Wspominamy śp. o. Karola Meissnera OSB

Data publikacji: 2017-06-22 10:41:38

W 2007 roku rekolekcje wielkopostne na zmartwychwstańczej Wildzie wygłosił nielubiany i niechciany (w niektórych kręgach Kościoła) ks. Tadeusz Isakowicz – Zaleski. Rok później udało mi się zaprosić ojca Karola Meissnera OSB. Z tym zaproszeniem była mała jazda. Próbowałem się skontaktować z nim i spotkać, ale podobnie jak z ojcem Janem Górą OP (widać obydwaj mieli podobny charyzmat) nie było to łatwe. Po iluś tam telefonach w końcu ojciec Karol zaproponował, żebyśmy spotkali się pod HCP (poznański szpital usytuowany na Wildzie), gdzie przechodził jakieś badania. Podjechałem o ustalanej godzinie i w ustalonym miejscu, dostrzegłem starszego człowieka, w benedyktyńskim habicie. Bingo!

- Czy Wy tam macie w zakonie to stabilitas loci? Bo nie sposób się z ojcem spotkać? – zagadnąłem rześko i niezobowiązująco.

- Mamy, tylko że bierzemy przykład z was młodych – równie rześko odpowiedział ojciec Karol.

Już wiedziałem, że jestem w domu.

W rekolekcjach ojciec Karol zażyczył sobie każdego dnia specjalnej konferencji dla małżeństw. Już po pierwszej wiedziałem, że stawka jest wysoka. Otóż ojciec Karol tę pierwszą zaczął tak: „Mówię wam to jako stary mnich i lekarz. Nikt Wam tego nie powie: to żadna sztuka wsadzić członka do pochwy…”

Wycofałem się z zakrystii na z góry upatrzone pozycje.

Raz jeszcze ojciec Karol mnie zaskoczył. Przy okazji tych rekolekcji zapytał mnie, czy może zrobić coś dla młodzieży naszej parafii. Nie miałem pomysłu, więc On sam zaproponował, że mógłby raz w tygodniu przyjeżdżać i spotykać się z tymi, którzy chcą spotkać się z nim. I tak przyjeżdżał przez kilka miesięcy z Lubinia do Poznania (jakieś 70 km w jedną stronę) PKS-em, aby spotykać się z grupą czworga, pięciorga młodych ludzi. Do dzisiaj mam wyrzuty, że tej propozycji ojca Karola nie wykorzystaliśmy lepiej, skuteczniej duszpastersko. Wierzę, że tym osobom, które przychodziły na spotkania z ojcem Karolem te rozmowy służyły.

I jeszcze dwie odsłony moich osobistych spotkań z ojcem Karolem.

Kiedyś, podczas moich szemranych rekolekcji u benedyktynów w Lubiniu, podszedł do mnie tamtejszy nowicjusz i powiada, że to dzięki mnie odkrył swoje powołanie do życia mniszego. Ja oczywiście, jako przykładny klerk i zgodnie z kościelną mentalnością zacząłem rosnąć, że o mało sufitu nie wywaliłem, a on powiada, że to dzięki temu, że do parafii właśnie zaprosiłem ojca Karola. Nic więcej.

Ach, i to muszę powiedzieć. Do spowiedzi jechałem do Niego, do Górki Duchownej, gdzie wakacjami spowiadał, z okazji tamtejszego odpustu. Zaprosił mnie wtedy do swojego pokoju. I tak na stoliku nocnym Imitatio Christi Tomasza a Kempis (po łacinie), zaś na biurku pisma świętej Teresy Wielkiej, z Avila, po hiszpańsku.

ks. Adam Błyszcz