“Ważne i trudne” – tak zwykł komentować najbardziej wymagające zadania matematyczne, tak też niekiedy mawiał na spotkaniach rady nauczycieli, by zachęcić do zmierzenia się z problemem. Dziś dla nas, którzy Go znali, nie ma nic trudniejszego niż Jego odejście. Zmarł Stanisław Froelich. Powiedzieć o Nim: nasz pierwszy i długoletni dyrektor, to nie powiedzieć nic. Stworzył od podstaw, razem z Państwem Szadkowskimi, nasze środowisko, był sercem i głową tej szkoły. Najlepszy Szef, jakiego można sobie wymarzyć.
Mentor i przyjaciel, zbudował tożsamość i filozofię tego miejsca. Dla Niego zawsze na pierwszym miejscu był człowiek, zaraz potem wiedza. Uczył do niej nie tylko szacunku, ale i miłości. Wiedza dla Niego i na Jego lekcjach była formą sztuki. Czymś fascynującym i godnym podziwu. Miała swoją moc. W takim przekonaniu wychowywał nie tylko kolejne roczniki maturzystów, ale i nas – nauczycieli. Pokazywał swoim przykładem, że wiedzy nigdy nie można powiedzieć “dość”; miał w sobie głęboką potrzebę ciągłego intelektualnego rozwoju, choć dla nas wszystkich był ucieleśnieniem Uczonego. Gdy tworzył tę szkołę, wtedy nazywaną familiarnie LOSem, zatrudnił w większości bardzo młodych ludzi, którzy dopiero skończyli studia, czy wręcz byli studentami. Dał nam ogromnie dużo: zaufanie i autonomię, wsparcie w chwilach trudnych. Przekonywał, że problemy są od tego, żeby je pokonywać, i że mamy zasoby, by im podołać.
Uczył, że warto uwierzyć w siebie. Pokazał nam, czym jest etos nauczycielski, że chodzi o uczciwość i rzetelność w podejściu do tego, co się robi. Pokazał też, że warto tu pracować, że łatwo ten zawód pokochać. Wielu z nas tu zostało dzięki Niemu. On sam kochał to, co robił. Dzisiaj czujemy się osieroceni, ale i wdzięczni. Wdzięczni za to, że mogliśmy z Nim pracować i od niego się uczyć.
“O kapitanie, mój kapitanie!!”*
Panie Dyrektorze, Panie Profesorze, Szefie, Staszku! Opłakujemy stratę, ale i dziękujemy Ci za wszystko.
Składamy najszczersze wyrazy współczucia Bliskim. Przytulamy Was mocno.
W imieniu całej społeczności Agnieszka
*cytaty z Zygmunta Krasińskiego i Walta Whitmana/Nancy Klienbaum
Dziś przyszło mi pożegnać w imieniu Społecznego Liceum Ogólnokształcącego Nr 5 Społecznego Towarzystwa Oświatowego w Milanówku człowieka, który był dla nas nie tylko dyrektorem i założycielem naszej szkoły, nie tylko nauczycielem matematyki, ale także mentorem i wizjonerem. Człowieka, którego pasja do edukacji i odwaga w realizacji marzeń pozwoliły być nam tu, gdzie dziś jesteśmy jako społeczność.
Stanisław Frelich był przede wszystkim nauczycielem matematyki. Jego miłość do matematyki była zaraźliwa, a cierpliwość – godna podziwu. Wiele jego powiedzeń jest z nami do dziś. Wszyscy je pamiętamy i często przywołujemy na lekcjach. Nawet na emeryturze nie przestawał dzielić się swoją wiedzą, prowadząc przez kilka lat kółko matematyczne dla młodych pasjonatów. Jako dyrektor szkoły w latach 1989-2000 budował jakość edukacji.
Był człowiekiem spokojnym, o niezwykłej mądrości. Zawsze służył radą i wsparciem. Był symbolem naszej szkoły, jej fundamentem, na którym wzrastały kolejne pokolenia nauczycieli i uczniów.
Są ludzie, którzy mają odwagę być pionierami. Jakąż trzeba było mieć siłę charakteru, żeby w 1989 zakładać szkołę nie mając dosłownie nic. Nic, oprócz pasji i chęci działania. Stanisław Froelich wraz z Państwem Szadkowskimi i grupą zaangażowanych mieszkańców Milanówka, podjął się niezwykle trudnego zadania – stworzenia liceum od podstaw. Był członkiem założycielem Samodzielnego Koła Terenowego Nr 10 Społecznego Towarzystwa Oświatowego w Milanówku (organu prowadzącego szkołę). W tamtych czasach, kiedy wszystko wydawało się niepewne, to właśnie odwaga takich ludzi jak Stanisław Froelich, determinacja i wiara w sens edukacji pozwoliły marzyć. Marzyć i realizować marzenia. Udało się, pomimo wielu przeciwności, wspólnie zbudować coś wspaniałego – szkołę, która przez lata była i nadal jest miejscem, gdzie młodzi ludzie mogą rozwijać swoje talenty, zdobywać wiedzę i kształtować charakter.
Stanisław Froelich powtarzał, że edukacja wymaga odwagi. Odwagi, by podążać własną drogą, by zadawać pytania i szukać odpowiedzi, by nie bać się porażek. To właśnie tę odwagę przekazywał nam każdego dnia, inspirując do działania.
