Jezus nie stawiał warunków Zacheuszowi

Data publikacji: 2016-10-29 14:52:14

Zacheusz zmienia się nie dlatego, że ktoś czyni mu wyrzuty i kategorycznie ocenia jego przeszłość, niechlubną przeszłość. Nie! Zacheusz zmienia się, nawraca się, dlatego że Jezus przypomina mu, swoim gestem przyjaźni, jego godność. Kazanie na XXXI niedzielę zwykłą (30.10.2016 r.)

Potem wszedł do Jerycha i przechodził przez miasto. A był tam pewien człowiek, imieniem Zacheusz, zwierzchnik celników i bardzo bogaty. Chciał on koniecznie zobaczyć Jezusa, kto to jest, ale nie mógł z powodu tłumu, gdyż był niskiego wzrostu. Pobiegł więc naprzód i wspiął się na sykomorę, aby móc Go ujrzeć, tamtędy bowiem miał przechodzić. Gdy Jezus przyszedł na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego: «Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu».6 Zeszedł więc z pośpiechem i przyjął Go rozradowany. A wszyscy, widząc to, szemrali: «Do grzesznika poszedł w gościnę». Lecz Zacheusz stanął i rzekł do Pana: «Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie». Na to Jezus rzekł do niego: «Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu, gdyż i on jest synem Abrahama. Albowiem Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło». (Łk 19, 1–11)

Dzisiejszy fragment Ewangelii św. Łukasza, opowiadający o spotkaniu Jezusa z Zacheuszem przynosi frustrację. Czytałem doskonałe komentarze do tych słów. Wysłuchałem fantastycznych objaśnień św. Jana Pawła II, Benedykta XVI czy też Franciszka (chociażby podczas jego pielgrzymki do Krakowa). Sam wielokrotnie ten passus Łukaszowej Ewangelii komentowałem. To wszystko sprawia, że odczuwam pewne zniechęcenie. Tekst czytany i komentowany tyle razy wydaje się nie przemawiać.

Mimo tego uprzedzenia spróbujmy się wczytać w tę historię, która rozgrywa się w Jerycho. To najstarsze miasto świata. Życie toczy się w nim niezmiennie od jakichś 11 tysięcy lat. Jerycho czasów Jezusa to nie metropolia naszej epoki. Łukasz wyraźnie podkreśla, że Jezu przechodzi przez miasto. Byłoby rzeczą ciekawą zastanowić się, jaki jest status miasta w Biblii. Ale to innym razem.

Człowiek złej sławy

Autor Ewangelii prezentuje głównego bohatera epizodu; Zacheusz – jego imię oznacza czysty, niewinny. Takim jednak nie jest. O tym wiedzą ludzie w mieście, bo miasto wie wszystko. Wie o tym także sam Zacheusz. Tylko Jezus wydaje się nie wiedzieć, kim jest ten człowiek. Ta ignorancja Jezusa wywołuje oburzenie mieszkańców miasta. Gdzieś echem brzmią słowa faryzeusza Szymona z siódmego rozdziału tej samej Ewangelii, komentujące spotkanie Jezusa z jawnogrzesznicą: „widząc to faryzeusz, który Go zaprosił, mówił sam do siebie: «Gdyby On był prorokiem, wiedziałby, co za jedna i jaka jest ta kobieta, która się Go dotyka, że jest grzesznicą»”. (Łk 7; 39-40). Gdyby On był prorokiem, wiedziałby, kim jest Zacheusz. Kim zatem był ten niski człowiek? Charakteryzują go dwa słowa, dwa pojęcia: zwierzchnik celników i bogaty. Trzeba nieco wyjaśnić, jak to bywało z tymi celnikami. Otóż szef celników podpisywał z przedstawicielem Imperium Rzymskiego umowę. Wpłacał z góry całą należną sumę do kasy cesarstwa, a potem przez rok próbował skutecznie ściągnąć te podatki z mieszkańców terytorium, na którym on i jego podwładni mieli prawo działać. Chodziło o zbieranie podatków dla Rzymu, a zatem w oczach Żydów było to kolaboracją z okupantem. Poza tym wiadomo, że pieniądz (zwłaszcza duży pieniądz) sprawia, że ludzie tracą umiar i dobry smak. Zacheusz zatem to kolaborant i złodziej. Do tego jeszcze śmieszny. Żeby zobaczyć Jezusa, wyprzedza tłum i wdrapuje się na sykomorę. I do kogoś takiego w gościnę wybiera się Nauczyciel. W kulturze żydowskiej spożyć z kimś posiłek oznaczało okazać komuś przyjaźń, pewną wspólnotę życia. W tym konkretnym przypadku Jezus czyni się niejako wspólnikiem życia i działań Zacheusza.

