XIV Cieszyński Rodzinny Rajd Rowerowy
29.05.2011

Ranne ptaszki zebrały się na dworcu PKP w dniu 29.05.2011 o godz. 5:30, by złapać pociąg z Częstochowy do Katowic, który odjeżdżał o 5:53. Udało się. Do pociągu wsiedli: "białogłowa" kol. Ela Marcinkowska a za nią Marek Bryndza, Julek Rzewódzki i ja-Alfred. W Katowicach mieliśmy zaledwie 9 min. na przesiadkę. Na szczęście musieliśmy się tylko przedostać jeden peron dalej czyli z trzeciego na czwarty. Teraz już tylko trzeba było wypatrywać stacji docelowej czyli Goleszowa. I tu w porannych promieniach słońca zaczęła się nasza wycieczka. Ruszyliśmy w kierunku na Bażanowice, by w końcu dojechać do Cieszyna. Na cieszyńskim rynku od rowerów było czarno. Udało nam się dotrzeć do "BIURA" rajdu i się zapisać. Każdy uczestnik który się zapisał otrzymał od organizatorów chustę Bush - wielofunkcyjny "przydaś" dla rowerzystów - oraz kupon na posiłek i do udziału w loterii fantowej.

więcej

Dzięki uprzejmości prezesa TKKol. Ondraszek przekazałem wszystkim uczestnikom smutną wiadomość o śmierci naszej koleżanki Krystyny Foryś. Po czym chwilą ciszy uczciliśmy jej pamięć. Jeszcze pamiątkowe zdjęcie do lokalnej gazety, chwila dla wszystkich amatorów fotografii i ruszamy na trasę XIV Cieszyńskiego Rodzinnego Rajdu Rowerowego.
W asyście policji, służb medycznych i serwisowych ruszyła grupa ponad 240 rowerzystów. Miłym zaskoczeniem dla mnie było, iż jechali z nami głuchoniemi i to całkiem spora grupa, nader zdyscyplinowana, z której warto by inni brali przykład. Robiąc zdjęcia miałem wrażenie iż peleton nie ma końca i współczuję tym kierowcom, którzy cierpliwie jechali za nami w ogonku. W końcu dotarliśmy na Metę w Zamarskach przy Karczmie regionalnej "U Źródełka", gdzie organizatorzy zapewnili polową garkuchnię z prawdziwą grochówą z wkładką. Możliwe było też zwiedzenie drewnianego kościoła pw. św. Rocha będącego jednocześnie najstarszym tego typu obiektem na Ziemi Cieszyńskiej. Gdy wszyscy zaspokoili swój głód i pragnienie rozpoczęły się konkursy. I tak dzieci ścigały się w workach i malowały dzisiejszą wycieczkę, a dla nieco starszych, spragnionych współzawodnictwa, udostępniony został tor do żółwiej jazdy i punkt zwijania sznurka. Nasza kol. Ela Marcinkowska w żółwiej jeździe zajęła II-miejsce. Po sąsiedzku, za płotem też były atrakcje dla dzieci. Mianowicie batuta i suchy basen. O dorosłych też pomyślano, lecz już całkiem komercyjnie z wizytą przy kasie. Po uiszczeniu stosownej opłaty, do dyspozycji był łuk, wiatrówka, dmuchawka i szlojder (po naszymu). Pogoda dopisywała wszyscy świetnie się bawili i powolutku impreza zaczęła dobiegać końca. W międzyczasie zostaliśmy upolowani przez obiektyw kol. z Cieszyńskiego Klubu Ondraszek.
Ela i Julek jeszcze zostali a my z Mareczkiem pożegnawszy się z gospodarzami ruszyliśmy na Cesky Tesin. Po drodze odwiedziliśmy Wzgórze Zamkowe. U naszych przyjaciół postanowiliśmy chwilę odpocząć i ugasić pragnienie, po czym ruszyliśmy w stronę domu. Obraliśmy kierunek na Żory i już bez przeszkód, w końcu trafiliśmy do domów.

