną datą A. D. 1683 jako pamiątka historyczna, a o której wśród miejscowej ludności krążą przeróżne legendy.''

Zdjęcie figurki z kroniki PCEiKZ w Szczucinie.

Zaprezentowane fragmenty pozwalają nam stwierdzić, że powstanie figury związane jest z bitwą pod Wiedniem, w której brały udział polskie wojska pod dowództwem Jana III Sobieskiego. Prawdopodobnie nazwa „Marek” pojawiła się dla upamiętnienia Marka Sobieskiego – starosty krasnostawskiego. Autor figury jest nieznany. Obiekt został zaliczony do ciekawszych atrakcji na Powiślu Dąbrowskim.

Renowacja

W przeszłości figurka była remontowana, można to wywnioskować po dacie wyrytej na krzyżu: 1878, lecz przez następne 126 lat nie zrobiono przy figurce nic co mogłoby polepszyć jej stan, aż do roku 2004. Lokalne źródła z końca XX wieku mówią, że figurka była w krytycznym stanie, co potwierdzają zdjęcia z tamtych lat. Figurka była porośnięta mchem, popękana, a ponadto całość została zakłócona przez pobliski hydrant i słup. Mieszkańcy Szczucina domagali się renowacji figury. W lokalnym czasopiśmie „Wieści Szczucińskie” (nr 6/19/99) możemy przeczytać apel mieszkańców w sprawie renowacji zabytku, której grozi upadek z powodu pęknięcia trzonu.

Wreszcie nadszedł dzień kiedy to prośby mieszkańców zostały wysłuchane. We wspomnianym czasopiśmie „Wieści Szczucińskie” (nr 5/43/04) możemy przeczytać artykuł pod wymownym tytułem "ŚWIĘTY MAREK" powrócił na swoje miejsce. Czytamy w nim: „Kilkunastomiesięczna renowacja dobiegła końca, figurka powróciła na swoje miejsce. 3 października, po wieczornej Mszy Św. uczestnicy w procesji przeszli na miejsce usytuowania kapliczki, gdzie Ksiądz Prałat Józef Przybycień ją poświęcił. Wójt Gminy Szczucin Jan Sipior złożył podziękowania ludziom, którzy pomogli w tej sprawie”.

Podsumowanie

Figurka zwana Markiem jest jednym ze starszych zabytków Szczucina. Dobrze że została wyremontowana, przez to stała się jedną z wizytówek Szczucina.

Kamil Kukuła

Dzieje samorządu terytorialnego

Jednostki samorządu terytorialnego – w myśl Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej z 1997 r. - mają służyć zaspokajaniu potrzeb wspólnoty samorządowej. Dla każdego mieszkańca gminy będzie to najbliższe środowisko, z którym czuje się uczuciowo związany. To właśnie urząd gminy bądź miasta, w których załatwiamy podstawowe sprawy, stał się miejscem, gdzie mamy pierwszy kontakt z samorządem. A historia samorządu terytorialnego ma odległą i bogatą tradycję. Warto ją szerzej poznać.

Nowoczesny samorząd powstał w XX wieku, jednak początków tegoż samorządu należy szukać w odległej przeszłości. To już kilka wieków temu powstały nazwy organów wykonawczych i stanowiących funkcjonujących we współczesnym samorządzie.

Początki

„Z losami Dąbrowy związał się ściśle Mikołaj Spytek Ligęza, który skupił w swym ręku ogromne dobra dziedziczne z Dąbrową oraz zamkiem Bobrek i miastem Chrzanowem na czele, następnie Rzeszów, Głogów i Sędziszów (dla każdego w 1628 r. wyjednał u króla przywilej na jarmarki, zaś w 1631 r. potwierdzenie mostowego), uzyskane drogą małżeństwa oraz nadto bogate królewszczyzny. Odziedziczył po ojcu starostwo żydaczowskie i bieckie, był również starostą ropczyckim oraz kasztelanem żarnowskim (1613) i sandomierskim”. (F. Kiryk, Miasta powiatu dąbrowskiego w okresie przedrozbiorowym (W:) Dąbrowa Tarnowska. Zarys dziejów miasta i powiatu. Pod red. F. Kiryka, Z. Ruty, Warszawa – Kraków 1974, s.150 i n.)

Zdaniem Małgorzaty Stahl początków samorządu terytorialnego szukać można już w ustroju miast średniowiecznych, które starały się zapewnić sobie jak największy zakres niezależności od monarchy i panów feudalnych.

W dawnej Rzeczypospolitej obok urzędów tworzonych i obsadzanych przez władze państwowe istniały „samorządowe” do których należały urzędy miejskie. W takiej formie, w jakiej się wykształciły w wieku XIII, przetrwały do końca Rzeczypospolitej, a niektóre zresztą istnieją do dziś.

Początkowo mieszkańcy miast – podobnie jak chłopi – podlegali władzy panów feudalnych. Przedstawicielami właścicieli w ośrodkach miejskich byli dawni zasadźcy, którzy sprawowali dziedziczne urzędy wójtów. Otrzymywali z tego tytułu część danin należnych panom. Z czasem w miastach doszło do zmian. Mieszkańcy starali się uniezależnić od swoich właścicieli. Po ustaniu podległości decydującą rolę w miastach odgrywały samorządy. Władzę, którą dotychczas sprawowali wójtowie, przejmowały rady miejskie, wybierane przez mieszczan.

W skład Rady wchodzili rajcy, początkowo mianowani przez pana miasta, wójta, czy starostę. Jednak szybko zwyciężyła zasada prawa magdeburskiego, stanowiąca wybór nowej Rady przez ustępującą. Rada miała zadania podobne do współczesnych organów stanowiących w samorządzie. Włodarze średniowiecznego miasta zasiadali w ratuszu. Pierwsze ratusze pojawiły się u nas w XIII wieku, ale właściwy kształt zyskały dopiero w ciągu XIV stulecia.

O pozycji rajców miejskich w mieście niech świadczy tekst źródłowy z księgi miejskiej w Świdnicy z 1328 r.: „Kto zuchwale słowami lub czynami przeciw rajcom źle czyni, winien wiedzieć, że uczynił to przeciw księciu, ponieważ on (książę) tak mówi i chce być szóstym rajcą….”

Z likwidacją wójtostwa dziedzicznego kojarzone jest też pojawienie się instytucji burmistrza, którego rajcy miejscy ze swego grona wybierali. Do wyboru burmistrza nikt postronny nie mógł się mieszać. Burmistrz przewodniczył Radzie i był wykonawcą jej postanowień. W II połowie XVII stulecia przewodniczący Rady w dużych miastach zaczęli używać tytułu prezydenta. W tym miejscu warto wymienić niektórych urzędników wybieranych przez Radę. Byli to: pisarz miejski, syndyk (egzekwował ściąganie podatków), hutman (zarządca ratusza), lonar (zarządzał skarbem miasta i jego finansami).

W XIV w. stopniowo ograniczono władzę wójtów w mieście. Pozostali jednak w innej formie. Stali na czele sądu miejskiego (pan sprawiedliwości). Ponoć sądy wójtowsko-ławnicze wymierzały sprawiedliwość szybko i skutecznie, a najwyższy wymiar kary nie należał do rzadkości. Dlatego miasto potrzebowało kata (mistrza sprawiedliwości). Był to funkcjonariusz bardzo wysoko opłacany.

Jak rządziła się w średniowieczu wieś? Organizacja wsi wywodziła się z XIII wieku. Właściciel gruntu osadzał na nim przybyłą ludność na czele której stał starszy, zwany za wzorem niemieckim – sołtysem. Sołtysi jako naczelnicy wsi pełnili władzę administracyjną, porządkową i sądowniczą. W takiej formie sołtysi przetrwali do końca dawnej Rzeczypospolitej. W kolejnych wiekach pozycja sołtysa została utrzymana nadano jej nowe znaczenie i wyposażano w nowe funkcje.

Początków samorządności (XIV – XVIII wiek) należy też szukać w urzędach obsadzanych przez szlachtę. Były to urzędy centralne, dworskie i ziemskie. To właśnie te ostatnie stworzyły tytuły obowiązujące w samorządzie obecnie.

Rozwój terytorialny państwa zmuszał pierwszych władców Polski do tworzenia podległych sobie urzędów w terenie. Początkowo kraj dzielił się na prowincje zarządzane przez namiestników prowincjonalnych. Następnie prowincje przyjęły postać dzielnic. Liczba tych jednostek stale rosła wskutek dalszych podziałów pomiędzy członków rodziny piastowskiej. Na niższym szczeblu rozwinęła się stopniowo sieć kasztelanii. Tworzyły je tereny położone wokół głównych grodów królewskich. Z czasem kierowali nimi kasztelani. W XV wieku ukształtował się, głównie na podstawie starego podziału dzielnicowego podział Korony na województwa. Towarzyszył temu proces przekształcania się kasztelanii (tereny położone wokół głównych grodów królewskich) w powiaty. Powiat początkowo był tylko okręgiem sądowym, ale z czasem stał się również okręgiem administracyjnym.

W administracji terenowej najważniejsze stały się urzędy wojewodów. Przewodniczył on m.in. sejmikowi elekcyjnemu, wyłaniającemu kandydatów na wakujące urzędy w województwie, przewodniczył też sądowi wiecowemu. Do niego należała jurysdykcja nad ludnością żydowską, miał określone uprawnienia wobec miast królewskich (np. powoływał część rajców, burmistrza).

Kolejnym ważnym urzędem który przetrwał do naszych czasów to urząd starosty. Starosta to namiestnik monarchy, który w jego imieniu sprawował pełnię władzy administracyjnej i wojskowej w poszczególnych dzielnicach.

Z czasem starosta stał się głównym królewskim urzędnikiem lokalnym posiadającym ważne uprawnienia sądowe, policyjne oraz skarbowe. W XVI wieku urząd ten objął wszystkie ziemie koronne. Urzędnik ten był otoczony mirem starościńskim, co oznaczało, że osoba dobywająca miecza w jego obecności była karana śmiercią.

W czasach stanisławowskich pierwsze przejawy samodzielności lokalnej można zauważyć w czasach, kiedy to Sejm Czteroletni zniósł urząd starosty, a w to miejsce stworzył komisje porządkowe cywilno-wojskowe o charakterze samorządowym. Ustawa z 17 kwietnia 1791 r. w miastach królewskich wprowadziła odrębne zgromadzenia uchwalające oraz urzędy wykonawcze (magistrat). Urzędy wykonawcze w miastach pochodziły z wyborów. W mniejszych miastach na czele magistratu stał wójt, a w większych prezydent z radnymi. W cyrkułach obierano osobnych wójtów. Na terenach wiejskich funkcjonowały gromady. Ten ograniczony samorząd został poddany kontroli władzom centralnym.

.

Rozbiory

„W roku 1867, w Galicji po raz kolejny dokonano przekształcenia administracyjnego, zachowując autonomię i szerokie uprawnienia samorządu terytorialnego. (…) Galicję podzielono na powiaty autonomiczne, które pokrywały się z powiatami politycznymi. Władzą autonomiczną w powiecie autonomicznym była Rada Powiatowa i jej organ wykonawczy – Wydział Powiatowy. Rady Powiatowe były ważnym ogniwem samorządu, kontrolowały rady gminne, same zaś podlegały nadzorowi Wydziału Krajowego. Na czele Rad Powiatowych stali marszałkowie powiatów, których wybór osobiście zatwierdzał cesarz. Radnych do władzy autonomicznej powiatu wybierali delegaci gmin wiejskich, gmin miejskich i obszarów dworskich.” (A. Skowron, Problemy krajowe i lokalne w publicznej działalności Jakuba Bojki (1879-1935), Tarnów 2012, s. 24i n.)

W okresie rozbiorów (1795 – 1918) ziemie polskie weszły w skład państw ościennych. Państwa zaborcze wprowadziły na swe terytoria swoją organizację polityczno-administracyjną. Cel był jeden – zrównanie ziem polskich z pozostałymi jednostkami terytorialno-administracyjnymi w Prusach, Austrii i Rosji. Wraz z pobytem wojsk napoleońskich na ziemiach polskich korzystaliśmy też z osiągnięć francuskich. To w ideach Wielkiej Rewolucji Francuskiej należy doszukiwać się nowoczesnego modelu samorządu terytorialnego. Ustawa z 1789 roku wprowadziła we Francji system decentralizacji administracji publicznej.Ustawa ta określiła samorząd jako „czwartą władzę” w państwie. Wtedy wprowadzono zasadę wybieralności organów samorządu oraz podział na organy stanowiące i wykonawcze. Takie rozwiązania zastosowano w Księstwie Warszawskim (1807-1815). Na mocy dekretu królewskiego z 23 lutego 1809 r. utworzono gminy wiejskie i miejskie. Na czele gminy miejskiej stał burmistrz podlegający podprefektowi, a na czele gminy wiejskiej stał wójt powoływany przez prefekta, (najczęściej spośród dziedziców). Wzorem francuskim wprowadzono organy kolegialne pod nazwą rad: departamentowych, powiatowych i municypalnych. Dekret z 1809 r. powołał rady miejskie i wiejskie.

Z kolei w Prusach punktem wyjścia dla budowy samorządu była walka miast z absolutyzmem monarszym i książęcym. Po raz pierwszy oddanie części władzy mieszkańców zapisane tu zostało w 1808 r. Nowa ordynacja zakładała dynamiczny rozwój życia gospodarczego i publicznego poprzez organy samorządu, pochodzące z wyborów opartych na zasadzie reprezentacji oraz prawo samodzielnego zarządzania sprawami miasta. Trzeba też podkreślić, że w zaborze rosyjskim do roku 1905 r. samorząd nie istniał z wyjątkiem gminy wiejskiej na terenie Królestwa Polskiego.

Powiśle Dąbrowskie w okresie zaborów wchodziło w skład zaboru austriackiego. Dlatego warto więcej czasu poświecić roli samorządu w tym zaborze. Pojęcie gminy wiejskiej jako jednostki administracyjnej wprowadziła austriacka ustawa gminna z 12 sierpnia 1866. W myśl tej ustawy – gmina, obejmująca z reguły tylko jedną wieś, posiadała swe władze.. Organami samorządu gminnego były rady gminne i zwierzchności gminne. Rady gminne, liczyły 8-36 członków, były organami uchwałodawczymi i nadzorczymi. Organem wykonawczym była zwierzchność gminna, obejmująca naczelnika gminy (wójta) oraz kilku przysiężnych powołanych na trzyletnią kadencję. Naczelnik przewodniczył radzie gminy, nad którą miał przewagę.

Jednocześnie z samorządem gminnym powołano w Galicji samorząd powiatowy. Organem uchwałodawczym były rady powiatowe (26 członków), które zajmowały się najczęściej drogami, oświatą i dobroczynnością. spośród członków tych rad wybierano kilkuosobowe wydziały powiatowe. Na czele tego organu stal marszałek powiatu (prezes). Organy powiatowe sprawowały nadzór nad samorządem gminnym a nadzór nad samorządem powiatowym sprawował Wydział Krajowy oraz Namiestnik.

Po I rozbiorze Polski i wprowadzeniu przez Austriaków nowego podziału administracyjnego w latach 1782 – 1855 Dabrowa Tarnowska, Szczucin, Żabno należały do cyrkułu tarnowskiego. Kolejny podział administracyjny sprawił, że powstało starostwo w Dąbrowie Tarnowskiej, a tereny dzisiejszej gminy Szczucin znalazły się w powiecie dąbrowskim, w którym pozostają po dzień dzisiejszy. Wówczas powiat dąbrowski składał się ze 102 gmin wiejskich, 3 gmin miejskich (Dąbrowa, Żabno, Szczucin) oraz 91 obszarów dworskich.

II Rzeczpospolita

Na terenie byłej Galicji, a więc i w powiecie dąbrowskim został zlikwidowany kurialny system wyborczy, faworyzujący klasy posiadające. Największą zasługą miejscowych władz terenowych miejskich i powiatowych było utrzymanie w latach trzydziestych powiatu dąbrowskiego, jako odrębnej jednostki administracyjnej.” (J. Zawistowski, Stosunki społeczno-gospodarcze w powiecie Dąbrowa Tarnowska w latach 1918 – 1939 (W:) Dąbrowa Tarnowska. Zarys dziejów miasta i powiatu. Pod red. F. Kiryka, Z. Ruty, Warszawa – Kraków 1974, s. 394.)

Przejdźmy do XX wieku, który w Europie nazywa się czasem „stuleciem samorządu”. Niestety historia samorządu w Polsce w tym wieku ma różne oblicza. Po odzyskaniu niepodległości w 1918 młode państwo musiało przezwyciężyć wiele trudności. Jednym z nich było ujednolicenie samorządu terytorialnego, który występował w różnorodnych formach. Korzystano przy tym z teorii i praktyki państw obcych, przystosowując je do warunków polskich. Następnie podejmowano próby tworzenia własnych, oryginalnych rozwiązań.

Już w pierwszych tygodniach listopada 1918, gdy tworzono tymczasowe ośrodki władzy na terenie Galicji Polska Komisja Likwidacyjna (przewodniczący Wincenty Witos) mocno zaakcentowała potrzebę istnienia samorządu. Już 23 listopada 1918 r. PKL wydała rozporządzenie w którym m.in. czytamy: „powołane do Rad miejskich mogą być także kobiety”. Tym samym Polska dołączyła do państw, które szybko zrealizowały potrzeby kobiet w pozyskaniu prawa wyborczego. Pierwszym komisarzem powiatowym w Dąbrowie Tarnowskiej decyzją PKL został Włodzimierz Hendrich.

Organ administracji rządowej w pierwszej instancji stanowił starosta powiatowy. Podobnie jak wojewoda pozostawał on przedstawicielem rządu na terenie powiatu i zwierzchnikiem rządowej administracji ogólnej na tym obszarze. Starostę mianował minister spraw wewnętrznych, a podlegał on w wykonywaniu swych obowiązków wojewodzie. Na powiat dąbrowski w r. 1925 składały się 2 miasta i 103 gminy wiejskie w okręgach sądowych Dąbrowa i Żabno.

Zasadniczy wpływ na funkcjonowanie samorządu terytorialnego miała „ustawa scaleniowa” z 23 marca 1933 r. Na mocy tej ustawy na wszystkich szczeblach samorządu (samorząd wojewódzki, powiatowy i gminny) występował podział na organy uchwalające i wykonawcze. W miejsce gmin jednostkowych wprowadzono gminy zbiorowe (w powiecie dąbrowskim – osiem), składające się z kilku lub kilkunastu gromad. W samorządzie gromadzkim organem uchwałodawczym była rada lub zebranie gromadzkie, a organem wykonawczym był sołtys.

W gminie wiejskiej organem uchwałodawczym była rada gminy, wyłaniana w wyborach pośrednich. Zarząd gminy był organem wykonawczym, w skład którego wchodził wójt z ławnikami. W gminach miejskich odpowiednio powoływano rady miejskie, z wyboru których pochodził zarząd miasta obejmujący burmistrza z ławnikami. W powiatach od 1933 r. w wyborach pośrednich wyłaniano rady powiatowe. Z ich wyboru pochodził wydział powiatowy, będący organem wykonawczym, na czele którego stał starosta.

Uprawnienia samorządu w II Rzeczpospolitej obejmowały zarówno własny jak i zlecony zakres działalności. Ustawa z 1933 r. rozszerzyła nadzór nad samorządem terytorialnym.

Okupacja

W skład dystryktu krakowskiego wchodziło 10 powiatów, które w większości nie pokrywały się z granicami powiatów przedwojennych. Zgodnie z nowym podziałem administracyjnym powiat tarnowski został utworzony z dawnych powiatów: brzeskiego, dąbrowskiego i tarnowskiego. W nomenklaturze okupacyjnej nosił on nazwę Kreishauptmannschaft Tarnów. Powiat dąbrowski częściowo utracił swą samodzielność. W miejsce zniesionego powiatu została utworzona w Dąbrowie ekspozytura starostwa tarnowskiego pod nazwą Landkomisariatu.” (A. Pietrzyk, Powiat dąbrowski w latach okupacji hitlerowskiej (1939 – 1945). (W:) Dąbrowa Tarnowska. Zarys dziejów miasta i powiatu. Pod red. F. Kiryka, Z. Ruty, Warszawa – Kraków 1974, s.559.)

W czasie okupacji w kraju funkcjonowało Polskie Państwo Podziemne, które obok Głównego Delegata Rządu powołało delegatów okręgowych i powiatowych. Delegaci okręgowi i powiatowi kierowali administracją rządową zespoloną. W powiecie dąbrowskim konspiracyjnym starostą był mieszkaniec Słupca, działacz ludowy – Stanisław Klimczak ps. „Żelazny”.

Polska Ludowa

„Powojenny model szczucińskiego samorządu gminnego przetrwał do 1950 roku, tj. do czasu zniesienia uchwałą Rady Państwa zarządów gminnych i powołania Gminnych Rad Narodowych. W myśl ustaleń dokonanych na posiedzeniu Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w dn. 7 czerwca 1950 roku, przeprowadzone zostały we wszystkich gminach powiatu, poszerzone posiedzenia gminnych rad narodowych, podczas których wybrane zostały prezydia rad gminnych, likwidując tym samym funkcję wójtów i zarządów gminnych.” (K. Struziak, Szczucin i okolice. Zarys dziejów do 1948 roku, Szczucin 2009, s. 368 i n.)

Lata 1944 -1950 to okres kształtowania się zasadniczej koncepcji modelu ustrojowego administracji terenowej. Był to okres przejściowy, ponieważ za podstawę prawną organizacji administracji terenowej stanowiły oprócz nowych aktów normatywnych akty wydane w II RP. Jedną z nowości było powiązanie samorządu z radami narodowymi.

Przyjęty 1 stycznia 1944 r. Statut Tymczasowy Rad Narodowych stanowił pierwszą podstawę organizacyjną aparatu terenowego ośrodka komunistycznego. W myśl tego dokumentu, zgodnie z wzorcem radzieckim, tworzono Wojewódzkie Rady Narodowe (WRN), a na niższych szczeblach – Powiatowe i Miejskie Rady Narodowe (w skrócie odpowiednio: PRN i MRN), wreszcie - Gminne Rady Narodowe (GRN). Funkcjonujące w tym okresie rady narodowe nie posiadały demokratycznego mandatu, ponieważ w ich skład wchodzili reprezentanci głównych formacji politycznych i związanych z nimi organizacji społecznych, nie pochodzący z wyboru społecznego, lecz z desygnacji. Warto zaznaczyć, że do 1950 r. dominującą role w administracji terenowej odgrywały organy administracji ogólnej – wojewodowie i starostowie. Powstałe do 1946 r. województwa (14) przetrwały do 1950 r.

Zasadniczy przełom nastąpił w 1950 r., kiedy to 20 marca przyjęto ustawę o terenowych organach jednolitej władzy państwowej. Zmiany w tej ustawie zostały zaczerpnięte z wzorca radzieckiego. Sejm zniósł urzędy wojewodów, starostów, burmistrzów i wójtów. Uznano, że organami władzy terenowej są rady narodowe.

Jaką rolę pełniły owe rady? Były one organami władzy państwowej w jednostkach podziału terytorialnego i na ich obszarze kierowały działalnością gospodarczą, społeczną i kulturalną. Na czele rad stały prezydia, które w praktyce przejęły funkcję rad narodowych. „Teoretycznie rady - pisze Grzegorz Górski - stały się ciałami obieralnymi, ale w praktyce zasady prawa wyborczego zostały tak skonstruowane, iż elekcja stawała się jedynie swego rodzaju plebiscytem poparcia dla władz komunistycznych, a funkcje radnych obejmowali nominaci PZPR”. Od 1950 r. liczba województw wzrosła do 17. Stan ten przetrwał do 1975 r.

Warto zatrzymać się nad historią samorządu po II wojnie na naszym terenie. Problematyka dotycząca dziejów samorządu w Szczucinie omówił Krzysztof Struziak w pracy „Szczucin i okolice. Zarys dziejów do 1948”. Omówienie dalszych dziejów szczucińskiego samorządu czeka na lokalnego historyka. Są do tego przecież odpowiednie źródła.

W Archiwum Narodowym w Krakowie, Odział w Tarnowie, akta gminy Szczucin stanowią najlepiej zachowany zespół akt gminnych powiatu dąbrowskiego (1945 -1954). Akta te mogą być przyczynkiem do powstania pracy o dziejach samorządu terytorialnego w Szczucinie w czasach Polski Ludowej. Są tam protokoły mówiące o bieżących problemach mieszkańców poszczególnych gromad. W aktach tych są też sprawy drażliwe; np. na polecenie Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Dąbrowie Prezydium Gminnej Rady Narodowej w Szczucinie w 1951 r musiało wydać opinię o byłych działaczach Polskiego Państwa Podziemnego z terenu gminy Szczucin.

Istotne zmiany zaszły na mocy Ustawy o reformie podziału administracyjnego wsi i powołaniu gromadzkich rad narodowych z 25 września 1954 r., w której gminy zostały zastąpione gromadą jako jednostką podziału terytorialnego W związku z tym w miejsce 3 tysięcy gmin powołano ok. 8800 gromad powiększonych. Ich liczba sukcesywnie malała. Zmianę tę tłumaczono jako dostosowanie podziału administracyjnego do potrzeb budownictwa socjalistycznego na wsi. Na czele podstawowej jednostki administracyjnej stała gromadzka rada narodowa z prezydium (przewodniczący, zastępca, sekretarz i członkowie)

Z dniem 1stycznia 1955 roku przestała istnieć Gmina Zbiorowa Szczucin, a na jej miejscu powstały samodzielne Gromady:

1. Borki (dotychczasowe gromady Borki, Maniów i Wola Szczucińska)

2. Dąbrowica (Dąbrowica, Załuże)

3.Szczucin (Lubasz, Łęka Szczucińska, Łęka Żabiecka, Szczucin i Świdrówka)

4. Słupiec (Słupiec)

5. Zabrnie (Brzezówka, Suchy Grunt, Zabrnie oraz Małec z gm. Radgoszcz)

W połowie lat siedemdziesiątych (1972-1975) likwidacji uległ trójstopniowy system podziału terytorialnego państwa na rzecz dwustopniowego (zlikwidowano powiaty). Najpierw w 1972 r. zniesiono gromady (4300) zastępując je większymi pod względem obszaru gminami. Prezydia rad stały się organami wewnętrznymi rad, ponadto przywrócono funkcje wojewodów i utworzono funkcje naczelników miast i gmin. Na miejsce dotychczasowych 17 województw powołano 49 nowych, stosunkowo mniejszych województw (w tym województwo tarnowskie). Nowością w systemie gminnym było powołanie urzędu gminy, czyli terenowego organu administracji państwowej do wykonywania zadań naczelnika gminy.

W latach siedemdziesiątych włodarze województwa tarnowskiego podjęli decyzję o zmianach ilości gmin na terenie województwa. Od 1976 r. gmina Mędrzechów została połączona w jedną gminę z siedzibą w Szczucinie. Ten stan rzeczy utrzymał się do 1982 r., gdy gmina Mędrzechów wznowiła swoją działalność. Sołectwo Skrzynka została w gminie Szczucin.

III Rzeczpospolita

„Na początku marca 1998 r., gdy jeszcze nie został ustalony termin wyborów, ujawniono przyszły podział administracyjny kraju z dwunastoma województwami i ok. 300 powiatami. Dyskusja wokół tego problemu przerodziła się szybko w wielką burzę konfliktów. (…) W Sejmie natomiast głównym przedmiotem sporu była liczba i granice nowo powołanych województw. (…) Przede wszystkim rządowi nie udało się obronić koncepcji 12 województw. Została ona odrzucona przez Sejm, także głosami koalicji. W konflikt włączył się prezydent występujący w interesie społeczności tych regionów, które były pierwotnie pozbawione statusu samodzielnego województwa. Zawetował on projekt ustawy z 15 województwami, opowiadając się za liczbą 17, czyli taką, jaka była do 1975 r. Koalicja, nie mając w Sejmie większości potrzebnej do odrzucania prezydenckiego weta, musiała szukać kompromisu, w ten sposób powstało 16 nowych województw.” ( A. K. Piasecki, Wybory. Parlamentarne, samorządowe, prezydenckie – 1989 -2002, Toruń 2004, s. 164 i n.)

