Zostawiała wszystko, co znała, bo niczego nie pamiętała. Największe rozpacze już przeżyła, a nie dostała z nich żadnego wspomnienia na pamiątkę. Życie miała traumatyczne w sam raz, żeby usprawiedliwić to, kim była, ale nie mogła nic z niego wytłumaczyć. Ówczesna dziecięca logika.
Jej młodość nie odłożyła się ni w umyśle ani na ciele tak, jak powinna. Zamiast blizn na kolanach, ukruszonych zębów, zamiast rozciągniętych, krzywych dziurek kolczyków, zostały jej wyskubane brwi, niepowstrzymujące potu od spływania. Został jego niezmywalny swąd, ślady po wypryskach na ramionach i plecach, twarz czerwieńsza niż rumiana. A na zawsze, otrzymała blady ślad kostiumu. Wieczną, piegowatą opaleniznę na tym, co dawno temu postanowiła odsłonić. Cierpiała na poparzenie stałego stopnia.
Jej matka, niegdyś zawsze ubrana o warstwę mniej. Duchotę odczuwała stale, jednak przed prawdziwym upałem nie uciekała. Miała zmarszczki, które ciągnęły się za rzęsami. Nie od śmiechu a oporu. Mrużyła oczy, ale nigdy nie przysłaniała ich okularami. Nawet kiedy prowadziła. To ich wspólny dzień nad rzeką, pokrył jej plecy bąblami. Jej matka kupiła smarowidła i chłodzące okłady w aptece. Córka przeleżała tygodnie na brzuchu, kiedy mdliło ją na widok własnej skóry. Jednocześnie bawiło, że matka próbowała zaleczyć objawy, już po wszystkim, chociaż całe życie gardziła spf-ami. Niewystarczająco się przestraszyła, skoro jeszcze następnego dnia, z powrotem wypożyczała leżak. Sama dorobiła się więc śladu. Wtedy już widziały się mniej i mniej. Odczekała miesiąc, zanim powiedziała córce o wyciętym, chorym kawałku skóry. Na dekolcie jej blizna była już gładka. Wcześniej dało się włożyć cały opuszek palca. Ale z pewnością nie była blada. Jak mogłaby być?
Od tamtych czasów plaża zdążyła zdziczeć. Rozrosła nawet, pod wpływem ubywającej rzeki. Leżaków dawno już nie zajmowano. Część mieszkańców dalej przychodziła, ale nie przypominało to starych dni plażowych. Teraz, kąpano się w nocy, po cichu. Plażę odwiedzano tak, jak wkracza się na teren opuszczonego, sypiącego budynku. Jak gdyby w ukryciu przed władzami. Zbyt wiele dawnych miejsc spotkań, tych weekendowych, pozostawiono w podobnym do niej stanie. Oczekiwania. Nikt już nie podejmował się działań. Nie zorganizowano sprzątania plaży. W obecnym klimacie byłoby to wręcz nie na miejscu. Ślady po przeszłych, nadwodnych wypoczynkach zostały zawiane piaskiem. Czasem tylko tam wracała, ale nie mogła zostawać. Miała długą drogę powrotną, a czas ograniczony do wschodu. Nie wiedziała, czy jej matka jest jedną z osób, która wraca.
Była przekonana, że jej rodzina radziła sobie lepiej. Nie mogła mieć pewności, ale jeżeli ona i jej towarzyszka, przeżywają ze swoimi bezużytecznymi już wykształceniami, stale w drodze, bezrobotne, to pewnie i oni znaleźli wyjście na życie.
*
Meldują się w nowej mieścinie. Legitymują i pozwalają na przejrzenie pojazdu. Rozebrano ich bagażnik, poskładano siedzenia, otwarto maskę, “Tak, chciałybyśmy otrzymać pokój na ten dzień”. Zaznaczono na ich mapie, gdzie się prześpią. Z samej nocy będą mogły odebrać swoje wyżywienie. Liczyły, że jeszcze załapią się na posiłek.
- Możemy wyciągnąć trochę kasy od ciebie? - została spytana przez przyjaciółkę. Miała opory przed robieniem pożyczek. Nawet u siebie samej.
- Zastanawiaj się dłużej, to zaraz zrobi się jasno - dodała.
W odpowiedzi wyciągnęła banknot i wsunęła tamtej między zagięcia mapy. Odebrała kluczyki i usiadła na miejsce kierowcy.
