„Prace Verneologiczne” zeszyt 5

Robert H. Sherard

U Juliusza Verne’a w domu
Pisarz o własnym życiu i dorobku

Tytuł oryginału Jules Verne at Home. His Own Account of His Life and Work

Z angielskiego przełożył i przypisami opatrzył Krzysztof Czubaszek


- Najbardziej żałuję w życiu tego, że nie zająłem żadnego miejsca w literaturze francuskiej.

Starszy pan, gdy wypowiedział te słowa, spuścił głowę, a w jego pogodnym i silnym głosie zabrzmiała nuta smutku.

- Je ne compte pas dans la littérature française1 - powtórzył. Któż to wyrzekł te słowa, z opuszczoną głową i nutą goryczy w pogodnym głosie? Jakiś autor marnych acz niezwykle popularnych felietonów zamieszczanych w brukowej prasie? Jakiś pismak, który nigdy nie miał skrupułów ukrywać, że traktuje swe pióro jedynie jako narzędzie do zarabiania pieniędzy, i który nad sławę i honor przedkładał zawsze pokaźne honoraria pobierane z kasy Francuskiego Stowarzyszenia Literatów? Ależ skąd. Niewiarygodne i straszne się to wyda, lecz był to nie kto inny, tylko Juliusz Verne. Tak, Juliusz Verne, tenże Juliusz Verne, twój i mój Juliusz Verne, który przez tyle lat roztaczał przed nami wszystkimi uroki świata i będzie zachwycał tym samym również przyszłe pokolenia.

Mistrz wypowiedział te słowa w chłodnej czytelni Société Industrielle2 w Amiens. Nigdy nie zapomnę przygnębienia, jakie przebijało z jego głosu. To było jak wyznanie osoby, która zmarnowała życie, westchnienie starego człowieka, który nie może już nic w swym życiu zmienić. Słysząc to, ogarnął mnie przejmujący smutek i wszystko, co mogłem wówczas zrobić, to powiedzieć z nieudawanym entuzjazmem, że dla mnie i dla milionów takich jak ja był on wielkim mistrzem, którego podziwialiśmy i szanowaliśmy; twórcą, który wielu z nas zachwycał bardziej, niż wszyscy inni pisarze, którzy kiedykolwiek wzięli pióro do ręki. On jednak potrząsnął tylko swą siwą głową i rzekł:

- Nie liczę się w literaturze francuskiej.

Ma sześćdziesiąt sześć lat i mimo tego, że utyka, ciągle jest czerstwy i silny. Z twarzy podobny jest bardzo do Wiktora Hugo. Rumiany i pełen życia, wygląda jak prawdziwy kapitan statku. Jedna powieka nieznacznie mu opada, jednak spojrzenie jego jest bystre i silne, a z całej postaci bije jakiś czar dobroci i serdeczności. Tymi cechami charakteryzował się zawsze. Hector Malot3, pisząc przed wieloma laty, określił go mianem "najlepszego z przyjaciół", zaś zimny i powściągliwy Aleksander Dumas4 kocha go jak brata. Mimo błyskotliwego sukcesu nie ma i nigdy nie miał ani jednego prawdziwego wroga. Jego zdrowie sprawia mu niestety pewne problemy. Już od dawna ma tak słaby wzrok, że czasami nie może posługiwać się piórem, a są dni, że choroba żołądka wprost go zamęcza. Jednak jest on jak zawsze dzielny.

- Napisałem sześćdziesiąt sześć tomów - powiedział. - I jeśli Bóg pozwoli mi pożyć, będzie ich osiemdziesiąt.

Juliusz Verne mieszka w Amiens przy boulevard Longueville, na rogu Rue Charles Dubois5, w pięknym i wykwintnym domu, który wynajmuje. Dom ma trzy piętra, trzy rzędy po pięć okien od strony boulevard Longueville, trzy okna na rogu i po trzy od strony rue Charles Dubois. Podjazd i wejścia wychodzą na tę właśnie ulicę. Z okien wychodzących na boulevard Longueville rozciąga się wspaniały widok na malownicze, gdy tonie we mgle, miasto Amiens z jego starą katedrą oraz pozostałymi średniowiecznymi budowlami. Na prawo od frontu budynku, po drugiej stronie bulwaru, przebiega wykop kolejowy, który dokładnie naprzeciwko okna pracowni Verne'a znika w parku. Znajduje się tam altanka, w której, gdy jest ładna pogoda, dają koncerty kapele wojskowe. To połączenie, moim zdaniem, jest prawdziwym symbolem pracy wielkiego pisarza: pędzący z hukiem i brzękiem supernowoczesny tramwaj oraz romantyczna muzyka. A czyż to właśnie nie dzięki połączeniu nauki i myśli technicznej z tym wszystkim, co w życiu jest najbardziej romantyczne, powieści Verne'a są tak oryginalne, jak żadne inne dzieła żyjących pisarzy, nawet tych spośród najbardziej liczących się we francuskiej literaturze?


Rezydencja pisarza

Dom Vernea otacza podwórze i ogród, które od strony rue Charles Dubois zakrywa przed okiem przechodniów wysoki mur. Na teren posesji wchodzi się przez bramę, która otwiera się na dźwięk donośnego dzwonka. Naprzeciwko wybrukowanego podwórza znajdują się budynki kuchenne oraz pomieszczenia dla służby. Po lewej stronie można zobaczyć uroczy, pięknie wysadzany drzewami ogród. Po prawej stronie stoi dom, do którego prowadzi rząd szerokich schodów, ciągnących się na całej długości fasady. Do środka wchodzi się przez oranżerię, w której rosną kwiaty i palmy. Dalej znajduje się salon. Jest on bogato umeblowany, pełno w nim marmurów i brązów, bogato zdobionych ciepłych draperii oraz niezwykle wygodnych foteli. To pokój człowieka zamożnego i posiadającego dużo wolnego czasu, jednak bez żadnych charakterystycznych tego oznak. Wygląda, jakby był mało używany, i tak jest w istocie. Madame i Monsieur Verne są bardzo skromnymi ludźmi, którzy nie robią nic na pokaz, tylko wszystko dla wygody. Przylegająca do salonu jadalnia jest rzadko używana, z wyjątkiem uroczystych obiadów lub rodzinnych fete6, pisarz z żoną spożywają zaś swe proste posiłki w przylegającym do kuchni aneksie jadalnym. Z podwórka widać stykającą się z oddalonym rogiem domu wysoką wieżę. Wijące się schody, które prowadzą na wyższe piętra, znajdują się wewnątrz wieży. Na samej górze znajduje się prywatne królestwo M. Verne'a. Korytarz, wyłożony tak jak i schody czerwonym dywanem, prowadzi obok stojaków z mapami i atlasami do małego bocznego pokoiku wyposażonego w proste polowe łóżko. Naprzeciwko łukowatego okna stoi małe biurko, na którym można zobaczyć równo przycięte arkusze rękopisów. Na framudze niedużego kominka stoją dwie statuetki, jedna Moliera, druga Szekspira, a nad nimi wisi akwarela przedstawiająca parowiec w Zatoce Neapolitańskiej. W tym pokoju Verne pracuje. Przylega do niego duży pokój z szafami wypełnionymi od dywanu po sufit książkami.