Idee samorządu terytorialnego, w pełnym tego słowa znaczeniu, jako niezależnego związku mieszkańców, rozwinęły się w latach 1980 – 1981 na fali ówczesnych wydarzeń, efektem których było powstanie Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność”. To właśnie w Programie I Krajowego Zjazdu Delegatów NSZZ „Solidarność” zamieszczony został rozdział VI zatytułowany „Samorządna Rzeczpospolita”.

Dopiero rok 1989 przyniósł Polsce wiele zasadniczych zmian ustrojowych .W zmianach tych tworzenie samorządu terytorialnego miało istotne znaczenie. W pierwszej fazie zmian (1990) doprowadzono do likwidacji systemu rad narodowych, odtwarzając samorząd terytorialny. Powołano go jednak jedynie na szczeblu gminnym (w gminach wiejskich i gminach miejskich), gdzie organami stanowiącymi miały być pochodzące z wyborów powszechnych rady gminne i rady miejskie. Funkcje wykonawcze w ramach samorządów gminnych pełnić miały zarządy kierowane przez wójtów, burmistrzów czy prezydentów miast.

To właśnie wybory samorządowe z 27 maja 1990 roku były pierwszymi wyborami, w których samorząd był wybrany według reguł demokratycznej elekcji. Frekwencja podczas wyborów była bardzo niska. Głosowało tylko 42,27 procent uprawnionych. Od 2000 roku decyzją Sejmu RP dzień 27 maja stał się Dniem Samorządu Terytorialnego. Warto przypomnieć, że 8 marca 1990 roku Sejm przyjął ustawę o samorządzie terytorialnym.

Dalej jednak dynamika zmian funkcjonowania samorządu w Polsce nie została zakończona.

I tak w 1998 roku podjęto próbę zasadniczej przebudowy ustroju administracji terenowej w państwie. Przede wszystkim przywrócono trójstopniowy podział terytorialny kraju, odbudowując instytucje powiatów. Jednocześnie zmniejszono radykalnie liczbę województw (z 49 do 16). Tak powiaty, jak i województwa otrzymały swoje własne ciała samorządowe w postaci wybieranych w wyborach powszechnych rad powiatowych i sejmików wojewódzkich. Organami wykonawczymi tych ciał stały się zarządy powiatów i województw ze starostami i marszałkami na czele.

Hasło bezpośredniej elekcji wójtów, burmistrzów i prezydentów miast towarzyszyło samorządowi od początków istnienia III Rzeczpospolitej. Zmiana nastąpiła w 2002 roku.

Ostatnią zmiana miała miejsce w 2014 r. Radni gmin zostali wybrani w okręgach jednomandatowych Frekwencja wyborów 16 listopada 2014 r. to 47,40 procent.

Wydaje się, że nie jest to ostatnia zmiana. Nie ulega jednak wątpliwości, że istniejące rozwiązania nie są idealne i wymagają cały czas doskonalenia.

Marek Jachym

Bibliografia:

Akta Gminy Szczucin , Archiwum Narodowe w Krakowie, Odział w Tarnowie.

P. Czerwiński, Geneza i istota samorządu terytorialnego, Intenet ( pldocs.org/docs/index-55737.html)

Dąbrowa Tarnowska. Zarys dziejów miasta i powiatu. Pod red. F. Kiryka, Z. Ruty, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa – Kraków 1974.

B. Dolnicki, Samorząd terytorialny, Wolters Kluwer Polska Sp. z o.o. Warszawa 2012.

G. Górski, Historia administracji, Wydawnictwo Prawnicze LexisNexis, Warszawa 2002.

Z. Górski, Urzędy i godności w dawnej Polsce, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1983.

M. Kallas, Historia ustroju Polski X – XX w., Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1997.

J. Karpiński, Portrety lat. Polska w odcinkach 1944 – 1988, Wszechnica Społeczno-Polityczna, 1989.

K. Kuc, Powiat. Przestrzeń władzy publicznej, Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 2013.

Księga Pamiątkowa ku uczczeniu pierwszego dziesięciolecia odrodzonej ojczyzny, Wydawnictwo związku Zrzeszeń pracowników Publicznych województwa Krakowskiego w Krakowie, 1931.

E. J. Nowacka, Polski samorząd terytorialny, Wydawnictwo Prawnicze LexisNehis, Warszawa 2006.

A. K. Piasecki, Wybory. Parlamentarne, samorządowe, prezydenckie – 1989 -2002, Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 2004.

Polska współczesna. Encyklopedia szkolna, Wydawnictwo Szkolne i Pedagogiczne, Warszawa 1979.

A. Skowron, Problemy krajowe i lokalne w publicznej działalności Jakuba Bojki (1879-1935), Stowarzyszenie Samorządów Powiatu Dąbrowskiego, Tarnów 2012.

M. Stahl, Geneza samorządu terytorialnego i jego miejsce w państwie (W:) Zasady organizacji i działania terenowej administracji publicznej. Fundacja Rozwoju Demokracji Lokalnej, Warszawa 1991.

K. Struziak, Szczucin i okolice. Zarys dziejów do 1948 roku, Urząd Miasta i Gminy Szczucin, Szczucin 2009.

Teksty źródłowe do nauki historii w szkole, nr 8: Miasta i mieszczaństwo średniowiecza (do schyłku XV w.), oprac. R. Heck, Warszawa 1959 , s. 7-8 (W:)I. Janicka, Poznać przeszłość. Rządzący i rządzeni. Podręcznik do historii i społeczeństwa, Nowa Era, Warszawa 2014.

L. Zugaj, Historia administracji gminy Mędrzechów w latach 1945 -1990 (W:) Gmina Mędrzechów od czasów najdawniejszych do współczesności. Praca zbiorowa pod red. E. Jurczyk i K. Struziaka, Wyd.s.c. K. i D. Kobylańscy, Gminna Biblioteka w Mędrzechowie, Tarnów 2015.

Spacerkiem po Brzezówce

Obecnie jestem uczennicą Powiatowego Centrum Edukacji i Kompetencji Zawodowych w Szczucinie. Uczęszczam do klasy, w której jednym z

realizowanych przedmiotów nauczania w zakresie rozszerzonym jest historia. Zacięcie do historii lokalnej spowodowało, że zainteresowałam się dziejami

Brzezówki. Brzezówka to wieś, w której mieszkam od urodzenia. Niestety, już na początku zbierania źródeł o swojej miejscowości, stwierdziłam, że tego

materiału będzie niewiele. Moją uwagę zwróciła książka wydana przez Oficynę Wydawniczą „Apla” (Krosno 2002), w której o Brzezówce czytamy:

Wieś nad rzeką Breń, położona na płaskim, podmokłym terenie, pośród łąk poprzecinanych malowniczo rozlanymi potokami. Przy drogach kilka

kapliczek i figur, w większości współczesnych, bez wartości artystycznej. Najokazalej prezentuje się, wzniesiona na początku XX wieku prostokątna

kaplica, ozdobiona od frontu dwustrefowym szczytem z trzema krzyżami”.

Uwagi autorów o Brzezówce zmieniły mój pomysł na artykuł. Postanowiłam opisać charakterystyczne fragmenty mojej miejscowości. Czytelników

artykułu chcę zaprosić na wspólny spacer po mojej miejscowości.

Zarys historii Brzezówki

Brzezówka to wieś położona w województwie małopolskim, w powiecie dąbrowskim, w gminie Szczucin. W latach 1975-1998 miejscowość

administracyjnie należała do województwa tarnowskiego. Ogólny obszar Brzezówki to 644 ha i 272 gospodarstwa rolne. Nazwa jej świadczy o dawnym

zalesieniu tych ziem brzozami. W źródłach pisanych pojawia się w XVI wieku. Brzezówka w Gminie Szczucin sąsiaduje z wioską Suchy Grunt i Zabrnie.

Wieś należała kiedyś do parafii p. w. św. Marii Magdaleny w Szczucinie. Niestety odległość do Kościoła w Szczucinie była zbyt wielka i nie było żadnej

komunikacji publicznej, dzięki której parafianie z Brzezówki mogliby się dostać bez problemu na Mszę Świętą. Postanowiono wybudować Kościół bliżej

Suchego Gruntu, Brzezówki i Zabrnia. Po wielu sporach (parafianie z Brzezówki chcieli, by kościół stanął w ich miejscowości) Kościół został wybudowany

w Zabrniu. Mieszkańcy mojej wsi w miejscu, gdzie miał stanąć kościół, wznieśli krzyż.

Wróćmy do kapliczek i figur w mojej wsi. Jaką spełniają rolę? O tej sprawie pisał Tadeusz Basiura w artykule „Przydrożne kapliczki”.

Autor artykułu twierdzi, że kapliczki i figury są świadkami wydarzeń jakie kiedyś miały miejsce. Są przede wszystkim znakiem wiary naszych

przodków, elementami ich kultury i wierności tradycji. Wiele z nich to najcenniejsze zabytki naszych miejscowości. Kapliczki i figury zachęcają nas do

spotkania z Panem Bogiem. Nie trzeba jechać daleko, by móc się pomodlić. Ich rolą jest także wskazywanie drogi i utwierdzanie w wierze. Kapliczki często

spełniają rolę małego kościoła, ponieważ ludzie starsi, którzy nie mają możliwości dostać się do kościoła, często tam się modlą. Mogą też przypominać

podróżnym, że czeka nas długa wędrówka do Pana Boga. Kiedyś… przechodzący koło kapliczki, udający się do pracy lub w podróż ludzie, chwalili Boga,

żegnając się albo cicho prosili o pomyślność zamierzeń i dziękowali za opiekę, gdy wracali do domu. Dziś...przez cały rok utrzymywany jest wokół nich

porządek, są w miarę możliwości, odnawiane, odmalowywane, dekorowane flagami i wstęgami, ozdabiane kwiatami. Świadczy to o lokalnej potrzebie

trwania kapliczek. Stanowią bardziej świadectwo przeszłości niż potrzebę teraźniejszości. Podróżni w szybkich samochodach tylko kątem oka widzą

kapliczkę, która nie wywołuje u nich żadnych religijnych odruchów. Coraz mniej jest tych, którzy zatrzymują się choć na chwilę i powierzają Bogu w

poświęconym miejscu swoje sprawy, poproszą o opiekę lub modlą się. Religijne znaki ludzie mijają szybko i obojętnie, a niektórzy traktują je jak element

krajobrazu.

Kapliczka

Spacerując po Brzezówce możemy natknąć się na różne kapliczki, figurki i krzyże przydrożne. Są one usytuowane w różnych miejscach, zarówno

często jak i mniej uczęszczanych. Każde z nich były wykonane w jakimś celu. Jedne z podziękowaniami, a inne z prośbami o zdrowie, czy pomyślność w

życiu.

Koniecznie należy się zatrzymać nad historią najokazalszej kapliczki w Brzezówce. Kapliczka została wybudowana w 1938 r. przez Stefanię i Adolfa

Dobrowolskich. Została postawiona w miejscu, w którym znajdował się krzyż przydrożny, który nie nadawał się już do remontu. Państwo Dobrowolscy

widząc stan krzyża, który stał w tamtym miejscu, chcieli zastąpić kościołem. Ludzie z Brzezówki musieli chodzić na Msze Święte aż do odległego Szczucina.

Może to nie byłby problem gdyby nie to, że dawniej nie było środków transportu takich jak dzisiaj. Większość ludzi musiała iść na piechotę, a tylko

nieliczni jeździli tam furmankami. Starsi ludzie nie mieli siły na to, by iść tak daleko; dlatego wielu ludzi po prostu nie chodziło na Mszę Świętą. Niestety

państwo Dobrowolscy nie uzyskali zgody zarówno na budowę kościoła jak i większej kaplicy. Postanowili zbudować na własny koszt kapliczkę, przy której

raz w roku w święto Matki Bożej Zielnej odprawiano by Msze Św. i dziękowano Bogu za plony i otrzymane dary. Dobrowolscy wynajęli murarzy, którzy ją

wybudowali, a sami udekorowali jej wnętrze. Kapliczka służy lokalnej społeczności do dzisiaj. Położona jest na niewielkim wzniesieniu obok drogi

biegnącej w stronę tzw. Rynku w Brzezówce (centrum wsi). Wewnątrz jest ołtarzyk z obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej, przed którym w ubiegłych

latach ludzie modlili się dziękując Bogu za plony, a także odprawiane były tam Msze Święte. Kapliczka ogrodzona jest niewielkim płotkiem, a za nim

ustawione są ławeczki dla śpiewających majówki. Obecnie kapliczką zajmuje się pani Renata Dobrowolska.

O współczesnej funkcji kapliczki opowiada mieszkanka Brzezówki, p. Helena Kupiec :

„W kapliczce organizujemy „majówki”, które rozpoczynają się o godzinie 19. Majówki zawsze rozpoczynamy od powitania Matki Bożej pieśnią, następnie

odmawiamy wspólnie Litanię Loretańską i śpiewamy pieśni przez około godzinę, na końcu żegnamy Matkę Bożą pieśnią "O Maryjo żegnam Cię..."W

spotkaniach przy ładnej pogodzie grono uczestników liczy do 20 osób”.

Kapliczka z zewnątrz

Obraz Matki Boskiej Częstochowskiej znajdujący się w środku kapliczki

Zdjęcie przedstawia kapliczkę dawniej, przed którą modlili się mieszkańcy Brzezówki w święto Matki Bożej Zielnej

Inne miejsca kultu

Kapliczka na postumencie

Przy drodze prowadzącej z Domu Strażaka w kierunku mostu na Upuście na działce państwa Jeżów, wzniesiona została w 1952 roku kapliczka z

fundacji śp. Wiktorii i Władysława Kupców z wdzięczności za odzyskane zdrowie. Została odnowiona w 2005 roku. Betonowa czworościenna podstawa

pokryta jest kolorowymi płytkami imitującymi kolory kamienia. Na postumencie znajduje się oszklona kapliczka pokryta blaszanym daszkiem, w środku

znajduje się figurka Matki Bożej. Wokół figurki jest piękny, ozdobny żelazny płotek. Figurką zajmuje się pani Magdalena Jeż.

Figurka Serca Pana Jezusa

Figurka stoi na działce państwa Kozaczków w pobliżu zabudowań państwa Przybyłów. Wzniesiona została w 1919 roku. Kamienny posąg Chrystusa stoi na

postumencie zakończonym ozdobnym gzymsem z główką aniołka pośrodku. Na podstawie postumentu jest tabliczka z wyrytym napisem ukazanym na

zdjęciu poniżej.Fundatorami byli rodzice dwóch księży Jana i Józefa Lechów.

Figurka Matki Boskiej Saletyńskiej

Wybudowana w 1983 roku i położona na posesji państwa Świądrów. Figura Matki Boskiej Saletyńskiej postawiona jest na postumencie i nakryta blaszanym

daszkiem. Z przodu znajduje się tabliczka z modlitwą rolników.

Fundatorami figury byli śp. Julia i Zygmunt Patrowie z Radwana, wykonał ją Z. Pater. Figurka ogrodzona jest drewnianym płotkiem.

Krzyż na postumencie

Krzyż stoi przy posesji państwa Sajdaków, wzniesiony został z fundacji rodziny Grzywaczów w 1806 roku. Na postumencie znajduje się betonowy krzyż z metalowym wizerunkiem Chrystusa.

Krzyż drewniany

Na wprost Ośrodka Zdrowia w Brzezówce w miejscu gdzie miał powstać kościół parafialny, postawili ludzie ze wsi w 1979 roku drewniany krzyż. Ramiona

krzyża ozdobione są blaszanymi wycięciami i nad wizerunkiem Pana Jezusa jest także blaszany daszek zakończony tymi wycięciami. Krzyż jest ogrodzony

metalowym płotkiem, na którym wieszane są donice z kwiatami .

Podobny krzyż znajduje się na posesji państwa Sasów wzniesiony w 1930 roku z fundacji śp. Macieja i Katarzyny Sajdaków, a wykonany przez Jana

Piesyka .

Odnowiony został przez właścicieli posesji w 2000 roku. W dni krzyżowe co roku do krzyża odbywają się procesje.

Krzyż żeliwny

Żelazny krzyż znajduje się na działce państwa Bielatów na wprost zabudowań Józefy i śp. Franciszka Kupców, został ufundowany przez panią Józefę

Kupiec i postawiony w miejscu dwóch poprzednich krzyży drewnianych, które uległy wcześniej zniszczeniu. Pierwszy z nich był wzniesiony na tzw. Starym

cmentarzysku – w miejscu, gdzie po epidemii czerwonki grzebano zmarłych. Drugi wzniesiony w 1962 roku był drewniany z metalowym wizerunkiem

Chrystusa oraz umieszczoną poniżej kapliczką z gipsową figurką Najświętszej Marii Panny Niepokalanie Poczętej. Obecny żeliwny krzyż stoi na

wzniesieniu i jest przytwierdzony do betonowego, obłożonego ceramicznymi płytkami fundamentu.

OSP

Kolejną charakterystyczną budowlą w mojej miejscowości jest budynek Ochotniczej Straży Pożarnej. Początki historii straży w Brzezówce sięgają

1922 roku. Założycielami byli p. Szarek Wojciech, p. Puła Józef oraz p. Mazur Józef. Remizę wybudowali w czynie społecznym strażacy oraz mieszkańcy

Brzezówki. Nasza jednostka od wielu lat bierze czynny udział w różnych obchodach i uroczystościach kościelnych, a także w zawodach sportowo-

pożarniczych na szczeblu gminnym, powiatowym i wojewódzkim. Co 10 lat przed naszą remizą są obchodzone uroczystości rocznicowe. Odprawiana jest

wtedy uroczysta Msza Święta polowa, po której odbywają się uroczystości jubileuszowe. Ostatnia taka uroczystość miała miejsce 31.08.2014 r.

Ośrodek Zdrowia

Budynek ten został wybudowany przez mieszkańców mojej wsi w 1964 r., a został oddany do użytku w 1967r. Zarówno dawniej jak i dziś przyjmowani są

tam pacjenci z naszej wsi i sąsiednich. Dziś w tym budynku znajduje się także gabinet stomatologiczny oraz biblioteka publiczna, w której wszyscy są mile

widziani. W naszym Ośrodku Zdrowia jest miły personel i dobra opieka medyczna.

Zakończenie

Spacer po mojej wsi uzmysławia mi, że tak duża liczba krzyży i kapliczek jest znakiem wiary mieszkańców. Omawiane miejsca kultu są nadal zadbane,

utrzymane w należytym porządku. Do pozytywnego wizerunku wsi dołącza też odnowiony budynek OSP. Pewnie wielu czytelników artykułu pomyśli, że

opisane miejsca nie maja wartości historycznych czy artystycznych, ale dla mnie i mieszkańców Brzezówki mają wartość sentymentalną, patriotyczną i

religijną. Stały się one nieodzownym elementem klimatu i „nastroju” małopolskiej wioski przywiązanej do tradycji. Nie wyobrażam sobie Brzezówki bez

tych interesujących elementów architektury, które na stałe wrosły w pejzaż wsi.

Ewa Furgał

Bibliografia:

T. Basiura, Przydrożne kapliczki, katolik.pl serwis internetowy

M. Jachym, 90 lat Ochotniczej Straży Pożarnej w Brzezówce, Brzezówka 2014.

M. Jachym - 30 lat parafii św. Maksymiliana w Zabrniu, Parafia Rzymskokatolicka pw. Św. Maksymiliana w Zabrniu

H. Lawera, A. Bata, Gmina Szczucin, Krosno 2002.

Zdjęcia pochodzą ze zbiorów prywatnych:

-R. Dobrowolska

-E. Furgał

Wywiadu udzielili: p. Renata Dobrowolska , p. Helena Kupiec

Ślady powstań śląskich na terenie Ziemi Szczucińskiej

W Telewizji Polskiej S. A. emitowany jest program o tematyce historycznej „Było… nie minęło”. Konstrukcja programu oparta jest na pomyśle szukania śladów historii, które w dziejach Małej Ojczyzny odegrały ważną rolę. Czas sprawił, że zostały one zapomniane. Akcja programu biegnie dwutorowo. Prowadzący program Adam Sikorski wraz z ekipą telewizyjną, przeszukuje miejsca wydarzeń historycznych, by następnie przedstawić źródła historyczne mówiące o tym wydarzeniu. Są to najczęściej materialne i niematerialne źródła historyczne, które pozwolą autorom programu odpowiedzieć na wiele nurtujących ich pytań. Program ma charakter wyprawy poszukiwawczej, co zwiększa jego oglądalność, a odbiorcami programu jest wielu młodych adeptów historii. Autorzy programu oczekują od widzów informacji o wydarzeniach, czy źródłach historycznych, które warto odtworzyć i ponownie przywrócić edukacji regionalnej.

Wydaje mi się, że takie źródła historyczne posiadam, a odtworzenie ich dziejów zapewne pozwoliłoby autorom programu na nakręcenie kolejnego odcinka.

W moim rodzinnym domu znajdują się fragmenty sztandaru związanego z dziejami powstań śląskich. Warto w tym miejscu przypomnieć, z czego składa się sztandar. Otóż sztandar składa się z płata, i drzewca zakończonego głowicą. W domu znajdują się części płata oraz orła, który był zakończeniem drzewca.

Jak one trafiły na Borki? W 2006 r. podczas prac ziemnych na mojej posesji, przypadkowo natrafiono na dobrze zabezpieczony pojemnik. Wykopalisko wzbudziło ogromną ciekawość. Po dokładnym oczyszczeniu zebranym ukazał się orzeł z rozpostartymi skrzydłami oraz wizerunek Matki Boskiej.

Skąd takie znaleziska nad Wisłą? Drogą kontaktów rodzinnych udało nam się ustalić, że w 1939 r., na chwilę przed wybuchem drugiej wojny światowej przybył do Borek Kansy Karol, mieszkaniec Świętochłowic, prezes koła Związku Powstańców Śląskich (ZPŚ). Organizacja ta cieszyła się na Górnym Śląsku w okresie międzywojennym znacznym autorytetem. Skupiała uczestników powstań śląskich z 1919,1920 i 1921 r. Pewne jest to, że wiadomości o zbliżającej się wojnie spowodowały, że prezes koła ZPŚ wraz ze swoim szwagrem Władysławem Łabuzem przybyli do nadwiślańskiej wsi – Borki, aby tutaj w rodzinnej miejscowości przechować sztandar. Gdyby Niemcy ten sztandar znaleźli, to odebraliby to jako manifestację polskości, za co w czasie okupacji groziły surowe kary, łącznie ze śmiercią. Dlatego sztandar został zdemontowany na części. Drzewce spalono, natomiast z płata sztandaru został wycięty wizerunek Matki Boskiej, który do dnia dzisiejszego pozostaje w rękach krewnych Karola Kansego. Fragmenty sztandaru zostały zakopane obok budynku mieszkalnego.

Co oznaczają symbole na znalezionych fragmentach sztandaru? Orzeł ma rozpostarte do lotu skrzydła, które symbolizują wolność. Na nogach widać rozerwany łańcuch – symbol odzyskanej niepodległości po okresie zaborów, w dziobie ptaka widoczny jest fragment łańcucha, który został przez ptaka rozerwany. A wymowa Matki Boskiej jest też przecież symboliczna. Każdy Polak kojarzy obraz z Matką Boską jako patronką Państwa Polskiego, do której w chwilach trwogi zwracali się nasi przodkowie.

Znalezione fragmenty ukazują nam, że wokół nas znajdują się zwykli ludzie, którzy z poczucia patriotyzmu chcieli dla potomnych chronić pamiątki historyczne. Warto o nich pisać. Przykład ten pokazuje, że historia regionalna i lokalna ma dla nas duży ładunek emocjonalny, a losy „Małej Ojczyzny” „wtapiają” się w ogólny nurt historii, które w szkolnej edukacji są określone jako dzieje narodowe i powszechne.

Po drugie, sprawa ta przekonuje mnie, ze historia jest bardzo zajmująca, potrafi sprawić, że młody człowiek może przenieść się w świat nauki, intryguje naszą wyobraźnię, stwarza poczucie, że jak programie Adama Sikorskiego jesteśmy zwiadowcami w poszukiwaniu nowych faktów historycznych.

Kamil Filipski

Ocalmy od zapomnienia

Jesteś młody, masz ideały i marzenia, chcesz się uczyć i rozwijać, mieć rodzinę i pracować dla dobra Ojczyzny. Te pragnienia nagle może zniszczyć

wojna, brutalni ludzie, a nawet Twoi sąsiedzi, których nie posądzałbyś o to, że wydadzą Cię na pastwę zbrodniarzy wojennych. Zanim zakończysz swe

młode życie doznasz największego upodlenia: krzywd fizycznych i psychicznych, a Twojej Rodzinie nie będzie dane by znać miejsce, gdzie zostałeś

pochowany.

Wyobraź sobie ból Rodziców, którzy starali się dać Ci wszystko, co można było uzyskać w tych warunkach. Twojej rodzinie, znajomym i sąsiadom pozostaną jedynie wspomnienia i ból, że nie można Cię więcej widzieć i przebywać w Twoim towarzystwie.

Jak zubożona została Twoja Ojczyzna, bo Ty młody, zdolny mógłbyś dużo osiągnąć, swoich bronić ludzi przed niesprawiedliwością, uczyć młode pokolenia, pracować na roli lub wykonywać inne prace dla jej dobra.

Krzywdy wywołane II wojną światową dotknęły braci Mamuszków, pochodzących z Maniowa k. Szczucina, pow. Dąbrowa Tarnowska.

Rodzice ich byli rolnikami i mimo, że rodzina była liczna (11 dzieci) – w miarę możliwości – w tych trudnych czasach po pierwszej wojnie światowej – starali się dać swoim dzieciom wykształcenie i umożliwić zdobycie zawodów.

I tak m. innymi:

- Jan, urodzony 13 października 1908 r. po ukończeniu szkół powszechnych w Maniowie i Szczucinie odbył naukę w II Gimnazjum w Tarnowie. Następnie studiował na Wydziale Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Mieszkał i pracował w Krakowie. 17 maja 1942 r., wraz z innymi zakładnikami z Krakowa, został aresztowany w odwecie za zamach na oficera niemieckiego. Przewieziono ich do Obozu Koncentracyjnego w Oświęcimiu .Został więźniem Nr 33147. Rozstrzelano Go w dniu 27 maja 1942 r. pod ścianą śmierci tego obozu. Według ustaleń żony został rozstrzelany, bo ujął się za innym więźniem kopanym przez esesmana.

- Józef, urodzony 11 grudnia 1914 r. po zdobyciu podstawowego wykształcenia podjął naukę w Liceum Pedagogicznym w Tarnowie. Wobec braku zatrudnienia na terenie, skąd pochodził, podjął pracę nauczyciela na Polesiu. Po zajęciu 17 września 1939 r. terenów Polesia przez Związek Radziecki i informacji, że grozi mu wywóz na Syberię, zimą 1940 r. przekroczył Bug i wrócił w rodzinne strony, gdzie pracował w gospodarstwie i oczekiwał końca wojny.

- Roman, urodzony 4 października 1918 r., tuż przed II wojną światową ukończył II Gimnazjum w Tarnowie, a potem odbył szkolenie wojskowe w Podchorążówce. Po wybuchu wojny brał udział w walkach. Po rozwiązaniu jednostki wojskowej wrócił do rodziny, gdzie uczył się chcąc po wojnie dalej kształcić się.

- Władysław, urodzony 20 maja 1920 r. był dzieckiem chorowitym, stąd po ukończeniu szkół powszechnych pozostał w Maniowie i pracował w rodzinnym gospodarstwie.

W kwietniu 1944 r. na skutek donosu złych ludzi, wszyscy trzej zostali aresztowani i osadzeni początkowo w tarnowskim więzieniu, a później w obozie koncentracyjnym Krakowie–Płaszowie.

Po pobycie w tym obozie przewieziono ich do obozu koncentracyjnego Gross Rosen. Był to chyba najcięższy z niemieckich obozów koncentracyjnych. We wspomnieniach współwięźniów czytamy, że każdego dnia więźniowie mogli spodziewać się śmierci. Zatrudniano ich w kamieniołomach, gdzie praca była niezwykle ciężka, a jeśli się zważy, że byli żywieni marnie, te warunki także powodowały dużą śmiertelność.