*
Trudno było przespać cały dzień bez brania proszków i trudno było wysilać umysł, w trakcie walki z temperaturą. Przesadnie myślała o jedzeniu. Niestety niełatwo było się popisać kulinarnie z półproduktów, którymi je karmiono. Słyszała, że była jedną z osób, która je z nudów. Była też osobą, która czytała dla przyjemności. Co się z nią podziało? Nie da się mieć apetytu, ani nie da się utrzymać koncentracji przy takiej pogodzie.
Nie potrafiła się nawet normalnie odurzyć. W ciągu dnia, spirytus, mimo że chłodny w szklance rozgrzewał ją od środka, a dym skręta, w stojącym, gęstym powietrzu nie przynosił żadnej przyjemności.
Kołdry przestały dodawać komfortu, nie umilały już zakopanego w pościeli, wielodniowego gnicia. Teraz służyły za zasłony, jeśli okna eksponowały je na wschód. Przyklejały je szczelnie do szyb i wyobrażały sobie, że za materiałem rzeczywiście coś jest. Że gdyby nie gorąc, to miałyby perspektywę na cokolwiek.
Teraz żyły na poziomie podłogi, a taki sam los przytrafił się całemu ich wyposażeniu. Pierwszej nocy zrzuciły na panele po prześcieradle i poduszce. Poprzepinały kable do najniższych gniazdek. Obowiązkowo przełączyły radio i wiatrak.
Leżały na deskach opierając się o dawno nieużyty kaloryfer. Na dwóch oddzielnych posłaniach, splecione tylko gołymi nogami. Cały dzień starała się zasnąć, a teraz, kiedy powinny planować swoją noc, jej głowa opadała z boku na bok. Została wytrącona z tego stanu, kiedy ciało, które odpoczywało tuż obok, zniknęło. Obserwowała jak ta obudzona, odsłania swój jasny i gładki, normalny kark, ciaśniej wiążąc loki. Żeby wyjrzeć na teren zabudowy, musiała odkleić kawałek szarej taśmy od szyby i wpuścić światło do pomieszczenia. “Kilka osób musiało już pojechać”.
Stojąca zakleiła róg z powrotem i skierowała się do łazienki. Leżąca, zastanawiała się, czy dostaje sygnał, aby zacząć się szykować. Też nie chciała zostawać w wynajmowanym pokoju. Wodą w tej dzielnicy mogły najwyżej spłukać toaletę. Wszystkie tutejsze pokoje miały, jak mogła tylko przypuszczać, piękny widok na wschodzenie grzejącego słońca. A i tak nie wiedziała, jak można wybrać wyjście, ponad te standardy. Radio szemrało nieznacznie, więc pokręciła gałką, dając tym drugiej znać, że wstaje i momentalnie rozpoznała refren. Od ładnych paru lat puszczano tę samą muzykę. Jeżeli nadawany był nieznany utwór, to w obcym języku. Ale i wtedy ciężko było ocenić, kiedy ta piosenka mogła powstać. Zawsze zostawiają włączony program bądź audycję, w których nigdy nie mówią, jak sprawy się mają na świecie. Notorycznie słuchały tych samych stacji, chociaż rozmowy nigdy im się nie podobały. Nie znały się na poruszanych tematach, a nawet jeśli, nie mogły się w nich zgodzić z prowadzącymi. W tym pokoju hibernowały jak w każdym poprzednim, a odradzały się, dopiero kiedy ulice stygły.
*
Kiedyś na wakacjach doświadczała potwornych miesiączek. Zawsze zaczynały się przed wyjazdem i kończyły na długo po powrocie. Najgorsze toalety świata, te szare, czyli metaliczne muszle i szorstki papier, na dworcach i w szybkich restauracjach. Kabiny w pociągach, przebieralnie na plażach, gęstwiny lasu.
Trwało lato wieczne, ale krew już ustała. Nie zdziwiłoby jej, gdyby zdążyła wyczerpać zapasy. Jakby odkąd w jej życiu zniknęła publiczność dla czerwonych plam, zabrakło rówieśniczek, które wyszukałyby w torbie podpaskę, nie było już potrzeby na menstruację. Jakby jako nastolatki, jej ciało było lepiej przygotowane na przyszłość, niż kiedy dorosła. Nie miała nikogo, z kim zechciałaby się położyć i nie było cudzej kanapy, którą mogłaby ubrudzić. Teraz zamiast bólów brzucha, tylko świdruje jej w głowie.
