Liturgia Słowa:
I czytanie: Jl
2, 12-18;
Psalm rep.: Ps 51(50), 3-4. 5-6a. 12-13. 14
i 17 (R.: por. 3a);
II czytanie: 2
Kor 5, 20 – 6, 3;
werset: Jl
2, 13;
Ewangelia: Mt
6, 1-6. 16-18
Homilia
Wstrząsające
są słowa z księgi Joela: "Nawróćcie się do mnie całym waszym sercem,
przez post i płacz, i lament. Rozdzierajcie jednak wasze serca a nie szaty!"
Ich kontynuacją i rozwinięciem są słowa samego Chrystusa, który w Ewangelii
mówi jeszcze wyraźniej: "Strzeżcie się żebyście uczynków pobożnych
nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was inni widzieli." Wielu z
nas -w czasie rozpoczynającego się dzisiaj Wielkiego Postu- podejmie różnego
rodzaju umartwienia i wielkopostne zobowiązania. A przecież nie post -jako
taki- jest celem, ale nawrócenie i przemiana serca, zmiana myślenia,
wartościowania i postępowania. A w ostatecznym efekcie chodzi o to, aby uwierzyć
Bogu, aby do Niego przylgnąć, uczynić Go centrum i źródłem naszego codziennego
życia.
Tak
ładnie mi się to napisało (powiedziało) i tak okrąglutko ... ale czy ja
naprawdę wiem, o co w tym wszystkim chodzi i jak ma się dokonać we mnie to
wewnętrzne i prawdziwe nawrócenie? Od tylu już lat próbuję i stale jakoś mi to
nie wychodzi i nie udaje się. Stale potykam się o własny egoizm i pychę, o moje
malutkie przyzwyczajenia i słabostki, o mój charakterek i robienie wszystkiego
na pokaz.
Obym
tylko nie zrezygnował i nie przestał próbować i stale na nowo podejmować
wysiłków. Obym tylko nie zapomniał, że to ostateczne i dogłębne nawrócenie
mojego serca nie dokona się jedynie dzięki moim własnym wysiłkom, ale że to On
sam tego we mnie dokona, Jego mocą i Jego Słowem. A moim zadaniem jest
ustawiczne zmaganie się ze sobą i stałe podnoszenie się, nawet jeśli zaraz po
tym znowu upadam i znowu się zapominam. A post, płacz i lament, posypanie głowy
popiołem, jałmużna i umartwienie pomagają mi tylko w przygotowaniu się do
przyjęcia Jego działania, pomagają nie zapomnieć, że wielkie rzeczy wymagają
wielu wyrzeczeń i uczciwej pracy.
Dla
ilu słowa powyższe są tylko pobożnym ględzeniem? Przecież praca nad sobą, post
i umartwienie są absolutnie nie w modzie w współczesnym, zracjonalizowanym
świecie nastawionym na spektakularny sukces. Bardziej się liczy efektywność, a
czasem nawet tylko tanie efekciarstwo i to, żeby dobrze wypaść. A ja tu ględzę
tak pobożniutko i słodko ... o poście i nawróceniu ... To takie niemodne i nudne
...
A
może warto czasem inaczej popatrzeć na życie? Nie tylko przez pryzmat dochodów
i nowszego modelu Mercedesa lub bardziej wystawnego stylu życia? Może jednak są
jakieś inne, większe wartości, niż trzeci już, elegancki i komfortowy domek
budowany w coraz to bardziej luksusowej dzielnicy?
Posypanie
głowy popiołem, to tylko znak i symbol. Ale ten znak może być równie pusty i
bez znaczenia, jak całe moje życie ...
No
i jeszcze jedno ... tak łatwo korygujemy i poprawiamy, krytykujemy i widzimy
błędy innych. Wielki Post daje nam szansę abyśmy zobaczyli najpierw nasze
grzechy i skorygowali siebie.
Pokuta i nawrócenie
Środa Popielcowa to doskonała okazja do przypomnienia sobie tego, o czym
zazwyczaj nie chcemy lub nie lubimy pamiętać. Nie należy tego jednak rozumieć
jako karcenie, lub straszenie, ale raczej jako przypominanie nam o czymś
najważniejszym w naszym życiu. Tak w dzisiejszych czytaniach, jak i w całej
liturgii pojawiają się dwa elementy: temat nawrócenia i element pokuty. Cały
Wielki Post to okres szczególnie tym dwóm tematom poświęcony. A w liturgii
Środy Popielcowej wyraża się to nie tylko słowami czytań, ale i formułą jaką
kapłan wypowiada posypując nasze głowy popiołem (Joz 7:6; 2Sm 13:19; Est 4:1;
Iz 58:5): „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię” (Mt 1,15) lub „Pamiętaj,
że jesteś prochem i w proch się obrócisz” (por Rdz 3,19; Ps 103,14).
Przypominają nam te słowa o konieczności ustawicznego, dogłębnego rewidowania
naszego życia i pogłębiania naszej wiary, oraz o jego kruchości i skończoności.
