Pszczyna - Polana " Trzy Dęby"
Pszczyna - Polana " Trzy Dęby"
„Trzy dęby” to miejsce powstałe w Parku Zamkowym po wysuszeniu największego parkowego stawu, na środku którego znajdowała się wyspa z trzema dębami. W drugiej połowie XIX wieku, dokonując przebudowy Parku Zamkowego na park angielski, Hochbergowie utworzyli dziką, zakończoną lasem promenadę łączącą sąsiednie folwarki na Kępie i Sznelowcu, przechodzącą w okolicy trzech dorodnych dębów. Z biegiem czasu stała się ona miejscem spacerowym, które szczególną rangę zyskało dzięki umieszczeniu głazu narzutowego upamiętniającego rządy Jana Hercoga XI von Hochberga w Pszczynie. Po zakończeniu I wojny światowej nierozstrzygnięte losy Górnego Śląska stanowiły przyczynek do powstania ruchów konspiracyjnych walczących o przyłączenie terenów do Polski. Symboliczne, ustronne „Trzy Dęby” stały się miejscem konspiracyjnych spotkań i składania przysięgi przez powstańców. przysięgę Przyjmował Stanisław Krzyżowski. Zdrada spowodowała, że akcje zostały ujawnione, skutkiem czego aresztowano członków śląskiej organizacji POW i osadzono ich w prowizorycznym więzieniu na zamku pszczyńskim.
Pszczyna i okolice stanowiły matecznik powstań śląskich.To tu rozpoczęło się I powstanie śląskie. Hasłem do jego wybuchu było wysadzenie miny w Gołkowie,co nastąpiło z opóźnieniem a w konsekwencji doprowadziło do częściowego niepowodzenia akcji powstańczej. Walki toczyły się z wielkim powodzeniem w północnej części powiatu pszczyńskiego, gdzie w okolicach Tychów powstańcy zdobyli działo i wzięli do niewoli niemieckiego oficera, ale już zupełnie bez szczęścia w samej Pszczynie, jako że tam doszło do zdrady, a na zmierzających na miejsce koncentracji powstańców w parku pszczyńskim czekały oddziały Grenschutzu. Józef Grzegorzek w swojej pracy Pierwsze Powstanie Śląskie1919 roku w zarysie tak pisze o tych wydarzeniach (str. 166-173):
"Główny komendant powiatu pszczyńskiego Alojzy Fizia z Pszczyny, dał hasło ruszenia w myśl rozkazu samozwańca Iksala. Zanim nakazał wybuch rozpocząć, wysłał on kurierów do sąsiednich powiatów, by upewnić się, czy komendanci w Katowickiem i Rybnickim również rozkaz z Piotrowic otrzymali, ale gdy po dłuższym czasie wysłannicy nie powrócili, a do naznaczonego w rozkazie terminu pozostało zaledwie kilka godzin, wydał hasło. Sygnałem bojowym miał być ów wybuch miny pod Gołkowicami. Jakiż był plan operacyjny?
Główne siły „Grenzschutzu“ znajdowały się w leżącym w południowej części powiatu mieście Pszczynie oraz w miasteczku Mikołowie, położonym w północnej części powiatu pszczyńskiego, mniejsze oddziały grencszucowych wojsk rozrzucone były po wioskach. Z tego powodu powiat podzielony był na dwie części: południową, w której akcją kierować miał sam komendant powiatowy Fizia, i północną ze Stanisławem Krzyżowskim z Pszczyny jako dowódcą. Tylko najdalej na północ wysunięty teren od linii Murcki — Słupna nie podlegał Krzyżowskiemu, bo organizacyjnie należał do powiatu katowickiego. Po usłyszeniu sygnału bojowego, co nastąpić miało o godzinie 12 w nocy, dowódcy kompanij mieli opanować swoje okręgi, a następnie maszerować ku wskazanym punktom, mianowicie:
I kompania miała zająć Tychy, wysłać oddziały do sąsiednich wiosek i pomagać tamtejszym powstańcom. Do Paprocan dowódca pierwszej kompanii wysłać miał dobrze uzbrojony pluton na pomoc dowódcy drugiej kompanii, który otrzymał nakaz znieść baterię artylerii polnej w Paprocanach.