Gest bezwarunkowy

W opowiadanym epizodzie, historii zdumiewają dwie sprawy. Po pierwsze, gest Jezusa. To prawda, że Zacheusz wdrapuje się na drzewo. Możemy się w tym dopatrywać jakiejś inicjatywy, jakiegoś wyprzedzenia Jezusa. Ciekawy jest Jego osoby. Coś słyszał, coś wie. Ale to mimo wszystko nijak ma się do tego, co robi Jezus. Ogrom łaski i takiej zwyczajnej i ludzkiej sympatii i życzliwości okazanej komuś, kim całe miasto gardzi. Zacheusz zmienia się nie, dlatego że ktoś czyni mu wyrzuty i kategorycznie ocenia jego przeszłość, niechlubną przeszłość. Nie! Zacheusz zmienia się, nawraca się, żeby użyć w końcu tego religijnego terminu, dlatego że Jezus przypomina mu, swoim gestem przyjaźni, jego godność. Że jest synem, dziedzicem Abrahama. To jednak nie dokonuje się dzięki werbalnej deklaracji, a wskutek gestu, który idzie wbrew mentalności miasta. Gest, który idzie przeciw ówczesnym, dobrym obyczajom. To taki moment, w którym w oczach ludzi dobro miesza się ze złem. Święty czyni się wspólnikiem Złego. Potrzeba odwagi, męstwa Świętego. On nie stawia warunków – jak to często bywa w naszym duszpasterstwie, ponoć inspirowanym wielkodusznością Ewangelii.

Doświadczenie uczy mnie, że w naszej posłudze duszpasterskiej zdecydowana większość z nas najpierw postawiłaby warunki, co Zacheusz musi zrobić, żebyśmy zechcieli do niego zajrzeć. W naszym duszpasterstwie, co mówię z całą odpowiedzialnością, odzyskanie godności (czy też nawrócenie człowieka, który mierzy się ze swoją niechlubną przeszłością) nie jest owocem wielkoduszności Kościoła, który mediuje Słowo i za Słowem chce ryzykować tę dwuznaczność, ale jakichś administracyjnych nacisków. Trwałość tego jest oczywiście znikoma.

Czy próbowaliście kiedykolwiek wyobrazić sobie na miejscu Jezusa przeciętnego księdza, duszpasterza, osobę świecką zaangażowaną w duszpasterstwo? Być może się mylę, ale zdecydowana większość z nas w tej sytuacji powiedziałaby, że to niemożliwe, aby pójść w gościnę do Zacheusza, bo co ludzie powiedzą, bo to jawnogrzesznik, Ileż to razy słyszałem (od duchownych i świeckich) jako asystent osób żyjących w związkach niesakramentalnych, że to jawnogrzesznicy. To nie jest droga Jezusa Chrystusa. Na pewno nie Tego, który zainteresował się Zacheuszem.

Gest odwzajemniony

Być może tutaj należałoby zakończyć tę refleksję, gdyby nie piękne zachowanie samego Zacheusza. Połowę swojego majątku oddaje ubogim. Darrell Bock w swoim komentarzu do Ewangelii Łukasza pisze, że w judaizmie czasów Jezusa, czymś dopuszczalnym było przekazanie jednej piątej swojej majętności ubogim. To co nadto uważano za brak rozsądku! Zacheusz daje połowę, a jeśli kogo skrzywdził chce oddać czterokrotną wartość wyrządzonej krzywdy. Wydaje się, że uczestniczymy w jakimś konkursie wielkoduszności: kto da więcej. Jezus czy Zacheusz. Ale to nie to jest kwintesencją tej historii.

Próbuję to wyznanie Zacheusza sobie przełożyć na język miasta. On wie, że święty nie jest, że w jego przeszłości było wiele draństwa. Przychodzi moment zapłaty i płaci zgodnie z wymogami Prawa. Chłop z jajami, chciałoby się powiedzieć. Bez żadnego sentymentalizmu. Ilekroć czytam tę historię, tylekroć wydaje mi się, że dotykam istoty Ewangelii: wielkoduszność Jezusa, który czyniąc się przyjacielem, wspólnikiem Zacheusza, ryzykuje swoją reputację. A ten, nie tracąc nic ze swojej osobowości, mierzy się ze swoją grzeszną przeszłością. Tyle.

ks. Adam Błyszcz

fot. Wikipedia, Niels Larsen Stevns "Zacheusz", obraz Randers Kunstmuseum