Ela Gorzeliński przebywał w siedleckim gettcie, następnie skierowany został do pracy w majątku we wsi Drupia (gmina Skórzec). 30 listopada 1942 r. administrator majątku, Ossowski, ostrzegł go, że Niemcy nakazali mu dostarczyć wszystkich Żydów na gestapo, i doradził ucieczkę.
Powiadomiłem wszystkich zagrożonych i następnego dnia rankiem, grupkami po 3-4 osoby, zaczęliśmy wymykać się do pobliskich lasów, gdzie poszczególne grupki nawiązały ze sobą kontakt. Ponieważ okoliczne zagajniki nie nadawały się na kryjówkę, przedarliśmy się do gęstych lasów w stronę Łukowa. Wkrótce natknęliśmy się na zbrojne oddziały partyzanckie BCh, AK i AL, a także grupę Rosjan, składającą się ze zbiegłych jeńców i spadochroniarzy zrzuconych przez samoloty radzieckie. W szczególnie bliskich kontaktach nasza 30-tka pozostawała z partyzantami radzieckimi, których dowódcą był mjr Fiodorow.
Wszyscy mężczyźni z naszej grupy posiadali broń, którą uzyskaliśmy od akowców i członków BCh. W miesiącach letnich ukrywaliśmy się w zaroślach, zimą budowaliśmy bunkry ziemne. Żywność otrzymywaliśmy w zaprzyjaźnionych zagrodach chłopskich, a w okresach szczególnie ciężkich żywiliśmy się tym, czego dostarczyło nam runo leśne.
Przebywające z nami oddziały partyzanckie dokonywały aktów sabotażu (wysadzanie pociągów k. Łukowa) oraz likwidowały grupy Niemców przybywających do wsi w celu dokonania rekwizycji. Ożywiona działalność partyzancka sprawiła, że Niemcy dokonywali częstych obław w lesie, a w jednej akcji użyli nawet bombowców. Trzymając się blisko oddziałów partyzanckich, wędrowaliśmy z miejsca na miejsce, by w ten sposób uniknąć obławy. Terenem naszych wędrówek były lasy w okolicach Łukowa, Radzynia, Kocka i Stoczka Łukowskiego.
Oprócz Niemców życiu naszemu zagrażały bandy dokonujące morderstw, głównie w celach rabunkowych. Niejednokrotnie zmuszeni byliśmy użyć broni w starciach z Niemcami i bandytami. W jednej z takich potyczek zostałem ranny; pod opieką towarzyszy udało mi się powrócić do zdrowia.
Najcięższe chwile przeżyliśmy w okresie, gdy armia radziecka forsowała Bug i przybliżała się do terenów, na których przebywaliśmy. Wówczas to lasami przeciągały na zachód grupy żołnierzy niemieckich, wycofujących się pod naporem wojsk radzieckich. W okresie tym bywały dnie i noce, które spędzaliśmy w bagnach i moczarach zanurzeni po szyję. W ten sposób ukrywaliśmy się do lipca 1944 roku. Lasy opuściliśmy w kilka tygodni po wyzwoleniu Siedlec i okolic, gdyż, odcięci od świata, przez długi okres nic nie wiedzieliśmy o sytuacji na froncie.
Z 30-osobowej naszej grupy przetrwało przy życiu tylko 6 osób, a mianowicie Genowefa Koniak, Nacia Goldberg (z d. Lewin), Szelim Zylbersztejn z córką Miriam (w czasie okupacji była dzieckiem w wieku ok. 6 lat), Mosze Kawecki i ja.
Z grupy naszej życie stracili m.in.: Gorzeliński Jankiel (mój brat), Dawid Figowy (szwagier), Zylbersztejn Zofia (siostra), Regina Gorzelińska (siostra), Celina Gorzelińska (siostra), Szloma Frejman z siostrą i siostrzeńcem, Gutowski Dawid, Gutowska Regina, Miedziński Mosze, Abraham Czysteoko (był pierwszą ofiarą), krawiec Grający z żoną, dwaj bracia Miller (rymarze), Szmul Tempeldyner (młynarz), Adler z żoną i dzieckiem, Hanka Kornicka i inni.
W innej grupie leśnej, znajdującej się w okolicach wsi Domanice, zginęli inni członkowie mojej rodziny. Z grupy tej przy życiu pozostały tylko dwie osoby.
Jeśli chodzi o partyzantów, to po wyzwoleniu zetknąłem się z dowódcą oddziału AL, ob. Grodzkim. O majorze Fiodorowie miałem wiadomość, że żyje.
Źródło: Archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego, Relacja Eli Gorzelińskiego, sygn. 301/6383, k. 1-3
Pisownia oryginalna, z drobnymi korektami