M. Verne tak opowiada o swych metodach pracy:

- Wstaję każdego dnia przed piątą, czasami później, np. zimą, i o piątej siedzę już przy biurku. Pracuję do jedenastej. Pracuję bardzo powoli, przykładam do tego ogromną wagę, piszę i przepisuję każde zdanie, aż przybierze satysfakcjonujący kształt. Zawsze mam w głowie pomysły na dziesięć kolejnych powieści, gotowe postacie i fabuły, tak więc, jak pan widzi, nie będę miał trudności z napisaniem tych osiemdziesięciu powieści, o których mówiłem. Z powodu owego przepisywania tracę jednak bardzo dużo czasu. Nigdy nie jestem zadowolony, dopóki nie zrobię siedmiu czy ośmiu korekt, poprawiam i poprawiam w nieskończoność, do momentu, gdy z pewnością można powiedzieć, że ostateczna wersja tekstu nie nosi śladu podobieństwa do pierwotnego rękopisu. To oznacza dużą stratę czasu i pieniędzy, jednak zawsze staram się osiągnąć najlepszą formę i styl. Ludzie mimo to nigdy tego nie doceniają.

Spotkaliśmy się byli w salonie Société Industrielle. Na biurku po jednej ręce Vernea leżał plik poprawionych rękopisów, "szósta korekta", jak rzekł pisarz, po drugiej zaś ręce długi rękopis, na którego z ciekawością zerkałem.

- To tylko raport dla rady miasta Amiens, do której należę - powiedział pisarz ze swym niepowtarzalnym uśmiechem na ustach. - Z wielkim zaangażowaniem zajmuję się sprawami miasta.

Poprosiłem M. Vernea, by opowiedział mi o swym życiu i pracy, on zaś odrzekł, że mógłby opowiedzieć mi o rzeczach, o których nigdy wcześniej nie mówił. Zapytałem się najpierw o młodość i dom rodzinny. Oto, co mi odpowiedział:

- Urodziłem się w Nantes 8 lutego 1828 roku, a więc mam dziś 66 lat i powinienem się raczej wypowiadać na temat mego niemłodego już wieku, nie zaś wspominać dzieciństwo. Byliśmy bardzo szczęśliwą rodziną. Nasz ojciec, bardzo poważany człowiek, był paryżaninem z urodzenia, a raczej z wykształcenia, urodził się bowiem w Brie7, do szkół uczęszczał natomiast w Paryżu. Ukończył tam uniwersytet i otrzymał tytuł adwokata. Moja matka pochodziła z dolnej Bretanii, z Morlaix8. Tak więc płynie we mnie mieszanka krwi bretońskiej i paryskiej.

Te szczegóły są ważne z psychologicznego punktu widzenia i pomagają zrozumieć charakter Juliusza Vernea, który to łączy w sobie wesołość, savoir-vivre i radość życia bulwarowicza (Claretie9 pisał o nim: "Jest bulwarowiczem po czubki palców") z upodobaniem do samotności, religijnością oraz umiłowaniem morza i Bretanii.

- Miałem bardzo szczęśliwe dzieciństwo. Mój ojciec był adwokatem w Nantes. Zarabiał bardzo dobrze. Był człowiekiem kulturalnym i posiadał dobry gust literacki. Pisał piosenki w czasach, gdy we Francji piosenki jeszcze się pisało, a więc w latach 1830-1840. Nie miał on jednak ambicji. Mógł się wyróżniać na tle innych, zdobyć sławę literacką, unikał jednak jakiegokolwiek rozgłosu. Jego piosenki były śpiewane w rodzinie, tylko niewiele z nich zostało opublikowanych. Mogę nawet powiedzieć, że nikt z naszej rodziny nie był ambitny. Pragnęliśmy jedynie cieszyć się z życia i spokojnie pracować. Mój ojciec zmarł w roku 1871 w wieku siedemdziesięciu trzech lat10. Jak pan widzi, mógł powiedzieć: "Miałem dwa lata, jak rozpoczął się ten wiek", nawiązując tym samym do wypowiedzi Wiktora Hugo dotyczącej jego daty urodzenia. Moja matka zmarła w 1885 roku11, zostawiając trzydzieścioro dwoje wnucząt, a jeśli liczyć kuzynów - dziewięćdziesięciu siedmiu potomków! Wszystkie dzieci moich rodziców jeszcze żyją. Śmierć nie zabrała jeszcze nikogo z całej piątki. Było nas dwóch chłopców i trzy dziewczynki. Kobiety z mężami osiadły w Bretanii. Mój brat Paweł był i jest moim najdroższym przyjacielem. Tak, mogę powiedzieć, że jest on nie tylko moim bratem, ale również najlepszym przyjacielem. A nasza przyjaźń trwa od pierwszego dnia, który pamiętam. Co za wyprawy urządzaliśmy dziurawymi łodziami po Loarze! Gdy miałem piętnaście lat, nie było zakątka czy zakola Loary w dół do samego morza, którego nie zbadaliśmy. Strach pomyśleć, na jak okropnych łodziach pływaliśmy i co ryzykowaliśmy! Czasami kapitanem byłem ja, czasami Paweł. Z nas dwóch lepszy był jednak Paweł. Jak Pan wie, wstąpił on później do marynarki i mógł zostać wybitnym oficerem, jednak, że tak powiem, musiałby nie nazywać się Verne - nie miał po prostu ambicji.

