Stoi na stole kieliszek pełen czerwonego wina. Na jego brzegu widoczne są ślady wypukłości ust, których kontur został zaznaczony bordową szminką. W jego szklanym odbiciu widać małżeństwo. Małżeństwo młode, na pozór szczęśliwe, na pozór tworzące harmonię, melodię o strukturze spójnej i współbrzmiejącej z dźwiękami uczuć. Zapatrzeni w siebie, wędrujący w głębi swoich oczu. Poszukują wspólnej progresji, dzięki której akordy ich unikalnych charakterów, poszczególnych myśli stworzą sekwencję, strukturę harmoniczną, konsonansową. Jednak nie potrafią jej znaleźć, nie potrafią zintegrować dźwięków swoich emocji i uczuć, ponieważ sami nie ukształtowali swojego wewnętrznego tonu melodii.
I nagle dźwięk z ust kobiety zaczyna nachodzić na dźwięk z ust mężczyzny. Wychodzą poza wspólny rytm. Tworzy się dysonans. Sprzeczne myśli i burzące się emocje przestają współbrzmieć. Budzi się konflikt rytmu i napięcie wzrasta.
Serce zaczyna bić szybciej, niekontrolowanie. Oddech staje się nierówny.
Dwa oddzielne akordy, dwie oddzielne melodie, które powoli przemieniają się w odrębne całości. Spójność pomiędzy słowami zanika. Rzucone krzesło, burzliwość sztućców spadających na drewnianą podłogę, porcelanowe talerze rozrzucane po stole oraz piękne, złote serwetki, które przemieniają się teraz w mewy odlatujące po odpływie w siną dal, zaczynają tworzyć własną progresję, sekwencję, która niszczy upragnioną harmonię spokoju.
Coraz głośniej, coraz więcej niezależnych dźwięków i impulsywnych słów, intensywnych ruchów. Obserwujesz, jak na powierzchni szkła kieliszka zarysowują się sylwetki postaci, które zaplątały się w linijkach nut rozchwianych emocji. I nagle nie słychać już nic. Cisza, która pochłonęła wszystkie dźwięki, rozciągnęła się jak niewidzialna zasłona, otulając cały otaczający świat w bezruchu.
Muzyka się zatrzymuje, a wraz z nią całe ciało. Zatrzymujesz się. Wzrok zamyka kadr tego obrazu i zapisuje go w myślach. Przechodzisz do kolejnej sekwencji, już do innego miejsca. Do sekwencji, której progresje akordów będą kreować się w przestrzeni myśli i wewnętrznych emocji. Zamykasz oczy.
Powieki odcinają światło. Powierzchnia każdego oka przypomina teraz okno, które po zachodzie słońca próbuje wciągnąć jego promienie jeszcze na chwilę do środka, zatrzymać je w sobie, zanim całkowicie znikną. Nie udaje im się. Jednak powoli odnajdujesz jasne przestrzenie w głębi czerni. To moment, kiedy w tej pustce zaczynają się pojawiać delikatne zarysy sylwetek postaci. Z każdą chwilą ich kontury stają się coraz bardziej wyraźne, ostre, jaskrawe. Kreują się także odmienne kształty, które mózg zapamiętał. Powoli zaczynasz dostrzegać już cały obraz. Kolor tęczówki miesza się z oceanem barw, a pigment farb rozpuszcza się na powierzchni oka, tworząc żywe, pulsujące odcienie. Przestrzeń wypełnia się intensywnymi kolorami. Każda myśl i wspomnienie starają się odnaleźć swoje miejsce w tej wizualnej symfonii.
Bicie serca znowu przyspiesza, oddech staje się nierówny. To wspomnienie oddziałuje na cały organizm, każdy mięsień, tkankę, komórkę.
Zdezorientowane spojrzenie szuka wyjścia z korytarzy nierównych kształtów, nieoczywistych elementów. Pociągnięcia pędzla wyznaczają wewnętrzną instrukcję kreowania myśli oraz interpretacji otchłani barw, które wypełniają już cały organizm. Zaczynasz dostrzegać każdy detal, najmniejszą nierówność płótna, brzegi rozmaitych kształtów oraz niejednorodność form i warstw. Rozmyte sylwetki kłócących się postaci zlewają się z wyraźnymi konturami rozproszonych linii. Przez ich czarny kolor przebijają się ostre igły sprzecznych emocji - lęku, strachu, cierpienia, złości, rozczarowania. Sylwetki cały czas są zwrócone do siebie. Nie wydają żadnego dźwięku. Muzyka przestała grać, ale ich wzrok nadal plącze się w labiryntach nieoczywistych kształtów, obrysowany konturami czarnych linii, patrzy w tym samym kierunku. W kierunku partnera.
Nawet przez moment nie opuszczasz głowy. Dostrzegasz, w jaki sposób się porozumiewają. Znajdują się już daleko od siebie, grają różnorodne melodie, ale nadal stoją i oddychają w tym samym tempie. Ich wzrok poszukuje harmonii, łączącego elementu między burzliwymi sekwencjami nierównych, niejednorodnych, rozproszonych po płótnie linii. Obserwujesz proces kształtowania się nowej, nieodkrytej jeszcze melodii, która rozpuszcza czerń wyraźnych konturów. Tworzy się odmienna, piękniejsza linia nut. Linia przepełniona sprzecznymi emocjami, emocjami dwojga ludzi, którzy, odnajdując własny rytm, byli w stanie stworzyć wspólny kierunek pomiędzy korytarzami nierówności i nieoczywistych elementów życia, jakim jest obraz. Tworzy się harmonia.
Bicie serca zwalnia, a oddech powoli się uspokaja. Otwierasz oczy.
Podmuchy wiatru wpadają we włosy i tworzą różnorodne kształty. Światło słońca ogrzewa całe ciało. Oddychasz wonnym zapachem letnich kwiatów. Spoglądasz na otaczający świat, na wysokie drzewa, które dają cień, na wodę, która stanowi lustro wzroku, na wysokie trawy, które rysują na ubraniach różnorodne szkice. Słyszysz tę melodię rozkrzyczanego śpiewem ptaków nieba. Zatrzymujesz się. Zamykasz oczy.
Patrzysz w głąb siebie.
Widzisz tyle niejednolitych elementów, tyle nierównych konturów, niejednorodnych form. Dostrzegasz tak wiele niedoskonałości, ale w tle słyszysz harmonijne bicie serca. Ta wygrywana od samego początku istnienia melodia pozwala tworzyć odmienne kompozycje, interpretować otaczającą rzeczywistość oraz umożliwia wyznaczenie sobie indywidualnego rytmu. Rytmu, który pozwoli nam żyć. Rytmu, który nigdy nie będzie jednakowy. Rytmu, który będzie stworzony z sekwencji chwil smutku, chwil radości, zawahania oraz chwil ciszy, ale to właśnie te sekwencje będą szkicowały naszą melodię na nowo. Otwierasz oczy.
Słyszysz bicie swojego serca, które współbrzmi z całym organizmem.