Jechaliśmy sobie drogą,
kiedy widzę tuż pod nogą
konia mego jakieś coś
rozdeptane wzdłuż i wskroś.
Przypatruję się dokładnie,
nie wygląda to zbyt ładnie.
Jakieś takie płaskie kapkę
jak plasterek na kanapkę.
Myślę sobie i się dziwię
kto tak skończył nieszczęśliwie.
Dziwny ma to kształt nieznany
na wpół w ziemi zasypany.
Lecz tu nagle wietrzyk zawiał
wątpliwości moje rozwiał
bo z piaseczku się pokazał
kolor stwora i okazał
się być zielonością żaby,
która skacząc pewnie z trawy
wpadła wprost w koniec żywota
co ją na tej drodze spotkał.
Teraz kiedy deszczyk pada,
pewnie żabę tę rozkłada.
Ale nikt już nie pamięta
o niej, i tylko od święta
wspomni żabę rozdeptaną,
na terenie napotkaną.