Kryzys jest kluczowym elementem tożsamościowym. To próby charakteru, realna zmiana lub weryfikacja kształtu życia. Popkulturowo najbardziej znanymi kryzysami są te w okresie nastoletnimi i w wieku średnim. Jest jeszcze kryzys następujący pomiędzy nimi. Obecnie tam jestem.
Przechodzę przez swój drugi poważny kryzys. Jest to naturalne, popularne doświadczenie. Szamotanie się, dyskomfort, zdenerwowanie. Kończę niedługo studia. Praktycznie nie mam stałej pracy tak jak miejsca zamieszkania. Stale się przemieszczam, sprawdzam, ile mogę.
Staram się oglądać to z dużą uważnością. Piszę. Zapamiętuje kształt tych emocji, żenad i wzruszeń. Ten kryzys jest o samotności, o strachu, o czasie- o przemianie.
Zapisuje w dzienniku takie zdanie w pierwszych tygodniach nowych studiów. “Czuje olbrzymi spokój i chęć procesu. Gubię się jeszcze w tym co trzeba zrobić”.
Rzeczywiście czułam spokój i dużą chęć procesu. Jednocześnie strach.
Wyjechałam na wymianę studencką za granicą. Zamieszkałam w małym mieszkaniu w bloku na spółę z inną studentką z akademii. Na uczelnie przemiło, ale zdarza się trudność językowa. Niedaleko mojego domu mały klub z muzyką na żywo trzy raz w tygodniu. Tam odreagowuje.
Do macierzystej uczelni mam około 7 godzin drogi, do domu rodzinnego 12 godzin. Bywa gorączkowo. Przypominam sobie w ostatni piątek, jak daleko jestem i jest mi źle. Chodzę nerwowo po mieszkaniu. Pocę się. Jak na pierwszym roku studiów. Pamiętam. Mama mnie odstawia na pociąg, prawie płaczę. Jakaś taka emocja we mnie siedzi i ciężko mi wykrztusić coś sensownego. To wspomnienie uspokaja. Przypomina, że już było coś takiego.
Siadam na kanapie. W pierwszych tygodniach obserwuje pomieszczenia. Mieszkanie małe, ale jest kuchnia, łazienka, dwa pokoje, salon. Staram się zrozumieć przestrzeń. Gdzie właściwie się znajduje teraz.
Po kolejnych dwóch tygodniach czuje się bezpiecznie w mieszkaniu. Następny wpis w dzienniku zaczynam od: “Jedne rzeczy się udają, drugie nie. W gruncie rzeczy do przodu.” Na uczelni zaczęła się już praca nad zadaniami semestralnymi. Poznałam przy okazji parę osób z wymiany. Wspólne doświadczenie bycia daleko od domu buduje.
Coś się we mnie zmienia i widać to. Zaczęłam jeść zdrowiej. Ten sklep przy uczelni jest droższy niż ten obok poczty. Na uczelni nie idzie mi projekt w głównej pracowni. Za dużo założyłam i minęłam się z celem. Teraz proces zajmuje mi więcej czasu. Powoli progresuję.
Znowu jestem daleko. Nie wiedziałam, że mogę tak tęsknić. Wolno się regeneruje. W niedziele spotkam znajomych. Bawię się jak nigdy. W poniedziałek znów się zapadam. Trudno się to ogląda. Zmęczona czule obserwuje.
Kryzys się nasila. Przypominam sobie o nim w bardzo konkretnych stwierdzeniach. Za ile? Co dalej? Czy wystarczająco? Wszyscy. Nikt.
Moja ulubiona garść totalizmów stwarza wątpliwości. Napinam się i jestem dla siebie trudna.
Obecnie jestem tutaj. Przepalam się i przechodzę ze zwątpienia w pewność. Parę rzeczy wspiera ten przebieg przejścia. Błahych i wspaniałych. Dużo rozmawiam, czytam, leżę, doświadczam nowego. Odnajduje się. Lubię to stwierdzenie. Brzmi to spokojnie.
Powoli kryzys staje się doświadczeniem, ale jeszcze moment.