Był to już okres, gdzie Niemcy ponosili klęski na różnych frontach. Następowała likwidacja obozu i ewakuacja więźniów w kierunku Rzeszy. W straszliwych warunkach przy dźwiękach „marsza florentyńskiego” granego przez orkiestrę obozową, długie kolumny często ledwie idących więźniów, opuszczały bramę obozową. W miejscowości Rogoźnica znajdowała się stacja kolejowa, gdzie na węglarki ładowano po 160 – 200 ludzi. W takich warunkach więźniowie dusili się i umierali. Nie wszystkim było dane ewakuować się koleją. Ci którzy ewakuowali się pieszo ginęli od kul esesmanów, gdy z braku sił zwalniali tempo marszu.

W rozkazie do komendantów obozów koncentracyjnych reichsführer SS, Heinrich Himmler polecał: „Kapitulacja nie wchodzi w rachubę. Żaden więzień nie może wpaść żywy w ręce nieprzyjaciela” (Wiesław Mołdawa, Gross Rosen – obóz koncentracyjne na Śląsku). Po opuszczeniu obozu ślad po braciach zaginął. Pewno zginęli na „drodze śmierci”, bo tak nazywano drogę ewakuacji.

Niemcy likwidując obóz zniszczyli znaczną część dokumentacji obozowej, tak, że szczątkowa dokumentacja i odtwarzane listy ujmują jedynie nazwisko Romana Mamuszki, w tym obozie, co ostatnio potwierdziło Muzeum Gross Rosen w Wałbrzychu. Władze niemieckie informowały rodzinę, że notują te nazwiska jedynie na listach obozu w Krakowie Płaszowie. Poszukiwania poprzez Czerwony Krzyż - tuż po wojnie – nie dały żadnych rezultatów i nie znane jest miejsce, gdzie polegli i zostali pochowani. Mimo upływu lat pamięć o nich, cierpieniach i śmierci, w tak okrutnych warunkach nadal trwa.

Pamiętamy o ich tragicznych losach i chcemy zachować ślady tych istnień. Byli tacy młodzi – najstarszy Jan w chwili śmierci miał zaledwie 34 lata. Utalentowani, pracowici, koleżeńscy i eleganccy w zachowaniu pozostali w pamięci tych, którzy ich znali. Ubolewać należy, że nasza Ojczyzna pozbawiona została tylu zdolnych ludzi a Rodzina Mamuszków synów i braci.

Nigdy ich nie zapomnimy i te słowa pisane po latach mają na celu ocalenie ich od zapomnienia.

Świat obecnie doznaje znowu wojen i gróźb ich zaistnienia, dlatego upamiętniając to męczeństwo protestujemy przeciwko zbrodniom niszczącym pokolenia. Dzisiaj giną jedni, a jutro możemy to być my.

Duchy braci Mamuszków domagają się od nas pamięci i wierzyć należy, że ich męczeństwo nie poszło na marne. Wyrazem pamięci będzie nadanie – przez władze Miasta i Gminy Szczucin ulicy pod nazwą: „Braci Mamuszków”. Obejmuje to również, brata Tadeusza Mamuszkę, który zginął w 1920 r. jako uczeń – ochotnik w wojnie polsko – bolszewickiej. Rodzeństwo zamordowanych na cmentarzu w Borkach k. Szczucina ufundowało tablicę pamiątkową i Ty internauto możesz zapalić tam znicz i wspomnieć Twoich starszych braci Polaków.

Sporządziła siostrzenica Michalina Fortuna - Ambrożewicz

Był sobie chłopiec

Wieś Maniów leży nad Wisłą w gminie Szczucin. Tutaj 6 grudnia 1902 r. przyszedł na świat Tadeusz syn Anieli i AntoniegoMamuszka. Ojciec Antoni był wykształconym jak na owe czasy rolnikiem, bo ukończył Szkołę Rolniczą w Kobiernicach k. Żywca. Wrócił na wieś i prowadził gospodarstwo rolnicze o średniej powierzchni. Tadeusz był najstarszym synem tych rodziców. Rodzina była wielodzietna i liczyła 11 dzieci.

Rodzice zdawali sobie sprawę, że rolnictwo nie da szans wyżywienia całej tej wielodzietnej rodzinie, mimo prowadzenia nowoczesnej gospodarki rolnej (sadownictwo, uprawa tytoniu, jarzyn itp.). Dlatego starali się, by część rodziny kształciła się w ówczesnych szkołach tego terenu i zdobywała zawody umożliwiające im dobry start w życiu. Początkowo Tadeusz uczęszczał do dwuklasowej szkoły w Maniowie, potem do szkoły powszechnej w Szczucinie. Chłopiec odznaczał się znakomitą pamięcią i inteligencją, stąd rodzice postanowili kształcić go dalej. W tym czasie była możliwość zdobycia wykształcenia między innymi w gimnazjach Tarnowa. Dla uzyskania możliwości nauki w gimnazjum konieczna była znajomość języka niemieckiego, gdyż takie były wymogi kształcenia w szkołach średnich, w zaborze austriackim. Przed podjęciem dalszej nauki Tadeusz pobierał prywatne lekcje języka niemieckiego u jednego z nauczycieli.

Po pomyślnie zdanych egzaminach podjął naukę w II Gimnazjum w Tarnowie. Wobec różnic w kształceniu w szkołach wiejskich i szkołach w Tarnowie, trudne były początki jego nauki. Pracowitość, zdolności i pasje spowodowały, że osiągał bardzo dobre wyniki w nauce wykraczając poza wymogi gimnazjalne. Zakładał z kolegami kółka literackie i prowadził dysputy na interesujące ich tematy związane z literaturą polską i światową.

Wobec znakomitych wyników w nauce, był polecany jako korepetytor innym uczniom, a honorariami uzupełniał braki finansowe. Ponadto rozwijał swoje pasje i zainteresowania, związane ze znajomością literatury świata. Gromadził dzieła literatury polskiej i światowej o najwyższej wartości i znaczeniu. Zważywszy, jakie były trudne czasy po pierwszej wojnie światowej, gdy pochodziło się z biednej, wielodzietnej rodziny, to zgromadzenie, przez kilkunastoletniego chłopca pokaźnej biblioteki w ilości ponad 155 dzieł należy uznać za ogromny sukces.

W II Gimnazjum w Tarnowie spędził siedem lat a za swe osiągnięcia szkolne uzyskał cztery złote paski na kołnierzu, stanowiące trofeum uczniowskie tego okresu. Do ukończenia tej szkoły brakował mu jeden rok nauki.

Wówczas to, w roku 1920, wobec trwania wojny polsko-bolszewickiej ogłoszono ochotniczy nabór do wojska w obronie polskich granic. Wychowany w duchu patriotycznym, podjął decyzję o ochotniczym zaciągu do wojska, razem z innymi kolegami ponadpodstawowych szkół tarnowskich. Było to latem 1920 roku. Otrzymali przestarzałe karabiny, pozostałe po zaborcach austriackich i w utworzonym oddzielnym batalionie skierowani zostali na front. Uczestniczyli w walkach na froncie południowym. Walki toczyły się wówczas na terenach obecnej Ukrainy. Wojska rosyjskie były doświadczone w bojach, szczególnie po prowadzonej wojnie domowej a Polacy po 123 latach niewoli i faktycznego braku wojska polskiego nie mieli takich doświadczeń. Rosjanie prowadzili działania na tyłach wojska polskiego. Sposób prowadzenia tej wojny był niesłychanie brutalny. Np. jedna z dywizji w czerwcu 1920 roku – I Armia Konna – zajmując Żytomierz wycięła cały polski garnizon, druga opanowała Berdyczów paląc szpital z 600 rannymi i personelem szpitala.

W tym czasie (lato 1920) roku wojna toczyła się na różnych frontach. Batalion Tadeusza i jego kolegów uczestniczył w walkach w okolicach Krasnego (obecnie Ukraina). Ich przeciwnikami byli żołnierze Siemiona Budionnego, stanowiący I Armię Konną, znaną z niesłychanie brutalnych posunięć. Żołnierze zaskoczyli bezbronnych gimnazjalistów. Niedaleko stacjonowało Wojsko Polskie i żołnierze tych formacji słyszeli krzyki mordowanych. Zginęli wszyscy, mając za przeciwników doświadczonych żołnierzy Budionnego. Było to 18 września 1920 r. Tadeusz miał niespełna 18 lat.

Dlaczego nie wcielono tych niedoświadczonych ochotników pomiędzy regularne wojsko i nie udzielono im pomocy, gdy ginęli, nie wiadomo. Odpowiedzialni za to byli ówcześni dowódcy wojskowi, lecz nikt nie poniósł z tego tytułu kary. Jak wiadomo były to ostatnie dni walk tej wojny.

18 października 1920 r. nastąpiło zawieszenie broni, a 18 marca 1921 r. w Rydze podpisano traktat pokojowy, który wytyczył ówczesną granicę polsko – sowiecką.

Rodzina Mamuszków otrzymała jedynie zawiadomienie o śmierci syna i brata. Nawet nie wskazano miejsca pochówku. Rodzina usiłowała ustalić to miejsce, lecz do chwili obecnej brak danych w tym zakresie. Kustosz Muzeum Orląt Lwowskich nie znalazł nazwiska Tadeusza w spisie tej nekropolii. Sugerował, że być może to nazwisko figuruje na pomniku w Łopatyniu, gdzie miały być wymienione nazwiska poległych. Rodzinie pozostała jedynie fotografia nastoletniego chłopca, w mundurku uczniowskim i książki zbierane z takim mozołem za honoraria z udzielanych korepetycji.

W rozkazie marszałka Józefa Piłsudskiego z dnia 18 października 1920 r. czytamy między innymi o trudnościach w prowadzeniu walk w obronie ojczyzny, wywołanych biedą i zniszczeniami wojennymi. Brak było podstawowych rzeczy. Przy skromnych racjach żywnościowych, w łachmiarskich mundurach a nierzadko i boso polski żołnierz szedł bić się za Ojczyznę. Piłsudski stwierdził też w tym rozkazie: „Żołnierz, który tyle zrobił dla Polski, nie zostanie bez nagrody. Wdzięczna Ojczyzna nie zapomni o nim”.

Ojczyzno! Upamiętnij bohaterską postawę swoich synów, których młode życie zostało tak brutalnie przerwane. Spraw by ich czyny nie były zapomniane!

Opracowała: Michalina Fortuna-Ambrożewicz córka Bronisławy zd. Mamuszka

Tadeusz Kościuszko – wódz swego Narodu

Obecnie mija 220 lat od wybuchu powstania kościuszkowskiego. Powstania, które było walką toczoną o uratowanie Ojczyzny, na czele którego stał Tadeusz Kościuszko - bohater dwóch kontynentów. Tadeusz Kościuszko to jeden z nielicznych Polaków, który jest znany na całym świecie. Cieszy się on uznaniem wśród Amerykanów: w Waszyngtonie i na terenie Akademii Wojskowej w West Point wystawiono mu okazałe pomniki. W Australii jego imieniem nazwano najwyższy szczyt, a w Krakowie w latach 1820-1823 na cześć Kościuszki usypano kopiec. Jego zwłoki spoczęły wśród królewskich grobów na Wawelu. Wiele szkól, jednostek wojskowych, ulic, parków, także licznych fundacji naukowych i kulturalnych nazwano na jego cześć. Podobizna jego często utrwalona została na znaczkach i monetach. Legenda Kościuszki została opisana w wielu publikacjach, poświęcono jej czas na licznych akademiach szkolnych i konferencjach naukowych. Adam Mickiewicz na samym wstępie epopei Pan Tadeusz, w obrazie wnętrza dworu Soplicowskiego, opisuje portret Naczelnika:

Tu Kościuszko w czamarce krakowskiej, z oczyma

Podniesionymi w niebo, miecz oburącz trzyma;

Takim był, gdy przysięgał na stopniach ołtarzów,

Że tym mieczem wypędzi z Polski trzech mocarzów,

Albo sam na nim padnie (…)

Sam tytuł tego artykułu został zaczerpnięty z publikacji Mariana Kukiela, który podkreśla, że takiej legendy, jaka się wytworzyła wokół osoby Kościuszki, „z niczego nie da się stworzyć. Niełatwo wzbudzić w całej Europie przekonanie, że jakiś mało znany generał z 1792., po przegranej wojnie (w 1794), (…) tułający się po Europie, to jeden z czołowych w świecie bojowników o wolność, że to przyszły wódz swego Narodu – Legenda nie zwykła brać ludzi miernych na skrzydła”.

A jak Powiśle Dąbrowskie czci pamięć Naczelnika? I tak w Szczucinie oraz w Dąbrowie Tarnowskiej są ulice nazwane jego imieniem, a także w Dąbrowie Tarnowskiej szkoła średnia za patrona przyjęła wodza powstania z 1794 r. Jedna z ulic Dąbrowy Tarnowskiej nosi nazwę Berka Joselewicza, który walczył w powstaniu kościuszkowskim.

Kim był człowiek, który zasłużył sobie na takie uznanie?

Młodość

Tadeusz Kościuszko pochodził ze średnio zamożnej szlachty. Urodził się na Polesiu, w Mereczowszczyźnie, niewielkim majątku dzierżawionym przez jego ojca - Ludwika Tadeusza. Miejscowość ta znajduje się w połowie drogi między Brześciem a Nowogródkiem. Ojciec Tadeusza piastował funkcję miecznika brzeskiego (urzędnik ziemski). Piastowanie tej funkcji było wówczas pewnym wyróżnieniem wśród szlachty w skali województwa. Został też wybrany na sędziego, a także mianowany został pułkownikiem.. Bohater artykułu otrzymał na chrzcie imiona: Andrzej – Tadeusz – Bonawentura, ale przez całe życie używał tylko drugiego z nich. Urodził się 4 lutego 1746 r. jako czwarte z kolei dziecko Tekli i Ludwika Kościuszków.

Był zatem Kościuszko naocznym świadkiem i zarazem reżyserem niekorzystnych dla Polski wydarzeń w ostatnich dekadach XVIII w. Tragiczna sytuacja polityczna ówczesnej Rzeczypospolitej jest zapewne znana każdemu Polakowi. Warto jednak przez chwilę przypomnieć czytelnikowi czasy, w których przyszło żyć bohaterowi artykułu. W 1912 r. ukazała się broszura, która wierszem opisała historię królów polskich. Poetka piszącą pod ps. „Ariela”, czas ostatniego króla Polski przedstawiła następująco:

Pod naciskiem obcej woli,

Poniatowski tron zdobywa,

W coraz więcej smutnej doli

Sława Polski dogorywa…

Ale jeszcze w kraju świeci

Zacnych mężów grono wielkie

A stąd sławny nasz „Maj trzeci”

I ustawy zmiany wszelkie.

Lecz magnatów nienasyca,

Złotych myśli odzew bratni,

Grozą huczy Targowica

Jak grobowy jęk ostatni!

Nasi dzielni wojownicy,

Świetne pułki i legiony

Giną w dali swej ziemicy

Rozproszeni na wsze strony!.

Sławny jeneral Dąbrowski

Na usługach Napoleona,

Książę Józef Poniatowski

Tam pod Lipskiem w Elstrze kona…

……………………………………..

Koniec!... W gruzy się rozpryska,

Gmach wspaniały w proch się ścieli

A na szczytach rumowiska

Płacze Anioł w śnieżnej bieli!..

Po ukończeniu dziewięciu lat, wraz z bratem Józefem przez pięć lat pobierali naukę w szkole pijarskiej w Lubieszowie koło Pińska. Z chwilą śmierci ojca - bracia powodowani trudnościami finansowymi, musieli opuścić szkołę. Przez pięć lat przebywał w domu matki, która była kobietą dzielną, energiczną oraz pracowitą. Po wyjściu sióstr Tadeusza za mąż, sytuacja materialna przyszłego Naczelnika uległa poprawie. Dlatego Tadeusz Kościuszko rozpoczął naukę w Szkole Rycerskiej zwaną też Korpusem Kadetów. Miał wtedy 20 lat. Szkoła stawiała na dostarczenie armii polskiej wykształconych oficerów, gotowych poświęcić dla ojczyzny swe życie, dodatkowo kształciła w duchu epoki oświecenia. Kościuszko został zaliczony do najzdolniejszych kadetów. W 1767 r. otrzymał rangę chorążego i pozostał w szkole już jako instruktor. W następnym roku umiera mu matka, która przekazała swoim synom majątek. Ponieważ Tadeusz przebywał w Warszawie, majątkiem zarządzał jego brat Józef.

W 1769 r. awansuje do stopnia kapitana, wraz ze swoim przyjacielem, Józefem Orłowskim znalazł się na liście oficerów, aby we Francji doskonalić rzemiosło wojskowe. Pobyt Kościuszki za granicą trwał prawie pięć lat. Obecność we Francji zaważyła na jego ogólnym rozwoju umysłowym, a także pozwoliła mu chłonąć atmosferę kraju dojrzewającego do wielkiej rewolucji.

Po powrocie do kraju Kościuszko znalazł się w trudnej sytuacji finansowej. Po konflikcie z bratem, Tadeusz pozwał go do sądu. W tym czasie bywał w majątku w Sosnowicach jako nauczyciel córek właściciela dworu. Zakochał się w Ludwice, córce Józefa Sosnowskiego, hetmana polnego na Litwie. Niestety rodzice Ludwiki byli przeciwni małżeństwu. Hetman miał oświadczyć Kościuszce: „Synogarlice nie dla wróbli, a córki magnackie nie dla drobnych szlachetków”. Kościuszko, za zgodą swej wybranki planował nawet porwać pannę. Ale pomysł się nie powiódł, a zemsta hetmana zmusiła Tadeusza do opuszczenia kraju. Wyjechał do Francji, tam zaciągnął się do armii amerykańskiej, aby walczyć przeciwko Anglii. Wybrał armię tego kraju ze względów ideologicznych.

Pobyt w Stanach Zjednoczonych

Przybywając do Ameryki Północnej miał trzydzieści lat, posiadał spore umiejętności z zakresu inżynierii wojskowej i dlatego otrzymał ważne zadanie. Miał zagrodzić rzekę Delaware, aby zabezpieczyć Filadelfię przed atakiem floty angielskiej. Zadanie to wykonał dobrze. Mianowano go na inżyniera pułkownika z pensją 60 dolarów. Dalsza jego działalność na ziemi amerykańskiej spowodowała, że był uważany za zdolnego i doświadczonego fortyfikatora. Ważnym zadaniem podjętym przez Kościuszkę były prace przy fortyfikacji West Point, przy prowadzeniu których miał poparcie samego Waszyngtona. Bohater narodowy Stanów Zjednoczonych zaproponował Kościuszce funkcje naczelnego inżyniera armii południowej. W marcu 1783 r. Kościuszko zachorował na febrę, której skutki odczuwał do końca życia. W tym samym roku uzyskał awans na stopień generała. Po ośmiu latach spędzonych na kontynencie amerykańskim odpływa do Europy. Stał się doświadczonym oficerem-inżynierem, który miał ustalone poglądy polityczne. Na krótko przed opuszczeniem Ameryki otrzymał z rąk Waszyngtona Order Cyncynnata. Miał on postać złotego orła z brylantowymi oczami i był zawieszony na niebiesko-białej tasiemce. Na piersiach orła widniała postać Cyncynnata i napis: „Omnia reliquit servare Republicam” (Wszystko opuścił dla obrony ojczyzny), zaś na rewersie wypisane było: „Virtutis praemium” (Nagroda za cnotę) oraz „Esto perpetua” (Trwaj wiecznie).

Generał wojsk polskich

Po powrocie do kraju zmierzył się z niechęcią króla Poniatowskiego, który uważał Kościuszkę za zwolennika Czartoryskich. Nie został zatrudniony ani w Szkole Rycerskiej, ani w wojsku. Uczy się na nowo Polski, z którą przez kilka lat utracił kontakt. Przyszły Naczelnik osiadł przez najbliższe pięć lat w ubogiej poleskiej wiosce.. Miał problemy finansowe, które mogły wynikać z faktu, że zmniejszył swoim chłopom pańszczyznę do połowy. Żywo interesował się sprawami kraju. Po raz drugi spotkał go zawód miłosny; starania o rękę młodziutkiej Tekli Żurawskiej zostały przez jej ojca odrzucone.

W tym czasie zebrał się Sejm Czteroletni, który próbował reform w kraju. Jedna z uchwał Sejmu postulowała zwiększenie armii polskiej do liczby 100 000 żołnierzy. Skutkiem tej ustawy było mianowanie Kościuszkę na generała. Służbę wojskową pełnił najpierw we Włocławku, później w Lublinie i na Podolu. W 1792 r. wojska rosyjskie carycy Katarzyny wkroczyły na ziemie polskie, by zmusić Sejm i króla do podporządkowania się swej woli.

Wojna w obronie konstytucji majowej była więc pierwszą praktyką Kościuszki na ziemi ojczystej. Nietrudno wytknąć mu błędy ale trzeba też podkreślić sprawność w samodzielnym prowadzeniu działań w czasie bitwy pod Zieleńcami. Jego zasługi zostały nagrodzone orderem wojskowym Virtuti Militari, który został ustanowiony przez króla Stanisława Poniatowskiego. Te łacińskie słowa oznaczają: „męstwu żołnierskiemu”.

W kolejnej bitwie pod Dubienką wojsko Kościuszki liczyło tylko pięć tysięcy, a Rosjanie posiadali dwadzieścia tysięcy żołnierzy. Bitwa nie została rozstrzygnięta, a sam Kościuszko został uniesiony z pola walki przez uciekającą brygadę Biernackiego. Fakt ten spowodował chwilowe załamanie nerwowe u Kościuszki. Bitwa stoczona pod Dubienka wśród historyków po dzień dzisiejszy budzi sprzeczne sądy jak i krańcowo różne oceny. Tadeusz Korzon, polski historyk, wspomina jak negatywna ocena dana Kościuszce w tej bitwie wzbudziła zacietrzewienie u młodego czytelnika. Korzon podaje przykład, że dziesięcioletni syn nauczycielki historii p. Chełmickiej „rzucił się z zaciśniętymi piąstkami na siostrę podczas czytania książki p. Smoleńskiego i zobowiązał matkę, aby mnie (tj. Korzona) zapytała: czy to prawda, że Kościuszko uciekł spod Dubienki?

Z chwilą przystąpienia króla do konfederacji targowickiej ogłoszone zostało zawieszenie broni. Kościuszko na wieść o tym fakcie postanowił porwać króla do obozu wojskowego, w celu kontynuowania walki. Ponieważ jego zamiaru nie poparł książę Józef Poniatowski, Kościuszko w ramach protestu wraz z innymi oficerami złożył dymisję. W 1792 r. podjął decyzje o opuszczeniu ojczyzny. Udaje się do Lipska, który w tym czasie stał się centrum polskiej emigracji.

Pobyt w Lipsku zapoczątkował nowy etap w życiu naszego bohatera. Na emigracji, wybitni działacze Sejmu Wielkiego, początkowo nie przewidywali podjęcia walki zbrojnej. Spodziewali się, że król zdoła doprowadzić do jakiegoś rozsądnego kompromisu z Rosją. Niestety, twarda rzeczywistość polityczna przekreśliła owe plany W sprawie polskiej Rosja nie miała zamiaru iść na jakikolwiek kompromis. Obcy żołnierz panoszył się po kraju, a król został pozbawiony władzy i znaczenia. W tej sytuacji w kraju i na emigracji narasta przekonanie, że trzeba ten stan zmienić. Powstaje pytanie: kto ma być wodzem przyszłego powstania? Tadeusz Kościuszko jako wódz powstania był kandydatem wojskowych, szlachty i mieszczan zapatrzonych w ideały rewolucji francuskiej. Po rozmowach z Ignacym Potockim i Hugonem Kołłątajem wyjechał Kościuszko do Francji. Tam spotyka się z żyrondystami, rządzącymi wówczas Francją, a ministrowi Lebrunowi wręczył memoriał, w którym Polacy akcentowali, że udzielenie pomocy przez Republikę dla wzniecenia powstania w Polsce jest równoznaczne z rozwijaniem jej misji dziejowej: szerzeniem idei wolności i równości.

Zapowiadał ów memoriał, że po wybuchu powstania zostaną wprowadzone w Polsce zmiany wzorowane na rewolucji francuskiej. Żyrondyści wykazali niewielkie zainteresowanie pomysłem, a po przejęciu władzy przez jakobinów Kościuszko opuścił Paryż.

Wybuch powstania

Sytuacja w kraju staje się coraz bardziej tragiczna. Rosjanie wprowadzili system szpiegostwa, donosicielstwa, okazywali Polakom pogardę i lekceważenie. Po konsultacjach z wysłannikami sprzysiężenia krajowego, zapada decyzja o rozpoczęciu powstania. Kościuszko we wrześniu 1793 r. udaje się do kraju. Tam prowadzone są przygotowania do wybuchu powstania. Kościuszko uznał, że stan przygotowań do powstania jest niedostateczny i odroczył termin powstania, a sam udał się do Włoch. Nadal utrzymywał kontakt z krajem. Wieści dostarczane mu z kraju o planowanej redukcji polskiego wojska w marcu, spowodowały, że przyszły Naczelnik powstania zapowiedział przybycie do Krakowa i rozpoczęcie powstania.

W tym czasie w Warszawie, generał rosyjski Igelstrӧm wpadł na ślad sprzysiężenia w Warszawie i dokonał wśród nich aresztowań. Ocaleni członkowie konspiracji postanowili rozpocząć powstanie pod dowództwem brygadiera Antoniego Madalińskiego, który dowodził brygadą kawalerii. Z liczącym ponad tysiąc żołnierzy oddziałem rozpoczął marsz w kierunku Krakowa. Te wydarzenia spowodowały, że Kościuszko przez Czechy dotarł w okolice Krakowa. Ponieważ garnizon rosyjski opuścił Kraków, Kościuszko przybył tam 23 marca aby w następnym dniu złożyć przysięgę, której tekst brzmiał następująco:

Ja, Tadeusz Kościuszko, przysięgam w obliczu Boga całemu Narodowi Polskiemu, iż powierzonej mi władzy na niczyj prywatny ucisk nie użyję, lecz jedynie jej dla obrony całości granic, odzyskania samowładności Narodu i ugruntowania powszechnej wolności używać będę. Tak mi Panie Boże dopomóż i niewinna męka Syna Jego”. W czasie przysięgi Rynek krakowski został wypełniony przez tłumy. Nad głową Kościuszki pochyliły się sztandary pułkowe – oddając mu cześć.

Maria Konopnicka w wierszu („Przysięga”) tak przedstawiła uroczystą chwilę przysięgi:

Na krakowskim rynku wszystkie dzwony biją,

Cisną się mieszczany, z wyciągniętą szyją.

Na krakowskim rynku tam ludu gromada,

Tadeusz Kościuszko dziś przysięgę składa.

Zagrzmiały okrzyki, jak tysiączne działa…

Swego bohatera Polska wita cała!

Po złożeniu przysięgi, Kościuszko udał się do na Ratusz i tu podpisał Akt powstania obywatelów, mieszkańców województwa krakowskiego. Dokument ten stał się aktem ogólnonarodowego powstania, który zapowiadał powołanie Rady Narodowej, która miała pełnić funkcje rządu powstańczego. Kościuszko w dniu przysięgi wydał wiele pism i manifestów wzywających Polaków do walki w imię wolności Ojczyzny.

Powstanie

W pierwszych dniach powstania Naczelnik sprawdził się jako dobry jego organizator. Dbał o powiększanie sił zbrojnych, gromadził broń, uruchomił produkcje zbrojeniową, słał rozkazy do spiskowców w Warszawie i Wilnie. Aby przyspieszyć wybuch powstania w Warszawie Kościuszko rozpoczął marsz ku stolicy. Armia Kościuszki, z którą kroczył do Warszawy liczyła cztery tysiące żołnierzy, dwa tysiące kosynierów i dwanaście dział, została zatrzymana przez oddziały rosyjskie. W dniu 4 kwietnia pod Racławicami rozegrała się bitwa, która doskonale została opisana w literaturze historycznej. Warto dodać, że w krytycznym momencie, Kościuszko, wiedząc, że siły rosyjskie niebawem się połączą, postawił wszystko na jedną kartę. Sam stanął na czele oddziału złożonego z chłopów i wołając: „Zabrać mi, chłopcy te armaty!” – poprowadził ich na rosyjskie baterie.

Chociaż bitwa pod Racławicami nie była wielką bitwą, to jednak wywołała w całym kraju ogromne wrażenie, stała się symbolem walki chłopów o niepodległość Ojczyzny. Kościuszko po walce przywdział symbolicznie chłopską sukmanę, co świadczyło, że wódz powstania będzie walczył o wolność wszystkich rodaków beza różnicy stanu i zamożności.