Zacząłem pisać, gdy miałem dwanaście lat. Były to same wiersze, w dodatku okropne. Pamiętam jednak, że oda (nazywana przez nas we Francji "komplementem"), którą napisałem na urodziny mojego ojca, była całkiem niezła. Dostałem za nią wiele pochwał i czułem się bardzo dumny. Pamiętam, że już wówczas poświęcałem wiele czasu mej twórczości, dużo przepisywałem, poprawiałem i rzadko kiedy czułem się usatysfakcjonowany efektami mojej pracy.

Myślę, że w moim umiłowaniu przygód i wody można się było dopatrzeć tego, co będzie zajmowało mój umysł w późniejszych latach. Metoda pracy, jaką wtedy stosowałem, trzyma się mnie przez całe życie. Myślę, że nigdy nie wykonałem żadnej pracy niedbale.

Nie, nie mogę powiedzieć, że traktowałem naukę w sposób wybiórczy. Z pewnością nie. Oczywiście praktycznie nigdy nie eksperymentowałem naukowo, jednak, gdy byłem chłopcem, z pasją przyglądałem się pracującym maszynom. Mój ojciec miał letni dom w Chantenay u ujścia Loary. W pobliżu znajdowała się rządowa fabryka maszyn w Indret12. Kiedykolwiek szedłem do Chantenay, zawsze wstępowałem do fabryki i godzinami przyglądałem się pracującym maszynom. To zafascynowanie pozostało we mnie przez całe moje życie i dziś także patrzę na pracującą lokomotywę parową ciągle z takim zapałem, jakbym kontemplował obraz Rafaela czy Corregio13. Moje zainteresowanie przemysłem jako jednym z wytworów ludzkiego umysłu zawsze było znaczącym rysem mojego charakteru - tak znaczącym, jak upodobanie do literatury, o którym jeszcze opowiem, oraz umiłowanie sztuk pięknych, które gna mnie do każdego muzeum i galerii. Tak, mogę powiedzieć - do każdej znaczącej galerii w Europie. Ta fabryka w Indret, wycieczki po Loarze oraz układanie wierszy były trzema pasjami mojej młodości.


Jak zdobył wykształcenie

- Chodziłem do liceum w Nantes, w którym to pozostałem do momentu ukończenia kursu retoryki. Później zostałem wysłany do Paryża na studia prawnicze. Moim ulubionym przedmiotem była zawsze geografia, jednak po przybyciu do Paryża całkowicie pochłonęły mnie moje literackie pomysły. Byłem pod wielkim wpływem Wiktora Hugo. Z pasją czytałem po wielokroć jego dzieła. Mogłem wówczas recytować z pamięci całe strony Notre Dame de Paris14, ale to jednak jego dzieła dramatyczne zapładniały moją wyobraźnię. To właśnie inspirowany nimi w wieku siedemnastu lat napisałem dużo tragedii i komedii oraz niegodnych wymienienia powieści. A więc napisałem tragedię wierszem w pięciu aktach zatytułowaną Aleksander VI opowiadającą o papieżu Borgii15. Inną tragedią w pięciu aktach wierszem, napisaną wówczas, był Garnek prochu16 z Guyem Fawkesem17 jako bohaterem. Dramat z czasów Ludwika XV18 to kolejna tragedia wierszem, natomiast jeśli chodzi o komedie, to napisałem jedną w pięciu aktach wierszem i zatytułowaną Les Heureux du Jour19. Wszystkie te utwory napisałem z największą dbałością i troską o styl. Zawsze zwracałem uwagę na styl, jednak ludzie nigdy tego nie docenili.

Przybyłem do Paryża jako student mniej więcej w tym czasie, gdy gryzetka20 i wszystko to, co ona symbolizowała, znikała z dzielnicy łacińskiej21. Nie mogę powiedzieć, że bywałem w wielu pokojach moich studenckich kolegów, gdyż my Bretończycy, jak pan wie, jesteśmy ludźmi klanowymi22, a też prawie wszyscy moi przyjaciele to byli szkolni koledzy z Nantes, którzy razem ze mną wstąpili na paryski uniwersytet. Prawie wszyscy moi przyjaciele byli też muzykami i ja również w tamtym czasie byłem muzykiem. Rozumiałem, na czym polega harmonia, i mogę powiedzieć, iż myślałem, że jeśli zdecyduję się na karierę muzyczną, o wiele łatwiej niż innym przyjdzie mi osiągnąć sukces. W czasach studenckich moim przyjacielem był Wiktor Masse23, jak również Delibes24, z którym byłem w bardzo zażyłych stosunkach. Mówiliśmy do siebie nawet przez "ty". To byli przyjaciele, których poznałem w Paryżu. Do grona moich bretońskich przyjaciół należał natomiast muzyk Arystyd Hignard. Chociaż otrzymał drugą lokatę w Prix de Rome, nigdy nie wyróżniał się z tłumu. Współpracowaliśmy ze sobą. Ja pisałem słowa, a on muzykę. Stworzyliśmy razem jedną czy dwie opery, które zostały nawet wystawione, oraz kilka piosenek.

Jedna z piosenek, zatytułowana Les Gabiers25, śpiewana przez barytona Charlesa Bataillea, była w swoim czasie bardzo popularna. Partia chóru, pamiętam, brzmiała tak:

Alerte,

Alerte, enfants, alerte,

Le ciel est bleu, la mer est verte,

Alerte, alerte.26

Innym znajomym, którego poznałem jako student, i który to od tamtego czasu stał się mym przyjacielem, jest Leroy27, obecny deputowany Morbihanu28. Jednak przyjacielem, wobec którego mam największy dług wdzięczności i sentyment, jest Aleksander Dumas syn. Spotkałem go, gdy miałem 21 lat. Prawie od razu staliśmy się serdecznymi kolegami. On pierwszy zachęcił mnie do pisania. Mogę powiedzieć, że był mym pierwszym opiekunem. Dziś nie widuję się już z nim, jednak tak długo, jak będę żył, nigdy nie zapomnę jego życzliwości dla mnie ani też długu, jaki wobec niego mam. Przedstawił mnie swemu ojcu. Współpracowaliśmy ze sobą. Napisaliśmy razem sztukę Pailles rompues29, która została wystawiona w Gymnase30, oraz komedię Onze jours de siege31, która grana była w Teatrze Vaudeville. Mieszkałem wówczas w małym pokoju na stancji32, wynajmowanym dla mnie przez mojego ojca, i śniłem o bogactwie, co sprawiło, że dałem się wciągnąć w jedną lub dwie operacje giełdowe33. Mogę dodać, że owe marzenia nie spełniły się. Jednak odniosłem pewne korzyści ze stałych wizyt w coulisses34 giełdy, dzięki nim bowiem pojąłem, na czym polega urok handlu oraz gorączka operacji finansowych, co opisywałem później często i wykorzystywałem w mych powieściach.