93 kilometry rowerowej radości Alfreda
26.05.2011

Dzień Matki witał od rana piękną słoneczną pogodą. Niestety pierwsze promienie słońca łapałem idąc do pracy. Poranny optymizm udzielał się do południa i ostatnie dwie godziny pracy, moją głowę zaprzątała jedna myśl - "Jak najszybciej dotrzeć do domu ogarnąć się i wsiąść na rower". Dotarłszy do domu spakowałem co trzeba i ruszyłem bez obranego celu w drogę. Podświadomość jednak była chytra i od samego początku układała przede mną asfalt w jednym kierunku. Już kiedyś kusiło mnie aby odwiedzić miejscowość Krupski Młyn i to miał być dzień, w którym myślenie przeszło w realizację.
Pogoda, jak już wspomniałem, była przepiękna od samego rana. Teraz po południu również rozpieszczała i jechało się co najmniej przyjemnie. Trasa wiodła przez Szałszę, Czekanów, Wieszowę do Rept Śląskich. Po drodze zrobiłem 5 minutowy przystanek przy jednej z tablic edukacyjno-przyrodniczych Nadleśnictwa Brynek. Tablica nr 21 dotyczy możliwości produkcyjnych lasu, wielkości pozyskania drewna oraz struktury jego źródeł pochodzenia.

więcej

Po krótkiej chwili ruszyłem dalej w stronę Tarnowskich Gór. To był moment kiedy podświadomość usilnie podpowiadała, w którą stronę mam się udać. Niestety w tym wypadku posiadana przeze mnie mapa powiatu gliwickiego, nie obejmowała terenów, które chciałem odwiedzić. Tym samym niezbędnym stał się przystanek na stacji benzynowej. Tam dozbroiłem się w mapę woj. śląskiego, zjadłem batonika, popiłem wodą i ruszyłem w dalszą drogę. Za Strzybnicą, czekała mnie kolejna wizyta przy tablicy nadleśnictwa. Tym razem, tablica opatrzona numerem 17, informowała o charakterystyce przyrodniczej okolicznego drzewostanu. Możemy przeczytać tutaj, że lasy nadleśnictwa Brynek mają charakter nizinny, są częścią dawnej Puszczy Śląskiej i zajmują imponującą powierzchnię ponad 16 tys. hektarów.
Po kolejnej dawce informacji na temat tutejszych lasów, pojechałem dalej, w stronę Boruszowic. Po drodze mijałem wieś Hanusek, z którą wiążą się moje miłe wspomnienia, dotyczące udanego grzybobrania z przed kilku lat. Dalej, przez Brynek, dotarłem do Tworogu. Tutaj, ku mojej wielkiej radości, napotkałem na rozstaju dróg, po czym sfotografowałem się z figurą Św. Jana Nepomucena. Od jakiegoś czasu, darzę wielką sympatią poszukiwanie miejsc, gdzie można spotkać patrona dróg i mostów. Czyżbym zapadł na gorączkę Nepomuceńską? Mijając po drodze Koty i Potępę oraz dwie kolejne tablice nr 12 i 11, zbliżałem się do celu mojej podróży. Wcześniej muszę jednak wspomnieć o moim smutku i oburzeniu, po tym co zobaczyłem przy tablicy nr 12. Jakiś dureń, bądź ich większa liczba, nie potrafiąc docenić walorów edukacyjnych i urokliwości miejsca, obrało sobie za cel zniszczenie tablicy. Co z tego wynikło, można zobaczyć na zdjęciu. Nigdy nie rozumiałem i nie zrozumiem takiego zachowania. Nie zmienia to jednak faktu, że miejsce jest niezwykle urokliwe i warto się tam zatrzymać na chwilę. Dopełnieniem w tym momencie były promienie słońca przeciskające się przez gałęzie drzew, co napawało pomimo wszystko optymizmem. Wreszcie dotarłem na miejsce. Krupski Młyn jest pięknie położoną wsią w samym sercu lasu. Jego historia, jak odnotowują kroniki, sięga roku 1687, kiedy pojawia się pierwsza wzmianka o istniejącej w Potępie kuźnicy żelaza. W 1874r., na miejscu starego młyna powstała fabryka produkująca materiały wybuchowe. W latach 50-tych XX w., Krupski Młyn miał status osiedla, dopiero w 1972 na mocy ustawy z 29 listopada, utworzono gminę. Początkowo było to osiedle dla pracowników wspomnianych zakładów zbrojeniowych, z czasem zaczęło się rozrastać, by osiągnąć dzisiejsze rozmiary. Dziś można wyróżnić dwa osiedla: Białą i Zieloną Kolonię, które swą nazwę biorą od kolorystyki domów.
Czas naglił, więc ruszyłem w drogę powrotną. Cofnąłem się do Tworogu, gdzie następnie skręciłem w stronę Wielowsi. Myślałem, że nic mnie bardziej nie zdenerwuje, niż widok zniszczonej tablicy ... a jednak. Przy kolejnym przystanku edukacyjnym (tablica nr 15), jedyną lekcją była ludzka głupota i bezmyślność. Parking leśny stanowił bowiem jeden wielki śmietnik! Jedyne czego chciałem, to jak najszybciej stamtąd odjechać. Paradoksem było również to, że tablica dotyczyła gatunków roślin rzadkich i chronionych. Niestety dalsza droga nie była lepsza. Przez kolejne 4 kilometry towarzyszyły mi plastikowe worki pełne śmieci, chamsko wyrzucone zaraz przy drodze! Naprawdę nie rozumiem takich ludzi. Na szczęście chwilę później, skręciłem w stronę Wielowsi. Jazda wśród pól ogarniętych mozaiką barw nieba stanowiącego tło zachodzącego słońca, od razu poprawiła mi humor. Ku mojej wielkiej uciesze w Wielowsi napotkałem kolejną figurę Św. Jana Nepomucena. Odrobiwszy niezbędne czynności fotograficzno-kronikarskie, udałem się przez Sieroty, Zacharzowice i Pniów, w stronę Pyskowic. Powoli zaczął zapadać zmierzch, więc założyłem niezbędne wyposażenie w postaci lampek, żeby bezpiecznie dotrzeć do domu. Tak przez Czechowice i Łabędy, dotarłem do Gliwic, gdzie ku mojemu zaskoczeni i wielkiej radości, mijałem rzesze uśmiechniętych rowerzystek i rowerzystów, odbywających wieczorne przejażdżki. Tym optymistycznym akcentem, zakończyła się moja udana wycieczka, która dała mi wielki pokłady motywacji na kolejne udane wypady.

