„Prace Verneologiczne” zeszyt 11

Gordon Jones

W domu Juliusza Verne’a

Tytuł oryginału Jules Verne at Home

Z angielskiego przełożyli i przypisami opatrzyli Wiesław Szydłowski i Krzysztof Czubaszek


Napisałem z Paryża, zapytując zasłużonego pisarza, czy będę mógł mieć zaszczyt przeprowadzenia z nim wywiadu. Po przyjeździe do Amiens zastałem jego bilet wizytowy z lakoniczną adnotacją: „Demain Jeudi a 10 h. du matin1.

O umówionej godzinie przybyłem do rezydencji przy boulevard Longueville 44 – dużego, lecz bezpretensjonalnego domu, typowo francuskiego, z ciężkimi okiennicami. Po przedstawieniu się zostałem wprowadzony przez służącą do salonu, gdzie miałem zaczekać na gospodarza. Wkrótce pojawił się pan Verne i po kilku kurtuazyjnych słowach powitania usiadł w dużym fotelu i rozpoczął swobodną rozmowę.

Z wyglądu autor Pięciu tygodni w balonie jest człowiekiem solidnej budowy, poniżej średniego wzrostu. Ma łagodne niebieskie oczy i krótką srebrzystą brodę. Ubiera się niezmiennie w skromny, luźno dopasowany czarny garnitur. Będąc w mieszkaniu, zakłada też małą, spiczastą czapeczkę z materiału, niezbędną z uwagi na częste ataki reumatyzmu.

W jego osobowości nie ma nic szczególnego. W mowie i obyczajach jest bardzo skromny. Jak każdy mieszkaniec Amiens twierdzi, że jego życie to spokój i odpoczynek, typowe dla mieszkańca prowincji, który rzadko bywa z wizytami i jeszcze rzadziej przyjmuje gości, będąc całkowicie oddanym swojej rodzinie i książkom.

Moje pierwsze pytanie dotyczyło naturalnie jego wzroku, na ten temat bowiem pojawiły się w angielskich gazetach różne opinie.

– Tak – odpowiedział pisarz – mój wzrok uległ ostatnio znacznemu pogorszeniu, lecz nie tak bardzo, jak można wnioskować z niektórych doniesień. Dalej widzę dobrze na lewe oko, lecz na prawym tworzy się katarakta. Lekarze zalecają operację, której nie zamierzam się jednak poddać z uwagi na mój wiek.

– Okoliczności te mają zapewne wpływ na pańską pracę literacką? – zapytałem.

– Oczywiście nie mogę pracować tak jak dawniej – odrzekł Verne. – Przez ostatnie lata pisałem dwie książki rocznie. Obecnie przygotowuję kolejną. Jednakże czuję ciężar swego wieku, muszę więc nieco zwolnić tempa. Pracuję właśnie nad moim setnym dziełem – ciągnął dalej z uśmiechem. – Myślę, że przy takiej ilości, jak i odpowiadającej jej jakości, mogę uczciwie stwierdzić, że nabyłem prawa do odpoczynku.

– Kiedy rozpoczęła się pańska kariera pisarska? – zapytałem.

– Na to pytanie pozwolę sobie udzielić podwójnej odpowiedzi – odrzekł. – Kiedy miałem 12 lub 14 lat, nie wypuszczałem pióra z rąk. W latach szkolnych dużo pisałem, głównie wiersze. Przez całe życie pasjonowałem się poezją i dramaturgią. Na początku mojej drogi literackiej opublikowałem znaczną ilość tego typu utworów, niektóre spotkały się z dużą aprobatą. Moja obecna, właściwa kariera rozpoczęła się, gdy miałem ponad 30 lat i była wynikiem nagłego impulsu. Pewnego dnia uświadomiłem sobie, że mogę wykorzystać moją wiedzę naukową do połączenia nauki i powieści, stworzenia interesującego dzieła, które może znaleźć uznanie w oczach czytelników. Pomysł ten tak mi się spodobał, że wziąłem się niezwłocznie za jego realizację. W rezultacie powstała powieść Pięć tygodni w balonie. Książka odniosła zdumiewający sukces. Kilka jej kolejnych wydań zniknęło z księgarń. Moi wydawcy zażyczyli sobie, bym napisał parę następnych książek w tym stylu. Chociaż nie w pełni się z nimi zgadzałem, zrealizowałem ich żądania. W efekcie tego zupełnie zrezygnowałem ze swej dawnej ‘miłości’ i poświęciłem całą swą energię i uwagę nowej.