Po racławickim zwycięstwie doszło do wybuchu powstania w Warszawie. W kwietniu 1794 r. lud warszawski i żołnierz polski brali udział w walce z Rosjanami, którzy ponieśli największą wojskową klęskę w czasie insurekcji. W krótkim odstępie czasu wybuchło powstanie na Litwie, w czasie którego Wilno zostało przez powstańców dowodzonych przez Jakuba Jasińskiego zdobyte.

A zatem pierwsze miesiące powstania były udane, znaczna część Rzeczypospolitej została nim objęta. Kościuszko w maju udał się do Połańca, w którym ogłosił Uniwersał - dokument w sprawie chłopskiej. W akcie tym zniósł poddaństwo osobiste chłopów. Zapewniał ich nieusuwalność z gruntów, a także ograniczał pańszczyznę w czasie powstania. Chodziło o przyciągnięcie chłopów do powstania. Jednak szlachta niechętnie odnosiła do postanowień Uniwersału.

W czerwcu oddziały powstańcze pod Szczekocinami stoczyły kolejną, tym razem przegraną bitwę. Zadecydowała o tym znaczna przewaga połączonych wojsk pruskich i rosyjskich, które miały też przewagę w ogniu artyleryjskim. Kościuszko widząc klęskę swych wojsk, usiłował nawet popełnić samobójstwo. Szybko jednak otrząsł się z chwilowej niemocy i dalej dowodził armią.

Powoli zbliżały się ciemne chmury nad powstaniem. 15 czerwca pada Kraków, a także Ziemia Sandomierska – południe Polski było dla powstańców stracone. Rozpoczyna się bój o stolicę, ostatnią polską nadzieję. Ofensywa prusko-rosyjska na Warszawę rusza 27 czerwca. Niestety, radykalne nastroje wśród ludności Warszawy, które były sprowokowane przez jakobinów, doprowadziły do zamieszek w stolicy. Naczelnik w obawie przed nowymi zamieszkami wysłał wojsko, które stłumiło rozruchy. Z początku obrona stolicy polegała na rozegraniu bitew na przedpolach Warszawy. Ostatecznie armie powstańcze cofnęły się do stolicy, liczyły 23 tysiące wojska. Miasto zostało otoczone okopami. Pod nadzorem Kościuszki rozbudowane zostały fortyfikacje: wały, stanowiska dla artylerii oraz ok. 100 szańców. Walki o Warszawę trwały aż do początków września. Kościuszko widząc, że obrona Warszawy zmierzała ku katastrofie zarządził wybuch powstania w Wielkopolsce. i poprzez Puszczę Kampinoską przemycał instruktorów. Straty wojsk nieprzyjacielskich były dość poważne, armia pruska na początku oblężenia Warszawy liczyła ponad 30 tysięcy żołnierzy, by pod koniec walki stopnieć do 18 tysięcy. Warszawa została uratowana. Było to najwspanialsze zwycięstwo Naczelnika w czasie powstania. Warto podkreślić, że w czasie oblężenia stolicy Naczelnik wykazał znakomite umiejętności dowódcze , które polegały na sprawnym zarządzaniu oblężonym miastem. Potrafił nawet zjednać sobie Żydów, a Żyd z Pragi, Berek Joselewicz, uformował pułk złożony z Żydów, który miał zginąć w czasie szturmu Pragi.

Po odrzuceniu wojsk spod Warszawy znów w obozie powstańczym odżyły swary polityczne między prawicą a lewicą powstańczą. Z chwila gdy sytuacja powstania w połowie września zaczęła się pogarszać, spory zostały wyciszone. Od strony Wołynia zbliżała się nowa armia rosyjska, dowodzona przez generała Aleksandra Suworowa. Po kilku potyczkach 4 października doszło do decydującej bitwy pod Maciejowicami. Bitwa ta zakończyła się klęską, a sam Naczelnik dostał się do niewoli, gdy upadł z koniem podczas próby pokonania bagnistego rowu. Następca Kościuszki - Tomasz Wawrzecki nie miał już takiego autorytetu jak jego poprzednik, a dowodzenie wojskiem było mu obce. Krwawy szturm Pragi, jednej z dzielnic w Warszawie kończy wojnę z Rosją. Następuje upadek Rzeczypospolitej.

Po klęsce

Tadeusz Kościuszko po klęsce maciejowickiej został umieszczony w Petersburgu i osadzony w twierdzy Pietropawłowskiej. Skutki klęski dały o sobie znać - zapadł na zdrowiu. Sytuacja polskich więźniów zmieniła się po śmierci Katarzyny II. Jej syn, Paweł, życzliwie nastawiony do Kościuszki, postanowił wrócić mu wolność Odwiedził byłego Naczelnika w więzieniu i zapowiedział zwolnienie więzionych powstańców.

Nigdym nie ubolewał nad losem własnym, ale nigdy ubolewać nie przestane nad losem Ojczyzny mojej” – miał powiedzieć do cara Kościuszko. Aby Polacy mogli odzyskać wolność Kościuszko musiał złożyć carowi przysięgę. Po wyjściu z więzienia 51-letni Tadeusz Kościuszko udał się w podróż do Ameryki, by w „drugiej swej ojczyźnie” w spokoju spędzić resztę życia. Tam jednak rządzący federaliści byli wobec niego podejrzliwi, a sam Naczelnik czuł, że jest śledzony przez Rosjan. Dowiedziawszy się, że we Włoszech powstają Legiony dowodzone przez Jana Henryka Dąbrowskiego, skupiających Polaków, walczących o sprawę Polski, postanowił Kościuszko wrócić do Europy. Legioniści w Mazurku Dąbrowskiego, powstałym w Reggio w 1797r. (autorstwa Józefa Wybickiego) śpiewali:

Na to wszystkich jedne głosy

Dosyć tej niewoli,

Mamy racławickie kosy,

Kościuszkę Bóg pozwoli!

W Europie jednak nie stanął na czele Legionów. Podlegały one Bonapartemu, do którego Kościuszko nie miał zaufania. Podobnie w latach późniejszych, gdy ten po pogromie Prus w 1806 r. wkroczył na ziemie polskie i widział go jako Naczelnika Narodu, nadal nie chciał być jego sojusznikiem. Po upadku Napoleona, jego autorytet wśród Polaków starał się wykorzystać kolejny władca. Był to car Rosji - Aleksander.

Widząc, że jego zabiegi zmierzające do wskrzeszenia państwa są bezskuteczne osiada w Szwajcarii. Tam żył otoczony szacunkiem, szanowany jako bojownik o wolność, człowiek niezłomny. Na dwa lata przed śmiercią napisał: „Obywatel, który chce (…) być dobrym Polakiem, powinien poświęcić wszystko dla Ojczyzny i być zawsze ludzkim i sprawiedliwym”. Umiera 15 października 1817 r. Zwłoki wkrótce zostały przewiezione do kraju. Sprowadzenie zwłok do kraju i uroczyste przeniesienie ich na Wawel, a zwłaszcza sypanie kopca, utrwaliło kult Kościuszki. Trwa on do dziś.

Marek Jachym

Bibliografia:

Dihn J., Kościuszko nieznany, Wrocław 1969.

Herbst S., Z dziejów wojskowych powstania kościuszkowskiego 1794 roku, Warszawa 1983.

Kopczewski J., Tadeusz Kościuszko w historii i tradycji, Warszawa 1968.

Kopczewski J., Wódz kosynierów Tadeusz Kościuszko, Warszawa 1969.

Lubicz-Pachoński, Kościuszko na Ziemi Krakowskiej, Warszawa 1984.

Zahorski A., Naczelnik w sukmanie, (Dzieje narodu i państwa polskiego; II-40), Kraków 1990.

Działalność „Jędrusiów” w Szczucinie i okolicach

Jakie wydarzenia z II wojny światowej oprócz spalenia szkoły we wrześniu 1939 r. pamiętają mieszkańcy Szczucina? Warto przypomnieć inne zdarzenia z lat okupacji. Do nich zapewne zaliczymy całodzienny pobyt partyzanckiego oddziału „Jędrusiów” w czerwcu 1944 r. w Szczucinie.

Druga wojna światowa to jeden z najstraszniejszych momentów w naszej historii. Wtedy to bez formalnego wypowiedzenia wojny zostaliśmy zaatakowani przez III Rzeszę, a wkrótce przez Związek Radziecki. Nie byliśmy przygotowani do tej wojny, a ponadto nasi sojusznicy nie wypełnili zobowiązań i utwierdzili nas w przekonaniu, że tak na prawdę pozostaliśmy sami. Mimo to dzielnie broniliśmy się przez miesiąc podczas kampanii wrześniowej, kiedy inni jak np. Dania poddali się w ciągu jednego dnia.

Od samego początku istotna była idea konspiracji, co najważniejsze nikogo do działań tego typu nie trzeba było namawiać. Wśród wielu organizacji tworzących Polskie Państwo Podziemne na szczególną uwagę zasługuje słynny odział partyzancki „Jędrusie”, wywodzący się z lokalnej organizacji konspiracyjnej „Odwet”, działający na ziemi kieleckiej od wiosny 1941 roku aż do końca wojny. Twórcą oddziału był Władysław Jasiński.

O działalności tego oddziału pisał Eugeniusz Dąbrowski w książce „Szlakiem „Jędrusiów” (wydanie III uzupełnione – Kraków 1992). Autor opisuje partyzancki szlak oddziału działającego „na rozległej ziemi sandomierskiej, od Szczucina po Góry Świętokrzyskie, a także do leżących na północ od nich lasów, od Stopnicy i Buska po szczątki dawnej puszczy sandomierskiej na prawym brzegu Wisły”.

Postać Władysława Jasińskiego

Sama postać Władysława Jasińskiego zasługuje na większą uwagę. Urodzony w powiecie mieleckim w Sadkowej Górze w 1909 roku. Ojciec jego Piotr, był nauczycielem w Mielcu. Uczęszczał do gimnazjum w Mielcu, gdzie w 1929 roku uzyskał maturę. Po zdaniu matury wyjechał na Wileńszczyznę, gdzie podjął pracę jako nauczyciel. Studiował historię na Uniwersytecie w Krakowie, by z czasem przenieść się na wydział prawny Uniwersytetu Warszawskiego. Po ukończeniu studiów podejmuje pracę w sądzie grodzkim w Tarnobrzegu. Tam też zakłada rodzinę, ma syna Andrzejka. Dodatkowo pełni społeczną funkcję komendanta Związku Młodej Polski. Po klęsce wrześniowej postanowił wykorzystać swoje przedwojenne kontakty i zorganizował młodzież harcerską i uczniów tarnobrzeskiego gimnazjum w dość dużą grupę tajnej organizacji. Na początku działalności organizacja posługuje się nazwą „Polska Organizacja Partyzancka”, by w pierwszych miesiącach 1940 roku, w związku z rozpoczęciem wydawania tajnej gazety pod tytułem „Odwet”, przyjąć tę właśnie nazwę. Od imienia swojego synka, przyjmuje pseudonim „Jędruś”. Dla swoich młodych współpracowników był wzorem osoby i dowódcy. Zawsze pracowity, troszczył się o osoby w swoim otoczeniu. Wśród nich przeważająca część nie miała ukończonych nawet 20 lat, dlatego też była to organizacja o charakterze harcerskim, a nie wojskowym. Masowe aresztowania wśród członków „Odwetu”, wiosną 1941 roku, a także pojawiające się nowe potrzeby skłoniły Władysława Jasińskiego („Jędrusia”) do stworzenia grupy dywersyjno–bojowej wywodzącej się z szeregów Odwetu, która przyjęła nazwę od pseudonimu swojego wodza – „Jędrusie”. Zginął na służbie, po w walce z Niemcami w styczniu 1943 r. Pośmiertnie został odznaczony Srebrnym Krzyżem Orderu Virtuti Militari oraz awansowany do stopnia podporucznika. Nowym dowódcą został Józef Wiącek ps. „Sowa”.

Pismo konspiracyjne

Początkowo „Odwet” skupiał się na publikowaniu drobnych doniesień z audycji Polskiego Radia z Londynu, za co przewidziana była kara śmierci. Od wiosny 1940 roku praca Odweciarzy nabrała tempa. Drobny biuletyn informacyjny urósł do rangi cotygodniowego czasopisma. Młodzi ludzie postawili sobie za zadanie wzbudzać i pielęgnować w Polakach nadzieje na ostateczne zwycięstwo, zagrzewać ich do walki, motywować w celebrowaniu polskości i obiektywnie informować o sytuacji w kraju i w Europie. Ich poświęcenie wynikało z miłości do ojczyzny i chęci odwetu na Niemcach za kampanię wrześniową, a praca, która stała się sposobem życia wymagała nie lada wysiłku, odwagi, pewności siebie, sprytu i przebiegłości, by być niemal niewidzialnym w otoczeniu pełnym wrogów, gotowych zabić w każdej chwili.

W szczytowym momencie nakład „Odwetu” wynosił 10 tys. egzemplarzy i zasięgiem objął całą południową Polskę docierając nierzadko nawet dalej. Na terenie bliskim nam, bo w powiecie Dąbrowa Tarnowska najintensywniejsza działalność „Odwetu” przypadła na jesień 1940 roku Gazetka ta docierała do Szczucina i była rozprowadzana wśród mieszkańców miasteczka.

Głośne akcje „Jędrusiów”

„Jędrusie” pomagali w kolportażu „Odwetu”, wykonywali kary śmierci na niemieckich agentach i ich informatorach, także organizowali szkolenia wojskowe i prowadzili działania charytatywne, a ponadto organizowali śmiałe przedsięwzięcia i w często spektakularnych akcjach zdobywali konieczne środki i fundusze potrzebne do istnienia całego ich konspiracyjnego środowiska.

Wielokrotnie sytuacja wymagała zmiany kwater, miejsc pobytu i planów. Często „Jędrusie” ponosili porażki, trafiali do aresztów czy do obozów koncentracyjnych, lecz zawsze pojawiali się nowi odważni ludzie, których przyciągała legenda oddziału. W ręce gestapo wpadło wielu współpracowników Jasińskiego, co znacznie komplikowało plan działania, wielu z nich zginęło jak np. w akcji 17 marca 1942 roku w Wiśniówce. Niemcy zastawiając zasadzkę zabili czterech konspiratorów, co spowodowało, że nie ukazał się kolejny numer „Odwetu”.

Działalność spiskowa wobec wroga wymagała dobrego kamuflażu i perfekcyjnego planowania akcji. Tym bardziej, że po każdej z nich „Jędrusie” zostawiali wyraźny znak dla Niemców, z kim mają do czynienia, mianowicie podpis. Władysław Jasiński wielokrotnie oznakował miejsce wydarzeń swoim pseudonimem, co skutkowało rozpoczęciem intensywnych poszukiwań ze strony niemieckiej.

Do głośnych akcji „Jędrusiów” należy zaliczyć akcję na niemieckie więzienie w Opatowie 12 marca 1943 roku, w czasie której wraz miejscową placówką Armii Krajowej AK) uwolnili ok. 80 więźniów. Znaczny wydźwięk propagandowy w Polsce południowo-wschodniej miała wspólna akcja uwolnienia ok. 180 osób z więzienia w Mielcu. Do głośnych akcji można m.in. zaliczyć uderzenie na banki w Staszowie, Mielcu, zdobycie dużej ilości cukru na stacji kolejowej w Bogorii.

„Jędrusie” przeprowadzili akcję charytatywną, która polegała na niesieniu pomocy aresztowanym i ich rodzinom poprzez organizowanie sieci punktów wysyłkowych paczek żywnościowych dla polskich jeńców wojennych. Oddział partyzancki bronił miejscową ludność przed pacyfikacją ze strony okupanta. Po połączeniu się z AK podjął marsz na pomoc walczącej Warszawie. W tym czasie oddział liczył ponad 250 żołnierzy. Po powrocie w Góry Świętokrzyskie doczekali się wyzwolenia. Oddział zostaje rozwiązany. Nastąpiły liczne represje i aresztowania przez NKWD i UB.

„Jędrusie” w Szczucinie i okolicach

Miejscowość Szczucin Eugeniusz Dąbrowski wymienia kilkanaście razy. Są to akcje przeprowadzone przez „Jędrusiów” w pobliskich miejscowościach oraz w samym Szczucinie. Warto je w tym miejscu wymienić.

W maju 1942 roku odbyła się akcja na niemiecki majątek Orczki koło Szczucina. Majątek ten został ponownie „odwiedzony” przez dziewięcioosobowy patrol „Jędrusiów” w następnym roku. O północy opanowano majątek, a zdobyczna żywność wozami została przewieziona nad Wisłę. Tam jednak nie zastano galarów, którymi planowano spław oddziału ze zdobyczą. Oddział musiał wozami przedostać się do przeprawy przez rzekę w okolicy Połańca.

W lipcu 1942 roku dowódca oddziału postanowił przeprowadzić akcję w pobliżu Szczucina, na magazyny w Ratajach. „Było już dostatecznie ciemno, gdy zbliżyliśmy się do kilku domów zwanych Kółkiem Żabieckim, w pobliżu wioski Żabiec. Stąd też szef Władek postanowił wziąć konie i wozy do transportu cukru z magazynów w Ratajach do łódek i galaru nad Wisłą. Magazyny leżały w pobliżu stacji kolejki wąskotorowej, nieco więcej niż kilometr od mostu na Wiśle, strzeżonego przez silny posterunek niemiecki. Po drugiej stronie Wisły (na prawym jej brzegu) leżało miasto Szczucin, siedziba żandarmerii niemieckiej”. Akcja zakończyła się sukcesem, a Niemcom nie udało się ustalić kierunku ucieczki partyzantów. Akcję tę „Jędrusie” uznali za jedną z najbardziej udanych operacji sabotażu

gospodarczego przeciwko Niemcom.

W 1944 roku „Jędrusie”, w krótkim odstępie czasu, dwukrotnie atakowali Szczucin. Za pierwszym razem po intensywnej wymianie ognia, partyzanci wycofali się. Dopiero 8 czerwca 1944 roku, po inwazji aliantów na Zachodzie, „Jędrusie” ponownie wyruszyli na Szczucin w liczbie ponad trzydziestu wozów. Zostało wykonane rozpoznanie przez Szefa wraz z dwoma ludźmi, którzy przeszli na drugą stronę Wisły przez most. W mieście nawiązano kontakt z zawiadowcą stacji. Po zdobyciu potrzebnych informacji, Szef Józek, z pomocą zawiadowcy, wykorzystując lokomotywę z jednym wagonem towarowym, powrócił do oddziału. O zmroku, nastąpiła przeprawa całego oddziału. Nastąpił atak, wywiązała się wymiana ognia, w której Niemcy, mimo nowych sił byli dość pasywni. „W tym momencie podszedł ktoś z naszego wywiadu – pisze autor książki – i poinformował nas o zmianie stanu liczebnego posterunków niemieckich, bowiem przed wieczorem przyjechały dwa samochody z żołnierzami niemieckimi i ci rozlokowali się w ratuszu czy też w baraku na rynku szczucińskim. (…) Przez całą noc „urzędowaliśmy” w mieście, w którym znajdowały się liczne jednostki nieprzyjaciela. Wszelkie połączenia telefoniczne zostały odcięte, zerwano bowiem druty nie tylko przy poczcie, ale też linii kolejowej Szczucin-Tarnów. W mieście krążyły nasze patrole, a jeden z nich otrzymał zadanie specjalne, polegające na nałożeniu kontrybucji na Polaków współpracujących z okupantem i zajmujących odpowiedzialne stanowiska w aparacie administracyjnym i handlowym. (…) Na powodzenie naszej akcji wywarł niewątpliwie wpływ również i fakt jej przeprowadzenia bezpośrednio po rozpoczęciu inwazji na Zachodzie. Jak doniósł nam później nasz wywiad - Niemcy sądzili, że opanowanie Szczucina przez partyzantów wiąże się ściśle z wybuchem ogólnonarodowego powstania w Polsce.

Aktywność „Jędrusiów” była śmiała, nie ograniczała się do określonego schematu działań, lecz zmieniała się razem z sytuacją na frontach, a polegała na celowym niszczeniu okupanta. Ziemia polska zrodziła jak dotąd wielu bohaterów. Wielu z nich znamy z imienia i nazwiska, wielu czeka ciągle na nasze zainteresowanie, a tożsamości wielu z nich nie poznamy już nigdy. Pamiętając o naszych bohaterach narodowych pielęgnujemy naszą świadomość narodową. Współcześnie istnieją szkoły i drużyny harcerskie im „Jędrusiów”, muzeum w bliskich nam Sulisławicach, a także nakręcony został film dokumentalny. Siódma trasa dorocznego Harcerskiego Rajdu Świętokrzyskiego poświęcona jest „Jędrusiom”. Pamiętamy o naszych bohaterach.

Agnieszka Noga

Bohaterka Stefania Hanausek

Rodzina Hanausków pochodziła z Czech. Ojciec rodziny, Karol urodził się Ołomuńcu w 1884 r. Ożenił się z Zofią Janota, córką adwokata z

Rymanowa. W 1913 r. urodziła się ich córka Urszula, a 7 XII 1915 r. – Stefania (zwana Funą). Karol pracował w sektorze bankowym, a w latach 1919-20

brał udział w walkach o Lwów, za co otrzymał odznakę Orląt. Dziewczynki (córki) w tym czasie przebywały u babci w Rymanowie.

Hanauskowie mieszkali potem w Przemyślu, a od 1926 r. – w Tarnowie, przy ul Krakowskiej. Pan Karol był dyrektorem Oddziału Banku Gospodarstwa Krajowego, angażując się równocześnie w działalność społeczną i polityczną: Polskiego Białego Krzyża, Towarzystwa Szkoły Ludowej, Towarzystwa Przyjaciół Związki Strzeleckiego, Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem i Narodowej Demokracji. Zofia Hanauskowa była kobietą wykształconą – znała kilka języków obcych, miała talent muzyczny; pięknie śpiewała. Występowała publicznie m.in. w Sali Lustrzanej przy ul. Wałowej. Była piękną i elegancką kobietą, o silnym charakterze i żywiołowym temperamencie. Również ona udzielała się charytatywnie w Polskim Białym Krzyżu, opiekując się sierotami, ubogimi. Bardzo dbała o wykształcenie i staranne wychowanie moralne i patriotyczne swoich córek.

Urszula i Stefania gimnazjum i liceum przebyły w Prywatnym Gimnazjum Żeńskim Sióstr Urszulanek, gdzie kładziono szczególny nacisk na wychowanie religijne i patriotyczne „o silnych zasadach życiowych opartych na miłości Boga, Ojczyzny i bliźniego”.

Stefania wyróżniała się nieprzeciętnymi zdolnościami językowymi; poznała sześć języków obcych (łacinę, angielski, francuski, niemiecki, czeski, węgierski). Grała na fortepianie, pięknie śpiewała i rysowała. Pisywała eseje i wiersze, była współredaktorką młodzieżowego pisma pt. „Czyn”. Gdy w 1932 r. przyjechał do Tarnowa prezydent Ignacy Mościcki, właśnie Stefania wygłosiła doń mowę powitalną w imieniu tarnowskiej młodzieży. Jak każda młoda dziewczyna - lubiła uczestniczyć w zabawach prywatnych, organizowanych u koleżanek, a po maturze - w Sali Lustrzanej. Występowała też publicznie grając na fortepianie.

Charakter miała wyrobiony: pracowita, energiczna, stanowcza, głęboko religijna (należała do Sodalicji Mariańskiej), wymagająca przede wszystkim od siebie. Egzamin dojrzałości zdała z wyróżnieniem w roku 1934. Po rocznej przerwie (z powodu kłopotów zdrowotnych) podjęła studia na Wydziale Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego (w latach 1935-39). I tu również wykazała nieprzeciętne zdolności; otrzymała stypendium Polskiej Akademii Umiejętności, została asystentką prof. Heydla – jeszcze przed uzyskaniem magisterium. Dyplom magisterski z odznaczeniem zdała 16 VI 1939 r. Planowała poświęcić się w pracy w dyplomacji. Przez jakiś czas przebywała w Debreczynie, gdzie poznała młodego Węgra, z którym planowali małżeństwo.

Jednak wybuch II wojny światowej pokrzyżował te plany. Rodzina Hanausków musiała przenieść się do mniejszego mieszkania przy ul. Gumniskiej, a Stefania podjęła pracę w Dąbrowie Tarnowskiej jako sekretarka niemieckiego Landkomisarza. Zamieszkała przy ul. Kościuszki. Dzięki znajomości języka niemieckiego mogła pomóc materialnie rodzinie, uniknąć wywózki na przymusowe roboty do Niemiec oraz – co zrobiła na pewno ze szlachetnych pobudek – podjąć prace konspiracyjną na rzecz wywiadu brytyjskiego, składając przysięgę w Związku Walki Zbrojnej. Mając dostęp do niemieckich dokumentów, przekazywała na Zachód informacje dotyczące dyslokacji wojsk niemieckich, baz, lotnisk raportów, szkiców i fotografii. Niszczyła listy (wykazy Polaków przewidzianych do aresztowania, donosy na Polaków) i inne dokumenty służące eksterminacji rodaków.

Stefania nawiązała kontakt z Heleną Marusarzówną, słynną polską narciarką z Zakopanego, działającą jako kurier między Krakowem a Budapesztem. Helenę Niemcy aresztowali w Czechosłowacji w marcu 1940 r. Znaleziono przy niej listy pisane po węgiersku. Pół roku później, we wrześniu 1940 aresztowano również Stefanię Hanausek. Jest kilka wersji okoliczności ujęcia Stefanii: „ pochwycono skoczka angielskiego, który miał się zgłosić po informację do Pumy (taki był pseudonim konspiracyjny Stefanii). Gestapo wydobyło od niego potrzebne informacje (hasło i miejsce oraz termin spotkania) i zamiast kuriera wysłało „swojego człowieka”, któremu ona wydała (na hasło) odpowiednie dokumenty. Inni twierdzą, że właściwy łącznik zjawił się nieco później i wtedy Stefania zorientowała się, że jest już w rękach wroga”. Według trzeciej wersji – Stefania została zadenuncjowana przez koleżankę z pracy, Irenę Gełemej, która była agentką gestapo. Pod nieobecność sekretarki Landkomisarza przeprowadzono rewizję w jej biurku i znaleziono kilka zatrzymanych przez (Stefanię) – Pumę donosów na Polaków oraz list po węgiersku pisany tym samym charakterem pisma, jakim był pisany list znaleziony przy Helenie Marusarzówny. Gdy Stefania nazajutrz przyszła do pracy, została aresztowania i przewieziona do więzienia Gestapo mieszczącego się w Tarnowie przy ul. Urszulańskiej 18; tej samej ulicy, gdzie nieopodal pod numerem 13, przez 8 lat zdobywała wykształcenie i formowała swój niezłomny charakter.

We więzieniu tarnowskim przeprowadzano konfrontację Hanauskówny z Marusarzówną i wkrótce obie wywieziono do Krakowa na ul. Montelupich. Mimo okrutnych tortur, Stefania nie wydała nikogo, nie załamała się. Siłą swego charakteru i ducha podtrzymywała psychicznie współwięźniarki. Została sazana na śmierć przez sąd doraźny „ za szpiegostwo na szkodę Rzeszy Niemieckiej” i 21 marca 1941 przewieziona z powrotem do tarnowskiego więzienia.

Tu strażniczką więzienną była Maria Salawa-Kulesza (bratanica błogosławionej Anieli Salawa), która była bardzo życzliwa i pomagała więźniarkom, np. poprzez kontakt z matką Stefanii, która podawała jej potajemnie pewne rzeczy. Zwróciła się też matka do inspektora więzienia z prośbą o możliwość dostarczania obiadów córce, będącej w złym stanie zdrowia, jednak bezskutecznie). W celi przebywała znów z Marusarzówną, Janiną Bednarską z Krakowa i Anną Roczkowską z Zakopanego. „Wszyscy podziwiali niezłomność Stefanii. Zachowywała się tak, jakby jej nic nie groziło, zawsze z godnością, a z wyraźną pogardą wobec Niemców. Podnosiła innych na duchu. Modliła się dużo, najczęściej na różańcu ( jak zresztą inne więźniarki). Z jej celi słychać było modlitwę i śpiewy religijne. Wykonanie wyroku odkładano przez kilka miesięcy, spodziewając się, że lęk przed śmiercią skłoni skazana do zeznań.