II i III kompania posuwać się ku granicy powiatu katowickiego, na granicy stanąć i czekać dalszych rozkazów.
IV, V i VI kompania zdobyć Pszczynę, VII kompania wyruszyć do południowo-wschodniej części powiatu rybnickiego, tam w okolicy Jastrzębia złączyć się z oddziałami i brać miejscowość za miejscowością.
VIII kompanja wyruszyć w kierunku południowo- zachodnim i zamknąć „Grenzschutzowi“ drogę, gdyby od strony Żor posuwał się na Pszczynę.
IX i X kompanja zająć miasto Mikołów.
Rozkazy komendanta powiatowego dotarły na czas do dowódców wszystkich kompanij. Tak więc o północy 16 na 17 sierpnia, stosownie do rozkazów, dowódcy okręgowi i ich ludzie na miejscach zbornych w najwyższym naprężeniu nasłuchiwali sygnału bojowego. Wybuch w oznaczonym czasie nie nastąpił, bo minę pod Gołkowicami wysadzono dopiero o godzinie 3 nad ranem.
Ale główny dowódca w północnej części powiatu, Stanisław Krzyżowski postanowił nie czekać dłużej i koło godziny 1 w nocy ruszył na Tychy. W miejscowości tej nie było „Grenzschutzu“, mimo to nie obeszło się bez walki z Niemcami. Najpierw powstańcy, uzbroiwszy się w rewolwery, wtargnęli do sali kasyna browaru obywatelskiego, gdzie górna warstwa niemieckich mieszkańców gminy urządzała zabawę. Do tańca przygrywała kapela grencszucowa, złożona z 12 muzyków. Dzięki niespodziewanemu napadowi, powstańcy rzucili popłoch na Niemców, a nawet na żołnierzy-muzyków, którzy ratowali się ucieczką. Natomiast żandarm Neumann bronił się z odwagą lwa i w czasie strzelaniny odniósł krwawe rany. Dworzec kolejowy i ratusz zajęto bez walki. Kolejarzom oraz innym urzędnikom odebrano broń palną. Budynek pocztowy musiano zdobyć, gdyż pełniący służbę urzędnik sprzeciwił się obsadzeniu budynku z bronią w ręku. W browarze powstańcy znaleźli i zabrali większą ilość karabinów i znaczny zapas amunicji. Broń przeznaczona była dla bojówki niemieckiej na wypadek walki z Polakami. Z wielką pewnością powstańcy weszli do dworu, zostali jednak przywitani ogniem z fuzji myśliwskiej i pistoletów Zarządca dworu i jego synowie bronili się dzielnie, mając pod dostatkiem amunicji. W czasie walki zostali ranni dwaj powstańcy. Karol Liszka otrzymał z dubeltówki strzał w plecy, Paweł Banas został trafiony kulą rewolwerową. Wreszcie powstańcy zdobyli dwór, a Niemców osadzili w areszcie gminnym.
W sąsiedniej wsi Czułowie znajdował się oddział „Grenzschutzu“, złożony z 16 chłopa. Żołnierze słysząc strzelaninę we dworze tyskim, ruszyli w kierunku Tych i stoczyli walkę z powstańcami, prażąc ich gęstym ogniem karabinowym. Trzykrotnie powstańcy musieli się cofać, wreszcie przy pomocy karabinu maszynowego zapędzono żołnierzy do domu gospodarza Faronia. Stąd nieprzyjaciel usiłował bronić się, wszakże wysiłki jego były daremne. Broń jego stała się zdobyczą zwycięzców. Ale zwycięstwo to było połączone ze stratami. Powstaniec Augustyn Rozkoszny z Tych ciężko ranny padł na polu walki. „Grenzschutz“ dobił go kolbami. Postrzał w głowę otrzymał powstaniec Fr. Malcharek. również z Tych. Powstaniec Fr. Mroz z Czułowa trafiony został kulą karabinową w brzuch i zmarł w kilka godzin później wśród wielkich boleści. Karabin maszynowy obsługiwali: Jan Baron, Szymon Duka i Wilhelm Drabik. Kulomiot zdobyto w żwawej utarczce z oddziałem „Grenzschutzu“ na polach pomiędzy Tychami i Paprocanami. W czasie tej utarczki zginął od kuli nieprzyjacielskiej powstaniec Franciszek Kudło z Paprocan.