Kiedy współlokatorka przechodziła najgorsze dni swojego cyklu, instynktownie wchodziła w opiekuńczą, czułą rolę. Wtedy w nocy odbierała ich jedzenie, napełniała zapasy wody, jeśli akurat były w miejscu, w którym zdecydowano odciąć pitny dopływ i tankowała samochód, bo spaliny już niczego nie mogły zmienić. W środku dnia, kiedy nie udawało im się zasnąć, słuchała ich wspólnych wspomnień, których sama nigdy nie zapamiętała. Nie musiała już ukrywać faktu, że nie pamięta wszystkiego z czasów kiedy się poznawały. A co dopiero dzieciństwa sprzed przyjaciółki.
- Pamiętasz nasze pierwsze nocowania?
- Nie pamiętam.
- To było w mieście, mieszkanie moich rodziców.
- Kiedy?
- Trzecia klasa, jak jeszcze nie mogłaś zapraszać do siebie.
- Czemu nie mogłam? - zastanawiała się, czy dorośli myśleli, że miały na siebie zły wpływ.
- Może mieliście małe mieszkanie? Nie jestem pewna, tylko raz je widziałam - spokojnie masowała się po bolesnym brzuchu.
- Jak zapamiętałaś to wszystko?
- Chyba wszyscy tak mają.
Złapała jakiś obraz z głowy i miała nadzieję, że to prawdziwe wspomnienie, nie wyobrażenie, które na sobie wymusiła.
- Byłyśmy razem w autokarze i opowiadałaś mi o ślubie twoich rodziców. Powiedziałaś, że twoja mama miała wianek zamiast welonu, przez co użądliła ją pszczoła. Nie mogłam się doczekać, aż wrócimy do miasta. Dojeżdżając, z okna, szukałam wzrokiem swoich lub twoich rodziców na dworcu. Ucieszyłam się kiedy zobaczyłam, w jaką śliczną, kwiecistą sukienkę ubrana była - obserwowała jak odbierany jest ten urywek historii. Wreszcie ta druga mogła sobie o czymś przypomnieć, dzięki niej. W trakcie poczuła, że milczenie tamtej nakazuje jej skończyć.
- Jeśli nie chcesz rozmawiać o swojej rodzinie, nie przypominaj mi o mojej - a jednak kontynuowała.
- Kiedy urwałyśmy kontakt i przekonałam się, że to na poważnie, zaczęłam dzwonić do twojej mamy. Nie chciałam, żeby ci mówiła, ale potrzebowałam wiedzieć, czy cokolwiek się u ciebie zmieniło. Wiesz, ja nigdy nie miałam pomysłu, kim ty właściwie jesteś, wtedy, kiedy nie było cię w obrębie wzroku. I nie miałam najmniejszego pojęcia, co myślałaś, kiedy patrzyłaś na mnie. Doprowadzało mnie to do obłędu.
- Chyba wszyscy tak mają.
Może nie wszyscy zdołają zrozumieć, jak niepewne jest życie po pokojach w dwie osoby, niezadeklarowane wobec siebie niczym trwalszym niż przywiązanie. O którego sile trzeba się upewniać. Raz na jakiś czas.
*
Wyjeżdżając w pełni zapakowane na drogę, opuściły okna. Robiło się ciemno, ale plamki słońca dalej odbijały jej się pod oczami. Gdzie nie spojrzała, środek widoku odznaczał się pozostałościami po promieniach. Ta pamięć, wzrokowa, najwyraźniej dalej w niej działała. Tym razem miała nadzieję, że to pamięć krótkotrwała. Zaczęła przecierać i ściskać oczy przez powieki, ale rozmnażała tylko ślady, dodawała im koloru i wyrazu.
Uderza ją, jak często robiła to za dziecka. Kiedy nie mogła zasnąć, dociskała palce do zamkniętych oczu i czekała na ułożenia wibrujących kształtów. Musiała odpuścić, kiedy oczy zaczęły jej łzawić. Nie przepadała za tym uczuciem, płacz zbyt podobny do spływającego potu.
“Po prostu zamknij oczy na jakiś czas” poradziła tamta, kierując. To jej pomogło. Nie z roztartą skórą, ale w ochłonięciu. Jej ciało dotychczas nie zarejestrowało wiatru wpadającego z dwóch stron. To nie wachlarz ani wiatrak, ani uchylone drzwi lodówki. To powietrze na otwartej przestrzeni. Teraz prawdziwy szum ją upewnił. Doczekała następnej nocy.
Wybiera jeden z ich kanałów radiowych, a tamta ściąga okulary i nakrycie głowy. Niebo jest już głęboko błękitne kiedy opuszczają peryferie i mogą się skupić na cudzej wypowiedzi.