W przeddzień egzekucji (22 VII) przyszedł w czasie kolacji naczelnik więzienia i odczytał nazwiska osób skazanych na rozstrzał nazajutrz wcześnie rano. W tym momencie Stefania rzuciła w naczelnika miskę z zupą. Był to jej ostatni wyraz protestu i pogardy w stosunku do Niemców. Naczelnik zachował spokój, starł tylko ręką zupę z munduru”.(…)

„Maria Salawa wzięła Stefanię na noc do dyżurki, by jej ułatwić czekanie na egzekucję. Czyniła tak niejednokrotnie by pomóc nieszczęśliwym. Stefania była zupełnie opanowana. Gdy o godzinie czwartej przyszli po skazaną funkcjonariusze gestapo i esesmani, ucałowała p. Marię i powiedziała: >>Proszę się nie martwić. Idę spokojnie bo, zrobiłam to, co powinnam była zrobić. Idę do Bozi, proszę się za mnie pomodlić>>. Jej ostatnim życzeniem była prośba o Mszę św. za nią. Wychodząc z celi, powiedziała >>Niech żyje Polska, moja kochana Ojczyzna!<<.

Pani Salawa poprzedniego wieczora zawiadomiła matkę Stefanii o terminie egzekucji córki. Pani Hanauskowa ukryła się w bramie sąsiedniego domu i czekała na wywiezienie skazanych. „Gdy auto wyjeżdżało z bramy więzienia kobiety zaczęły śpiewać: „Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród.” Na widok auta p. Hanauskowa wyszła z bramy z wołaniem córki Funa! Funa! Śpiew kobiet umilkł a do uszu matki dobiegły słowa: Żegnaj, matko! Któraś z kobiet zawołała: „Pożegnaj Polskę!” Auto pojechało szybko na wschód, w kierunku Skrzyszowa. Ze zbolałej piersi matki wyrwały się krzyki: „Funa, dziecko drogie, gdzie oni ciebie wiozą?! Patrzyła długo, aż auto znikło jej z oczu. Stała na chodniku, oparta o mur. Twarz miała bladą, zalaną łzami: Nie wypowiedziała już więcej ani słowa (…)

Chwilę jeszcze postała, a potem poszła w kierunku Skrzyszowa. To biegła, to zwalniała kroku, stawała i zastanawiała się czy to jest możliwe, że jej córkę rozstrzelają zbrodniarze hitlerowscy. Tak doszła do Skrzyszowa, pytając po drodze ludzi zdążających do Tarnowa czy widzieli auto z kobietami jadącymi na stracenie. Nagle ujrzała to samo auto jadące z powrotem. Chciała je zatrzymać, wołać, by stanęło, aby dowiedzieć się, gdzie zamordowali jej córkę. Nie mogła jednak wymówić ani słowa (…) krzyknęła tylko za nimi „Przeklęci” i upadła zemdlona na ziemię.”

„Egzekucji kobiet dokonano w wąwozie w lesie Kruk w Skrzyszowie. „Nad dołami stanęło 6 kobiet. Podobno Hanauskówna pierwsza otrzymała rozkaz odwrócenia się. Odmówiła i zawołała: „Strzelajcie do polskiej piersi – ja idę do swojego Boga! Polki umieją umierać!”. Zginęła pierwsza, bo gdy we wrześniu 1957 roku dokonano ekshumacji mogiły, jej ciało znajdowało się na samym dnie dołu. Spoczywa do dziś w oddzielnej mogile właśnie tam, w wąwozie lasu Kruk.

Matka spełniła życzenie córki. W tarnowskiej katedrze odprawiono Mszę św. za spokój jej duszy, a w sierpniu rozwieszono po Tarnowie nekrologi o śmierci S. Hanausek.

Pani Hanauskowa prawie codziennie chodziła z wiernym psem na grób córki, co nie podobało się Niemcom. Zatrzymali ją pewnego dnia w tym miejscu; zabrano dokumenty i kazano zgłosić się na gestapo. Przyjaciele radzili jej życzliwie, by wyjechała do Rymanowa, gdzie miała dom, ale ona wolała pozostać w Tarnowie. Uwięziona wkrótce i torturowana, została prawdopodobnie wywieziona do Auschwitz. W 1945 roku rodzina dowiedziała się, że zginęła w Ravensbrück.

Tragiczne były losy pozostałych członków rodziny. Ojciec zmarł 30 XI 1941r., siostra Urszula, nieuleczalnie chora w 1942. Niech nie zaginie pamięć o tej szlachetnej rodzinie.

Opracowała Maria Pietracha ( na podstawie monografii S. ZOFII STEPEK OSU„ Mgr Stefania Hanausek” – „Rocznik Tarnowski” 1995/96)

-

Skrzyszów - pomnik rozstrzelanych w lesie Kruk.

Szczucin w Powstaniu Styczniowym

Spacerując po szczucińskim cmentarzu parafialnym napotkamy groby i obeliski, które przypominają nam, że Ziemia Szczucińska była świadkiem wielu wydarzeń historycznych o zasięgu ogólnopolskim. Poszukiwacz historii znajdzie na cmentarzu parafialnym miejsca, które uzmysławiają nam, że Szczucin i okolice uczestniczyły w wydarzeniach z 1863 r.

Obok kaplicy Boguszów znajduje się Pomnik – Grób Powstańców Styczniowych na którym widnieje napis:

1863 - 2013

„Szli tam, gdzie inni poszli.

Byli żołnierzami swojej ojczyzny”.

W 150. Rocznicę Powstania Styczniowego

Pamiętający Mieszkańcy Miasta i Gminy Szczucin

Obok znajduje się grób z napisem:

Nieodżałowanej Pamięci

mjr Edward Dunajewski

Dowódca Batalionu Tarnowskiego

Powstania Styczniowego 1863 r.

Zginął w nurtach Wisły 20.06. 1863r.

Pochowany 24.06.1863 r.

1863 – 2013

Wszyscy pamiętamy, że Szczucin i jak i całe Powiśle Dąbrowskie w XIXw. znalazło się w zaborze austriackim, w którym władze wiedeńskie dopuściły do pewnych form autonomii. Działalność ta początkowo zachowawcza i powierzchowna, po klęsce Austrii w wojnie włoskiej w 1859 r. przybrała bardziej dynamiczny charakter. Tym bardziej, że na teren Galicji zaczęły napływać informacje o ożywieniu działalności patriotycznej na terenie Królestwa Polskiego. Skutkowało to tym, że miasta: Kraków, Tarnów, Nowy Sącz, Rzeszów objęte zostały manifestacjami skierowanymi przeciwko władzom rosyjskim i austriackim. Szczególnie Tarnów stał się miastem, w którym młodzi Polacy publicznie okazywali swoje patriotyczne uczucia.

Jak je manifestowano? Polskość wyrażano poprzez noszenie patriotycznego stroju, organizowanie nabożeństw dla upamiętnienia ważnych rocznic narodowych, śpiewanie pieśni patriotycznych, liczne procesje i rozlepianie ulotek. W Tarnowie, z czasem zaczęły się tworzyć organizacje o charakterze spiskowym. Organem koordynującym działalność w skali całego zaboru austriackiego dla orientacji czerwonych była Rada Naczelna Galicyjska, która przystąpiła do organizowania w miastach na terenie Galicji zachodniej tzw. Ław Obwodowych, które powstały m. in. w Tarnowie, Dąbrowie, Dębicy, Mielcu, Żabnie.`

Zaprezentowane powyżej fakty pozwalają nam stwierdzić, że społeczeństwo Ziemi Tarnowskiej – szczególnie młodzież - dość szybko reagowało na wiadomości napływające z Królestwa. Tym samym nasi przodkowie solidaryzowali się z rodakami zza kordonu i manifestowali swoją niechęć wobec Rosji. Dlatego wybuch powstania w styczniu 1863 r. zastał aktywną część naszego społeczeństwa przygotowaną do działania. Jednak decyzja o wybuchu powstania w styczniu była dla mieszkańców Galicji niemałym zaskoczeniem. Społeczeństwo z terenów Galicji interesowało się wiadomościami o walkach na terenie Królestwa, a organizacje narodowe zmierzały do uformowania i wyekwipowania oddziałów powstańczych, które po wyprowadzeniu za kordon miały wzmocnić czyn powstańczy w Królestwie.

Wyprawa Jordana

Galicyjskie ugrupowanie białych na terenie Galicji rozpoczęło organizować wyprawę wojskową na tereny Królestwa. Na dowódcę wyprawy został wyznaczony płk Zygmunt Jordan, który został specjalnie ściągnięty z Paryża. Był on członkiem biura Hotelu Lambert, zaliczał się do bliskich współpracowników ks. Władysława Czartoryskiego. Miał doświadczenie w walkach, gdyż był uczestnikiem powstania węgierskiego i wojny krymskiej. Po przybyciu do Krakowa, otrzymał nominację na generała i przystąpił do organizacji korpusu.

Generał opracował plan wyprawy, który przewidywał wkroczenie do Królestwa w pasie od Krakowa aż po Sandomierz, 7 batalionów. Według planu korpus miał liczyć około 3-4 tysięcy żołnierzy i zamierzał przekroczyć granicę w kilku miejscach, skoncentrować się w lasach miechowskich, by następnie udać się w głąb Królestwa.

Ambitne plany zaczęto realizować w kwietniu 1863 r. Na terenie obwodów tarnowskiego i częściowo rzeszowskiego organizowały się dwa bataliony. Dowódcą batalionu tarnowskiego był mjr Edward Dunajewski, podobno były oficer austriacki, który organizował swój oddział w okolicach Partyni, a dowódcą oddziału rzeszowskiego tworzonego w Chorzelowie był mjr Jan Popiel, który używał pseudonimu „Chościakiewicz”. Był on doświadczonym żołnierzem, służył w armii austriackiej.

Prace organizacyjne polegały na zaopatrzeniu oddziałów w broń, amunicję i umundurowanie. Mimo stosunkowo znacznych kwot, częściowo zebranych przez galicyjską arystokrację, tempo formowania oddziałów nie było zadawalające. Zakupiona broń nie spełniała ówczesnych standardów, a powołany żołnierz nie był najwyższej próby. Niskie morale żołnierza wynikało z faktu, że często przez wiele miesięcy pobierał żołd i bezczynnie oczekiwał na rozkaz.

Po wielu perturbacjach rozkaz o wymarszu został wyznaczony na czerwiec. Według planu 20 czerwca w okolicy Szczucina miały przejść Wisłę dwa bataliony – rzeszowski i tarnowski. W kolejnych dniach miały dokonywać przeprawy dalsze bataliony. Wyznaczono punkty zborne, a sam dowódca korpusu udał się do Chorzelowa, aby z bliska nadzorować przeprawę. Dość sprawnie przebiegło przedostanie się ochotników na wyznaczone miejsca formowania obu batalionów. Na miejscu, w dużym pośpiechu i chaosie rozdano żołnierski ekwipunek. Niestety już w pierwszych godzinach akcji uwidocznił się brak obycia z bronią ochotników, którzy wcześniej z nią nie ćwiczyli. Batalion rzeszowski liczył 375 ochotników, a w jego skład wchodził również szwadron kawalerii w sile 46 koni. Batalion tarnowski stanowił podobną siłę: 350 żołnierzy.

Przeprawa rozpoczęła się nad ranem 20 czerwca 1863 r. Batalion Dunajewskiego przekraczał Wisłę między Łęką Żabiecką a Maniowem, a oddział Popiela nieco niżej biegu rzeki, pomiędzy Orłem a Otałężą. Po przekroczeniu Wisły przez oba oddziały, już na terenie świętokrzyskiego, miały miejsce dwie bitwy, w niewielkiej odległości od siebie, w okolicach wsi Gace i Komorów. Niestety, brak wyszkolenia i obycia w walce z ostrzelanym rosyjskim żołnierzem, spowodował, że oddział mjr. Dunajewskiego poniósł straty, zginął też dowódca oddziału. Batalion mjr. Popiela w bitwie pod Komorowem też poniósł klęskę. Wyprawa zakończyła się przegraną, zginęło około 200 powstańców, w większości z batalionu rzeszowskiego, do niewoli rosyjskiej dostało się około 100 ochotników, a około 250 żołnierzy zostało przez Austriaków aresztowanych.

Mieszkańcy wsi Maniów wyciągali z rzeki niedoszłych powstańców, ratując niejednemu życie. Mieszkańcy Szczucina i okoliczne wsie zorganizowali uroczyste pogrzeby poległych w czasie przeprawy. Powstańców chowano przez kilka dni, aż do 27 czerwca, w prostych, pospiesznie zbitych trumnach. Na tutejszym cmentarzu pochowano też mjr. Edwarda Dunajewskiego wraz ze swym adiutantem Szymonowiczem. Uroczystości pogrzebowe stały się manifestacją patriotyczną, w której społeczeństwo Szczucina brało liczny udział. Na zbiorowym grobie powstańców zbudowano pomnik, na którym znajduje się tablica z napisem: Ś. P. Poległym za Ojczyznę w powstaniu styczniowym 1863 R Cześć ich pamięci. Tablica ta została odnowiona z okazji 150. Rocznicy Powstania Styczniowego.

Szczucinianie w powstaniu

Z terenu Szczucina dużą aktywność przez cały czas trwania powstania, aż do początków 1864 r. przejawiał Aleksander Bogusz, właściciel Lubasza, który wykonywał liczne zadania powierzone przez organizację. Ponieważ jego majątek znajdował się nieopodal Wisły, miał on czuwać nad przeprawą do Królestwa transportów broni oraz ochotników. Władze austriackie, które poszukiwały działaczy wspierających powstanie w marcu 1864 r. w majątku Bogusza przeprowadziły rewizję. W czasie rewizji znaleziono broń oraz materiały świadczące, że działał on w nielegalnych organizacjach. Właściciel majątku w Lubaszu został aresztowany.

Na cmentarzu szczucińskim znajdują się jeszcze groby osób, które były uczestnikami walk w czasie powstania z 1863 r. Był nim Jan Podolski (1845-1932), rzemieślnik, kupiec i burmistrz w Szczucinie. Jako młody chłopiec uciekł z domu, przyłączył się do oddziału Dionizego Czachowskiego, tworzonego w okolicach Mielca; w pracach organizacyjnych tego oddziału uczestniczył też mieszkaniec Słupca – Seweryn Kisielewski. Wraz z odziałem młody Podolski przekracza Wisłę, gdzie pod Rybnicą - 20 października 1863 r. stacza swój pierwszy bój. Bierze udział w walkach na terenie lasów świętokrzyskich, aż do wiosny 1864 r. Po rozformowaniu oddziałów przedziera się do domu, zostaje złapany przez Moskali i osadzony w Opatowie. W czasie transportu więźniów udaje się mu uciec i powrócić do Mielca. Tam ożenił się i wraz z małżonką przeniósł się do Szczucina. Obok grobowca burmistrza Szczucina znajduje się odrestaurowany pomnik Józefa Korasadowicza (1842-1916), żołnierza powstania z 1863 r.

Kolejnym miejscem związanym z powstaniem jest obelisk Władysława Pade (1829-1904), szlachcica z Krakowa, który był wzięty do niewoli pod Komorowem lub Ratajami. Został skazany na 6 lat ciężkich robót, odbywał karę w Rosji, po ułaskawieniu prawdopodobnie został zatrudniony w którymś z majątków Boguszów. Zmarł w Szczucinie. na pocz. XX w.

Dostępne źródła pozwalają jeszcze wymienić inne osoby walczące w Powstaniu Styczniowym. W styczniu 1864 r. u Waleriana Bogusza, właściciela majątku Suchy Grunt aresztowano 6 powstańców. Wspomnieć należy Leopolda Kolbana z Delastowic, Andrzeja Króla ze Szczucina, Leona Potockiego ze Szczucina. Warto jeszcze nadmienić, że z powstańcami sympatyzowali miejscowi księża. Brak bazy źródłowej nie pozwala nam omówić roli w tych wydarzeniach właścicieli samego Szczucina – Husarzewskich.

Współczesność

23 czerwca 2013 r. w Szczucinie odbyła się uroczystość upamiętniająca 150. rocznicę przeprawy korpusu Jordana w okolicach Szczucina. Uroczystości te przebiegały w kilku częściach . Na cmentarzu parafialnym w Szczucinie ks. proboszcz parafii Szczucin Zygmunt Warzecha poświęcił tablice, a aktu odsłonięcia dokonali Burmistrz Miasta i Gminy Szczucin Jan Sipior, Przewodniczący Rady Miejskiej w Szczucinie Andrzej Gorzkowicz i Prezes Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Szczucińskiej Maria Gadziała. Następnie w Kościele Parafialnym w Szczucinie odbyła się uroczysta Msza św., po której na rynku odbyła się inscenizacja pt. „Lekcja Patriotyzmu”. Uroczystości patriotycznej, towarzyszyła wystawa fotograficzna poszerzona o autentyczne dokumenty z powstania, która powstała w ramach projektu pt. „Lekcja patriotyzmu w 150. Rocznicę Powstania Styczniowego”, autorstwa Marii Gadziały. Po południu w Gacach Słupieckich odbyła się uroczystość odsłonięcia pomnika upamiętniającego bitwę stoczoną przez oddziały gen. Jordana z żołnierzami carskimi. Inicjatorem powstania pomnika był senator RP Mieczysław Gil. W uroczystości brał udział Burmistrz Szczucina Jan Sipior, a orkiestra dęta ze Szczucina uświetniła te uroczystości.

Marek Jachym

Bibliografia:

Gadziała M., Uroczyste obchody 150. Rocznicy Powstania Styczniowego w Szczucinie, Wieści Szczucińskie” 2013, nr 3.

Kieniewicz S., Powstanie Styczniowe, (Dzieje narodu i państwa polskiego; III-49), Warszawa 1987.

Kunisz A., Udział Ziemi Tarnowskiej w powstaniu styczniowym, Kraków 1990.

Struziak K., Szczucin i okolice. Zarys dziejów do 1948 roku, Szczucin 2009.

Wspomnienia Powstania Styczniowego, „Wieści Szczucińskie” 2013, nr 2.

Zdrada J. Powiat dąbrowski w okresie autonomii galicyjskiej (1859 – 1918), (w:) Kiryk F., Ruta Z., red., Dąbrowa Tarnowska. Zarys dziejów miasta i powiatu, Warszawa-Kraków 1974.

„Specyfika” Szczucina w czasach PRL

W popularnym podręczniku do historii dla szkoły średniej Burzliwy wiek XX, autor Robert Śniegocki, w rozdziale Polska za Gomułki i Gierka zamieścił

obszerną mapę Czasy PRL. Podręcznik wydany został przez Nową Erę (rok wyd. 2006). Uczniowie ze zdziwieniem stwierdzają, że z obszaru dawnego

województwa tarnowskiego wykazane zostały tylko dwie miejscowości: Tarnów i Szczucin. Brak jest o wiele większych miejscowości np. Brzeska, Bochni,

Dębicy czy Dąbrowy Tarnowskiej. Co ciekawsze mapa nie pokazuje nawet Mielca, który w latach PRL przecież dynamicznie się rozwijał.

Jakie mogły być przesłanki umieszczenia właśnie Szczucina na mapie? Jaka mogła być „specyfika” Szczucina czasów PRL, że został ujęty na tej

mapce?

Przemysłowa wieś

W latach PRL zaczęły w Szczucinie powstawać nowe zakłady. W pierwszych latach po II wojnie światowej stan zatrudnienia w przedsiębiorstwach był

bardzo niski. O tej sprawie pisze Krzysztof Struziak w monografii „Szczucin i okolice” podaje, że w „1947 r. na terenie gminy pracowały jedynie 2 zakłady

przemysłowe tj. młyn gospodarczy zatrudniający 5 pracowników i tartak z 4 pracownikami. Nieczynne były natomiast cegielnia, gorzelnia, drugi młyn i

rzeźnia.” Badacz dziejów Szczucina wspomina, że już wtedy ważną rolę w handlu spełniała Gminna Spółdzielnia Samopomoc Chłopska.

Intensywny rozwój przemysłu w Szczucinie nastąpił w latach pięćdziesiątych. W 1950 r., zostaje utworzony Państwowy Ośrodek Maszynowy w

Lubaszu, który był drugim tego typu zakładem w byłym województwie krakowskim. POM służył pomocą rolnikom, produkując i naprawiając im sprzęt

związany z uprawą roli.W 1955 r. rozpoczęto budowę Zakładu Wyrobów Azbestowo-Cementowych w Szczucinie, które w 1959 r. zostały uroczyście

uruchomione. W 1960 r. zatrudniały 300 osób. Zakład wytwarzał popularne w całej Polsce płyty eternitowe oraz rury ciśnieniowe i azbestowo-cementowe

służące jako przewody wentylacyjne i zsypowe. Powodzeniem cieszyły się pustaki.W okresie PRL w miejscowości uruchomiona została Filia Krakowskich

Zakładów Elektronicznych „Telpod” w Szczucinie. Miało to miejsce w 1970 r. Zakład ten produkował rezystory stałe i nastawne oraz części do odbiorników

radiowych, telewizyjnych i telefonów.

Wymienione zakłady spowodowały, że Szczucin –choć wieś- niewątpliwie wpisał się w ośrodki o dość dużej dynamice zatrudnienia w przemyśle

uspołecznionym. Czy da się odtworzyć zatrudnienie w naszej miejscowości?

Lata siedemdziesiąte zobrazuję przy pomocy danych statystycznych zamieszczonych w broszurce Rozwój społeczno-gospodarczy powiatu Dąbrowa

Tarnowska w XXX leciu PRL (s. 36). Broszurka została wydana przez Powiatowy Inspektorat Statystyczny w Dąbrowie Tarnowskiej w lipcu 1974 r.

Tabela 1. Zakłady i zatrudnienie w przemyśle uspołecznionym i rzemiośle według miast i gmin w 1973 r.

Tabela ta pozwala nam stwierdzić, że Szczucin na początku lat 70. miał największą ilość zatrudnienia. Stanowiło to ok. 45% zatrudnionych w całym

powiecie. Był to wskaźnik bardzo wysoki. W 1970 r. w Szczucinie mieszkało ok. 2100 osób.

Nadal jednak stan zatrudnienia w szczucińskich zakładach się zwiększał. O dynamicznym wzroście zatrudnienia w latach 80. w Szczucinie pisał

Jerzy Rzeszuto na łamach TEMI (nr 18) w 1984 r. Otóż autor w artykule Miasteczko przy trasie wylicza zatrudnienie w poszczególnych zakładach:

Tabela 2. Zatrudnienie w największych zakładach Szczucina

Redaktor pisał, że w Szczucinie istniało 16 drobnych zakładów zatrudniających 30-80 osób. Warto choć w części odtworzyć nazwy tych zakładów oraz

liczbę zatrudnionych tam osób. Dane te powstały w wyniku kontaktu z osobami pracującymi w tych zakładach. w . latach 70. i 80.

Tabela 3. Ilość zatrudnionych w pozostałych zakładach Szczucina

Źródło: obliczenia własne.

Przyjmijmy, na potrzeby niniejszego artykułu, że liczba zatrudnionych w tych 12 niewielkich zakładach wynosiła ponad 430 osób. W sumie we

wszystkich zakładach Szczucina w latach 80. pracowało ponad 2000 osób. A przecież warto choć wspomnieć o zakładach nie wymienionych w tabeli:

Posterunek Energetyczny, Poczta Polska, Spółdzielnia Ogrodniczo–Pszczelarska, Spółdzielnia Transportu Wiejskiego, Przepompownia. Dużą ilość

pracowników (ponad 150 osób) zatrudniały dwie szkoły: podstawowa i średnia. Warto te dane porównać ze stanem liczby mieszkańców wsi Szczucin w

1984 r.(tab. 4). Wynosiła ona 2840 mieszkańców. A zatem, liczba zatrudnionych niemal równała się z ilością mieszkańców. Był to chyba precedens na

ówczesne i dzisiejsze czasy. Poważnie zatem wzrosła ilość zatrudnionych w latach 80. w porównaniu do wcześniejszej dekady.

Zaprezentowane wyżej dane pozwalają nam jeszcze na jedną uwagę. Struktura szczucińskiego przemysłu była wtedy dość zróżnicowana. Był on w

miarę nowoczesny i zróżnicowany, a to zwiększało zapotrzebowanie na ludzi o różnym wykształceniu technicznym. Stąd m.in. popularność ówczesnego

Zespołu Szkół Zawodowych im. XXV lecia PRL w Szczucinie. Szkoła w latach 70. i 80. kształciła w następujących zawodach:

1) Zasadnicza Szkoła Zawodowa

zawody:

ślusarz-mechanik, tokarz, mechanik maszyn rolniczych, mechanik-kierowca pojazdów samochodowych, monter podzespołów elektronicznych, ślusarz szerokoprofilowy, ślusarz, ślusarz-spawacz

2) Technikum Zawodowe

specjalność: budowa maszyn

3) Liceum Zawodowe

specjalność –rolnik.

Szczucińska szkoła posiadała dodatkowy atut. Oprócz warsztatów szkolnych, istniał internat na 150 miejsc, który służył młodzieży z trzech powiatów: dąbrowskiego, mieleckiego i buskiego.

Wydaje się, że w okresie Polski Ludowej Szczucin stał się pokaźnym ośrodkiem przemysłowym – przez niektórych nazywany jako „najbardziej

uprzemysłowiona wieś w Polsce”. Nastąpiła zmiana struktury społecznej miasteczka. Już wtedy zdecydowana większość mieszkańców utrzymywała się z

działalności pozarolniczej.

Tabela 4. Liczba mieszkańców Szczucina na przestrzeni ostatnich 3 dekad

Źródło: Urząd Miasta i Gminy Szczucin

Azbestowy spadek

Niestety nie wszystkie inwestycje okazały się trafione. Produkcja wyrobów azbestowych położyła cień na czasy PRL-u oraz dzisiejsze. Szczucin pod

koniec lat 80. stał się w Polsce znany ze skutków oddziaływania azbestu na człowieka.

Ks. Czesław Sołtys pisze, że już w 1980 roku zostały podjęte badania, które wykazały, że wśród kilkunastu pracowników wykryto dużą liczbę

zachorowań na azbestozę. Badania zostały wstrzymane i dopiero w latach 1986-1988 zostały wznowione w Instytucie Medycyny Pracy w Sosnowcu.

Potwierdzone zostały wyniki dużej ilości zachorowań na tę chorobę. Niestety w latach 80., dane o zachorowalności były fałszowane i dopiero w następnej

dekadzie problem ten został poważnie potraktowany. Media ukazywały tylko „czarną legendę” o Szczucinie. Do mediów w czasach III Rzeczpospolitej

przedostała się opinia, że Szczucin to zanieczyszczone azbestem środowisko o cechach klęski ekologicznej. W tym miejscu przypomnę artykuł Michała

Olszewskiego z Gazety Wyborczej Eternit dawał życie i śmierć(2003r.)

Szczegółowo o tej sprawie pisała również profesor Neonila Szeszenia-Dąbrowska z Instytutu Medycyny Pracy w Łodzi: „Ogółem w latach 1959-1993 w zakładzie w Szczucinie zużyto 350 tys. ton azbestu, w tym 65 tys. ton krokidolitu, zakładając, że emisja wynosiła 50 g azbestu na 1 tonę zużytego surowca, daje to 17,5 tony ogółem, a 3,2 tony azbestu niebieskiego emitowanego do środowiska. Ilość ta, ze względu na praktyczną niezniszczalność wprowadzanego do środowiska azbestu, stanowi nadal zagrożenie dla zdrowia. Podkreślić należy, że z ogólnej ilości azbestu niebieskiego importowanego do Polski ok. 70% zużyto w zakładzie w Szczucinie. Zakład ten był jedynym w kraju producentem rur ciśnieniowych o dużej średnicy, do produkcji których stosowano krokidolit. Fakty te tłumaczą ogromne nagromadzenie na terenie gminy odpadów produkcyjnych, zawierających szczególnie niebezpieczny dla zdrowia azbest niebieski. (…) Objętość odpadów azbestowych i ziemi zanieczyszczonej tymi odpadami w posesjach i na drogach dojazdowych wynosiła około 250 tys. m3. Na przyzakładowym składowisku zdeponowane zostało około 110 tys. m3 odpadów. Bliżej nieokreślone masy odpadów azbestowych zastosowano do zapełniania wyrobisk i naturalnych niecek terenu oraz ulepszania gleby (wapnowania). Znaczne ilości odpadów zalegają w pryzmach.