Podczas gdy grałem na giełdzie, wspólnie z Hignardem tworzyłem operetki i pieśni, zaś z Aleksandrem Dumasem komedie, pisywałem również krótkie opowiadania do magazynów. Mój pierwszy utwór35 ukazał się w "Musée des Familles"36 i opowiadał o szalonym człowieku w balonie37, co było zapowiedzią tematyki, jaką poruszałem później w mych powieściach. Zostałem sekretarzem w Teatrze Lirycznym, a później sekretarzem M. Perrina. Uwielbiałem scenę i wszystko, co się z nią wiązało, a pracą, która sprawiała mi największą przyjemność, było pisanie właśnie na potrzeby sceny.


Początek sukcesu literackiego

- Miałem dwadzieścia pięć lat38, gdy napisałem moją pierwszą powieść o nauce. Było to Pięć tygodni w balonie39. Książka została wydana przez Hetzela w roku 186140 i od razu odniosła wielki sukces.

Przerwałem tu M. Verneowi i rzekłem: - Chciałbym, żeby mi pan powiedział, jak pan napisał tę powieść, dlaczego, oraz jak się pan do niej przygotował. Posiadał pan wiedzę na temat balonów, jakieś doświadczenie w tym względzie?

- Ależ skąd - odrzekł M. Verne. - Napisałem Pięć tygodni w balonie nie jako opowieść o baloniarstwie, ale jako opowieść o Afryce. Zawsze bardzo interesowałem się geografią oraz podróżami i chciałem stworzyć romantyczny opis Afryki. Nie było innego sposobu wysłania mych bohaterów w podróż przez Afrykę, jak właśnie przy pomocy balonu. Oto cały powód wprowadzenia do powieści balonu. W tamtym czasie nie było innego sposobu wznoszenia się. W rzeczywistości tylko raz w życiu leciałem balonem. To było w Amiens41, długo po tym, jak moja książka została opublikowana. Były to tylko "trzy kwadranse w balonie", gdyż nie powiodło się nam przy starcie. Godart, aeronauta, całował swego małego synka na pożegnanie w momencie, gdy balon zaczął się właśnie wznosić. No więc zabraliśmy chłopca ze sobą. Spowodowało to zbytnie obciążenie balonu, który nie mógł w konsekwencji daleko polecieć42. Pożeglowaliśmy jedynie do Longeau43, dworca, obok którego przechodził pan, zdążając tu. Mogę powiedzieć, iż w czasie, kiedy pisałem tę powieść, jak i teraz zresztą, nie wierzyłem w możliwość sterowania balonem, chyba że w sytuacji, gdy powietrze jest zupełnie nieruchome, tak jak na przykład w tym pokoju. Jak można zbudować balon, który zdołałby stawić czoła prądom powietrznym poruszającym się z prędkością sześciu, siedmiu, czy nawet ośmiu metrów na sekundę? To czcze marzenie. Jeśli ten problem ma zostać kiedykolwiek rozwiązany, to przy użyciu maszyny cięższej od powietrza, tak jak ptaki, które to mogą latać, chociaż są cięższe od powietrza, w którym się przemieszczają.

- Nie odbył Pan żadnych naukowych studiów z tego zakresu?

- Żadnych. Mogę powiedzieć, że nigdy nie zgłębiałem tajników wiedzy ścisłej, jednakże podczas mych lektur poznałem bardzo wiele ciekawostek, które później okazały się użyteczne. Powiem panu, że jestem zapalonym czytelnikiem i czytam zawsze z ołówkiem w ręku. Zawsze mam przy sobie notatnik i nieustannie w nim zapisuję, tak jak ta postać z książki Dickensa, wszystko to, co mnie interesuje lub może się mi przydać przy pisaniu powieści. Żeby dać panu wyobrażenie o moim czytelnictwie, powiem, że przychodzę tu44 codziennie po obiedzie i od razu zaczynam przeglądać piętnaście różnych gazet, zawsze te same piętnaście, i niech mi pan wierzy, że niewiele z zawartości każdej z nich nie zajmuje mojej uwagi. Gdy przeczytam już wszystko to, co mnie interesuje, odkładam gazety. Później przeglądam czasopisma, takie jak "Revue Bleue"45, "Revue Rose"46, "Revue des Deux Mondes"47, "Cosmos", "La Nature" Tissandiera48, "L'Astronomie" Flammariona49. Poza tym zaglądam do biuletynów towarzystw naukowych, szczególnie Towarzystwa Geograficznego, gdyż, jak zaznaczałem, geografia jest moją pasją i obiektem szczególnego zainteresowania. Mam wszystkie dzieła Reclusa50 - jestem wielkim miłośnikiem Eliséego Reclusa - oraz wszystkie Arago51. Poza tym raz po raz wracam - jestem bowiem bardzo uważnym czytelnikiem - do kolekcji znanej pod tytułem Le Tour du monde52, która to jest serią opowieści o podróżach. Zgromadziłem wiele tysięcy notatek na każdy temat i obecnie w domu mam w sumie dwadzieścia tysięcy fiszek, które mogą mi się przydać w mej pracy, a które dotąd nie były wykorzystane. Niektóre zapiski powstały po rozmowie z ludźmi. Lubię słuchać, jak ludzie opowiadają, kierować ich na tematy, w których są specjalistami.

- Jak Pan mógł dokonać tego wszystkiego bez jakichkolwiek studiów naukowych?

