Jakiej modlitwy oczekuje od nas Pan?

Data publikacji: 2019-10-20 21:31:09

XXIX niedziela zwykła

Powiedział im też przypowieść o tym, że zawsze powinni modlić się i nie ustawać: 2 «W pewnym mieście żył sędzia, który Boga się nie bał i nie liczył się z ludźmi. 3 W tym samym mieście żyła wdowa, która przychodziła do niego z prośbą: "Obroń mnie przed moim przeciwnikiem!" 4 Przez pewien czas nie chciał; lecz potem rzekł do siebie: "Chociaż Boga się nie boję ani z ludźmi się nie liczę, 5 to jednak, ponieważ naprzykrza mi się ta wdowa, wezmę ją w obronę, żeby nie przychodziła bez końca i nie zadręczała mnie"». 6 I Pan dodał: «Słuchajcie, co ten niesprawiedliwy sędzia mówi. 7 A Bóg, czyż nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy dniem i nocą wołają do Niego, i czy będzie zwlekał w ich sprawie? 8 Powiadam wam, że prędko weźmie ich w obronę. Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?»

(Łk 18, 1–8)

Jedna z najdziwniejszych, żeby nie powiedzieć, że najgłupsza przypowieść Jezusa Chrystusa. Nie jest żadnym problemem to, że zachowanie samego Boga zostaje zilustrowane postawą bezbożnego sędziego. Nieco wcześniej w Ewangelii Łukasza Jezus, nawiązując do kwestii modlitwy, opowiada inną przypowieść, w której siłą obrazu jest fakt, że ludzie, którzy niekoniecznie są dobrzy, potrafią czynić dobro:

9 I Ja wam powiadam: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. 10 Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą. 11 Jeżeli którego z was, ojców, syn poprosi o chleb, czy poda mu kamień? Albo o rybę, czy zamiast ryby poda mu węża? 12 Lub też gdy prosi o jajko, czy poda mu skorpiona? 13 Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą».

(Łk 11, 9–14)

Staje się jasne w świetle tego drugiego fragmentu, że sercem modlitwy chrześcijanina jest wyznanie wiary w dobroć Boga. Nie tyle w Jego wszechmoc, nie tyle sercem modlitwy jest przekonanie, że On wszystko może. Że jak trzeba będzie, to Bóg wstrzyma bieg natury, bieg historii, aby ocalić wierzącego i modlącego się człowieka. Modlitwa, według Jezusa, zasadza się na głębokiej wierze, że Bóg jest dobry, a nie wszechmocny.

Problemem przypowieści opowiadanej w dzisiejszej Ewangelii jest coś innego. Po pierwsze, przede wszystkim wydaje się, że Jezus koncentruje się na modlitwie prośby. Tak jakby nie istniały inne wymiary modlitwy człowieka. Tak jakby nie miała znaczenia modlitwa słuchania. Trwania w milczeniu wobec tajemnicy Boga, który przemawia do sumienia człowieka, w tym najbardziej intymnym sanktuarium ludzkiej osoby.

Być może jest i tak, że przecież Jezus przemawiał w kulturze, w środowisku żydowskim, w którym normą było to, że czytało się Torę, czytało się proroków. Słowo Boże było codziennością. My żyjemy w kulturze, w środowisku postchrześcijańskim, w którym nie ma żadnej (mimo wielkiego zrywu augustianina Marcina Lutra) zażyłości ze Słowem Bożym, z Biblią (wiem, że nie można Słowa Bożego redukować do Biblii, ale bez przywołania samej Biblii mówienie o Słowie Bożym pozostaje w pewnym zawieszeniu). I być może było dla Jezusa oczywistym, że człowiek wzrasta w takiej właśnie zażyłości ze Słowem Bożym. Że czyta Święte Księgi i medytuje ich treść. Tak było w czasach Jezusa. Była to praktyka powszechna w Izraelu. Jezus był niejako wdrożony w praktykę modlitwy słuchania. Mógł ją zatem zakładać jako fundament życia modlitewnego. Ale powtarzam: w naszych czasach ta sprawa wygląda inaczej.

Po drugie, nacisk Jezusa na konieczność modlitwy prośby sprawia, że odnosimy takie wrażenie, że trzeba się modlić dzień i noc, aby zostać wysłuchanym. Ale przecież tak nie jest: każdy z nas może wskazać historię kogoś, kto modlił się dzień i noc (z różnych powodów: żeby ocalić siebie lub kogoś, kogo kochał przed nowotworem lub innym paskudztwem, które skrada się, aby unicestwić życie) i nie został wysłuchany. Cóż mamy począć z tym niewysłuchaniem? Niejako automatycznie myślimy (podobnie chyba Jezus Chrystus), że to najprawdopodobniej wina modlącego się, że za mało się modlił? Albo też cierpiał na jakiś niedostatek wiary? Tylko w co? We wszechmoc lub w dobroć Boga?

Przypowieść Jezusa, którą proklamuje dzisiejsza liturgia, skłania do wielu pytań, które dotyczą naszej wiary i naszej tożsamości. Odpowiedzi na to możemy znaleźć (tak mi się wydaje) jedynie w milczącej modlitwy wsłuchującej się w to, co Pan ma do powiedzenia swojemu Ludowi.

ks. Adam Błyszcz