Trasa wycieczki: Gliwice-Szałsza-Czekanów-Wieszowa-Górniki-Repty Śląskie-Tarnowskie Góry-Strzybnica-Boruszowice-Hanusek-Brynek-Tworóg-Koty-Potępa-Krupski Młyn-Potępa-Koty-Tworóg-Wielowieś-Błażejowice-Sieroty-Zacharzowice-Pniów-Pyskowice-Czechowice-Łabędy-Gliwice

Arboretum Bramy Morawskiej i Rez. Łężczok
26.05.2011

W dniu Matki 26.05.2011r. koledzy Marek Bryndza i Janusz Weres wybrali się do dzielnicy Markowic, Obory, gdzie znajduje się Arboretum Bramy Morawskiej. Około 10.30 spotkaliśmy się na dawnej pętli tramwajowej i pojechaliśmy przez Sośnicowice, Trachy, Bargłówkę do Nędzy. Dalej szosą do Markowic. Dojechaliśmy do Obory i przez bramę wjechaliśmy do Arboretum. Chwila odpoczynku, kilkanaście zdjęć pięknej przyrody i dalej, do Raciborza. W Raciborzu trwa remont ruin Zamku Piastowskiego. Zdjęcia przedstawiają obecny stan wykopalisk i zaawansowanie prac renowacyjnych. Następnie udaliśmy się do Łężczoka. Piękna jest ta nasza przyroda, szczególnie wiosną i jesienią. Przez Łężczok, Nędzę, Rudy i Trachy dojechaliśmy do Leboszowic. Dalej już do Smolnicy i wzdłuż autostrady do Gliwic. W domu po przejechaniu 119 km byłem o 19.30. Pogoda była wspaniała. Cały czas słońce a mimo to było rześko.

więcej

Arboretum Bramy Morawskiej usytuowane jest we wschodniej części Raciborza, po prawej stronie rzeki Odry. Ponadto kompleks leśny położony jest w południowo-zachodniej części Parku Krajobrazowego "Cysterskie Kompozycje Krajobrazowe Rud Wielkich". Arboretum znajduje się w korytarzu ekologicznym, tzw. Pradolinie Górnej Odry o znaczeniu międzynarodowym. Ogród botaniczny zajmuje powierzchnię 164 ha, którą można podzielić na dwa zasadnicze obszary. Pierwszy o powierzchni około 35 ha, na którym znajduje się zagospodarowany i ogrodzony ogród właściwy, gdzie umieszczono kolekcje roślin i ośrodki dydaktyczne. Drugi obszar to część przyrodniczo-krajobrazowa z fragmentami naturalnej przyrody, która zajmuje pozostałą część powierzchni. Sieć hydrograficzna arboretum to lewobrzeżne dopływy potoku Łęgoń, którego wody łączą się z Odrą w północno-zachodniej części gminy Nędza.