Szczęśliwie się złożyło dla dzisiejszej młodzieży, że owa chwilowa inspiracja miała tak przemożny wpływ na rodzaj twórczości Verne'a. Który współczesny chłopiec, czy dziewczyna, przedkładałby choćby najwspanialszą poezję nad zapierające dech podróże kapitana Nemo, czy też dokonania Robura i jego niezwyciężonego "Albatrosa".

Poetyczną naturę Verne'a można jednakże dostrzec w wielu jego książkach, na przykład w czarującej powieści Czarne Indie2, w której znajdujemy wspaniały portret literacki małej dziewczynki Nell. Gdy zabrana została ona z podziemnego więzienia, gdzie spędzała swoje życie, zobaczyła po raz pierwszy, z miejsca zwanego Arthur Seat3, wspaniałość szkockiego wschodu słońca.

Ze zwykłą sobie skromnością Verne zaprzecza, jakoby był wynalazcą. – Ja tylko podsuwam pewne pomysły – zauważył. – Pomysły, które opieram na praktycznym doświadczeniu. Rozwijam je w bardziej lub mniej twórczy sposób, aby odpowiadały moim celom.

– Jednak wiele z pańskich pomysłów, które dwadzieścia lat temu zostały odrzucone jako niemożliwe do zrealizowania, stały się dzisiaj rzeczywistością – zauważyłem.

– W rzeczy samej – odpowiedział Verne. – Lecz wynalazki te są wyłącznie wynikiem nowoczesnego naukowego podejścia i jako takie były przewidywane przez innych, nie tylko przeze mnie. Ich pojawienie się było nieuniknione, czy przewidziane, czy też nie. Mogę najwyżej stwierdzić, że zapewne wybiegałem w przyszłość nieco dalej, niż większość moich krytyków.

W tym momencie dołączyła do nas pani Verne, czarująca siwowłosa dama, która niezmiernie cieszy się z sukcesów swojego męża. Zapytałem, czy miała wpływ na jakiekolwiek jego dzieło.

– Och nie – odpowiedziała – nie mam udziału w twórczości mojego męża. Jedyne, co robię, to czytam jego książki i dopóki nie są wydrukowane, nie wiem o nich prawie nic. – Dodała także: – Myślę, że pan zauważył, iż głównymi bohaterami powieści męża są Anglicy. Ma on wielki podziw dla pańskich rodaków i twierdzi, że nadają się oni wspaniale do jego powieści.

– Tak – przerwał Verne – Anglicy z ich niezależnością i poczuciem własnej wartości nadają się jak mało kto na bohaterów, szczególnie wówczas, gdy, jak w przypadku Fileasa Fogga, wydarzenia wymagają od nich przeciwstawiania się w każdym momencie wielkim i całkowicie nieprzewidzianym trudnościom.

Raczyłem przypomnieć panu Verne'owi, że ten komplement dotyczący naszego narodu nie jest popularny po tej stronie Kanału4. Nie ma zaś młodego Brytyjczyka, który nie spędziłby wielu godzin z tą czy inną jego wspaniałą przygodową powieścią.

– Jestem z tego dumny – odrzekł Verne. – Nic nie daje mi takiej satysfakcji jak to, że moje książki rozbudzają zainteresowania i stają się wzorem do naśladowania dla młodych ludzi, z którymi w innym przypadku nie dane by mi było się zetknąć. Taki właśnie cel przyświecał mi przy pisaniu powieści. Podczas mojej ostatniej choroby otrzymałem niezliczoną ilość telegramów oraz wyrazów współczucia od angielskich czytelników. Niedawno zaś dostałem wspaniałą laskę od jednego z moich młodych przyjaciół z tego kraju.

– Oczywiście był pan w Anglii?

– Tak, wiele lat temu, kiedy byłem młody. Popłynąłem moim jachtem do Southampton. Następnie zwiedziłem Londyn i udałem się do Brighton, które szczególnie oczarowało mnie swoimi molami i promenadami. Jednakże angielskim miastem, które znam najlepiej, jest Liverpool. Przebywałem tam przez pewien czas z moimi znajomymi i miałem okazję dobrze je poznać, szczególnie doki i rzekę Mersey, które to próbowałem opisać w mojej powieści Pływające miasto.