- Miałem wielkie szczęście przyjść na świat w czasie, gdy dostępne są słowniki na każdy możliwy temat. Otwieram po prostu słownik i odnajduję hasło zawierające informacje, których potrzebuję, i już gotowe. Oczywiście podczas moich lektur zdobyłem pewną ilość wiedzy i, jak już mówiłem, mam ogromną ilość naukowych ciekawostek w głowie. I tak np. kiedy pewnego dnia, siedząc w paryskiej kawiarni, przeczytałem w "Siecle"53, że można objechać świat w osiemdziesiąt dni, przyszło mi nagle na myśl, że mógłbym wykorzystać różnicę południków i pozwolić memu bohaterowi zyskać lub stracić jeden dzień w jego podróży. I już znalazłem zakończenie mej powieści. Minęło jeszcze dużo czasu, zanim powstała z tego książka. Noszę pomysły w głowie przez lata, czasami dziesięć lub piętnaście lat, zanim nadaję im formę powieści.

Moim celem było opisać Ziemię, a nawet nie tylko samą Ziemię, ale też i kosmos, do którego w powieściach zabierałem czasami z Ziemi mych czytelników. Starałem się także równocześnie zachować wysokiej jakości styl. Mówi się, że nie może być żadnego stylu w powieściach przygodowych, ale to nieprawda. Przyznaję, że o wiele trudniej jest, zachowując dobrą literacką formę, napisać taką właśnie powieść aniżeli studium charakterologiczne, które to jest ostatnio w modzie. I niech mi będzie wolno powiedzieć - tu Juliusz Verne lekko uniósł swe szerokie ramiona - że nie jestem wielkim zwolennikiem tak zwanych powieści psychologicznych, gdyż nie wiem po prostu, co powieść ma wspólnego z psychologią, a i nie mogę powiedzieć, ażebym lubił tak zwanych pisarzy psychologicznych54. Nie dotyczy to jednak Daudeta55 i de Maupassanta56. Dla de Maupassanta mam najwyższe uznanie. On jest geniuszem, który otrzymał z niebios dar pisania wszystkiego, i który tworzy w tak łatwy i naturalny sposób, jak jabłoń rodzi jabłka. Moim ulubionym autorem jest jednakże, i zawsze był, Dickens. Nie znam więcej niż sto słów po angielsku, tak więc muszę czytać go w przekładzie. Jednak zapewniam pana - Verne położył swe dłonie pewnym ruchem na stole - że przeczytałem wszystkie dzieła Dickensa w sumie już dziesięć razy. Nie mogę powiedzieć, że wolę go od de Maupassanta, gdyż między nimi nie może być żadnego porównania. Ale uwielbiam go niezmiernie i w mojej przyszłej powieści pt. P'tit bonhomme57 daję tego dowód i przyznaję się, że jestem jego dłużnikiem. Jestem poza tym, i zawsze byłem, miłośnikiem powieści Coopera58. Piętnaście z nich uważam za nieśmiertelne dzieła.


Niezadowolony z siebie geniusz

Verne, mówiąc tak, jak gdyby głośno myślał, rzekł:

- Dumas zwykł mówić mi, gdy narzekałem, że moja rola w literaturze francuskiej nie została doceniona: "Powinieneś być autorem amerykańskim lub angielskim. Wtedy książki twe, tłumaczone na język francuski, mogłyby ci przynieść ogromną popularność we Francji, a ty mógłbyś być uważany przez swych rodaków za jednego z największych mistrzów fantastyki". Tymczasem nic nie znaczę w literaturze francuskiej. Piętnaście lat temu Dumas zgłosił moją kandydaturę do Akademii59, a jako że miałem wówczas wielu przyjaciół w Akademii - Labichea60, Sandoza61 i innych - wydawało się, że będę miał szansę na to, że zostanę wybrany, a mój dorobek będzie oficjalnie uznany. Ale tak się nie stało i dziś, gdy dostaję listy z Ameryki zaadresowane "Pan Juliusz Verne, członek Akademii Francuskiej", uśmiecham się tylko nieco do siebie. Od czasu, gdy moja osoba została zgłoszona, wybory do Akademii Francuskiej odbyły się nie mniej niż czterdzieści dwa razy, dzięki którym, że tak powiem, jej cały skład się wymienił. Ja jednak odpadłem.

To dlatego M. Verne powiedział te słowa, które, ze względu na ich doniosłość, umieściłem na początku tej relacji.

By zmienić temat, poprosiłem mistrza, aby opowiedział o swoich podróżach. Rzekł:

- Pływałem jachtem dla przyjemności, jednak zawsze miałem na uwadze to, by zbierać informacje do moich książek. To była moja stała troska i każda z mych powieści zyskała coś dzięki tym podróżom. I tak w Le Billet de loterie62 można znaleźć fragmenty oparte na osobistych doświadczeniach i obserwacjach z podróży do Szkocji oraz na Ionę i Staffę63, a także z wyprawy do Norwegii w 1862 roku64. Popłynęliśmy wówczas ze Sztokholmu do Christianni65 poprzez kanał66, pokonując po drodze dziewięćdziesiąt siedem śluz - była to trwająca trzy dni i trzy noce niezwykła podróż parowcem - oraz udaliśmy się powozem do najdzikszej części Norwegii - Telemarku i zwiedzaliśmy tam wysokie na dziewięćset stóp67 wodospady Gosta. W Les Indes noires68 znajduje się relacja z mej wyprawy do Anglii oraz wizyty nad szkockimi jeziorami69. Powieść Une Ville flottante70 powstała po mej podróży do Ameryki na statku "Great Eastern", kiedy to odwiedziłem Albany i Niagarę oraz miałem wielkie szczęście oraz przyjemność zobaczyć wodospady skute lodem. To było 14 kwietnia71, a strumienie wody wlewały się w otwarte lodowe paszcze. Powieść Mathias Sandorf napisałem po tym, jak odbyłem podróż z Tangeru72 na Maltę73. Popłynąłem tam moim jachtem "Saint Michel", nazwanym na cześć mojego syna Michała, który to towarzyszył mi w tej wyprawie razem ze swą matką oraz moim bratem Pawłem. W roku 1878 wyruszyłem wraz z Raoulem Duvalem74, Hetzelem synem oraz moim bratem w bardzo pouczającą i niezwykle przyjemną podróż jachtem po Morzu Śródziemnym. Podróżowanie było przyjemnością mojego życia i wielce żałowałem, gdy w roku 1886 musiałem z niej zrezygnować w związku z mym wypadkiem75. Zna pan tę smutną historię o moim kuzynie76, który to bardzo mnie uwielbiał i dla którego byłem zresztą niezwykle czuły. Przybył on pewnego dnia do Amiens, ażeby mnie odwiedzić, i, wydawszy dziki wrzask, wyciągnął rewolwer, po czym strzelił do mnie, raniąc mnie w lewą nogę i czyniąc mnie tym samym kaleką na resztę mego życia. Rana nigdy się nie zabliźniła, a kula nigdy nie została usunięta. Biedny chłopak postradał zmysły i powiedział, że zrobił to, by zwrócić uwagę na moją krzywdę, że nie zostałem przyjęty do Akademii Francuskiej. Znajduje się on teraz w zakładzie dla obłąkanych i obawiam się, że nigdy już nie wróci do zdrowia. Bardzo żałuję, że przez ten wypadek już nigdy nie będę mógł ponownie zobaczyć Ameryki. Chciałbym się wybrać w tym roku do Chicago, jednak w tym stanie zdrowia, z wiecznie otwartą raną, jest to po prostu niemożliwe. Tak kocham Amerykę i Amerykanów. Proszę powiedzieć im, że jeśli mnie kochają - a wierzę, że tak, bowiem otrzymuję ze Stanów co roku tysiące listów - odwzajemniam to uczucie z całego serca. O, gdybym tylko mógł pojechać tam i się z nimi wszystkimi spotkać, byłaby to wielka radość mojego życia!