Do Żwakowa przybył z Wyr patrol konny „Grenzschutzu“. Na widok powstańców pierzchnął, wszakże zdołał wziąć kilku jeńców. Powstaniec Paweł Golda został przez żołnierzy okropnie skatowany. W międzyczasie na torze kolejowym od Pszczyny ukazał się pod Żwakowem parowóz z przyczepionym doń krytym wagonem, żołnierzami i 3 karabinami maszynowemi. Tam odstawiono pojmanych powstańców i wepchnięto do wagonu, gdzie bito ich kolbami. Powstaniec Józef Szweda z Żwakowa został uderzony w głowę tak silnie, że krew trysnęła. Oto nazwiska tych powstańców: Jan Pilorz, Ludwik Loska, Józef Jędrysik, Franciszek Szymon Wojciech Kurzak, Ludwik Jędrysik, Alojzy Pyrtek, Józef Szweda, Stefan Cofała i Paweł Golda.
Bardzo poważnym rezultatem pochwalić się mogła II kompanja i jej dowódca Wiktor Szczygieł z Urbanowie. Szczygieł nie czekał na sygnał bojowy z Gołkowic, lecz już o godzinie 11 w nocy z 75 strzelcami ruszył do dworu w Urbanowicach, zniósł posterunek na podwórzu, wtargnął do domu mieszkalnego właścicielki dworu i wziął do niewoli 12 grencszucowych żołnierzy. Następnie zabrał ich ekwipunek, 12 karabinów, 30 granatów ręcznych, kilka wozów i różny sprzęt wojenny. Po rozbrojeniu „Grenzschutzu“ w Urbanowicach, uwożąc zdobycz, II kompanja pod dowództwem Szczygła ruszyła do Paprocan. W tej miejscowości grencszucowi żołnierze byli zakwaterowani u gospodarzy, u każdego 3 do 8 chłopa, kapitan i dowódca baterii u chałupnika Mildnera, porucznik u Czardybona. Szczygieł i jego ludzie w ciągu pół godziny rozbroili oddział „Grenzschutzu“ i zdobyli 4 armaty polne i 2 karabiny maszynowe, oraz 50 koni artyleryjskich. Ale żołnierz, pełniący straż przy armatach, zdołał zbiec do budynku, w którym znajdował się lokal odwachu. Był to dom Czardybona. Tu „Grenzschutz“, ściągnięty w międzyczasie z całej wsi, stawił zacięty opór aż do godziny 4 rano. Dzięki niespodziewanemu przybyciu z Tych trzech dobrze zbrojnych z I kompanji powstańców drużyn, którym dowodzili Ludwik Gongor, Józef Kurzak i Jan Duka, walka z „Grenzschutzem“ wzięła obrót szczęśliwy dla powstańców. Gdy wspomniane drużyny rozciągnioną linją posuwały się ku domostwu Czardybona, grencszucowi żołnierze otwarli ogień karabinowy. Ale było jeszcze ciemno i nad ziemią unosiły się gęste tumany mgły, i dzięki tej okoliczności powstańcy zdołali osaczyć żołnierzy i zająć odwach. W tym samym czasie dowódca okręgu mikołowskiego, Ryszard Bąk rozpoczął walkę z „Grenzschutzem“ bez dostatecznej przezorności. Ludzi swych podzielił on na gromady i nakazał im znieść silne liczbą i uzbrojeniem oddziały „Grenzschutzu“ mikołowskiego. Kompanię z Łazisk, złożoną z 75 chłopa, którą przyprowadził Robert Kopiec, dowódca Bąk również rozdzielił na części i od razu wysłał oddział, złożony z 30 ludzi, do Łazisk Średnich, gdzie zająć miał dworzec kolejowy. Z tak rozdrobnioną siłą Bąk rozpoczął walkę z „Grenzschutzem“ w Mikołowie. Do ostrzejszych starć wcale nie doszło, zaś napady na placówki grencszucowe, fatalnie skończyły się dla powstańców. Oddziały ich rozpierzchły się na wszystkie strony.
