Powrót Speediego

Radość z tego samego, znowu...

08.03.2023 @ czasoholicy

Dobry wieczór,

Katowałem Was ostatnio na kanwie fraszki o doktorze Hiszpanie moją historią z zegarkami Venezianico. Dzisiaj dalej nie odpuszcza, i znów ośmielę się posiłkować klasycznym utworem literackim.

No bo przecież,

„szlachetne zdrowie nikt się nie dowie jako smakujesz, aż się zepsujesz”.

Na szczęście moja paralela jest mocno niedosłowna.

Bo nic mi się nie zepsuło, ale za to było na warsztacie w Krakowie u Leszeka, na pełnym, ani chybi zasłużonym, serwisie.

Dzisiaj wróciła do mnie po krótkiej nieobecności moja Omega 

I właśnie jakoś tak miałem, że na codzień ostatnio mało lądowała na nadgarstku, właściwie bez powodu. I dopiero jak sobie pojechała, potęskniłem kilka dni, i wróciła, to niejako na nowo mi się gęba śmieje.

A i „timing” niezły bo co prawda, nie ma mój speedy pozłacanej przy pełni księżyca wskazówki sekundka chronografu, ale za to pojawił się prawie że w synchronie z tą jakże istotną nową premierą grupy Swatch 

I szczerze to nie żałuję, że to ciągle mój speedy z 1982 roku, a nie nowy moonswatch 

Tym bardziej, że wizyta u Leszka potwierdziła, że wszystko jest w jak najlepszym porządku i serce jej bije jak nowe, mocno i precyzyjnie!

Wróciła, to i dla odmiany wylądowała na pasku, na którym dotąd nigdy nie miała okazji się pojawić. Na eksplorerowym pasku, który swego czasu stworzył dla mnie Konrad oryginalnie pod Seiko Alpinista. Ale alpi się nie pogniewa jak pożyczę na chwilę lub dwie.

A speedy - on łyka każdy pasek, no bo wiadomo „ładnemu we wszystkim ładnie”.

Fajnie tak cieszyć się z tego samego i ciagle i nieco ponownie.

Miłego wieczoru!