Chociaż najwięcej tematyki geograficznej zaczerpnąłem do moich powieści z osobistych obserwacji, czasami jednak posiłkowałem się wiedzą pochodzącą z lektur. Dajmy na to w powstającej właśnie powieści P'tit bonhomme, o której już wspominałem, opisuję przygody pewnego chłopca z Irlandii. Rozpoczynam opowieść, gdy ma on dwa lata, kończę zaś, gdy ma lat piętnaście i zaczyna robić karierę. Tak samo jest z wszystkimi jego przyjaciółmi. Jest to oryginalne rozwiązanie powieściowe, nieprawdaż? Chłopiec podróżuje po całej Irlandii, a że nigdy nie byłem na tej wyspie, opisy krajobrazu oraz miejsc akcji zaczerpnąłem z książek.

Mam książek na lata. Następna powieść, że tak powiem ta, która przeznaczona jest do publikacji w przyszłym roku77, nosi tytuł Les Aventures mirifiques de maitre Antifer78 i jest już całkowicie ukończona. Jest to opowieść o poszukiwaniu i odnajdywaniu skarbów, a fabuła koncentruje się na bardzo ciekawym problemie geometrycznym. Jestem teraz zajęty pisaniem powieści, która ukaże się w roku 1895, ale nie mogę nic o niej powiedzieć, bowiem nie przybrała ona jeszcze żadnego kształtu79. Od czasu do czasu pisuję także opowiadania. I tak np. w następnym, bożonarodzeniowym numerze "Figaro" opublikowana zostanie moja opowieść zatytułowana Monsieur Rediez a Mademoiselle Mibemol80 (re-krzyżyk i mi-bemol, jak pan zapewne wie, są tymi samymi znakami notacji na pianinie). Rozumie pan moje zamierzenie? Oto dała o sobie znać moja wiedza muzyczna. Nic, co człowiek się nauczy, nie zmarnuje się.

Ludzie często pytają mnie, tak jak i pan, dlaczego mieszkam w Amiens - ja, który jestem do szpiku kości paryżaninem. Otóż dlatego, jak już panu mówiłem, iż płynie we mnie krew bretońska, kocham ciszę oraz spokój i nigdzie nie byłbym bardziej szczęśliwy, niż w klasztorze. Spokojne życie poświęcone pracy i zgłębianiu wiedzy to moja radość. Przybyłem do Amiens po raz pierwszy w 1857 roku.81 Spotkałem wówczas kobietę, która jest obecnie moją żoną. Nazywała się wówczas Madame de Vianne82 i była wdową z dwójką małych córeczek. Więzy rodzinne oraz spokój tego miejsca przywiązały mnie od tamtego czasu do Amiens. Dobrze się stało, bowiem, jak rzekł mi pewnego dnia Hetzel, gdybym pozostał w Paryżu, napisałbym co najmniej dziesięć powieści mniej, aniżeli udało mi się stworzyć. Bardzo się cieszę z mojego życia tutaj. Mówiłem panu, jak pracuję rano i czytam po południu. Ćwiczę ile tylko mogę. To sekret mojego zdrowia i siły. Ciągle mam duże zamiłowanie do teatru i gdy tylko dają przedstawienie w miejscowym małym teatrze, może pan być pewien, że znajdzie pan Madame Verne i jej męża w ich loży. W te dni jadamy obiad w hotelu "Continental", ażeby mieć nieco urozmaicenia i żeby nasi służący mieli wolne. Nasze jedyne dziecko, Michał, mieszka w Paryżu, gdzie się ożenił i ma dzieci. Pisuje z talentem na tematy naukowe. Mam tylko jedno zwierzę. Widział go pan na zdjęciu w moim domu. To Follet, moje drogie stare psisko.


Źle opłacany pisarz

Zadałem następnie M. Verneowi pytanie, które, mimo że zupełnie niedyskretne, wydało mi się konieczne. Słyszałem, że honoraria, które otrzymuje za swe wspaniałe książki, są mniejsze, aniżeli gaże zwykłego dziennikarza. Dowiedziałem się z wiarygodnych źródeł, że Juliusz Verne, przeciętnie rzecz ujmując, nigdy nie zarobił więcej, niż pięć tysięcy dolarów rocznie. M. Verne odrzekł mi:

- Wolałbym raczej o tym nie mówić. To prawda, że za moje pierwsze książki, nie wyłączając tych, które odniosły największy sukces, zapłacono mi jedną dziesiątą ich wartości. Jednak po roku 1875, że tak powiem po powieści Michel Strogoff, moje kontrakty zostały zmienione, dzięki czemu otrzymywałem uczciwą część zysków z mych książek. Jednak nie mam co narzekać. W sumie to bardzo dobrze, że mój wydawca także zarobił pieniądze. Oczywiście mógłbym żałować, że nie zawarłem lepszych kontraktów na moje powieści. Dajmy na to np. sam Le Tour du Monde83 przyniósł we Francji dochód dziesięciu milionów franków, a Michel Strogoff siedem milionów, z których to pieniędzy dostało mi się o wiele mniej, aniżeli powinno przypaść w udziale. Jednak nie jestem i nigdy nie byłem typem "zarabiacza". Jestem literatem i artystą, który w swym życiu dąży do ideałów, z zapałem poszukuje pomysłów i płonie z entuzjazmu do swej pracy. A gdy wykonam zadanie, odkładam je na bok i zapominam o nim kompletnie, i to tak, że często siadam w swym gabinecie, biorę do ręki powieść Juliusza Vernea i czytam ją z przyjemnością. Nieco więcej sprawiedliwości okazanej mi ze strony moich rodaków byłoby miliony razy lepszą zapłatą, aniżeli tysiące dolarów, które moje książki powinny mi jeszcze dodatkowo przynosić każdego roku. To dlatego żalę się i zawsze będę się żalił.

