W roku 1782 ukazał się w Warszawie, nakładem Piotra Dufoura, drukarza Jego Królewskiej Mości, „Dykcjonarzyk geograficzny czyli opisanie królestw, prowincji, miast, biskupstw, księstw, hrabstw, margrabstw, portów, fortec i innych miejsc znaczniejszych w czterech częściach świata”. Autorem tego dzieła był brytyjski pastor i historyk Laurence Echard (ok. 1670-1730). Zostało ono opublikowane w Londynie w 1715 roku, a następnie za pośrednictwem języka francuskiego (w 1763 roku wyszło w Paryżu) spopularyzowane na świecie. Choć daty te pokazują, jak wolne było wówczas tempo przyswajania zagranicznej literatury, szczególnie użytkowej i popularnonaukowej, to i tak nie byliśmy ostatni. Na przykład w Wenecji słownik Echarda wydany został w 1787 roku.
(Jagiellońska Biblioteka Cyfrowa)
W dykcjonarzu umieszczony został interesujący opis XVIII-wiecznego Łukowa. Było to miasto „ozdobne dwoma klasztorami, zaszczycone szkołami pijarów i jarmarkami walnymi sławne”, choć „źle budowane”, zapewne skutkiem tego, że „częste go zawsze niszczą pożary”. Stanowiło stolicę otaczającej go ziemi łukowskiej, która „obiera 2 posłów” i „najwięcej drobną osiadła jest szlachtą”.
Na uwagę zasługuje szczególnie wzmianka, że miasto było „najwięcej osiadłe żydami, nikczemny handel prowadzącymi”. Czyli już w XVIII wieku zarzucano starozakonnym to, z czego półtora wieku później nacjonaliści uczynili swoje przewodnie hasło. A co ci biedni Żydzi mieli robić, z czego żyć, skoro ziemi nabywać i uprawiać nie było im wolno, kazano im nosić spiczaste czapki albo żółte łaty naszyte na ubraniach (Hitler tylko kopiował gotowe wzorce) i wyrzucano ich poza mury miejskie na mocy przepisów „de non tolerandis Judaeis”? Zajmowali się rzemiosłem i handlem, co szlachcie nie uchodziło, na czym chłopstwo się nie znało i do czego mieszczaństwa w słabo dbającym o nie państwie mieliśmy za mało. Nie bylibyśmy jednak sobą, gdybyśmy przy każdej okazji na Żydów nie ponarzekali.
Właśnie – my, a nie inni, bo ów wpis o Łukowie dodał do dykcjonarza polski wydawca. W oryginale go nie ma. Do angielskiego wprawdzie trudno dotrzeć, ale dostępne jest wydanie francuskie, z którego dzieło Echarda tłumaczono na inne języki. Jest tam nota o Warszawie, Wilnie, Lublinie, nawet o Łucku, ale o grodzie nad Krzną i „panoszących się w nim Żydach” ani słowa. Mało tego – można zaryzykować twierdzenie, że autor do Żydów miał stosunek pozytywny. Pisząc o Lublinie, zauważył, że jest w tym mieście „une belle synagogue pour les Juifs”. Tymczasem polski edytor jego dzieła dorobił mu antysemicką gębę.