– Czy był pan kiedykolwiek w Szkocji lub w Irlandii?

– Owszem, odbyłem wspaniałą podróż po Szkocji i podczas jednej z wycieczek zwiedziłem Grotę Fingala na wyspie Staffie. Ta ogromna pieczara ze swymi tajemniczymi cieniami, ciemnymi komorami o ścianach porośniętych zielskiem i wspaniałymi bazaltowym kolumnami zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Zainspirowała mnie też do napisania książki... – tu Verne przerwał. – Naprawdę zapomniałem jej tytułu – rzekł po chwili. – Pamiętasz go? – zapytał, zwracając się do żony.

– Chyba Zielony promień – zasugerowała pani Verne.

– O tak, oczywiście, Zielony promień. Proszę mi wybaczyć, ale spośród wielu tytułów nie mogłem sobie przypomnieć właśnie tego.

Wiele z książek Verne'a zawdzięcza swoje powstanie chwilowej inspiracji. Tak było w przypadku Pięciu tygodni w balonie czy Zielonego promienia. Powieść Pływające miasto została napisana pod wrażeniem podróży do Ameryki na pokładzie statku "Great Eastern". Z kolei W 80 dni dookoła świata, być może najbardziej podziwiana ze wszystkich jego książek, powstała pod wpływem ogłoszenia agencji turystycznej, które przypadkowo zobaczył w gazecie.

Zapytałem Verne'a, którą ze swych książek lubi najbardziej.

– To pytanie jest mi często zadawane. Uważam, że jak ojciec dzieci, tak autor nie powinien faworyzować żadnego ze swych dzieł. Wszystkie książki powinny być przez niego traktowane równo, gdyż są wynikiem jego najlepszych starań. Chociaż pisane w różnym nastroju i z niejednakową werwą, każda reprezentuje pełnię myśli i energii włożoną w ich stworzenie. Tym niemniej – ciągnął dalej – chociaż ja sam nie mam żadnych preferencji, nie znaczy to, że nie mają ich moi czytelnicy. Z pewnością pan może wskazać jedną powieść, która podobała się panu bardziej niż inne?

Odpowiedziałem, że jeżeli chodzi o mnie, to najciekawszą powieścią jest 20000 mil podmorskiej żeglugi, chociaż Michał Strogow, który został przerobiony na sztukę i jest obecnie wystawiany w Teatrze Chatelet w Paryżu, również zalicza się do moich ulubionych.

Pan Verne był poruszony faktem, że widziałem tę sztukę poprzedniego wieczoru. Wstając z fotela i robiąc wymowny gest, zapytał mnie: – Może mi pan powiedzieć, czy sztuka została dobrze wystawiona i dobrze odebrana?

Zapewniłem go, że tak było. Rzeczywiście, rozmiary sceny w Teatrze Chatelet pozwalają na wystawienie sztuki w sposób imponujący. W pewnym momencie na scenie pojawia się ponad trzystu aktorów, w tym wielu na koniach.

– Rzadko teraz jeżdżę do Paryża – rzekł Verne – jednakże mam swoją lożę w tutejszym teatrze, gdzie często bywam. Jestem bardzo zadowolony z Amiens. Jego cicha atmosfera niezwykle mi się podoba i straciłem wszelką ochotę na wyjazdy dla zmiany otoczenia. Mieszkam w tym domu ponad dwadzieścia lat5 i tutaj właśnie napisałem większość swoich książek. Kilka lat temu przenieśliśmy się do willi na rogu rue Charles Dubois6, lecz okazała się dla nas za duża i szybko wróciliśmy na stare śmieci.

– Przypuszczam, że gdy pan pisze, natchnienie nie napływa, dopóki nie jest pan sam?

– Przeciwnie – włączyła się pani Verne – mój mąż nie jest pod tym względem wymagający. Nie potrzebuje specjalnych warunków. Pracuje w spokoju na piętrze, jednakże hałas nie przeszkadza mu w pracy. Ja i moje córki możemy robić, co chcemy, bez obawy gniewu z jego strony.