Spojrzałem na czerwoną rozetę oficera Legii Honorowej84, zatkniętą w butonierce wygodnej niebieskiej marynarki mistrza.

- Tak - rzekł on. - Oto niejaki dowód uznania. - Uśmiechnął się i dodał: - Byłem ostatnim człowiekiem udekorowanym przez cesarstwo. Dwie godziny po tym, jak podpisano postanowienie o przyznaniu mi tego odznaczenia, cesarstwo przestało istnieć. Moja nominacja na oficera została podpisana w lipcu ubiegłego roku85. Jednak to nie odznaczeń pragnąłem zawsze bardziej aniżeli złota. Chciałem, by ludzie wiedzieli, czego dokonałem lub starałem się dokonać, i nie przeoczyli artysty w opowiadaczu historii. Jestem artystą - powtórzył Juliusz Verne, podnosząc się i mocno stawiając swą stopę na dywanie.

- Jestem artystą - powiedział Juliusz Verne. Ameryka, tak długo, jak będzie czytała, będzie to powtarzała.


Przypisy:

1 Je ne compte pas dans la littérature française (fr.) - Nie liczę się w literaturze francuskiej.

2 Société Industrielle (fr.) - Towarzystwo Przemysłowe

3 Malot Hector Henri (1830-1907) - francuski pisarz, autor wielu popularnych powieści (m.in. Bez rodziny).

4 Chodzi tu o Dumasa syna.

5 Adres domu: rue Charles Dubois 2.

6 fete (fr.) - święto, uroczystość.

7 Brie - region na wschód od Paryża, usytuowany pomiędzy dolinami Marny i Sekwany.

8 Morlaix - miasto położone u ujścia rzeki Dossen.

9 Claretie Arséne Arnaud, zwany Juliuszem (1840-1913) - francuski dziennikarz i pisarz. Autor powieści (m.in. Une Drolesse [fr. - Łajdaczka]), komedii (Monsieur le Ministre [fr. - Pan minister]) jak również dzieł historycznych. Był dyrektorem najbardziej szacownego teatru francuskiego - Comédie Francaise (fr. - Komedii Francuskiej). W roku 1888 został przyjęty do Akademii Francuskiej. W roku 1883 ukazała się w Paryżu jego książka pt. Jules Verne.

10 W rzeczywistości w wieku siedemdziesięciu dwóch lat. Takich przeinaczeń, powstałych zapewne podczas spisywania wywiadu przez dziennikarza, jest w tekście jeszcze kilka.

11 W rzeczywistości w 1887 r.

12 Indret - dzielnica Nantes, na północy miasta, u ujścia Loary do Atlantyku.

13 Corregio, właściwie Antonio Allergi (ok. 1489-1534) - włoski malarz renesansowo-manierystyczny. Malował obrazy i freski (m.in. w katedrze w Parmie) o tematyce religijnej i mitologicznej.

14 Notre Dame de Paris - Katedra Marii Panny w Paryżu.

15 Aleksander VI (Rodrigo Borgia, 1430-1503) - papież od 1492 r., ojciec Lukrecji i Cezara Borgiów. Przyczynił się do umocnienia potęgi Państwa Kościelnego. W 1493 r. był mediatorem w sporze między Hiszpanią i Portugalią, doprowadził do rozgraniczenia ich posiadłości kolonialnych. Mecenas artystów (m.in. Rafaela, Michała Anioła).

16 Tytuł oryginału francuskiego La Conspiration des poudres.

17 Fawkes Guy (1570-1606) - główny uczestnik tzw. spisku prochowego w Anglii, za co został stracony.

18 Tytuł oryginału francuskiego Un Drame sous Louis XV; Ludwik XV z dynastii Burbonów (1710-1774) - król Francji od 1715 r., ożeniony z Marią Leszczyńską. Do 1723 r. rządy w jego imieniu sprawował regent Filip Orleański, potem ministrowie. Za jego panowania narastał kryzys finansowy państwa.

19 Les Heureux du Jour - Godziny dnia.

20 gryzetka - słowo przestarzałe, używane we Francji na określenie młodej dziewczyny pracującej w domach mody jako ekspedientka, szwaczka, modystka itp., prowadzącej dość swobodne życie, lubiącej zabawę. Także - uboga suknia z szarego materiału.

21 dzielnica łacińska - dzielnica studencka w Paryżu

22 klanowy - zamknięty, odgradzający się od otoczenia

23 Massé Feliks Maria, zwany Wiktorem (1822-1884) - francuski kompozytor, autor popularnych melodii oraz dzieł lirycznych (m.in. Noces de Jeanette [fr. - Małżeństwo Jeanetty]).

24 Delibes Leo (1836-1891) - francuski kompozytor, twórca oper (m.in. Lakme), baletów (m.in. Sylvia), operetek i pieśni.

25 Les Gabiers (fr.) - Marynarze z bocianiego gniazda.

26 Alerte... (fr.) - Alarm, alarm, dzieci, alarm, niebo jest niebieskie, morze jest zielone, alarm, alarm.

27 Najprawdopodobniej chodzi o Charlesa Leroya (1844-1895) - francuskiego pisarza. Niewykluczone jednak, że mógł to być Eugene Le Roy (1836-1907) - również francuski pisarz.

28 Morbihan - departament w dolnej Bretanii.

29 Właściwie Les Pailles rompues (fr. - Złamane słomki).

30 Gymnase-Dramatique - teatr paryski, założony w roku 1820. W rzeczywistości sztuka została wystawiona w Teatrze Historycznym.

