Rok 1998. Historii tej nie opowiadałem wielu osobom, jednakże uznałem,
że powinienem o niej mówić aby - jeśli to możliwe, dopomóc tym, którzy
są podobnie jak kiedyś ja zagubieni w tym świecie. Wychowanie
otrzymałem typowo polskie, czyli katolickie. Sposób, w jaki otrzymałem
ziarno ewangelii raczej zraził mnie, aniżeli przybliżył do Boga. Odkąd
pamiętam zawsze szukałem ideałów. Szukałem wszędzie - najpierw w muzyce
elektronicznej, potem w rockowei, aż w końcu doszedłem do poszukiwań w
literaturze psychologicznej, zwłaszcza takiej, która dotyczy tzw."
pozytywnego myślenia ". Wszedłem w kursy kontroli umysłu metodą Silvy,
medytacje, wróżbiarstwo, itp. Niestety, owe praktyki doprowadziłuy mnie
do okultyzmu, i to bardzo zaawansowanego.Gdy w medytacji doszedłem do
wyższych poziomów, objął mnie w posiadanie przewodnik duchowy imieniem
Dante, który potrafił mi wiele przekazać, obdarzał mnie niezwykłymi
zdolnościami, opisywałem z 99 % dokładnością miejsca i osoby, których
nigdy nie widziałem i wiele mogłem o nich powiedzieć. Doświadczenia te
popchnęły mnie w spirytyzm począwszy od " białej " magii a zakończywszy
na " czarnej " ( np : używałem zaklęć z " Księgi Czarnej Magii ", która
traktowała nawet o ofiarach z ludzi dla szatana ).Temu wszystkiemu
oczywiście towarzyszyły środki odurzające, papierosy i tani alkohol (
b.często ) i co najgorsze - narkotyki. Od tego momentu zaczęła się moja
katastrofa. Wielka tragedia dla mnie i mojej matki, która wiele godzin
przepłakała z rozpaczy i żalu. Kiedy psychologia, filozofie, medytacja
nie pomogły mi odnależć wyższych ideałów, straciłem nadzieję i zacząłem
topić swe pragnienia i cele w używkach. W głębi serca wierzyłem jednak,
że istnieje coś doskonale idealnego, wiedziałem, że istnieje Dobry Bóg,
ale wcale Go nie znałem. Jednak liczyłem na to, że Go odnajdę. Z tego
też powodu zainteresowałem się " Odnową w Duchu Świętym " , potem zaś "
Neokatechumenatem " (grupy charyzmatyczne i bardziej biblijne w
kościele rzymsko - katolickim, bardziej biblijne niż on sam ). Wiem, że
już w tym czasie prowadził mnie Pan Bóg, gdyż pomimo, że od dwóch lat
ćpałem, to był taki okres, gdy codziennie o 6 rano byłem już w kościele
na mszy. Pragnąłem uwolnienia od nałogu, próbowałem w kościele odrywać
się od moich problemów starając udzielać się muzycznie, grać na
gitarze... Próbowałem się jakoś ratować, ale nie za bardzo mi to szło.
Wszelkie próby zajęcia się czymkolwiek nie dawały rezultatów. Nałóg
zapanował nade mną całkowicie. Rano wychodziłem aby nabyć w jakikolwiek
sposób towar, a potem ćpałem całymi dniami nawet do późnych godzin
nocnych. Po mieście bałem się chodzić ze względu na policję, włóczyłem
się po lasach i kanałach, wcześniej już rzuciłem szkołę, a poniewaz nie
pracowałem, wyłudzałem pieniądze od rodziców i znajomych. Ćpałem tanie,
bardzo groźne tzw. " miękkie " narkotyki, " NITRO " itp. Kiedy doszło
do tego, że ćpałem od 0,5 do 1 litra dziennie tego chemicznego
roztworu, mój organizm tracił równowagę psychczną, depresje, załamania
nerwowe, omamy, wielogodzinne utraty przytomności, coraz większe
kompleksy niższość i uczucie beznadziejnej rzeczywistości.Traciłem
kontrolę nad czynnościami fizjologicznymi. Doszło do tego, że nie
miałem ochoty już żyć. Zamknąłem się w piwnicy i chciałem zaćpać się na
śmierć. Chciałem w ten sposób uwolnić się od wszystkiego, mojego
dzieciństwa, tego, co mnie otacza.Modliłem się do Boga, aby mnie
uwolnił, albo zabrał do siebie. Jednak nie powiodło mi się. Wyszedłem
stamtąd, a w moim życiu nic się nie zmieniło. Wiele z tamtego czasu nie
pamiętam, chwilom tym towarzyszyły duże luki pamięciowe. Pewnego razu
trafiła do moich rąk kaseta magnetofonowa z audycją radiową pt:" Czy
jesteś prawdziwym chrześcijaninem ?", wysłuchałem jej - wtedy to po raz
pierwszy usłyszałem o zbawieniu z łaski przez wiarę. Pragnąłem
uwolnienia. Pamiętam, że padłem wtedy na kolana i modliłem się słowami
człowieka grzesznego w wierze opartej o tekst biblijny apostoła Pawła
do Rymian 10,9. " Bo jeśli ustami swoimi wyznasz, że Jezus jest Panem,
i uwierzysz w sercu swoim, że Bóg wzbudził Go z martwych, zbawiony
będziesz." Modlliłem się mniej więcej takimi słowami: Panie Jezu, chcę
poznać Cię osobiście. Dziękuję za to, że umarłeś na krzyżu za moje
grzechy. Otwieram Ci drzwi mojego życia i przyjmuję Cię jako swego
osobistego Pana i Zbawiciela. Dziękuję Ci za przebaczenie mi moich
grzechów i obdarzenie mnie życiem wiecznym. Przejmij kontrolę nad moim
życiem, uczyń mnie takim człowiekiem jakim chcesz abym był. Amen. Mimo,
że nadal ćpałem, przez około pół roku próbowałem coś robić, czasami
czytałem Pismo, choć chowałem je pod łóżko ze wstydu. Wtedy to ktoś
zostawił u mnie ulotkę zaproszenia na spotkanie z cyklu " Nowe Życie ".