Łączna szacowana objętość odpadów azbestowych oraz mas ziemnych zanieczyszczonych azbestem na terenie gminy Szczucin wynosiły: 0,8–1,0 mln m3.” („Właściwości azbestu. Rodzaje i charakterystyka materiałów zawierających azbest. Zużycie azbestu i zanieczyszczenie środowiska”, Internet )

Zatem Szczucin zagościł na pierwszych stronach ogólnopolskich gazet jako miejsce, które jest wyjątkowo niekorzystne dla zdrowia człowieka. Późniejsze

działania władz samorządowych systematycznie to „odium” z naszej miejscowości znosiły.

„Stan wody na Wiśle w miejscowości Szczucin”

Szczucin leży nad samą Wisłą, stąd też od wielu lat w 1 programie Polskiego Radia o godz. 12 pada informacja o stanie wody Wisły w Szczucinie.

Warto w tym miejscu przypomnieć fragment wiersza Marii Pietracha Lekcja geografii:

Tę naszą miejscowość wszyscy w Polsce znają,

bo tuż przed południem w radiu wspominają;

bowiem ze Szczucina, że tak powiem ściśle,

codziennie podają stan wody na Wiśle.

Niestety wezbrania wody w okolicach Szczucina powodują, że występują często podtopienia lub powodzie. W analizowanym okresie największa

powódź miała miejsce w 1960 r. W ówczesnych środkach masowego przekazu pojawiła się informacja o ogromnej wodzie w Szczucinie. Prasa podała że

na wodowskazie zanotowano 933 cm. ( w r. 1934 było 922).

O tragedii, która z końcem lipca i w sierpniu 1960 r. dotknęła Szczucin i znaczną część powiatu dąbrowskiego pisał tygodnik „Przyjaciółka”, który w

okresie PRL był bardzo popularny (nakład tygodnika przekraczał 3 miliony egzemplarzy). Janusz Trzcianka w artykule „Woda!...” pisał: „Mieszkańcy

Szczucina nie spodziewali się nowej fali, nawet w Zarządzie Dróg Wodnych poinformowano sekretarza Powiatowej Rady, że osadzie nic nie zagraża. A tu

w niedzielę rano Szczucin był już odcięty od świata. Przybyłego wojskowym wozem do Szczucina sekretarza PRN otacza grupa ludzi. Proszą o pomoc.

Jedna z kobiet – Krawczykowa, błaga o jakiś środek lokomocji dla jej ociemniałego męża – który pozostał w na wpół zalanym domu. Inni też proszą o

łódki: inwentarz zabezpieczyli na strychach, brak paszy, nie ma dojazdu… Sekretarz zapewnia, że łodzie nadejdą z Krakowa jeszcze dziś po południu.

Dyżurujący pracownik GRN, Roman Piotrowski, odbiera meldunki z okolicy: Miedzy Mędrzechowem, a Szczucinem woda zaskoczyła przy nasypie

kolejarza i odcięła mu drogę” – Trzeba natychmiast posłać pomoc”. („Przyjaciółka” nr 33). Ten dramatyczny fragment zapewne na długo pozostanie w

pamięci czytelnika.

Koniecznie trzeba wspomnieć, jeszcze o trzech sprawach. W Szczucinie od ponad 50 lat znajduje się most, który umożliwia przejazd przez Wisłę od

strony Warszawy w kierunku popularnych turystycznych miejscowości: m. in. Krynicy. Widok charakterystycznego mostu mógł zapaść w pamięci. Po

drugie Szczucin to słynna miejscowość z tradycyjnych jarmarków. Kolejnym argumentem, który mógł przyczynić się do umieszczenia Szczucina na mapie

Czasy PRL mogło być powstanie w 1982 r. jedynego w Polsce muzeum drogownictwa.

W XX wieku Szczucin dwukrotnie doznał dynamicznego rozwoju. Wydaje mi się, że było to za rządów burmistrza Rudnickiego oraz w latach 70. i

80. ubiegłego wieku. Wyrażam nadzieję, że i w XXI wieku Szczucin, zdecydowanie zwiększy ilość dekad, które przejdą do dziejów miasta jako wyjątkowo

pomyślne.

Marek Jachym

Koleją do Szczucina. Dzieje linii kolejowej Tarnów - Szczucin

Nikomu w Polsce nie trzeba mówić, że wiek XIX zapisał się w dziejach Europy jako „wiek pary i elektryczności”. Władysław Rusiński w Zarysie historii gospodarczej Polski pisze, że w drugiej połowie XIX wieku znaczenie kolei jako podstawowego środka transportu w Europie wyraźnie wzrosło. Budownictwo kolejowe intensywnie rozwijało się w krajach słabiej rozwiniętych, natomiast w państwach uprzemysłowionych, budowa głównych magistrali kolejowych została zakończona już w latach osiemdziesiątych XIX w. W późniejszym okresie punkt ciężkości przesunął się na budowę krótszych odcinków dojazdowych. W znacznej części państw drogi żelazne budowane były przez prywatny kapitał, jednak przy ciągle wzrastającym udziale państwa.

Na ziemiach polskich rozbudowa linii kolejowych w poszczególnych zaborach przebiegała z różną intensywnością. W Galicji w latach 1870 – 1912 długość kolei zwiększyła się z 673 km do 4131 km. Na każde 100 000 mieszkańców przypadało w Galicji 51 km kolei, a dla Austro – Węgier ten współczynnik wynosił 80 km.

A jak Szczucin reagował na te zmiany? Odpowiedź znajdziemy w monografii dziejów miasta i powiatu Dąbrowa Tarnowska, wydanej pod red. Feliksa Kiryka i Zygmunta Ruty. W rozdziale Jerzego Zdrady Powiat dąbrowski w okresie autonomii przeczytamy m. in., że w 1846 r. rozpoczęto budowę drogi Tarnów – Dąbrowa – Szczucin. Z braku odpowiednich funduszy ukończono ją dopiero przed 1877 r. W 1863 r. na trasie Szczucin – Dąbrowa uruchomiono połączenie pocztowe.

W ostatnich dekadach XIX wieku powstał projekt budowy linii kolejowej łączący Sandomierz z Tarnowem. Tory miały prowadzić przez tereny powiatu dąbrowskiego. Wspomniany wcześniej Jerzy Zdrada pisze, że w 1898 r. grupa działaczy gospodarczych związanych z ks. Andrzejem Lubomirskim, którego żona Eleonora z Husarzewskich posiadała znaczne dobra ziemskie w Szczucinie, rozpoczęła starania związane z budową tej linii. W 1900 r. plan budowy nowego szlaku kolejowego został zaakceptowany przez Sejm. W następnym roku powstała spółka akcyjna, która wyłoniła komitet wykonawczy z prezesem Andrzejem Lubomirskim.

Lokalni badacze historii regionalnej podkreślają, że do powstania tej linii przyczyniły się jeszcze inne osoby, związane z ziemią dąbrowską. Marian Morawczyński w swej monografii - Od Raby do Wisłoki – szlakami pióra, posłużył się materiałami zebranymi przez Stefana Maciąga i Józefa Buszko. Uważają oni, że dużą rolę w budowie tej linii odegrał Jan Franciszek baron Konopka (1855 – 1948). Był on posiadaczem wielu majątków. Baron Konopka pełnił też różne funkcje; był m. in. posłem na Sejm Galicyjski z obwodu tarnowskiego i długoletnim wiceprezesem, a potem prezesem, Rady Powiatowej w Dąbrowie Tarnowskiej. Znajdował się w komitecie budowy trasy kołowej. Dzięki jego staraniom i w jego interesie, zamiast linii prostej prowadzono ją łukiem w kierunku Brnia i Olesna.

Inną postacią – według Mieczysława Siudzińskiego – która mogła mieć wpływ na powstanie tej drogi żelaznej, był Jakub Bojko (1857 – 1943). W latach 1895 – 1914 także i on by posłem do Sejmu Krajowego w Galicji, a w latach 1897 – 1918 posłem do parlamentu wiedeńskiego.

Trasa kolejowa została sfinansowana z różnych źródeł: Sejm wyasygnował z funduszów krajowych 2 miliony koron, rząd dał subwencję 900 000 koron a część udziałów wnieśli mieszkańcy powiatu. Budowa linii rozpoczęta została w październiku 1905 r. Przebieg prac musiał być rekordowy, gdyż w październiku następnego roku, nastąpiło otwarcie jednotorowej linii kolejowej liczącej 48, 636 km.

Działalność linii Tarnów – Szczucin już na samym początku była powszechnie krytykowana. Krytyka wynikała z niezadowalających warunków podróży. W ówczesnej prasie pojawiły się artykuły, z których wynikało, że podróżny musiał wykazywać się olbrzymim hartem ducha, czekało bowiem na niego wiele nieoczekiwanych przygód. Wspomniany wcześniej Morawczyński w swej monografii zamieścił artykuł z czasopisma „Przyjaciel Ludu” z 1906 r. Autorem tego artykułu jest Jakub Bojko. Sam zaś artykuł, opowiada w humorystycznej formie, o pewnym kupcu tarnowskim, który wybrał się koleją z Tarnowa do Szczucina. Wyprawa odbywała się wagonikami, które autor pieszczotliwie nazywa klateczki. Po pewnych kłopotach z ulokowaniem się w ciasnych wagonach „samowarek”, po ominięciu Żabna, pociąg stanął w polu, gdyż brakło w maszynie węgla. Dopiero gdy konduktor pieszo pobiegł do Dąbrowy, skąd dowieziono opał, pociąg ruszył. Nie był to koniec przygód podróżnego. Cierpliwość jego została wystawiona jeszcze na kilka prób. „Z wielkim mozołem dobiliśmy o wpół do szóstej w nocy do Tarnowa, podczas gdy fury z bydłem już były od godziny w domu i furmani drwili sobie z nas, co warto”.

Na temat planów rozwoju linii kolejowej Tarnów – Szczucin w okresie II Rzeczypospolitej, pisze Jerzy Gołębiowski w artykule Koncepcje rozbudowy sieci kolejowej w COP u schyłku lat trzydziestych, co ukazało się drukiem w zeszycie drugim „Pamiętnika Sandomierskiego”. Historyk ten pisze, że w pierwszym okresie budowy Centralnego Okręgu Przemysłowego, główny wysiłek został skierowany na przygotowanie tzw. infrastruktury, czyli stworzenia m. in. sieci komunikacyjnej. Dla Małopolski, która wtedy zaliczana była do rejonów o niekorzystnym nasyceniu szlakami kolejowymi, w latach trzydziestych powstało wiele planów budowy nowych linii kolejowych. Linia kolejowa Tarnów – Szczucin w tych planach miała ważną rolę. Dlatego specjaliści z Biura Projektów i studiów PKP opracowali projekt budowy nowych szlaków kolejowych. Zagęszczenie sieci kolejowych na obszarze COP miało wzrosnąć z 3,33 km do 5,49 km na 100 km2. Zakładali, że powstaną nowe przeprawy mostowe, m. in. przez Wisłę w okolicach Szczucina. Biuro zakładało budowę w pierwszej kolejności m. in. linii kolejowej Kielce – Busko – Mędrzechów (długości 83 km), w drugiej kolejności linii Ostrowiec – Staszów – Szczucin (długości 92 km).

Projekt ten został zweryfikowany. Państwowa Rada Kolejowa otrzymała w 1938 r. zlecenie od Ministerstwa Komunikacji, na opracowanie 5-letniego programu rozwoju sieci kolejowej w Polsce. Projekt ten zyskał poparcie samorządu gospodarczego województwa kieleckiego. Kielecka Izba Rolnicza i Kielecka Izba Rzemieślnicza, wraz z Izbą Przemysłowo-Handlową w Sosnowcu, wystosowały memoriał, w którym podkreślano m. in. rolę linii kolejowej Radom – Ostrowiec – Mędrzechów. Jednocześnie zwracano uwagę na potrzebę budowy kolei Kielce – Busko – Mędrzechów (Szczucin). Szlak ten miał zapewnić wywóz płodów rolnych z południowo – wschodnich części województwa kieleckiego. Dodatkowym plusem tej trasy miała być komunikacja z uzdrowiskami w Busku i Solcu Zdroju.

Izba Przemysłowo-Handlowa w Krakowie przygotowała swoje uwagi do ministerialnego programu. Izba przyznawała pierwszoplanową rolę linii Radom – Ostrowiec – Szczucin. O oczekiwaniach związanych z tym projektem Jerzy Gołębiowski pisze: „linia ta, poza obsługą COP, miałaby znaczenie ogólnokrajowe, bowiem powiązałaby w sposób kierunkowo idealny Warszawę z uprzemysławianym rejonem Tarnowa i jego zapleczem turystyczno-uzdrowiskowym. Po odpowiedniej modernizacji mogłaby stać się wielką magistralą międzynarodową, łączącą stolicę Polski z Koszycami i Budapesztem, a za pośrednictwem kolei węgierskich z krajami bałkańskimi i portami Adriatyku. Osiągnięcie takiego standardu wymagało przebudowania odcinków Warszawa – Radom i Szczucin – Tarnów na pierwszorzędne linie dwutorowe…”.

Jak wyglądała realizacja tych projektów? Wojna przerwała wszystko. Postulowane linie kolejowe nigdy nie zostały zrealizowane, chociaż na Wiśle w okolicach Szczucina przed wybuchem II wojny światowej rozpoczęte zostały prace nad budową nowego mostu żelaznego. Zbudowane zostały przyczółki i filary, które wykorzystane zostały po wojnie do powstania mostu kolejowo-drogowego, co stało się w latach 1949 – 1953. Na moście odtąd obok drogi znajdowała się kolejka wąskotorowa relacji Szczucin – Jędrzejów.

W okresie drugiej wojny światowej „szczucinka” służyła społeczeństwu i władzom okupacyjnym. Aleksandra Pietrzyk na łamach wspomnianej wcześniej monografii, pod red. Kiryka i Ruty, opisała sabotaż w Szczucinie, który został dokonany w 1941 r. przez sekcję dywersyjną Związku Walki Zbrojnej. Na stacji kolejowej wyładowano części baraków, z których miano budować pomieszczenia dla wojska. Sekcja dywersyjna podłożyła ogień, który został ugaszony przez wojska niemieckie. Akcja została powtórzona jeszcze raz. Niemcy i tym razem zażegnali niebezpieczeństwo. Należy też wspomnieć o akcji „Jędrusiów”, która miała miejsce w czerwcu 1944 r. w Szczucinie. O tych wydarzeniach wspomina Eugeniusz Dąbrowski w lekturze „Szlakiem „Jędrusiów”. Otóż Szczucin został zajęty przez oddział partyzancki, który wcześniej wykonał rozpoznanie w mieście. Do tej akcji wyznaczona została grupa ludzi, która przed szczucińskim mostem pozostawiła konie i udała się do miasta. Po zebraniu potrzebnych informacji partyzanci zamierzali powrócić na lewy brzeg Wisły. Niestety most został zabarykadowany. „Wtedy to przyszedł z pomocą Szefowi zawiadowca stacji Szczucin. Podstawił lokomotywę z jednym wagonem towarowym, w którym ukrył Szefa, wagon zaplombował i ten „cenny transport” wyprawił przez most do magazynów na stacji w Ratajach, po lewej stronie Wisły. Po drobnych formalnościach Niemcy przepuścili pociąg…”.

Po zakończeniu wojny władze przystąpiły do odbudowy zniszczonej przez okupanta linii kolejowej. W kronice Zespołu Szkół Zawodowych w Szczucinie – w pierwszej części, która jest poświęcona dziejom Szczucina kronikarz podkreślił, że linia, która została przez Niemców w czasie wojny częściowo rozebrana, miała ważne znaczenie dla mieszkańców Szczucina i okolicy: „Nic też dziwnego, że w tych warunkach władze powiatowe rozpoczęły energiczne starania o odbudowę linii kolejowej Tarnów – Szczucin (…) Mimo wielkich trudności tak w postaci transportu jak i siły roboczej linia kolejowa Tarnów – Szczucin o odległości 49 kilometrów, została odbudowana i otwarcie tejże linii nastąpiło w dniu 21 października 1946 roku”.

W kronice szkolnej znajduje się wycinek prasowy z „Dziennika Polskiego” z 1946 r. zatytułowany: „Linia kolejowa Tarnów-Szczucin Odbudowana”. Poniżej cytuję szersze fragmenty tego artykułu: „W tym czasie odcinek Tarnów – Żabno o długości 16 km i odcinek Żabno – Mędrzechów o długości 22 km były już odbudowane: pierwszy odcinek w ciągu 106 dni pracy, a drugi w ciągu 29 dni. Natomiast na ostatnim odcinku Mędrzechów – Szczucin roboty zostały zahamowane z powodu obojętności i niechęci okolicznej ludności wzięcia udziału w odbudowie torów, co zagrażało przeciągnięciem terminu wykończenia (…) Tymczasem jednak w sprawie tej nastąpił niespodziewany zwrot ku lepszemu i po pokonaniu rozlicznych trudności w ciągu niespełna miesiąca ostatni odcinek w linii Tarnów – Szczucin został odbudowany i jego uroczyste otwarcie nastąpiło w dniu 21 bm”. W dalszej części artykułu czytamy, że w uroczystym akcie otwarcia uczestniczył wicewojewoda inż. Kulesza oraz dyrektor Okręgu Kolei Państwowych w Krakowie, inż. Kmita. Uroczystość rozpoczęła się na dworcu w Tarnowie. Udekorowany pociąg specjalny serdecznie był witany na wszystkich stacjach – od Żabna przez Dąbrowę, Olesno, Mędrzechów po Szczucin. Na stacjach odbywały się skromne uroczystości, w których brało też udział duchowieństwo. W Żabnie i Szczucinie dokonano poświęcenia odbudowanej linii. Główne uroczystości odbyły się w Szczucinie z udziałem władz państwowych i samorządowych. Przecięcia tradycyjnej wstęgi na polecenie wojewody dokonał najmłodszy uczeń szkoły.

Linia kolejowa w czasach PRL-u służyła pokaźnym grupom ludności. Pracownicy dojeżdżali do zakładów znajdujących się w Tarnowie, Niedomicach, Dąbrowie Tarnowskiej czy Szczucinie. Pokaźną grupę stałych podróżnych stanowiła młodzież dojeżdżająca do szkół średnich. Ruch pasażerski musiał być znaczny, gdyż na trasie „szczucinki” z czasem wprowadzone zostały wagony piętrowe w celu zwiększenia możliwości przewożenia większej ilości pasażerów. Problem ten został podniesiony w artykule prasowym Jerzego Rzeszuty „Miasteczko przy trasie”, który ukazał się w 1984 r. w TEMI: „Przeciążona jest linia ze Szczucina do Tarnowa. Po południu trudno jest wrócić ze stolicy województwa do domu. Toteż nie dziwią gromady ludzi wyczekujących na „okazję”. Nieco rozładowuje sytuację regularna (od 1906 roku) komunikacja pociągów pasażerskich między Tarnowem a Szczucinem. Dla wielu popularna „ciuchcia” to jedyny środek lokomocji”

Nadal władze nie rezygnowały z realizacji zamierzeń budowy nowych połączeń kolejowych w kierunku północnym. Linia ta miała połączyć Żabno z Busko – Zdrojem. Niestety w latach dziewięćdziesiątych Dyrekcja Okręgowej Infrastruktury Kolejowej w Krakowie rozpoczęła proces likwidacji tego traktu kolejowego. Proces ten nasilił się w 1998 r. Wtedy to z Krakowa wyszedł wniosek do Dyrekcji Generalnej PKP w Warszawie o zawieszenie ruchu na linii kolejowej Tarnów – Szczucin.

Obecnie linia ta jest nieczynna. Zwyciężył rachunek ekonomiczny. Szkoda tylko, że „szczucince” nie dano szansy dotrwania do okrągłej rocznicy swej działalności. W 2006 r. obchodziłaby stulecie swej działalności. Myślę, że była tego warta.

Marek Jachym

Łęka Szczucińska – zarys dziejów

Udział szkoły w projekcie „Małopolska – moje miejsce na ziemi, moja mała ojczyzna” spowodował, że rozpoczęliśmy działania zmierzające do poznania dziejów Łęki Szczucińskiej – której jesteśmy mieszkańcami. W literaturze, którą dysponowaliśmy interesujący nas problem był stosunkowo słabo nakreślony. Nasze poszukiwania zaczęliśmy od popularnej wśród młodzieży encyklopedii Wikipedia (encyklopedia pisana i redagowana przez internautów). Tam czytamy: „Łęka Szczucińska – wieś w Polsce położona w województwie małopolskim w powiecie dąbrowskim, w gminie Szczucin. W latach 1975-1998 miejscowość położona była w województwie tarnowskim." Ta lakoniczna informacja zdopingowała nas do poszukiwań "głębszej" wiedzy o historii naszej małej ojczyzny. Znaczącą pomoc uzyskaliśmy od mieszkańca wsi, znawcy historii lokalnej - ks. Józefa Giery. Przydatna w poznawaniu dziejów sołectwa okazała się praca Krzysztofa Struziaka "Szczucin i okolice" oraz materiały zgromadzone przez naszego nauczyciela historii - Marka Jachyma.

Położenie –pochodzenie nazwy

Oczywistym jest, że na początku postanowiliśmy wyjaśnić pochodzenie nazwy Łęka. Losy naszej osady podobnie jak i Szczucina zawsze związane były z Wisłą, która w okolicach wsi nabrała charakterystycznego kształtu. Pochodzenie nazwy Łęka można tłumaczyć jako wklęsłość, zagięcie, obłok.

Czasy przedrozbiorowe

Pierwsza historyczna wzmianka o tej miejscowości pochodzi z 22 VII 1622 r. Nazwa została umieszczona w dokumentach kościelnych, w których właściciel Szczucina Melchior Stradomski, będący kalwinem, zapisał proboszczowi Szczucina pole w Łęce, „za to że wyzwolił się z kalwińskiego błędu”. Wpływ na zmianę wyznania miał fakt śmierci jego żony, której zwłoki zostały umieszczone w kaplicy grobowej przy starym kościele. Wizytacja biskupia nakazała usunąć zwłoki żony kalwina z kaplicy. Poruszony tym faktem jej mąż nawraca się i 22 VII 1622 r. dokonuje zapisu. Kontrakt został spisany w następnym dniu. W 1664 r. po raz kolejny w źródłach historycznych wspomniano to wydarzenie.

Z XVII w. istnieją jeszcze inne dokumenty kościelne, które mówią o tym, że mieszkańcy Łęki nie odrabiali pańszczyzny. Być może spowodowane to było małą ilością mieszkańców albo wylewami Wisły, które stanowiły poważne utrudnienia dla wsi.

Czasy rozbiorowe

Czasy rozbiorowe są stosunkowe słabo opisane w literaturze historycznej. Udało nam się ustalić, że w 1863 r. powstańcy, którzy przeprawiali się przez Wisłę, aby pomóc powstańcom na terenie Królestwa Kongresowego uzyskali pomoc od mieszkańca Łęki - Józefa Wojnickiego, działacza organizacji narodowej, który był gumiennym we dworze. Wyrokiem Sądu Wojennego w Tarnowie z września 1864 r. został skazany na karę 3 tygodni więzienia.

Istotnym wydarzeniem dla naszej miejscowości było ufundowanie w 1905 r. kapliczki pod wezwaniem Matki Boskiej Częstochowskiej. Cegła pochodziła z cegielni znajdującej się w Łęce Szczucińskiej a inicjatorem budowy kapliczki był wójt Szymon Glica. Wokół kapliczki zasadzone zostały jesiony, które niedawno zostały usunięte. Kapliczka w czasie działań wojennych nie została zniszczona. Jest miejscem, w którym w okresie letnim odprawiane są Msze św., a w kolejnych miesiącach mieszkańcy modlą się.

Wielu mieszkańców Łęki pracowało w cegielni, której początek sięga prawdopodobnie 1890 r. Powstała ona w majątku Husarzewskiej, w czasie I wojny światowej została zniszczona, a następnie przez Lubomirską odbudowana. Praca w cegielni była sezonowa (od kwietnia do października) a do stycznia była wypalana cegła. Cegielnia posiadała dwa kominy i 12 komór. Po drugiej wojnie światowej cegielnię przejęło państwo. Na stałe pracowało tam 30 osób, a sezonowo 100 osób.

Problem z Wisłą

Powodzie, które nękały ludność Powiśla, spowodowane były ciągłymi wylewami Wisły. Źródła podają, że w Galicji autonomicznej (1867 -1918) odnotowano 17 wylewów, które miały charakter powodziowy. Powodzie spowodowane wezbraniami Wisły miały miejsce w określonych porach roku. Wylewy na przełomie czerwca i lipca to tzw. „Janówki”, a w końcu lipca to tzw. „Jakubówki”.

Ksiądz Józef Giera ustalił, że w dokumentach jest informacja o wylewach Wisły w okolicach Łęki Szczucińskiej. Pierwsza informacja pochodzi z 1794 r., gdy Wisła rozerwała wał. Usytuowanie i rozmiar ówczesnych wałów było zupełnie inne niż obecne. Wał był dużo mniejszy i przebiegał w okolicach dzisiejszej ulicy Powiśle, w kierunku pp. Głodów, Pietrzak, Gliców oraz dalej na Kępę. Druga informacja dotyczyła 1837 r., gdy po trzydniowej ulewie został rozerwany wał przy Łęce.

Od 1884 r. władze krajowe rozpoczęły w Wiedniu starania, które miały zabezpieczyć Galicję przed powodziami m. in. ze strony Wisły. Niestety brak środków finansowych oraz długoletnie dyskusje spowodowały, że problem powodzi dotykał Powiśle jeszcze w okresie XX i XXI w. Warto przypomnieć te największe: 1813, 1828, 1837, 1903. Największa powódź w XX w. dotknęła Szczucin i okolice w 1934 i 1960 r. Udało nam się ustalić przybliżone maksymalne wysokości słupa wody w okolicach Szczucina.

Koniecznie należy wspomnieć o niedawnym podtopieniu Łęki w 2010 r., gdy w miesiącach wiosenno-letnich przez naszą miejscowość przepływały olbrzymie ilości wody. Zjawisko to spowodowane było długotrwałym utrzymywaniu się dużego stanu wody na Wiśle.

Istotnym elementem Łęki Szczucińskiej jest wodowskaz, który w czasie wylewów Wisły jest miejscem w którym mieszkańcy Łęki oraz okolicznych miejscowości uzyskują informację o zagrożeniu powodziowym ze strony Wisły.

Historia wodowskazu sięga 1869 r., a więc czasów Galicji doby autonomicznej. W 1927 r. wodowskaz został przeniesiony w okolice mostu drogowego, a w 1941 r. wodowskaz przeniesiono w dół mostu (około 220 m).

II wojna światowa

Mieszkańcy Łęki Szczucińskiej podobnie jak i wszyscy Polacy z trwogą obserwowali wydarzenia września 1939 r. Wspomnienia o tych tragicznych wydarzeniach zostały na długie lata w ludzkiej pamięci. Nasi przodkowie byli świadkami „pędzenia” ludności żydowskiej do budynków stacji kolejowej w Szczucinie od strony województwa kieleckiego. Następnie transportem kolejowym wywożeni byli do obozów koncentracyjnych. Często transportowani Żydzi prosili o wodę, co zawsze wzbudzało wściekłość wśród eskortujących ich niemieckich żołnierzy. W pamięci mieszkańców Łęki utkwił fakt zastrzelenia Żydówki ponieważ nie miała już siły iść dalej.

W okolicach Łęki Szczucińskie (popularna Kępa) Niemcy często organizowali łapanki, ponieważ ukrywali się tam Żydzi, którym ludność po kryjomu podrzucała żywność.

Mieszkańcy sołectwa wspominają zastrzelenie przez Niemców młodego chłopca w zimie 1942/1943. Powodem śmierci miał być brak Kennkarty. Niemcy we wsi organizowali masowe spędy bydła, które było wywożone do Niemiec.

Nawet rezerwat kilkusetletnich topoli za wałem w okolicy Łęki został przez okupanta wysadzony i potraktowany jako kolejny łup wojenny.