31 Onze jours de siege (fr.) - Jedenaście dni oblężenia. Libretto tej komedii wskazuje jednak, że współpracownikiem Verne'a był Charles Wallut. Być może chodziło więc pisarzowi o komedię Guerre aux tyrans (fr. - Wojna z tyranami)? W tym jednak przypadku Dumas użyczył raczej tylko swej "życzliwości", aniżeli faktycznego wsparcia.

32 Przy rue de lAncienne-Comédie 24.

33 Verne pracował jako makler w giełdowym kantorze.

34 coulisses (fr.) - kulisy

35 W rzeczywistości był to drugi utwór. Pierwszy nosił tytuł Les Premiers navires de la marine mexicaine (Pierwsze okręty floty meksykańskiej).

36 "Musée des Familles" (fr.) - Muzeum Rodzinne.

37 Tytuł opowiadania brzmiał Un Voyage en ballon (fr. - Podróż balonem). Dziś utwór ten znamy pod tytułem Dramat w przestworzach.

38 W rzeczywistości trzydzieści pięć lat.

39 Tytuł oryginału francuskiego Cinq semaines en ballon.

40 W rzeczywistości w 1863 r.

41 28 września 1873 r.

42 Opowiadanie o tym locie ukazało się w roku 1873 pod tytułem Vingt-quatre minutes en ballon (Dwadzieścia cztery minuty w balonie).

43 Poprawnie - Longueau.

44 Zapewne chodzi o czytelnię Towarzystwa Przemysłowego, bowiem tam właśnie rozpoczął się niniejszy wywiad.

45 "La Revue Bleue" (fr.) - Przegląd Niebieski.

46 "La Revue Rose" (fr.) - Przegląd Różowy.

47 "La Revue des Deux Mondes" (fr.) - Przegląd Dwóch Światów.

48 Tissandier Gaston (1843-1899) - francuski uczony, pionier aeronautyki, popularyzator nauki.

49 Flammarion Nicolas Camille (1842-1925) - francuski astronom, popularyzator nauki, założyciel Francuskiego Towarzystwa Astronomicznego (Société Astronomique de France).

50 Reclus Elisée (1830-1905) - francuski geograf, skazany na banicję za udział w Komunie Paryskiej. Na emigracji zapoczątkował pisanie monumentalnej geografii regionalnej świata. Dzieło to wywarło ogromny wpływ na rozbudzenie zainteresowania studiami geograficznymi.

51 Arago Dominique Francois Jean (1786-1853) - francuski astronom, fizyk, matematyk i działacz polityczny. Wybitny popularyzator nauki. Jako członek Rządu Tymczasowego 1848 r. przyczynił się do obalenia niewolnictwa we francuskich koloniach.

52 Le Tour du monde (fr.) - Podróż dookoła świata.

53 "Siecle" (fr.) - Wiek.

54 Niewykluczone, że Verne ma tu na myśli m.in. Emila Zolę.

55 Daudet Alphonse (1840-1897) - francuski pisarz, autor związanych z Prowansją obyczajowych opowiadań (tom Listy z mojego młyna) i powieści (cykl o Tartarenie z Tarasconu).

56 Maupassant Guy de (1850-1893) - francuski pisarz, jeden z głównych przedstawicieli naturalizmu, autor licznych nowel (m.in. Baryłeczka), a także powieści (m.in. Bel-Ami).

57 P'tit Bonhomme - Malec.

58 Cooper James Fenimore (1789-1851) - pisarz amerykański, autor powieści przygodowych z życia traperów, kolonistów oraz Indian (m.in. Pięcioksiąg przygód Sokolego Oka).

59 Tj. Akademii Francuskiej.

60 Labiche Eugene (1815-1888) - francuski dramatopisarz, współautor ponad stu popularnych komedii. Celował w wodewilu i farsie (m.in. Słomkowy kapelusz).

61 Chodzi tu o Juliena Sandeau, zwanego Juliuszem (1811-1883), francuskiego pisarza.

62 Właściwie Un Billet de loterie (Bilet na loterię).

63 Iona, Staffa - wyspy wchodzące w skład archipelagu hebrydzkiego; wrażenia z podróży do Szkocji i na Hebrydy w roku 1879 zawarł Verne tak naprawdę w powieści La Rayon vert (Zielony promień).

64 Niektóre źródła podają rok 1861.

65 Christiania - tak do roku 1924 nazywało się Oslo, na cześć króla Chrystiana IV, który odbudował to miasto po pożarze w roku 1624.

66 Chodzi tu prawdopodobnie o cieśninę Sund, łączącą Bałtyk z Morzem Północnym.

67 900 stóp - ok. 200 m.

68 Les Indes noires - Czarne Indie.

69 Ta sama podróż w roku 1879.

70 Une Ville flottante - Pływające miasto.

71 14 kwietnia 1867 r.

72 Tanger - miasto w północno-zachodnim Maroku, port nad Cieśniną Gibraltarską.

73 W roku 1884.

74 Duval Raoul (1832-1887) - francuski dziennikarz, wyższy urzędnik i polityk.

75 Jacht "Saint Michel III" został jednak sprzedany zanim 9 marca doszło do zamachu.

76 Był to syn brata Juliusza - Pawła i miał na imię Gaston.

77 Chodzi o rok 1894, bowiem wywiad został przeprowadzony pod koniec roku 1893.

78 Les Aventures mirifiques de maître Antifer - Niezwykłe przygody pana Antifera; powieść ukazała się pod tytułem Mirifiques aventures de maitre Antifer.

79 Być może chodzi o powieść L'Ile a hélice (Pływająca wyspa), która ukazała się właśnie w roku 1895.

80 Właściwie Monsieur Ré-Dieze et Mademoiselle Mi-Bémol (Pan Re-Krzyżyk i Panna Mi-Bemol).

81 W rzeczywistości w 1856 r.

82 Właściwie de Viane. Honoryna, bo tak jej było na imię, nosiła jednak wówczas nazwisko swego pierwszego męża - Morel.

83 Właściwie Le Tour du monde en quatre-vingts jours (W osiemdziesiąt dni dookoła świata).

84 Legia Honorowa - najwyższe francuskie odznaczenie państwowe ustanowione w roku 1802 przez Napoleona.

85 Chodzi o rok 1892 (patrz przypis 77).


Wywiad ten ukazał się w "McClures Magazine", tom II, nr 2, styczeń 1894 r., str. 115-124.