ISLANDIA
HVANNADALSHNUKUR
2110 m n.p.m.
2022-04-28
2022-04-28
37. szczyt Korony Europy dla Miasta Krosna
Hvannadalshnúkur – wymawia się => kwanadolsnukur
Zapraszam na kolejną opowieść – Przygodę Koziołka (Pawełka) Matołka...
Wyprawę zaczynamy o 4.15 rano, ale już dzień wcześniej wszystko mamy przygotowane i spakowane w plecakach. Czeka nas nie łatwe zadanie, gdyż czeka nas ciężka góra do zdobycia:
- idziemy z prawie poziomu morza 0 m n.p.m. na wysokość 2110 m n.p.m.,
- przechodzimy przez największy lodowiec na Islandii i zarazem 3 pod względem wielkości lodowiec na świecie,
- szczeliny w lodowcu pojawiające się po drodze – stanowią dodatkowe utrudnienie i zarazem niebezpieczeństwo.
Islandia jest olbrzymią wyspą, na które mieszka tylko 360 tysięcy mieszkańców, a około połowa ich mieszka w stolicy kraju Reykjaviku i okolicach. Islandia należy do najpóźniej zasiedlonych obszarów Europy. Pierwsi osadnicy pojawili się w 874. Byli to norwescy wikingowie oraz celtyccy (szkoccy i iryjscy) osadnicy. W roku 930 zebrali się oni po raz pierwszy na zgromadzeniu ogólnym, zwanym Althingiem. Althing był w średniowieczu dorocznym zgromadzeniem wszystkich wolnych mieszkańców wyspy.
Islandia leży na granicy Oceanu Arktycznego i Oceanu Atlantyckiego. Pod względem geologicznym Islandia jest najmłodszym obszarem kontynentu europejskiego, położonym na „gorącym punkcie” Grzbietu Śródatlantyckiego. Na wyspie występują liczne wulkany, z których część jest nadal aktywna, m.in. Hekla, Katla, Hvannadalshnúkur (najwyższy szczyt kraju) – na który oczywiście my chcemy wejść. Ostatni wybuch tego wulkanu był w XVIII wieku, czyli ponad 200 lat temu, można powiedzieć, że niedawno. Potwierdzeniem aktywności wulkanicznej są liczne gorące źródła oraz gejzery (samo słowo jest pochodzenia islandzkiego), wykorzystywane na dużą skalę jako tania energia do ogrzewania mieszkań.
Zgodnie z nazwą, Islandia znaczy „kraj lodu” – około 11 proc. powierzchni tego wyżynno-górzystego kraju zajmują lodowce. Największe z nich to: Vatnajökull – 8300 km² – przez który my też przechodzimy.
Po spotkaniu rano na parkingu z naszym lokalnym przewodnikiem Kamilem ruszamy ostro pod górę. Najpierw wychodzimy do wysokości 300 m n.p.m., gdzie możemy z potoku napełnić nasze butelki wodą. Na tak długą i wyczerpującą wyprawę należy mieć koło 2 litry płynów, każdy z nas ma 1 litr wody i w termosie gorącą herbatę.
U podnóża góry jest ciepło, tzn. 5 st.C na plusie, a na szczycie, jak się przekonamy, jest minus 5 st.C, ale wiejący wiatr potęguje i odczuwalna temperatura na pewno jest poniżej minus 10 st.C.
Podchodzimy coraz wyżej i wyżej, najpierw idziemy przez kamienie, sypkie kamienie pochodzenia wulkanicznego, na poziomie 500 m n.p.m. zaczynają się płaty śniegu na stokach. Po podejściu do wysokości 1100 m n.p.m. zaczyna się lodowiec, zakładamy uprzęże i wiążemy się liną. Od tej pory do samego szczytu idziemy pospinani liną, jeden za drugim w odległości około 5-7 metrów. Takie związanie liną ma na celu zabezpieczenie, a raczej uratowanie danej osoby jak wpadnie do szczeliny. Przewodnik mówi, że tu szczeliny są głębokości około 100 m.
Idąc przez lodowiec z tego poziomu 1100 m do poziomu 1850 m n.p.m. jest cały czas ostro w górę. Nie ułatwia nam roboty wiejący wiatr i mgła, a raczej chmury przez, które przechodzimy. Po zimie, śnieg, który napadał, a jest go na tyle dużo, że szczelin lodowcowych nie widać, przysypane śniegiem. Z drugiej strony mostki powinny być grube i bezpieczne do przejścia. Przechodzimy bez problemu, dopiero pierwszą szczelinę spotykamy blisko szczytu. Ale na razie przechodzimy płaskowyż, czyli płaski teren jest to wypełniony lodowcem i śniegiem krater wulkanu. Pokonujemy pewnie ok. 3 km – ogromna średnica, pod nami jest ponad 500 m śniegu, gdyż taka jest odległość do kalderu (dna, skał) wulkanu.
Gdy dochodzimy do ściany śniegu i lodu, czeka nas bardzo ostro w górę, z poziomu 1850 m do 2110 m n.p.m. Tu dodatkowo zakładamy raki, bo jest naprawę ostro w górę. Wspinając się, napotykamy szczelinę, jest cała w poprzek na naszej drodze, nie mamy wyjścia tylko ją przeskoczyć lub zawrócić. Nasz przewodnik na kolanach, na czworakach próbuje rozwalić czekanem i kijkami, aby został tylko zostały krawędzie szczeliny i można byłoby w miarę bezpiecznie ją przekroczyć czy przeskoczyć. Robi to bardzo delikatnie, aby samemu nie wpaść do niej, jest na naprężonej linie i trzymamy go z całych sił. Po dobrych kilkunastu minutach, mówi, że ok i idziemy. Wszyscy przeskakują szczelinę, otchłań, jaką widzimy przez ułamek sekundy przechodząc nad nią szybko jest ogromna, a zarazem ten błękit w niej jest piękny.
Po ponad 12 km i około 9 godzinach stajemy na szczycie, jest !!! super !!! góra zdobyta !!! mój 36. szczyt do Korony Europy dla Miasta Krosna. Strasznie wieje i zamieć śnieżna, widoków nie ma. Tak zimno, że dłonie marną od razu, dlatego kilka fotek, kilka minut na szczycie i wracamy…
Droga w dół tą samą trasą, idzie się znacznie szybciej, ale musimy zachować szczególna ostrożność, gdyż szczeliny pod nami cały czas są. Śnieg się stał bardziej mokry i czuć, że temperatura jest kilka stopni wyższa. Mimo, że idziemy tą samą ścieżką po śniegu przez nas wydeptana to nasz przewodnik wpada jedną nogą w szczelinę i tak samo nasz kolega Krzysiu. Dziura jest bez dna po tej „nodze”, wszyscy przechodzimy ostrożnie obok tych dziur.
Na dole, na parkingu meldujemy się po ponad 13 godzinach akcji górskiej, wymagającej trasy i pokonaniu ponad 25 km, po kamieniach, śniegu, lodowcu… Każdy z nas jest w pełni usatysfakcjonowany i dumny z siebie. Na pewno profesjonalizm naszego przewodnika i determinacja w zdobyciu szczytu nam w tym dużo pomogła. @Kamil Kluczuński – przewodnik pochodzenia polskiego, mieszkający na Islandii – ma do tej pory i też po naszej wyprawie 100% skuteczność w wchodzeniu na tą najwyższą górę Islandii – dzięki.