Tymczasem powstańcy w Łaziskach Średnich, rozdzieliwszy się na dwie części, spełnili swoje zadania. Teodor Moroń z grupą, złożoną z 10 ludzi, udał się na kopalnię „Waleska“, gdzie urzędnikom odebrał broń palną. Następnie zajął dworzec kolejowy. Robert Kopiec z 20 ludźmi zjawił się na kopalni „Trautholdsegen“, gdzie znajdowały się biura okręgu policyjnego. Tam w ręce powstańców dostało się 16 karabinów i dubeltówka.
O godzinie 5 rano przybyli do Tych uczestnicy wyprawy do Urbanowic i Paprocan, wioząc 4 zdobyte armaty wraz z taborem baterii 2 kulomioty i prowadząc 50 koni artyleryjskich. Widok tak bogatej zdobyczy wywołał wśród powstańców w Tychach radość powszechną, a wśród Niemców wrażenie przygnębiające. Wziętych do niewoli żołnierzy odesłano do obozu jeńców. Pomimo tak szczęśliwych walk z „Grenzschutzem“ w północnej części powiatu, położenie powstańców było fatalne. Za kilka godzin dowiedział się też główny dowódca Stanisław Krzyżowski, że w sąsiednich powiatach powstanie nie wybuchło, oraz że w dalej położonych wioskach „Grenzschutz“ czyni przygotowania do walki z powstańcami. Już też konne patrolki grencszucowe posuwały się coraz bliżej Tych. Prócz urzędu pocztowego w Bieruniu Starym inne urzędy pocztowe nie dawały odpowiedzi na wołanie telefoniczne. Krzyżowski wydał rozkaz do zajęcia obronnych stanowisk, na które zatoczono zdobyte w Paprocanach działa. Był też znaczny zapas pocisków armatnich, ale wśród powstańców nie było artylerzystów — obserwatorów. Z tego powodu działa — przynajmniej na razie — nie miały dla powstańców wielkiego znaczenia. O godzinie 6-tej rano zgłosił się u Stanisława Krzyżowskiego kurier, przynosząc wiadomość, że bateria artylerii, stacjonowana na „Szybach Boera“ w Kostuchnej, gotowa jest do wymarszu, zaś szwadron strzelców konnych z tej samej miejscowości przeciągał lasem po obu stronach szosy w kierunku do Tych, a w tej chwili stoi niedaleko fabryki papieru w Czułowie. Tego rodzaju wieści przygnębiły dowódcę. Ale żołnierz brał górę. Jedną z armat Krzyżowski kazał skierować w stronę czułowskiej fabryki, a pluton powstańców rozciągnął się w łańcuch tyraljerów, frontem ku nieprzyjacielowi. O godzinie 7 „Grenzschutz“ jeszcze nie nacierał, spostrzeżono jednak, że kryje się w podszyciu lasu, nie wiedząc zapewne, jakie siły bojowe ma przed sobą. Krótko po godzinie 7 od strony północno-zachodniej przybył do Tych i stanął w pobliżu dworca kolejowego samochód pancerny, a równocześnie ukazała się nad wsią niemiecka maszyna powietrzna. Po chwili samolot odleciał w stronę Mikołowa, w tym samym kierunku odjechało auto pancerne. Czas jakiś powstańcy daremnie wypatrywali nieprzyjaciela. Naraz zjawiły się od strony Mikołowa dwa niemieckie samoloty, lecz przywitane ogniem karabinowym, zawróciły, a po chwili znowu ukazały się nad Tychami 3 maszyny powietrzne, zataczając nad wsią coraz większe kręgi. Ostrzeliwane z karabinu maszynowego dwa samoloty znowu odleciały, ale trzeci runął na łąkę pod lasem wygorzelskim.