…w biały dzień grupa zapanowała stacją paliw przy drodze szybkiego ruchu. Rozbijali szklane napoje i przebijali butelki wody. Pozostali klienci zostali zatrzymani wewnątrz sklepu. Część z nich przyłączyła się do napadu, pozostałych nawoływano do powtarzania „nie butelkuj praw człowieka”. Służby informują nas, że grupa nie dopuściła się do napaści fizycznej, chociaż kawałki szkła trafiły w kilku zatrzymanych. Całe wydarzenie było dokładnie wychoreografowane. Z zeznań dowiadujemy się, że część działaczy została przed witryną, aby rozpisać podobne hasła na szybach i dwóch pojazdach właścicieli punktu. Większość z nich ukryła twarze za chustami, jednak prawdopodobnie chronili się nimi również od słońca tego popołudnia. Sprawcy z wewnątrz stacji zostali, aż do pojawienia się policji. Schwytano ich, i z pewnością będą musieli zapłacić za wyrządzone szkody. Nie wiemy, jaka czeka ich kara za zakłócanie porządku, być może i demoralizację. Nie znamy jeszcze informacji dotyczących działalności tej grupy. Wszyscy zatrzymani, zgodnie pozostawiają pytania bez odpowiedzi. Powtarzają jedynie własne postulaty.
Wyjątkowo wysłuchały całej wiadomości, bez przerywania prowadzącej.
- Nie brzmi to jak zbyt wpływowy protest.
- Racja, jedna stacja benzynowa i trochę rozlanego picia.
- Myślisz, że powinni zrobić coś mocniejszego?
- Nie żeby mieli robić jakieś krzywdy, ale nie wywołuje to większego wrażenia.
- Najbardziej imponujące jest, że zrobili to jeszcze po południu.
Później już z radia informowano je tylko, jakiej muzyki słuchało ich pokolenie, jeszcze kilka lat temu. Dojechały na teren jednopoziomowej, ale ciągnącej się w ciemność, hali industrialnej. Zeszłej nocy zameldowały się na czas nieokreślony w tamtym miejscu. Nietrudno było się domyśleć, gdzie powinny podjechać, ze względu na samochodową kolejkę i jeszcze większą ilość pieszych mieszkańców. Jednak obłożeni kamizelkami pracownicy urzędu, i tak oświetlali drogę od szlabanu.
- Nie sądziłam, że trudniej będzie dostać paczkę, niż zostać mieszkańcem.
- Chcesz się zamienić? Mogę poprowadzić przez korek - od razu odpięła pas i czekała, aż druga znajdzie sposób, aby dołączyć na jej siedzeniu. Tamta wyciągnęła kolana spod kierownicy i łapiąc się przez obniżoną szybę za krawędź dachu, podciągnęła się i wlazła na jej kolana.
- Mogłam najpierw odsunąć fotel - zaśmiały się.
Ściszyła muzykę i przymknęła okna. Przeczuwała, że tamta przyśnie, nie zajmując się choćby drogą. Zrekompensuje ostatni, bezsenny dzień. Rozejrzała się po przysiadających na krawężniku, z gotowymi już pojemnikami. Może w taki drobny, wspólny sposób, chcieli przyśpieszyć cały proces. W zamkniętym samochodzie nie mogła słyszeć ich rozmów. I tak wszyscy wydawali się półżywi. Ona siedziała wygodnie, podjeżdżając zderzak w zderzak, kiedy robiła się przed nią przerwa. Powinna poczuć się bardziej komfortowo, widząc, że jest w lepszej pozycji, choć pod tym względem. Ale myślała tylko o tym, że wszyscy tam obecni, kombinowali dla posiłku.
Wyjęła ze schowka dwa dowody i podała mężczyźnie wewnątrz budynku. Zwrócił wraz z formularzem. “Podpis i data”. I w ciągu sekund poczuła palenie od wewnątrz. Piekła ją skóra policzków, gardło. Szum w uszach. Zobaczyła na liście nazwisko, które niegdyś było jej własnym. Nie mogła zrobić nic innego, jak podpisać, odebrać i odjechać. Nie wiedziała, jak duma pozwoliła jej na przyjęcie tych toreb. Szukała najbliższego znaku hostelu i starała się nie obudzić drugiej, póki nie będzie wiedziała, co powiedzieć. Różne pomysły się przewijały. Myślała nad przemilczeniem sprawy, nad próbą zapomnienia tego incydentu. Tak łatwo kiedyś zapominała. Gniew podpowiadał gorsze rozwiązania. Wszystkie pozwalały uniknąć dyskusji.