Stanisław Froelich miał odwagę, miał odwagę bycia pionierem.
Pamiętam jak w 1999 roku przyjmował mnie do pracy. Młodego nauczyciele, właśnie kończącego studia. Pamiętam doskonale jaką dał mi autonomię w realizacji zajęć, autonomię i wolność, ale zarazem przypominając o odpowiedzialność za wychowanie, umiejętności i wiedzę młodzieży.
Dziś żegnamy nie tylko dyrektora, ale także przyjaciela. Człowieka, który pozostawił po sobie trwałe ślady: szkołę, którą stworzyli zaangażowani społecznicy; wartości, którymi kierujemy się na co dzień; pasję, która cały czas nam towarzyszy. Za to wszystko bardzo dziękujemy.
Dla mnie osobiście Staszek Froelich pozostanie symbolem, symbolem odwagi i determinacji w działaniu. Symbolem dobrego człowieka i dobrego nauczyciela.
Spoczywaj w pokoju.
Leszek Janasik
Szanowni Państwo,
Często dyskutujemy o tym, czy szkoła ma tylko uczyć, czy również wychowywać. Gdy byłem uczniem LOS-u, w swej nastoletniej wierze we własną "dorosłość" bardzo nie chciałem już być przez nikogo wychowywany. Ale Psor po prostu z nami rozmawiał. Szczerze, z szacunkiem, po partnersku. Szczególnie zapamiętałem dwie rozmowy z Psorem. Dopiero po latach zrozumiałem, jak bardzo były dla mnie wychowawcze.
Gdy byłem Pierwszakiem, a Psor ostatni rok pełnił funkcję dyrektora, organizowałem w szkole jakieś wydarzenie i oczekiwałem w związku z tym, że nie będę musiał iść na część lekcji. Wtedy Psor wziął mnie na bok i opowiedział miło, ale z wyraźną dezaprobatą, o "działaczach" (to słowo miało u niego strasznie negatywne konotacje!), którzy niby coś robią społecznie, ale w sumie to oczekują przy tym korzyści dla siebie. Surowo, lecz jak zwykle z uśmiechem, przestrzegł mnie przed tym.
To była dla mnie lekcja na całe życie o tym, czym powinna być praca społeczna czy też wolontariat. Społecznik niesie w świat ważne dla siebie wartości, stara się służyć ludziom, nie szuka w tym zysku czy poklasku. Tak się przypadkiem złożyło, że w dniu śmierci Psora wracałem właśnie ze spotkania administratorów Wikipedii, największego społecznego projektu edukacyjnego w historii, tworzonego przez wolontariuszy. Jestem przekonany, że bez tej nauki Psora o sensie i etyce społecznego zaangażowania, nie znalazłbym się tam.
Teraz zdradzę po latach nieco wstydliwy dla mnie sekret. Nasza druga pamiętna dla mnie rozmowa miała miejsce, gdy Psor nie był już dyrektorem, ale wciąż uczył matematyki. Obaj wiedzieliśmy, że powinienem mieć z tej matmy na świadectwie ukończenia szkoły trójczynę. Ale Psor wiedział też, że byłem już wtedy olimpijczykiem z innego przedmiotu. Wziął mnie wtedy na długi spacer po ogródku wokół szkoły i powiedział, że on widzi tę moją matematyczną słabość, ale docenia wysiłek i zaangażowanie włożone gdzie indziej. I dlatego dostanę od Niego na świadectwie czwórkę.
Psor sporo wymagał od uczniów i współpracowników, jeszcze więcej od siebie, ale nigdy nie tracił w tym swojego ciepłego człowieczeństwa. Nigdy nie pozwalał sobie na patrzenie na kogolwiek z góry. W licealiście widział najpierw człowieka, dopiero potem ucznia. Bardzo świadomie kształcił i wychowywał ludzi, którzy mieli potem trafiać na najlepsze uczelnie, a z czasem w ważne miejsca dorosłego życia. Ale jednocześnie oczekiwał, że ta nasza świetna edukacja, którą dawał i wciąż daje LOS, posłuży nie tylko nam, lecz przede wszystkim dobru wspólnemu. Bo wierzył, i przekazał tę wiarę nam, że tylko taka szkoła ma sens.
Chcemy nadal rozwijać dzieło Psora i przekazywać Jego wartości kolejnym pokoleniom młodych ludzi. Dlatego dzisiaj mam smutny zaszczyt żegnać Psora nie tylko w swoim imieniu, nie tylko w imieniu Absolwentów LOS-u, ale również jako członek i w imieniu Zarządu Samodzielnego Koła Terenowego nr 10 Społecznego Towarzystwa Oświatowego, organu prowadzącego naszej szkoły.
Dziękuję za wszystko, Psorze! Do zobaczenia!
Jarosław Błaszczak
Ta smutna wiadomość dotarła do mnie zagranicą. Piszę więc, bo chcę się pożegnać. Panie Profesorze, dziękuję za każdą cenną lekcję, za nasze rozmowy, za inspirację, a przede wszystkim za wiarę we mnie. Jestem wdzięczny losowi, że dane mi było spotkać Pana na swojej życiowej drodze. Miało to ogromny wpływ na to, kim jestem dziś.
Z wielkim smutkiem żegnam Pana Profesorze - na zawsze pozostanie Pan w mojej pamięci
Piotr Połczyński