Godów
Godów
Powstanie wybuchło w nocy z 16 na 17 sierpnia, lecz żadna z czołowych władz organizacji nie wydała rozkazu na ten termin. W Piotrowicach na Śląsku Cieszyńskim istniał obóz uchodźców, w którym po przeniesieniu komendy do Strumienia stał na czele J. Michalski z Wodzisławia. Obok legalnego komendanta Michalskiego wodził rej niejaki Maksymiljan Iksal z Małej Turzy. Otóż tenże Iksal i pokrewni jemu duchem ambitni ludzie postanowili w chwili przełomowej zaskoczyć władze organizacji rokoszem, a ponieważ czasu nie starczyło, żeby ich w odpowiedni sposób powołać do porządku, udał się nieszczęsny plan zamachowców.
W obozie piotrowickim odbyły się trzy zebrania. Na pierwszych dwóch uchwalono wybrać komitet z kompetencjami sztabu, na którego czele miał stanąć Józef Michalski. Komitet miał wydać rozkaz do wybuchu powstania. Na trzecie zebranie, które odbyło się 14 sierpnia, zaproszony Michalski nie przybył. Zebranie wybrało mimo to komitet, do którego weszli: Maksymiljan Iksal, Franciszek Marszolik, Andrzej Herzog, Jan Szczepański i Franciszek Zieleźny.
Bez porozumienia się z naczelnymi władzami P. O. W. Maksymiljan Iksal wydał pisemny rozkaz do ruszenia, który jednakże nie był zaopatrzony żadnym podpisem, natomiast hasłem „Gwiazda". Tylko pszczyński komendant powiatowy, Fizia z niewytłumaczonych powodów usłuchał rozkazu samozwańca i rozpoczął walkę z „Grenzschutzem". Inne powiaty ruszyły 24 godziny później, — na rozkaz wydany z Bytomia. Organizację spotkało więc największe nieszczęście, jakie spaść na nią mogło, bo została pozbawioną jedynej szansy powodzenia, która polegała na jednoczesnym uderzeniu we wszystkich powiatach. Należący do otoczenia Iksala wymieniony wyżej Jan Szczepański udał się na kilka dni przed wybuchem powstania do sztabu w Strumieniu, gdzie przed zastępcą komendanta Zgrzebnioka, Janem Wyglendą złożył raport o postronnej akcji Iksala. W dniu 14 sierpnia zjawił się w Bytomiu wysłany przez tegoż Szczepańskiego kurier, który taki sam jak w Strumieniu raport złożył w głównej kwaterze P.O.W. Przerażony wieścią Grzegorzek, tego samego dnia wieczorem udał się do Sosnowca, skąd na ręce Szczepańskiego wysłał telegram następującej treści:
„Zabraniam stanowczo wszelkiej oddzielnej akcji. Należy stosować się do rozkazów, które wkrótce nadejdą. — Grzegorzek".
Telegram ten Szczepański odczytał kilka razy w Piotrowicach na zebraniu, któremu przewodniczył Iksal Maksymiljan, a na którym uchwalono dać hasło do powstania. Dodać należy, że na tymże zebraniu powzięto również uchwałę, że kto zdradzi tajemnicę — „otrzyma kulą w łeb".
Z powyższego wynika, że piotrowiccy separatyści nie mieli zamiaru władze powstańcze uwiadomić o wybuchu powstania, i zdecydowani byli zaskoczyć je faktem dokonanym. W rzeczy samej hasło do ruszenia już z Piotrowic było wydane, gdy czołowe władze powstańcze wspólnie obradowały w Strumieniu nad kwestią wybuchu powstania. Działo się to, jak wiadomo, w sobotę 16 sierpnia, a tymczasem dowódca grupy powstańczej w Dolnych Łaziskach, Robert Kopiec — już tego samego dnia wieczorem o godzinie 8-mej był w posiadaniu rozkazu do ruszenia, przesłanego mu przez komendanta powiatowego Fizię w Pszczynie. W nocy z 16 na 17 sierpnia o godzinie 2-giej wyruszył z Piotrowic należycie zbrojny oddział, złożony z około 40 powstańców, z Iksalem na czele. Po przekroczeniu granicy oddział podzielony został na trzy grupy, z których każda miała przez dowódcę wyznaczone zadanie. Grupa pierwsza, złożona z ochotników, miała unieszkodliwić grencszucowych żołnierzy składających wartę w dominjum gołkowickiem, poczem grupa druga, liczebnie najsilniejsza, niespodziewanym napadem opanować miała budynek dworski w Gołkowicach, w którym zakwaterowane były dwie sekcje „Grenzschutzu“, żołnierzy pojmać i zdobyć broń, oraz amunicję. W tym samym czasie trzecia grupa na polach pomiędzy Skrbeńskiem a Gołkowicami miała doprowadzić do wybuchu minę, i tą detonacją dać znać powstańcom powiatu rybnickiego i pszczyńskiego, że zbrojne powstanie przeciw wojskom „Grenzschutzu“ zostało rozpoczęte.
