W posiadanym przez nas oeuvre jest nieco ponad 1’100 prac. Nie licząc wszystkich rysunków oraz tego, co zostało zamalowane bądź rozdane „po ludziach” bez zapisywania. Ale do tego nie dojdziemy.
W większości to obrazy olejne, malowane na płótnie lub dykcie. Do tego akwarelowe szkice. Marian Wodzisławski w swojej twórczości nie ograniczał się do jednego gatunku malarskiego, a raczej dbał o wszechstronność. Zasadniczo, Jego prace można podzielić na kilka grup, do pewnego stopnia różniących się od siebie Jego do nich stosunkiem.
W tym miejscu muszę jeszcze zauważyć, że sam Marian najczęściej mówił o Pracach – nie obrazach, czy, tym bardziej, dziełach. Pracach, będących zawsze efektem poszukiwań, refleksji i wyrazem jedynie pewnego etapu drogi dążącej do idealnego Obrazu, syntezy wszystkich poszukiwań, prób i doświadczeń.
Gigantyczna grupa Jego dzieł. Wizerunki różne – malowane na zamówienie, z sympatii, z przyjaźni, z miłości… Od Jego stosunku do modela zależało bardzo wiele. Niektóre portrety są wyidealizowane, bo lubił człowieka, inne ocierają się o karykaturę, bo Jego opinia o modelu była niezbyt przychylna. Portretowani są praktycznie zawsze nostalgiczni, zajęci własnymi myślami i – nawet, gdy patrzą na widza – jakby nieobecni. Postacie są wyrwane z kontekstu otaczającej je rzeczywistości, przeniesione w świat tworzony przez Malarza. Praca z modelem dawała mu okazję studiowania człowieka. Z jednej strony jako „przedmiotu”, pewnej formy, którą trzeba przedstawić, a z drugiej strony jako jednostki, osoby, z którą zawsze łączył go jakiś stosunek emocjonalny, a portret miał stanowić wyraz tej więzi.
Zwłaszcza, jeśli chodziło o portrety członków rodziny. Malowanych ciepło i z wielką uwagą tych Żyjących, ale też portretowanych ze zdjęć – acz z równie wielką dozą miłości – Przodków. W tych portretach nieco większy akcent był kładziony na zachowanie podobieństwa, ocalenie od zapomnienia wbrew upływowi czasu.
Kobiece. Tylko i wyłącznie. Jednakże przedstawione na nich kobiety, często śpiące lub pogrążone w zadumie trudno traktować jako obiekty seksualne. Jako sensualne, świadome swoich ciał jednostki i owszem. Acz nie zawsze sportretowane zgodnie „ze stanem faktycznym”. Raczej w sposób, który pozwalał na dowartościowanie. Jego modelki są zazwyczaj piękniejsze, ich ciała są zgrabniejsze i świadomie przedstawiane korzystniej niż w rzeczywistości. Dzięki temu odrywają się one od Portretowanej i stają się pretekstem do poszukiwania wizerunku Kobiety Idealnej.
Moje ukochane. Powtarzalne kompozycyjnie i często treściowo krajobrazy, ukazujące najczęściej polski pejzaż wiejski i leśny. W większości znane i bliskie sercu widoki jurajskie. Okazja do studiów nad zmiennością światła i grą kolorów. Zresztą, nie wszystkie malowane są z natury. Niektóre z nich, to pejzaże fantastyczne odtwarzające nie znaną i widzianą rzeczywistość, ale syntetyzujące ją w wyidealizowany, sielsko odrealniony pejzaż.
Prócz tego kilka marin malowanych w Ustce, parę widoków górskich oraz trzy namalowane ze zdjęć widoki londyńskie. Malowane na zamówienie, klient odebrał jeden, a resztą wzgardził.
Stanowiące chyba drugą po pejzażach ulubioną przez Niego formę twórczości. Obrazy budowane z motywów przeniesionych z innych elementów Jego świata – polnych kwiatów, grzybów, cebul, wiejskich naczyń…
Kompozycje przemyślane i budowane starannie, bo martwe natury były przede wszystkim pretekstem do tworzenia studiów formy, światła, koloru. Martwa natura była dla Niego dziedziną, w której chodziło nie tyle o treść, co właśnie o formę. Ćwiczeniem warsztatowym, bo każdy twórca jest najpierw rzemieślnikiem i jeśli nie ma warsztatu, to nie ma o czym rozmawiać.
Z drugiej strony, była to chyba „najprostsza” w odbiorze gałąź Jego twórczości. Ładne, nieskomplikowane i w podstawowym odbiorze niewymagające refleksji. Stąd chyba tak popularne – tak interpretowane – rzutujące czasem na odbiór całej Jego działalności malarskiej.
Najmniejsza grupa. Specyficzne obrazy ukazujące polską rzeczywistość, małomiasteczkową, zabarwioną wspomnieniami z dzieciństwa i Gałczyńskim. Grupy wielopostaciowe powstały dopiero w latach 90., kiedy to polska rzeczywistość go otaczająca przestała mu „odpowiadać” i – po wielu latach walki o pewną wizję społeczeństwa, w którą wierzył – wycofał się w zacisze własnej pracowni.
Grupa dzieł tak odmiennych formalnie, że – chociaż gatunkowo bez problemu dałoby się podłączyć je do powyższych kategorii – postanowiłyśmy je wydzielić. To ćwiczenia z czasów studenckich – wycieczki w stronę koloryzmu i pewnego ocierającego się o abstrakcję formizmu. To też luźne rysunki szkicowane na szybko i na kolanie (zwykle dosłownie) w trakcie wieczorów z rodziną, spotkań towarzyskich i narad produkcyjnych. Także zabawy z drzeworytem i linorytem. To zachowane chyba przypadkiem (albo cudem, w zależności od interpretacji) projekty mozaik i płaskorzeźb zaprojektowanych i później wykorzystanych w różnych obiektach użyteczności publicznej. To wreszcie próby z zakresu płaskorzeźby, odlewy abstrakcyjnych, zoomorficznych ornamentów. Ogółem, wycieczki w różne strony będące często jednym z etapów pracy w propagandzie, ale zawsze służące pomocą w określeniu własnej drogi artystycznej.
To było pierwsze malarstwo, jakie poznałam. Mimo całego realizmu, niezwykle poetyckie i magiczne. Niezależnie od przeznaczenia, bardzo osobiste, koncentrujące się na przekazaniu własnych wrażeń zmysłowych. Przez to nie ma tu „czystego” realizmu, raczej impresjonizm. W swej formie jest to sztuka nieco sformalizowana i akademicka. Można powiedzieć, że banalna i łatwa w odbiorze. Jednakże, poprzez specyficzny dobór motywów i treści, sensualna, nostalgiczna i starająca się uchwycić pewien „klimat” rzeczywistości, której na co dzień może nie dostrzegamy i którą dopiero sztuka pozwala nam zauważyć.