Gramatyka zmartwychwstania

Data publikacji: 2018-04-07 10:12:53

Homilia na Paschę 2018

Orędzie dzisiejszej niedzieli brzmi: Jezus zmartwychwstał. Każde zdanie domaga się jakiejś gramatyki, która czyni to zdanie czytelnym i pozwala przekazać je dalej. Podobnie ze zdaniem, które dominuje liturgię dzisiejszej niedzieli. Trzeba nam poszukać jakiejś gramatyki paschalnej, wielkanocnej (lub ją stworzyć), która pomoże odczytać właściwy sens tej deklaracji, że Jezus zmartwychwstał.

Wydaje się, że dwie podstawowe reguły takiej gramatyki paschalnej zostały określone w Wielki Piątek, w dzień śmierci Jezusa Chrystusa. Myśmy ten dzień przeżyli jako ludzie wierzący, jako chrześcijanie, jako ludzie zanurzeni od wielu dziesięcioleci naszej osobistej historii w przekonaniu, że po Wielkim Piątku przychodzi niedzielny poranek zmartwychwstania. Stąd też aż tak bardzo tym Wielkim Piątkiem się nie przejmujemy. Podobnie kiedy oglądamy jakiś serial sensacyjny, w którym główny bohater zostaje zmiażdżony w wypadku samochodowym. W następnym odcinku widzimy go jednak w pełnej formie, z jakąś blizną na policzku lub dłoni. Czyli wypadek nie miał żadnego znaczenia. Dla pierwszych uczniów Jezusa Wielki Piątek był końcem świata. Daje się to poznać chociażby w relacji dwóch uczniów uciekających do Emaus: „A myśmy po Jezusie się spodziewali”.

Pierwszym czynnikiem gramatyki zmartwychwstania jest przeżycie Wielkiego Piątku, dogłębne rozumienie śmierci Jezusa, być może śmierci w ogóle. W naszym świecie mamy niestety banalne i płytkie rozumienie śmierci. Mimo że wszyscy jesteśmy dotknięci goryczą śmierci. Rozumieć śmierć, uchwycić jej najgłębsze znaczenie. Potrzebny jest jakiś dobry traktat o śmierci. Traktat, który kończy się na Wielkim Piątku. Tak, jakby nie było zmartwychwstania. Czy duchowość ateistyczna mogłaby nam w tym pomóc?

Oto pierwsza zasada, reguła gramatyki zmartwychwstania: gorycz śmierci. Przeżyta i doświadczona w całej głębi. Ale Wielki Piątek objawia nie tylko gorycz śmierci. Ten dzień przynosi także objawienie miłości Boga do człowieka. Jezus przez całe swoje życie świadczył o miłości Boga do człowieka, począwszy od rozmowy z Nikodemem, w której Jezus twierdzi, że Bóg tak umiłował świat, że posłał swojego Syna, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne (por. J 3, 16). Tę miłość, opowiadanie o niej potwierdził w ostatnich godzinach swojego życia. Miłość, która nie wyklucza nikogo. Judasz podczas ostatniego swojego spotkania z Jezusem, w Ogrodzie Oliwnym, kiedy wydaje Jezusa w ręce katów, czyli zdradza Nauczyciela, usłyszał, że jest przyjacielem. Ewangeliści, opowiadając życie Pana, piszą, że Jezus zaledwie cztery razy użył słowa przyjaciel. W tym zaledwie raz jeden w odniesieniu do pojedynczej osoby. Właśnie w stosunku do Judasza, podczas ich ostatniego, dramatycznego spotkania.

Jezus, umierając na krzyżu, modli się za swoich oprawców. Miłość, która nie wyklucza nikogo. Nawet, a może przede wszystkim tych, którzy mienią się wrogami Jezusa i Boga! Miłość, która zostaje ofiarowana bezinteresownie i bezwarunkowo. Tak jak jest w nas gorycz śmierci, tak jest w nas także pragnienie takiej miłości. Przede wszystkim pragnienie bycia miłowanym w sposób bezwarunkowy i bezinteresownie. A potem odkrywamy pragnienie, by móc kochać tak właśnie, na wzór Jezusa!

Ale te święte dni przynoszą jeszcze jedną charakterystykę miłości. Maria Magdalena biegnie do grobu nie dlatego, że spodziewa się zmartwychwstania, ale dlatego, że ponagla ją taka miłość, która nie pretenduje do tego, żeby zmienić całe uniwersum i bieg historii, ale żeby okazać wierność Przyjacielowi. Nic więcej zrobić nie można! Taka miłość, która jest bezbronna, bezsilna i nieefektywna. Jezus miał chyba słabość do takiej miłości, bo uczynił z niej kryterium w przypowieści o Sądzie Ostatecznym. Głodny, którego dzisiaj się nakarmi, jutro będzie tak samo głodny; chory, którego się dzisiaj odwiedzi dalej pozostanie chory; podobnie więzień. Miłość przyjaciół Jezusa nie ocali Go od okrutnej śmierci.

Takie są dwie podstawowe reguły, zasady gramatyki zmartwychwstania: gorycz śmierci i tęsknota za miłością.

ks. Adam Błyszcz