Temat zainteresował mnie, przecież zawsze tego poszukiwałem. Poszedłem
na to spotkanie i od tej pory byłem na wszystkich wykładach mimo iż na
wszystkich byłem zaćpany. Chodziłem na nie brudny i cuchnący, ale nie
opuściłem żadnego. Choć często nie wiem jak się tam znajdowałem i
prawie nic z nich nie pamiętam, jakkolwiek wykłady trwały miesiąc
czasu. Dalej byłem w nałogu, wykłady mnie z niego nie uwolniły, co
prawda rzuciłem palenie, nadal jednak wiele piłem. Ktoregoś dnia
rozmawiałem ze swoim bratem, zaproponował mi wtedy, abym napisał do
pastora adwentystycznego list z pytaniami duchowymi. W ten sposób
zaczęła się już na poważnie moja "przygoda" z Adwentyzmem. Choć
chciałem uwolnienia, nałóg wyniszczał mnie powoli, ale skutecznie, nie
małem sił, by mu się oprzeć. Pewnego dnia w lesie, do którego chodziłem
ćpać, spotkało mnie kilku skinów. Byłem w takim stanie, że nie miałem
sił, aby uciekać. Bardzo mnie pobili,potem przez trzy miesiace nie
wychodziłem z domu. W tamtej chwili doznałem szoku, że Bóg, aby mnie
uratować dopuszcza się tak drastycznych metod. Przestałem ćpać -
zacząłem się leczyć. Nie, nie klinicznie, ale domowymi środkami. Po
trzech miesiącach ćpałem już sporadycznie, świadomie unikałem miejsc,
które wiązały się z moją przeszłością. Zacząłem przyjmować lekcje
biblijne. Kiedy przyszedł czas chrztu, pastor uczynił coś, czego nigdy
przedtem nie robił - nie dał mi propozycji, ale powiedział: "Jest
chrzest, musisz jechać". Szatan jeszcze wtedy o mnie walczył, przed
samym chrztem namówił mnie, bym złamał wszystkie przykazania - to było
straszne. Ale wtedy dokładnie przegrał. Byłem już chrześcijaninem i
postanowiłem odwrócić się od mej przeszłości. Pojechałem do Sanoka na
chrzest i przeżyłem nowonarodzenie. Od chwili chrztu stałem się
świadomie wierzący i wiem, że nie uzdrowił mnie kościół, Biblia,
medytacja, psychologia tylko prawdziwy Chrystus. Byłem szczery w swoich
modlitwach i kiedy Chrystus zapukał do moich drzwi, to otworzyłem je,
bo nic nie miałem. Uwierzyłem, że Chrystus jest jedynym Bogiem.
Niedawno doszedłem do wniosku, że nie wystarczy narodzić się z wody,
modliłem się do Boga o chrzest Duchem Świętym i dziś jestem prawdziwie
wolny, jestem niewolnikiem Chrystusa. Istotne są dla mnie obecnie dwa
pojecia - świadomie wierzący i zbawienie z łaski. Wielu ludzi w
kościele wierzy w Boga, ale nie każdy świadomie dąży do Niego, z pełnym
poświęceniem. Ja Go poznałem i chcę dla Niego żyć. Nie mam
wykształcenia, ale staram się robić to, co mogę i widzę, jak działa
Bóg. Chcę dzielić się swoją wiarą. Kiedyś nie miałem nic, teraz niczego
mi nie brakuje. Bóg zaspokaja moje potrzeby, On się o mnie troszczy.
Chwała Mu za to! |