Rok 2008, na Islandii trwa wielki kryzys finansowy, upada system bankowy, kraj traci aktywa o łącznej wartości równej rocznego PKB. Islandczycy wychodzą na ulice, uderzają w garnki, a one tworzą wręcz rewolucyjną melodię, która doprowadzi do obalenia i zmiany ówczesnego rządu.
Po co w ogóle opowiadam o rewolucji garnkowej w Islandii? Bo oprócz tego, że jest ona jedną na milion, to dała mi też nadzieje na to, że przemiana systemu, w jakim żyjemy, jest możliwa, po prostu. Garnki w zamierzchłych czasach miały być głównym atrybutem dobrej żony i kobiety. Miały także więzić ją w patriarchalnych strukturach i sprowadzać do określonej przez społeczeństwo roli, a teraz? Teraz są symbolem islandzkiej rewolucji!
Kiedy garnki służą nam do przygotowania codziennej owsianki lub ugotowania makaronu, to traktujemy je jako narzędzie potrzebne, a czasami zbawienne, bo w końcu głód nie wybiera. Chcemy doprowadzić do przemiany: z głodnych i nienasyconych w najedzonych i pełnych. Do tej przemiany zaliczamy: głód, a więc możliwe też, że złe samopoczucie, wyobrażenie o posiłku, jaki ma być, jak smakować, jak go doprawić, użycie garnka czy innego naczynia i na końcu zjedzenie. Jedna przemiana się zakończyła, potem zaczyna się przemiana materii, i tak to płynie cały dzień, potem tydzień, miesiąc, rok i całe życie.
Co się jednak dzieje, gdy nagle garnki zaczynają wypadać nam z szafek, tłuką o siebie jak szalone, a nie daj boże, jeszcze zaczną się kręcić i będziemy słyszeć ten metaliczny dźwięk zataczający koło aż do momentu, kiedy jego podstawa dotknie całkowicie ziemi. Co się stanie, jeśli garnki nagle zaczną wydawać z siebie głos? Zwykle nie myślimy o garnkach, jako o ważnych czynnikach przemian, a może powinniśmy? Jeśli zderzymy ze sobą dwa metalowe garnki, to stworzą one dźwięk podobny do gongu. Obserwujemy wtedy pierwszą przemianę, jak dwie materie łączą się ze sobą i tworzą jedność, wspólnotę. Są też bardziej widoczne, głośniejsze, ale też bardziej irytujące, a może i roszczeniowe. Chociaż 2008 rok już dawno za nami, to my wszyscy, na całym świecie cały czas musimy walić w te garnki, bo zrobienie w nich owsianki politykom i polityczkom nie wchodzi już w grę.
To, co zdecydowanie odróżnia garnkową rewolucję w Islandii od aktualnych protestów, apeli i działań organizacji i ruchów społecznych, to szybkość. Na Islandii byliśmy świadkami sprintu, dymisja rządu i ogłoszenie nowych wyborów nie zajęła nawet kilku miesięcy. W Polsce natomiast doświadczamy maratonu, który często odbiera nam nadzieję. Przeczuwam, że w Polsce nie dojdzie do natychmiastowej dymisji rządu, a równość i sprawiedliwość, nie zapanują dlatego, że nagle całe tłumy wyszły na ulice. Zresztą, mamy to już za sobą. My w tej Polsce od kilku lat mamy taki swój maraton garnkowy: niezadowolenie, działania, protesty. To wszystko składa się na naszą przemianę, nas jako ludzi i nas jako Polski.
Kiedy myślę o przemianach, to jedyne co przychodzi mi do głowy, to zmiana systemu, w jakim żyjemy. Myślę też, że kiedyś to się uda, ale zamiast gotowania politykom i polityczkom owsianki w garnku, weźmiemy ogromne i roszczeniowe gary i zaczniemy w nie bić w swoich domach, pokojach, pracy i na ulicy. To może być koniec naszego maratonu i pora na właściwy odpoczynek. Dojdzie do przemiany materii, a w Polsce rozpocznie się kolejna przemiana, o której jeszcze nie potrafię nic powiedzieć. Przemiany są często niewyobrażalne i nieuniknione, na naszą też przyjdzie kiedyś czas.