Rajd Szlakiem Jana Pawła II
Rybnik-Stodoły - 22.05.2011

Komisja Turystyki Kolarskiej PTTK oddział w Rybniku oraz Rada Dzielnicy Stodoły zorganizowały - Rajd Rowerowy "Szlakiem Jana Pawła II", na który zaprosiły wszystkich rowerzystów regionu Śląskiego. Na zaproszenie odpowiedziało 138 osób (bez organizatorów). My również tam pojechaliśmy, w składzie: Stanisław Radomski, Witold Kapuściński, Bożena Bobis, Krzysztof Bobis, Marek Bryndza, Staszek Krukiewicz, Alfred Sołtys. Powolutku, pomalutku w promieniach porannego słońca obraliśmy kierunek na południe Polski z lekką nutą zachodnią. Pierwszy postój odbył się w Pilchowicach celem uzupełnienia zapasów. Krótki postój powiększył nasze grono o przyjaciół z Bytomia i Rudy Śląskiej. Kilka słów kol. Stanisława Radomskiego na temat miejscowości Pilchowice pozwoliły wszystkim rozszerzyć swoje horyzonty i troszkę odpocząć, a kol. Eli Marcinkowskiej dojechać do naszej grupy.

więcej

Dalej pojechaliśmy żółtym szlakiem rowerowym na Ochojec i dalej "prosto" do Stodół na Metę Rajdu. Powitali nas organizatorzy oraz tłum uczestników. Nasze grono poszerzyli kol. Jarosław Szerszeń oraz kol. Tadeusz Pizar, którzy wcześniej dotarli na miejsce. Czas nam miło upływał na zabawie w gronie przyjaciół. Była otwarta kapliczka, którą chętni mogli odwiedzić. Na koniec rajdu zostały ogłoszone wyniki konkursów i tak puchar za najliczniejszą drużynę przypadł sąsiadom zza miedzy czyli Sokołowi Radlin. Dalej ogłaszano wyniki konkursów i wręczano nagrody. Jakimś przypadkiem załapałem się na III-miejsce w konkursie wiedzy dotyczącej Jana Pawła II. Przy okazji przyznano mi Odznakę "Turysta Ziemi Rybnickiej" w stopniu Małym, więc nic mi innego nie pozostało jak zdobyć stopień Duży.
Część naszej grupy wcześniej pojechała do domu. Wiadomo każdy dysponuje różną ilością czasu i niema się co temu dziwić. Ale było parę takich osób co chciało się poszwendać tu i ówdzie. Tak więc ruszyliśmy do Rud, sprawdzić czy tory są na miejscu, a przy okazji rozwiać wątpliwości co do Dębów Papieskich które w mojej głowie zasiał pan leśniczy w szkółce leśnej na Rajdzie "O zielony Liść Kasztanowca". Teraz już spokojnie z czystym sumieniem i pełną stanowczością mogę stwierdzić że w Rudach przy kompleksie Klasztorno-Pałacowym zasadzone są dwa dęby Papieskie i kropka. Korzystając z uroków dnia ruszyliśmy lasem w kierunku na Orły. Nie trudno było zauważyć wszechobecnych rowerzystów. Przecięliśmy drogę Trachy - Bargłówka i dalej lasem dojechaliśmy do Leboszowic. Krótki odpoczynek na ławeczkach i dalej do domów. Tym razem udało nam się. Powrót był na sucho, czego nie można powiedzieć o dniu wczorajszym.