Zaparkowała i zanim zdążyła spojrzeć na pasażerkę, poczuła wzrok na sobie. Złapała ją za te jasne, nigdy nieoparzone ramiona i zaczęła potrząsać. W myślach rzucała nią na każdą stronę. Gdyby tylko miała więcej siły. Ale nigdy nie nauczyła się, jak wykorzystywać fizyczną przemoc. Mogła tylko łapać za jej włosy, wyrywać, ale bała się, że druga odda jej tym samym. Dość.
- Rozumiem, jak się czujesz. Zrobiłaś mi to samo.
- Chyba żartujesz.
- Rozmawiałaś z moją matką za moimi plecami. Ja napisałam do twojej. Ona tylko chciała wiedzieć, czy żyjesz. Wykupiła nam trochę jedzenia, przy okazji jak odbierałyśmy żarcie od miasta. Co za różnica - zaatakowana poprawiała oszczędzone jej włosy.
- Wielka. I to było dawno temu. Kiedy sama Ci o tym powiedziałam, nawet nie zareagowałaś. Dzwoniłam do niej, bo bałam się, że więcej się nie spotkamy - wtedy przede wszystkim bała się, że zostanie sama.
- Bałaś się, że będzie mi lepiej.
- Nie chciałam stracić kontaktu.
- Nie chciałaś stracić kontroli - stwierdziła zaskakująco łagodnie.
- Nigdy nie miałam nad tobą przewagi - nie zdążyła się powstrzymać. Tego nie powinna była mówić.
- Ona tylko próbuje nam pomóc. Przecież nie każe Ci wracać - słysząc jej wytłumaczenie, miała ochotę jednak złapać za te włosy.
- Oczywiście, że ty nie widzisz problemu. Możesz brać, wzięłabyś jeszcze więcej, skoro wcale cię to nie dotknie.
- Co cię dotyka?
- Lepiej napisz do własnej rodziny - zaczęła wyjmować swoje rzeczy pochowane w samochodzie. Dokumenty, portfel. Sięgnęła między ich fotele po torebkę, po czym od razu wyprostowała się, chcąc utrzymać dystans. Odpowiadała na niewygodne pytania jedynie we własnych myślach.
- Czemu się podpisałaś?
*
Tę noc spędziły osobno. Zapłaciła za pokój i zabrała własne rzeczy, oraz jedną torbę z zakupami. Pozwoliła tamtej zabrać samochód. Gdyby teraz mogła się dowiedzieć, co dzieje się z drugą, kiedy nie jest przy niej, postąpiłaby tak samo jak kiedyś. Zadzwoniłaby. Ułożyła na wykładzinie jedno posłanie i zakleiła okno. Spróbowała wody z kranu. Żeby się wyłączyć, podłączyła radio.
…poczucie bycia akceptowanym, nie tylko tolerowanym.
Dlaczego tak łatwo przystajemy na to drugie?
Rozłożyła stolik podwieszony na ścianie. Otworzyła tę niechlubną torbę i zaczęła wyciągać wszystko po kolei. Nie różniła się niczym od każdej poprzedniej. Żadnego znaku ingerencji jej matki. Gdyby nie zobaczyła podpisu o jej opłacie, mogłaby dzisiaj spać spokojniej.
Postanowiliśmy o ważności tych związków romantycznych. Nie stawiamy na przyjaźnie, tylko właśnie na miłość. Ale romantyczność się kończy. Nie inwestujemy w społeczność.
Rozerwała opakowanie płatków śniadaniowych i zaczęła sypać je do ust.
Co jeśli przegapimy w młodości moment na nawiązanie przyjaźni? Wtedy wystarczyło ustawić się za kimś do zjeżdżalni.
Złapała karton maślanki i zaczęła popijać.
… to nas do siebie zbliża. Nie, żeby myśleć o relacjach transakcyjnie.
Można też bać się, że jeśli coś się stanie, to nam ich zabraknie.
… młodzi czują się niezrozumiani i godzą się.
Znalazła jeszcze krakersy i usiadła do ich zjedzenia. Reszta paczki nie zdawała się już na nic. Same makarony, soczewice, owies, fasolki i konserwy. Nie dostała nic zdatnego do zajedzenia się.
Czy nie trzeba nauczyć się żyć w samotności?
Bycie samotnym nie samemu.
Z powodu izolacji.