Nadaremnie czekali powstańcy na wiadomości z Pszczyny. Tymczasem przybyli kurierzy z wieścią, że w Mikołowie powstańcy ponieśli zupełną klęskę, a miasto znajduje się w posiadaniu „Grenzschutzu“. Telefonistka z Bierunia Starego dała znać, że z Mysłowic zapowiedziano szwadron grencszucowej konnicy dla obrony Bierunia, ale konnica jeszcze nie przybyła.
A z Pszczyny wieści nie nadchodziły. Więc Stanisław Krzyżowski powierzył komendę Stefanowi Krzyżowskiemu, po czym kilku powstańcom kazał siąść na rowery i wraz z nimi ruszył do południowej części powiatu, żeby nawiązać kontakt z komendantem powiatowym Fizią i dowiedzieć się, czy w Pszczynie "Grenzschulz“ został zwalczony. Ale nieprzyjaciel udaremnił ten zamiar. Krzyżowski Stanisław dojechał tylko do miejscowości Piasek i tutaj, otrzymawszy ognia od „Grenzschutzu“. wraz z kolegami zmuszony został do ucieczki. Tymczasem nowy dowódca w Tychach, Stefan Krzyżowski otrzymał wiadomość od zawiadowcy stacji kolejowej, że awizowano gliwicki pociąg pancerny przez Podlesie do Tych. Więc Krzyżowski otrzymawszy tę wiadomość i wiedząc, że pomoc znikąd nie nadchodzi, a „Grenzschutz“ okrąża wieś i wkrótce otoczy ją szczelnym pierścieniem, zwołał przywódców wszystkich oddziałów do ratusza, gdzie po naradzie postanowiono wycofać się na otwarte pola, aby uniknąć okrążenia powstańców przez wroga. I w myśl tej uchwały dano powstańcom rozkaz opuszczenia wsi i gromadzenia się na szosie prowadzącej do Pszczyny. Tam strzelcy mieli utworzyć kolumnę i oczekiwać na armaty, wozy i konie artyleryjskie, odebrane „Grenzschutzowi“ w Paprocanach. Tak się stało, i w niespełna pół godziny powstańcy w należytym ordynku maszerowali ku miastu powiatowemu. Na czele kolumny jechał konno Paweł Buła z Wygorzelca. Pochód zamykały zdobyte działa, wozy i konie, dozorowane przez trzech wziętych do niewoli grencszucowych żołnierzy, którzy już w Paprocanach dobrowolnie złączyli się z powstańcami i potrzebni byli do obsługi armat. Gdy czoło pochodu zbliżyło się do leśniczówki Kronego pomiędzy Tychami a Kobiorem, z obu stron lasu posypały się kule karabinowe, bo w leśniczówce i lesie czatował „Grenzschutz“. Aby napad odbić i mieć drogę otwartą, powstańcy dali w obie strony ognia z karabinu maszynowego i już po dwóch seriach zmusili żołnierzy do ucieczki. W czasie tej strzelaniny chłopak Pająk z Żwakowa został ranny w obie nogi, a córce Kronego kula strzaskała prawą rękę.
Przed Kobiorem powstańcy spotkali się z kurjerami, którzy opowiadali o smutnym stanie rzeczy w południowej części powiatu pszczyńskiego. „Grenzschutz“ w sile kilka kompanij piechoty, szwadronu strzelców konnych i baterii artylerii polnej — meldował Augustyn Wagstyl z Piasku — trzyma miasto Pszczynę oraz gminy wiejskie w bliższej i dalszej okolicy. Gdy powstańcy z Starej Wsi zbliżyli się w nocy do parku pszczyńskiego, który miał być miejscem zbornym przed wybuchem powstania, przywitał ich ogień z grencszucowych karabinów. Powstańcy nie mogli wdać się w walkę, bo nie byli zbrojni nawet w kije, więc mimo zapału bojowego, wycofali się z pod parku, po czym na drodze wracali oddziały powstańcze z Suszca, Kryr, Brzezca, Poręby i Radostowic.
