Srebrny jubileusz

Data publikacji: 2019-05-14 12:36:06

W minioną niedzielę o godzinie 10.30 odprawiłem mszę św. za tych wszystkich, z którymi 25 lat temu, 12 maja 1994 roku, zostałem wyświęcony na księdza. Po mszy wyspowiadałem grupę dzieci z gimnazjum, które przygotowują się do bierzmowania. 25 lat nie mojego kapłaństwa. Ja nie przyjąłem świeceń kapłańskich – zostałem wyświęcony. Chcę to tak sformułować, aby przede wszystkim podkreślić wymiar niezasłużonej łaski. To jest jakoś gwarantowane moją biernością. Niczego nie przyjmuję. Zostaję wyświęcony na księdza. Przychodzi to przez Kościół. W moim przypadku przez zgodę moich ówczesnych przełożonych (prowincjałem był ojciec Kazimierz Wójtowicz CR. Ten sam, który tydzień temu, po 25 latach, podczas Mszy świętej jubileuszowej w Bytomiu – Szombierkach wygłosił piękne kazanie) i przez posługę księdza biskupa Maximiliana Aicherna OSB, ordynariusza diecezji Linz (Austria).

Mojej zasługi w tym wszystkim nie było żadnej. Robiłem tyle, ile należało robić, chociaż dzisiaj widzę, że można było, że trzeba było robić więcej, głębiej i porządniej.

Doświadczenie święceń kapłańskich było doświadczeniem braterstwa i przyjaźni. Nie inaczej było tydzień temu, kiedy wraz z księżmi Dariuszem Kujawą i Krzysztofem Malinowskim świętowałem w Bytomiu nasz jubileusz. Tej drogi nie przebywa się w pojedynkę, samotnie.

Całość tych dwudziestu pięciu lat można wyrazić dwoma słowami: dziękuję i przepraszam.

Na jednej z książek podarowanych mi z okazji tej srebrnej uroczystości znalazłem dedykację: „Jeśli jedynym słowem, jakim modlisz się przez całe życie, jest „dziękuję” – to wystarczy”. Nie wiem, czy potrafię się tak modlić, wiem natomiast, że dziękuję i przepraszam to słowa-klucze tych lat. Po tych wszystkich latach trzeba przede wszystkim dziękować samemu Bogu za to, że człowiek mógł być użytecznym ołówkiem w Jego ręku. Ta wdzięczność skierowana jest również ku tym wszystkim, których spotkałem i którzy okazali mi swoją dobroć i zaufanie. Wiele razy ta dobroć i ufność ratowały mnie przed zatratą.

Ktoś, kto świadomie idzie przez życie i prowadzi nad nim refleksję, odkrywa, że samo słowo dziękuję nie wystarcza. Że ten czas jest również naznaczony niewiernością Bogu i Człowiekowi. Trzeba zdobyć się na przepraszam.

Jest taki zwyczaj, że z okazji srebrnego jubileuszu przygotowuje się okolicznościowe obrazki. Również ja takowe przygotowałem. I na rewersie umieściłem zapis modlitwy: „Najwięcej czułości i miłości okaż tym, których skrzywdziłem i rozczarowałem…” Takie przepraszam jest również wyrazem pewnej bezsilności. Są rany, które tylko Bóg może uleczyć.

I co dalej?

Tydzień temu w moich rodzinnych Szombierkach najczęściej pojawiającym się życzeniem były słowa byśmy mogli się spotkać ponownie za dwadzieścia pięć lat na świętowaniu złotego jubileuszu kapłaństwa. Kolejne dwadzieścia pięć lat?

W ostatnią sobotę wielu z nas obejrzało film pana Sekielskiego „Tylko nie mów nikomu”. Po tym filmie mój przyjaciel, ojciec dwóch uroczych córek, człowiek związany z Kościołem, zadał mi pytanie: czy nie należałoby odejść i zostawić za sobą ten rozdział życia?

Dlaczego jeszcze jestem W Kościele? Dlaczego jeszcze jestem księdzem? Jeden z najwybitniejszych teologów katolickich XX wieku, niemiecki jezuita, Karl Rahner (osobiście uważam, że należał do wielkiej trójcy teologów katolickich XX wieku: Ratzinger, von Balthasar, Rahner) swego czasu napisał, że w swoim długim życiu – a umarł, mając 80 lat – nie znalazł żadnych racji ani powodów, dla których mógłby zrezygnować z Kościoła, z kapłaństwa. Nie mam pojęcia, czy dzisiaj (a nasze dzisiaj obciążone jest tym strasznym grzechem pedofilii i ukrywania pedofilii) Karl Rahner powtórzyłby tę samą deklarację. Tak samo jak ja, Pawle, nie potrafię Ci powiedzieć, dlaczego nie rezygnuję i nie odchodzę. Możemy się umówić, że to Twoje pytanie będę w sobie nosić i postaram się przedstawić racje mojej decyzji.

ks. Adam Błyszcz, Tivoli, 12 maja 2019 r.

fot. Adam Ciereszko, uroczystość w Bytomiu