Rajd Rowerowy "O Zielony Liść Kasztanowca"
Rachowice -
21.05.2011

Sobota 21.05.2011, piękna pogoda. Na rynku mnóstwo rowerów i ich właścicieli, ponad 60 osób. Wszyscy gotowi do jazdy. Kierownik wycieczki Jarosław Szerszeń podzielił nas na trzy grupy i ruszyliśmy za prowadzącymi. Pierwszą grupę prowadził Władysław Stawiarczyk. W jej skład wchodziła młodzież szkolna wraz z opiekunami. Drugą grupę prowadził Jarosław Szerszeń, a trzecią Krzysztof Bobis. Sympatycznym dodatkiem byli nasi koledzy z Wagabundy Katowice, Cateny Bytom i Amatora Zabrze, którzy również brali udział w naszym rajdzie. Jak nazwa rajdu wskazuje ścieżki wiodły alejami kasztanowymi. Pierwszą aleją, była alejka koło dawnej szkoły podstawowej nr 22 im. Pawła Findera, a obecnie Gimnazjum. Dalej przez działki obok US I w Gliwicach, ul. Kozielską i na ścieżkę w stronę Łan Wielkich i kolejną aleją kasztanową do Rachowic.

więcej

Krótki przystanek przy drewnianym kościele św. Trójcy a następnie już tylko kilka obrotów korbą i wjechaliśmy do lasu. Udało nam się dotrzeć cało i zdrowo do szkółki leśnej w Rachowicach gdzie czekali na nas przyjaciele z Klubu Ekologicznego i pan leśniczy dzięki któremu płonęło w środku lasu bezpiecznie ognisko. Na mecie Rajdu pierwsi byli koledzy z Watry Pyskowice. Wszyscy uczestnicy rajdu otrzymali poczęstunek który można było upiec na ognisku. A jak to zwykle na rajdach bywa odbyły się konkursy w rzucie lotkami do celu oraz "żółwia jazda". Zwycięscy otrzymali pamiątkowe dyplomy a młodzież upominki. W miłej atmosferze dobiegła końca nasza wspólna impreza przygotowana wraz z Polskim Klubem Ekologicznym Koło w Gliwicach. Powoli wszyscy zaczęli udawać się do domów. Nasza grupa wraz z przyjaciółmi z Wagabundy udała się jeszcze do groty Matki Boskiej. Po wyjechaniu na drogę asfaltową zaczęliśmy się stopniowo rozdzielać, udając się każdy w swoim kierunku.

Święto Polskiej Niezapominajki
Tychy -
15.05.2011

W dniu 15.05.2011 o godz. 8.30 na naszym Rynku stawili się: Alfed Sołtys, Jarek Szerszeń i Władek Stawiarczyk. Po odczekaniu tradycyjnego studenckiego kwadransa udaliśmy się na zlot PTTK "Tychy Gronie". Na metę zlotu jechaliśmy trasą tradycyjną tzn. przez Mikołów, Wyry, Żwaków, nad jezioro Paprocańskie. Na mecie zlotu organizatorzy przygotowali darmowy poczęstunek oraz wycieczkę wokół jeziora. Po powrocie z wycieczki odbyło się losowanie loterii fantowej w której każdy los był pełny. I tak staliśmy się posiadaczami pięknych koszulek. Niestety przez cały dzień towarzyszył nam "deszczyk" co jednak nie przeszkodziło w miłym spędzeniu czasu na zlocie. Ogółem na metę zlotu przybyło ok. 45 osób z różnych klubów. Zlot zakończył się ok.12.30 i udaliśmy się w "promieniach słońca" do domów. Po powrocie wykręcaliśmy nawet skarpety. W sumie dojazd i powrót ze zlotu odbywał się szosą oraz ścieżkami leśnymi w rejonie Wyr i Żwakowa, które ku naszemu zaskoczeniu zostały wyremontowane i utwardzone.

Majówka w Wygiełzowie - 14.05.2011

W dniu 14.05.2011r. odbyła się wycieczka wycieczka TKK im. Wł. Huzy „Majówka w Wygiełzowie”. Udział w niej wzięło 20 osób z Krakowa, Katowic, Sosnowca, Zabrza, Pyskowic i Gliwic. Do stacji Trzebinia dojechaliśmy pociągiem. Tutaj rozpoczęliśmy podjazd na Garb Tęczyński, osiągając grzbiet w miejscowości Płaza Górna. Po długim i szybkim zjeździe dotarliśmy do Nadwiślańskiego Parku Etnograficznego w Wygiełzowie. Atrakcją miejsca był skansen zabytkowych zabudowań wiejskich oraz autentyczna stara karczma. Po degustacji miejscowych specjałów wyruszyliśmy do zamku „Lipowiec”. Z wieży zamkowej można było obejrzeć Dolinę Oświęcimską, Garb Tęczyński i Płaskowyż Ojcowski. Dalsza trasa prowadziła leśnymi drogami Garbu Tęczyńskiego. Po dotarciu do Regulic rozpoczął się najtrudniejszy odcinek czyli długi, stromy podjazd na Grojec, a stąd już łagodnie do zamku „Tęczyn” w Rudnie.