Plan ten został wykonany, lecz nie obeszło się bez walki, ponieważ grupa pierwsza nie zdołała zaskoczyć wartowników. Powstańców przywitały przed odwachem kule karabinowe, nie cofnęli się jednak przed ogniem nieprzyjacielskim. W czasie tej utarczki doszła do dworu grupa druga i po rozbrojeniu wartowników ruszyła natychmiast pod budynek, w którym znajdowali się żołnierze „Grenzschutzu“. Tu rozegrała się krótka, ale krwawa walka pod dowództwem Jana Salamona, ponieważ nieprzyjaciel stawiał zacięty opór, i dopiero gdy powstańcy zaczęli rzucać granaty ręczne, rwące powały nad głowami żołnierzy, nieprzyjaciel się poddał. W czasie walki zabici zostali dwaj powstańcy, Fr. Panus i Fr. Sernik, 4 zostało ciężko rannych. Z Niemców legło 6 żołnierzy. Jeńców odstawiono do Cieszyna.
Tak skończyła się pierwsza i ostatnia walka pod komendą samozwańczego wodza powstania, M. Iksala. Po zniesieniu grencszucowej placówki w Gołkowicach, cały oddział powstańców ruszył do Godowa, gdzie według obmyślonego przedsięwzięcia znieść miał również tamtejszą placówkę wojsk niemieckich, potem przejść dalej na teren powiatu rybnickiego i złączyć się z oddziałami powstańców, które miały zająć miasto Wodzisław. A jednak mimo, że pierwsze starcie w Gołkowicach skończyło się powodzeniem, ludzie Iksala doszli tylko do dworca kolejowego w Godowie, po czym — nie stoczywszy walki z nieprzyjacielem — wrócili do Piotrowic. Iksal, pod którego imieniem rozpoczęły się pierwsze kroki powstania, po przybyciu do Piotrowic znikł jak kamfora. W kilka dni później zjawił się on w Warszawie, gdzie prosił o pomoc dla powstańców, lecz z powodu oburzenia, które obudził buntem swym, — spotkała go należyta odprawa.
Czyn Iksala i jego towarzyszy, oraz wszelkie z nim związane okoliczności są dowodem, że Iksal jako członek tajnej organizacji wojskowo - konspiracyjnej wszczął otwarty bunt. Skutkiem tego buntu była zupełna klęska wojsk powstańczych we wszystkich powiatach i krwawa zemsta „Grenzschutzu“ na polskiej ludności cywilnej.
Józef Grzegorzek - " Pierwsze Powstanie Śląskie 1919 roku w zarysie" str 158- 165
Niesubordynacja Maksymiliana Iksala sprawiła ż do obozu uchodźców w Piotrowicach przybyli "Główni członkowie sztabu Wyglenda Jan i Witczak Mikołaj na wiadomość o zaczynie zbrojnym piotrowickich uchodźców i ruszeniu powiatu pszczyńskiego udali się do Piotrowic. Tam odbyli naradę i postanowili wspólnie z uchodźcami walczyć z wojskami niemieckiemi w powiecie rybnickim, chodziło bowiem o to, żeby powstanie podtrzymać, skoro rozgorzało już w powiecie pszczyńskim. W tej chwili, w Piotrowicach zjawił się komendant Zgrzebniok. Porozumiawszy się z Wyglendą i Witczakiem Mikołajem, udał się on do Sosnowca. W kilka godzin później oddział powstańców w sile 100 chłopa z Wyglendą i Witczakiem na czele ruszył ku granicy. W oddziale tym byli również ludzie, którzy nocy poprzedniej znieśli placówkę „Grenzschutzu" w Gołkowicach.