23 VII 1944 Niemcy w niedzielę rozpoczęli wysiedlanie wsi. Wcześniej, mieszkańców Łęki dotknęły rewizje, łapanki, niszczenia domów. Jesienią 1944 r. wieś została spalona. Ksiądz Józef Giera wspomina, że po przejściu frontu w Łęce Szczucińskiej zostały:

a) domy mieszkalne:

Wiktorii Burak (dom oraz stodoła), Agaty Soja, Stanisława Lichorobca, Władysława i Stanisławy Szymury, Skoczylasa, Tomasza Wróbla, Kazimierza Czochary (częściowo rozebrany), Zofii Soja, Michała Głoda, Anny Kupiec, Ludwika Wróbla, Jana Gałęziowskiego

b) stodoły: Władysława Kubickiego, Leona Chrabąszcza, Janusza

c) stajnie: Honoraty Zalińskiej, Józefa Łuszcza, Kazimierza Łuszcza, Kazimierza Smolichy, Kazimierza Glicy.

W pamięci mieszkańców Łęki utkwiło wydarzenie z 22 III 1945 r., gdy dwaj mieszkańcy wsi: Józef Smolicha i Kazimierz Łuszcz - w Lubaszu zginęli od miny.

Czasy powojenne

W okolicach Łęki był port, który służył do transportu towarów rolnych i budowlanych oraz węgla. Barki płynęły z Nowego Korczyna aż do Sandomierza. Starsi mieszkańcy pamiętają nazwy holowników które pływały po Wiśle: „Wanda”, „Rzepicha”, „Dunajec”. Jeszcze w latach 70. XX w. z rzeki wydobywano żwir, który drągami zakończonymi wiaderkami z otworami wyciągano z wody na łodzie. Transport na budowę odbywał się konno. Wiele domów w Szczucinie zostało zbudowanych z wiślanego żwiru.

Zakończenie

Nie sposób nie odnieść wrażenia, że dzieje Łęki Szczucińskiej niezmiennie związane były z kapryśną rzeką Wisłą. To ona w dużej mierze decydowała, czy plony będą wystarczające. Budowa obecnych wałów spowodowała, że bieg Wisły został unormowany, ale ciągłe zalewanie pół za wałem nadal niszczy wysiłek naszych rolników.

Wyrażamy nadzieję, że powyższy artykuł przyczyni się do zwiększenia naszej wiedzy o dziejach regionu.

Jakub Wieczorek

Michał Zawada

Historia kina „Pierwiosnek” w Szczucinie

Młodszym mieszkańcom Szczucina budynek przy ulicy Wolności, którego właścicielem jest parafia, tak zwana „Kana”, kojarzy się zapewne z dyskotekami i miejscem gdzie odbywają się, co jakiś czas imprezy kulturalne, patriotyczne i pokazy artystyczne. Jednak ci, którzy czasy przed rokiem 1989 pamiętają dobrze, wiedzą, że kiedyś znajdowało się tam prosperujące przez około 30 lat kino, noszące sympatyczną nazwę „Pierwiosnek”.

Zanim jednak zaczęła się ta kilkudziesięcioletnia „era” do Szczucina przyjeżdżało kino objazdowe, wyświetlające filmy na własnym rozkładanym sprzęcie. Wszystko zaczęło się w latach 50. Wtedy to urząd gminy wydzierżawił od Szczucińskiej parafii ten właśnie budynek. Po generalnym remoncie, zainstalowano tam sprzęt pozwalający wyświetlać filmy. Kino „Pierwiosnek” zaczęło działać i zapisywać kolejne karty w historii Szczucina.

Pierwszą kierowniczką kina była Władysława Pietruszka, bileterką Kazimiera Zalińska, a kinooperatorem jej mąż – Sylwester Zaliński, który pracował prawdopodobnie do samego końca, w razie wypadków losowych zastępował go kinooperator z tarnowskiego „Marzenia”. Sala kinowa mieściła około 200 osób, znajdowało się w niej 13 rzędów krzeseł, część z nich do dziś znajduje się w lewej nawie kościoła. W okresie zimowym budynek ogrzewany był przez dwa piece kaflowe, miejsca obok nich w okresie mrozów były najbardziej rozchwytywane.

Po śmierci Władysławy Pietruszki i Kazimiery Zalińskiej funkcję kierowniczki przejęła Adela Warzecha, a bileterką została Danuta Kolano. Filmy wyświetlane były przez dwa projektory, które w latach 70. zmieniono z prostych na łukowe. Również w tym okresie budynek przeszedł remont dachu. Taśmy z filmami dostarczano do Szczucina koleją, poślizg wyświetlania filmów w porównaniu z Krakowem wynosił około miesiąca. W poczekalni znajdowała się gablota z plakatami oraz fotosami z filmów.

Największą frekwencją cieszyły zachodnie filmy, na które mieszkańcy Szczucina chętnie chodzili, np. „Przeminęło z wiatrem”, „Winnetou” czy „Ojciec Chrzestny”. Kino nie działało jednak przez cały tydzień, dni, w których nie były wyświetlane filmy to poniedziałek oraz czwartek. W pozostałe dni odbywał się jeden seans a w niedzielę i prawdopodobnie we wtorek dwa: popołudniowy i wieczorny. Ponadto dysponowano projektorem przenośnym, z którym jeżdżono po klubach wiejskich i tam wyświetlano filmy.

Kino nie było jednak jedyną funkcją, jaką spełniał budynek. W jego salkach odbywały się lekcje religii. Pod sceną znajdowało się małe pomieszczenie dla suflera, ponieważ odbywały się tam często pokazy artystyczne i teatralne. W okresie świąt Bożego Narodzenia mieszkańcy mogli oglądać jasełka w wykonaniu aktorów – amatorów. Do Szczucina przyjeżdżały także znane osobistości z kręgu rozrywki, m.in. piosenkarz Jerzy Połomski.

Schyłek kina przypada na połowę lat 80. Wtedy to budynek wrócił całkowicie we władanie parafii, kino „Pierwiosnek” przestało istnieć po około 30 latach. Dziś znajduje się tam Katolickie Centrum Młodzieży „Kana”, w którym co jakiś czas odbywają się różne spotkania kulturalne, przedstawienia teatralne, zapraszane są również znane osobistości, był Zbigniew Wodecki i Alicja Majewska. Do Szczucina przyjeżdża również coraz częściej kino objazdowe, można więc śmiało stwierdzić, że historia zatoczyła koło.

Agnieszka Starzyk

Piotr Strycharz

Dzieje Szczucina w edukacji historycznej

Coraz częściej w lokalnych czasopismach ukazują się artykuły mówiące o dziejach Szczucina i okolic. Są wykorzystywane na lekcjach historii. Jak wykorzystać dzieje naszej miejscowości w edukacji historycznej? Jakie treści promować?

Dydaktyka historii w coraz większym stopniu w nauczaniu szkolnym uwzględnia elementy dziejów „mniejszej ojczyzny”. Problematykę regionalizmu historycznego dostrzegają współczesne podstawy programowe. Jeden z celów edukacyjnych tego dokumentu ministerialnego zakłada: „rozwijanie postaw obywatelskich i patriotycznych, poczucia przynależności do wspólnoty rodzinnej, lokalnej, regionalnej, grupy etnicznej i narodowej”. Można więc pewne procesy i zjawiska zachodzące w skali kraju bądź kontynentu omawiać przez pryzmat historii lokalnej.

Szczucin, który od wieków stanowił integralną część Ziemi Dąbrowskiej – która też nie stanowiła wyodrębnionego historycznie obszaru – nie stworzył odrębnej regionalnej historii. W historiografii był utożsamiany z dziejami regionów: sandomierskiego, krakowskiego i w ostatnich latach tarnowskiego. Szczucin, w przeciwieństwie do Tarnowa, Mielca czy nawet Dąbrowy Tarnowskiej niestety nie odegrał w dziejach regionu samodzielnej roli. Tym samym stan badań nad dziejami naszej miejscowości pozostaje niezadowalający.

W tym miejscu warto przez chwilę zatrzymać się nad różnicą między historią regionalną a lokalną. Aby wyjaśnić różnicę powołam się na stanowisko Jerzego Maternickiego. Według niego, gdy mówimy o historii regionalnej mamy najczęściej na myśli większe jednostki terytorialne, które istniały dłużej i wykazywały odrębności kulturowe, społeczno – gospodarcze, administracyjno–polityczne i historyczne. Pojęcie to możemy odnieść do dziejów Śląska, Mazowsza czy Małopolski. Zdaniem wspomnianego historyka przedmiotem historii lokalnej jest: „(…) jakaś mała społeczność, np. wsi, miasteczka, powiatu tworząca całość ze względu na fakt zajmowanego terytorium. Społeczność lokalna – wykazująca często daleko sięgajace poczucie więzi lokalnej – na ogół nie posiada jakiejś specyfiki rozwoju historycznego”.

Warto zaznaczyć, że istnieje stały problem rozdzielenia historii lokalnej od regionalnej. Po tych wstępnych rozważaniach, trzeba zmierzyć się z zasadniczym problemem: jak korzystać z dziejów Szczucina na lekcjach historii?

W praktyce szkolnej materiał lokalny może stanowić istotny punkt wyjścia do omawiania dziejów Polski. Na przykładzie losów Szczucina można wykazać, że historia Polski miała istotny wpływ na losy miejscowości.

W przeszłości Szczucin należał administracyjnie do powiatu wiślickiego w województwie sandomierskim. Rozbiory uczyniły Wisłę granicą między zaborem rosyjskim i austriackim. Spowodowało to ożywienie kontaktów z Ziemią Tarnowską. Tym samym Szczucin stał się miejscowością wchodzącą w skład Galicji i podzielił losy miejscowości znajdujących się w zaborze austriackim. Odcięty od reszty Rzeczypospolitej kordonem granicznym począł szybko tracić na znaczeniu.

Tragiczną rolę w dziejach miejscowości i okolic odegrały powstania narodowe. Przodkowie nasi już przy powstaniu kościuszkowskim zaznaczyli swój aktywny udział. Rok 1846 zapisał się tragedią, która dotknęła rodzinę Rydlów – mieszkańców Woli Szczucińskiej i Dąbrowicy. Kolejnym powstaniem, które pozostawiło ślad w pamięci naszych przodków były wydarzenia z 20 czerwca 1863 roku. Wtedy to w okolicy Szczucina przeszły Wisłę oddziały generała Jordana. Wywiązała się krwawa bitwa, w czasie której mieszkańcy Szczucina i Maniowa uratowali życie wielu rannym powstańcom. Pogrzeb kilkunastu poległych urządzony w Szczucinie przerodził się w wielką manifestację patriotyczną.

Po wybuchu I wojny światowej przebywał w Szczucinie Józef Piłsudski, o czym wspomniał w swojej książce „Moje pierwsze boje”. Wraz ze swymi oddziałami we wrześniu 1914 roku wkroczył do Szczucina od strony Pacanowa. Moment tworzenia się II Rzeczypospolitej uroczyście świętowali mieszkańcy Szczucina i okolic. Od wieków byliśmy związani z terenami po drugiej stronie Wisły. Dlatego gdy zlikwidowano granicę dzielącą Galicję z Królestwem Kongresowym mieszkańcy obu obszarów uroczyście świętowali to wydarzenie. Podniosłe uroczystości odbyły się na pontonowym moście i w kościele parafialnym a później przeniosły się do pomieszczeń kasy Stefczyka.

Zdecydowanie rolniczy charakter II Rzeczypospolitej sprawiał, że konflikty wiejskie destabilizowały funkcjonowanie kraju. W Szczucinie ruch ludowy silnie zaakcentował się wiecami i strajkami chłopskimi. Premier Witos był kilka razy w Szczucinie na poufnych zebraniach członków partii chłopskiej, by wzmocnić pozycję Stronnictwa Ludowego na tutejszym terenie.

Pewnych wydarzeń, które miały miejsce w czasie II wojny światowej nie trzeba opisywać. Do nich zaliczyć należy:

- spalenie kilkudziesięciu żołnierzy polskich przez Niemców w budynku szkolnym 12 września 1939 roku,

- masowe aresztowania ludności Szczucina w kwietniu 1941 roku,

- wywiezienie Żydów do obozów koncentracyjnych,

- akcje sabotażowe „Jędrusiów”,

- zniszczenie Szczucina w czasie walk frontowych 1945 roku (uszkodzone zostało około 50% budynków, zniszczone ok. 30%).

Przypomnę fakty, które są słabiej akcentowane w badaniach regionalnych. Do nich niewątpliwie należy działalność AK na terenie Szczucina. Placówka początkowo miała pseudonim „Szczepan”, a od 1943 roku „Stanisława”. W skład placówki wchodziło 7 plutonów. W czasie wojny rozwinęło się tajne nauczanie, które obejmowało zakres szkoły podstawowej i średniej.

W dziejach powojennych Szczucina skupiają się jak w soczewce zmiany zachodzące w PRL i III RP. Feliks Kiryk w informatorze o Szczucinie z 1971 roku pisał: „Po wojnie, jak w wielu miejscowościach kraju, tak i w Szczucinie należało zaczynać wszystko od nowa. (…) W okresie 25 – lecia PRL w Szczucinie nastąpiły zasadnicze zmiany. Od czasu wybudowania arterii komunikacyjnej, łączącej Polskę centralną z południową, w szczególności z województwem krakowskim i jego atrakcyjnymi dla turystów miejscowościami, Szczucin leżący na tej trasie, nad Wisłą zyskał na znaczeniu. (…) Nastąpiła też zmiana w charakterze społecznym wsi. Wybudowanie nowej, pierwszej w Polsce fabryki wyrobów azbestowo – cementowych (rozbudowa w planie), wraz z laboratorium oraz rozbudowa Krakowskiego Przedsiębiorstwa Materiałów Budowlanych – wpłynęła na zmianę struktury społecznej Szczucina, który ze wsi o charakterze rolniczym stał się pokaźnym ośrodkiem przemysłowym, dającym zatrudnienie mieszkańcom zarówno Szczucina jak i okolicznych wsi”.

Na marginesie tych wspomnień warto przypomnieć, że zniszczona i zubożała ludność Szczucina i okolic w pierwszych latach po wojnie korzystała z darów UNRA, a ochronka Sióstr Służebniczek prowadziła dożywianie młodzieży szkolnej. Szczucin stał się uprzemysłowioną wsią, w której pracowała ludność z okolicznych miejscowości. Wraz ze zmianami ustrojowymi zaczęły się poważne kłopoty mieszkańców. Otóż okazało się, że azbest – który był dotąd przedstawiany jako dobrodziejstwo Szczucina – posiada rakotwórcze właściwości i pozostawił w naszym środowisku ogromne zagrożenia. Dodatkowym problemem lat 90-tych był masowy upadek większości zakładów pracy. Spowodował on olbrzymie bezrobocie wśród mieszkańców miasteczka.

Ramy niniejszego artykułu ograniczają w poważny sposób tę problematykę. Warto dodać, że nadal brak jest ścisłych informacji o nadaniu praw miejskich. Szczucin, jak i inne miejscowości miał wiele właścicieli, np. Pacanowscy, Stradomscy, Małachowscy, Chwalibogowie, Husarzewscy, Lubomirscy.

W XIX wieku Szczucin został zaliczony przez administrację austriacką do rzędu wsi, choć nadal miał wygląd miasteczka. W tym i następnym wieku szybko się rozwijał, między innymi dzięki budowie linii kolejowej łączącej go z Tarnowem. Jednak w dalszym ciągu Szczucin był miasteczkiem rolniczym.

Koniecznie trzeba wspomnieć o działalności Ochotniczej Straży Pożarnej w Szczucinie, która powstała w lipcu 1885 roku. Inicjatorem i założycielem straży był burmistrz miasteczka – doktor Karol Rudnicki. Współzałożycielem Ochotniczej Straży Ogniowej był Jan Podolski – uczestnik powstania styczniowego, burmistrz miasta po śmierci Rudnickiego.

W latach 30-tych XX wieku powstała ustawa, która określała minimum zaludnienia dla miast. Szczucin nie spełniał tych wymagań i został utrzymany na statusie wsi.

W Szczucinie od połowy XVIII wieku osiedlali się Żydzi. O tej sprawie pisze Adam Bartosz w lekturze „Tarnowskie judaica”: „Liczebność Żydów w Szczucinie: 1880 – 566, co stanowiło 49 % ludności miasteczka: 1890 – 573 (ponad 52%); 1931 – 492 (31%) 1939 – 800 (40%)”.

Poważnym problemem dla okolic Szczucina były powodzie, w 1903 roku, w 1934 i w 1960. Spowodowały ogromne zniszczenia, a ludność latami odczuwała ich skutki.

Do wydarzeń, które utkwiły głęboko w pamięci szczucinian zaliczyć można elektryfikację osady w 1953 roku, oddanie mostu na Wiśle, ponowne otwarcie linii kolejowej Tarnów – Szczucin w 1946 roku i odsłonięcie pomnika – w 1957 r.

Osobnym zagadnieniem jest powstanie i rozwój spółdzielczości na ziemi szczucińskiej. W 1914 roku powstała lokalna Spółdzielnia Rolniczo – Handlowa, a w czerwcu 1945 r. powstała Gminna Spółdzielnia „Samopomoc Chłopska”. Bogatą historię posiada też bankowość szczucińska, której początki sięgają 1900 roku. Wtedy to powstała „Spółka Oszczędności i Pożyczek w Szczucinie, Stowarzyszenie z Nieograniczoną Odpowiedzialnością”. Z czasem powstała Kasa Stefczyka, w której czynna była czytelnia Towarzystwa Szkół Ludowych.

Wróćmy do zakładów pracy. W Szczucinie jako jeden z siedmiu tego typu zakładów w kraju powstała fabryka, która wytwarzała wyroby azbestowo – cementowe. Kolejnym zakładem, który zatrudniał znaczną liczbę osób był Państwowy Ośrodek Maszynowy w Lubaszu. Zajmował się między innymi pracami naprawczo – remontowymi ciągników i maszyn rolniczych, prowadził diagnostykę samochodów i współpracował z Zakładami Mechanicznymi „Ursus”. Zakładem o zupełnie innym profilu produkcji jest Zakład Rezystorów S.A. Wyroby szczucińskiej wytworni sprzedawane były m. in. do ZSRR, NRD, WRL, Rumunii i Indii. W 1988 roku pracowało w niej 850 osób, a 80% stanowiły kobiety. Zakład ten swego czasu posiadał Przyzakładową Szkołę Zawodową kształcącą monterów podzespołów elektronicznych.

Bogatą tradycją może poszczycić się szczucińskie szkolnictwo i ludowy ruch sportowy. Z braku miejsca przytoczę tylko te wydarzenia, które mówią o powstaniu istniejących do dziś budynków szkolnych:

Szkoła Podstawowa w Szczucinie

- 1954 – przekazanie nowego budynku szkoły

- 1980 – budowa Sali gimnastycznej

- 1993 – oddanie nowego skrzydła

Zespół Szkół Ponadgimnazjalnych

- 1967 – oddanie obiektu szkoły

- 1968 – ukończenie budowy internatu

- 1969 – zakończenie budowy warsztatów szkolnych.

Starsi mieszkańcy pamiętają, że na terenie Szczucina istniała wypożyczalnia kajaków w Ośrodku Campingowym PTTK koło stacji kolejowej oraz szlak turystyczny. Turysta mógł wtedy korzystać z następującej bazy żywieniowej: Restauracja „Turystyczna”, Bar „Wisła”, Restauracja „Popularna” i Bar „Jutrzenka”.

Każdemu przejeżdżającemu przez Szczucin rzuca się w oczy najokazalsza budowla w Szczucinie – kościół parafialny, który pochodzi z okresu baroku uzupełnionego elementami neobarokowymi z drugiej połowy XIX i początków XX wieku. Kościół został wzniesiony po 1680 roku. Do najcenniejszych zabytków kościoła zaliczono: obraz Matki Boskiej z Dzieciątkiem z przełomu XVI i XVII wieku i secesyjną polichromię wykonaną przez Karola Frycza. Jeden z dzwonów pochodzi z XV wieku.

Innym zabytkiem zasługującym na uwagę jest figura przydrożna zwana Markiem. Wykonana jest z kamienia w formie kapliczki na kolumnie. Cmentarz parafialny mieści szereg ciekawych grobów, o których często pisała lokalna prasa. Po lewej stronie drogi prowadzącej do Tarnowa, w bliskiej odległości Muzeum Drogowego znajduje się cmentarz żydowski. W przewodniku ogólnopolskim „Najpiękniejsze miejsca” T. Glinka i M. Piasecki piszą: „Nad Wisłą na ważnym szlaku z Tarnowa do Kielc, leży Szczucin z jedynym w Polsce Muzeum Zabytków Techniki Drogownictwa. Po wybudowaniu nowoczesny piętrowy pawilon ma pomieścić bogate zbiory eksponowane wcześniej w budynku biurowym. Panoramiczna ekspozycja w osobnym pomieszczeniu prezentuje etapy budowy drogi, zaś stojące na wolnym powietrzu samobieżne maszyny ilustrują historię drogownictwa w ciągu stulecia”.

Omawiana tematyka może przyczynić się do zwiększenia zainteresowania młodzieży historią, a to można uzyskać poprzez umiejętne wykorzystywanie materiałów o dziejach Szczucina. Wydaje mi się, że analizowane zagadnienia z powodzeniem stosowane mogą być we wszystkich typach szkół. Dzieje Szczucina mogą być fragmentem wielu lekcji historii, bądź stanowić samodzielną jednostkę lekcyjną. Obecne programy umożliwiają realizację tematu na jednej lekcji, co stanowić może istotny element wychowawczy współczesnej szkoły.

Każdy z uczących staje przed problemem, jakie tematy dotyczące dziejów Szczucina realizować na lekcji. Oto kilka propozycji:

- Pradzieje powiatu dąbrowskiego

- Dzieje Szczucina i okolic do XVII wieku

- Dzieje Szczucina od XVIII wieku

- Szczucin w II wojnie światowej

- Współczesne losy Szczucina

- Zabytki Szczucina

- Wycieczka po zabytkach naszej miejscowości

- Sławni mieszkańcy Szczucina

Marek Jachym

Obraz Powstania Warszawskiego w podręcznikach historii w czasach stalinowskich

Powstanie Warszawskie głęboko zapadło w pamięci społeczeństwa polskiego. Walka Polaków w 1944 roku znalazła szerokie odbicie wliteraturze pięknej, w dziełach naukowych oraz podręcznikach historii. Jak w latach 1949-1956 kreślono obraz powstania w podręcznikach historii?

Nauczanie historii w Polsce budziło zawsze i budzi nadal żywe zainteresowanie społeczeństwa. W naszym kraju władza starała się wykorzystać szkolną edukację historyczną dla własnych celów. Powodowało to, że programy i podręczniki stały się elementem gry politycznej. Dlatego często dochodziło do konfliktu między historią głoszoną w szkole a historią, która „obowiązywała” w domu. Ta sprzeczność powodowała zmniejszenie roli historiiw życiu społecznym.

Różnice między historią oficjalną a „domową” dotyczyły głównie historii najnowszej. Powstanie Warszawskie może być przykładem dwoistości tej historii.

Obraz powstania w szkolnej edukacji do 1956 roku był jednostronny i nacechowany kłamstwami. Związane to było z traktowaniem historii jako przedmiotu, który jest potrzebny do uzasadnienia bieżącej polityki ówczesnych władz.

Stalinizacja programów szkolnych doprowadziła do wycofania niektórych wcześniej używanych podręczników. Zostały one częściowo zastąpione przez tłumaczenia podręczników radzieckich (m. in. A. W. Miszulina, I. Gałkina, A. W. Jefimowa i E. Kosmińskiego), które nie były przystosowane do polskich programów i prezentowały rosyjski punkt widzenia na dzieje powszechne. Do szkoły trafiły też nowe opracowania polskich autorów, m. in. G.Missalowej i J. Schoenbrenner, M. H. Serejskiego, M. Siuchmińskiego, Ż. Kormanowej, M. Dłuskiej, J. Dutkiewicza, N. Gąsiorowskiej, H. Katza.

Powstanie Warszawskie było omawiane w podręcznikach klasy czwartej, siódmej i jedenastej. Do zilustrowania tematu wykorzystamy podręczniki:G. Missalowej, J. Schoenbrenner Historia Polski (Warszawa 1951); M. Dłuskiej, J. Schoenbrenner, Historia dla klasy IV (Warszawa 1955); J.Kwaśniewicza, J. Mężyka, J. Pawlika, K. Prochyry, H. Sędziwego i W. Spiechowicza Historia dla klasy VII (Warszawa 1956) oraz Historia Polski

1864-1945. Materiały do nauczania w klasie XI, pod red. Ż. Kormanowej (Warszawa 1953).

Warto zwrócić uwagę na to kim byli autorzy ówczesnych podręczników szkolnych.

Gryzelda Missalowa (1901–1978), historyk dziejów gospodarczo – społecznych XIX w. Od 1947 r. związana z Uniwersytetem Łódzkim, najpierw

jako st. asystent w Katedrze Historii Społeczno–Gospodarczej Polskiej i powszechnej, następnie adiunkt (1948–1951), zastępca prof. (1952–1953), docent(od 1954), prof. nadzwyczajny – 1961, prof. zwyczajny - 1970. Od 1950 r. członek PZPR, konsultantka przy Studium Zaocznym przy Szkole Partyjnej Komitetu Centralnego PZPR, członek Rady Naukowej Zakładu Historii Partii przy KC PZPR.[1]

Janina Schoenbrenner (1902-1985) przed wojną wydała podręczniki dla szkoły powszechnej. Po wojnie od 1950 r. była członkiem PZPR, a w latach1956 - 1958 aspirantką Instytutu Nauk Społecznych (INS) przy Komitecie Centralnym PZPR. W dalszym ciągu dokształcała się, w 1961 r. uzyskała doktorat na Uniwersytecie Warszawskim. Publikowała podręczniki i poradniki do nauczania historii, dopasowane do obowiązujących wówczas zasad

dogmatycznego marksizmu.[2]

Żanna Kormanowa (1900-1988) studiowała historię i prawo na Uniwersytecie Warszawskim. W czasie wojny w 1941 r. ewakuowała się w głąb ZSRR. W 1944 r. została skierowana przez PPR do kraju, zajmowała kierownicze stanowiska w resorcie oświaty PKWN i Rządu Tymczasowego. W 1947r. uzyskała habilitację a w 1948 r. została profesorem UW, prowadziła też zajęcia w partyjnym Instytucie Kształcenia Kadr Naukowych. Przyczyniła się do podporządkowania nauki partyjnemu kierownictwu.[3]

Podręczniki szkolne aż do końca lat czterdziestych o Powstaniu Warszawskim milczały. Pierwsza informacja o nim pojawiła się w: Historii Polski,opracowanej przez G. Missalową i J. Schoenbrenner.

Autorki podręcznika pisały, że „reakcja londyńska” nie chcąc dopuścić do utworzenia Polski Ludowej wydała kierownictwu AK „zbrodniczy rozkaz” rozpoczęcia powstania[4]. Dalej twierdziły, że dowództwo AK było związane z okupacyjnymi władzami i Gestapo. Stolica miała być opanowana dla obrony przed demokratycznym rządem polskim. Podręcznik podkreślał, że walczący nie zdawali sobie sprawy, że dowództwo AK „pchnęło patriotyczne masy Warszawy do beznadziejnej walki w imię swoich klasowych interesów.”[5]

Dowództwo AK poddało się z honorami władzom hitlerowskim. Bora – Komorowskiego uznano, za zbrodniczego „przywódcę” i wypominano mutytuł hrabiego. Według autorek „powstanie warszawskie przypieczętowało polityczną klęskę „rządu” londyńskiego.”[6] Za prawdziwych patriotów uznano jedynie masy pracujące, bohatersko walczące ze znienawidzonym okupantem.

W podręczniku M. Dłuskiej i J. Schoenbrenner o Powstaniu Warszawskim nie było mowy. Autorki wspomniały jedynie, że Armia Radziecka dotarła w swym marszu do Wisły zajęła Pragę i tu zatrzymała się, aby zebrać siły do nowej ofensywy. W tym kontekście była mowa o przedarciu się Bolesława Bieruta (przewodniczącego KRN) przez front. Ten fakt uznawano widać za ważniejszy niż walka Polaków w Warszawie.