– W jaki sposób pan pracuje? – zapytałem.

– Mój sposób pracy? Cóż, do niedawna wstawałem o piątej rano i przez trzy godziny, do śniadania, pisałem. W ten sposób powstała duża część moich książek. Chociaż mógłbym pracować dłużej w ciągu dnia, niemalże wszystkie moje powieści zostały napisane w czasie, kiedy większość ludzi jeszcze śpi. Zawsze dużo czytałem, głównie gazety i czasopisma. Kiedy znajduję interesujący artykuł lub notatkę, wycinam je i zachowuję na przyszłość. W ten sposób gromadzę pomysły wykorzystywane później w książkach i jestem na bieżąco z postępem naukowym. Czynność ta jest bardzo pracochłonna, ale rezultaty kompensują wysiłek. Jeżeli wycinki są prawidłowo opisane, nie mam najmniejszego problemu ze znalezieniem potrzebnego materiału, często nawet po upływie kilku lat.

Zapewne wielu czytelników zauważy, że jest to metoda przyjęta przez niedawno zmarłego Charlesa Reade'a7 i gorąco przez niego polecana jako jedyna, która w sposób zadowalający pomaga autorowi śledzić zachodzące szybko we współczesnym świecie zmiany.

– Czy wśród pana lektur znalazły się dzieła wielu angielskich pisarzy?

– Czytałem wielu waszych najbardziej znanych autorów, w tym poetów. Muszę jednak z żalem stwierdzić, że tylko w tłumaczeniu. Czuję, iż wiele przez to straciłem, że nigdy nie nauczyłem się angielskiego, ale nie wykorzystałem tej szansy i teraz jest na to za późno.

– Kto jest pańskim ulubionym autorem?

– Żyjącym czy zmarłym?

– Powiedzmy, że zmarłym.

– Nie ma drugiej odpowiedzi na to pytanie – rzekł Verne z wyraźnym ożywieniem. – Dla mnie dzieła Karola Dickensa nie mają sobie równych, przewyższają inne oszałamiającą mocą i sposobem ekspresji. Jakiż wspaniały humor i patos kontrastują ze sobą na stronach powieści tego autora! Jego postacie wydają się żyć naprawdę, a ich mowa niemalże brzmi w uszach! Czytałem jego arcydzieła po wielokroć, tak samo moja żona. Dawid Copperfield, Martin Chuzzlewit, Nicholas Nickleby, Magazyn osobliwości8 – my wszyscy je czytaliśmy, nieprawdaż?

– Ach tak – odpowiedziała pani Verne z uczuciem. – Il a vraiment du coeur9.

Zaprawdę wspaniale jest słyszeć jednego autora mówiącego o innym z takim niekłamanym uznaniem, szczególnie wówczas, gdy, jak ma to miejsce w tym przypadku, dzieli ich nie tylko bariera stylu, lecz i narodowości.

– A spośród żyjących pisarzy kogo by pan wybrał? – zapytałem.