Powstańcy szli ostrym marszem na Godów. Pędziła ich wiadomość o znacznem skupieniu żołnierzy „Reichswehry“ na pagórku w pobliżu dworca kolejowego w Godowie. Była godzina pierwsza w nocy, gdy doszli ku stacji. Tam dowódcy rozdzielili oddział na trzy części. Powstańcy przepuścili bez wystrzału uciekających z budynku kolejowego 12 żołnierzy niemieckich, aby przedwcześnie nie alarmować nieprzyjaciela na wspomnianym pagórku. Żołnierze „Reichswehry“, nie przeczuwając niebezpieczeństwa, spokojnie siedzieli w swych schronach, wykopanych od podnóża aż do szczytu pagórka. Tymczasem Mikołaj Witczak ze swym oddziałem obszedł pagórek i od strony wschodniej zajął dogodne stanowisko, Wyglenda ze swymi ludźmi od strony południowej, Jan Szczepański ze swą grupą stanął w lasku na zachód od dworca kolejowego, zaś Józef Michalski — zaopatrzony w nabój dynamitowy — usadowił się na moście kolejowym, aby wysadzić go w powietrze, gdyby od strony Wodzisławia zjawił się pociąg pancerny 32. Gdy powstańcy dali pierwszy raz ognia, żołnierze niemieccy podnieśli się w swych schronach, co wyglądało tak, jakby cały pagórek nagle rósł w górę. Nieprzyjaciel miał jednak dwa gotowe do strzału kulomioty na szczycie pagórka, więc sypnął gradem kul. Ale ludzie Witczaka mieli również karabin maszynowy, za pomocą którego Maksymiljan Bronny zmusił oba kulomioty niemieckie do milczenia. Teraz oddziały powstańcze jednocześnie przypuściły szturm do pagórka.
Niemcy usiłowali się bronić, lecz zwalczeni zostali granatami ręcznymi. W tej walce nieprzyjaciel miał 30 poległych, porucznika Peters‘a i 16 żołnierzy, wśród nich 8 rannych, wzięto do niewoli. Powstańcy zdobyli dwa kulomioty i broń ręczną, a strat nie mieli żadnych, bo tylko jeden powstaniec został lekko ranny. Przy zdobywaniu pagórka zaznaczył się Franciszek Marszolik. Po walce godowskiej „Grenzschutz“ pojmał w Moszczenicy pięciu powstańców z Jastrzębia i rozstrzelał ich. Oto nazwiska rozstrzelanych: Paweł Grzonka, Adolf Wodecki, Maksymilian Bronny, Konstanty Cnota i Kupsz.
Za klęskę godowską „Grenzschutz“ postanowił odwet, więc wtargnął do szkoły znajdującej się w Piotrowicach na Śląsku Cieszyńskim niedaleko pasa granicznego. Była to kwatera uchodźców, których grencszucowi żołnierze uprowadzili jako jeńców, -— razem 40 ludzi. Gdy uchodźcy z Piotrowic o tym się dowiedzieli, wyruszyli natychmiast pod Skrbeńsko, aby kolegów odbić, ale nie zdążyli na czas i „Grenzschutz“ z jeńcami uszedł. Szkoła była próżna. Przed bramą leżał wartownik - powstaniec z głową roztrzaskaną uderzeniem kolby. Za uprowadzenie uchodźców, powstańcy z Piotrowic napadli na dwór w Gorzyczkach, gdzie znajdowała się silna placówka „Grenzschutzu“. 800 łudzi brało w tym napadzie udział. Ale po pewnym czasie wyparci zostali przez wroga. Jan Szczepański został ciężko ranny.
Utarczki uchodźców z „Grenzschutzem“ trwały czas dłuższy, wreszcie doprowadzony do wściekłości wróg bił do Piotrowic z dział. Pociski armatnie nie wyrządziły jednak szkody we wsi, natomiast zdemolowały budynek fabryczny hr. Larischa, Niemca.
Józef Grzegorzek "Pierwsze Powstanie Śląskie 1919 roku w zarysie" str. 175-177