Być może dlatego dzisiaj Kościół przypomina nam prawdę o skończoności naszego
doczesnego życia, aby z tym większą radością oznajmić na zakończenie Wielkiego
Postu, że Zmartwychwstanie Chrystusa daje nam szansę na coś o wiele
wspanialszego, na życie wieczne (Rz 6:5; J 6:47)?
Zanim jednak dojdziemy do radości Wielkanocnego poranka trzeba abyśmy
się nawrócili i naprawdę uwierzyli Panu Życia i Śmierci, Jezusowi Chrystusowi,
który ma moc odrodzenia naszych śmiertelnych ciał do życia wiecznego. Tak więc
ani Środa Popielcowa, ani Wielki Post nie są czasem żałoby i ponuractwa. Jest
raczej czasem realnej i bardzo rzeczowej refleksji nad sobą i czasem
przypominania o tym o czym zazwyczaj nie chcemy pamiętać.
Mówienie w dzisiejszych czasach o pokucie i potrzebie nawrócenia nie
bardzo jest w modzie, bo czasy współczesne cierpią na duchową krótkowzroczność
i oczarowanie doczesnością. Nie dostrzegając wiecznych horyzontów, gloryfikują
doraźny sukces i płytkie szczęście. Stąd tym bardziej trzeba sobie o
tym rzypominać, abyśmy nie dali się pochłonąć owej doczesności.. Bo doczesność
sama w sobie nie jest złem, ale tylko wtedy, gdy jest mądrze przemieniana w
wieczność. I to właśnie proponuje nam Kościół w okresie rozpoczynającego się
Wielkiego Postu; jak mądrze przez pokutę i nawrócenie przemieniać to, co
nieustannie przemija w tworzywo wieczne.
Pochylając głowę
do posypania popiołem pomyśl właśnie o tym, że oto Chrystus, Który jest
także Panem czasu i wieczności powołuje cię właśnie do czegoś większego, do
nieśmiertelności.
Komentarz alternatywny
Tyle już razy w moim życiu przeżywałem Środę Popielcową, tyle już razy
rozpoczynałem Wielki Post ... I za każdym razem powracające z coraz
większą wyrazistością pytanie; „I co się w moim życiu zmieniło?” A nawoływanie
Chrystusa: „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię” (Mt 1,15) pozostaje
nadal zadaniem do wykonania. Jak trudno jest coś zmienić w życiu, jak trudno
jest radykalnie uwierzyć w Ewangelię ... Dlaczego? Przecież nie brak mi ani
środków, ani możliwości. Przecież nie jestem ateistą, czy nawet kimś religijnie
obojętnym. Przecież wewnętrznie jestem przekonany o słuszności Ewangelii, o
Prawdzie Dobrej Nowiny, tylko ... tylko jakiś marazm już dawno wkradł się w
moje życie. Marazm i zniechęcenie, ociężałość i brak dynamizmu. Życie codzienne
arogancko wciska się ze swoimi potrzebami i nakazami, ze swoimi ekonomicznymi
„prawami” . I tak trudno nabrać dystansu, tak trudno oderwać się -chociaż na
chwilę- od konieczności robienia pieniędzy, tak trudno zaryzykować i pójść na
całość. Tak trudno w końcu zaufać Chrystusowi, w Którego przecież wierzę! Ale
jakoś tak nijako i bez przełożenia na życie. I powracają pełne wyrzutu słowa
Chrystusa: „Biada tobie, bo gdyby w Tyrze i Sydonie działy się cuda, które u
was się dokonały, już dawno w worze i w popiele by się nawróciły.” (Mt
11:21)
Każdy Wielki Post, to kolejna okazja do wyrwania się z marazmu i
nijakości, do krytycznego spojrzenia na swoje życie, do podjęcia na nowo
wysiłku zmiany, nawrócenia, do otrząśnięcia się i rozpoczęcia na nowo. Warto co
roku podejmować taki wysiłek, mimo, że nieraz wydaje się nam, że jest on tak
nieefektywny, że skutki są tak mało widoczne. Warto, bo może bez tych
corocznych małych wstrząsów byłoby jeszcze gorzej? Bo
może bez tego corocznego posypania głowy popiołem zapomniałbym w ogóle, że
prochem jestem i wpadłbym w pychę nie do uniesienia? A nie ma nic gorszego dla
człowieka niż pełne pychy przekonanie, że się jest doskonałym i że już nic nie
należy zmieniać.
Stefan Świeżawski
pisał – „naprawdę wolny jest człowiek, w którym może się rozwijać pełne
życie duchowe, przyrodzone i nadprzyrodzone, nie natrafiając na przeróżne opory
rozlicznych braków, a zwłaszcza grzechu”. Uwolnić się od rozlicznych
spętań, jakie nawarstwiały się całymi miesiącami w naszym życiu, żeby swobodnie
zbliżać się do Boga, wzmacniać miłujące więzi że Stwórcą, to podstawowy cel
Wielkiego Postu.