– To nieco trudniejsze pytanie – odrzekł Verne z namysłem – i muszę się zastanowić, zanim panu odpowiem. – No cóż, wybrałem – odpowiedział po minucie. – Jest to autor, którego dzieła bardzo do mnie przemawiają ze względu na ich siłę wyobraźni. Jego książki zawsze żywo mnie interesowały. Mówię o H.G Wellsie. Niektórzy z moich przyjaciół sugerowali, że jego twórczość jest podobna do mojej, lecz myślę, że się mylą. Uważam, że Wells jest pisarzem z wyobraźnią, który zasługuje na uznanie, lecz nasze metody pracy są zupełnie inne. Zawsze zwracałem uwagę na to, by tak zwane wynalazki w moich książkach oparte były na aktualnym stanie wiedzy, by opisywane metody konstrukcji i materiały nie odbiegały od współczesnych osiągnięć inżynierskich. Weźmy na przykład "Nautilusa". Jeżeli dokładnie mu się przyjrzymy, to okaże się, iż jest to łódź podwodna, w której nie ma niczego nadzwyczajnego, niczego, co wykracza poza granice aktualnej wiedzy naukowej. Wynurza lub zanurza się przy użyciu znanych metod, mechanizmy jego sterowania i napędu są całkowicie racjonalne i zrozumiałe. Źródło napędu też nie jest tajemnicą. Jedynie przy opisie zastosowania tego napędu odwołałem się do wyobraźni i specjalnie pozostawiłem trochę niedomówień, aby czytelnik mógł dojść do własnych wniosków. Kilka technicznych luk wykształcony i praktyczny umysł może bez trudu wypełnić we własnym zakresie. Natomiast twory wyobraźni Wellsa odwołują się do stopnia wiedzy naukowej i czasów odległych od współczesności, chociaż, przyznaję, nie przekraczają zupełnie granic ludzkich możliwości. Pisarz ten nie tylko wywodzi ze swej wyobraźni opisy pojazdów, ale również wymyśla materiały, których używa do ich budowy. Zobaczmy na przykład jego powieść Pierwszy człowiek na Księżycu. Zapewne pan pamięta, że pojawia się tam całkowicie nowa antygrawitacyjna substancja. Autor nie tylko nie podaje jej sposobu wytwarzania lub składu chemicznego, lecz nie sugeruje nawet, jak, odnosząc się do aktualnej wiedzy naukowej, przewidzieć metodę, dzięki której będzie ją można uzyskać w przyszłości. Z kolei w Wojnie światów, powieści, którą bardzo lubię, czytelnik nie wie, jakiego rodzaju stworzeniami są Marsjanie, lub w jaki sposób wytwarzają niezwykły gorący promień, który powoduje takie spustoszenie wśród ich napastników. – Proszę wziąć pod uwagę – kontynuował Verne – że nie próbuję krytykować metod Wellsa. Przeciwnie, mam najwyższe uznanie dla jego twórczego umysłu. Porównuję tylko nasze dwa style i wskazuję istniejące między nimi fundamentalne różnice. Mam nadzieję, że pan rozumie, iż nie staram się udowadniać wyższości jednego z nas. – Tymczasem – dodał, wstając z fotela – obawiam się, że zaczynam pana nużyć. Czas upływa tak szybko na rozmowie, gawędzimy ze sobą już ponad godzinę.

Zapewniłem pana Verne'a, że trzeba by wielu godzin, aby ktokolwiek mógł znużyć się w jego towarzystwie, lecz, mając na uwadze jego czas, zakończyłem moją wizytę.

Z czarującą, staroświecką uprzejmością państwo Verne postanowili towarzyszyć mi do wyjścia. Wychodząc na słoneczne podwórze, ostatni raz spojrzałem na słynnego pisarza. W pamięci została mi srebrnowłosa postać stojąca w drzwiach wejściowych, której sympatyczne „Au revoir10” podążało za mną poprzez wybrukowaną ulicę i dźwięczało w moich uszach jeszcze długo po tym, jak opuściłem Amiens, udając się ekspresem do Dieppe.


Przypisy:

1 Demain Jeudi a 10 h. du matin (fr.) – Najbliższy czwartek, godz. 10 rano.

2 W tekście angielskim tytuł tej książki brzmi The Child of the Caverns [Dziecko sztolni].

3 Arthur Seat – nieczynny wulkan (wys. 250 m), położony w Edynburgu, z którego rozpościera się wspaniały widok na okolicę. Góra ta zwana jest także Głową Lwa (Lion's Head).

4 Kanał La Manche, zwany przez Brytyjczyków Kanałem Angielskim (The English Channel).

5 W domu przy boulevard Longueville 44 Verne mieszkał w latach 1872-1882 i 1900-1905, a więc w 1904 r., gdy był przeprowadzany niniejszy wywiad, mijał piętnasty rok jego pobytu w tym miejscu.

6 W domu tym mieści się obecnie siedziba muzeum Juliusza Verne'a (La Maison de Jules Verne).

7 Charles Reade (1814-1884) – pisarz angielski. W swych społeczno-obyczajowych powieściach i dramatach, nawiązujących do stylu Karola Dickensa, krytykował przejawiające się w codziennym życiu zło.

8 Tytuł oryginału: The Old Curiosity Shop.

9 Il a vraiment du coeur (fr.) – On [tj. Dickens] ma niewątpliwie wielkie serce.

10 Au revoir (fr.) – Do zobaczenia.


Tekst w języku angielskim ukazał się w „Temple Bar”, czerwiec 1904 r., str. 664-671.