Dalszy pochód powstańców z północnej części powiatu ku Pszczynie był więc nie do pomyślenia, zresztą całe grupy powstańców odrywały się od kolumny, uchodząc w kierunku Wisły. Ostrzeliwanie Pszczyny z armat było również niemożliwe z powodu zbyt wielkiej odległości. Dowódca pochodu, straciwszy wiarę w możność dalszej walki, postanowił ruszyć ze swymi ludźmi leśnymi drogami ku Wiśle. W lasach transport armat po wąskich drogach i ścieżkach był wprost niemożliwy. Konie do cna znużone i głodne odmawiały posłuszeństwa, a starsze z nich tylko luzem szły bardzo powoli.
Po krótkiej naradzie postanowiono armaty — o ile się to da — zniszczyć. Zamki i inne części składowe zaniesiono daleko w las i zakopano. Potem ruszono dalej przez Kobior na Studnice — Jankowice — Rudowki — Grzawę ku Wiśle. W drodze musiano dalsze konie puścić luzem, gdyż nie chciały iść dalej. Przed Jankowicami wysłany na zwiady patrol wrócił i meldował 4 wozy „Grenzschutzu“, jadące pędem z Pszczyny do Międzyrzecza. Natychmiast Krzyżowski Stefan nakazał zająć stanowisko obronne. Karabin maszynowy ustawiono lufą ku nieprzyjacielowi. Ale „Grenzschutz“ minął powstańców, — jak gdyby ich nie był widział. Na zaatakowanie „Grenzschutzu“ powstańcy nie mogli się zdecydować, gdyż karabin maszynowy miał już tylko pół pasa naboi, a powstańcy w sile nie więcej jak 80 chłopa, posiadali każdy najwyżej 2 naboje.
Przeprawa przez Wisłę trwała od godziny 7 wieczorem aż do nadejścia nocy. Granicę polską przekroczyli powstańcy z bronią ręczną, 1 karabinem maszynowym i 35 końmi. Wozy pozostawiono za rzeką, gdyż transport przez Wisłę z powodu ciemności był rzeczą niemożliwą."
Niepowodzeniem zakończyły się też próby opanowania ich posterunków w Ćwiklicach i Goczałkowicach. Powstanie upadło w chwili, kiedy rozpoczynało się w części przemysłowej Górnego Śląska. We wrześniu 1939 roku hitlerowcy rozstrzelali w Parku Zamkowym byłych powstańców i harcerzy. Egzekucja miała miejsce 4 września 1939 roku.Po zakończeniu II wojny światowej ich ciała uroczyście przeniesiono w miejsce obecnego spoczynku. W 1952 r. ”Trzy Dęby” ponownie „urosły” do rangi cmentarza wojennego, ponieważ pochowano tutaj ekshumowane zwłoki żołnierzy 6 Dywizji Piechoty Armii Kraków, którzy polegli w dniu 02.09.1939 r. w nierównej walce z czołgami niemieckiej 5 Dywizji Pancernej pod Ćwiklicami. Z trzech mogił w okolicach sąsiednich Ćwiklic przeniesiono ciała 205 żołnierzy 16 Pułku Piechoty Ziemi Tarnowskiej i 6 Pułku Artylerii Lekkiej z Krakowa. Na cmentarzu tym swoje miejsce spoczynku znaleźli również żołnierze z górnośląskiej 23 Dywizji Piechoty i 55 Dywizji Piechoty z Katowic, którzy walczyli o miejscowość Rudziczka i tam zostali pochowani w mogiłach polowych. Pierwotnie w punkcie tym powstał granitowy pomnik upamiętniających śmierć powstańców i harcerzy, a dopiero po 34 latach przypomniano sobie o pozostałych, fundując im oddzielny obelisk z metaloplastyki. W 2009 r. postanowiono nadać temu miejscu charakter cmentarza wojennego, komasując wszystko w ramach jednego pomnika. Po trzech dębach w promenadzie parkowej pozostała jedynie pamięć, ponieważ upływ czasu spowodował, że wszystkie obumarły. Jednak nadal są w pamięci okolicznych mieszkańców, a równocześnie symbolizują świadectwo tych, którzy oddali swoje życie, walcząc o Pszczyńską Ziemię.