Opracowaniem podającym pewne wiadomości o Powstaniu Warszawskim był podręcznik dla klasy VII. W podręczniku autorstwa J. Kwaśniewicza,J. Mężyka, J. Pawlika, K. Prochyry, H. Sędziwego i W. Spiechowicza problematyka powstania została ujęta w ramach większej całości, noszącej tytuł Wyzwolenie Polski.[7] Informowano, że rząd londyński i dowództwo AK nie chcąc dopuścić by nowa Polska stała się państwem ludowym wywołało powstanie. Zostało ono natychmiast poparte przez patriotyczną ludność Warszawy. W podręczniku podkreślano, że w powstaniu „brali udział nie tylko dorośli, ale i dzieci, nie tylko mężczyźni, ale i kobiety.”[8] Nacisk położono na tragedię ludności cywilnej, która była mordowana przez rozjuszonych hitlerowców. Silnie akcentowano sprawę rzekomej pomocy radzieckiej dla powstania. Była szansa na dalszą walkę, ale dowództwo AK zamiast porozumieć się z Armią Radziecką wolało poddać się hitlerowcom. Dowództwo AK z honorami złożyło broń i zostało umieszczone w obozach jenieckich. Po ewakuacjiludności cywilnej Niemcy systematycznie niszczyli Warszawę. Wywody na ten temat kończyły się zdaniem: „Tak mścili się hitlerowcy za powstanie warszawskie, w którym lud walczył o swoją wolność. Winę za poniesioną klęskę ponosi reakcyjne dowództwo AK.”[9]

Podręcznik Żanny Kormanowej poświęcił analizowanej tematyce samodzielny rozdział. Autorką rozdziału była Maria Turlejska: Powstanie warszawskie. Próba dywersji dyplomatycznej. Bankructwo planów pochwycenia władzy przez reakcję polską.[10]

Omawiając przyczyny powstania autorka pisała: „Polskie klasy posiadające, obszarnicy i kapitaliści, którzy przez cały czas wojny przygotowali się do objęcia władzy w Polsce dla restauracji reżimu przedwrześniowego (podkr. M. J.) w oparciu o pomoc interwencyjnych wojsk anglo-amerykańskich –odpowiedzieli na powstanie PKWN wybuchem nienawiści klasowej, wzmożoną propagandą proimperialistyczną, mobilizacją swych sił.”[11] Wymowatego fragmentu jest jednoznaczna.

Autorka rozdziału miała za złe dowództwu powstania, że nie utworzyło przyczółków dzięki którym Armia Czerwona mogłaby pomóc powstańcom. Autorka dowodziła, że „dowództwo AK widząc, że charakter powstania zmienił się definitywnie z antyradzieckiego w antyhitlerowski – zdradziecko skapitulowało przed katami Warszawy i poprowadziło swoje oddziały do „honorowej” niewoli.” (…) W warunkach kapitulacyjnych generałowie SS zapewnili AK i delegaturze – sprawcom powstania – całkowite bezpieczeństwo.” [12]

W podręczniku pozytywnie oceniano szarych żołnierzy AK, podkreślano też, że z ludnością cywilną Warszawy była bohaterska Armia Ludowa.

Ocena wydana przez autorkę autorom powstania była miażdżąca: „Klęska planów i rachub „rządu” emigracyjnego i podporządkowanej mu AKoznaczała ostateczną kompromitację ich linii politycznej w oczach społeczeństwa, oznaczała ostateczne bankructwo reakcji polskiej.”[13]

Obraz powstania nakreślony w podręcznikach lat 1949 - 1956 r. niewiele miał wspólnego z rzeczywistością historyczną, można nawet powiedzieć,że był całkowicie fałszywy. Napastliwa krytyka dowództwa AK miała godzić w siły niepodległościowe wierne rządowi polskiemu w Londynie.

Analiza przedstawionych wyżej podręczników skłania nas do wniosku, że zawartość merytoryczna podręcznika pozostaje zawsze w określonej

zależności od programów nauczania, Te ostatnie są przecież pisane dla potrzeb ciągle zmieniającego się „klimatu politycznego”. W czasach stalinowskichów „klimat” był szczególnie niekorzystny dla prawdy historycznej, służył uzasadnianiu bieżącej polityki rządzącej partii.

W kolejnych latach kierunek ewolucji szkolnego obrazu Powstania Warszawskiego polegał na stopniowym odchodzeniu od zafałszowanej prawdy historycznej i stopniowym zbliżaniu się do naukowego obiektywizmu.

Marek Jachym

Przypisy:

[1] J. Kita, R. Stobiecki, Słownik biograficzny historyków łódzkich, Łódź 2000, s. 72 i n.

[2] S. Konarski, Schoenbrenner Janina, Polski Słownik Biograficzny, t. XXXV, Warszawa – Kraków 1994, s. 613-614.

[3] Słownik historyków polskich, Warszawa 1994, s. 245.

[4] G. Missalowa, J. Schoenbrenner, Historia Polski, Warszawa 1951, s. 283.

[5] Tamże, s. 284.

[6] Tamże, s.285.

Przyczynek do działalności Parafialnej Akcji Katolickiej w Szczucinie

Do napisania niniejszego artykułu skłoniły mnie dwa wydarzenia. Pierwsze związane jest z dniem 11 listopada 2009 r. Otóż w tym dniu w budynku Katolickiego Centrum Edukacji Młodzieży „Kana” w Szczucinie (dawniej dom parafialny) odbyła się uroczystość związana ze Świętem Niepodległości. Sala, która niedawno została odnowiona, znów służy lokalnej społeczności. Drugie wydarzenie związane było z faktem, że do moich rąk trafiło 12 egzemplarzy czasopisma Posłaniec Diecezjalnego Instytutu Akcji Katolickiej. Czasopisma te są przechowywane przez pp. S. i T. Pieróg jako pamiątka po zmarłej z rodziny – działaczce Parafialnej Akcji Katolickiej w Szczucinie. Budowa domu parafialnego oraz pojawienie się Posłańca związane było z działalnością Akcji Katolickiej w dwudziestoleciu międzywojennym.

Historia Akcji Katolickiej sięga początków XX wieku. Wtedy to papież Pius XI rozwijający się ruch apostolstwa świeckich określił jako chrześcijańską akcję katolicką (ludową). Tragiczne skutki I wojny światowej sprawiły, że Pius XI zaangażował się w działalność na rzecz pokoju między narodami. O tej idei papież Pius XI pisał: „Akcja katolicka jest udziałem świeckich w apostolstwie hierarchicznym Kościoła Katolickiego dla obrony zasad religijnych i moralnych, oraz dla rozwoju zdrowej i pożytecznej akcji społecznej pod kierownictwem hierarchii kościelnej, niezależnie i ponad wszystkie partie polityczne, celem odnowienia życia katolickiego w rodzinie i społeczeństwie”. Akcja oparła swą działalność na czterech grupach społecznych: mężczyzn, kobiet, młodzieży męskiej, młodzieży żeńskiej.

W II Rzeczypospolitej stowarzyszenie zawiązało się w roku 1930, a w kolejnych dwóch latach tworzone były diecezjalne instytuty Akcji Katolickiej. Organizacja stała się silnym ruchem, który skupiał polską inteligencję katolicką oraz reprezentantów środowisk rzemieślniczych i chłopskich. Tuż przed wybuchem II wojny Akcja Katolicka liczyła około 750 tys. członków.

W Tarnowie biskup Franciszek Lisowski w 1933 r. erygował Diecezjalny Instytut Akcji Katolickiej, a w tym samym roku zaczął wychodzić Posłaniec Diecezjalnego Instytutu Akcji Katolickiej. Czasopismo dostarczało wiedzy potrzebnej do pracy w tym stowarzyszeniu, instruowało o sposobach prowadzenia spotkań z poszczególnymi stanami, podawało wiadomości o osiągnięciach organizacyjnych Akcji Katolickiej oraz podejmowało aktualną tematykę wydarzeń politycznych.

W niedługim czasie od powstania Diecezjalnej Akcji Katolickiej i w naszej parafii została założona Akcja Katolicka. Z urzędu uczynił to ówczesny proboszcz parafii ks. Jan Ligęza. Więcej o powstaniu tej katolickiej organizacji pisał ks. Marek Łabuz w pracy Proboszczowie parafii Szczucin w latach 1326-1980. W 1936 r. Akcja Katolicka w Szczucinie liczyła 631 członków. Dla potrzeb tej organizacji został wybudowany dom parafialny, który w 1937 r. został poświęcony przez bp. Edwarda Komara. Budowa tak dużego obiektu – choć nie bez przeszkód – świadczy o dużych możliwościach finansowych i organizacyjnych tego parafialnego stowarzyszenia.

Jakie treści zawierał Posłaniec? Przykładowo egzemplarz z 1935 r. (nr 8-9) składał się z następujących części: 1. Artykuł wstępny; 2. Dział sprawozdawczy; 3. Dział wskazań i zarządzeń; 4. Dział programowy; 5. Dział: wykłady i pogadanki; 6. Katolickie Stowarzyszenie Mężów; 7. Katolickie Stowarzyszenie Kobiet; 8. Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Męskiej; 9. Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Żeńskiej; 10. „Caritas”; 11. Wydawnictwa.

Analizowane czasopismo liczyło 32 strony oraz 4 strony okładek. Kolejne miesięczniki w zasadzie ten stan rzeczy powielały.

Ramy niniejszego artykułu nie pozwalają nam na dokładne omówienie treści tego lokalnego czasopisma. Dlatego skupię się tylko na kilku wybranych problemach.

Oczywistym jest, że czasopismo nie uciekało od problemów historycznych. Koniecznie należy przypomnieć dwa artykuły. Redaktorzy wiosną 1937 r. w artykule Katolicyzm a komunizm postanowili udowodnić, że komunizm jest zupełnie przeciwny zasadom głoszonym przez Chrystusa i Jego Kościół. Artykuł zawierał zestawienie różnic między katolicyzmem a komunizmem. Poniżej przedstawię większy fragment tego artykułu:

Co mówi katolicyzm? Czym człowiek dla bliźnich?

Co mówi komunizm?

Wszyscy ludzie są braćmi, bo mają wspólnego Ojca w niebie, Boga samego i mają tę samą nadzieję życia przyszłego. Powinni sobie wzajemnie pomagać do zbawienia, organizując jak najlepiej życie społeczne na ziemi.

Komunizm rozróżnia dwa rodzaje ludzi; dla zwolenników jest towarzyszem walki, dla przeciwników: zażartym nieprzyjacielem.

Co ma czynić człowiek na ziemi?

"Obowiązkiem człowieka Boga znać, miłować i służyć Mu – a przez to do nieba się dostać.” Całe życie: praca i odpoczynek, pociechy i cierpienia, wszystko prowadzi do Boga. Człowiek wybiera między dobrem a złem. Dąży do szczęścia bezgranicznego w wieczności a to warte niejednej troski tu na ziemi.

Całe szczęście człowieka jest tu na ziemi: więc musi zaspokoić wszelkie swoje potrzeby materialne, jeść, pić spać i pracować– mnożyć się dla społeczności.

Walczy o szczęście przyszłe swojej klasy.

Życie nie ma celu – nie ma ani dobra, ani zła.

Trzeba używać.

Gdzie jest miejsce człowieka w społeczeństwie?

Społeczeństwo jest dla człowieka, życie społeczne ma być tak urządzone, aby każdy znalazł możność urządzenia sobie i rodzinie bytu znośnego, aby każdy mógł udoskonalić się wedle zdolności swoich i doszedł do celu swego, do Boga.

"Człowiek jest dla społeczeństwa, bo to zawsze trwa dłużej, niż człowiek”. „Można człowieka porównać do cegły w budowie, albo do drobnej części potężnej maszyny”.

„Społeczność przyszła wymaga od swoich członków ofiar nieskończonych.

W artykule, który ukazał się na kilka miesięcy przed rozpoczęciem II wojny światowej – czytamy: „Żyjemy w niezwykle trudnych czasach. – Zewsząd do uszu naszych dochodzą złowrogie hasła i wróżby. – Zło zdaje się wciskać wszelkimi drogami. – A ponad tym wszystkim duch wojenny się unosi. Lecz wśród tej powodzi różnorodnych, często sprzecznych ze sobą haseł i wrogich sobie, wśród ciągłych zmian i wśród tej nie pewności każdego jutra stoi niewzruszenie Kościół Chrystusowy”( nr 5 1939).

Zapewne współczesnego czytelnika interesuje: czy w Posłańcu znalazły się informacje dotyczące naszej parafii. W 12 analizowanych czasopismach sporadycznie występowały informacje o postaciach i wydarzeniach związanych ze Szczucinem. Warto je jednak wymienić, gdyż są świadectwem ówczesnego życia religijnego parafii.

1. W tym miejscu należy wspomnieć, że prezesem Akcji Katolickiej w diecezji tarnowskiej został Ksawery Bogusz – mieszkaniec Lubasza. Postać ta wspomniana jest w Posłańcu. Otóż 11 kwietnia 1937 r. w Tarnowie odbył się Zjazd Katolicki pod hasłem „Bóg tak chce”. W zjeździe uczestniczyło ponad 5 tysięcy członków Katolickiego Stowarzyszenia Mężów i Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Męskiej. „O godz. 8.30 wyruszył ogromny pochód na plac Katedralny, prowadzony przez orkiestrę rękodzielniczą z Tarnowa. Na przedzie maszerowali członkowie Katolickiego Stowarzyszenia Mężów z Prezesem p. Tadeuszem hr. Łubieńskim na czele. Za KSM. maszerowało KSMM. Obszerny plac Katedralny zaledwie mógł pomieścić uczestników. O godz. 9 JE. Najprzew. Ks. Biskup Ordynariusz Dr. Fr. Lisowski odprawił Mszę św. polową. Cudna pogoda, równy a potężny śpiew kilku tysięcy mężczyzn, dominujący nad ołtarzem olbrzymi krzyż, dodawał uroku nabożeństwu.(...) Uczestnicy zebrali się na obszernym dziedzińcu Sokoła I przed okazale przybraną trybuną. (...)Za stołem prezydialnym lub obok zajęli miejsca: (...)P. Szambelan Ksawery Bogusz, prezes Diec. Instytutu A.K. (...) Uroczystym wyznaniem wiary przez odśpiewanie: „Wierzę w Boga Ojca” rozpoczęto obrady Zjazdu, które pięknym i mocnym przemówieniem zagaił p. Szam. Bogusz.” (1937 nr 5)

W analizowanych egzemplarzach występują inne osoby związane z naszą parafią. Wymienione zostały postacie świeckie: Jan Molczyk – Przewodniczący Komisji Rewizyjnej D.I.A.K. Szczucin oraz Helena Popadaniec– Prezeska Okręgu Szczucińskiego Katolickiego Stowarzyszenia Kobiet.

Przedstawicielki Katolickiego Stowarzyszenia Kobiet ze Szczucina aktywnie uczestniczyły w pracach Zlotu Diecezjalnego K.S.K. w Starym Sączu. Zlot zgromadził przeszło 10 tysięcy członkiń, które przybyły do grobu bł. Kingi, „by tam zaczerpnąć otuchy do dalszej apostolskiej pracy.” W czasie Zlotu odbyły się obrady III Zjazdu Delegowanych (około 1700 delegatek), które podzielone zostały na zebrania poszczególnych sekcji. Sekcji oświatowej przewodniczyła p. Anna Konopczyna ze Szczucina.

Posłaniec wymienia też księży z naszej parafii. W numerze z 1935 r. czytamy, że odbywały się Zjazdy Akcji Katolickiej. Spotkania miały na celu wymianę doświadczeń księży zaangażowanych w pracę tej organizacji. W Dąbrowie odbyła się konferencja 23 maja 1935 r., w której wzięło udział 22 księży. Wśród nich wymieniono księży naszej parafii: ks. Jana Ligęzę oraz ks. Walentego Klimka.

2. Posłaniec poruszał sprawy finansowe. W 1938 r. ks. biskup dr Franciszek Lisowski erygował Katolicki Uniwersytet Ludowy w Diecezji Tarnowskiej z siedzibą w Krzyżanowicach. Utworzenie i prowadzenie takiej uczelni wymagało dużych nakładów finansowych. Dlatego Diecezjalny Instytut Akcji Katolickiej przeprowadził liczne zbiórki na listy oraz zbiórki uliczne. Z naszej parafii na listę zebrano 13.05 zł., a ze zbiórki ulicznej uzyskano 72.45 zł. Parafianie Szczucina dość hojnie odpowiedzieli na prośbę Akcji Katolickiej, wśród wymienionych miejscowości była to jedna z większych wpłat (np.: Tarnów – Katedra 175.23 zł., Tarnów –XX. Misjonarze 44.55 zł., Dąbrowa 44.85 zł., Stary Sącz 65.64 zł.).

3. Czasopismo przedstawiało szczegółowe informacje o programie danej imprezy oraz instruowało ewentualnych uczestników spotkania o sposobie dojazdu na nią. O Zlocie Diecezjalnym K.S.K. w Starym Sączu czytamy:

Przypominamy tylko, że zgłoszenia, w których będzie podane, ile uczestniczek z Oddziału weźmie udział w zlocie, jakim jadą pociągiem i gdzie będą wsiadać, a jeśli jadą końmi, iloma furmankami przybędą– nadesłać należy możliwe jak najprędzej, najpóźniej do dnia 1 maja br.” (1938 nr 5-6) W dalszej części znajdował się spis pociągów oraz stacji, na których pociąg z uczestnikami zlotu będzie się zatrzymywał. I tak pociąg ze Szczucina (cena 5.30 zł.) zatrzymywał się w Mędrzechowie, w Oleśnie, w Dąbrowie i w Żabnie. Czytelnicy byli też informowani o szeregu spotkaniach organizowanych przez Akcję Katolicką w naszej diecezji. Przykładowo w Zbylitowskiej Górze odbył się Tydzień Katolicko-Społeczny, w którym parafię Szczucin reprezentowały 2 uczestniczki, a przedstawiciele K. S. M. i K. S. K. ze Szczucina brali udział w zjeździe regionalnym w Oleśnie.

Ks. Marek Łabuz we wspomnianej wcześniej pracy podkreślił, że w działalność Parafialnej Akcji Katolickiej mocno angażowali się tutejsi nauczyciele. W marcu 1937 r. w Posłańcu ukazał się obszerny referat, który miał być zaprezentowany na zebraniu Zarządu Parafialnej Akcji Katolickiej. Referat O właściwy stosunek do nauczycielstwa zwracał uwagę członków Akcji Katolickiej na wzajemne relacje między społeczeństwem katolickim a nauczycielstwem. Referat wzywał społeczność katolicką do życzliwości i poszanowania pracy nauczyciela: „Mówi się dziś wiele o konieczności harmonijnej współpracy domu rodzinnego i szkoły. Ta współpraca utrzyma się i przyniesie pożądane owoce tylko na platformie wzajemnej życzliwości i zaufania. Stąd staraniem obopólnym winno być, by tę życzliwość i zaufanie zawsze wytwarzać i podtrzymywać, nigdy jej nie osłabiać i unikać tego wszystkiego, co by ją zachwiać mogło.” Wydaje nam się, że przedstawione tezy są nadal aktualne.

Koniecznie trzeba zaznaczyć, że Akcja Katolicka poprzez zawarte treści w Posłańcu, potrafiła odpowiednio reklamować swoją działalność wśród czytelników i w otoczeniu. Dzisiaj napisalibyśmy, że miała dobry PR. W miesięczniku z1938 r. czytamy: „Statystyka jest to jak gdyby miara, którą inni mierzą daną organizację. Jeżeli nie ma tej miary to nie wiedzą, jak ją ocenić.”

Zgodnie z tą dewizą w czasopiśmie zostało przedstawione wiele danych statystycznych. I tak na przykład w nr 5 z 1937 r. znajduje się tekst poświęcony obradom II Zjazdu Delegowanych Katolickiego Stowarzyszenia Mężów w Tarnowie. Dowiemy się z niego, że Stowarzyszenie od ostatniego Zjazdu Delegatów wzrosło o 103 oddziały, tak że liczyło 384 oddziały i 11.172 członków. Dorobek pracy Stowarzyszenia został zaprezentowany w cyfrach: „w roku 1935 przeprowadzono 17 serii rekolekcji zamkniętych, urządzono 292 uroczystości patronalnych, 1.177 było Komunii św. wspólnych kwartalnych, na 3.398 zebraniach ogólnych wygłoszono: 9.136 referatów, 3.390 kwadransów ewangelicznych i liturgicznych; ponadto 215 Oddziałów współpracowało czynnie w urządzeniu „Tygodnia prasy i książki katolickiej”, 251 Oddziałów dopomagało Zarządowi Parafialnej A. K. w urządzeniu 1. Tygodnia Miłosierdzia, a 181 Oddziałów współpracowało w urządzeniu „Dnia Chorych”. W pracy swej Oddziały napotykały na wielkie trudności, a nawet prześladowania za strony przeciwników A. K.” Przedstawione dane niezbicie wykazują, że Stowarzyszenie działało prężnie. Zapewne, na tak doskonały wynik Diecezjalnego Stowarzyszenia złożyła się też działalność szczucińskiej organizacji.

Wróćmy na chwilę do Dnia Niepodległości. W uroczystościach w domu parafialnym brała udział orkiestra strażacka ze Szczucina. W pierwszych jej szeregach widać było wiele młodych osób, a przecież Akcji Katolickiej sprawy młodzieży też nie były obce. Obie organizacje – mimo dzielącego je czasu – sprawom młodzieży poświęcają wiele troski. Jest to godne pochwały.

Marek Jachym


















































Uniwersał połaniecki

Dzieje Połańca są nierozerwalnie związane z Tadeuszem Kościuszko - historycznym bohaterem dwóch kontynentów. Był amerykańskim i polskim generałem, znakomitym dowódcą i inżynierem wojskowym. W czasie insurekcji kościuszkowskiej pełnił funkcję Najwyższego Naczelnika Siły Zbrojnej Narodowej, zapisując się m.in. na kartach historii Połańca - miasta w województwie świętokrzyskim.

Na początku insurekcji, 24 marca 1794 roku Tadeusz Kościuszko na krakowskim rynku wobec wojska i zgromadzonych tłumów złożył uroczystą przysięgę: „Ja, Tadeusz Kościuszko, przysięgam w obliczu Boga całemu Narodowi Polskiemu, iż powierzonej mi władzy na niczyj prywatny ucisk nie użyję, lecz jedynie jej dla obrony całości granic, odzyskania samodzielności Narodu i ugruntowania powszechnej wolności używać będę. Tak mi Panie Boże dopomóż i niewinna Męka Syna Twego.”

W czasie bitwy pod Racławicami, w krytycznym momencie, rzucił na rosyjskiego przeciwnika obwód złożony z trzystu dwudziestu kosynierów wzmocniony oddziałami piechoty. Historycy podkreślają, że uderzenie chłopów w decydującym momencie bitwy, miało duże znaczenie moralne i propagandowe dla przyszłości powstania. Rozumiał to Naczelnik Powstania, który po zwycięskiej bitwie przywdział na siebie symboliczną sukmanę dając świadectwo, że będzie walczył o wolność wszystkich stanów w Polsce.

Po zwycięskiej bitwie Kościuszko przebywał na ziemi świętokrzyskiej. Jego wojska spoczywały w Winiarach obok Nowego Korczyna. 30 kwietnia w Winiarach szlachta sandomierska ogłosiła przystąpienie do powstania, a 2 maja Naczelnik ogłosił obniżenie chłopom pańszczyzny.

Na początku maja Tadeusz Kościuszko pod Połańcem znalazł świetne warunki terenowe dla założenia obozu warownego. Był to teren podmokły szczególnie w okresie wiosennym. Kościuszko będąc w Połańcu umacniał także linie obronne, przyjmował ochotników, szkolił rekrutów i sposobił się do walki. Rozwinął także ożywioną działalność organizacyjną i polityczną. Wydawał rozkazy, objaśniał społeczeństwu sens swoich decyzji . Spod jego pióra wyszło wiele dokumentów, w tym uniwersał ogłoszony 7 maja 1794 zwany później Uniwersałem połanieckim.

Jego pełna nazwa to „Uniwersał urządzający powinności gruntowe włościan i zapewniający dla nich skuteczną opiekę rządową, bezpieczeństwo własności i sprawiedliwość w komisjach porządkowych”.

Przyznawał w nim chłopom wolność osobistą i pod pewnymi prawem określonymi sytuacjami zwalniał z płacenia pańszczyzny, przyznawał prawo opuszczenia wsi po spełnieniu określonych warunków (wywiązanie się z obowiązków wobec pana, zawiadomienie komisji porządkowej o miejscu przesiedlenia). Postulował zmniejszenie pańszczyzny o 25-50% na czas insurekcji i uwolnienie od pańszczyzny gospodarstw chłopów biorących udział w powstaniu. Ten manifest burzył jednak dotychczasowy porządek społeczny, zapowiadał nową epokę w dziejach wsi, czynił chłopów pełnoprawnymi obywatelami Rzeczypospolitej.

Dlatego większość szlachty była przeciwko postanowieniom Uniwersału i nie chciała dopuścić do jego ogłoszenia. W konsekwencji takiego stanowiska szlachty Uniwersał nie do końca okazał się sukcesem. Miał on też niewielki wpływ na sytuacje chłopów ze względu na szybki upadek insurekcji.

Kolejnym powodem wydania dokumentu była chęć przeciwstawienia się propagandzie moskiewskiej: „Los tedy Polski od tego zawisł, abyśmy skruszyli podwójną siłę nieprzyjaciół naszych, to jest: siłę oręża i siłę intrygi. Winienem przeto podać wiadomości narodowej, że Moskale szukają sposobów poburzenia wiejskiego ludu przeciwko nam, wystawiając mu arbitralność panów, dawną ich nędzę i na koniec pomyślniejszą przyszłość za pomocą moskiewską. To mówiąc, zachęcają i przypuszczają lud wiejski do wspólnego dworów rabunku”.

Postać Kościuszki na stałe weszła do legendy zasłużonych Polaków, nadal uosabia najpiękniejsze cnoty polskiego patriotyzmu. Społeczeństwo polskie utrwalało Jego pamięć przez budowę kopców ziemnych. Usytuowane zostały m.in. w Szczekocinach, Racławicach, Krakowie, Wyszkowie i Połańcu.

W Połańcu kopiec został usypany w 1917 r. w setną rocznicę śmierci Tadeusza Kościuszki, w miejscu, w którym w maju 1794 r. obozował Naczelnik wraz ze swym wojskiem. Usypano wzniesienie o promieniu 50 metrów, na którego szczycie postawiono drewniany krzyż. W okresie II Rzeczypospolitej pod kopcem uroczyście odbywały się święta państwowe. Po II wojnie światowej wielotysięczne obchody kościuszkowskie odbyły się 12 maja 1946 r. Na kopcu stanął nowy krzyż i granatowy obelisk. Z czasem wokół kopca posadzono las. W 1967 r. z okazji 150. rocznicy śmierci Tadeusza Kościuszki obchody miały państwowy charakter. Kolejne zmiany w wyglądzie kopca miały miejsce w 1984 r. przed 190. rocznicą Uniwersału połanieckiego. Wtedy to przy finansowej pomocy Elektrowni im. T. Kościuszki dokonano modernizacji kopca. Podwyższono górną platformę kopca, zbudowano kamienne schody oraz umieszczono stalowy krzyż. Przed kopcem umieszczone zostały dwa głazy. W kolejnych dekadach ciągle upiększano historyczny obiekt. Obecnie jest to miejsce, które w każdym przewodniku turystycznym polecane jest do zwiedzenia w Połańcu. Warto to zobaczyć.

Ewa Kseń

Źródła:

Internet:

http://kosciuszko.polaniec.net/tk/zeszyty-polanieckie/https://mnki.pl/pl/obiekt_tygodnia/2017/pokaz/216,uniwersal_polaniecki,5https://pl.wikipedia.org/wiki/Tadeusz_Ko%C5%9Bciuszkohttps://muzhp.pl/pl/e/1898/tadeusz-kosciuszko-oglosil-uniwersal-polanieckihttps://kronikidziejow.pl/porady/uniwersal-polaniecki-tresc-postanowienia-znaczenie-realizacja/

Literatura:“

H. Lawera, A. Bata, Królewskie miasto Połaniec dzieje i osobliwości, Krosno 2002.

Połaniec. Zarys dziejów – praca zbiorowa, Połaniec1994.