więcej

Ruiny XIV – wiecznego zamku zrobiły duże wrażenie. W XVI i XVII w. zamek był własnością rodziny Tęczyńskich, ówcześnie jednego z najwybitniejszych rodów w Polsce. Ostatnim odcinkiem trasy był zjazd do stacji PKP w Krzeszowicach. Stąd pociągiem rozjechaliśmy się do miejsc zamieszkania. Wszyscy uczestnicy wycieczki otrzymali pamiątkowe medale, proporczyki i naklejki do książeczek wycieczek rowerowych. Na wycieczce panowała bardzo dobra atmosfera, uczestnicy wspierali się w trudnych momentach oraz pomagali sobie wzajemnie.

Wycieczkę przygotował, zorganizował i prowadził Tadeusz Pasierb.

Uczestnikami wycieczki byli Klubowicze: Tadeusz Pasierb – kierownik wycieczki, Witold Romanowski, Marek Dras, Adam Czerniawski, Andrzej Śmigielski, Janusz Weres, Krzysztof Bobis, Marek Bryndza, Alfred i Grzegorz Sołtys, Elżbieta Mażewska, Janusz Kuciński oraz sympatycy: Elżbieta, Magdalena i Dariusz Maj, Philip Skuczeń, Barbara Więckowska – Gawron, Tomasz Gębura, Mirosław Raczyński, Jacek Sowiński .

Z Elą Marcinkowską zdecydowaliśmy się pojechać do Gliwic rowerkami. Z Rudna przez Grojec, Kwaczałę do Babic. Z Babic już niestety szosą o dość intensywnym ruchu (nr 780) przez Żarki, Libiąż, Bieruń Nowy i Stary, nieopodal fabryki Fiata w Tychach, dojechaliśmy do Mikołowa. Z Mikołowa już prościutko do Gliwic. W Gliwicach byliśmy przed 19.00. Należy pogratulować Eli, że mimo bolącego kolana zdecydowała się na taki dystans i przejechała go bez problemów w niezłym tempie. W domu byłem o 19.20, na liczniku stuknęło 128 km.

Otwarcie Sezonu "Rowerem po wiosnę 2011"
Czechówka - 8.05.2011

Zgodnie z wczesniejszymi zamierzeniami dnia 8 Maja postanowiliśmy wziąć udział w otwarciu sezonu turystyki rowerowej organizowanej przez PTTK Kraków pod nazwą "Rowerem po wiosnę 2011" meta zlotu była zlokalizowana na terenie hotelu "Stara Gawęda" w Czechówce w gminie Siepraw. W drodze na metę zlotu zwiedziliśmy obiekty, które są potrzebne do niektórych odznak turystycznych. Na rynku w Wieliczce spotkaliśmy się z naszym zacnym kolegą Januszem Kucińskim i dalej razem pojechaliśmy na metę rajdu. Niedługo po naszym przybyciu na metę rajdu przybyli też Państwo Małgorzata i Stanisław Radomscy.
W czasie uroczystego otwierania zlotu Pan Stanisław Radomski w imieniu Komisji Turystyki Kolarskiej w Katowicach udekorował honorową odznaką im. Ryszarda Mielnika Pana Tadeusza Owsiaka osobę, która jest wieloletnim organizatorem turystyki rowerowej w Małopolsce, warto dodać, że Pan Tadeusz Owsiak jest bardzo szanowany i ceniony i cieszy się wielkim autorytetem i charyzmą wśród małopolskich turystów rowerowych. Na mecie zlotu uprzyjemniał nam czas zespół taneczny dziewcząt z miejscowej szkoły.

więcej

Ponadto Panie z koła gospodyń wiejskich w Czechówce wystawiły bezpłatny bufet i gorąco zachęcały do korzystania z małopolskich smakołyków przez nie przygotowanych jak: żurek, paszteciki, chleb ze smalcem oraz wiele gatunków ciast. W ramach zlotu zostaliśmy ugoszczeni pysznym bigosem z herbatą. Organizatorzy zorganizowali konkursy takie jak: strzelanie z wiatrówki, rzut lotkami, tor przeszkód, jazdę żółwią, jazdę indywidualną pod górę. W konkursach 2-miejsce w jeździe pod górę zajął Władysław Stawiarczyk, w swojej kategorii wiekowej, 5-miejsce w swojej kategorii wiekowej w jeździe pod górę oraz 3-miejsce w rzucie lotkami zajął Jarosław Szerszeń. Z naszego klubu w zlocie brały udział następujące osoby: Małgorzata i Stanisław Radomscy, Janusz Kuciński, Władysław Stawiarczyk, Jarosław Szerszeń.
Zlot odbywał się w fantastycznej atmosferze i przy pięknej pogodzie nieco wietrznej i około godz 16:00 nastapiło zakończenie zlotu i udaliśmy się trudnym górskim terenem (jaki jest w Małopolsce) w drogę powrotną z zamierzeniem wzięcia udziału w zamknięciu sezonu turystyki rowerowej 2 października do czego nas zapraszali bardzo przyjacielscy i gościnni organizatorzy z PTTK Kraków.

Piknik w Chudowie - 8.05.2011

Choć zapowiedzi pogody w mediach były nie ciekawe to wycieczka byłe bardzo udana a pogoda jednak dopisała. Na rynku o godzinie 11:00 stawili się: Adam Czerniawski, Krzysztof Bobis, Stanisław Herman, Stanisław Krukiewicz, Witek Romanowski, Piotr Kwiotek, Marek Bryndza, Alfred Sołtys. Po odśpiewaniu "Sto Lat sto lat ..." kol. Adasiowi który właśnie miał swoje urodziny ruszyliśmy spokojnie w kierunku Chudowa. Ważnym było by zdążyć na otwarcie czyli na 15:00. Aby się nie spóźnić pojechaliśmy okrężnymi drogami przez pola i łąki gdzie się tylko dało omijając asfalt. Humory dopisywały słonko ładnie świeciło tylko trochę dokuczał wiatr. Po długiej wyczerpującej jeździe tuż przed samym Chudowem zrobiliśmy mały odpoczynek pod sklepem by uzupełnić zapasy i wzmocnić nadwątlone siły. W końcu się udało dotarliśmy na miejsce. Przygotowania do pikniku trwały w najlepsze.

więcej

Nasi przyjaciele ze sklepu Bike Atelier będący jednocześnie naszym sponsorem byli już na miejscu. Również drugi nasz sponsor firma Annswear rozstawiła swój kramik na pikniku. Po przywitaniu się z przyjaciółmi opadliśmy na pobliskie ławeczki. Wkrótce dotarły do nas koleżanki z Knurowa oraz kolejni członkowie Klubu a byli to:

  • Karol Kasprowiak z rodziną

  • Ela Marcinkowska

  • Jola Maćkowska

  • Maciek Maćkowski

  • Henryk Szcześniak

Kolejne składanie życzeń oraz mała niespodzianka przesunięta w czasie w końcu dotarła do rąk adresata.
Piknik rozpoczął się punktualnie rowerzystów i nie tylko było multum. Było nawet takich dwóch co koniecznie chcieli pokazać chirurgowi że się z nim nie umówią. Atrakcji było mnóstwo każdy mógł coś dla siebie znaleźć. Po krótkiej sesji zdjęciowej pożegnaliśmy się i pojechali dalej. Rozpoczął się drugi etap wycieczki. Adaś, Krzysiu, Marek i ja ruszyliśmy w kierunku Bargłówki, a cała reszta ze względu na dość późną porę obiadową ( było już dobrze po 15:30 ) pognała na roladkę.
Miła atmosfera trwała nadal i tak koło za kołem dotarliśmy do Stanicy. Tu miła niespodzianka. Duch wielkiego Manitu poprowadził nas do wioski indiańskiej. Na szczęście nasze skalpy pozostały na miejscu. Stąd już tylko parę kroków i Ranczo u Marka czyli cel naszej wyprawy. Potwierdziła się stara maksyma iż świat jest bardzo mały. Okazało się że jeden z panów który nas ugościł Zbigniew Sadowski zna naszego kol. Władysława Stawiarczyka i śle mu pozdrowienia. Wszystko co miłe szybko się kończy i czas było wracać do domu. I tak się skończyła niedzielna wycieczka.